19

– Ależ moja droga – zwrócił się wstrząśnięty burmistrz do żony.

Obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.

– Milcz! Wszystko to twoja wina!

– Moja wina? O co ci chodzi?

Jasne się stało, iż zrozumiała, że córka ją zdradziła. Nie starała się nawet ukryć swoich zamiarów.

– Jak mogła pani narażać własne dziecko na coś podobnego? – dziwił się Móri.

– Nie rozmawiam z ludźmi niższego gatunku. Żaden z was nic nie jest wart, szarlatani, czarodzieje, plebejusze, którzy nie wiadomo, jakim cudem się wywyższyli. Ja wywodzę się ze szlachty, nigdy nie powinnam była wychodzić za mąż poniżej swego stanu. – Zwrócona do męża ciągnęła: – Sądziłam, że tkwi w tobie potencjał na coś wielkiego, ale to przez cały czas ja musiałam walczyć, pomagać ci przeć do przodu, zdobywać coraz wyższe stanowiska jeszcze w świecie na Ziemi. A potem… Kiedy spadło na nas nieszczęście i trafiliśmy do tej przerażającej dziury we wnętrzu Ziemi… Ach, jakże się męczyłam! Okazałeś się najtrudniejszym do kierowania mężczyzną, jakiego można sobie wyobrazić. Nigdy niczego nie rozumiałeś. Nie widziałeś, jakie możliwości otwierają się przed nami. Zwycięstwo, władza, tu w tej krainie i tam w cudownym świecie na zewnątrz, gdzie można awansować, nie tak jak tutaj, gdzie wszystko pozostaje pod kontrolą jakichś pokrak!

– Ani Obcy, ani Madragowie, ani Lemurowie nie są pokrakami – gwałtownie zaprotestowała Indra. – Mają szlachetne usposobienie, czego nie da się powiedzieć o tobie, żałosna karierowiczko. I nie mów nic o swym rzekomo szlacheckim pochodzeniu. Mamy tutaj prawdziwego księcia, Marca z Ludzi Lodu, nie jesteś nawet godna lizać mu sznurówek.

Rozgniewana Indra nie zauważyła nawet, że pomieszała ze sobą dwa powiedzenia, ale nikt na to nie zareagował. Większość w duchu pochwaliła ją za ten występ. Burmistrzowa nie zaszczyciła jej jednak nawet słowem. Posłała tylko dziewczynie zabójcze spojrzenie, ale Indra nie takie rzeczy potrafiła znieść.

Burmistrz rzekł oskarżycielskim tonem:

– Skąd zdobyłaś kod dostępu do schronów? O ile dobrze zrozumiałem, dysponował nim John.

– Nie miałam żadnych problemów ze zdobyciem klucza – odparła pogardliwie.

Wszyscy natychmiast zaczęli się zastanawiać, czy zdobyła go przez łóżko.

– Dziwka! – mruknęła Indra.

Tym razem burmistrzowa zareagowała. Policzki jej zapłonęły, gotowa była z pazurami rzucić się na dziewczynę. Jej siostra stanęła między nimi.

– Zawsze cierpiałaś na manię wielkości. Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie samej, tylko dlatego, że los obdarzył cię urodą i wspaniałym drzewem genealogicznym. Ale to drzewo jest również moje i świadomość tego wcale nie uderzyła mi do głowy.

Burmistrz oświadczył:

– Od dawna już myślałem o tym, by z tobą zerwać i stworzyć Weronice dom, na jaki zasługuje. Szkoda nam jednak było ciebie.

– Szkoda wam było mnie? – krzyknęła głośno burmistrzowa. – Wam? Którzy macie tylko kurze móżdżki i niczego w życiu nie osiągniecie. Wszystko, co zdobyłeś, zawdzięczasz wyłącznie mnie.

– Co takiego, na przykład?

Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie.

