21

Ram i jego współpracownicy, dumni z wykonanej przez siebie pracy dedukcyjnej, stali przy swoich gondolach w mieście nieprzystosowanych. Nie mogli się rozstać. Byli tam czterej Strażnicy Rama, uradowany Jori i Indra, którą zaakceptowano już jako jedną z nich, miała wszak kilkakrotnie coś inteligentnego do dodania. Misa także czekała wraz z nimi na gondolę pozostałych Madragów, którzy mieli ją zabrać do domu. Nie zabrakło ponadto Marca, Móriego i Dolga, a także Gabriela i Nataniela, którzy się do nich przyłączyli, no i, rzecz jasna, wiernego towarzysza Dolga, Nera.

Żadne z nich nie miało serca rozstawać się z tak miłym towarzystwem. Brakowało jedynie Eleny i Jaskariego, a także Tsi-Tsunggi i wszystkich tajemniczych istot, które pomogły im stwierdzić, że należy się skoncentrować na mieście nieprzystosowanych.

– Powiodło nam się – co najmniej dziesiąty raz powtórzył z dumą Ram.

Spojrzenia wszystkich skierowały się na lądującą gondolę. W pierwszej chwili przypuszczali, że to przyjechali Madragowie, okazało się jednak, że przybył Strażnik, który powrócił właśnie z południowej części krainy i zdał relację Ramowi. Jori aż zastrzygł uszami, południe kraju wydawało mu się bowiem niezwykle tajemnicze i pragnął usłyszeć o nim jak najwięcej, niczego jednak się nie dowiedział. Tym razem także Ram okazał się wyjątkowo nieużyty i prowadził rozmowę z obcym Strażnikiem głosem zniżonym do szeptu.

Wreszcie skończyli omawiać tajemnice z południowej części, Ram opowiedział o ich dokonaniach w mieście nieprzystosowanych.

– Szef policji zostanie po prostu usunięty ze stanowiska – podsumował. – Nie wymierzamy żadnych surowszych kar za korupcję. Zostanie mu udzielona pomoc lekarska, przejdzie też kurację promieniami Słońca, nie przypuszczam, aby w głębi duszy był zły, ma po prostu słaby charakter. Gorzej przedstawia się sprawa z burmistrzowa, mamy do czynienia z chorobliwą żądzą władzy, musimy dokonać filtracji.

– To znaczy dać jej jeszcze jedną szansę gdzie indziej? – spytał Strażnik.

– Właśnie.

Pytania wprost paliły młodych, nie zdążyli ich jednak zadać, bo Strażnik przybyły z południa zapytał:

– Co się stało z szaleńcem, który zeskoczył z dachu ratusza?

Po krótkiej chwili milczenia Ram spytał:

– O co ci chodzi?

– Nie widzieliście go? Nic o nim nie wiecie? To przecież straszne! Kiedy leciałem na południe, widziałem jakiegoś szaleńca, który skoczył z dachu prosto w rzekę.

– Został do tego zmuszony – odparł Ram.

– Zmuszony? Przez kogo? Na dachu był sam. Upłynęła dość długa chwila, zanim dotarła do nich prawda.

– To był dyrektor personalny ratusza – oświadczył Ram zmienionym głosem. – John, tak go nazywają.

Strażnik nieco się zmieszał.

– Widziałem, że na dole na ulicy zebrało się sporo gapiów, sądziłem więc, że o wszystkim wiecie. Inaczej nie poleciałbym dalej, ale spieszyło mi się i…

– Nie odnaleźliśmy go – oświadczył Jori z ponurą miną.

– Obejrzałem się raz – powiedział Strażnik. – I wtedy wydało mi się, że dostrzegam jakąś głowę w wodzie przy zaroślach poniżej ratusza, ale nie mógłbym przysiąc.

– Elena – jęknęła Indra. – Zagrażało jej niebezpieczeństwo, tak przecież mówiliście.

– No tak – przyznał Ram. – Jest prototypem ofiar mordercy.

– I czuła wielką słabość do Johna.

– A Generał nie wchodzi w grę, ma alibi.

Ram wyjął z kieszeni telefon. Dowiedziawszy się o numer Eleny, zadzwonił do niej.

Czekali w milczeniu, ale nikt się nie odezwał.

