5

Nikt nie znał jego pochodzenia.

Do Królestwa Światła trafił zupełnie przypadkiem, po prostu fatalny zbieg okoliczności.

Wychowywał się w środowisku oficerskim, uwielbiany przez zwariowaną matkę, otaczającą się wyłącznie innymi małżonkami wysokich rangą wojskowych. Od czasów najwcześniejszego dzieciństwa jego ojciec pułkownik ćwiczył go i musztrował, nie karząc jednak przy tym, lecz wychowując na oficera i dżentelmena. Ojciec także ubóstwiał pięknego, wprost rasowego syna.

Wyrósł na niezwykle przystojnego młodzieńca, wielbionego przez kobiety. Kolejno je wykorzystywał, później obojętnie odwracał się od nich plecami, nie zważając na rozpacz i płacze ani na zniszczenia, jakich dokonał w ich życiu. Przyszedł na świat jeszcze w epoce, w której dziewictwo kobiety wciąż traktowano jak świętość.

Jego pewność siebie umacniała się z oszałamiającą prędkością. Wkrótce uznał się za osobę o nieodpartym wdzięku, wprost boży dar dla świata. Kiedy skończył trzydzieści dziewięć lat, matka zaczęła okazywać niezadowolenie, pragnęła doczekać się wnuków, czyż więc syn nie zamyśla wkrótce się ożenić? On właściwie wcale nie miał takiego zamiaru, lecz kiedy się nad tym zastanowił, pomysł przypadł mu do gustu, zwłaszcza że po raz pierwszy w życiu odczuwał coś na kształt zakochania w kimś innym niż on sam.

Jego wybór padł na młodziutką, śliczną dziewczynę z najlepszej rodziny. Matka i ojciec dokładnie sprawdzili, z jakich to przodków wywodzi się panna, ustalili także wysokość konta bankowego jej ojca. Zaakceptowali ją, uznali za dobrą partię.

Dziewczyna właściwie uważała, że jest już trochę za stary, ale, na Boga, zachował swój młodzieńczy urok, a w dodatku cieszył się sławą niezdobytego uwodziciela, absolutnie nie dającego się zwabić do małżeństwa. Fakt wiec, że postanowił pojąć ją za żonę, potraktowała jako osobiste zwycięstwo.

W miarę upływu lat awansował i został podpułkownikiem. Na podwładnych wrzeszczał, okazywał im lodowaty chłód… Nie, nie był sadystą, pozostawał jednak obojętny na fakt, że za wojskowym mundurem kryje się także człowiek. Żądał od podległych mu żołnierzy rzeczy nieludzkich, nie znosił żadnego sprzeciwu, tkwił w nim jakiś chłód uczuciowy, przerażający nawet tych, którzy pragnęli utrzymywać z nim bliższy kontakt. Żona urodziła mu dwie córki, których w ogóle nie zauważał, a dopiero później syna, ubóstwianego tak samo jak kiedyś wielbił go jego ojciec. Babka obsypywała malca pieszczotami, aż podpułkownik wrzeszczał na nią jak na rekruta.

W tym czasie, miał wówczas pięćdziesiąt pięć lat, zaczął dostrzegać błąd, jaki popełnił żeniąc się z tak młodą, cieszącą się wielkim powodzeniem panną. Dziewczyna, rzecz jasna, zmieniła się już w piękną kobietę o złocisto-brązowych włosach i niebieskich oczach, uwielbianą przez kolegów oficerów. Tym akurat się nie przejmował, uważał, że nikt nie może zagrozić jego pozycji najprzystojniejszego ze wszystkich.

Omylił się jednak. Co prawda wciąż podbijał kobiece serca i łamał je z taką samą łatwością jak za młodu, lecz ani przez moment nie przeczuwał biegu wydarzeń.

Własną niewierność uważał za rzecz całkiem naturalną i jak najbardziej na miejscu, był wszak mężczyzną, w dodatku niesłychanie czarującym, nie było więc o czym mówić.

Wreszcie jednak i do niego zaczęły docierać plotki. Z początku śmiał się z nich pogardliwie. Jego żona miałaby mieć romans z nieznanym z imienia oficerem? To najgłupsze, co słyszał, przecież ona siedzi w domu i czeka na niego. Chyba wie, co robi jego żona?

Wkrótce jednak usłyszał więcej.

