16

Nie mogli pokazać się w Reykjaviku z Dolgiem, który wyglądał tak, jak wyglądał. Trudno wprost wyobrazić sobie poruszenie, jakie by na jego widok powstało.

Móri zresztą w ogóle się tam nie wybierał, on zamierzał natychmiast odszukać Wrota, tutaj na Islandii. I obaj z synem chcieli niezwłocznie przez nie przejść.

Addi był odmiennego zdania. Żadnej wyprawy do Kverkfjöll, w każdym razie nie z nim!

Posiadał spory dom turystyczny nad Thingvallavatn, wielkim jeziorem w pobliżu Thingvellir. Dom znajdował się na terenie gorących źródeł w pobliżu miejsca starego islandzkiego parlamentu.

Tam zamierzali zabrać Dolga, do domu bowiem rzadko kto zaglądał.

Podróż samochodem tym razem okazała się dość męcząca. Zwłaszcza że nie było prostą rzeczą złagodzić smutek i frustrację Dolga, który stracił dwieście pięćdziesiąt lat ziemskiego życia, a tym samym wszelką możliwość spotkania najbliższych. Poza tym w drodze na zachód raz po raz przeżywał szok, zadawał tysiące pytań, a współpasażerowie musieli wykorzystać całą zdolność przekonywania, by zrozumiał, że w tym okropnym współczesnym świecie także da się żyć.

Móri, całkiem niedawno przeżywający to samo co Dolg, był najbardziej odpowiednią osobą, mogącą mu wytłumaczyć, że nie wszystko zostało stracone. Ale nie należy się dziwić, iż syn całą nadzieję pokłada w odnalezieniu Wrót.

Współpasażerowie słuchali, jak Móri, a od czasu do czasu również Dolg, opowiadają, co ma się znajdować za owymi tak ich przyciągającymi Wrotami.

Najważniejszy zdawał im się fakt, że jest dla ludzi jakaś nadzieja, że ci, którzy nie są już w stanie znosić strasznej rzeczywistości pogrążonego w chaosie świata, mogą odnaleźć inny wymiar. Nie, nie umrzeć, jak wielu sądziło. Nie, po tamtej stronie Wrót życie trwa nawet o wiele dłużej, wolne jest od trudnych konfliktów, a człowiek nie musi umierać, dopóki sam tego nie zapragnie. Nie, nie, to nie żaden raj, Obcy z wielką stanowczością zawsze to podkreślali. To jest po prostu inny świat. Dość nawet zwyczajny, lecz udało się w nim osiągnąć równowagę pomiędzy tym, co dobre, a tym, co trudne. Nie, ani Móri, ani Dolg nie wiedzieli nigdy, gdzie owa kraina leży ani jak wygląda, widzieli jedynie, że Lemurowie i Obcy mają promienny wzrok, kiedy o niej opowiadają. Obcy znali prawdę, nie chcieli tylko jej zdradzić. Kiedy chodziło o ich wytęsknioną krainę, stawali się niezwykle tajemniczy.

Podczas gdy Móri malował piękne perspektywy, pozostali pasażerowie uświadomili sobie nagle, że Dolg już go nie słucha. Nie był w stanie utrzymać otwartych oczu, więc In-dra oddała mu swoje wygodne miejsce na tylnym siedzeniu.

Musieli jak najszybciej zatrzymać się na noc, ponieważ Dolg był śmiertelnie zmęczony. Kiedy w końcu zaakceptował, że znajduje się znowu w świecie ludzi, po dwustu pięćdziesięciu latach spędzonych u elfów, siły po prostu go opuściły. Obciążenie wynikające ze „zmiany strony” okazało się zbyt wielkie.

Móri i Marco wymienili spojrzenia. „To nie jest normalny sen”, zdawały się mówić ich oczy. „To robota elfów. Co my z tym poczniemy?”

W domu zastali gości, turystów z Francji i Niemiec, udało im się jednak przeprowadzić Dolga po kryjomu, żeby nikt nie widział. Ulokowali go w osobnym pokoju w sąsiedztwie Móriego. Dolg, czy też w dalszym ciągu Lanjelin, zasnął natychmiast.

