18

– Nie – rzekł Móri, patrząc na gładką stalową ścianę, pod którą podprowadził ich Marco. – Moje runy otwierające zamki na nic się tutaj nie zdadzą, tu przecież nie ma zamka, nie ma klucza, nie widać nawet drzwi.

Nadzieja na odnalezienie zaginionych u tych, którzy ją żywili, opadła.

Nie wszyscy chyba tego pragnęli.

– Ale one muszą być za tą ścianą – powiedział Marco z przekonaniem.

– Bez wątpienia – przytaknął Dolgo. – To dlatego żaden z nas nie zdołał nawiązać z nimi kontaktu. Kompletnie odizolowany schron, otoczony materiałami przez które nasze telepatyczne zdolności nie są w stanie przeniknąć.

Ram zgadzał się z nimi.

– Ale Móri potrafił – stwierdził. – Jego runiczne zaklęcia dotarły do Misy. Czy ona tam jest, Móri?

– Teraz tego nie wiem – odparł z wahaniem czarnoksiężnik. – Nie jestem już w transie. W jaki sposób dostaniemy się do środka?

Nikt nie umiał na to odpowiedzieć.

– Co właściwie znajduje się za tą ścianą? – zapytał Armas.

Burmistrz odwrócił się do niego, na jego twarzy znać było ogromne zmęczenie.

– Kilka wybetonowanych pomieszczeń, a w betonie jest jeszcze silniej izolujący materiał. Kiedyś trzymaliśmy w tych pomieszczeniach kłopotliwych więźniów.

– W Królestwie Światła nie wolno przetrzymywać więźniów – ostro zauważył Ram.

– Wiemy o tym, czasami jednak w tym mieście okazywało się to konieczne.

Po minie Rama poznali, że to zrozumiał.

– Wybaczcie, że się w to mieszam – wtrącił Jori. – Czy również przesłuchiwaliście tu więźniów?

– Owszem, zdarzało się, szef policji może odpowiedzieć na to pytanie.

Oczy wszystkich zwróciły się na bliskiego omdlenia mężczyznę.

Jori spytał:

– Wykorzystywaliście specjalne okna, tak zwane lustra weneckie, by ktoś mógł stać za szybą i oglądać przesłuchanie?

– Tak, to się zgadza.

– Wobec tego twoja wizja była prawdziwa, Móri – stwierdził Jori, zwracając się z zadowoleniem do czarnoksiężnika.

– Mam wrażenie, że w tym chłopaku tkwi dobry materiał na śledczego – mruknął Ram do Marca, który na znak zgody skinął głową.

– Ale to do niczego nas nie doprowadzi. – Siostra burmistrzowej dreptała z niecierpliwości. – Musimy się tam dostać.

Marco podniósł głowę.

– Myślę, że we trzech z Mórim i Dolgiem spróbujemy, prawda? Armas może się do nas przyłączyć, on też jest obdarzony szczególną mocą. A wy, pozostali, cofnijcie się, proszę, o kilka kroków. Nie wiemy, co stanie się z tą ścianą, może nic, a może coś nieoczekiwanego.

Trzej obdarzeni niezwykłą mocą mężczyźni natychmiast się przygotowali. Armas nie posiadał się z dumy, że zaproszono go do współdziałania. Nie bardzo wprawdzie wiedział, co będą robić, ale gotów był na wszystko.

– Weź mnie za rękę, Armasie – rzekł Marco łagodnie. – Tamci dwaj sami sobie poradzą. I skup się po prostu na myśli, że drzwi mają się otworzyć. Trudność polega na tym, że nie wiemy, w jaki sposób ani w którym miejscu ma się to stać, dlatego też nie możemy się skoncentrować na konkretnym punkcie w ścianie. Musimy po prostu pragnąć, żeby się w ogóle otworzyły, i mieć przy tym nadzieję, że nie rozpadną się na kawałki – dodał nie bez goryczy.

