22

– Wspaniały – powiedziała Indra, gdy Gondagil został przedstawiony rodzinie. – Absolutnie wspaniały! Ojciec też go polubił. Sama chciałabym znaleźć się poza murami i sprowadzić sobie kogoś takiego!

– Ale ty mi go nie uwiedziesz? – rzekła Miranda spłoszona.

– Zwariowałaś? Ja nie jestem Bodil. Nie uwodzę kawalerów własnej siostry, zresztą u niego nie mam szans. Kompletnie stracił dla ciebie głowę!

Miranda zarumieniła się.

– Chyba nie.

– Nie? Myślisz, że nie wiem, jak się zachowuje mężczyzna, który chciałby znaleźć się ze swoją wybranką w najbliższym łóżku? A właśnie, jaki on jest jako kochanek?

– Niestety, nie mam pojęcia.

– Więc wy nie…? No dobrze, nic nie jest takie męczące dla obserwatorów, jak zakochana para i jak obściskująca się para. Potrzymaj go jeszcze jakiś czas, to rezultaty będą gorętsze.

Miranda była wdzięczna, że panowie wyszli do nich na taras.

Gabriel zaproponował, że odprowadzi Gondagila do jego nowego domu.

Nie, nie, Miranda nie musi się fatygować, jest z pewnością zmęczona, więc powinna odpocząć.

Miranda musiała się zadowolić gorącym, tęsknym spojrzeniem Gondagila.

– Powinnam była wytłumaczyć ojcu – powiedziała Indra, kiedy mężczyźni odeszli. – Ale on z pewnością chciał dobrze, więc nie mogłam mu powiedzieć, że zachowuje się jak słoń w składzie porcelany.

– Dziękuję ci, Indro – mruknęła Miranda. – Jesteś najlepszą siostrą, jaka mogła mi się trafić.

– Myślę, że bardzo się do siebie zbliżyłyśmy tutaj w Królestwie Światła – przytaknęła Indra. – Na Ziemi żyłyśmy bardziej każda swoim życiem.

– Tak, to prawda.

W tym momencie wrócił Gabriel.

– Zapomniałem ci powiedzieć, Mirando, że Ram chce rozmawiać z Gondagilem i z tobą. Czeka na was po południu w pałacu Marca.

Dzień zapowiadał się więc znowu radośnie. Miranda westchnęła przejęta, zobaczy go znowu, i to już wkrótce!

– A dla mnie tam nie będzie miejsca? – zapytała Indra zaczepnie.

Gabriel uśmiechnął się.

– Możesz się tam wślizgnąć podstępem. Tak, żeby cię nikt nie zauważył.

– Żeby mnie nikt nie zauważył? – roześmiała się Indra, udając obrażoną. – Nie może tak być, kiedy tylko się pojawię, wszystkie oczy zwrócą się na mnie.

– Chodź z nami – zaproponowała Miranda ciepło. – Będziesz mnie wspierać.

Indra przyjęła to szczerym, serdecznym śmiechem.


W wytwornej rezydencji Marca zebrali się wszyscy „wielcy”. Ram, rzecz jasna, Rok i Talornin, Strażnik Słońca, Móri i Dolg. Miranda zdążyła przywitać się z Gondagilem i zapytać, jak mu się podoba jego nowy dom. Owszem, wszystko jest wspaniałe, Miranda musi przyjść i zobaczyć. Chętnie, zgodziła się Miranda, ale udało im się zamienić jeszcze tylko parę słów.

Wszyscy usiedli wokół dużego stołu. Gondagil został przedstawiony tym, którzy go jeszcze nie widzieli, witano go serdecznie. W chwilę potem przyszli spóźnialscy, Jori i Tsi-Tsungga, ten ostatni z Czikiem na ramieniu. Zjawił się także Nataniel. Wszyscy oni byli na zewnątrz, w Królestwie Ciemności, myślała Miranda, z wyjątkiem Indry i Nataniela. Móri i Dolg też nie wychodzili poza mur. Co w takim razie tutaj robią?

Wkrótce miała się tego dowiedzieć.

Gondagil siedział naprzeciwko niej, mogli więc patrzeć na siebie do woli i nie szczędzili sobie tego. Marco powitał zebranych, a kiedy umilkł na chwilę, Tsi wykrzyknął:

– Ależ Fivrelde, ty też tutaj jesteś?

– To ty ją widzisz? – uśmiechnął się Dolg.

– Oczywiście, siedzi na twoim ramieniu, tak jak Czik na moim.

Miranda nie widziała niczego.

– To Fivrelde jest powodem, dla którego się tutaj zebraliśmy – rzekł Marco i poprosił Dolga, by wyjaśnił, co zaobserwowała mała panienka z rodu elfów.

– Czy nie moglibyśmy jej zobaczyć? – poprosiła Indra.

– Nie wiem – odparł Dolg. – Czy to możliwe? Niektórzy z was pewnie widzą, ale…

– Zaraz to umożliwię wszystkim – rzekł Marco spokojnie i wyciągnął rękę, dotykając palcami czegoś na ramieniu Dolga. Powoli wyłoniła się z nicości niezwykle czarująca panienka, zarumieniła się ślicznie i kłaniała z promiennym uśmiechem.

– Nie wiedziałem, że wy się znacie?

– Ja znam w lesie elfów każdą panienkę – zachichotał Tsi-Tsungga. – Tylko nie wolno mi ich dotykać. Mam na myśli te duże.

Zauważył, że się zagalopował, i umilkł.

