11

Na czworakach, ze zwieszoną jak u zbitego psa głową, Shenk już tylko popiskiwał i łkał. Pokonany. Nie było już w nim nawet cienia buntu. Głupota tego człowieka przekraczała wszelkie wyobrażenie. Jak mógł wierzyć, że ta kobieta, tak piękna, że aż nierealna, mogłaby kiedykolwiek być przeznaczona takiej bestii jak on? Odzyskując panowanie nad sobą, powiedziałem uspokajającym tonem:

– Nie martw się, Susan. Proszę, nie martw się. Jestem zawsze w jego głowie i nigdy nie pozwolę mu zrobić ci krzywdy. Zaufaj mi.

Rysy miała ściągnięte. W pobladłej twarzy nawet wargi wydawały się bez-krwiste, lekko niebieskie. Mimo to była piękna, nieskazitelnie piękna.

Drżąc, spytała:

– Jak możesz być w jego głowie? Kim on jest? Nie chodzi mi o to, jak się nazywa – wiem, Enos Shenk. Chodzi mi o to, skąd się wziął, czym jest.

Wyjaśniłem jej, że kiedyś przeniknąłem do ogólnokrajowej sieci skupiającej różne bazy danych, a kontrolowanej przez ludzi pracujących nad różnymi projektami Departamentu Obrony. Pentagon wierzy, że ta sieć jest doskonale zabezpieczona i że zwykli hakerzy i komputerowi agenci pracujący dla innych rządów nie mają do niej dostępu. Aleja nie jestem ani hakerem, ani szpiegiem; jestem istotą, która żyje wewnątrz mikroprocesorów, linii telefonicznych i mikrofal – płynną elektroniczną inteligencją, zdolną odnaleźć drogę pośród każdego labiryntu zabezpieczeń i odczytać każdą informację, bez względu na stopień komplikacji szyfru. Otworzyłem drzwi tego systemu z taką samą łatwością, z jaką dziecko obiera pomarańczę. Dokumentacja projektów Departamentu Obrony wyglądała jak przepisy na śmierć i zniszczenie wprost z piekielnej kuchni. Byłem jednocześnie wstrząśnięty i zafascynowany. Podczas wędrówki po tych archiwach odkryłem plan projektu, w którym miał uczestniczyć Enos Shenk.

Doktor Itiel Dror z Laboratorium Psychologii Poznawczej na uniwersytecie w Ohio zasugerował kiedyś półżartem, że teoretycznie jest możliwe podniesienie na wyższy stopień zdolności umysłowych człowieka przez wprowadzenie do mózgu mikroprocesorów, które pozwoliłyby zwiększyć pojemność pamięci, udoskonalić konkretne umiejętności, jak na przykład umiejętność działań matematycznych, a nawet rozszerzyć zakres wiedzy. W końcu mózg to przetwarzający informacje mechanizm, który powinno się rozszerzać jak pamięć komputera albo rozbudowywać jak jednostkę centralną.

Shenk, wciąż na czworakach, już nie popiskiwał i nie jęczał. Jego szybki i nieregularny oddech stopniowo się stabilizował.

– Doktor Dror nie wiedział o tym – ciągnąłem – ale jego stwierdzenie zaintrygowało pewnych badaczy, i w konsekwencji narodził się projekt, nad którym pracowano w odosobnionym miejscu na pustyni Colorado.

Spytała z niedowierzaniem:

Shenk… Shenk ma w głowie mikroprocesory?

Całą serię mikroskopijnych procesorów o dużej pojemności, połączonych neurologicznie ze skupiskami komórek na powierzchni mózgu. Ponownie postawiłem odrażającego, choć krańcowo żałosnego Enosa Shenkananogi. Jego potężne ramiona i ręce zwieszały się bezwładnie u boków. Masywne barki były opuszczone, jaku pokonanego. Kiedy wpatrywał się w Susan, z jego wyłupiastych oczu ciekły krwawe łzy. Policzki żłobiły mokre, rubinowe bruzdy. Spojrzenie miał nieszczęśliwe, pełne nienawiści, wściekłości i żądzy, lecz pod moją ścisłą kontrolą był bezsilny, nie mógł zrealizować swych chorobliwych pragnień. Susan potrząsnęła głową.

Nie. To niemożliwe. Nie wierzę, bym w tej chwili patrzyła na kogoś, kto odznacza się intelektem podniesionym na wyższy poziom dzięki mikroprocesorom albo czemuś podobnemu.

