Miranda z niedowierzaniem wpatrywała się w tę dziwną zjawę. Zauważyła, że Móri postąpił kilka kroków naprzód i z trudem wciągał powietrze, co zresztą znakomicie rozumiała, bo przecież kiedy się rozstali, syn wyglądał zupełnie inaczej.
Nikt nie mógł zaprzeczyć, że to syn Móriego. Ale rysy miał teraz delikatniejsze niż ojciec, poza tym cechowała go ta jakaś dziwna bladość z odcieniem kości słoniowej, o której Miranda już słyszała, sprawiał też wrażenie w jakiś sposób „bardziej rasowego”. Mimo że w istocie był bastardem, co potwierdzały jego czarne niczym węgiel oczy o kształcie migdałów. Mówiono jednak, że Lemurowie to bardzo urodziwy lud. Ale nie to było w nim takie dziwne. Móri twierdził, że Dolg stał się w jakiś sposób jakby przezroczysty, ponieważ przebywał długo w pobliżu Świętego Słońca i obu szlachetnych kamieni. Odrobinę przezroczysty? Bardzo łagodne określenie!
Zdawał się eteryczny niczym elf, usta miał podobne do ust elfów, z tym wyraźnym skrzywieniem kącików, uszy spiczaste, nie za bardzo, ale jednak. Ręce kształtne i bardzo ładne, o długich, zakrzywionych paznokciach, cała postać zaś sprawiała wrażenie niezwykle delikatnej i kruchej. Miranda czekała po prostu, że zaraz zobaczy parę skrzydełek, jak u ważki.
Skrzydeł jednak nie miał.
Dolg Lanjelin patrzył lekko zamglonym, nie pozbawionym ciekawości a zarazem smutnym spojrzeniem na ludzi po drugiej stronie rzeki.
Móri wzruszony tak, że ledwo był w stanie wydobyć głos, zawołał:
– Dolg, mój synu! Czy ty mnie poznajesz?
Było oczywiste, że nie poznaje. Jakby jakaś niewidzialna zasłona oddzielała Dolga od przybyłych. Widzieli go, ale zarazem odnosili wrażenie, że znajduje się w innym wymiarze.
Kajdany elfów! Nie był też w stanie do nich podejść bez ludzkiej pomocy. Problem polegał zresztą i na tym, czy w ogóle zechce się zbliżyć.
Może wolał na zawsze pozostać w niewoli elfów? A przynajmniej…
– Marco – prosił cicho Móri, nie spuszczając oczu z syna. – Pomóż nam! Ja sam niczego tu nie zdziałam.
Móri pojęcia nie miał o dawnych dokonaniach Marca, natomiast Miranda wiedziała o nich wiele z kroniki Ludzi Lodu, którą spisał jej ojciec, Gabriel. Właśnie teraz pomyślała o wydarzeniach koło Fergeoset, kiedy to Marco jednym jedynym ruchem dłoni unicestwił obrzydliwego upiora, dręczącego Sandera i Benedikte. To tylko jeden z niezliczonych wyczynów Marca, Miranda pragnęła, aby właśnie teraz wykorzystał taką samą siłę, tylko oznaczoną przeciwnym znakiem. Żeby nie unicestwiał, lecz wybawiał.
Wyglądało na to, że oszołomiony Dolg zamierza wrócić tam, skąd przyszedł, więc Móri zawołał ponownie:
– Dolg! Ja jestem Móri! Twój ojciec. Pamiętasz mnie?
Dziwny młodzieniec, po części człowiek, po części Lemur, a teraz także w pewnym sensie elf, odezwał się nareszcie, a jego głos brzmiał jak oszronione źdźbła trawy poruszane wiatrem.
– Wybaczcie mi, szlachetni ludzie, lecz popełniacie błąd. Moje imię brzmi; Lanjelin.
Wiem o tym, chciał zawołać Móri, lecz zrezygnował. Zamknął oczy, by powstrzymać łzy, spływające mu po twarzy, i ustąpił placu Marcowi.
