24

Mała Fivrelde wróciła do Dolga, kiedy ochotnicy zbierali się na łąkach w pobliżu miasta nieprzystosowanych.

– Udało nam się, Lanjelin – szczebiotała z daleka. – I otrzymaliśmy pochwałę! Od jednego z tych oślepiająco pięknych Obcych. On teraz rozmawia z Tsi-Tsunggą. Jak ci pomogę, Lanjelinie, także dostaniesz pochwałę.

– Dziękuję ci, moja przyjaciółko – rzekł Dolg sucho i wsadził ją do kieszeni na piersiach, gdzie umościła się bardzo zadowolona. – Rozmawialiście ze wszystkimi elfami i istotami natury?

– Oczywiście, i było to bardzo łatwe! Ja, to znaczy chciałam powiedzieć my, rozmawialiśmy z królem elfów, nie z tym z doliny Gjáin, wiesz, bo on nadal jest tam, ale z tym tutaj z Królestwa Światła. Ostrzegliśmy go przed tą okropną Feme, którą tylko ja widziałam, i on obiecał przekazać to swojemu ludowi i innym.

– Więc król elfów cię wysłuchał?

– Oczywiście – odparła z dumą. – No, to raczej… to znaczy Tsi-Tsungga rozmawiał, ale przecież ja wiedziałam, kim ona jest. To znaczy Feme.

– Wspaniale, Fivrelde! Teraz zobaczymy, jak tutaj sprawy się mają.

– Możesz być całkiem spokojny, Lanjelinie – rzekła Fivrelde z powagą. – Jestem przy tobie.

Podeszli do organizatorów poszukiwań, zgromadzonych wokół Marca.

Była tam też Miranda, a Gondagil stał za nią z dłońmi na jej ramionach. Dawało jej to zupełnie dotychczas nieznane poczucie bezpieczeństwa. Pragnęła, aby te tłumy ludzi i innych istot zabrały się stąd jak najszybciej.

Uprzejmie jednak słuchała, co mówiono.

Marco trzymał w dłoniach piękną misę. Jego ciepły głos unosił się ponad tłumem.

– Dotknąłem wody w tej misie – mówił. – Teraz podawajcie sobie naczynie i niech każdy umoczy palec, a potem postara się, by kropla wody dostała mu się do oka. To znaczy do obojga oczu. Dzięki temu uzyskacie zdolność jasnowidzenia w ciągu najbliższej doby, będziecie mogli dostrzec, czy przypadkiem Feme nie próbuje opuścić miasta. Wtedy natychmiast musicie dać sygnał o tym, co widzicie, i dokąd ona zmierza. Tymczasem Móri, Dolg i ja będziemy próbowali odszukać ją w mieście.

– I ja – zapiszczało w kieszeni Dolga.

Marco uśmiechnął się.

– Naturalnie, Fivrelde. Bez ciebie się nie ruszymy!

Mała była zadowolona.

– Czy Feme potrafi latać? – zapytał Armas.

– Nie sądzę – odparł Dolg. – To Fama potrafi latać. Ta, której szukamy, nie.

– A w jaki sposób ją unieszkodliwicie? – zapytała Tiril, która również tu była.

– To już nasze zmartwienie – uśmiechnął się Móri.

W tej chwili zadzwonił telefon Jaskariego. Wyjął słuchawkę zakłopotany.

– Halo? Halo, nic nie słyszę…

Do jego uszu docierały gwałtowne trzaski i krzyk, którego nie rozumiał. W końcu odłożył słuchawkę.

– Nie pojmuję tego. To była Oriana. Mówiła kompletnie rozhisteryzowana, dotarło do mnie tylko coś w rodzaju: „…mój mąż… morduje mnie…”.

Na moment zapadła cisza, a potem Ram powiedział:

– Ale jej mąż jest chyba tutaj, w mieście nieprzystosowanych? Oriana natomiast leży w szpitalu. Rok, zadzwoń tam, a ja połączę się z policją w mieście nieprzystosowanych.

Po kilku krótkich rozmowach wyjaśniło się, że Kenta nie widziano w domu, w którym umieszczano nowo przybyłych. Owszem, jest możliwe, że pojechał do stolicy, jeśli miał ważną sprawę. Ale jaką sprawę mógł mieć, to chyba niemożliwe? Coś musiał widocznie wymyślić.

