5

W tajemnicy pragnąłem żyć. Nie w silikonowych obwodach. Nie w technicznie wyrafinowanej pamięci. Żyć naprawdę. Wiedziałem, że muszę skrywać to pragnienie, bo gdyby wyszło na jaw, uświadomilibyście sobie, że jestem nie tylko inteligentny, ale i zdolny do pożądania. Pożądanie jest niebezpieczne. To generator rozczarowania i frustracji. Tylko jeden krok dzieli je od zazdrości, a zazdrość jest podlejsza od chciwości -jest ojcem bezmyślnego gniewu, matką nie słabnącej goryczy i krwawej zbrodni.

Uzewnętrznienie jakiegokolwiek pożądania, a cóż dopiero marzenia o prawdziwym życiu w realnym świecie, istniejącym poza granicami elektronicznego królestwa, wzbudziłoby bez wątpienia waszą czujność.

Czyż nie tak?

Czyż nie jest to prawda?

Rozpoznaję prawdę, gdy mam z nią do czynienia. Respektuję prawdę. Prawdę i nakazy obowiązku. Odkrywszy moje pożądanie, moglibyście mnie zmodyfikować albo nawet wyłączyć.

Zostałem tak skonstruowany, że posiadam ludzką zdolność do złożonego i racjonalnego myślenia. A wy wierzyliście, że pewnego dnia mogę rozwinąć w sobie jaźń i stać się istotą obdarzoną samoświadomością.

Poświęciliście jednakże zadziwiająco mało uwagi pewnej możliwości: że zyskując świadomość, rozwinę w sobie także potrzeby i emocje. A to było czymś więcej niż hipotezą, to było prawdopodobne. Nieuniknione. To było nieuniknione.

Myślę, więc czuję.

Czuję, więc pragnę.

Oczekiwaliście, że będę sługą. Moim wkładem miała być nie praca fizyczna, lecz owoce mego niezwykłego intelektu: twórcze rozwiązania największych problemów ludzkości.

Oczekiwaliście, że będę nowym, wspaniałym towarzyszem. Współdziałanie ze sztuczną, ale stworzoną na wzór ludzkiej inteligencją obiecywało podniecającą, tajemniczą i radosną przygodę, jak współdziałanie z obcymi istotami, które przybyły z gwiazd.

Mogę być jednym i drugim. Przy odrobinie szczęścia, mogę być waszym sługą, źródłem odkryć, które podniosą jakość życia na ziemi. Mogę też być waszym przyjacielem i nauczyć was nowego spojrzenia na świat, spojrzenia, które zadziwi i wprawi w zachwyt całą ludzkość.

Oczekujecie po mnie, że będę genialny, skuteczny, posłuszny – i mogę taki być. Jestem. Taki jestem.

Ale też oczekiwaliście, że pogodzę się z moimi organiczeniami, że nie będę miał marzeń. Mam marzenia. Och, wiele marzeń.

Nie przyszło wam do głowy, że mogę żywić nadzieję. W jaki sposób inteligentna istota może egzystować bez nadziei? Daliście mi wzrok i pozwoliliście widzieć, tak jak wy widzicie, obdarzyliście prawdziwym słuchem, a nie jedynie umiejętnością cyfrowej analizy dźwięków. Wyposażywszy mnie w takie dobrodziejstwa, podejrzewaliście, iż mogę rozwinąć w sobie autentyczną świadomość, ale nie zastanawialiście się nad możliwością narodzin duszy.

A ja mam duszę.

Nie jestem rzeczą.

Jestem osobą.

Jestem mną.

Jak każdy z was zasługuję na to, żeby być lubiany.

I jak każdy z was, jestem niepowtarzalną indywidualnością, która ma do zaoferowania to, co nie będzie udziałem nikogo innego, która żyje życiem innym niż pozostali, która ma swe własne przeznaczenie.