Armas, syn Obcego, żywiący dla Marca z Ludzi Lodu, księcia Czarnych Sal, bezgraniczny podziw, powiedział, że wszystko rozumie. Do końca jednak nie był o tym przekonany.

– Chwileczkę – wtrąciła Indra; świadoma, że wszyscy już ją widzieli i nikt nie protestował przeciwko jej obecności. – Czy nie powinniśmy sprawdzić, czy ktoś nie ma przy sobie kombinacji z kodem?

Ram uśmiechnął się.

– Naprawdę sądzisz, że ten, kto nie chce, aby drzwi się otwarły, byłby na tyle głupi, by przynieść tu kod? Na pewno jest dobrze schowany, chyba że zabrał go dyrektor John, ale w to wątpię.

– A ci, którzy zbudowali te lochy?

– Odnalezienie ich trwałoby zbyt długo, obawiam się, że dziewczynce zostało już niewiele czasu. Z tego, co mówił Móri, wynikało, że od dawna jest już bez jedzenia i bez picia.

Indra długo na niego patrzyła, odpowiedział na jej zamyślone spojrzenie. Przecież nie tak dawno twierdził, że dziewczynce nie grozi żadne niebezpieczeństwo, ponieważ została uprowadzona samochodem jej własnego ojca.

Weronikę wykorzystywano być może jako środek nacisku na Misę, takie właśnie pytanie tkwiło w spojrzeniach, które wymienili Ram i Indra. Misa widywała przecież dziewczynkę tylko od czasu do czasu. Weronika mogła dostawać jedzenie kiedy indziej. Tak czy inaczej obie należało uwolnić, sytuacja Misy musiała być absolutnie nieznośna.

Po krótkiej przerwie, spowodowanej wystąpieniem Indry, czterej mężczyźni mogli rozpocząć seans. Wszyscy wiedzieli, że potrafią wpływać swoimi magicznymi siłami zarówno na ludzi i zwierzęta, jak i na przyrodę, ale stalowe drzwi? Dodatkowo wzmocnione? Czy pozwolą na to, by ktokolwiek nimi manipulował?

Móri i Dolgo zwrócili wnętrza dłoni do ściany. Marco trzymający Armasa za rękę nie był w stanie tego zrobić, mógł jedynie skupić myśli na pokonaniu zamknięcia, zniszczeniu kodu.

Czarnoksiężnik i jego syn zaczęli monotonnie odmawiać zaklęcia. Potężne galdry z pradawnych czasów, kiedy to człowiek stał znacznie bliżej przyrody i znał część jej tajemnic, kiedy jeszcze zdawano sobie sprawę, że w każdej najdrobniejszej roślince kryją się niezwykłe siły i że w ziemi, która obróciła się w kamień, tkwi życie, schowane teraz przed ludzkimi oczami. Wszystko to, o czym my już zapomnieliśmy, wciąż pozostaje żywe u ludów żyjących w bliskich związkach z przyrodą. Móri i jego syn znali wiele tych tajemnic, wiedza o nich zachowała się w magicznych pieśniach.

Ale czy ich moc dotrze również do nowych wynalazków, jakimi są na przykład potężne wzmocnienia z rozmaitych metali, minerałów i sztucznych tworzyw? Wkrótce mieli się o tym przekonać.

Móri i Dolgo zdawali sobie sprawę, że w myślach muszą zwracać się bezpośrednio do poszczególnych składników, z których zbudowano drzwi, zaklinać, by usłuchały ich rozkazów i poddały się.

Marco miał inne mocne strony, nie były to umiejętności wyuczone, jak w przypadku obu czarnoksiężników, odziedziczył je po ojcu. Przekazywał teraz część swej siły Armasowi, synowi Obcego, a niewielu wiedziało, co naprawdę potrafią Obcy. Wciąż pozostawali tajemniczym ludem, przybyłym z jakiegoś niewiadomego miejsca, by pomóc ludziom na Ziemi w walce z ich własną głupotą.

