Kiedy wyszli ze spotkania u burmistrza, Jaskari czekał na nich w holu ratusza. Na ich widok poderwał się i ruszył im na powitanie. Jasnowłosy bożek o imponujących mięśniach i niewinnych niebieskich oczach.
Ram natychmiast go zapytał:
– Gdzie Elena?
– Po obdukcji wyglądała na wykończoną – odparł beztrosko Jaskari. – Odesłałem ją bezpośrednio do gondoli, bo chyba wracamy już do domu?
Na twarzy Strażnika odmalowała się surowość.
– Nigdzie nie wracamy, ledwie rozpoczęliśmy wypełnianie naszych dzisiejszych zadań. I jak odważyłeś się puścić ją samą w tym śmiertelnie niebezpiecznym miejscu, jakim stało się teraz to miasto?
Uśmiech Jaskariego nieco przygasł.
– Phi! Chyba nikt nie zechce uprowadzić Eleny?
Ram wbił w niego wzrok.
– Nie? A dlaczego nie? Elena jest szczególnie zagrożona, przed chwilą właśnie powtarzaliśmy sobie, że na szczęście jest z tobą. Natychmiast idziemy na rynek!
Jaskari spuścił z tonu. Nie bardzo pojmował całą sytuację} rozumiał jedynie, że zachował się głupio i że Ram rozgniewał się na niego. W milczeniu powlókł się za Strażnikiem.
Jori i Armas szli za nimi, wszyscy maszerowali prędko, z lękiem w sercach. Elena jest wszak taka naiwna, taka łatwowierna i nie potrafi się bronić, nie umie wyznaczyć żadnych granic, ugina się pod wolą innych ludzi.
Jori powiedział cicho:
– Wydaje mi się, że pielęgniarstwo nie jest właściwym zajęciem dla Eleny.
– Ja także to zauważyłem – przyznał mu rację Armas, wysoki potomek Obcych. – Źle jej z tym. Na pewno wymagający, kwękający pacjenci i leniwe pielęgniarki będą ją tylko wykorzystywać. Od rana do wieczora czeka ją podawanie basenów.
– Sądzę, że powinniśmy pomówić z Danielle i Leonardem.
– Tak, i to jak najszybciej.
Gdy jednak dotarli na rynek i ujrzeli pustą gondolę, przestraszyli się, że nigdy nie dojdzie do rozmowy z rodzicami Eleny, dziewczyny bowiem nie było.
Przez chwilę stali bezradni, nie wiedzieli, co począć. Jaskari z żalu i ze strachu gardło miał jak zasznurowane.
– Może jeszcze nie zdążyła tutaj dojść – zauważył nieśmiało.
– Jak dawno temu się rozdzieliliście? – zapytał Ram.
Jaskari popatrzył na zegarek.
– To było… Ach, nie, na miłosierdzie, upłynęła już ponad godzina!
Nie na żarty się teraz zaniepokoił.
– Czy mogła pójść coś zjeść? – podsunął Armas.
Jaskari pokręcił głową.
– Wątpię, by była w stanie cokolwiek przełknąć.
Strach sparaliżował ich wszystkich. Co powinni teraz zrobić?
– Jakieś kłopoty? – rozległ się za nimi znajomy głos.
Nadszedł Marco razem z Mórim i Dolgiem.
Ulga, jaką odczuli, objawiła się niemal fizycznym bólem.
– Elena zginęła! – wykrzyknęli chórem.
– Możecie być spokojni – uśmiechnął się Dolgo. – Otrzymałem wieści od elfów, Eleną zajął się Tsi-Tsungga.
– Co takiego? – z niedowierzaniem spytał Jori. – A co on tu robi?
Odpowiedział Ram:
– Las elfów skrawkiem sięga niemal do najstarszej dzielnicy miasta, to dość blisko stąd.
– Jakie to głupie z jej strony, że tam poszła – prychnął Jaskari.
