13

Ram w biurze burmistrza przemawiał niezwykle ostrym jak na niego tonem.

– Naszym celem w Królestwie Światła było dobre samopoczucie wszystkich jego mieszkańców, dlatego pozwoliliśmy, abyście urządzili to miasto tak, jak sobie życzycie. Nie możecie powrócić do świata na powierzchni Ziemi, czego pragnie większość z was, staraliśmy się jednak uczynić dzielnice niemal identycznymi jak te, z których przybyliście. Nadużyliście jednak naszego zaufania, to miasto jest niczym piętno na Królestwie Światła, nie wiemy już, co z tym począć.

Burmistrz był innego zdania.

– Kiedy tylko uda nam się pojmać mordercę, który krąży gdzieś wśród nas, wszystko powróci do stanu normalności – stwierdził stanowczo.

– Owszem, ale tutejszy stan normalności trudno uznać za dobry, przeciwnie, podziemne dzielnice to prawdziwy skandal, będziemy zmuszeni je zamknąć.

Mieszkańcy miasta nieprzystosowanych popatrzyli na siebie. Szef policji zaprotestował:

– Ależ przecież przestępstwa miały miejsce na górze.

– Nie mówimy o ostatnich zbrodniach, lecz o codzienności, W tym mieście zgromadziło się zbyt wielu kryminalistów, nie możemy już dłużej patrzeć na to przez palce. Musimy działać. Albo pozwolicie, by Święte Słońce mogło tutaj oddziaływać, albo też zmuszeni będziemy dokonać… filtracji.

Elena spostrzegła, że tę wypowiedź przyjęto wyjątkowo niechętnie.

Na wielu twarzach ujrzała strach. Nie wiedziała, na czym polega ta filtracja, najwidoczniej nie jest niczym przyjemnym.

Ram podjął, wracając do sprawy, którą już poruszył:

– Wiemy, że Święte Słońce nie jest dobre dla dusz, w których zagościło czyste zło. Kiedyś wypróbowaliśmy tu jego działanie i rezultat okazał się przeciwny do zamierzonego. Jak wiecie, Słońce wzmacnia cechy człowieka, zwykli porządni ludzie stają się lepsi, szlachetniejsi, natomiast źli stają się jeszcze gorsi, a ich zło oddziałuje na Słońce. Takiego efektu za wszelką cenę musimy uniknąć. Rada Starszyzny proponuje więc filtrację.

Wśród zebranych dało się słyszeć westchnienie lęku.

Elena popatrzyła na nich. Był tu burmistrz, oczywiście, wraz z szefem policji i rewizorem, dalej John – o radości, często poszukiwał jej spojrzenia – Generał, kilku urzędników, a także wyjątkowo trzy kobiety, które poznała już wcześniej: żona i szwagierka burmistrza oraz siostra rewizora. Z nieznanych powodów znalazł się tu również Heinrich Reuss. Trzymał się blisko Dolga, teraz współpracownika Rama. Marca nie było, zebranym towarzyszyli natomiast przyjaciele Eleny: Jaskari, Jori i Armas.

Ze skupionej twarzy Dolga wyczytała: poszukiwany zbrodniarz znajduje się w tym pokoju, widziała jednak, że Dolgo wciąż nie ma pewności, kto nim jest.

Znów rozległ się głos Rama:

– Doskonale wiemy, że absolutna większość mieszkańców tego miasta to uczciwi i zacni ludzie, którzy nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności trafili do świata kompletnie im obcego. I właśnie ze względu na nich będziemy działać bardzo ostrożnie i z wielką rozwagą. Reszta natomiast,… Nie było naszym zamiarem przyciągnięcie tu najgorszych szumowin ludzkości, nie mamy ochoty zamykać ośrodków rozrywki, niezbędna jest jednak pewna sanacja. Mam nadzieję, że mogę liczyć na pomoc wszystkich zebranych w tym pokoju.

Szef policji i burmistrz byli w stanie tylko pokiwać głowami. Ciężko przyjęli tę naganę. Elena natomiast bardzo chciała się dowiedzieć, na czym polega filtracja.

Mężczyźni zaczęli rozważać szczegóły. Elena stała w pobliżu siostry rewizora i zapytała niemal szeptem:

– Pani mówiła o pogrzebach, nie wiedziałam, że coś takiego odbywa się w naszym kraju, przecież pod Świętym Słońcem nikt nigdy nie umiera.

– O, tutaj ludzie umierają, mamy księży i rozmaite religie, oddzielne kościoły i cmentarze.