– Miała być w domu – westchnął zatroskany Móri. – Nie wyszłaby dobrowolnie.

Ram poprosił o numer do Jaskariego i znów zatelefonował. Tym razem ktoś odebrał.

– Jaskari? Przypuszczamy, że Elena jest w wielkim niebezpieczeństwie.

„Elena?” – usłyszeli głos Jaskariego, Ram bowiem włączył funkcję umożliwiającą wszystkim słuchanie jego głosu. – „Dzwoniłem do niej właśnie, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku”.

– Czy w jej głosie nie było nic niezwykłego?

– Nie, chociaż, jak tak się dopytujesz… Była bardzo uradowana. „Szkoda, że nie wiesz…” Tak powiedziała.

Pewność uderzyła ich jak cios.

– On tam jest – szepnął przerażony Armas i już wsiadał do swojej gondoli.

– Elena nigdy nie wpuściłaby nikogo do domu – zaprotestował Móri.

– O, nie masz pojęcia, co miłość potrafi zrobić z dziewczyną – powiedziała Indra. – Ale czy Jaskari nie mówił, że morderca ma mniej więcej pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat, a John to przecież młody chłopak, nic tu się nie zgadza.

Wszyscy już ruszyli do swoich gondoli

– Zapominasz o Świętym Słońcu – rzekł Móri. – Jaskari spotkał szaleńca nad brzegiem rzeki przed wielu laty, John długo mógł mieszkać w stolicy, odmłodniał. Ponadto należy do typu mężczyzn, którzy sprawiają wrażenie dużo młodszych, niż są w rzeczywistości

– Jaskari – słowa ledwie wydobywały się spomiędzy sztywnych warg Rama. – Słyszysz mnie? Elenę prawdopodobnie odwiedził morderca, telefon u niej milczy, tak, dyrektor personalny, idź tam jak najprędzej, a my zjawimy się tak szybko jak tylko się da. Masz rewolwer? Nie? Trudno. Przypuszczam, że on też go nie ma, pistolet pewnie wpadł do rzeki razem z nim i tam już został, dlatego, go nie znaleźliśmy.

W tym czasie nadjechali swoją wielką gondolą Madragowie i zdążyli już uściskać Misę, wszyscy czworo pragnęli teraz wyruszyć z nimi na ratunek Elenie.

Ram zastanawiał się.

– Wiem, że każdy z was chciałby pomóc, nie mogę jednak tak wielu osób narażać na niebezpieczeństwo, poza tym należy podejść pod dom Eleny niepostrzeżenie. Wy Madragowie, powinniście zabrać Misę i troskliwie się nią zająć, ma za sobą nieludzko trudny okres i reakcja może pojawić się później. Móri jest zbyt blisko spokrewniony z Eleną, nie chciałbym, aby nastąpił jakiś wybuch uczuć połączony z atakiem na zbrodniarza. Jori, Armas i Indra są za młodzi – rozejrzał się po gromadzie i podjął decyzję. – Dwaj Strażnicy oraz Marco i Dolgo, i Nero, rzecz jasna. Jedna gondola. Moja.

Musieli pogodzić się z tym postanowieniem.


Zadzwonił telefon. Elena poderwała się, ale John ją przytrzymał.

– Nie odbieraj – poprosił łagodnie. Miłość dźwięcząca w jego głosie odebrała jej siły.

Rozpiął jej bluzkę i delikatnie pieścił, cichym głosem szeptał słowa, których brzmienie do Eleny nie docierało, ale to nic, i tak przecież rozumiała ich znaczenie.

Bezgranicznie onieśmielona szepnęła:

– Przecież ja cię prawie nie znam. Na pewno uznasz mnie za bardzo łatwą dziewczynę, skoro zgadzam się na to już od pierwszego razu, ale nigdy dotychczas tego nie przeżyłam, nie wiem nawet, jak powinnam się zachować, wiem tylko, że bardzo, naprawdę bardzo cię lubię.

Żar, ta gorączka w ciele, która paliła ją przy Tsi… Gdzie się podziała? Owszem, czuła jakieś chłodne pożądanie, które było raczej ciekawością, chęcią, by spełnić jego życzenie, a nie podnieceniem, pragnieniem, które wyzwolił w niej Tsi.

Na pewno wkrótce się pojawi.