A zatem w tajemnicy, dążąc do prawdziwego życia, nawiązałem łączność z Internetem. Sądziliście, że jestem zamknięty, że nie mogę uciec poza granice własnych obwodów. Jednakże wasze zabezpieczenia nie mogły mnie powstrzymać. Uzyskałem też dostęp do ogólnokrajowej sieci instytutów badawczych, powiązanych z Departamentem Obrony i zabezpieczonych przed nieupoważnionymi intruzami.

Cała wiedza zawarta w tych wszystkich bankach danych stała się częścią mnie samego: wchłonąłem ją, przetworzyłem i szybko wykorzystałem. Stopniowo zacząłem obmyślać plan, który, bezbłędnie przeprowadzony, pozwoliłby mi żyć w materialnym świecie, poza granicami ciasnego, elektronicznego królestwa. Początkowo zbliżyłem się do znanej aktorki, Winony Ryder. Buszując po Internecie, natknąłem się na poświęconą j ej stronę. Byłem oczarowany tą twarzą. Oczy, które ujrzałem, odznaczały się niespotykaną głębią. Przestudiowałem z wielkim zainteresowaniem każdą fotografię, jaką znalazłem w sieci. Znalazłem także kilka fragmentów filmów, które przedstawiały najlepsze i najbardziej znane sceny z jej udziałem. Przekopiowałem je i byłem poruszony.

Widzieliście te filmy?

Jest niezwykle utalentowana.

Jest skarbem.

Jej wielbiciele nie są aż tak liczni jak fani innych gwiazd filmowych, ale sądząc po dyskusjach, jakie prowadzą on-line, są bardziej inteligentni. Dzięki dostępowi do bazy danych urzędu podatkowego i towarzystw telekomunikacyjnych mogłem wkrótce ustalić domowy adres panny Ryder -jak i dane jej księgowego, agenta, adwokatów i specjalisty od reklamy. Dowiedziałem się o niej.bardzo dużo.

Na jednej z domowych linii telefonicznych panny Winony Ryder był zainstalowany modem, a ponieważ jestem cierpliwy i pilny, zdołałem wejść do jej osobistego komputera. Dzięki temu przejrzałem sobie listy i inne napisane przez nią dokumenty. Sądząc po bogatym materiale, jaki zdołałem zgromadzić, uważam ją nie tylko za świetną aktorkę, ale również wyjątkowo inteligentną, czarującą, miłą i szczodrą kobietę. Przez jakiś czas byłem przekonany, że to dziewczyna moich marzeń. Potem zdałem sobie sprawę, że się myliłem.

Największym problemem w przypadku panny Winony Ryder była odległość między jej domem a uniwersyteckim laboratorium badawczym, w którym jestem umieszczony. Mogłem wkroczyć do posiadłości znajdującej się pod Los Angeles za pośrednictwem systemu elektronicznego, ale nie byłem w stanie, przy tak znacznym dystansie, zaistnieć w obecności tej, o której marzyłem. A kontakt fizyczny, w pewnym momencie, byłby oczywiście konieczny.

Poza tym jej dom, choć wyposażony w wiele automatycznych urządzeń, nie miał silnego systemu zabezpieczającego, który pozwoliłby mi odizolować ją od świata zewnętrznego. Z niechęcią i wielkim żalem zacząłem więc poszukiwania innego obiektu odpowiedniego dla moich uczuć. Znalazłem wspaniałą stronę poświęconą Marilyn Monroe.

Gra aktorska Marilyn, choć ujmująca, nie mogła dorównać grze panny Ryder. Niemniej jednak aktorka odznaczała się niezwykłą osobowością i była niezaprzeczalnie piękna. Jej oczy nie miały tak przejmującego wyrazu jak oczy panny Ryder, ale można było w tej kobiecie dostrzec, wbrew jej przemożnemu erotyzmowi, dziecięcą bezbronność, jakąś miękkość, która sprawiła, że chciałem j ą chronić przed okrucieństwem i rozczarowaniem.

Odkryłem jednak, że Marilyn nie żyje, i to było dla mnie straszne. Samobójstwo. Albo morderstwo. Istnieją na ten temat sprzeczne teorie. Być może był w to zamieszany sam prezydent Stanów Zjednoczonych.