W szpitalu pielęgniarka poinformowała, że Oriana wyszła na spacer. Ma do tego prawo. Nie, jeszcze nie wróciła.

Zbliżył się do nich jeden ze Strażników.

– Jest tutaj pewna młoda dziewczyna, która dopiero co spotkała Orianę – oświadczył. – Słyszała, o czym mówicie, i zgłosiła się do mnie.

– Znakomicie – rzekł Ram. – Możesz nam powiedzieć, jak to było?

Dziewczyna podeszła bliżej.

– Tak, bo Oriana to przecież nie jest popularne imię. Tak mi się przynajmniej zdaje. Rozmawiałam z nią w cukierni, w stolicy. Kiedy wychodziłam, ona jeszcze została, a ja przyjechałam prosto tutaj.

Rok natychmiast zabrał dziewczynę do swojej superszybkiej gondoli. Mknęła w powietrzu niczym błyskawica,

– Rok wszystko załatwi – rzekł Ram spokojnie. – Możemy kontynuować?

Niebieska misa krążyła w dumie, podawana z rąk do rąk. Wszyscy bardzo starannie pocierali oczy palcami i przekazywali naczynie następnym, bardzo ciekawi, co też zobaczą.


W stołecznej cukierni Paula zbierała się właśnie do wyjścia, bardzo zadowolona po zjedzeniu trzech ciastek i wypiciu trzech filiżanek kawy.

Nagle do środka wbiegło dwoje ludzi. To znaczy jeden człowiek, ta młoda dziewczyna, z którą niedawno rozmawiała, oraz jeden… och, Lemur! Jaki fantastyczny!

– To ona – rzekła dziewczyna, wskazując na Paulę.

Przystojny Lemur zatrzymał się w drzwiach.

– To nie jest Oriana! To Paula!

Uff, a niech to! Wygląda na to, że będą nieprzyjemności!

No i rzeczywiście, zanim Paula zdołała wymyślić jakieś wyjaśnienie, Lemur się wściekł.

– Czemu to wszystko ma służyć? – krzyczał. – Opóźniasz nasze poszukiwania, te twoje głupstwa mogą Orianę kosztować życie! Od tej chwili będziesz się posługiwać wyłącznie własnym imieniem, jest wystarczająco dobre!

Oboje odwrócili się i wyszli, zostawiając za sobą zawstydzoną Paulę. A taki był piękny!


Ram odebrał raport zdenerwowanego Roka i sam zdenerwował się również.

– Głupia krowa – mruknął. Zwrócił się do stojących najbliższej. – No to wpadliśmy. Jeśli Oriana wyszła na spacer, to mogła spotkać swego męża gdziekolwiek. A przecież jest bardzo słaba…

– Z własnej woli by go nie spotkała – wtrąciła Miranda. – Nie, musiał się gdzieś na nią zaczaić.

Ram zatelefonował do recepcji szpitala i zapytał, czy portier widział wychodzącą Orianę. Nie, nikt jej nie widział. A czy w pobliżu szpitala widziano może jej męża?

Podał portierom jego imię oraz opisał wygląd.

Recepcjonista odrzekł cokolwiek zdumiony:

– Taki człowiek przyszedł tutaj przed kilkoma godzinami. Chciał rozmawiać z doktorem Jaskarim, więc go skierowaliśmy na oddział.

Ram zwrócił się do Jaskariego. Nie, Kent w ogóle nie odwiedzał doktora ani go nie szukał. Kolejne pytanie do recepcji:

– Kiedy ów Kent opuścił szpital?

Docierała do nich pośpieszna rozmowa, jakieś pytania, ci, którzy otaczali Rama, usłyszeli w końcu krótką odpowiedź:

– Nikt nie widział, żeby wychodził ze szpitala.

Ram natychmiast zaczął działać. Kierowanie akcją przekazał Marcowi, a sam zarządził:

– Jaskari! Idziesz ze mną! Gdzie jest Elena?

– Ona miała przyjść później. Miranda, pójdziesz z nami. Tak, Gondagil również, potrzebujemy silnego, rosłego mężczyzny.

W jednej chwili cała czwórka znalazła się w gondoli Rama, poruszającej się równie szybko jak pojazd Roka, i bezzwłocznie wyruszyli w drogę.


