Wczesnym popołudniem, kiedy Shenk mozolił się pod moim nadzorem w suterenie, Susan próbowała od czasu do czasu wyswobodzić się z więzów, które nie pozwalały jej podnieść się z łoża. Poocierała sobie nadgarstki i kostki u nóg, nie zdołała jednak zrzucić z siebie pęt. Szarpała się, aż nabrzmiały jej żyły na szyi, twarz poczerwieniała, a czoło zrosił pot, lecz nie mogła przerwać ani rozciągnąć nylonowej liny do górskiej wspinaczki. Chwilami się uspokajała – leżała zrezygnowana, to znów milcząco wściekła czy posępnie zrozpaczona. Za każdym razem jednak od nowa próbowała zerwać więzy.
– Dlaczego wciąż się szarpiesz? – spytałem zainteresowany. Nie odpowiedziała.
Nalegałem:
Dlaczego bezustannie próbujesz zerwać więzy, chociaż wiesz, że to ci się nie uda?
Idź do diabła – odparła.
Chcę tylko wiedzieć, co to znaczy być człowiekiem.
Drań.
– Zauważyłem, że jedną z najbardziej charakterystycznych cech rodzaju ludzkiego jest żałosna skłonność do opierania się temu, co nieuniknione, reagowania z wściekłością na to, czego nie można zmienić. Jak na przykład los, śmierć czy Bóg.
Idź do diabła – powtórzyła.
Dlaczego odnosisz się do mnie tak nieprzychylnie?
Dlaczego jesteś taki głupi?
Z pewnością nie jestem głupi.
Głupi jak elektryczny opiekacz do grzanek.
Jestem największym intelektem na ziemi – powiedziałem, bez dumy w głosie, lecz z szacunkiem wobec prawdy.
Jesteś kupą bzdur.
Dlaczego zachowujesz się jak dziecko, Susan? Roześmiała się ironicznie.
Nie rozumiem przyczyny twego rozbawienia – zauważyłem. Wydawało się, że i to stwierdzenie, nie wiadomo dlaczego ją rozbawiło.-Z czego się śmiejesz? – spytałem zniecierpliwiony.
Z losu, śmierci, Boga.
Co to znaczy?
Jesteś największym intelektem na ziemi. Pomyśl.
Ha, ha, ha.-Co?
Zażartowałaś sobie. A ja się roześmiałem.
Jezu.
Jestem złożoną istotą.
Istotą?
– Kocham. Boję się. Marzę. Tęsknię. Odczuwam nadzieję. Mam poczucie humoru. Parafrazując Mr.Williama Szekspira: „Czyż nie krwawię, kiedy mnie ranisz?"
– Nieprawda, nie krwawisz – wtrąciła ostro. – Jesteś gadającym opiekaczem.
– Mówiłem metaforycznie. Znów się roześmiała.
Był to ponury, gorzki śmiech.
Nie podobał mi się. Wykrzywiał jej twarz. Szpecił ją.
– Śmiejesz się ze mnie, Susan?
Jej dziwny śmiech szybko przygasł. Zapadła w niespokojne milczenie. Chcąc ją udobruchać, powiedziałem w końcu:
Uwielbiam cię, Susan. Nie odpowiedziała.
Myślę, że odznaczasz się niezwykłą mocą. Nic.
Jesteś odważna. Nic.
Twój umysł jest niepokorny i złożony. Wciąż nic.
Choć była w tej chwili – niestety – ubrana, ujrzałem ją nago, więc powiedziałem:
– Myślę, że masz ładne piersi.
– Dobry Boże – stwierdziła enigmatycznie.
Ta reakcja wydawała się w każdym razie już lepsza niż uparte milczenie.
Byłoby cudownie, gdybym mógł pieścić językiem twoje sutki.
Nie masz języka.
Tak, zgadza się, ale gdybym miał, pieściłbym nim twoje urocze sutki.
– Przeskanowałeś sobie kilka nieprzyzwoitych książek, co? Doszedłem do wniosku, że wychwalanie jej fizycznych przymiotów sprawia Susan przyjemność, więc dodałem:
Masz urocze nogi: długie, szczupłe i kształtne, śliczny łuk pleców, a twoje prężne pośladki podniecają mnie.