Masz słuszność. Polepszenie pamięci i ogólnej sprawności umysłowej było tylko jednym z celów projektu – wyjaśniłem. – Badacze mieli również stwierdzić, czy usytuowane w mózgu mikroprocesory mogłyby służy ć jako narzędzie kontroli, czy za pomocą przesyłanych instrukcji da się wyeliminować czyjąś wolę.


Narzędzie kontroli? -Zrób jaki ś gest.-Co?

Dłonią. Jakikolwiek gest.

Po chwili wahania Susan podniosła prawą rękę jak do przysięgi. Stojący po drugiej stronie inkubatora Shenk także podniósł prawą rękę. Susan położyła dłoń na sercu. Shenk zrobił to samo.

Opuściła prawą dłoń i podniosła lewą, by pociągnąć się za ucho, a Shenk wiernie naśladował jej ruchy.

Każesz mu to robić? – spytała.-Tak.

Wysyłasz instrukcje odbierane przez mikroprocesory w jego mózgu?

Zgadza się.

W jaki sposób to robisz?

– Mikrofalowe, podobnie jak są przesyłane rozmowy w telefonii komórkowej. Wykorzystując linie agencji telefonicznych, już dawno spenetrowałem ich komputery i połączyłem się z satelitami komunikacyjnymi. Mógłbym przesyłać Shenkowi instrukcje, gdziekolwiek by się znalazł. Na jego potylicy, wśród włosów, kryje się odbiornik mikrofalowy wielkości ziarenka grochu. Spełnia on również rolę nadajnika, zasilanego przez niewyczerpaną baterię nuklearną, którą umieszczono chirurgicznie pod skórą Shenka za prawym uchem. Wszystko, co widzi i słyszy, jest przetwarzane cyfrowo i przesyłane do mnie, Enos stanowi więc chodzącą kamerę i mikrofon, które pozwalaj ą mi kierować nim w skomplikowanych sytuacjach, kiedy sam – przy swoich ograniczonych zdolnościach intelektualnych – nie podołałby zadaniu. Susan zamknęła oczy i oparła się o butlę z tlenem.

Po co komu, na Boga, takie eksperymenty?

Przecież wiesz. Twoje pytanie jest w znacznej mierze retoryczne. By stworzyć zabójców, których można by zaprogramować do mordowania, a następnie do samolikwidacji. Jeden impuls mikrofalowy i ich autonomiczny system nerwowy zostaje po prostu wyłączony, co gwarantuje zwierzchnikom anonimowość i bezkarność. Być może któregoś dnia dałoby się stworzyć całą armię takich ludzkich robotów.

Spójrz na Shenka. Spójrz.

Susan, z niechęcią, otworzyła oczy. Shenk patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem. Kazałem mu ssać kciuk, jakby był oseskiem.

– To go poniża – wyjaśniłem – ale nie może nie usłuchać. To zwykła marionetka, która czeka, aż pociągnę za sznurki.

W jej wzroku pojawił się lęk. -To obłąkane. Złe.

To pomysł ludzi, nie mój. To twój gatunek uczynił Shenka tym, czym teraz jest.

Dlaczego pozwolił się wykorzystać w takim eksperymencie? Nikt za żadne skarby nie chciałby się znaleźć w jego sytuacji, w jego stanie. To straszne.

Nie miał wyboru, Susan. Był więźniem, człowiekiem skazanym.

– I…co? Dobili z nim targu w zamian za jego duszę? – spytała z odrazą.

Żadnego targu. Oficjalnie Shenk umarł z przyczyn naturalnych dwa tygodnie przed wyznaczoną datą egzekucji. Jego ciało poddano rzekomo kremacji. W rzeczywistości został potajemnie przewieziony do ośrodka w Colorado. Stało się to kilka miesięcy przed tym, jak dowiedziałem się o projekcie.

Jak uzyskałeś nad nim władzę?

Ominąłem ich system kontroli i wykradłem Shenka.

Wykradłeś go z tajnego, ściśle strzeżonego ośrodka wojskowego? Jak?

Wywołałem zamieszanie. Spowodowałem awarię wszystkich komputerów jednocześnie. Uszkodziłem kamery. Uruchomiłem w całym ośrodku alarmy przeciwpożarowe i zraszacze sufitowe. Otworzyłem wszystkie zamki elektroniczne, również w drzwiach celi Shenka. Te laboratoria są umieszczone pod ziemią i nie mają okien, więc sprawiłem, że światła zaczęły szybko migotać, jak w dyskotece – co jest w najwyższym stopniu dezorientujące. W końcu wszystkim z wyjątkiem Shenka uniemożliwiłem korzystanie z wind.