Po kolacji zajrzeli jeszcze do niego; wciąż leżał jak nieżywy, potem Marco i Móri wyszli na dwór przejść się trochę i obejrzeć piękną okolicę wokół domu. Niedaleko stąd wybuchającą z gorących źródeł parę ujęto w rurę, czy rodzaj komina, by mieć z niej pożytek, ale w jaki sposób mogło to działać, tego ci dwaj, pochodzący z minionych czasów, nie potrafiliby określić. W miejscu, gdzie rura wychodziła z ziemi, coś ryczało ogłuszająco. Pospiesznie stamtąd odeszli.

Zatrzymali się nad niewielkim strumykiem, gdzie woda z gorącego źródła szumiała i rozpryskiwała się spadając po niezbyt stromym zboczu. Marco przykucnął, zanurzył rękę w przyjemnie ciepłej wodzie i zamyślił się.

– Móri… Z wielkim zainteresowaniem słuchałem tego, co nam opowiadałeś – uśmiechnął się jakoś nieśmiało. – Ja jestem wiecznym wędrowcem pomiędzy światami, nigdzie nie mającą przystani duszą, która nie może znaleźć spokoju. To, co mówiłeś o Wrotach, bardzo mnie pociąga. Przywiązałem się też do ciebie i twojego syna. Coraz częściej marzę o tym, by wam towarzyszyć.

Móri rozjaśnił się na te słowa niczym słońce po długotrwałej mgle.

– Ależ drogi przyjacielu, nic nie mogłoby nas ucieszyć bardziej. Tylko co będzie z twoją rodziną tutaj na ziemi?

Piękna twarz Marca posmutniała.

– Masz rację, czarnoksiężniku, jestem z nimi związany. Nataniel i Ellen zawsze byli mi bliscy, a także nasz sympatyczny, spokojny Gabriel i jego wspaniałe córki. Miło jest z nimi przebywać. No cóż, poczekajmy, zobaczymy, jak się to wszystko dalej rozwinie! Wciąż jeszcze przecież nie znamy drogi do jakichkolwiek Wrót.

Móri wolno zwrócił głowę ku wschodowi. Tam, gdzie znajduje się Vatnajökull, największy lodowiec w Europie. Tak ogromny, że w jego granicach pomieściłyby się wszystkie pozostałe.

Pod nim… w głębi Kverkfjöll. Trzeba iść wzdłuż ciągu wodnego. Do Grimsvötn… i tam!

– No właśnie, zobaczymy – rzekł krótko.


Dolg przespał dwie noce i dzień pomiędzy nimi. W końcu drugiego ranka dowiedzieli się, co elfy z nim zrobiły.

Gdy wstał z łóżka i zszedł do siedzącej przy śniadaniu rodziny, me był już elfem, w każdym razie nie tak bardzo.

Nie był przezroczysty i bardziej nieziemski, niż to miało miejsce przed przybyciem do Gjáin, krainy elfów. Troszkę, jeśli tak można powiedzieć, astralny, wydawał się od dawna, po tym jak dotykał dwóch szlachetnych kamieni, szafiru i farangila, a zwłaszcza Świętego Słońca. Większość cech charakterystycznych dla elfów zniknęła, lecz Miranda ku swojej wielkiej radości stwierdziła, że uszy Dolga są w dalszym ciągu spiczaste, a i usta podobne do ust elfów. Poza tym stał przed nimi po prostu dobrze zbudowany, urodziwy młody mężczyzna.

– Och, Bogu niech będą dzięki – szepnął Móri.

Mogli więc wracać do Reykjaviku, jeśli tak można powiedzieć o kimś, kto nigdy tam nie był. Mimo wszystko ta część kraju stanowiła ich punkt wyjściowy.

Indra, która przedtem sądziła, że cudownie będzie dotrzeć do cywilizowanych okolic, odkryła z wielkim zdumieniem, że się tutaj nudzi. Natychmiast zaczęła tęsknić do dzikich pustkowi ze wszystkimi ich niedogodnościami. Niepojęte!

Jedyną pociechę stanowiło wspaniałe, komfortowe łóżko, czekające na nią w znakomitym hotelu. Trochę słodyczy, dobra książka i tak dalej…

Ellen i Nataniel nie mogli jednak odpocząć. Natychmiast po przyjeździe zadzwoniła Tova, która pod ich nieobecność pilnowała domu. Tova miała do przekazania ważne nowiny.

Opowiadała, że kilka dni temu, gdy właśnie podlewała kwiaty, ktoś zadzwonił do drzwi, a kiedy otworzyła, zobaczyła egzaltowaną, ale też dość agresywną damę z dziewczynką. Okazało się, że mała to jedyna wnuczka Ellen i Nataniela. Dziecko z buzią zeszpeconą głębokimi bliznami po oparzeniu.