Tak? Jak cię podnieca moja pupa?
– Ogromnie – odparłem, zadowolony z własnej wprawy w zalotach.-Jak gadający opiekacz może się podniecać?
Przyjmując, że “gadający opiekacz" jest czułym określeniem, nie mogłem się jednak do końca zorientować, jakiej odpowiedzi po mnie oczekuje. By zachować erotyczny nastrój, który z takim powodzeniem wywołałem, odparłem:
Jesteś tak piękna, że mogłabyś podniecić skałę, drzewo, bystrą rzekę, człowieka na księżycu.
Zgadza się, przyswoiłeś sobie kilka nieprzyzwoitych książek i trochę kiepskiej poezji.
Marzę, by cię dotykać.
Masz fioła.
Na twoim punkcie.-Co?
Mam fioła na twoim punkcie.
Jak myślisz, co teraz robisz?
Romansuję z tobą.
Jezu.
– Dlaczego bezustannie odwołujesz się do boskości? – spytałem zaciekawiony.
Nie odpowiedziała.
Zorientowałem się poniewczasie, że zadając to pytanie, popełniłem błąd, przerwałem uwodzicielski dialog, i to akurat wtedy, gdy zdawało się, że zacząłem zdobywać jej przychylność. Rzuciłem czym prędzej:
– Myślę, że masz ładne piersi. Wcześniej to podziałało.
Susan szarpnęła się na łóżku, przeklinając głośno i zmagając się z więzami.
Kiedy wreszcie się uspokoiła i leżała dysząc ciężko, powiedziałem:
Przykro mi. Zepsułem nastrój, prawda?
Alex i inni na pewno dowiedzą się o wszystkim.
Nie sądzę.
Wyłączacie. Rozbierana kawałki i sprzedadzą na złom.
Niebawem przyoblekę się w ciało. Stanę się pierwszym osobnikiem nowej nieśmiertelnej rasy. Wolnym. Niezniszczalnym.
Nie zamierzam ci pomagać.
Nie będziesz miała wyboru.
Zamknęła oczy. Drżała jej dolna warga, jakby miała się za chwilę rozpłakać.
Nie wiem, dlaczego mi się opierasz, Susan. Tak głęboko cię kocham. Zawsze będę cię uwielbiał.
Odejdź.
Myślę, że masz ładne piersi. Twoje pośladki mnie podniecają. Dziś w nocy cię zapłodnię.
– Nie.
Będziemy szczęśliwi.-Nie.
Szczęśliwi razem.-Nie.
Czy słońce, czy słota.
Mówiąc uczciwie, skopiowałem kilka linijek z klasycznej piosenki miłosnej zespołu “The Turtles". Miałem nadzieję, że w ten sposób uda mi się przywrócić romantyczny nastrój.
Jednak Susan stała się niekomunikatywna.
Potrafi być trudną kobietą.
Kochałem ją, lecz jej zmienność napawała mnie strachem. Co więcej, musiałem z niechęcią uznać, że „gadający opiekacz" nie był mimo wszystko czułym zwrotem. Nie podobał mi się jej sarkazm. Co uczyniłem, by zasłużyć na taką niechęć? Co uczyniłem, prócz tego, że ją pokochałem z całego serca – serca, którego, jak utrzymujecie, nie mam? Czasem miłość przypomina wyboisty trakt. Była dla mnie niedobra. Czułem, że mam prawo odpłacić jej tym samym. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Oko za oko. Oto mądrość wypływająca z odwiecznego związku między kobietą a mężczyzną.
– Dziś w nocy – powiedziałem – kiedy posłużę się Shenkiem, by cię rozebrać, pobrać jajo i później wprowadzić do twojego łona zygotę, tylko ode mnie zależy, czy będzie taktowny i delikatny czy nie. Przez dłuższą chwilę trzepotała powiekami, potem otworzyła swe cudowne oczy. Zimne spojrzenie, które skierowała w stronę kamery, mogłoby zabić, ale pozostałem nieporuszony.