– Rozumiem.

Elena za żadne skarby nie mogła pojąć, że ktoś z własnej woli mieszka w tym mieście, skoro poza nim roztacza się tak cudowna kraina.


Obcięła włosy! Co, u diabła, sobie myśli? Jak mogła mi to zrobić? Teraz wszystko zepsute, wszystko! Ona już nie jest Doris, Doris tak nie wygląda, krótkie włosy to takie wulgarne, ta dziwka do niczego nie jest mi już potrzebna.

O Boże, jakże ja jej nienawidzę, udawała Doris, zmarnowała tylko mój czas.

Muszę zacząć wszystko od początku.

Ale i tak zemszczę się na niej, oszukała mnie i zasłużyła na karę. Potem znów będę szukał prawdziwej Doris.

Tok jego myśli został nagle przerwany. Padło jakieś imię, imię, które kiedyś już słyszał.

Jaskari…

O kim oni mówią?

Tak, to ten wysoki młody człowiek, śmieszny z tymi swoimi sterczącymi mięśniami. To on przed ośmiu laty siedział nad brzegiem i łowił ryby. Niebezpieczeństwo! Ten młodzieniaszek może go zdradzić.


– Czy nikt nie słyszał krzyku w parku?

Elena zasłuchała się w głos Johna, bardzo podniecający jej zdaniem.

Ram odwrócił się do niego i odpowiedział:

– Słyszało go kilka osób, staramy się ustalić dokładnie, kiedy doszło do zbrodni. Nasi ludzie badają właśnie szczegóły. Kiedy już je poznamy, zaczniemy prowadzić przesłuchania pod kątem alibi. To będzie zadanie dla Joriego i Armasa.

Wyróżniony młody Jori starał się zachować kamienną twarz. Nikogo jednak nie oszukał. Armas przyjął to z większym spokojem, jego oblicze jak zwykle pozostało niezgłębione.

Ustalano dalsze plany, żaden z nich jednak nie dotyczył właściwie Eleny. Narada wreszcie dobiegła końca. Elena, wychodząc na korytarz, zdołała przecisnąć się do Johna.

– Witaj – uśmiechnął się życzliwie. – Pamiętasz o naszej umowie?

– Oczywiście – odszepnęła. – Ale jak wrócę wieczorem do domu?

– Odwiozę cię, rzecz jasna.

– Ach, tak, dziękuję.

– Do zobaczenia – pożegnał ją i pospieszył do swoich zajęć.

Elena pożałowała teraz, że nie uważała podczas narady, może dowiedziałaby się, dokąd zmierzał i, zupełnym przypadkiem, znalazłaby się w tym samym miejscu.

Nie, poszedł najpierw do swojego biura, a tam przecież nie mogła iść, mimo wszystko trzeba mieć trochę poczucia wstydu.

Z uznaniem patrzył na jej nową fryzurę. Nic nie powiedział, ale oczy mu zabłysły. I tak już usłyszała na swój temat mnóstwo komplementów. Głupio, że ostrzygła się tak późno, dopiero teraz przekonała się, że nie jest tylko bladą kopią pięknej Berengarii. Jest Eleną, ma własną osobowość, wcale nie taką beznadziejną. Świadomość tego przydawała jej poczucia własnej wartości. Mogło się to przydać niezgrabnej, szarej Elenie, wróbelkowi wśród piękności w rodzinie i wśród przyjaciół. Teraz była prawie jedną z nich. Prawie, nie wolno jej za wiele sobie wyobrażać, ale Tsi-Tsungga wskazał jej drogę. Dziękuję, Tsi, jesteś naprawdę wspaniały. No i podobała się Johnowi, to najważniejsze.


Jaskari otrzymał polecenie towarzyszenia rewizorowi do jego gabinetu na jednym z wyższych pięter. Ktoś napomknął, że za zbrodniami mogą kryć się motywy finansowe. Chudy rewizor przyjął to bardzo źle i zażądał, by ktoś wraz z nim przejrzał księgi. Chciał udowodnić, że nie ma nic a nic na sumieniu. Tym kimś musiał być Jaskari, jako jedyny bowiem pozostawał bez przydziału. Wszystkim innym wyznaczono już zadania, a ponieważ przynajmniej na razie nikt nie potrzebował pomocy lekarskiej, medycy nie mieli nic do roboty.

Wjechali windą na górę. Ratusz był o wiele większy, niż się tego spodziewali w mieście nieprzystosowanych, zresztą wszyscy młodzi musieli zmienić zdanie na temat wielkości tego miasta. To, co kiedyś nazywano osadą, okazało się jednym z największych miast w kraju.