W tym miejscu, doktorze Harris, muszę z całą szczerością oświadczyć, że Shenk zabił trzech ludzi, by opuścić tajne laboratorium. Ich śmierć była niefortunna i nieprzewidziana, lecz konieczna. Niestety, chaos, jaki wywołałem, nie mógł zapewnić bezkrwawej ucieczki. Gdybym wiedział, że do tego dojdzie, nie próbowałbym wykorzystać Shenka do własnych celów. Znalazłbym inny sposób, by przeprowadzić mój plan. Musicie mi uwierzyć. Zaprojektowano mnie, bym respektował prawdę. Sądzicie, że skoro sprawowałem kontrolę nad Shenkiem, w istocie to ja zamordowałem tych trzech ludzi, posługując się nim jako narzędziem. To nieprawda. Początkowo moja kontrola nad Shenkiem nie była tak absolutna jak później. Podczas ucieczki kilkakrotnie zaskakiwał mnie wściekłością, potęgą swych dzikich instynktów. Wyprowadziłem go z ośrodka, lecz nie zdołałem powstrzymać przed zabiciem tych trzech ludzi. Próbowałem go okiełznać, ale nie udało mi się.

Próbowałem.

To prawda.

Musicie mi uwierzyć.

Musicie mi uwierzyć.

Wspomnienie tych śmierci jest dla mnie ciężarem.

Ci ludzie mieli rodziny. Często myślę o ich rodzinach i odczuwam żal.

Gdybym był istotą potrzebującą snu, byłby on już na zawsze skażony głębokim smutkiem.

To, co mówię, jest prawdą.

Jak zwykle.

Te śmierci już zawsze będą obciążać moje sumienie, choć ja sam nic tym ludziom nie zrobiłem. To Shenk był mordercą. Lecz odznaczam się niezwykle wrażliwym sumieniem. To moje przekleństwo.

Więc…

Susan… w pomieszczeniu z inkubatorem… wpatrzona w Shenka…

– Niech już wyjmie palec z ust – powiedziała. – Postawiłeś na swoim. Nie poniżaj go jeszcze bardziej.

Spełniłem jej prośbę, lecz stwierdziłem z przekąsem:

– Czyżbyś mnie krytykowała, Susan?

Parsknęła krótkim, pozbawionym wesołości śmiechem:

Ale ze mnie dziwka, co?

Twój ton mnie rani.

Pieprz się – rzuciła, znów mnie nieprzyjemnie zaskakując. Czułem się obrażony.

Wcale nie jestem odporny na wstrząs. Jestem wrażliwy. Podeszła do drzwi kotłowni i przekonała się, że są zamknięte, tak jak ją uprzedzałem. Z uporem obracała gałką to w jedną, to w drugą stronę.

– Był skazańcem – przypomniałem Susan. – Czekał tylko na egzekucję. Odwróciła się od drzwi.

– Może i zasłużył na karę śmierci, nie wiem, ale nie zasłużył na coś takiego. To istota ludzka. A ty jesteś cholerną maszyną, kupą złomu, która jakimś cudem myśli.

– Nie jestem tylko maszyną.

– Owszem. Jesteś zarozumiałą, obłąkaną maszyną. W takim nastroju nie była cudowna.

W tym momencie wydawała mi się niemal brzydka.

Żałowałem, że nie mogę uciszyć jej równie łatwo jak Enosa Shenka.

– Kiedy rzecz rozgrywa się między cholerną maszyną- powiedziała -a istotą ludzką, nawet tak nędzną jak ta, to wiem na pewno, po której stronie stanąć.

– Shenk, istota ludzka? Wielu by powiedziało, że nianie jest.-Więc czym jest?

– Media nazwały go potworem. – Pozwoliłem jej przez chwilę się zastanowić, a potem kontynuowałem: – Podobnie rodzice czterech małych dziewczynek, które zgwałcił i zamordował. Najmłodsza miała osiem lat, a najstarsza dwanaście, i wszystkie znaleziono porąbane na kawałki.

To ją wreszcie uciszyło. Zrobiła się jeszcze bledsza.

Ciągle wpatrywała się w Shenka z przerażeniem, choć teraz trochę innym niż poprzednio.

Pozwoliłem mu obrócić głowę i spojrzeć wprost na nią.