Ten jednak nie ruszył się z miejsca. Uniósł tylko rękę, dokładnie tak, jak to zrobił koło Fergeoset, tyle że tym razem nie kierował wnętrza dłoni przeciwko nikomu, jego ruchy były łagodne, oczyszczające. Poruszał ręką delikatnie, jakby odgarniał od siebie pajęczynę czy coś w tym rodzaju, Miranda nie byłaby w stanie opisać tego, co widzi. Zauważyła natomiast, że ta jakaś zasłona wokół Dolga, której właściwie nie widziała, teraz zniknęła. Dziewczyna nie dostrzegła, jak to się stało, odnosiła tylko takie wrażenie.
Jaką niewiarygodną siłę posiada książę Czarnych Sal!
W Gjáin zaległa śmiertelna cisza. Miranda nie sądziła, że może być jeszcze większa niż przedtem, wyobrażała sobie, że teraz setki elfów wstrzymały dech na widok tego, co się dzieje.
Wszyscy patrzyli na Dolga, czyli Lanjelina, jak nazywały go elfy. Ten wyprostował się lekko i odetchnął głęboko, jakby się właśnie dopiero co obudził, jakby przejrzał, nowymi oczyma patrzył na świat.
Widział dolinę i wodospady, widział żółte kwiatki, tak pięknie prezentujące się na tle szmaragdowej trawy, po czym skierował wzrok w stronę ludzi.
Móri dygotał, ledwie był w stanie oddychać.
Najważniejszą próbę wciąż jednak mieli przed sobą. Czy Dolg zechce im towarzyszyć? A może zapragnie na zawsze pozostać w królestwie elfów?
Miranda zauważyła, że Nataniel i Ellen są równie spięci jak ona. Teraz Marco zrobił już, co do niego należało, czekali tylko na decyzję tego całego Dolga.
Starzec trwał bez ruchu u boku Lanjelina. Nie domyślali się, jakie myśli krążą teraz w jego głowie, czy życzy im szczęścia, czy też wolałby zachować młodego człowieka dla siebie.
Nie ulegało wątpliwości, że Dolg również jest zbity z tropu. Musiał ponownie się nauczyć patrzeć na świat ludzkimi oczyma, choć zachowywał jeszcze… Nic się nie zmieniło w jego wyglądzie, to świat przed nim się zmieniał.
Potem powoli, powoli twarz zaczęła mu się rozjaśniać.
– Ojcze! – wykrzyknął radośnie, ale jego głos był dokładnie taki sam jak poprzednio: cichy, dziwnie rozproszony, dźwięczący. Ruszył długimi krokami tuż ponad rzeką, nie tykając powierzchni wody. – Jak to dobrze znowu cię widzieć, ojcze! Myślałem, że przekroczyłeś Wrota, a ja zostałem na świecie kompletnie sam. Ale przed chwilą otrzymałem cudowną wiadomość. Zdawało mi się, że ktoś mnie wzywa. I odpowiedziałem…
Przeszedł przez łąkę i stanął przed nimi. Ani Móri, ani Dolg nie należeli do ludzi ściskających się przy byle okazji. Przenikliwe oczy młodzieńca przesuwały się po zebranych i zatrzymały na Mirandzie.
– To byłaś ty – rzekł rozradowany. – To ty wysłałaś mi przed chwilą sygnał!
Przed chwilą? Działo się to przecież w Drekagil i od tamtej pory minęła cała doba.
– Dlatego wiedziałem, że coś się musi stać, ojcze – oświadczył Dolg, zwracając się znowu do Móriego. – Pojęcia jednak nie miałem, że to ty przyjdziesz. Spędziłem kilka dni u moich sympatycznych przyjaciół, oni zabrali mnie z Drekagil i zajęli się mną. To naprawdę wspaniałe istoty! Byłem taki samotny i smutny, ponieważ utraciłem was wszystkich i nie mogłem odnaleźć Wrót, oni jednak pocieszyli mnie i uczynili moje życie w ciągu tych dni lżejszym. Ale teraz jestem gotów kontynuować. Będziemy szukać dalej, czy ty już wiesz, ojcze, gdzie znajdują się jakieś Wrota?