To nie może być prawda, miał wrażenie, że żołądek zmienia się w kostkę lodu. Prędko odkrył coś jeszcze: Koledzy śmiali się z niego za plecami. Kiedyś usłyszał wyszeptane gdzieś w pobliżu określenie „rogacz”. Rogacz, czyli zdradzony małżonek. Nie dał nic po sobie poznać, chociaż krew uderzyła mu do głowy, a gardło się zasznurowało. Zapamiętał sobie jednak tego, który to powiedział. Ten człowiek jeszcze pożałuje swoich słów!

Zaczął szpiegować żonę, oczywiście nie zapytał wprost, czy go zdradziła, takie postawienie sprawy byłoby poniżej jego godności, ale w sercu zapłonęła mu nienawiść, potworna, straszna nienawiść.

Nikomu nie wolno go oszukiwać! Nikt nie może go porzucić dla innej osoby, jego cześć i duma pragnęła teraz tylko jednego:

Zemsty!

Jeśli oczywiście to wszystko okaże się prawdą. Wciąż nie wiedział na pewno, czy wypowiadane szeptem insynuacje dotyczą właśnie jego, bo przecież pomysł, że żona woli kogoś innego, był śmieszny.

Napływały jednak nowe szczegóły romansu. Chodziło o młodego porucznika.

Po kilku dniach potwierdziły się najstraszniejsze podejrzenia. Te, które wcześniej wydawały się niemożliwe, nierzeczywiste.

Okazały się jednak prawdą. Pewnego wieczoru, kiedy miał pełnić służbę w pułku, niespodziewanie wrócił do domu. Nie zastał żony. Podkradł się pod kwaterę młodego porucznika i ujrzał, jak wchodzą razem do środka. Pierwszą myślą było wbiec za nimi i zastrzelić oboje na miejscu. Nie miał jednak przy sobie służbowego pistoletu, bo też i nigdy nawet mu się nie śniło, że to, co teraz odkrył, może zdarzyć się naprawdę. Wrócił do domu, by przygotować bardziej przemyślny plan. Oficer, który zastrzeli żonę i jej kochanka, jest przegrany, jawnie przyznaje się do porażki. Nie, musi wyjść z tego z twarzą, zachowując sławę niezwyciężonego uwodziciela.

Ogarnęła go wściekłość tak wielka, że bał się ataku apopleksji.

Następnego dnia czekał go kolejny wstrząs. Żona, jąkając się ze strachu, zażądała rozwodu. Jako motyw podała, że kocha innego. Teraz dobre rady były w cenie. Jak wybrnąć z tej sytuacji i pozostać w opinii publicznej nie zdradzonym mężem? Nocą zdążył już do połowy opracować pewien plan, teraz chodziło o to, by wprowadzić go w życie. Najważniejsze, by dać światu do zrozumienia, że to on znudził się żoną i postanowił ją porzucić, dlatego kobieta szukała pociechy u nieporadnego młodego porucznika o miękkim sercu. Przygotował już sobie nawet na ten temat kilka uwag, które zamierzał od niechcenia rzucić w obecności kolegów. Teraz jednak, kiedy ona zażądała rozwodu, wiedział, że musi się spieszyć. Wciąż mógł wykorzystać zmyśloną historię o swoim romansie z inną i żonie rozpaczającej z tego powodu. Jej żal miał doprowadzić ją do samobójstwa.

Rozkazał, bo nigdy o nic nie prosił, zawsze wydawał polecenia, rozkazał jej więc pójść na spacer, tak aby mogli porozmawiać.

W pobliżu znajdowały się głębokie jamy w ziemi, bez dna, jak powiadano. Okolica była ogromnie niebezpieczna. Ten, kto dotarł tam zatopiony w myślach, zrozpaczony, bez trudu mógł wpaść w którąś z nich i nigdy nie zostać odnaleziony. Podpułkownik zamierzał jednak posunąć się jeszcze dalej: postanowił zepchnąć żonę w otchłań, a później napisać pełen wzburzenia list pożegnalny, podrabiając jej charakter pisma, co wydawało mu się wcale nietrudne, pisała bowiem jak dziecko. List miał wyrażać jej bezgraniczną miłość do męża i równie bezgraniczny żal z powodu jego zdrady. Żaden inny mężczyzna na świecie nie mógł go zastąpić. Zakończenie listu miało zapowiadać, że kobieta rzuci się w przepaść.

List zamierzał napisać po powrocie do domu, zanim zaczną jej szukać, łatwiej to zrobić, kiedy będzie sam.

Aby nie widziano ich razem, wyszedł z domu wcześniej, nakazując żonie stawić się na spotkanie pod wielkim dębem, samotnie rosnącym na niebezpiecznym terenie. Prowadziła tam ścieżka, nie musiała więc obawiać się jam.