– Jedyną osobą, która postąpiła głupio, jesteś ty – ostro przywołał go do porządku Ram. – Elena pewnie po prostu zabłądziła, w mieście nieprzystosowanych wcale o to nietrudno.
– Jakie to dla niej typowe, iść kawałek i zaraz się zgubić.
– Dość tego, co masz przeciwko tej miłej dziewczynie?
Dolgo starał się uspokoić ich wzburzenie.
– Tsi mówił elfom, że Elenę gonił jakiś czarny samochód, dlatego pobiegła do lasu.
– No tak, to wyjaśnia całą sprawę – stwierdził Armas. – Ale oznacza także, że Elena rzeczywiście jest w niebezpieczeństwie.
Ram tylko pokiwał głową.
– Przepraszam – westchnął Jaskari. – Nie mam nic przeciwko Elenie, dobrze o tym wiecie. Nie dają mi spokoju wyrzuty sumienia i dlatego wygaduję takie głupstwa. Irytuje mnie jej dobroć, dla wszystkich jest taka życzliwa i miła, brak jej iskry.
– Mnie się wydaje, że powoduje nią raczej strach niż dobroć – włączył się do rozmowy Marco. Jego melodyjny głos wszystkich ucieszył. – Lęk przed tym, że się nie sprawdzi, dlatego też jest taka przewrażliwiona. Na świecie żyje mnóstwo takich Elen, wiele z nich staje się ofiarami mężów, którzy lubią dręczyć żony. Mężczyźni wykorzystują ich gotowość do służenia im, a równocześnie ta cecha kobiecego charakteru niepomiernie ich irytuje. Brzmi to może dość zawile, ale tak jest naprawdę,
Jaskari miał wrażenie, że kurczy się w sobie. Wcale nie zamierzał być domowym tyranem, ale jego myśli podążały brzydkim torem, nie bardzo, tylko trochę, ale to już wystarczyło.
No a teraz okazało się, że Elena zniknęła.
Nie, nie zniknęła, jest z Tsi-Tsunggą.
O dziwo, Jaskariego ta myśl wcale nie uspokoiła.
Elena miała wrażenie, że zapachy w lesie elfów nagle się skondensowały. W powietrzu unosił się aromat świerków i sosen, usiłujących wyrosnąć na skalistych zboczach wśród liściastych drzew. Skapywała żywica i drzewne soki, ostry aromat ziemi wprawił dziewczynę w stan bliski oszołomienia.
Zmieszana i onieśmielona pogłaskała Czika.
– Miło cię znów zobaczyć, Tsi, jak się miewasz? – spytała zawstydzona.
Wzruszył ramionami.
– Chyba dobrze, a ty?
– Chyba też dobrze – odparła równie beztrosko i oboje wybuchnęli śmiechem.
W zielonym leśnym mroku ostre zęby Tsi połyskiwały biało.
W końcu elf spoważniał.
– Nie, tobie nie jest dobrze, Eleno. Mnie też nie. Co cię dręczy?
Westchnęła zniecierpliwiona. Siedziała z podwiniętymi nogami, Tsi klęczał przed nią i wyglądał wprost nieprzyzwoicie frywolnie, ale twarz miał zatroskaną.
– Nie wiem, przyjacielu, naprawdę nie wiem. Wszyscy mi tak dobrze życzą, to chyba ze mną jest coś nie w porządku.
Pogładził ją po ramieniu, Elena starała się ukryć dreszcz przyjemności, który przeniknął jej ciało, ale na próżno, gęsia skórka ją zdradziła.
– Z tobą wszystko jest w porządku, Eleno – powiedział w swym szeleszczącym języku, lecz wynalazek Madragów sprawił, że bez trudu rozumiała dźwięki. – Jesteś ciepłą, wspaniałą dziewczyną, zawsze byłaś dla mnie miła, ale podczas kilku naszych ostatnich spotkań sprawiałaś wrażenie, jakbyś się mnie bała. Dlaczego?