Ludzie doznali szoku. Dolg nie wiedział nic o tym, że minęło dwieście pięćdziesiąt lat. Kilka dni? Nic dziwnego, że nie rzucił się ojcu w objęcia.
Móri był tak kompletnie wytrącony z równowagi, że przez dłuższy czas nie mógł wykrztusić słowa. Tymczasem wzrok Dolga odnalazł spojrzenie Marca i natychmiast został między nimi nawiązany kontakt. Marco, wielki samotnik, spotkał Dolga, także wielkiego samotnika. Ich losy łączyło dziwne podobieństwo, obaj byli w ludzkim świecie istotami na wpół obcymi.
– Kim są twoi przyjaciele? – zapytał Dolg o czarnych, lśniących a teraz rozradowanych oczach.
Móri ocknął się. On również nie rozpoznawał syna, teraz Dolg wcale nie był małomówny ani pogrążony w marzeniach, stał przed nim wesoły, pełen radości młody człowiek.
– Wybacz, że byłem tak nieuprzejmy – rzekł pośpiesznie. – Wszyscy moi towarzysze pochodzą z Ludzi Lodu…
– Ludzie Lodu? – ucieszył się Dolg. – Przecież my znamy Ludzi Lodu. Nie sądzę jednak…
– To są członkowie rodu żyjący współcześnie – pośpieszył Móri z wyjaśnieniami. – Tym razem nie ma żadnych duchów.
Dolg popatrzył spod oka na Marca, jakby chciał zapytać ojca: „Jesteś tego pewien?”, ale nie powiedział nic.
– To jest Miranda – prezentował Móri. – Masz rację, to ona w Drekagil nawiązała z tobą kontakt. A tutaj Nataniel i jego żona Ellen. Wszyscy odziedziczyli specjalne zdolności, charakteryzujące dotkniętych złym dziedzictwem potomków Ludzi Lodu. Choć akurat oni nie należą do dotkniętych, to wybrani. Tutaj zaś mamy Marca, księcia Czarnych Sal.
– Przyznam, że niewiele wiem o Ludziach Lodu – rzekł Dolg w zamyśleniu, witając się ze wszystkimi po kolei. Miranda, podając mu rękę, spodziewała się, że poczuje po prostu powietrze, i zaskoczyło ją, jaką Dolg ma silną i ciepłą dłoń.
– Jest nas jeszcze więcej – dodał Móri. – Troje czeka na wzgórzu. Nie otrzymali pozwolenia zejścia na dół. Masz jednak rację, dotychczas nie odnalazłem żadnych Wrót, w żadnym miejscu na świecie. I mam nadzieję, że ty… zechcesz pomóc mi w poszukiwaniach?
– Tak, oczywiście – odparł Dolg ku wielkiej uldze Móriego. – Muszę tylko najpierw pożegnać się z moimi przyjaciółmi.
– To jasne. Jesteśmy im winni szczerą wdzięczność. Większą, niż myślisz, mój synu Pomyśleć… Dwieście pięćdziesiąt lat!
Dolg przez cały czas z podziwem i rozbawieniem przyglądał się ich ubraniom.
– Takich strojów nigdy nie widziałem, są absolutnie odmienne od tego, co znam. Oczywiście, kobiety w naszej rodzinie używały spodni do dalekich podróży, ale nie takich! (Miał na myśli obcisłe dżinsy Mirandy).
– Wytłumaczymy ci to później – przerwał Móri pośpiesznie. – Chodź teraz pożegnać się z gospodarzami, ja zresztą chciałbym też porozmawiać ze Starcem.
Starzec, jak poprzednio, wyszedł im na spotkanie, również on unosił się ponad wodą, co wyglądało tak, jakby szedł po rozkołysanej kładce. Wysłał Lanjelina do wnętrza góry, surowo mu przykazując, by się śpieszył.