W piwnicach ratusza panowała wielka cisza. Ci, którzy nie uczestniczyli w otwieraniu drzwi, cofnęli się pod przeciwległą ścianę, starając się za wszelką cenę nie zakłócać koncentracji czterem mężczyznom. Na pewno niejeden z obecnych wątpił w ich możliwości, niektórzy z pogardą odnosili się do ich paranormalnych zdolności, ktoś zapewne miał też nadzieję, że się im nie powiedzie.

Ale Indra i Jori ślepo im ufali, rozjaśnionymi oczyma wpatrywali się w swoich bohaterów i mieli pewność że poradzą sobie z tym, jak by się wydawało, niemożliwym do wykonania zadaniem.

Armas poczuł niezwykłą moc płynącą z ręki Marca. Wypełniła go, wyostrzyła mu się zdolność myślenia, ogarnął wielki spokój. Minęło kilka minut, podczas których słychać było tylko osobliwe zaklęcia Móriego i Dolga.

I nagle… Nagle zorientował się, że wzbiera w nim jego własna moc, wznosi się od czubków palców do głowy, w jednej chwili olśniło go, co należy uczynić.

Marco popatrzył na niego z boku.

– No proszę, ujawniło się w tobie to, co dotychczas leżało uśpione, nie przerywaj.

Armas na moment znieruchomiał, a potem, uwolniwszy dłoń z dłoni Marca, podszedł do stalowych drzwi. Dał znak Móriemu i Dolgowi, aby także się zbliżyli. Marco sam za nim pospieszył.

Młody Armas, przewyższający wzrostem wszystkich zebranych tutaj, przesunął dłonią po ścianie. Smukłe palce, które w miarę jak dorastał, upodabniały się do sześciokątnych palców Obcych, lekko muskały metal. Z pytaniem w oczach popatrzył na trzech pozostałych.

Zachęcająco pokiwali głowami.

Armas starał się ukryć swoją niepewność. Co będzie, jeśli jego intuicja okaże się zawodna, jeśli zniweczy ich szansę?

Ale czy to naprawdę tylko intuicja wskazała mu akurat tę część ściany? Uczucie, jakie się w nim odezwało, było na to jakby zbyt mocne, to była świadomość, absolutna pewność, a kiedy usiłował myśleć inaczej, za nic mu to nie wychodziło.

Ludzie odznaczający się paranormalnymi zdolnościami, zwłaszcza zdolnością jasnowidzenia, natychmiast rozpoznaliby doznania Armasa. Mowa tutaj o niezłomnej pewności, której należy zaufać, wiedzą o tym wszyscy obdarzeni zdolnością odczytywania przyszłości lub odnajdywania zaginionych ludzi i zwierząt.

Armas nabrał powietrza w płuca.

– To tutaj. Móri i Dolgo, skupcie swoją czarnoksięską moc na tym miejscu.

– Doskonale, Armasie – cicho pochwalił go Marco.

Młody chłopak prędko odegnał niepokojącą myśl, że Marco sam by sobie z tym poradził i tylko pomógł mu ujawnić jego ukryte zdolności. Teraz musieli działać wspólnie, wszyscy czterej.

Móri i Dolgo podeszli bliżej. Móri przycisnął jedną z run w punkcie wskazanym przez Armasa i obaj wyszeptali coś, czego nikt inny nie zrozumiał. Marco wciąż czekał.

Ze ściany dobiegł jakiś cichy odgłos, żaden trzask, po prostu delikatnie zadźwięczał metal.

Jak gdyby jakiś zamek niechętnie ustępował, ale tylko trochę.

Potem zapadła cisza. Ściana odpowiedziała na ich atak, wciąż jednak się nie poddawała.

I wtedy do akcji włączył się Marco. W kompletnie nieznanym języku wydał jakiś krótki rozkaz. Ponieważ jednak oni rozumieli wszystkie języki, zorientowali się, że przemawia do różnych metali. Armas rozpoznał nazwy niektórych pierwiastków, o których uczył się w szkole, i zaraz Marco umilkł.

Bez najmniejszego szmeru ściana podzieliła się na dwie części w miejscu, gdzie przedtem nie widać było żadnego spojenia. Obie połowy rozsunęły się. Nastąpiło to tak, jak przy użyciu elektronicznego kodu.