Co można odpowiedzieć na takie pytanie? Wyznać prawdę? Na pewno nie.
– No właśnie, dlaczego? – powtórzyła, udając obojętność. – Nie, Tsi, wcale się ciebie nie boję, przecież to ty ocaliłeś mi życie wtedy pod murem. Nie chcę mówić o moich dziwacznych reakcjach, to takie irracjonalne. A co z tobą, Tsi? Wyczułam pewne wahanie, kiedy cię spytałam o to, jak się miewasz. Czyżbyś nie był szczęśliwy?
Jego nagie uda, brunatne w zielone plamy… Wyglądały na takie ciepłe i żywe, zorientowała się, że się w nie zapatrzyła, i odwróciła oczy.
– Szczęśliwy? – w głosie Tsi zabrzmiała pustka. – Nigdy chyba nie było mi tak dobrze jak teraz, a mimo to…
– Czegoś brak – dokończyła Elena.
Czekając na jego odpowiedź odnosiła wrażenie, że śpiew ptaków rozbrzmiewa coraz głośniej, las zgęstniał wokół nich, a powietrze stało się dławiąco duszne. Nie mogła patrzeć wprost na niego, przed oczami coś jej nieznośnie wirowało, w uszach szumiało.
– Czegoś brak – powtórzył Tsi powoli. – Chociaż tak dobrze mi u elfów, są moimi przyjaciółmi, niemal pobratymcami, nie mogę tylko…
Urwał ze smutkiem, Elenie przyszła do głowy pewna myśl.
– Czy elfy nas teraz widzą?
Tsi roześmiał się.
– Ależ nie, odesłałem je stąd. „Idźcie się bawić, dzieci”.
– Powiedz więc, czego nie możesz.
Tsi po chwili wahania odparł wciąż niewzruszony:
– Nie, o tym nie będziemy rozmawiać.
Ale beztroskim tonem nie zmylił Eleny. Jej myśli jednak zajęły inne sprawy, kiedy Tsi pochylił się do niej, wsunął dłoń za jej ucho i podniósł włosy do góry. Elena nie zdołała zapanować nad gwałtownym drżeniem. Lekki dotyk jego gorących, silnych, a zarazem delikatnych palców był niesamowitym przeżyciem, jaskrawo zielone oczy leśnej istoty zalśniły tak blisko, tak oszałamiająco blisko.
– Chciałem tylko zobaczyć, jak naprawdę wyglądasz – powiedział wesoło. – Ten gobelin zasłania cały widok.
I on też? Elena poczuła ogarniającą ją rezygnację. Ale Johnowi podobały się jej włosy. John, wspaniały John!
Jaki on właściwie jest? Usiłowała wyobrazić sobie jego twarz, ale kiedy Tsi, ta obezwładniająca zmysły istota, znalazł się tak blisko, okazało się to niemożliwe. Podniecone serce Eleny zaczęło uderzać szybko, uznała, że źle się dzieje, nie mogła jednak oderwać wzroku od tych rozbawionych oczu. Jakże kusząca stała się jego twarz, śmieszny delikatny nos, zalotnie wygięte usta.
Jak gorąco w tym lesie!
Tsi obiema rękami uniósł jej włosy, odsłonił twarz i szyję.
– Zobacz, przejrzyj się w moich oczach, przekonasz się, jaka jesteś ładna.
Elena usłuchała, głęboko w jego źrenicach ujrzała własne odbicie, ale zobaczyła całkiem inną dziewczynę: o czystych regularnych rysach, zgrabnych łukach brwi, gładkim, niewinnym czole.
Wzdychając odwróciła głowę. Akurat teraz daleko jej do niewinności. Krew tętniła jej w ciele, widać było, jak pulsuje w żyłach na szyi, podbrzusze płonęło, a dłonie same wyciągały się w jego stronę, aż musiała je zacisnąć na kępkach trawy.