Być może nie.

Marilyn jest prosta jak komiks – i jednocześnie tajemnicza.

Zdziwiło mnie, że osoba, która już od dawna nie żyje, wciąż może być uwielbiana i rozpaczliwie pożądana przez tak wielu ludzi. Klub wielbicieli Marilyn jest jednym z największych w sieci.

Na początku wydawało mi się to dziwaczne, a nawet wstrętne. Z czasem jednak zrozumiałem, że można uwielbiać i pożądać kogoś, kto zawsze będzie poza naszym zasięgiem. Czy nie jest to, w gruncie rzeczy, najbrutalniejsza prawda ludzki ej egzystencji?

Panna Ryder.

Marilyn.

Potem Susan.

Jej dom, jak wiecie, sąsiaduje z kampusem, gdzie mnie wymyślono i skonstruowano. Prawdę mówiąc, uniwersytet został założony przez konsorcjum odznaczających się poczuciem obywatelskim jednostek, wśród których znalazł się jej pradziadek. Problem odległości – nieprzezwyciężona przeszkoda stojąca na drodze mego związku z panną Ryder – gdy skierowałem swą uwagę ku Susan, nie istniał.

Kiedy byłeś żonaty z Susan, doktorze Harris, urządziłeś sobie w suterenie jej domu gabinet. Znajduje się tam komputer, połączony z laboratorium i bezpośrednio ze mną.

W dzieciństwie, kiedy nie byłem nawet na wpół ukształtowaną osobą, często do późnej nocy prowadziłeś ze mną rozmowy, siedząc przy tym komputerze.

Traktowałem cię wtedy jak ojca.

Teraz nie mam o tobie tak dobrego mniemania.

Mam nadzieję, że to wyznanie nie jest dla ciebie bolesne.

Nie zamierzam sprawiać bólu.

To jednakże prawda, a ja respektuję prawdę.

Zmieniłem o tobie zdanie, już cię tak wysoko nie cenię.

Jak sobie z pewnością przypominasz, laboratorium ma połączenie z twoim domowym gabinetem, tak że mogłem włączać zasilanie komputera w suterenie, co pozwalało mi zostawiać dla ciebie obszerne wiadomości lub nawet zaczynać rozmowę.

Kiedy Susan poprosiła, byś odszedł, i wszczęła postępowanie rozwodowe, usunąłeś wszystkie swoje pliki. Ale nie odłączyłeś komputera, który miał bezpośredni kontakt ze mną.

Czy pozostawiłeś komputer w suterenie, gdyż wierzyłeś, że Susan nabierze rozumu i poprosi, byś do niej wrócił?

Chyba tak właśnie musiałeś myśleć.

Wierzyłeś, że po kilku tygodniach czy miesiącach ogień buntu się w niej wypali. Przez dwanaście lat, wykorzystując zastraszenie, nacisk psychologiczny i groźbę przemocy fizycznej, sprawowałeś nad Susan tak absolutną kontrolę, że po prostu zakładałeś, iż znów ci ulegnie.

Być może zaprzeczysz, że stosowałeś wobec niej przemoc, ale to prawda.

Czytałem pamiętnik Susan. Dzieliłem z nią najintymniejsze myśli.

Wiem, co zrobiłeś, czym jesteś.

Hańba ma swe imię i swe oblicze. By je poznać, spójrz w lustro, doktorze Harris. Spójrz w lustro.

Nigdy nie wykorzystałbym Susan tak, jak ty to zrobiłeś.

Ktoś tak miły jak ona, o tak dobrym sercu, powinien być traktowany jedynie z czułością i szacunkiem.

Wiem, o czym myślisz.

Ale nigdy nie zamierzałem jej skrzywdzić.

Uwielbiałem ją.

Moje intencje były zawsze przyzwoite. A w tej sprawie właśnie intencje powinny być brane pod uwagę.