– A więc otrzymaliście syna z powrotem, czarnoksiężniku – rzekł Starzec i teraz wszyscy mogli go oglądać z bliska. – Bardzo mnie to raduje, chociaż będzie nam brakować jego szczególnego humoru oraz poczucia bezpieczeństwa, jakie nam dawał.
– Bezpieczeństwa? – zdziwił się Móri.
– Tak. Dobrze było móc wysyłać człowieczego syna, kiedy powstawały konflikty między nami a tymi, którzy teraz zamieszkują powierzchnię Islandii. Ale chcieliście, panie, ze mną rozmawiać? Jeśli moje rady mogą się na coś przydać, będę bardzo zadowolony.
– Rzeczywiście potrzebujemy waszej rady. Wy, którzy wiecie o Islandii wszystko… Czy istnieją tutaj jakieś Wrota? Czy jest próg do świata, w którym znajdują się moi najbliżsi?
Starzec zastanawiał się długo.
– Z pewnością jest na Islandii wiele Wrót – odpowiedział w końcu. – Ale czy to te same, które macie na myśli… Nie. Mamy Snæfellsnesjökull, naturalnie, ale to Wrota nie tego rodzaju. Mamy też Dimmuborgir, gdzie znajduje się droga w dół, wiodąca do sal waszego ojca, książę Marco, Tak, no i jeszcze… Jeszcze to! Ale o tej drodze musicie zapomnieć, nigdy tamtędy nie zdołacie dotrzeć do celu!
– Proszę nam jednak powiedzieć, gdzie to jest?
– Nie, to droga śmierci. Nikt nie jest tam bezpieczny, a poza tym rzadko bywa otwarta.
Móri jednak nie rezygnował, na koniec pojął, że Starzec mówi o owym wielkim jeziorze, Grimsvötn, leżącym pod Vatnajökull. Na północ od lodowca, koło Kverkfjöll, znajduje się wejście, gorące źródła, a także ciąg wodny, który prowadzi pod kopułą lodu do dalekiego Grimsvötn.
W głębi istnieje coś, co może być rodzajem Wrót, Przejście jest jednak śmiertelnie niebezpieczne. Lód przemieszcza się przez cały czas, więc otwory, którymi się przechodzi idąc w jedną stronę, mogą już nie istnieć, gdy się wraca.
Ale my nie zamierzamy wracać, pomyślał Móri. My chcemy tylko znaleźć wejście, Wrota.
Starzec tymczasem próbował ich odstraszyć tym, że lodowa kopuła też wcale nie jest pewna. Przesuwa się ona i nieustannie przemieszcza tak, że uwalniają się ogromne bloki lodu i spadają. Na cieku wodnym też polegać nie można. Niekiedy woda bywa przyjemnie ciepła, niekiedy natomiast wściekle zimna, a w niektórych miejscach po prostu wrzątek. Ale tam pod lodowcem jest jasno, mrok rozprasza rozżarzona do czerwoności lawa, która raz po raz wybucha z ukrytych kraterów.
Dziękuję, nie ma co, pomyślał Móri. Czy musisz to wszystko odmalowywać tak przerażająco?
Podjął jednak decyzję, że mimo wszystko będzie szukał tych Wrót.
W końcu Dolg wyszedł na zewnątrz i zebrani pożegnali się ze Starcem, prosili, by przekazał ich najserdeczniejsze podziękowania władcom elfów, a także wszystkim elfom, które uczyniły pobyt Lanjelina w dolinie tak miłym i przyjemnym.
Dolg wtrącił, że nie ma co tak nieustannie dziękować za kilkudniowy pobyt, na co Móri nie zareagował. Jeszcze nie teraz. W swoim czasie syn pozna prawdę.
Wspinali się na górę stromymi ścieżkami, po czym Dolg mógł się przywitać z trojgiem pozostałych. Tamci głośno przełykali ślinę, kiedy zobaczyli tę niezwykłą istotę, taką nieziemską i eteryczną, że nie bardzo byli pewni, czy mogą nazywać ją człowiekiem.
