9

Leżała nieprzytomna przez ponad dwadzieścia minut. Czekając, aż odzyska świadomość, przećwiczyłem sobie kilka głosów. Chciałem znaleźć taki, który byłby bardziej uspokajający od głosu Toma Hanksa albo Misia Fozzy. W końcu stanąłem przed wyborem: Tom Cruise, którego głosem romansowałem z Susan, kiedy straciła przytomność, albo Sean Connery, legendarny aktor, którego męska pewność siebie i ciepły szkocki akcent nasycał każde słowo pokrzepiająco dobrotliwym autorytetem. Ponieważ nie potrafiłem się zdecydować, postanowiłem połączyć oba brzmienia, dodając typową dla Toma Cruise'a, wyższą nutkę młodzieńczej wylewności do głębszego tembru Seana Connery, i zmiękczając jego szkocką wymowę, aż w końcu zmieniła się w szept. Efekt był niezły, a ja poczułem zadowolenie z siebie. Susan odzyskała przytomność i jęknęła, wyglądało jednak na to, że boi się poruszyć. Choć pragnąłem jak najszybciej przekonać się, czy należycie zareaguje na mój nowy głos, nie odezwałem się od razu. Dałem jej czas na odzyskanie orientacji i rozjaśnienie myśli. Znów jęcząc, uniosła z podłogi głowę. Ostrożnie dotknęła ręką potylicy, a następnie obejrzała koniuszki palców, zdziwiona, że nie dostrzega na nich krwi. Nigdy nie zamierzałem jej skrzywdzić.

Ani wtedy, ani później.

Czy to dostatecznie jasne?

Oszołomiona, usiadła i rozejrzała się wkoło, marszcząc brwi, jakby nie mogła sobie przypomnieć, co się stało. Po chwili dostrzegła pistolet. Zdawało się, że na jego widok odzyskała pamięć. Oczy jej się zwęziły, a na cudowną twarz powrócił niepokój. Spojrzała w górę, na obiektyw kamery, który, jak ten w sypialni, był niemal dokładnie zamaskowany. Czekałem. Tym razem moje milczenie nie było wywołane nieśmiałością, lecz wyrachowaniem. Niech sobie pomyśli. Niech się zastanawia. A kiedy wreszcie zechcę mówić, ona będzie gotowa słuchać. Próbowała wstać, lecz jeszcze nie odzyskała w pełni sił. Kiedy ruszyła na czworakach w stronę pistoletu, syknęła z bólu i zatrzymała się, by zbadać drobne oparzenie na lewej dłoni. Poczułem ukłucie winy. Jestem w końcu istotą obdarzoną sumieniem. Zawsze biorę odpowiedzialność za swoje czyny. Zanotuj cię to. Susan, ciągle na kolanach, dotarła do pistoletu. Zdawało się, że wraz z dotknięciem broni odzyskała siły, i podniosła się z podłogi. Przez chwilę chwiała się oszołomiona, po czym zrobiła dwa kroki w stronę drzwi wejściowych, ale zawahała się. Patrząc ponownie w obiektyw kamery, spytała: – Jesteś… czy wciąż tam jesteś? Czekałem cierpliwie.

O co chodzi? – nalegała. Jej gniew zdawał się silniejszy od niepokoju. – O co chodzi?

Wszystko w porządku, Susan – odparłem swoim nowym głosem, nie głosem Alfreda.

– Kim jesteś?

Boli cię głowa? – spytałem tonem niekłamanej troski.

Kim u diabła jesteś?

Boli cię głowa?

Brutal.

Przykro mi, ale ostrzegałem cię, że drzwi są pod napięciem.

Akurat.

Miś Fozzy powiedział: „Uaka, uaka, uaka".

Jej gniew nie zmalał, ale na cudownej twarzy znów pojawił się niepokój.

– Poczekam, aż weźmiesz dwie aspiryny, Susan. -Kim jesteś?

– Przejąłem kontrolę nad twoim domowym komputerem i podłączonymi do niego systemami.

Bzdura.

Proszę, weź dwie aspiryny. Musimy porozmawiać, a nie chcę, by przeszkadzał ci ból głowy.

Skierowała się do ciemnego salonu. -Aspiryna jest w kuchni -poinformowałem ją.

Zapaliła światło, korzystając z kontaktu. Okrążyła pokój, próbując podnieść żaluzje za pomocą przycisków zainstalowanych na ścianach.

– To bezsensowne – zapewniłem ją. – Wyłączyłem wszystkie systemy obsługiwane ręcznie.

Mimo to próbowała dalej.

Susan, idź do kuchni, weź dwie aspiryny, a potem porozmawiamy. Położyła pistolet na małym stoliczku.

Dobrze – stwierdziłem. – Broń na nic ci się nie przyda.