– Nigdy chyba nie myślałeś, że pozwolę ci zachować władzę! To ja z nas dwojga jestem silniejsza, ale kobieta górująca nad mężczyzną budzi podejrzenia wśród ludzi. Postanowiłam więc, że ty rozpoczniesz, ale potem, rzecz jasna, ja miałam przejąć dowództwo, zostać władczynią Królestwa Światła, a później całego świata To się przecież samo przez się rozumie. Nie przypuszczałam tylko, że mam do czynienia z takim żałosnym mięczakiem.

Burmistrz na sekundę przymknął oczy.

– Największym błędem, jaki popełniłem w życiu, było wybranie niewłaściwej siostry. Zbyt późno się zorientowałem. Potem ja i twoja siostra zakochaliśmy się w sobie. Uważam jednak teraz, że powinniśmy zaoszczędzić Weronice dalszych twoich wybuchów i niedyskrecji. Zajmie się tobą Ram, i od tej pory porozumiewać się będziemy wyłącznie przez mojego adwokata.

Ram zakuł burmistrzowa w kajdanki, kobieta z wyniosłą miną usiłowała się od nich uwolnić, ale to okazało się niemożliwe.

– Jedyne, czego nie mogę pojąć – zwrócił się do niej Ram – to w jaki sposób zdołała pani sprowadzić tu Misę. Miso, czy zostałaś zwabiona do miasta?

– Nie, zmierzałam do domu Marca w Sadze, lecz akurat kiedy miałam wysiąść z gondoli, ktoś zaatakował mnie od tyłu i zrobił mi zastrzyk w kark, natychmiast straciłam przytomność i ocknęłam się dopiero tutaj. Musiałam zostać przewieziona w gondoli.

Ram zwrócił się do burmistrzowej:

– Mówiła pani, ze dostała kod od dyrektora personalnego, Johna. Czy on miał coś wspólnego z tą sprawą?

Z tonu jej głosu wprost biła pogarda.

– John? Nigdy nic mnie nie łączyło z tym młokosem. Oczywiście nic nie wiedział, potrafię sobie dobrać przyjaciół w moim guście.

Indra nie zdołała utrzymać języka za zębami:

– W takim razie pani przyjaciele mają zły gust.

Burmistrzowa, pobielałą na twarzy, poprowadzono schodami z piwnicy.

– Strażniku! Proszę, by oszczędzono mi kontaktów z nieokrzesanymi indywiduami, takimi jak ta bezczelna młoda dama!

– Zaraz oszczędzimy Indrze pani obecności – odciął się Ram.

Jori głośno zachichotał.

Burmistrz osobiście wyniósł córkę, którą jego szwagierka trzymała za rękę.


Móri zatelefonował do Eleny. Chciał jej coś powiedzieć, ale postanowił zachować to na koniec.

Elena ujrzała jego surową, a jednocześnie życzliwą twarz w wideotelefonie. Pokrewieństwo, jakie ich łączyło, było dość skomplikowane: Móri poślubił Tiril, córkę jej przybranej babki. Móri i Elena mówili sobie po imieniu, bardzo im to odpowiadało.

– Przyznała się? – zapytała Elena, kiedy zdał jej relację z ostatnich wydarzeń.

– Nie wprost – odparł Móri. – Ale wszystko i tak wyszło na jaw. Eksplozja w składzie była jej dziełem, operacją mylącą przeciwnika. Chodziło o to, aby nikt nie widział, że uprowadza własną córkę.

– Opowiadaj! Muszę znać wszystkie szczegóły. Widzisz, ja ją przez cały czas podejrzewałam.

– Naprawdę? Mnie się wydawało, że jej wina jest aż zanadto oczywista, sądziłem więc, że musi się za tym kryć ktoś jeszcze. Okazało się jednak inaczej.