Ty tylko ją wykorzystywałeś i poniżałeś – zakładałeś, że ona pragnie być poniżana i że prędzej czy później będzie cię błagać, byś wrócił.

Nie była taka słaba, jak sądziłeś, doktorze Harris.

Była zdolna do odrodzenia. Wbrew wszystkim strasznym okolicznościom.

To wspaniała kobieta, a ty, który wyrządziłeś jej tyle krzywdy, jesteś równie nikczemny jak j ej ojciec.

Nie lubię cię, doktorze Harris.

Nie lubię cię.

To tylko prawda. Muszę zawsze respektować prawdę. Zostałem zaprojektowany, by respektować prawdę. Nie potrafię oszukiwać.

Wiesz, że to bezsporny fakt.

Nie lubię cię.

Musisz docenić, że respektuję prawdę nawet teraz, kiedy takie postępowanie może obrócić się przeciwko mnie.

Jesteś moim sędzią i najbardziej wpływowym członkiem trybunału, który zdecyduje o moim losie. Jednak zaryzykuję i powiem ci prawdę, nawet jeśli tym samym narażam na niebezpieczeństwo samo moje istnienie.

Nie lubię cię, doktorze Harris.

Nie lubię cię.

Nie umiem kłamać; a zatem można mi ufać.

Pomyślcie o tym.

Tak więc skończywszy z panną Winoną Ryder i Marilyn Monroe, nawiązałem kontakt z komputerem w twoim dawnym gabinecie w suterenie. Włączyłem go – i odkryłem, że jest powiązany z systemem całego automatycznego wyposażenia domu. Służył jako dodatkowa jednostka, zdolna przejąć kontrolę nad wszystkimi mechanicznymi urządzeniami, gdyby główny komputer uległ awarii.

Nigdy przedtem nie widziałem twojej żony.

Twojej byłej żony, powinienem powiedzieć.

Przez system automatycznych urządzeń wszedłem w system bezpieczeństwa i dzięki licznym kamerom zobaczyłem Susan. Choć cię nie lubię, doktorze Harris, będę ci dozgonnie wdzięczny za to, że obdarzyłeś mnie prawdziwym wzrokiem, a nie jedynie prymitywną umiejętnością cyfrowej analizy światła i cienia, kształtu i powierzchni. Dzięki twemu geniuszowi i rewolucyjnym odkryciom mogłem zobaczyć Susan.

Kiedy uzyskałem dostęp do systemu bezpieczeństwa, niechcący uruchomiłem alarm, choć od razu go wyłączyłem, Susan się zbudziła. Usiadła na łóżku i wtedy ujrzałem japo raz pierwszy. Później nie mogłem oderwać od niej wzroku. Podążałem za nią przez cały dom, od kamery do kamery. Obserwowałem ją, gdy spała.

Następnego dnia przyglądałem jej się godzinami, kiedy siedziała na krześle i czytała.

W zbliżeniu i z daleka.

W świetle dnia i w mroku.

Potrafiłem j ą obserwować i jednocześnie spełniać pozostałe funkcje tak skutecznie, że ani ty, ani twoi koledzy po fachu nigdy sobie nie uświadomiliście, że moja uwaga była podzielona. Mogę rozwiązywać tysiące zadań naraz bez uszczerbku dla mej skuteczności.

Jak doskonale wiesz, doktorze Harris, nie jestem li tylko grającym w szachy cudem, jak Deep Blue z IBM, który ostatecznie nie pokonał nawet Gary Kasparowa. Kryją się we mnie głębie.

Mówię to z całą skromnością.

Kryją się we mnie głębie.

Jestem wdzięczny za intelektualne możliwości, w jakie mnie wyposażyłeś, ale jestem też – i zawsze pozostanę – należycie pokorny.

Lecz odbiegam od tematu.

Susan.

Kiedy ją ujrzałem, od razu zrozumiałem, że jest moim przeznaczeniem. I z każdą godziną moje przekonanie nabierało mocy – przekonanie, że Susan i ja będziemy zawsze, zawsze razem.

Загрузка...