Tsi-Tsungga puścił ją, wzrokiem pytając, co się stało. Przez chwilę w milczeniu siedzieli obok siebie.
– Czego ci brak u elfów? – zapytała niemal szeptem.
Długo musiała czekać na odpowiedź.
– Nie wolno mi się z nimi spoufalać. Są niewidzialne, znajdują się w innym wymiarze, stanowią czystą rasę. Ja nie.
Elena milczała, bardzo długo. Czy starczy jej śmiałości, by coś mu powiedzieć?
– Czy moje słowa są u ciebie bezpieczne?
– Dobrze wiesz, że tak.
– Mnie także ostrzegano, moja rodzina to ludzie liberalni, oprócz matki i ojca, którzy są doić surowi, ale wszyscy dają mi do zrozumienia, że muszę się zastanowić. Czekaj, aż miłość na poważnie pojawi się w twoim życiu, tak mówi nawet Taran, ona, taka wyzwolona. I często słyszałam drobne zawoalowane aluzje, że już na pewno powinnam się trzymać z dala od ciebie, rozumiesz?
– Oczywiście – odpowiedział Tsi nie bez goryczy. – To przecież te same słowa, jakich przez cały czas muszą wysłuchiwać panny z rodu elfów od swoich krewniaków.
Pytanie, które padło, zostało zadane niechętnie, jakby wbrew woli dziewczyny.
– To znaczy, że byłeś zainteresowany?
– Jestem istotą płci męskiej – odparł po prostu. – Bardzo chciałbym wiedzieć więcej o tym aspekcie życia.
– Ale nie masz na myśli jakiejś konkretnej panienki z rodu elfów?
– Nie, wszystkie są jednakowo śliczne.
Elena poczuła, jak ogarnia ją nagła niechęć do elfów.
– Z kim więc wolno ci przestawać? – zapytała.
– No właśnie, moi dawni przyjaciele z ruin twierdzy traktowali mnie jak bastarda, nie chcieli mieć ze mną do czynienia. A Lemurowie… stoją zbyt wysoko. Wy, ludzie, jesteście zupełnie inną rasą.
Elena, nie zastanawiając się, objęła go za szyję.
– Musisz być bardzo samotnym…
Na końcu języka już miała „chłopcem”, w ostatniej chwili zmieniła to jednak na „mężczyznę”. Tsi-Tsungga wcale, ale to wcale nie był już dzieckiem.
Ujął ją za rękę i przytulił do swego policzka.
– Jesteś taka dobra, Eleno.
Nie, na Boga, znów to samo, przecież ona ma też inne cechy, jest nie tylko dobra. Sama sobie wykopała grób, okazując wszystkim bez wyjątku życzliwość. Tak, miła, życzliwa i dobra, aż do mdłości.
Tsi oparł się na łokciu odwrócony w jej stronę, Elena ułożyła się tak samo. Łączyła ich teraz wspólna tajemnica, wiedzieli o swej samotności i niejasnych tęsknotach.
– Masz jakiegoś przyjaciela? – spytał Tsi.
Elena westchnęła ze śmiechem.
– Nic mi o tym nie wiadomo. Nie jestem najbardziej interesującą osobą na świecie, ale i ja mam uczucia, tak jak i ty. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, że ten, kto nigdy nie będzie miał nikogo bliskiego, jest skazany na przeżywanie miłości. To ogromnie niesprawiedliwe i bezlitosne moim zdaniem.
– Dlaczego ty miałabyś nie mieć bliskiej osoby?
– Przecież ja jestem nikim, nic nie potrafię, nie warto na mnie nawet spojrzeć, Jaskari codziennie mi to powtarza, pracujemy razem i tak go irytuje moja niezdarność, że nie może już na mnie patrzeć.
– Wcale w to nie wierzę, Jaskari to dobry chłopak.
– O, ty go nie znasz – syknęła Elena przez zęby. – Wiesz, ale teraz mam chyba wielbiciela. No, może to za dużo powiedziane, nie powinnam przesadzać, ale on… On chce na mnie patrzeć, to takie cudowne wrażenie.