– No więc chodzi o to – zaczął Ram – że prosiłem właśnie Dolga i Fivrelde, by razem z Markiem i Mórim ustalili, gdzie się teraz znajduje Feme. Uczynili to bez trudu, nic nie wskazuje na to, że miałaby opuścić miasto nieprzystosowanych. Ale wiedzieć, gdzie ona mniej więcej przebywa, to jedna sprawa Czymś zupełnie innym jest ją zobaczyć, a już całkiem specjalne zadanie, to unieszkodliwić ją. Marco i jego przyjaciele proszą o pomoc, ponieważ chcą ją okrążyć. A do tego potrzeba wielu, ponieważ Feme jest gładka i śliska niczym węgorz, potrafi się wymknąć z najbardziej przemyślnej pułapki. Mamy tutaj cały oddział Strażników oraz ochotników, którzy otoczą miasto nieprzystosowanych, podczas gdy wy, wybrani, wejdziecie do miasta i odszukacie ją. Niektórzy z was będą musieli porozmawiać z mieszkańcami i wyjaśniać pogłoski na temat, jakoby istniała bezpieczna droga do Gór Czarnych. Pamiętajcie, że Feme jest samą Pogłoską. Najlepszym sposobem rozbrojenia jej jest sprawić, by nikt w nią nie wierzył. A teraz mamy przecież wielu świadków, którzy potwierdzą, że droga w góry jest śmiertelną pułapką. Tsi-Tsungga, ty nie możesz chodzić do miasta nieprzystosowanych, to by się mogło źle skończyć, bo tam nie tolerują nikogo, kto się wyróżnia z tłumu…

– Ale ja też chcę brać udział w akcji!

– Oczywiście, że weźmiesz udział, jesteś przecież jednym ze świadków tego, co się wydarzyło w Górach Czarnych. Ty i Fivrelde musicie natychmiast wyruszyć do lasu elfów i wyjaśniać pogłoski o tym, co czeka śmiałków w Górach Śmierci.

– Ale Lanjelin i ja… – zapiszczała Fivrelde.

– Ja wiem. Później. Będziecie mieli dość czasu. To bardzo poważne zadanie, Fivrelde, ty i Tsi-Tsungga zostaliście specjalnie wybrani. Kiedy będziecie już pewni, że wszyscy mieszkańcy lasu elfów pojęli powagę sytuacji i nikt nie tęskni do Gór Czarnych, również powrócicie do miasta nieprzystosowanych, gdzie zadanie będzie dużo trudniejsze i zabierze więcej czasu. Potem będziesz mogła przebywać z Dolgiem Lanjelinem, jak długo zechcesz.

Dolg nawet drgnięciem powieki nie zdradził, co o tym myśli. Fivrelde natomiast nie ukrywała swoich uczuć.

– Chodź, ruszamy natychmiast – powiedział Tsi do panienki. – Im szybciej skończymy, tym szybciej będziemy z powrotem.

– Tylko żadnego oszukiwania! – zawołał za nimi Ram. Wiedzieli jednak, że żartuje.

Fivrelde ruszyła z zapałem w ślad za Tsi, cmoknąwszy Dolga na pożegnanie w policzek. Syn czarnoksiężnika sprawiał wrażenie zawstydzonego.

Wtedy Ram zwrócił się do reszty zebranych i przydzielił im zadania. Strażnik Słońca i Talornin mieli zająć się innymi obszarami królestwa, nie powinni pokazywać się w mieście nieprzystosowanych. Ponieważ jednak potrzeba było wielu, by zatrzymać Feme w osadzie, wysłano tam również kobiety. Miranda, Indra i Elena, Taran, Danielle, Tiril… wszystkie, które się zgłosiły.

– No dobrze, a jak zdołamy pochwycić tę Feme, skoro jej nie można zobaczyć ani przytrzymać? – zapytała Indra.

– Nie musicie jej łapać, to by się wam nie udało – odparł Ram. – Musicie tylko zawiadomić, gdyby zdołała wymknąć się z miasta. Zresztą pomożemy wam, będziecie mogli ją widzieć. Marco, zajmiesz się tym?

Książę Czarnych Sal wstał.

– W dniu, kiedy zbierzemy się, by okrążyć miasto nieprzystosowanych, przekażę wam wszystkim zdolność widzenia. Ale tylko na krótko. Dopóki Móri, Dolg i ja nie zdołamy jej unieszkodliwić. Wiemy już jak, ale o tym powiemy później.

Wyjaśnienia przyjęto z zadowoleniem i spotkanie dobiegło końca. Miranda miała jeszcze tylko gorącą prośbę:

– Ale poczekajcie na Fivrelde, bądźcie tak dobrzy!

– Oczywiście, że poczekamy – obiecał Dolg z uśmiechem.

Gondagil podszedł do Mirandy.

– Dokąd zamierzasz teraz pójść? – zapytał cicho.

Otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, gdy władczy Talornin położył rękę na jej ramieniu. Czuła płynącą z niej siłę i ciepło.

– Pozwolisz, Mirando, że zabiorę ci na chwilę Gondagila? Szczerze mówiąc, możesz wrócić do domu, bo zajmie nam to trochę czasu.

Popatrzyli po sobie tęsknie, Gondagil i ona. Ale nikt nie odmawia Talorninowi.

– Tak, naturalnie – powiedziała cierpko. – Dziękuję za dzisiejszy dzień!

No i tak się skończyło.

Kiedy nareszcie będziemy mogli ze sobą porozmawiać, zastanawiała się zrozpaczona. Porozmawiać naprawdę, bez tego skrępowania, które odczuwaliśmy w gondoli. Kiedy będę mogła mu opowiedzieć…? Cierpliwość nie była największą cnotą Mirandy.

Загрузка...