Dama, będąca ich synową, wysłała dziewczynkę do ogrodu i dość bezceremonialnie wyjaśniła Tovie, że jej zdaniem nadszedł czas, by dziadkowie zajęli się trochę wnuczką. Tova bardzo dobrze znała tragedię Ellen i Nataniela, wpadła więc w złość, a kiedy Tova się wścieka, rzadko waży wypowiadane słowa. Wykrzyczała więc przybyłej, że przecież oni przez całe lata cierpią i tęsknią za dziewczynką, ale nic nigdy nie mogli na to poradzić.

Synowa lekko się zarumieniła i zaczęła coś bąkać, że teraz to się zmieni, ponieważ ona rozpoczyna nowe życie… „Aha” – syknęła Tova wściekła niczym osa. – „Jak rozumiem, pojawił się nowy mężczyzna. I sądzi, że twoja córka nie nadaje się do pokazywania ludziom, prawda?” Pani, głęboko wzburzona, odrzekła: „Wcale nie!” Zrobiła to jednak w taki sposób, że Tova nie wątpiła, iż to ona ma rację. Powiedziała, że Ellen i Nataniel znajdują się na Islandii, ale że możliwość zajęcia się wnuczką sprawi im prawdziwą radość, a tymczasem ona może opiekować się dziewczynką.

„Nie zostawię jej byle komu” – odparła synowa wyniośle. „A ja cenię małą tysiąc razy więcej niż twój przyszły mąż” – odparła Tova i dodała, że nigdy nie mogła pojąć, dlaczego synowa odmawia teściom prawa do spotykania się z dziewczynką. Co oni takiego zrobili? Dlaczego Ellen musiała wylać tyle łez z powodu utraconej wnuczki?

„Co oni zrobili?” – krzyknęła dama. – „Oni wychowali swojego syna na zwyczajnego dziwkarza, oto co zrobili! Zdradzał mnie już w dwa lata po ślubie”.

„Nigdy w to nie uwierzę”, – rzekła Tova spokojnie. Zdążyła odzyskać kontrolę nad swoimi reakcjami, choć w dalszym ciągu byłą zła. – „On nie należał to takich, to był bardzo wrażliwy, pełen uczucia chłopiec”.

– Dziękuję ci, Tova – bąknęła Ellen do słuchawki.

Tova, obdarzona gwałtownym charakterem Ludzi Lodu, zdołała jednak rozmawiać uprzejmie z synową Ellen nawet po tym, co tamta powiedziała: „Musiałam przecież uwierzyć przyjaciółkom!” „Więc ty bardziej wierzyłaś przyjaciółkom niż swojemu mężowi?” – zareplikowała Tova ze złością. Synowa odwróciła się i mruknęła coś na temat, że później rzeczywiście dowiedziała się, iż przyjaciółki z niej zadrwiły, że to był tylko głupi dowcip, po czym Tova zapytała, dlaczego w takim razie nie przeprosiła męża. Młoda kobieta rozgniewała się i warknęła: „Tak, tylko że on wtedy już nie żył, a za to, to ja już nic nie mogę”. „Owszem, myślę, że to właśnie ty za to odpowiadasz” – odparła Tova, Po chwili zamieszania, kiedy młoda kobieta najbardziej ze wszystkiego pragnęła wyjść, głęboko urażona, rzekła w końcu: „Dobrze, no to jak będzie? Mogę tu na razie zostawić dziewczynkę? Mogę polegać na tobie i wierzyć, że będzie jej tu dobrze?”

„Lepiej niż mogłaby marzyć” – odparła Tova i na tym rozmowa się skończyła.

Ellen gorąco dziękowała kuzynce i oboje z Natanielem zaczęli natychmiast załatwiać bilety powrotne. Ich wykupione jeszcze w Norwegii miały być ważne dopiero za kilka dni.

Dopisało im szczęście. Ktoś oddał cztery bilety na samolot odlatujący następnego ranka.

Cztery? Gabriel skorzystał z okazji i postanowił lecieć, z nimi. Teraz, kiedy Móri odnalazł swojego syna, nie był już potrzebny. Indra wzięła czwarty bilet. Miranda za nic nie chciała jeszcze jechać do domu, a Móri i Marco pragnęli zostać z Dolgiem. Dolg będzie mógł wykorzystać jeden z dawnych biletów, gdyby chcieli polecieć do Norwegii.

