23

Samozwańcza czarownica Paula przebywała w Królestwie Światła od kilku dni i czuła się tu wspaniale. To naprawdę fantastyczna przygoda! Ci, których nazywano Lemurami, i ci jacyś Strażnicy, wszyscy tacy przystojni! Krótka przygoda z kimś takim…

Podniecające!

Tamtych dwóch z kwarantanny więcej nie widziała. Ani wikinga, ani fauna. Wszędzie jednak było mnóstwo innych bardzo męskich istot, naprawdę jest na co popatrzeć.

A przecież Paula wciąż jeszcze nie wiedziała, co naprawdę znajduje się w Królestwie Światła.

Nie widywała też Oriany. Orianę umieszczono w szpitalu, Paula pomyślała nawet, że chyba powinna ją odwiedzić. Ale szpitale są takie nieprzyjemne, takie sterylne. Nie ma w nich nic mistycznego. Poza tym całe dnie miała wypełnione zwiedzaniem tego niezwykłego kraju.

Paula natychmiast przyjęła do wiadomości, że znajduje się w świecie istniejącym we wnętrzu jej dawnego świata, nie miała z tym żadnych problemów, zawsze przecież pociągały ją zjawiska ekstremalne.

Dzisiaj zamierzała pojechać do stolicy gondolą odbywającą tam regularne kursy. Chciała spędzić ten dzień jako zwyczajna mieszczka. Sąsiadka mówiła, że w stolicy jest cukiernia z najpyszniejszymi ciastkami świata.

W godzinę później Paula mogła się osobiście o tym przekonać. O, jakie szczęście! Będzie tutaj przychodzić częściej.

Na ulicach nie było dużo ludzi, kobieta za ladą powiedziała, że większość udała się do miasta nieprzystosowanych jako ochotnicy czy coś takiego, Paula nie do końca pojęła, o czym tamta mówi.

Ale przy stoliku obok siedziała samotna dziewczyna, zwyczajny człowiek, nie żaden Lemur, i Paula zaczęła z nią rozmawiać.

Zaczęła łgać w dobrym starym stylu.

– O, tak, to prawda – odparła z nonszalancją na zadane z wytrzeszczonymi oczyma pytanie. – To prawda, jestem jasnowidzem. Na świecie zewnętrznym często policja zasięgała u mnie rady.

Była to prawda, ale z pewnymi modyfikacjami. Paula miała w dalszej rodzinie komisarza policji, z nim rozmawiała o sprawach kryminalnych i w ogóle. To wszystko.

Paula zaczęła chwalić się swoimi zdolnościami, zaczęła je też prezentować, opowiadała, że widzi aurę dziewczyny, jakieś anioły i mistyczne znaki, a dziewczyna chciała się dowiedzieć więcej.

– Co tam – rzekła Paula lekko. – Nie ma czego ukrywać, właściwie jestem czarownicą. Prawdziwą czarownicą. Mam na imię Oriana.

Dziewczyna dopytywała się, jakiego rodzaju czarownicą Paula jest, bo przecież istnieje wiele różnych. Czarownice piaskowe, czarownice ziemne, czarownice morskie, czarownice od wiatru, ognia i tak dalej, a Paula patrzyła zdumiona, bo po raz pierwszy słyszała te nazwy. Może kiedyś czytała o czarownicach piaskowych, ale to brzmiało jakoś pospolicie. Sucho, szczerze powiedziawszy.

– Jestem czarownicą morza – rzekła swobodnie. – Mieszkałam nad morzem.

Uważała, że najlepiej zdecydować się właśnie na taką czarownicę, ponieważ tutaj, w Królestwie Światła, nie ma żadnego morza, tylko jeziora i rzeki, więc nikt nie będzie mógł niczego sprawdzić. Zorientowała się, że weszła na niepewny grunt, więc z ulgą przyjęła do wiadomości, że dziewczyna musi już iść. Ona również zgłosiła się jako ochotniczka na tę obławę, czy co to było, wokół miasta nieprzystosowanych.

Paula nie pojmowała, jak ktoś może chcieć mieszkać w tamtym mieście. Czy można źle się czuć w tym niewiarygodnie fascynującym kraju? Jest jak stworzony dla niej!

Siedziała jeszcze długo, piła kawę i zajadała się ciastkami.


Oriana nie czuła się tak dobrze. Szczerze mówiąc, akurat w tym momencie czuła się fatalnie.

Szpital był jasny i wesoły, a personel bardzo życzliwy. Zaprzyjaźniła się zwłaszcza z młodym kandydatem na lekarza imieniem Jaskari. Na razie Orianie robiono tylko badania, mogła więc wstawać i wychodzić, jeśli chciała. Jaskari często z nią rozmawiał, starał się jej objaśnić ten cudowny świat.