Jakie to przykre, że tak mało osób potrafiło się naprawdę odnaleźć we wspaniałym Królestwie Światła. Zbyt wielu wprost czepiało się pazurami ziemskiego życia. Ram opowiadał, że wśród przybyszów jest ogrom łez i tęsknoty. Nie był jednak w stanie nic na to poradzić, mógł jedynie starać się zapewnić im egzystencję w warunkach jak najbardziej zbliżonych do poprzedniej.

Teraz cala sprawa skomplikowała się jeszcze bardziej i żadna z rządzących sił nie potrafiła znaleźć rozwiązania. Przynajmniej na razie, zapowiedział Ram tajemniczo.

Podczas sprawdzania ksiąg rachunkowych rewizor nie przestawał mierzyć Jaskariego wzrokiem od stóp do głów. Chłopak nie bardzo znał się na liczbach, rachunki wydawały mu się jednak w porządku i tak też powiedział.

– Jesteś bardzo wysportowany – oświadczył nagle rewizor. – Masz umięśnione ciało.

To stwierdzenie wywołało zdumienie Jaskariego.

– Rzeczywiście, muszę przyznać, że lubię być w formie.

Na kościstej twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech.

– Dziewczynom pewnie to się podoba, masz wiele wielbicielek?

Jaskari uznał, że rozmowa zaczyna zbaczać na dziwne tory.

– Nie narzekam – rzekł krótko. – Ale nie bardzo mam czas na takie sprawy. Studia pochłaniają mnóstwo energii, moi rodzice, Villemann i Mariatta, jeśli ich znasz, wiele się po mnie spodziewają. Jeśli o mnie chodzi, to jestem zadowolony z tego, co robię, chociaż zamierzam później poświęcić się weterynarii, bo to mnie znacznie bardziej interesuje, natomiast dla Eleny medycyna jest prawdziwą tragedią. Dobrze wiedzieć, że nie będzie musiała się dłużej męczyć.

Sam się zorientował, że plecie trzy po trzy, lecz rewizor zdawał się go nie słuchać, najwidoczniej zapomniał też o księgach rachunkowych. Stał tylko i patrzył na muskularne ciało Jaskariego.

Chłopak speszył się i mruknął jakieś głupstwo o tym, że i rewizor chyba nie narzeka na brak adoratorek.

– Ach, to na ogół przechwałki. Przylgnęła do mnie etykietka uwodziciela, a skoro już tak się stało, trzeba jakoś na nią zasłużyć – uśmiechnął się mężczyzna pod nosem. – Chociaż nikt by chyba nie przypuszczał, że mam już ponad sześćdziesiąt lat, prawda?

Owszem, pomyślał Jaskari, ale na głos tego nie powiedział. Udał szczerze zaskoczonego, a rewizor rozpłynął się w uśmiechu.

– Proszę mi zdradzić – spytał Jaskari. – Kim jest ten dyrektor personalny?

Oczy rewizora zwęziły się podejrzliwie. Chłopak wyjaśnił więc pospiesznie:

– Pytam tylko ze względu na Elenę, mam wrażenie, że ona się nim interesuje.

– Ach, tak? Co my wiemy o naszym miłym Johnie? Przebywa tutaj od niedawna, taki szczeniak, stanowczo za młody na to odpowiedzialne stanowisko, jest jednak bardzo ambitny i obowiązkowy, lubi kierować podwładnymi, na pewno wysoko zajdzie. I cóż, zadowolony jesteś z moich rachunków?

– Wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku – zapewnił Jaskari. – Zresztą przypuszczenie, że za tak dramatycznymi zbrodniami mogą kryć się motywy finansowe, uważam za dość kiepski pomysł.

Ostra twarz księgowego natychmiast się rozjaśniła.

– Ja też tak sądzę.

Po przyjacielsku objął ramiona chłopaka i serdecznie mu podziękował.

Jaskari postanowił zejść na dół schodami. Zaliczał się do usportowionych typków, wykorzystujących każdą najdrobniejszą nawet okazję, żeby się poruszać. Tym razem nie było więc mowy o windzie. Przystojniaczek, tak nazywała go Indra. Zajęcia ruchowe nie należały do jej ulubionych.

Gdzieś na górze uchyliły się jakieś drzwi. Na schodach rozległy się kroki. Jaskari zatrzymał się gwałtownie.