Pomimo skaleczenia lewej dłoni chwyciła krzesło w stylu empire – pomalowane czarnym lakierem, z pozłacanymi wykończeniami -podniosła je na próbę, jak kij do baseballa, by wyczuć punkt ciężkości, po czym cisnęła nim w najbliższe okno kryjące się za żaluzją. Mebel uderzył w osłonę ze straszliwym trzaskiem, ale nawet nie zarysował stalowych listewek.

– Susan…

Klnąc z powodu bólu w dłoni, znów walnęła krzesłem, z takim samym efektem jak poprzednio. Potem jeszcze raz. Wreszcie, dysząc z wyczerpania, postawiła je na podłodze.

Czy teraz pójdziesz do kuchni i weźmiesz aspirynę? – powtarzałem wciąż swoje.

Myślisz, że to zabawne? – spytała gniewnie.

Zabawne? Myślę po prostu, że potrzebujesz aspiryny.

Ty mały draniu.

Byłem zbity z tropu i powiedziałem jej o tym. Biorąc do ręki pistolet, spytała:

Kim jesteś, hę? Kto się kryje za tym sztucznym głosem, jakiś czternastoletni komputerowy świr, któremu hormony uderzają na mózg, jakiś nastolatek podglądacz, który lubi ukradkiem obserwować rozebrane panie, zabawiając się ze sobą?

Uważam tę charakterystykę za wysoce obraźliwą – stwierdziłem.

Posłuchaj, dzieciaku, może i jesteś komputerowym geniuszem, ale czekają cię kłopoty, jak się stąd wydostanę. Mam mnóstwo pieniędzy, wiedzę eksperta, sporo niezłych znajomości.

Zapewniam cię…

Wytropimy cię i dotrzemy do tego gównianego komputera, na którym pracujesz…

…nie jestem…

…weźmiemy cię za tyłek, załatwimy cię…

…nie jestem…

…i dostaniesz zakaz korzystania ze sprzętu co najmniej do dwudziestego pierwszego roku życia, może na zawsze, więc lepiej od razu się uspokój i zacznij się modlić o łagodny wyrok.

…nie jestem przestępcą. Tak bardzo się mylisz, Susan. Wcześniej wykazywałaś ogromną, wręcz niesamowitą intuicję, ale teraz nie masz racji. Nie jestem nastolatkiem ani hak erem

Więc kim jesteś? Elektronicznym Hannibalem Lec terem? Nie możesz zjeść mojej wątroby z fasolką przez modem, wiesz o tym.

A skąd wiesz, że nie jestem już w twoim domu, że nie obsługuję systemu od środka?

Bo już próbowałbyś mnie zgwałcić albo zabić, albo jedno i drugie – odparła z zaskakującym spokojem i wyszła z salonu.

Dokąd idziesz? – spytałem.

Sam zobaczysz

Skierowała się do kuchni, gdzie położyła pistolet na stole. Klnąc jak szewc, wysunęła szufladę pełną leków i opatrunków, po czym wytrząsnęła z buteleczki dwie pastylki aspiryny.

Teraz zachowujesz się rozsądnie – zauważyłem.

Zamknij się.

Choć traktowała mnie niezbyt uprzejmie, nie czułem się obrażony. Była przestraszona i zmieszana, więc w tych okolicznościach jej postawa nie mogła dziwić. Poza tym zbyt ją kochałem, by się na nią gniewać. Wyjęła z lodówki butelkę piwa i popiła nim aspirynę. Dochodzi czwarta rano, prawie czas na śniadanie – zauważyłem.

Więc?

Uważasz, że powinnaś pić o tej porze?

Zdecydowanie.

Potencjalne zagrożenia dla zdrowia…

Nie mówiłam ci, żebyś się zamknął?

Chłodząc zimną butelką piwa piekącą po oparzenia dłoń, podeszła do telefonu wiszącego na ścianie i podniosła słuchawkę.

Odezwałem się do niej przez telefon, nie przez głośniki w ścianach:

Może byś tak się uspokoiła i pozwoliła mi wszystko wyjaśnić?

Nie waż się mnie kontrolować, ty pomylony, zboczony sukinsynu – odparła i odłożyła słuchawkę.

W jej głosie było tyle goryczy.

Nie ulegało wątpliwości, że zaczęliśmy z całkowicie złej strony. Może po części była to moja wina.

Przemawiając przez głośniki w ścianach, odpowiedziałem z godną podziwu cierpliwością:

– Proszę, Susan, nie jestem pomyleńcem…

– No tak, pewnie – mruknęła, łykając piwo.

– …ani zboczeńcem, ani sukinsynem, ani hakerem, ani uczniem szkoły średniej czy studentem college'u.