Złamali kod. Armas odnalazł właściwe miejsce, czarnoksiężnicy osłabili zamknięcie, a Marco dokończył dzieła. Schrony zostały otwarte.

Szef policji osunął się na podłogę.

Strażnicy zatroszczyli się o to, by nikt nie mógł się wymknąć podczas trwania seansu, ale Indra kątem oka zarejestrowała bezradne spojrzenia, jakieś dziwaczne miotanie się, które teraz ustało. Nie wiedziała jednak, kto próbował się stąd wydostać.

Udało im się ocucić szefa policji. Poprosił, by pozwolono mu wrócić do biura i odpocząć, nie zgodzono się jednak na to. Usiadł na jakiejś skrzynce i zasłonił twarz rękami, przedstawiał sobą obraz totalnej beznadziei. Zdaniem Indry sprawiał wrażenie, że płacze.

Z wahaniem weszli do pierwszego wielkiego pomieszczenia, stały tu między innymi półki pełne książek i papierów i wielki stół na kółkach, który bardzo nie pasował do wnętrza.

– Przypuszczam, że na nim właśnie przywieziono Misę – orzekł Ram. – Inaczej nie bardzo sobie wyobrażam, w jaki sposób ją tutaj przetransportowano, w dodatku zdaje się nieprzytomną. Czy istnieje bezpośrednie wejście do piwnicy?

Burmistrz potwierdził ten fakt. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, a zarazem zasmuconego, jakby nic nie rozumiał.

Strażnicy zajęli się badaniem zawartości półek. Jeden z nich zatrzymał się przy jakichś papierach.

– Nie za dobrze to wygląda – oznajmił złowieszczo. – Co to ma znaczyć, panie komendancie?

Otyły mężczyzna tylko pokręcił głową, nie odsuwając nawet rąk od twarzy.

Inny Strażnik stanął z dokumentem w dłoni.

– Mam wrażenie, że pachnie tu korupcją. Firmy, które nie istnieją albo cieszą się dziwnymi przywilejami…

Ram badawczo przyjrzał się postaci skulonej na skrzynce.

– Zajmiemy się tym później, teraz chodzi o uwięzione. Proszę otworzyć następne drzwi.

Do wyboru mieli dwoje. Na chybił trafił wybrali jedne.

Wewnątrz siedziała Misa. Z lękiem patrzyła na wejście w oczekiwaniu na przybycie swego dręczyciela. Na widok Rama i Móriego podniosła się z krzykiem, czarnoksiężnik objął ją, na ile starczyło mu ramion. Kochana Misa nie była sylfidą, w dodatku skuwały ją kajdany.

– Czy to prawda? – pytała niepewnie. – Czy jestem wolna?

– Teraz wszystko już będzie dobrze, Miso – zapewnił Móri.

Nie powiedział, że wiele jeszcze pozostaje do wyjaśnienia.

– Dziewczynka – zaniepokoiła się Misa. – Musimy się spieszyć, ona umiera. Ach, jakże się cieszę, że przyszliście. Nie wiedziałam, co robić, chcieli mnie zmusić, żeby…

– Wiemy, Miso, ale potrzeba nam kilku informacji od ciebie.

– Najpierw dziewczynka, najmilsi.

– Tak, oczywiście, ale nie przypuszczamy, aby groziło jej jakieś niebezpieczeństwo.

Tego Misa nie mogła zrozumieć. Marco w tym czasie przyłożył swe ciemne, o idealnym kształcie dłonie do łańcuchów wiążących jej stopy, pod jego dotykiem same się otwarły. Zobaczyli, w jak bardzo prymitywnych warunkach ją więziono. Jedynie aparatura przed nią była w nienagannym stanie. Misa miała związane także ręce, w taki jednak sposób, by mogła, gdyby zechciała, obsługiwać urządzenia, a warunki higieniczne były poniżej wszelkiej krytyki. Indrze serce ścisnęło się ze współczucia dla tej wspaniałej istoty, ponieważ wszyscy ludzie zorientowali się, jakich upokorzeń musiała tu doznać.