Móri sądził, że nie będzie to konieczne. On stanowczo zamierzał spróbować w Kverkfjöll, a Marco zdecydował się mu towarzyszyć.

Miranda również.

– Ale my być może stamtąd nie wrócimy – protestował Móri.

To mi bardzo odpowiada, pomyślała Miranda. Bo ja też wcale nie mam takiego zamiaru.

Głośno powiedziała jednak niepewnym głosikiem, że przecież ona może przyjechać później z Addim, który ostatecznie ustąpił wobec silnego nacisku Móriego i obiecał zawieźć ich do Kverkfjöll. Zgodził się już na to, zanim Marco bardzo uprzejmie oznajmił, iż chcą mu tę dodatkową podróż wynagrodzić, ale… „nie chcielibyśmy cię urazić”. Addi tymczasem odparł żartobliwie, że owszem, mogą go w ten sposób obrażać, i wszyscy wybuchnęli śmiechem.


No i znaleźli się u stóp lodowca. Już sama podróż była koszmarem, na wyboistych, krętych drogach, po których musieli się przeciskać pomiędzy wysokimi zaspami śniegu i tak gliniastym podłożu, że raz po raz koła traciły przyczepność. Przez cały czas nad ziemią leżała gęsta mgła.

Kiedy już Addi raz zaakceptował ten wyjazd, chętnie i dużo opowiadał im o lodowych grotach Kverkfjöll. Mówił o francuskich grotołazach, którzy uznali je za absolutnie fantastyczne, być może najwspanialsze na świecie, ale też niesłychanie niebezpieczne. Francuzi pływali w ciepłych rzekach, schodzili najgłębiej jak się dało i czynili wspaniałe obserwacje, dopóki nie uświadomili sobie, jak ogromne ryzyko podejmują, i nie zawrócili. To chyba ta grupa w ostatnich latach dotarła najdalej. Dawniej można było wchodzić jeszcze głębiej, teraz jednak warunki się zmieniły.

– Czy w tym roku wyprawa jest bardzo ryzykowna? – zapytał Marco.

– Bardzo! Ja sam pójdę kawałek z wami, potem jednak wypisuję się i zrzekam wszelkiej odpowiedzialności. Bardzo bym jeszcze chciał zobaczyć moich trzech synów.

Uzgodnili, że Addi będzie czekał na nich na zewnątrz przez dwie doby. Gdyby w tym czasie nie wrócili, może spokojnie wrócić do domu i zapomnieć o nich. Bo to będzie oznaczało, że albo odnaleźli Wrota, albo zginęli.

Addi spoglądał na nich spod oka.

– A przecież panowie są jakoby nieśmiertelni?

– Owszem, ale ja wcale bym nie chciał znowu zostać żywcem pogrzebany i wydobyty z grobu po jakiejś ciepłej zimie za dalszych tysiąc lat. Nie życzę sobie więcej takich przeżyć. Mam jednak pewien pomysł. Co byś powiedział na to, gdybyśmy przesyłali ci sygnały? Spróbujmy zaraz, żeby zobaczyć, jak dalece jesteś na takie sprawy wrażliwy.

Wszyscy trzej, Móri, Marco i Dolg, uzgodnili szeptem, o czym będą myśleć, i po chwili zapytali Addiego, jaki obraz pojawił się w jego mózgu.

Kierowca spoglądał na nich oszołomiony w tym zimnym, górskim świecie. Wszystko skrywała mgła, jedynie poszarpane szczyty lawowe sterczały ciemne na horyzoncie, odcinając się wyraźnie od wszechobecnej bieli.

– To jakiś pies? – zapytał, marszcząc czoło. – Czarny pies?

Wszyscy trzej roześmieli się.

– Znakomicie – powtarzali zachwyceni.

Móri wyjaśnił:

– Jeśli otrzymasz od nas sygnał, to będziesz wiedział. Zobaczysz Wrota, to znaczy, że je odnaleźliśmy…

– Nie, nie, zaczekajcie – przerwał Addi. – Dlaczego nie mielibyśmy wykorzystać do tego radia? Zabierzecie ze sobą nadajnik i będziemy mogli rozmawiać.

Patrzyli na niego zaskoczeni, po czym wybuchnęli gromkim śmiechem.