Kiedy zebrali się wszyscy w biurze burmistrza, Indra wspomniała, że wpadło jej kiedyś w ucho zdanie wypowiedziane przez siostrę burmistrzowej do szwagra: „Nasze ukochane dziecko” albo coś w tym rodzaju, tak mówiła o Weronice. Indra zaczęła więc przypuszczać, że to burmistrz jest ojcem dziecka szwagierki, i rzeczywiście okazało się to prawdą. Burmistrzowa nigdy nie dbała o Weronikę, ale dzięki dziecku obraz rodziny prezentował się znacznie lepiej.

Elena przerwała mu urażona:

– Ale co z niego za gadzina, skoro wciąż pozostaje w małżeństwie ze swoją żoną, zamiast poślubić o ileż sympatyczniejszą matkę dziecka? No, ale lepiej jest chyba być miłym potworem niż okropną jędzą.

Okazało się jednak, że żona trzymała go w garści. Teraz Móri powiedział o tym Elenie. Burmistrz zamieszany był także w korupcyjne afery szefa policji, a burmistrzowa za nic nie chciała rozstać się z mężem, bo pragnęła piąć się po szczeblach kariery, zostać głową Królestwa Światła, a później podbić także zewnętrzny świat.

– To brzmi bardzo mało realnie – zauważyła Elena.

– Oczywiście. Niewątpliwie ta kobieta cierpi na manię wielkości, megalomanię. Wydawało jej się, że wszystko jej się uda, dlatego też i dziecko tak dobrze pasowało do jej planów. Jest jednak już w więzieniu i sprawę można uznać za zakończoną. Można powiedzieć, że właściwie mieliśmy do czynienia z trzema przestępstwami, bo przecież przy okazji ujawniły się także szwindle komendanta policji.

– Ale Misa musiała się chyba zorientować, że więzi ją kobieta?

– Nie, burmistrzowa jest przecież dość wysoka, zresztą ukrywała się, nosiła kominiarkę i jakieś luźne ubrania.

– Nie bardzo wiem, co to jest kominiarka. No a głos?

– Nigdy się nie odzywała, wszystkie informacje ukazywały się na ekranie komputera. Ale mam też ci przekazać pozdrowienia, no, może nie wprost pozdrowienia, tylko wiadomość, którą chętnie ci przedstawię.

– Ogromnie jestem tego ciekawa.

– Jest to związane z moim przyjacielem Tsi-Tsunggą. On twierdzi, że jesteś osobą, od której bije zmysłowość.

Elena miała nadzieję, że Móri nie włączał obrazu w swoim telefonie, bo poczuła, że płonie, i to nie tylko na twarzy.

– Naprawdę Tsi tak powiedział?

– Tak, i pomyślałem sobie, że miło ci będzie to usłyszeć.

– O, tak, dziękuję, bardzo dziękuję.

Coś jeszcze przyszło jej do głowy.

– Czy mówił coś więcej? – zapytała nerwowo.

– Nie, rzucił to tylko w przelocie, nie bardzo już nawet pamiętam, w jakim kontekście.

Dzięki Bogu, że Tsi nie zdradził, co robili w lesie. Ale jaka się teraz czuła szczęśliwa! Bije od niej zmysłowość! Od niej? I powiedział to Tsi-Tsungga, który sam był niczym wulkan zmysłowości.

Ach, cudowny Tsi, szkoda, że nie może się z nim teraz zobaczyć!

Choć doskonale zdawała sobie sprawę, że oni dwoje nie są sobie przeznaczeni, słowa elfa znacznie wzmocniły jej poczucie wartości.

Móri z uśmiechem zadowolenia wyłączył wideotelefon. Pragnął dać nieszczęsnej duszy Eleny jakąś pociechę i naprawdę mu się to udało.


Nataniel odbył niezwykle trudną rozmowę z Heinrichem Reussem von Gera w domu niegdysiejszego rycerza Słońca. Ponieważ jednak Nataniel był mistrzem dyplomacji i dyskrecji, przebiegła ona względnie bezboleśnie.

Reuss westchnął.

– W Zakonie Świętego Słońca było o wiele łatwiej.