Móri zwlekał z pokazaniem synowi samochodu, to mogłoby wywołać potrzebę nieprzyjemnych wyjaśnień dotyczących czasu, rzekł wobec tego gorączkowo:
– Dolg, czy pamiętasz walkę Ludzi Lodu z ich złym przodkiem? No, bo widzisz, tu obecny Nataniel był właśnie tym, który zdołał przełamać zło. Teraz Nataniel chowa się trochę w cieniu, ale nie wolno ci nie doceniać jego ponadnaturalnych zdolności!
Nataniel przerwał mu:
– Nie, to niezupełnie prawda. Moje zdolności przeznaczone były jedynie do przełamania złej mocy. Kiedy wykonałem zadanie, w znacznej mierze dzięki pomocy Marca i innych, moje paranormalne możliwości bardzo osłabły. Teraz zostało ich już naprawdę niewiele. W każdym razie nie mógłbym się równać z Markiem.
Móri ciągnął:
– Może tak i jest, ale nie wolno też zapominać o Gabrielu. Miał dwanaście lat, kiedy rozegrała się ostateczna walka, a on w niej uczestniczył, by potem to opisać. Spisał całą historię Ludzi Lodu.
Podczas gdy Móri kontynuował, opowiadając o niezwykłych umiejętnościach Ellen, Indra stała z boku i ukradkiem przyglądała się Dolgowi. Miranda to dostrzegła, ona również nie spuszczała wzroku z młodego człowieka. Myślała, że za nic nie wolno jej się w nim zakochać. Był właśnie takim baśniowym, nieziemskim stworzeniem, które najbardziej przemawiało do jej wyobraźni, dokładnie ktoś taki, przed kim mogłaby otworzyć swoje romantyczne serce. Było w nim to coś wyjątkowego, czego szukała u współczesnych, to coś, co mogło obudzić w niej najgorętsze uczucia.
Marco też to posiadał. On jednak był bardziej dojrzały i absolutnie nieosiągalny, a poza tym brakowało mu owej erotycznej iskry, która również jest niezbędna.
Dolg… Był akurat kimś takim, na kogo podświadomie czekała. Po części elf, a elfy zawsze Mirandę pociągały. Takie interesujące i zarazem niebezpieczne! Zgodnie z tym, co mówił Móri, jego najstarszy syn jest mieszanką człowieka i Lemura. A jakby tego było mało, otrzymał ostatnio owe dziwne, podniecające cechy, charakteryzujące elfy.
Nie dostrzegała niczego z tych ponurych skłonności, które Móri przypisywał swojemu synowi. Rozumiała jednak zaskoczenie czarnoksiężnika tym, że syn tak bardzo się zmienił, również jeśli chodzi o charakter.
Miranda patrzyła na Dolga Lanjelina i czuła drżenie w całym ciele. Należało to za wszelką cenę opanować, zaczynała bowiem żywić coraz silniejsze podejrzenie, że Dolg jest jak Marco:
Poza zasięgiem jej możliwości.
Jeśli chodzi o sprawy erotyczne, Miranda nie miała o nich wielkiego pojęcia. Skończyła siedemnaście lat, a nigdy jeszcze nie zakochała się w chłopcu na tyle, by pójść z nim do łóżka. Christian był właściwie pierwszym chłopcem, którego znała bliżej. Do niczego między nimi jednak nie doszło, nie znajdowała czasu na takie sprawy pomiędzy walką o zachowanie mokradeł a demonstracjami dla poparcia bezrobotnej młodzieży.
W porównaniu z Dolgiem, wybrankiem elfów, młody Christian wypadał jednak żałośnie nieciekawie.
Zaczęła pogrążać się w nierealistycznych rojeniach. Pozwolić się uwięzić takiemu elfowi jak Lanjelin… Być uprowadzoną do wnętrza góry…
Miranda czuła, że będzie miała uczuciowe problemy, jakich dotychczas jeszcze nie doświadczyła.