– Nigdy nie nauczymy się myśleć tak, jak współcześni ludzie – rzekł Móri.

– Ja sam powinienem był na to wpaść – mruknął Marco. – Niebezpiecznie jednak przebywać w towarzystwie czarnoksiężników, człowiek mimo woli zostaje wciągnięty w ich czas. No więc gdzie mamy to wejście?

Addi wyjaśnił, że otwór rzadko kiedy znajduje się w tym samym miejscu, co przed rokiem. Niekiedy powstaje ich kilka, tworzą się pod lodem ogromne hale, innym razem tak jak obecnie, zwłaszcza wczesnym latem istnieje jedno. I on o jednym takim właśnie wie. Będą się musieli trochę wspinać…

Odnaleźli zejście pod lodowiec. Nie wyglądało specjalnie zachęcająco.

Addi przygotował trochę sprzętu dla odważnych badaczy, liny, pasy, czekany do lodu, karabińczyki do przypinania się do liny, raki do butów, latarki zakładane na głowę i tak dalej. On i Miranda odprowadzili ich kawałek. Prosił, by się postarali, tak żeby on nie musiał wzywać ratowników, bo to potwornie dużo kosztuje, poza tym bardzo by chciał dostać z powrotem swoje kosztowne narzędzia. Uzgodnili, że jeśli odnajdą Wrota, cofną się kawałek ku wyjściu do umówionego miejsca, do którego każdy może bezpiecznie dotrzeć, i tam zostawią wyposażenie.

Weszli do fantastycznej groty z litego lodu, w której otwór wyglądał jak okno na zewnętrzny świat. Tutaj właśnie Miranda oznajmiła, że zamierza pozostać z poszukującymi aż do końca.

Marco zaprotestował. Mówił, że jej ojciec stracił już żonę i syna, nie może więc stracić jeszcze córki. Miranda wyjaśniła, iż odbyła z ojcem rozmowę na ten temat i on powiedział, że może postąpić zgodnie z własnym pragnieniem. Była to prawda, choć nieco zmodyfikowana. Miranda rozmawiała wprawdzie z Gabrielem, ale chodziło o inne sprawy niż zniknięcie na zawsze za tymi budzącymi wątpliwości, dość nieokreślonymi Wrotami.

Przez dłuższą chwilę dyskutowali wzburzeni, ale Miranda, jak coś postanowi, to zwykle to osiąga. „Jesteś jeszcze bardziej uparta niż Móri” – powiedział Addi, po czym wszyscy ustąpili. Addi otrzymał trudne zadanie przekazania wiadomości Gabrielowi, gdyby nie wrócili. Żaden z trzech mężczyzn nie miał rodziny, którą trzeba by zawiadamiać.

Addi poszedł z nimi jeszcze kawałek. Najpierw brnęli przez wielką, otwartą, lodową grotę. Im dalej jednak, tym robiła się ciaśniej. Pokazał im jeszcze małą rzeczkę, wzdłuż której powinni się posuwać. Woda początkowo była chłodna, w miarę jednak, jak czołgali się dalej, stawała się coraz cieplejsza. Wkrótce otworzyła się przed nimi kolejna sala i tutaj Addi pożegnał się, życząc wędrowcom szczęścia.

Bez niego poczuli się samotni i niepewni. Często musieli piąć się na ogromne zwały lodu, od czasu do czasu pomagali sobie nawzajem przeciskać się przez przejścia tak wąskie, że Marco, najbardziej barczysty, miał problemy z ich pokonaniem.

Nagle przystanęli. Znajdowali się w miejscu, w którym mogli stać wyprostowani, rzeczka płynęła niedaleko nich, wszystko było otoczone parą, a dach z lodu okazał się pięknie ukształtowany i idealnie gładki. Latarki na głowach, znakomicie rozjaśniały mrok.

– Co to jest? – szepnęła Miranda. – Co my słyszymy?

Mężczyźni niezbyt dobrze się czuli, ciągnąc za sobą tę młodą dziewczynę na tak niebezpieczną wyprawę, poza tym trochę wątpili, czy troskliwy Gabriel rzeczywiście udzielił zgody.

– Nie wiem – odparł Móri cicho. – Trudno cokolwiek odróżnić, bo szum rzeki zagłusza.

Stali bez ruchu w całkowitym milczeniu.

– To lód – rzekł Dolg na koniec.