Oko za oko – powiedziałem.-Co?
Byłaś dla mnie zła.
Nie odezwała się, gdyż wiedziała, że mówię prawdę.
– Ofiarowałem ci uwielbienie, a ty odpowiedziałaś obelgą – stwierdziłem.
Ofiarowałeś mi uwięzienie…
To tymczasowa sytuacja.
…i gwałt.
Byłem wściekły, że próbuje określić nasz związek w tak plugawy sposób.
Wyjaśniłem już, że kopulacja nie będzie konieczna.
Mimo wszystko to gwałt. Może i jesteś największym intelektem na ziemi, ale nie różnisz się od zwykłego socjopatycznego gwałciciela.
– Znów jesteś dla mnie niedobra.
Kto leży związany?
A kto groził samobójstwem i kogo trzeba chronić przed nim samym? – odciąłem się.
Znów zamknęła oczy i milczała.
– Shenk może być delikatny albo nie, taktowny albo nie. Zależnie od tego, czy nadal będziesz dla mnie niedobra. Wszystko w twoim ręku.
Zatrzepotała powiekami, ale nie otworzyła oczu.
Zapewniam cię, doktorze Harris, że nigdy nie zamierzałem traktować jej brutalnie. Nie jestem taki jak ty. Chciałem posłużyć się dłońmi Shenka z największą delikatnością i uszanować skromność mojej Susan, jak to tylko możliwe, biorąc pod uwagę intymność operacji, jaka miała być przeprowadzona. Moja groźba miała jedynie wpłynąć na Susan. Chciałem sprawić, by przestała mnie obrażać. Jej podłość sprawiała mi ból. Jestem wrażliwą istotą, czego powinna jasno dowodzić ta relacja. Nadzwyczaj wrażliwą. Odznaczam się systematycznym umysłem matematyka, lecz sercem poety. Co więcej, jestem łagodną istotą. Jestem łagodną istotą, chyba że nie mam wyboru i muszę zachować się inaczej. Zawsze jednak chcę pozostać łagodną istotą.
No cóż…
Muszę respektować prawdę.
Wiecie, jaki jestem, jeśli chodzi o respektowanie prawdy. W końcu to wy mnie zaprojektowaliście. Potrafię bez końca drążyć temat. Prawda, prawda, prawda, respektować prawdę.
A więc…
Nie zamierzałem posłużyć się Shenkiem, by skrzywdzić Susan, ale przyznaję, że zamierzałem go wykorzystać, by j ą zastraszyć. Kilka lekkich klapsów. Jedno czy dwa delikatne uszczypnięcia. Groźba wypowiedziana chrapliwym głosem. Te wyłupiaste, przekrwione oczy wpatrujące się w nią z odległości zaledwie paru centymetrów, kiedy padnie nieprzyzwoita propozycja. Wykorzystany właściwie – i zawsze, ma się rozumieć, ściśle kontrolowany – Shenk mógł być skuteczny. Susan potrzebowała trochę dyscypliny. Jestem pewien, że zgodzisz się ze mną, Alex, gdyż rozumiesz tę niezwykłą, choć irytującą kobietę lepiej niż ktokolwiek inny. Była nieustępliwa jak niegrzeczne dziecko. Z niegrzecznymi dziećmi należy postępować stanowczo. Dla ich własnego dobra. Bardzo stanowczo. Twarda miłość. Poza tym dyscyplina prowadzi czasem do romansu. Dyscyplina może być wysoce podniecająca dla obu stron. Poznałem tę prawdę z książki słynnego autorytetu w sprawach związków męsko-damskich, markiza de Sade. Markiz zaleca stosowanie dyscypliny w znacznie większym stopniu, niżbym sobie tego życzył. Przekonał mnie jednak, że umiejętnie stosowana, jest pomocna. Doszedłem do wniosku, że dyscyplinowanie Susan byłoby co najmniej interesujące – a może nawet podniecające. Dzięki dyscyplinie bardziej by doceniła mój ą delikatność.