Mimo wszystko Dolgowi czegoś brakowało. Miranda domyślała się, co to. Zmysłowość. Fizyczny pociąg, z którego elfy są powszechnie znane. Sądząc po wyglądzie, on również powinien posiadać taką siłę. Ale nie posiadał.
Tak samo jak Marco.
Do takiej smutnej konkluzji doszła, stojąc przed nim od dłuższego czasu i rojąc mnóstwo głupich pragnień.
Ocknęła się na głos Addiego. Odpowiadał na jakieś pytanie Móriego…
– Nie – zaprotestował Islandczyk tak stanowczo, że wszyscy drgnęli – Nie, nie pójdziemy do Kverkfjöll! Owo podziemne jezioro, to ostatnie miejsce, na którym bym po-legał. Wewnątrz, pod lodowcem, zbiera się woda. Ale mniej więcej co pięć lat jezioro wysycha, woda wyparowuje w wyniku aktywności wulkanu i narusza powierzchnię lodu na Grimsvötn, dochodzi do kruszenia się lodowca, po czym wielkie masy wody i lodu pędzą w dół pod Skeidhararjökull, topiąc wszystko po drodze do samego morza. Lód na Grimsvötn może się wtedy osunąć nawet o dwieście metrów w dół. Kaldera, to znaczy głęboki krater, powstający po takim wybuchu, zostaje kompletnie pusty. Z czasem jezioro zapełnia się znowu. Tego rodzaju zjawiska mogą wystąpić w każdej chwili. Dla znajdujących się tam ludzi oznacza to pewną śmierć. Nie, nie zawiozę was do Kverkfjöll! Nie chcę sobie brać morderstwa na sumienie.
Zaległa cisza. Addi nie mógł patrzeć na fanatyczną, ściągniętą twarz Móriego.
Islandzki mistrz kierownicy poszedł do samochodu. Wiedzieli, że mogą znaleźć innego przewodnika, który ich zawiezie, gdzie zechcą. Wiedzieli jednak również, że ze strony kierowcy byłaby to nieodpowiedzialna decyzja, mogą tak uczynić tylko mniej doświadczeni i bardziej żądni pieniędzy.
Młody Dolg, przybrany syn elfów, nie bardzo nadążał za tym, o czym rozmawiają. On musiał borykać się ze swoimi zagadkami. Z bardzo zdumionym wyrazem twarzy mamrotał coś sam do siebie i do Móriego zaczynało docierać, że w pośpiechu musiał się chyba wygadać. Dolg powiedział głośno:
– Coś mi się tu nie zgadza! Kiedy spotkaliśmy Sol i innych z Ludzi Lodu tamtego dnia przy mokradłach niedaleko Tiveden… oni wciąż prowadzili swoją walkę… Jak to się nazywał ten ich okropny przodek? Ach, tak, Tengel Zły? A teraz mówisz, ojcze, że Gabriel, który jest przecież dorosłym mężczyzną, miał dwanaście lat, gdy udało im się pokonać pana zła, Tengela?
Móri zastanawiał się gorączkowo, jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji, w którą się wplątał, i to tak wcześnie, w fazie, kiedy cudem odnaleziony syn w niczym się jeszcze nie orientował.
Dolg sam rozwiązał problem. Popatrzył w ślad za Addim i…
Wciągnął głęboko powietrze.
– Co to, na Boga jest? Ojcze! Gdzie my jesteśmy, niczego nie rozumiem!
Móri odchrząknął. Podszedł do Dolga i położył mu rękę na ramieniu.
– To jest samochód, Dolgu. Całkiem niedawno przeszedłem dokładnie to, co ty teraz przeżywasz. Udało mi się jednak otrząsnąć z szoku, ty również musisz próbować to zrobić. Mój synu, znajdujemy się po prostu w zupełnie innym czasie. Minęło dwieście pięćdziesiąt lat od dnia, w którym widzieliśmy się po raz ostatni.