– Halo? – zawołał, myśląc że zapomniał czegoś w biurze rewizora i ten wyszedł za nim. Jego krzyk echem odbił się od ścian.

Nikt nie odpowiedział, kroków też nie było już słychać.

E tam, wzruszył ramionami, pewnie mam jakieś omamy.

Jak wszystko w Królestwie Światła, ratusz zbudowano z najlepszych, najjaśniejszych materiałów. I jak wszędzie w mieście nieprzystosowanych, zniszczenia i brud rzucały się w oczy.

Że też ludzie chcą tu mieszkać, dziwił się w myślach.!

W następnej chwili klatką schodową wstrząsnął huk wystrzału. Upłynęły jeszcze dwie sekundy, zanim Jaskari stwierdził, że został trafiony. Ciało zareagowało, palący ból przeszył lewy bok, w oczach mu pociemniało, osunął się na podłogę przy drzwiach prowadzących na parter. Nie słyszał ani nie widział, że nad nim na górze otworzyły się jakieś drzwi i natychmiast zamknęły.


Elena w nadziei, że John wyjdzie zaraz ze swego biura, zwlekała z opuszczeniem ratusza.

Hol całkiem już opustoszał i w imię przyzwoitości powinna zaraz odejść.

Nie bardzo pojmowała, co to znaczy być zakochaną, nie wiedziała, jak należy się zachować. Czuła jednak, że zbytniego zapału nie powinna okazywać.

Na klatce schodowej huknął strzał. Elena na moment znieruchomiała, nie mogąc zidentyfikować ani zlokalizować odgłosu. Zaraz potem jednak usłyszała głuche uderzenie tuż pod drzwiami i ten odgłos wydał jej się jeszcze straszniejszy. Zdecydowanie podeszła do drzwi i otworzyła je.

Jaskari? Na podłodze?

Zalany krwią.

Ależ, na miłość boską!

Odrzuciła dziwaczną myśl, że to chłopak spadł ze schodów z takim hukiem. Nie zastanawiając się nad ewentualnym niebezpieczeństwem, uklękła przy nim i usiłowała go podnieść.

Skąd ta krew?

Poplamiona koszula.

Gdzieś w boku.

Na kilku piętrach uchyliły się drzwi, pierwsi nadbiegli dwaj urzędnicy.

– Sprowadźcie ambulans! – zawołała, zrywając koszulę z Jaskariego.

Urzędnicy pognali po pomoc. Elena na kilka krótkich sekund została sama z chłopakiem.

Ocknął się, jęcząc z bólu.

– Rana nie jest głęboka – zapewniła pospiesznie. – Skóra rozcięta z góry na dół, w jednym miejscu odsłonięte żebra. Wydobrzejesz, ale, na miłość boską, tyle w tobie krwi!

– Sprowadź…

– Tak, tak, ambulans już jedzie. Próbuję zatamować krew twoją koszulą, mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Jaskari westchnął i odprężył się.

– Ale pech! – skarżyła się Elena pod nosem. – To przecież moje marzenie, że też musiałeś to być ty, co za idiotyzm!

– Jakie marzenie? – wystękał Jaskari.

– Uratować ukochanego od śmierci, trzymać go w ramionach, szeptać do ucha słowa pociechy. A ty wszystko zniszczyłeś.

– Przykro mi… że… to tylko… ja.

– Mnie też przykro, w dodatku naprawdę wcale nie chcę być pielęgniarką. No cóż, te twoje buły mięśni wyjątkowo do czegoś się przydały. Przyjęły najgorsze uderzenie. No, nareszcie są ludzie.

W milczeniu opatrzyła go resztkami koszuli. Fakt, że czasami naciskała trochę za mocno, wynikał z jej pomieszanych uczuć, gniewu, rozczarowania i sporej dawki lęku. Widziała wokół siebie wiele stóp, słyszała zatroskane głosy, lecz w tym miejscu było za ciasno, by ktoś jeszcze mógł zająć się Jaskarim.

– Boli cię? – zapytała dość opryskliwie.

– Wprost szaleńczo, ale jestem dzielny. Kto mi tak zgasił światło?

O tym nie zdążyła jeszcze pomyśleć. Pojawił się też jakiś stanowczy mężczyzna, urzędnik, i zaczął kierować wszystkimi, Elena w jednej chwili stała się zbędna. Wyszła jednak do karetki i patrzyła, jak odjeżdża. Jaskari był bezpieczny.