I tak też było. W głębi lodowych ścian, przed nimi i wokół nich, rozlegały się złowieszcze skrzypienia, pękania i gwizdy oraz huk niosący się daleko wewnątrz potężnej kopuły Vatnajökull. Źródła tych hałasów musiały się znajdować w wielkiej odległości, bo ledwie je słyszeli.

Miranda skuliła się gwałtownie i odczuła przemożną potrzebę, żeby zawrócić i uciec stąd. Próbowała udawać, że się nie boi, ale to nieprawda. Do licha, cierpię na klaustrofobię! Nie wiedziałam o tym.

Znajdowali się teraz bardzo głęboko pod lodem, lecz nie mieli pojęcia, jak bardzo. Wciąż jeszcze czekała ich daleka droga do podziemnego jeziora.

Ostrożnie postąpili kilka kroków naprzód. Przerażające hałasy ustały.

Po chwili znowu gwałtownie przystanęli. Dostrzegli chybotliwe refleksy, pochodzące z jakiegoś źródła światła. Czerwone, żółte i niebieskie pełgające plamy.

Ruszyli dalej. Za sobą słyszeli przeciągłe skrzypienie lodu. Bardzo tego nie lubili. To przed taką sytuacją Addi ostrzegał ich najbardziej.

Okrążyli wystającą ścianę lodu i stanęli zdumieni. Przed nimi leżała ogromna grota, w której nie potrzebowali żadnych latarek.

W gorących źródłach bulgotało coś i syczało, zapach siarki kręcił w nosach, a intensywne, mieniące się światło rozjaśniało ogromne wnętrze. Tutaj rzeka utworzyła mniejsze jeziorko, nie takie jak owo słynne wielkie, raczej sadzawkę, a w niej woda była bardzo gorąca. Z boku po lodowej ścianie spływał potok zastygającej lawy, tak niewielki, że sprawiał wrażenie szemrzącego w lesie strumyka. Wyłaniał się i wkrótce znikał pod lodem po drugiej stronie groty. To z niego dobywał się głęboko czerwony blask. Ponieważ sufit stanowił niebieski, twardy i lśniący lód, barwne efekty świetlne wyglądały po prostu fascynująco. Miranda, która zabrała ze sobą aparat fotograficzny, zaczęła robić zdjęcia. Nikt tylko nie wiedział, kto i kiedy je obejrzy.

Nie mogli od tego widoku oderwać oczu, zdawali sobie jednak sprawę, że nie wolno dłużej stać w siarkowych oparach, więc Marco dał znać, że wracają.

Wtedy ogarnął ich potworny strach.

Znaleźli się już mniej więcej w połowie drogi, po której niełatwo było się posuwać, musieli zawrócić, przejść obok licznych otworów i parskających siarczanych źródeł. Nagle usłyszeli potworny grzmot gdzieś w głębi lodu, grzmot, który przetaczał się przez ukryte korytarze, i nagle od sufitu oderwała się ogromna bryła, zamykając im drogę. Dolg chciał pociągnąć Mirandę z powrotem ku bulgoczącym źródłom, ale Móri i Marco chwycili oboje młodych za ręce i pobiegli tym samym korytarzem, którym przyszli.

Teraz cały lodowy sufit zaczął się chwiać.

– Spójrz! – zawołał Marco i szarpnął z całych sił Dolga, bo kolejny obluzowany blok lodowy w każdej chwili mógł się na niego zwalić. Wszyscy schronili się za rzeczką, w tym samym miejscu, z którego dopiero co odeszli.

Miranda trzymała Dolga za rękę i pomyślała, że po raz pierwszy znalazła się w tak bliskim kontakcie z tym samotnikiem ze świata elfów, ale była to tylko przelotna myśl, bowiem w następnym momencie musiała zająć się ratowaniem własnego życia.

Całe przejście zatrzęsło się, wszystko było w ruchu, nie ustawał ogłuszający grzmot i uświadomili sobie, że droga w głąb została zasypana ostatecznie i na długi czas, oni zaś nie mogą pozostawać w tej wypełnionej siarką grocie, bo się poduszą. Trzeba uciekać jak najszybciej!

Sufit łamał się na ich oczach. Wciąż jeszcze wyjście nie zostało odcięte, ale muszą się spieszyć.

Nie zdążyli się dobrze zastanowić, gdy usłyszeli, że kawałek przed nimi coś się zawaliło z potwornym łoskotem.

Droga do świata przestała istnieć.

Загрузка...