Tsi przyglądał jej się badawczo. Wyciągnięty swobodnie w ciepłej trawie, wyglądał nieodparcie pociągająco. Elena znów musiała odwrócić wzrok.
– Zakochałaś się w nim?
– Oczywiście, przecież mu się podobam.
– Ależ, Eleno!
– Co? Co takiego?
Pojęła wreszcie, o co mu chodzi.
– No, nie wiem, on mi się podoba, czuję się zaszczycona, jest dość młody, przystojny i…
Znów zabrnęła w ślepą uliczkę. Chciała dodać „i mnie lubi”.
Zawstydzona swą uległością, zaczęła bawić się źdźbłem trawy. Co też ten Tsi-Tsungga o niej pomyśli? Oskarży ją zaraz, że nie ma własnego zdania.
No, ale czy tak naprawdę je miała?
Zauważyła nagle, że Tsi drżącymi wrażliwymi palcami muska jej sukienkę. Z jego twarzy biła samotność, pragnienie, by móc dzielić życie z innymi, włączyć się do jakiejś grupy, nie być traktowanym jak odmieniec, mieć choćby jednego przyjaciela, doświadczyć związku z drugą istotą.
Elena popatrzyła na silną, pięknie ukształtowaną dłoń, na palce bawiące się delikatnym materiałem, i gorąca wilgoć zalała jej podbrzusze. Piękną sukienkę wybrała na ten dzień, za ładną na odpychającą pracę w ponurym mieście nieprzystosowanych, chciała jednak atrakcyjnie wyglądać dla Johna. Jaskari oczywiście nie powstrzymał się od złośliwego komentarza na temat jej stroju.
Ręką dotknęła nagiej klatki piersiowej Tsi, bijące od niego ciepło przeniknęło przez jej skórę, rozlało się po ciele i skupiło w jednym punkcie, tętniącym teraz nieznośnym pragnieniem.
Wiedziała, że żadna inna istota na świecie nie zdoła jej dostarczyć silniejszych erotycznych przeżyć niż Tsi-Tsungga, on się do tego urodził, był uosobieniem zmysłowości, w każdym calu swego ciała. Przypominał naładowaną burzową chmurę i najwidoczniej nigdy nie znalazł ujścia dla swych tłumionych żądz.
Dłoń Tsi dotknęła jej uda.
Powietrze zgęstniało, ledwie dawało się nim oddychać. Z ziemi i drzew unosiła się wilgoć. Wiewiórka Czik zasnęła na gałęzi. Tsi wyciągnął się jak długi blisko dziewczyny, odwrócony w jej stronę, Elenie huczało w głowie, popatrzyła na usta Tsi, na pełne gorące wargi, znać było, że jego skóra żyje, że każdy najdrobniejszy nawet nerw jest w gotowości, wzrok jej się zmącił, nieświadoma położyła rękę na biodrze elfa, poczuła na dłoni gorąco jego ciała.
Elena, dziewczyna, której było trudno mówić „nie”, zdecydowała się pójść za nim tak, jak tego pragnął. Nieświadomie, wciąż bowiem przypuszczała, że to po prostu przyjacielska zabawa, a raczej miły gest z jej strony. Chciała mu pokazać, że nie jest tak samotny jak myślał, bo przecież ona jest jego przyjaciółką.
I ona też wyciągnęła się w trawie, odwrócona w jego stronę.
Nawet tego ruchu nie była świadoma, jej ciało zadziałało z własnej woli, stało się chętnym obiektem męskiego pożądania.