Dopiero teraz zastanowiła się nad tym, co się stało. Kto mógł strzelać i dlaczego? Dlaczego akurat do Jaskariego? Śmierć Opryszka w pewnym sensie potrafiła zrozumieć, bo ten typ naprawdę potrafił drażnić ludzi, ale spokojny, nie wadzący nikomu Jaskari?

Ostatnie, co usłyszała, to okrzyk załogi karetki skierowany do ludzi wychylających się z licznych okien ratusza.

– Wszystko z nim będzie w porządku!

Właściwie dobrze to było wiedzieć. Przeszył ją dreszcz, kiedy uświadomiła sobie, że mogłoby być inaczej. Jaskariego już by nie było? Przerażające!

Zatopiła się w myślach do tego stopnia, że dopiero po pewnym czasie dostrzegła poruszenie wśród ludzi zgromadzonych po drugiej stronie ulicy.

Patrzyli w górę, na dach wysokiego ratusza.

Elena przeszła do nich. W oknach nikogo już nie było.

Serce jej się ścisnęło. Dzień katastrof najwidoczniej jeszcze się nie skończył.

Dostrzegła na górze jakiegoś człowieka, stał plecami oparty o barierkę, osłaniając się przed kimś czy przed czymś, co znajdowało się z przodu. Z dołu nie było widać, kto to jest.

Gdzieś z tyłu nadbiegł Ram, a zaraz za nim jego Strażnicy. Elena zdążyła zawołać

– Co się stało?

Ram biegł tak prędko, że dotarł do niej zaledwie urywek odpowiedzi:

– Dyrektor personalny, zagoniony na dach, wezwał mnie przez…

Strażnicy wbiegli do ratusza, kilkoro ludzi pospieszyło za nimi.

Elena została. Miała wrażenie, że ktoś wycisnął jej powietrze z płuc.

Dyrektor personalny? To przecież John. Jej John, z którym miała się spotkać po…

Ach, nie, co się dzieje na tym dachu?

Z dołu widziała zaledwie czyjąś głowę i ramiona, kiedy jednak zrobiła z dłoni daszek nad oczami, zorientowała się, że w istocie jest to ciemnowłosa głowa Johna. Zmuszono go, by cofał się ku barierce, nagle jednak rzucił się w bok, wzdłuż krawędzi, w stronę bliższą rzece.

Oby udało mi się zobaczyć, kto go goni, modliła się w duchu.

Napastnik jednak stał w głębi i zapewne starannie się pilnował, by się nie pokazać.

John trzymał ręce nad głową, ale to zdawało się nie mieć wpływu na atakującego. Ram, Strażnicy, pospieszcie się, i wy z najwyższych pięter, moglibyście…

John zniknął jej z oczu, zmuszony do dalszego cofania się wzdłuż przylegającej do rzeki krawędzi budynku.

– Och, nie! – zawołała drżącym głosem i jęknęła cicho. – John!

Potem nastąpiło to straszne: strzał i krótki krzyk, krzyk, który się urwał.

Nogi ugięły się pod Eleną, osunęła się na kolana na chodnik. Zebrani wokół ludzie krzyknęli przerażeni i nagle wszyscy zaczęli się ruszać. Niektórzy pobiegli do ratusza, inni na brzeg rzeki.

– Widziałem, jak spadał – oświadczył stojący na brzegu chłopiec. – Zleciał prosto do rzeki, jeden wielki plusk!

Ram polecił odciąć ratusz, tak aby nikt nie mógł wejść ani wyjść. Elena zdołała podnieść się na nogi i pobiegła nad rzekę. Płynęła w rym miejscu dość bystrym nurtem, nieco niżej był spadek i śluza, może odwrotnie, nie bardzo pamiętała. Rzeka nie przemieniała się w wodospad, lecz i tak budziła respekt.

Johna nigdzie nie było widać.

– Nic dziwnego, został przecież postrzelony – usłużnie informował ją chłopiec. – Na pewno poszedł na dno jak kamień.

Elena już chciała skakać do wody, lecz jeden ze Strażników w porę ją powstrzymał.

– Nic tu nie możesz poradzić – stwierdził. – Prąd jest bardzo silny, dawno już go zniósł. Spróbujemy odnaleźć zwłoki, zanim dotrą do wiru przy tamie. Jeśli przejdą tamtędy, nigdy już ich nie zobaczymy.

Ludzie skutecznie działający lub po prostu ciekawscy gdzieś zniknęli, Elena została sama.

Jakiż to zły los mnie prześladuje, myślała zrozpaczona Pierwsza miłość mojego życia i nie dane jej było nawet ujrzeć świtu.

Загрузка...