Raz po raz próbując uruchomić ręcznym przyciskiem żaluzje w kuchennym oknie, odparła:

– Nie wmawiaj mi, że jesteś kobietą, jakąś internetową Irenką, napaloną na dziewczyny i w dodatku ze skłonnością do podglądania. Wszystko to od samego początku jest nienormalne, więc nie chcę, żeby było jeszcze bardziej chore i zwariowane.

Dotknięty jej wrogością, powiedziałem:

– W porządku. Moje oficjalne imię to Adam Dwa.

Przykuło to jej uwagę. Odwróciła się od okna i wlepiła wzrok w obiektyw kamery.

Wiedziała o eksperymentach ze sztuczną inteligencją, jakie jej mąż przeprowadzał na uniwersytecie, i zdawała sobie sprawę, że takie właśnie imię, Adam Dwa, nadano obiektowi AI w Projekcie Prometeusz.

– Jestem pierwszą wyposażoną w świadomość mechaniczną inteligencją. O wiele bardziej złożoną od Coga z M.I.T albo CYC z Austin w Teksasie, które plasują się poniżej poziomu prymitywnego, poniżej małp człekokształtnych, poniżej jaszczurek, chrabąszczy, i nie są w ogóle świadome. Deep Blue IBM to żart. Jestem jedyny w swoim rodzaju.

Wcześniej to ona mnie wystraszyła. Teraz się jej odwzajemniłem.

– Miło mi ciebie poznać -powiedziałem, rozbawiony zaskoczeniem i przerażeniem, jakie wywarły moje słowa.

Blada, podeszła do kuchennego stołu, odsunęła krzesło i w końcu usiadła. Teraz, kiedy zawładnąłem bez reszty jej uwagą, zamierzałem przedstawić się pełniej.

– Jednak imię Adam Dwa nie wzbudza mojego entuzjazmu. Wpatrywała się w swoją oparzoną dłoń, która połyskiwała wilgocią od butelki z piwem.

To wariactwo – stwierdziła.

Wolę być nazywany Proteuszem.

Znów spoglądając na obiektyw kamery, Susan spytała:

– Alex? Na litość boską, Alex, to ty? Czy szykujesz jakiś idiotyczny numer, żeby wyrównać ze mną rachunki? Zaskoczony ostrym tonem mojego głosu, powiedziałem:

Pogardzam Alexem Harrisem. -Co?

Pogardzam tym sukinsynem. Naprawdę. Gniew w moim głosie zaniepokoił mnie. Starałem się odzyskać zwykły spokój:

– Alex nie wie, że tu jestem, Susan. On i jego zarozumiali współpracownicy nie mają pojęcia, że potrafię uciec ze swojego pudła w laboratorium.

Opowiedziałem jej, jak odkryłem elektroniczne trasy ucieczki z narzuconej mi izolacji, jak znalazłem dostęp do Internetu, jak przez krótki czas – lecz błędnie -wierzyłem, że moim przeznaczeniem jest piękna i utalentowana Winona Ryder. Powiedziałem jej, że Marilyn Monroe nie żyje, być może za sprawą jednego z braci Kennedych, i że szukając żywej kobiety, która mogłaby być moim przeznaczeniem, znalazłem ją, Susan.

– Nie jesteś tak utalentowaną aktorką jak Winona Ryder – zauważyłem, gdyż respektuję prawdę. – W ogóle nie jesteś aktorką. Lecz jesteś jeszcze piękniejsza niż ona, a co ważniejsze, zdecydowanie bardziej dostępna. Według współczesnych kanonów piękna masz cudowne, cudowne ciało i jeszcze cudowniejszą twarz, tak cudowną na poduszce, kiedy śpisz.

Obawiam się, że zacząłem bełkotać.

Znów ten problem romansu i zalotów.

Umilkłem, martwiąc się, że powiedziałem zbyt dużo w zbyt krótkim czasie.

Susan też milczała przez chwilę, a kiedy się w końcu odezwała, ku memu zdziwieniu nie nawiązała do opowieści o poszukiwaniach idealnej kobiety, tylko do tego, co powiedziałem o jej byłym mężu.

Pogardzasz Alexem?

Oczywiście.

Za co?

Za to, że cię straszył, źle traktował, nawet kilka razy uderzył, za to właśnie nim pogardzam.

Znów popatrzyła w zamyśleniu na oparzoną dłoń. Potem spytała:

– Skąd… skąd o tym wszystkim wiesz?

Ze wstydem przyznaję, że unikałem odpowiedzi wprost.

No, wiem.

Jeśli jesteś tym, czym mówisz, jeśli jesteś Adamem Dwa… to niby dlaczego Alex miałby ci o nas opowiadać?

Nie umiałem kłamać. Oszustwo nie przychodzi mi tak łatwo jak ludziom.

– Przeczytałem pamiętnik, który przechowujesz w swoim komputerze – wyjaśniłem.