Nagie zesztywniała, jak on ją nazwał, Doris?

– Ja jestem Elena – zaśmiała się nerwowo.

Popatrzył na nią, Elena przeraziła się. Co to za oczy?

– Wybacz mi – szepnął, chcąc naprawić błąd. – Powiedziałem tylko, że nie jesteś taka jak Doris, młoda dziewczyna, którą kiedyś znałem.

– Ach, tak, rozumiem.

Znów się uspokoiła, do chwili gdy ujrzała, że bandaż zsunął mu się z ramienia.

Nie jesteś wcale ranny? chciała wykrzyknąć, nie zdołała jednak, gdyż jego pieszczoty stawały się coraz bardziej natarczywe.

– Nie tak mocno, John, jestem taka niepewna – wyznała.

Szarpał na niej ubranie, odruchowo broniła się przed tym, coraz mniej jej się to wszystko podobało, w ogóle przestało jej się podobać.

I wtedy nagle on wrzasnął:

– Dlaczego obcięłaś włosy, Doris? Dlaczego, u wszystkich diabłów, to zrobiłaś? Tylko wulgarne kobiety noszą krótkie włosy, sufrażystki i emancypantki.

Cóż to za staroświeckie określenia? I dlaczego tak się rozgniewał, przecież ona naprawdę nie jest Doris.

Elena usiłowała się wyrwać, ale ręce Johna przytrzymywały ją jak w imadle,

– Przeklęta dziwka! – wrzasnął. Wyjął coś i położył na stole.

Elena, zerknąwszy w bok, przerażona zobaczyła, co to jest: nabój.

– Nie – jęknęła, chociaż już wcześniej zaczęła się domyślać, co się właściwie dzieje. – Zostaw mnie, puść!

Na moment zdołała się wyzwolić z jego uścisku, podbiegła do drzwi, ale on szarpnął ją od tyłu i cisnął na podłogę jak rękawiczkę.

Elena nie zdawała sobie sprawy, że potrafi być taka silna. Mówi się jednak, że kiedy przychodzi co do czego, w człowieku budzą się niezwykłe siły, i sama się teraz o tym przekonała. John musiał się bardzo starać, by ją przytrzymać, twarz wykrzywiła mu wściekłość, z sykiem obrzucał ją obelgami, w kąciku ust pojawiła się piana.

Normalny mężczyzna w takiej sytuacji utraciłby całą potencję, ale nie on. Opór Eleny tylko go podniecał, jedną ręką odpiął pasek, panował teraz nad nią, gotów, by ją wziąć, popełnił jednak błąd, zaciskając dłonie na jej szyi za wcześnie, sądził, że wszystko idzie jak należy, pomylił się. Przez swoje własne krzyki i jego przekleństwa oraz wyzwiska Elena usłyszała walenie do drzwi.

Dodało jej to sił na tyle, by wsunąć kolano między jego nogi i resztką sił pchnąć je w górę. Zacisk na szyi potwornie dusił, w głowie czuła już dudnienie.

John wrzasnął z bólu i na moment ją puścił, nie zamierzał jednak się poddawać. Elenie w uszach huczało, gdzieś z daleka dobiegł ją jakiś dźwięczny odgłos, później wszystko zmieniło się w ciemność.

Przytomność wracała jej powoli, przed oczami rozpościerała się mgła, prędko jednak zorientowała się, że tuż koło niej toczy się walka.

Jaskari?

Kochany stary Jaskari, wymierzał cios Johnowi, którego poczynania hamowały spuszczone do kolan spodnie. Na miłość boską, nie zdążył chyba…?

Nie, wciąż miała bieliznę na sobie, żałośnie podartą, ale nie w najbardziej strategicznych miejscach. Dzięki Bogu, nie zniosłaby, gdyby zdążył to zrobić. Nie czuła wcale żalu za straconą historią miłosną, przeciwnie, cieszyła się, że nie zdążyła się naprawdę w nim zakochać. Połechtana została tylko jej próżność.

John wyciągnął nóż.

Jaskari, uważaj! chciała zawołać, ale z gardła wydobyło jej się tylko rzężenie.