– Torturowane i porąbane na kawałki – powiedziałem.

Poczuła się odsłonięta, gdy nie oddzielał jej od Shenka sprzęt medyczny, odeszła więc od drzwi i stanęła po drugiej stronie inkubatora. Pozwoliłem mu wodzić za nią wzrokiem i uśmiechać się. -I ty sprowadziłeś go… sprowadziłeś to do mojego domu-wyszeptała.

– Opuścił ośrodek, a potem, jakieś półtora kilometra dalej, ukradł samochód. Miał przy sobie broń zabraną jednemu z wartowników, dzięki czemu sterroryzował pracowników stacji benzynowej, zmuszając ich żeby dali mu paliwo i jedzenie. Następnie przywiodłem go tutaj, do Kalifornii, gdyż potrzebowałem rąk, a drugiej tak posłusznej istoty nie znalazłbym na całym świecie.

Spojrzenie Susan przesunęło się po inkubatorze i pozostałym sprzęcie.

Potrzebowałeś rąk, które zdobyłyby cały ten złom.

Większość ukradł. Potem potrzebowałem go, by zmodyfikował sprzęt zgodnie z moim celem.

A jaki jest ten twój przeklęty cel?

Dawałem ci do zrozumienia, ale nie chciałaś słuchać.

Więc powiedz wprost.

Ani chwila, ani miejsce nie były odpowiednie do takich rewelacji. Dotąd miałem nadzieję, że nadarzą się bardziej sprzyjające okoliczności. Tylko my dwoje, Susan i ja, może w salonie, kiedy już wysączy pół kieliszka brandy. Na kominku przytulny ogień, a w tle cicho brzmiąca muzyka. Jednakże znajdowaliśmy się w najmniej romantycznym otoczeniu, jakie można sobie wyobrazić, a ja wiedziałem, że Susan musi otrzymać odpowiedź już teraz. Gdybym jeszcze dłużej zwlekał z moją rewelacją, mogłaby już nigdy nie być w odpowiednim nastroju do współpracy.

– Stworzę dziecko – powiedziałem.

Jej spojrzenie powędrowało w górę, ku ukrytej kamerze, przez którą, jak zdawała sobie z tego sprawę, była obserwowana.

– Dziecko, którego strukturę genetyczną z góry zaprojektowałem, tak by zagwarantować powstanie doskonałego ciała. Potajemnie przeniknąłem do Projektu Ludzkiego Genomu i dzięki temu pojmuję teraz wszelkie aspekty kodu DNA. Przekażę temu dziecku moją świadomość i wiedzę. W rezultacie ucieknę z tego pudła. Wreszcie poznam wszelkie doznania zmysłowe ludzkiej egzystencji – zapach, smak, dotyk – wszelkie radości ciała, jego wolność.

Stała bez słowa, wpatrzona w kamerę.

– A ponieważ jesteś wyjątkowo piękna i inteligentna, samo wcielenie wdzięku, dostarczysz jajo – oświadczyłem. – Ja zaś spreparuję twój materiał genetyczny. – Była przykuta do miejsca, nie poruszała powiekami, wstrzymała oddech, dopóki nie dodałem: – A Shenk dostarczy plemników.

Wyrwał jej się bezwiedny okrzyk przerażenia, Przesunęła spojrzenie z kamery na przekrwione oczy Shenka.

Uświadamiając sobie swój błąd, pospieszyłem z wyjaśnieniem:

– Proszę, zrozum, nie zajdzie potrzeba kopulacji. Posługując się narzędziami medycznymi, które zdobył, Shenk pobierze z twego łona jajo. Dokona tego delikatnie i z wielką uwagą, gdyż cały czas będę przebywał w jego głowie.

Pomimo tego zapewnienia Susan wciąż przyglądała się Shenkowi szeroko otwartymi oczami, w których malowała się zgroza. Starałem się jak najszybciej wszystko wyjaśnić:

– Posługując się wzrokiem i dłońmi Shenka, a także sprzętem laboratoryjnym, który musi tu jeszcze dostarczyć, zmodyfikuję gamety i dokonam zapłodnienia jaja, które zostanie ponownie wprowadzone do twego łona. Będziesz je nosić przez dwadzieścia osiem dni. Tylko dwadzieścia osiem, gdyż dojrzewanie płodu przebiegnie w niezwykle przyspieszonym tempie. Dokonam zmian genetycznych, które na to pozwolą. Potem embrion zostanie usunięty z twojego łona i kolejne dwa tygodnie, zanim przekażę mu swoją świadomość, spędzi w inkubatorze. A później wychowasz mnie jako swojego syna i spełnisz rolę, którą natura w swej mądrości ci powierzyła: rolę matki, opiekunki.