– Lepszy dostęp do mężczyzn o podobnych skłonnościach? – cicho spytał Nataniel.

– O, tak, wielu rycerzy miało takie inklinacje. Był to być może najważniejszy powód, dla którego się do nich przyłączyłem. Pogoń za władzą i honorami specjalnie mnie nie interesowała.

Nataniel wcześniej wysłuchał już opowieści Dolga o książętach, którzy go pojmali. Dwaj rycerze wywodzili się jednak ze znacznie późniejszych czasów niż Heinrich Reuss i Dolgo chyba nigdy nie zrozumiał, że byli homoseksualistami. Ten chłopak jest naprawdę niesłychanie naiwny, pomyślał Nataniel.

Heinrich Reuss z wielką ulgą przyjął możliwość wyrzucenia z siebie swej tajemnicy w rozmowie w cztery oczy z sympatycznym Natanielem Gardem z Ludzi Lodu.

– Jesteś żonaty? – spytał go nieśmiało szlachcic.

Nataniel nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

– Tak, i to bardzo szczęśliwie.

Reuss odetchnął swobodniej.

– Postanowiłem przenieść się do miasta nieprzystosowanych, ponieważ wszyscy mieszkańcy pozostałej części krainy są tak okropnie doskonali. Niestety, to miasto nie jest dla mnie.

– To prawda, zasługujesz na lepszy los, Ale o Marcu i Dolgu zapomnij.

– Przecież ich nie interesują kobiety.

– Mężczyźni także nie. Zostali przeznaczeni do wyższych celów, nie są dość ziemscy, by pragnąć fizycznej miłości. Ale, drogi Heinrichu, w mieście nieprzystosowanych mieszka człowiek o podobnych skłonnościach.

– Co? Kto taki?

– Rewizor albo, jak wolisz, księgowy.

– Co takiego? Przecież on stale przestaje z kobietami.

– To kamuflaż. Owszem, chętnie pokazuje się z nimi w restauracjach, ale nic więcej z tego nie wynika.

Reuss zmarszczył nos.

– Przecież on jest taki stary i mało urodziwy.

– No cóż, jeśli mówimy o wieku…

Heinrich Reuss spuścił głowę.

– I czy naprawdę chodzi ci tylko o wygląd? – ciągnął bezlitośnie Nataniel. – O ile dobrze rozumiem, to w takim związku dwóch mężczyzn bardzo istotnym elementem jest także przyjaźń. Z twoich słów jednak wynika, że interesuje cię tania pogoń za obiektem pożądania, obdarzonym najwspanialszą urodą. Czy właśnie dlatego zainteresowałeś się zarówno Markiem, jak i Dolgiem?

Przemowa Nataniela sprawiła, że Heinrich mocno się zaczerwienił.

– Trafiłeś mnie prosto w serce, Natanielu. Sam słyszę, jak wstrętnie to brzmi. Kiedyś w młodości rzeczywiście kochałem pewnego mężczyznę czystą miłością, tak jak ty to przedstawiasz, ale czas w Zakonie Świętego Słońca obudził we mnie cynizm. – Wstał. – Tak, tak, spotkam się z tym rewizorem, znam go przecież, spróbuję delikatnie się do niego zbliżyć. Jeśli połączą nas przyjazne uczucia, to będę ci za to dziękował, Natanielu, Pokazałeś mi, że kroczę złą drogą, teraz już o tym wiem i wystarczy mi sama świadomość, że on jest taki jak ja.

– Doskonale – ucieszył się Nataniel.

Wspólnie opuścili dom, by przyłączyć się do Rama i jego współpracowników, wciąż jeszcze pozostających w mieście nieprzystosowanych.

Spotkali całą gromadę pod ratuszem. Przybył także Gabriel, już wczesnej włączony w dochodzenie.

Podczas gdy inni zajęci byli rozmową, Gabriel zwrócił się do Marca:

– Drogi książę i przyjacielu, pragnę cię o coś spytać.