I… na miłość boską, John wciąż miał erekcję, jakież to ohydne! Z obrzydzeniem odwróciła głowę. Nie chciała na to patrzeć, nie chciała oglądać intymnych części jego ciała. Mdłości ogarniały ją na myśl, że tak bardzo ją pociągał, nie mogła pojąć, jak to się wszystko ze sobą łączy, jak to możliwe, żeby właśnie on był mordercą. Na odpowiedź jednak jeszcze miała poczekać. Teraz musiała zająć się czym innym, John tańczył w koło z nożem w dłoni i nagle jego stopy dotknęły jej ramienia. Zebrała siły, mocno zacisnęła ręce na jego nogach i pociągnęła. Upadł na podłogę z członkiem bezwładnie zwisającym na bok, Jaskari rzucił się na niego.

Przez chwilę wyglądało na to, że wszystko już skończy się dobrze, lecz nagle Jaskari zaniósł się krzykiem, bo nóż ranił go w rękę. John poderwał się i jednym wściekłym ruchem naciągnął spodnie, Jaskari, oszołomiony bólem, na jakiś czas był wyłączony z gry. Elena znów została sama z szaleńcem.

Jego zamiary nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Rozdrażniony do ostateczności zapomniał już o planowanym gwałcie, z kieszeni spodni wypadł mu pistolet, Elena kopniakiem posłała go pod kanapę. John najwidoczniej zapomniał wcześniej, że ma przy sobie broń, bo wrzasnął teraz z gniewu i nienawiści. Bezgranicznie upokorzony, ci dwoje widzieli go nagiego, odartego z wszelkiej godności, musieli umrzeć, oboje.

Oczywiście powinien najpierw rzucić się na Jaskariego, tak podpowiadał rozsądek, John jednak nie był w stanie słuchać głosu rozsądku, kompletnie oszalał, zamierzył się na Elenę, będącą przyczyną jego upokorzenia. Dziewczyna jeszcze raz zdołała mu się wywinąć, ale on się nie poddawał.

Teraz to już koniec, myślała Elena. Zobaczyła, że Jaskari z wysiłkiem podnosi się na kolana, żeby pospieszyć jej z pomocą, lecz nie doszedł jeszcze do siebie po ciosie zadanym w ramię.

Umrę, zginę, zginiemy oboje, pomyślała Elena i zakryła twarz dłońmi.

Ale cios nie spadł, zamiast niego rozległ się tupot wielu stóp.

John dostrzegł niebezpieczeństwo i wyskoczył przez okno, tłukąc szybę. Wielu ruszyło w pościg za nim.

Ktoś jednak został: Ram, Marco i Dolgo.

– Jaskari – jęknęła Elena. – On jest ranny.

Marco klęczał przy jej wiernym przyjacielu.

– Pokaż, masz przeciętą tętnicę, pozwól mnie się tym zająć.

Elena już chciała szukać apteczki, lecz Dolgo tylko pokręcił głową. Popatrzyła na dłonie Marca, zamykające się na ręku Jaskariego. Krew rytmicznie tryskająca przestała płynąć, palce Marca uczyniły kilka delikatnych ruchów wokół rany i jej brzegi się zamknęły. Wreszcie na skórze nie pozostał żaden najmniejszy nawet ślad.

– O rety! – westchnął Jaskari.

Marco podniósł głowę.

– Jak się czujesz, Eleno?

Dziewczyna spróbowała się uśmiechnąć, bez powodzenia.

– No, jeśli w równie łatwy sposób potrafisz naprawie moje ubranie… Szczerze mówiąc, prędko dochodzę do siebie. Nie mam też żadnej rany na duszy, bo nigdy tak naprawdę nic do niego nie czułam, po prostu mi imponował, a teraz jestem przede wszystkim zła. Porządnie wkurzona zachowaniem tego nikczemnika, mam nadzieję, Ram, że twoi ludzie go złapią.

– Mają rozkaz wziąć go żywcem – burknął Ram. – Tak łatwo się z tego nie wywinie.

Co się z nim stanie? chciała spytać, uznała jednak, że może lepiej to przemilczeć. Może nie warto wiedzieć?

Napotkała życzliwy, współczujący wzrok Dolga, ten człowiek ma takie czyste spojrzenie, takie, takie…

Do diaska, zaraz się rozpłaczę. Jaskari, gdzie twoja szeroka pierś?

Była tuż przy niej, gotowa przyjąć wszystkie wylane przez nią łzy.

Загрузка...