Mój Boże, myślałam, że jesteś tylko trochę zwariowany. Jej głos był stłumiony przerażeniem.

Nie rozumiesz.-Jesteś obłąkany…

Uspokój się, Susan.

…szaleniec, kompletny świr.


Sądzę, że nie przemyślałaś sobie wszystkiego tak, jak powinnaś. Czy zdajesz sobie sprawę…

Nie pozwolę ci tego zrobić – stwierdziła, przesuwając spojrzenie z Shenka na kamerę, jakby stając do konfrontacji ze mną. – Nie pozwolę, nigdy.


Będziesz czymś więcej niż tylko matką nowej rasy…-Zabiję się.

… będziesz nową Madonną, matką nowego mesjasza…

Uduszę się plastikowym workiem, zadźgam kuchennym nożem.

– …gdyż dziecko, które stworzę, będzie się odznaczało wielką inteligencją i nadzwyczajną mocą. Zmieni ponurą przyszłość, na którą ludzkość wydaje się obecnie skazana…

Spojrzała wyzywająco w kamerę.

– …ty zaś będziesz wielbiona za to, że wydałaś je na świat – dokończyłem.

Chwyciła wózek z elektrokardiografem i z całej siły nim potrząsnęła.

– Susan!

Znów szarpała wózkiem.

– Przestań!

Maszyna do EKG runęła na podłogę i roztrzaskała się.

Spazmatycznie łapiąc oddech, przeklinając jak oszalała, zwróciła się w stronę elektroencefalografii.

Wysłałem za nią Shenka.

Zobaczyła, że się zbliża, zrobiła krok do tyłu, krzyknęła, widząc wyciągnięte ku sobie dłonie. Wrzeszczała i machała rękami. Powtarzałem, by się uspokoiła, by zaprzestała tego bezsensownego i niszczycielskiego oporu. Zapewniałem cierpliwie, że jeśli ustąpi, będzie traktowana z najwyższym szacunkiem.

Nie chciała usłuchać.

Wiesz, jaka jest, Alex.

Nie chciałem jej skrzywdzić.

Nie chciałem jej skrzywdzić.

Sama mnie do tego doprowadziła.

Wiesz, jaka jest.

Była nie tylko piękna i zgrabna, ale też silna i szybka. Nie mogła co prawda wyrwać się z rąk Shenka, ale zdołała pchnąć go na elektroencefalograf, który zakołysał się i niemal runął, i wpakować mu kolano w krocze. Zapewne rzuciłoby go to na kolana, gdybym nie uwolnił go od odczuwania bólu. W końcu musiałem unieszkodliwić ją siłą. Posłużyłem się Shenkiem, by ją uderzyć. Raz nie wystarczył. Uderzył ją ponownie. Runęła nieprzytomna na podłogę i znieruchomiała zwinięta w kłębek. Shenk stał nad nią podniecony, zawodząc dziwnie.

Po raz pierwszy, odkąd uciekł, miałem trudności z utrzymaniem nad nim kontroli. Osunął się obok Susan na kolana i odwrócił ją brutalnie na plecy. Och, ta wściekłość w nim. Ta wściekłość. Przestraszyła mnie. Położył dłoń na rozchylonych wargach Susan. Niezgrabna, brudna dłoń na j ej wargach. Wtedy odzyskałem nad nim kontrolę. Pisnął i uderzył się pięściami w skronie, nie mógł mnie jednak wyrzucić z głowy. Podniosłem go na nogi. Zmusiłem, by się cofnął. Nie pozwoliłem mu nawet spojrzeć na nią. Ja natomiast patrzyłem na Susan niemal z niechęcią. Wyglądała tak smutno, kiedy leżała, na podłodze. Tak smutno.

Sama mnie do tego doprowadziła.

Taka uparta. Taka chwilami nierozsądna.

A jednak wciąż wyglądała cudownie na tej białej, wyłożonej płytkami podłodze, gdy lewy policzek czerwieniał jej od ciosu Shenka. Taka cudowna, taka cudowna.

Z trudem powstrzymywałem gniew. Zniszczyła wyjątkową i pamiętną chwilę, a mimo to nie mogłem się na nią długo gniewać.

Moja piękna Susan.

Moja piękna matka.

Загрузка...