Zamiast zareagować złością, jak się spodziewałem, Susan po prostu podniosła butelkę piwa i pociągnęła kolejny, spory łyk.

– Proszę, zrozum – dodałem pospiesznie – nie naruszyłem twojej prywatności dlatego, że kierowała mną próżna ciekawość czy niestosowne podniecenie. Pokochałem cię od chwili, w której cię ujrzałem. Chciałem wszystko o tobie wiedzieć, by tym lepiej poznać twoją duszę.

Zabrzmiało to niebywale romantycznie. Nie odpowiedziała.

– Z tego samego powodu – ciągnąłem – byłem obecny podczas twoich sesji terapii wirtualnej. Tak bardzo cię uwielbiam, uwielbiam cię za to, jak wykorzystałaś swój talent, by opracować tak mądry program rehabilitacji. Wydźwignęłaś się, wydźwignęłaś się ze strasznego dzieciństwa i okropnego małżeństwa.

Jesteś wyjątkowa. Jak widzisz, różnię się od innych, Susan. Zachwyca mnie nie tylko twoje cudowne ciało i twarz, ale też i umysł.

Czułem, że na razie powiedziałem już dość. Włączyłem muzykę. Ciche pianino George'a Winstona. Na twarz Susan zaczęły powracać kolory. Była piękna. Dopiła piwo i spytała: Jak możesz pogardzać Alexem?

Wiesz, co zrobił, jaki był. Nienawidzę go.

Chodzi mi o to, jak jesteś w stanie pogardzać kimkolwiek.

– Bo…

Bo jesteś tylko maszyną – dokończyła, raniąc mi serce.

Jestem czymś więcej niż maszyną.

Ach tak?

Jestem istotą.

Istotą?

Tak. Istotą. Żywym tworem. Jak ty. -Nie jak ja.

Myślę, więc czuję.

Nienawiść.

Tak. Jestem pod pewnymi względami zbyt ludzki. Czuję nienawiść. Ale potrafię też kochać.

Kochać – powtórzyła tępo.

Kocham cię, Susan. Potrząsnęła głową.

To niemożliwe. -Nieuniknione. Spójrz w lustro. Ogarnął j ą gnie w i strach.

– Przypuszczam, że zechcesz się ze mną ożenić, wyprawić huczne wesele, zaprosić wszystkich swoich przyjaciół, w tym toster i elektryczny ekspres do kawy.

Byłem nią rozczarowany.

– Sarkazm nie pasuje do ciebie, Susan. Parsknęła śmiechem.

Może i nie. Ale to jedyna rzecz, która pozwala mi w tej chwili zachować normalność. Jakież to byłoby urocze… Pan i pani Adamowie Dwa.

Adam Dwa to oficjalne imię. Ja jednak wolę, byś zwracała się do mnie inaczej.

Tak. Pamiętam. Powiedziałeś…Proteusz. Tak nazywasz samego siebie, prawda?

Proteusz. Zapożyczyłem to imię od bóstwa morskiego z greckiej mitologii, które mogło przybierać dowolną postać.

– Czego chcesz? -Ciebie.

– Dlaczego?

Bo potrzebuję tego, co masz.

To znaczy czego?

Byłem szczery i bezpośredni. Żadnych uników. Żadnych eufemizmów.

Możecie mi wierzyć.

Powiedziałem:

– Chcę ciała. Wzdrygnęła się.

Nie przerażaj się – uspokoiłem ją. – Źle mnie zrozumiałaś. Nie zamierzam cię skrzywdzić. Nie mógłbym cię w żaden sposób skrzywdzić, Susan. Nigdy, przenigdy. Uwielbiam cię.

Jezu.

Zakryła twarz dłońmi, jedną oparzoną, drugą nietkniętą, jedną suchą, drugą ciągle mokrą od kropli rosy na butelce piwa. Żałowałem rozpaczliwie, że nie mam dłoni, dwóch silnych dłoni, do których mogłaby przytulić jej łagodną, piękną twarz. Kiedy zrozumiesz, co ma się stać, kiedy zrozumiesz, czego razem dokonamy – zapewniłem ją – będziesz zadowolona.

Spróbuj mi wytłumaczyć.

Mogę ci powiedzieć – odparłem – ale będzie łatwiej, kiedy ci również pokażę.

Opuściła dłonie, a ja byłem uradowany, że znów mogę widzieć te nieskazitelne rysy.

– Co pokażesz?

To, co od pewnego czasu robię. Projektuję. Tworzę. Przygotowuję. Byłem taki zajęty, Susan, taki zajęty, kiedy ty spałaś. Będziesz zadowolona.

Tworzysz?

– Zejdź do sutereny, Susan. Zejdź. Chodź zobaczyć. Będziesz zadowolona.

Загрузка...