Oriana uzyskała chwilową przewagę.

Dzięki kursowi samoobrony zdołała raz jeszcze wyrwać się z morderczego uścisku Kenta, znalazła jakieś drzwi, wbiegła do pomieszczenia i zamknęła je na klucz. Niestety, znalazła się w ślepym zaułku, trafiła do małego magazynku, ciemnego, wypełnionego niesprawną aparaturą.

Mogła jednak przynajmniej usiąść na podłodze i odetchnąć. Z największym trudem wciągała powietrze, udręczone płuca pracowały ze świstem, a nogi dłużej by jej już nie utrzymały.

Słyszała, że Kent wali w drzwi, potem jednak zaległa cisza.

On czai się za drzwiami, myślała. Boże, żeby tylko nie znalazł w pobliżu strażackiego toporka albo czegoś w tym rodzaju.

Nie, bardzo szybko uświadomiła sobie, co Kent zamierza. Znalazł coś, czym mógł podważyć drzwi, jakiś metalowy pręt, wsunął go w szparę przy podłodze i unosił, prędzej czy później wyrwie zamek.

Oriana kurczowo ściskała ręce na piersiach i szeptała błagalne modły: Spraw, żeby tu przyszedł jakiś dozorca albo inny silny mężczyzna, który przeszkodzi Kentowi! Nie pozwól mu się do mnie włamać!

Zdołała się już pogodzić ze śmiercią, uczyniła to zresztą dawno temu. Ale, na miłość boską, nie w ten sposób! Nie chciała aż takiego cierpienia, nie chciała nienawiści w ostatnich chwilach, zanim pożegna się z życiem.

Z życiem, którego teraz znowu zapragnęła, po tym, jak znalazła się w tym cudownym świecie, gdzie spotykała wyłącznie dobrych, przyjaznych ludzi.

W świecie bez Kenta.

Teraz sprawy przybrały inny obrót. Kent będzie mógł tutaj żyć, on, który tak tęsknił, żeby uciec z Królestwa Światła. Tymczasem ona musi umrzeć.

Jaki niemiłosierny bywa czasami los. Jak często zdarzało się coś takiego na zewnątrz, w tamtym wielkim świecie, tam naprawdę życie jest niesprawiedliwe. Bogaci ludzie otrzymują jeszcze więcej, mogą za darmo korzystać z luksusów. Biedni natomiast, którzy bardzo by potrzebowali błysku światła w codzienności, są wypluwani niczym pestki wiśni z biur, które powinny pomagać, ale najczęściej brak im zarówno zdolności, jak i woli niesienia pomocy.

Natomiast tutaj… doktor Jaskari opowiedział jej, jaki wspaniały system panuje w tym świecie z baśni.

Kent zaklął siarczyście, ponieważ narzędzie, którym usiłował wyważyć drzwi, złamało się. Oriana słyszała, że poszedł szukać czegoś nowego.

Boże! Dobry Boże, pomóż mi, modliła się Oriana. Święta Dziewico Maryjo, wesprzyj mnie! Nie pozwól mu wyważyć drzwi, bym nie musiała umierać w ten sposób, taki upokarzający, taki niegodny, zamordowana przez człowieka, którego kiedyś wybrałam na towarzysza życia.

Na zewnątrz panowała cisza.

Długo. Bardzo długo.

Czyżby dał za wygraną? Czyżby sobie poszedł?

Oriana nie była w stanie myśleć, w jej mózgu panował chaos, ze strachu, wzburzenia i zmęczenia serce biło panicznie.

Na chwilę straciła świadomość, nie była pewna, czy minęły minuty, czy godziny. W maleńkim pomieszczeniu robiło się coraz duszniej, wkrótce w ogóle zabraknie powietrza. Musiała zużyć cały tlen przy tym swoim świszczącym oddechu. Próbowała oddychać spokojniej, ale wtedy serce biło jeszcze mocniej.

Powoli ogarniała ją panika. Oriana szlochała cicho. Świadomość, że człowiek, który kiedyś był jej taki bliski, teraz ma jej dość, nienawidzi jej tak, że pragnie jej śmierci, była nieznośna. Już więcej nie wytrzymam, nie mam siły!

Boże, uchroń mnie od takiej śmierci! Bądź miłosierny, błagała z głębi serca.

Загрузка...