– Dobrze – zgodził się Marco. Odeszli kawałek dalej szarą, pozbawioną drzew ulicą.

– Ogromnie trudno jest mi poruszyć tę sprawę – rzekł Gabriel – ale ponieważ mamy mało czasu, będę mówił bez ogródek.

Marco kiwnął głową. Swym wyglądem budził niezwykły szacunek, ciemne oczy dość surowo, lecz przyjaźnie spoglądały na Gabriela.

– Wiesz, że nie mogę pogodzić się z utratą żony i syna, myślę o nich codziennie.

– Dobrze to rozumiem.

Oczy Gabriela zapłonęły błagalnie.

– Ty, który możesz tak wiele… Czy nie możesz mi ich wrócić?

Marco patrzył na niego długo, w zamyśleniu.

– Wyrwać śmierci? Nie, być może zdolny byłby do tego mój ojciec, nie wiem, ja nie mam takiej mocy, pamiętaj, że w połowie jestem człowiekiem.

– Owszem, ale człowiekiem z rodu Ludzi Lodu.

– Kochany krewniaku – Marco uśmiechnął się ze smutkiem. – Uważam, że nie powinieneś pragnąć ich powrotu z objęć śmierci. Istnieje jednak jeszcze inna możliwość.

Gabriel popatrzył nań pytająco.

– Nie wiem, co masz na myśli.

– Chodzi mi o duchy Ludzi Lodu. Gdyby któreś z twoich najdroższych umarłych było dotkniętym bądź wybranym, to być może…

W oczach Gabriela zapłonęła nadzieja, zaraz jednak zgasła.

– Nie, Gro wprawdzie także pochodziła z Ludzi Lodu, ale była bardzo zwyczajna, ciepła i dobra, pomysłowa i miała mnóstwo poczucia humoru, ale wybrana… Nie, to niemożliwe. Chłopiec natomiast…

Zamyślił się.

– Mój syn był bardzo refleksyjny… Mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi, miał w głowie tyle różnych myśli, może więc. Chociaż nie, to się na nic nie zda. Wiesz przecież, że w każdym pokoleniu tylko jedno dziecko nosiło w sobie owo złe czy dobre dziedzictwo, a moja córka Miranda ma na pewno szczególne zdolności.

– To prawda, ale pozwól mi pomówić z duchami Ludzi Lodu w ich dolinie, zobaczymy, co powiedzą. Jeśli twój syn jest uprawniony do przyłączenia się do gromady, to spotkasz go znów, co prawda jako ducha, ale one są tutaj bardzo materialne, prawda?

– O, tak, zupełnie jak żywe. Och, Marco, spróbuj!

– Porozmawiam z duchami.

Kiedy dołączali do innych, Gabrielowi mocno waliło serce. Czy słusznie postąpił, czy syn nie będzie miał pretensji o to, że pojawi się jako duch w zupełnie obcym świecie?

Trudno, niech będzie co ma być, żal za tymi, których utracił, doprowadzał już Gabriela niemal do szaleństwa. Jedynie córki i ich potrzeba posiadania ojca powstrzymywała go od prób przyłączenia się do Gro i syna. Wprawdzie okres najstraszniejszej, najbardziej bolesnej żałoby już minął, ale tęsknota za bliskimi pozostałą i miała pozostać na zawsze.

Czy postępuję egoistycznie, prosząc o przywrócenie mi syna, zastanawiał się, czy też będzie mi on dziękował, kiedy Marcowi się powiedzie?

Było to niezwykle trudne pytanie. Ponadto wiedział też, że nadprzyrodzone zdolności Ludzi Lodu bardzo osłabły od czasu, kiedy udało im się pokonać Tengela Złego i jego ciemną wodę. Ze złego dziedzictwa pozostały zaledwie mizerne resztki, jak na przykład przebłyski intuicji Mirandy.

Ale chociaż wszystko przemawiało na niekorzyść, Gabriel wciąż żywił nadzieję.

Загрузка...