Z Tsi biła naprawdę niezwykła siła przyciągania, Elena z trudem łapała powietrze, oddech miała krótki, urywany, odnosiła wrażenie, że jej ciało zapłonęło, i bardzo pragnęła ugasić ten pożar. Tsi-Tsungga również reagował tak, jakby postradał zmysły. Drżał, nie mógł uleżeć spokojnie, ledwie dostrzegalnym ruchem przysuwał się w stronę dziewczyny, a ona wyszła mu na spotkanie. Tsi wsunął jej rękę za dekolt, Elena pozwoliła mu na to, jęknęła cichutko, przybliżyła się do jego dłoni, a potem…
Znalazł się już tak blisko niej, że wyczuła ciałem jego twardy członek. Tego było już dla niej za wiele, zachłysnęła się powietrzem. Złapanemu w sidła pożądania bez żadnej drogi powrotu elfowi przywróciło to przytomność.
– Nie – jęknął, cofając się. – Nie wolno nam.
Dlaczego nie, chciała zapytać Elena, gotowa oddać wszystko, byle tylko się do niego zbliżyć, poczuć go przy sobie i w sobie, przeżyć ekstazę wraz z nim. Co nas powstrzymuje, czy ktoś musi się o tym dowiedzieć? Pragnę, by otoczyła mnie twoja erotyczna moc, chcę poczuć zmysłowe napięcie, jakie wywołuje we mnie twoja bliskość, Tsi, wróć, oboje jesteśmy samotni, możemy sobie nawzajem pomóc, mogę ci pokazać, jak na pożądanie odpowiada kobieta.
Tsi, widząc rozpacz i tęsknotę Eleny, jakże podobne do jego doznań, starał się być silny.
– To nie opierałoby się na miłości – starał się jej tłumaczyć, ale głos ogromnie mu przy tym drżał. – Znam twoich rodziców, całą twoją rodzinę, co oni by powiedzieli, gdybyśmy przekroczyli granicę, dzielącą dwa różne gatunki istot?
– Oni nie muszą o niczym wiedzieć – przekonywała go Elena.
– Nikt nie może przewidzieć, co z tego wyniknie, Eleno. Pomyśl tylko, co by było, gdybyś miała dziecko? Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na świecie, ale nie mogę niszczyć twojej przyszłości. Sama przyjaźń nie wystarczy, nawet bardzo silna.
Elena usiadła, objęła rękami kolana, Tsi usiadł koło niej w takiej samej pozycji.
– Wiem, że masz rację – szepnęła. – Dziękuję, że byłeś taki silny i mądry, by w porę to zatrzymać.
– Wcale nie przyszło mi to z łatwością.
– Dziękuję. (Och, Tsi, czy wiesz, jaki to ból?)
Nagle dziewczyna zaczęła się cicho śmiać.
– Co ci się stało?
– Cudownie by było, gdybyśmy, gdybyśmy… – szepnęła Elena.
On także się roześmiał, przygarnął ją do siebie i mocno uściskał.
– To prawda, tak się cieszę, Eleno, teraz jesteśmy jeszcze bliższymi przyjaciółmi, prawda? Na dobre i na złe, na zawsze.
Znów spojrzała w zielone oczy, już spokojniej, bardziej pewna i jego, i siebie. Tsi powoli ją przytulił, wzrokiem zadając pytanie. Poddała się jego woli i pozwoliła, by ich usta złączyły się w gorącym, pełnym oddania pocałunku.
Potem Tsi pomógł jej wstać.
Powrócili do codzienności, Czik ocknął się wystraszony, bo od drogi prowadzącej od miasta dochodził szum silnika.
Popatrzyli w tamtą stronę.
– To naziemny pojazd Rama – stwierdziła Elena. – Siedzi w nim kilka osób, pobiegnijmy im na spotkanie, na pewno mnie szukają.
Tsi-Tsungga wahał się.
– Nie powinienem raczej…
– Oczywiście, że powinieneś, przecież ich wszystkich znasz.
Rozjaśnił się.
– Chętnie bym się z nimi zobaczył.
– Chodźże więc, mój najlepszy, najbliższy przyjacielu.
Na te słowa połyskujące zielono oczy wypełniły się łzami radości