Dla pewności zabrał broń i bardzo dużo amunicji.

W pośpiechu wyruszył w umówione miejsce. Zapadł już zmierzch, ale on dobrze znał okolicę.

Nie zdawał sobie jednak sprawy ze stanu swoich nerwów. Oślepiony wściekłością i żądzą zemsty, gnał przed siebie wielkimi krokami. Snuł wizje, jak później, oczywiście w inny sposób, zgładzi kochanka żony. Potem przyjdzie kolej na najgorszych oszczerców…

Nagle zorientował się, że zboczył ze ścieżki.

Przystanął. Gdzie, w którym miejscu wybrał zły kierunek?

Wszystko jedno, może pójść do dębu na skróty. Wielkie jamy, właściwie dwie głębokie rozpadliny w skorupie ziemskiej, łatwo było zauważyć nawet w półmroku. Długimi krokami kierował się ku potężnemu drzewu, rysującemu się ponuro na tle wieczornego nieba.

Kiedy ziemia usunęła mu się spod stóp, nie od razu pojął, co się dzieje. Czyżby trafił na jakiś rów? Runął w dół, za nim posypał się grad drobnych kamyków. Otoczyła go głęboka ciemność. Nie zdążył się nawet zorientować, że to nowa, nie odkryta jeszcze jama. Zaniósł się krzykiem bezradności, palcami usiłował o coś się zaczepić, to jednak okazało się niemożliwe.

Upadek zdawał się nie mieć końca. Momentami leciał w powietrzu i padał na kolejną stromiznę, szarpiącą mu na strzępy ubranie i skórę. Krzyczał z bólu. Zemsta… Żona! Teraz dostanie swojego porucznika.

Na koniec uderzył o ziemię z takiej wysokości, że stracił przytomność.

Ocknąwszy się pojął, że spadł potwornie głęboko, na pewno nie setki metrów, raczej tysiące. Bolało go całe ciało, jakby połamaną miał każdą najdrobniejszą nawet kosteczkę.

Znalazł się w sytuacji zaiste rozpaczliwej, prędko przekonał się, że nie zdoła się wydostać na górę. Echo jego krzyków świadczyło o niesłychanej wysokości otaczających go stromych, wręcz pionowych ścian. Mógł się posuwać w jednym tylko kierunku, wzdłuż szczeliny w ziemi. Być może nieco dalej zdoła wspiąć się pod górę, to jedyna możliwość ratunku. Dalej jednak wcale nie było lepiej, po pewnym czasie zorientował się, że wprawdzie podłoże nachyla się bardzo lekko, to jednak wciąż opada. Idąc w tę stronę, nie mógł liczyć na żadną pomoc. Pozostawało mu jedynie mieć nadzieję na cudowne ocalenie.

Nagle ziemia znów się przed nim rozstąpiła. Zmęczony, śmiertelnie przerażony zapomniał o zachowaniu czujności, nie wyczuł pustki przed sobą. Czekał go kolejny oszalały lot w dół.

Długi, bolesny, przerażający. Ze strachu i samotności płakał jak dziecko. Wreszcie zemdlał i nie poczuł nawet, kiedy się zatrzymał.

Tam znaleźli go Obcy.

Ponieważ był nieprzytomny, nie wiedzieli, jakiego człowieka ratują. Zabrali go do Królestwa Światła. Na początku zamieszkał w stolicy, nie potrafił się jednak podporządkować surowej dyscyplinie Strażników. Zażądał przeniesienia do miasta nieprzystosowanych. Tu z pogardą odnosił się do mieszkających tam prostych cywilów, lecz na kolejne żądanie przeniesienia Strażnicy się nie zgodzili. Dość mieli jego arogancji i egoizmu, nie chcieli go w Królestwie Światła.

Nie przestawała dręczyć go myśl o nie spełnionej zemście. Nie mógł zapomnieć żony, która nie poniosła kary. W jego już wcześniej chwiejnej osobowości wyzwoliła się nieposkromiona żądza odwetu, skierowana ku kobietom przypominającym jego żonę. Przede wszystkim kobietom lekkich obyczajów. To one ją uosabiały. W mózgu niemal mu wrzało, pojawiło się też przeświadczenie, że kiedyś ją odnajdzie, nawet tutaj.

To właśnie popychało go do działania. W każdej kobiecie, którą uwiódł i zabił, widział żonę. Ona także kiedyś tu trafi!

Nie brał pod uwagę upływającego czasu ani tego, że gdy w Królestwie Światła kończył się jeden rok, w świecie na powierzchni Ziemi mijało ich dwanaście.

Загрузка...