Cóż za nikczemnik zmusił ją do tego, pomyślała Indra.

Uwolniwszy Misę, przeszli do drugiego pomieszczenia.

Na wyściełanej ławie leżała dziewczynka, z pozoru bez życia. Powinien być teraz z nami lekarz, pomyślała Indra, na przykład Jaskari, on jednak tymczasem wyłączony był z gry. Wprawdzie stwierdzono, że jest zdrowy, ale wciąż zalecano mu spokój.

Gdzieś z tyłu zapanowało poruszenie. Strażnicy powstrzymali kogoś, kto usiłował uciec, ale Indra nie zdołała zobaczyć, kto to może być. Dziewczyna jednak pomyliła się: nikt nie podjął wcale próby ucieczki, przeciwnie, burmistrzostwo i siostra żony burmistrza na wyścigi starali się przedostać do Weroniki. Powstrzymano ich siłą.

Dolgo spokojnie podszedł do dziewczynki, delikatnie dotknął jej szyi.

– Żyje, ale sprawia wrażenie głęboko uśpionej.

– To dlatego nie mogłem nawiązać z nią kontaktu, została znieczulona.

– Prawdopodobnie miała dzisiaj zostać pokazana Misie – doszedł do wniosku Ram.

Wyjaśnili Misie, że Weronice nigdy nie groziło niebezpieczeństwo, Misa na własne oczy ujrzała teraz jedzenie i zabawki, znajdujące się w pomieszczeniu, pozostające jednak poza jej polem widzenia. Zrozumieli, że Weronikę pokazywano jej przez szybę tylko wtedy, gdy dziewczynka spała lub też znajdowała się pod działaniem usypiających środków. Cóż za bezlitosne, okrutne poczynania wobec dobrego Madraga, który wszystkim tak dobrze życzy! Misa jednak wytrzymała, nie zdradziła żadnych informacji o tajnym laboratorium Obcych w Srebrzystym Lesie, ale musiała przyznać, że w ostatnich dniach zaczęła się załamywać, chodziło wszak o życie niewinnego dziecka, a Weronika wyglądała już na bardzo wycieńczoną.

Większość zebranych stała wzdłuż ścian nieruchomo niczym słupy soli, ze wzrokiem wbitym w leżącą na ławie dziewczynkę. Indra czytała w tych spojrzeniach lęk, ale czego dotyczył? Bali się, że dziewczynka umrze, czy może odwrotnie?

W tej chwili dziewczynka się poruszyła. Zebrani jednogłośnie westchnęli.

Mała otworzyła oczy. Oszołomiona rozejrzała się dokoła, tyle nieznajomych twarzy.

Ale jedną poznała.

– Tata, tak długo mnie nie było, niepokoiłeś się o mnie?

Ojciec nie był jednak w stanie odpowiedzieć, wzruszonym spojrzeniem spytał Rama, czy wolno mu podejść do córki. Ram zezwolił, Weronika usiadła na łóżku

Poznała też rewizora, nazwała go wujkiem i uśmiechnęła się do niego. Do zapłakanej ciotki drepczącej w miejscu z niecierpliwości uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a na Generała nie zwróciła żadnej uwagi, widocznie nie znała go tak dobrze. Szefa policji z nimi nie było, pilnował go jeden ze Strażników w zewnętrznym pomieszczeniu.

Dostrzegła wreszcie matkę, żonę burmistrza, stojącą nieco z tyłu za innymi.

– Cześć, mamo – powiedziała do niej i wyciągnęła ręce. Kobieta podeszła do dziewczynki, objęła ją i szepnęła coś do ucha.

– Nie, mamo, nic nie powiem – odszepnęła Weronika. – Ale czy mogę już wrócić do domu? Okropnie nudno być tutaj tak długo.

Szept Weroniki był bardzo wyraźny, wszyscy go usłyszeli.

Загрузка...