– Musisz poznać moją prababkę, księżnę Theresę – powiedział młody człowiek. – Macie bardzo wiele wspólnego. Obie posiadacie wrodzoną kulturę.

Oriana podziękowała mu za te słowa, ale zastanawiała się bardzo, jak to jest możliwe, że jego prababka nadal żyje. Ponadto Jaskari twierdził, iż Theresa wygląda jak trzydziestopięciolatka i że Oriana również wkrótce tak będzie wyglądać. Udręczona Włoszka potrząsała ze smutkiem głową. Wiedziała bardzo dobrze, że nie ma już dla niej żadnej nadziei

Jaskari uśmiechał się.

– Rozmawiamy o tym, co uważasz za dziwne i niezwykłe w Królestwie Światła, Oriano. Dlaczego więc nie chcesz wierzyć, że znowu będziesz zdrowa?

Spuściła wzrok, by ukryć łzy.

– Bardzo bym chciała – odparła. – Tak bardzo bym chciała żyć w tym raju, ale musiałby się zdarzyć cud!

– Zrobimy wszystko, co tylko można zrobić w szpitalu – rzekł Jaskari przyjaźnie. – A potrafimy sporo, możesz mi wierzyć! Jeśli jednak naszej wiedzy i umiejętności nie wystarczy, to możemy też sprawić cud. Czy nie słyszałaś jeszcze o Marcu? Ani o Dolgu i jego niezwykłym kamieniu? O niebieskim, czyniącym cuda klejnocie?

Na to Oriana nie chciała odpowiedzieć. Wolała nie ufać fałszywym nadziejom.

Tego wyjątkowego dnia, kiedy tak wielu zgromadziło się w okolicy miasta nieprzystosowanych, Oriana odebrała telefon. Dzwonił jej mąż, Kent, i na dźwięk jego głosu skuliła się instynktownie.

Poinformował ją, że jest właśnie z wizytą w stolicy. Szczerze mówiąc, znajduje się w szpitalu, ponieważ opiekunom nie podobał się stan jego zdrowia. Czy mogliby się spotkać? On nie jest już zły. Teraz, kiedy opuścili tamten świat i powodzi im się tak dobrze, mogliby odrzucić dawne urazy i rozstać się jak przyjaciele…

Oriana zwróciła uwagę na te ostatnie słowa. Gdyby powiedział, że chciałby spróbować od nowa zacząć wspólne życie, odmówiłaby natychmiast. Ale to „rozstać się jak przyjaciele” brzmiało sympatycznie i sprawiło, że się zgodziła.

Kent tłumaczył, że właściwie już dawno powinien był wrócić do swojej osady, więc nie mogą się spotkać w publicznym miejscu. Czy Oriana nie mogłaby zejść do niego do szpitalnej piwnicy? Wytłumaczył jej dokładnie, gdzie będzie na nią czekał. Czy mogłaby zjechać w dół windą?

Oriana poinformowała pielęgniarkę, że wychodzi na spacer.

– Świetnie, idź się przewietrzyć, ale pamiętaj, że za dwa dni masz operację, więc nie pozostawaj zbyt długo poza szpitalem.

Pielęgniarka odeszła do innego pacjenta.

Oriana poczekała, aż tamta zniknie jej z oczu, nie chciała bowiem zdradzić Kenta, chociaż tak bardzo go nie lubiła. Wzięła ze sobą telefon komórkowy, który zawsze musiała nosić, była przecież bardzo chora i w każdej chwili mogła potrzebować pomocy.

Miała się kontaktować właśnie z doktorem Jaskarim. Nie był jeszcze do końca wykształconym lekarzem, zaledwie kandydatem, ale wszyscy nazywali go doktorem. Wprost urodził się na lekarza, tak przynajmniej uważano. Rosły, silny, budzący poczucie bezpieczeństwa, zawsze miał mnóstwo cierpliwości dla pacjentów. Inna sprawa, że on sam najchętniej zostałby weterynarzem i spędzał wiele czasu na świeżym powietrzu.

Oriana zjechała windą do piwnicy i poszła drogą, jaką wskazał jej Kent.

Sądziła, że znajdzie się w ciemnych i pustych pomieszczeniach, ale teraz szła po rzadko wprawdzie uczęszczanych, ale jasnych korytarzach pełnych rur i dziwnych maszyn. Mimo wszystko powinna zachowywać się ostrożnie, skoro Kent pozostał w stolicy dłużej niż mógł.

W końcu zobaczyła męża. Choć najchętniej myślałaby o nim jako o byłym mężu.

– Kent, jak to miło z twojej strony, że chcesz się pogodzić – rzekła z chłodnym spokojem. – Mimo wszystko byliśmy przecież małżeństwem przez wiele lat.

Jego twarz była nieprzenikniona. Jak mogłam kiedykolwiek kochać tego człowieka? myślała Oriana. Mój Boże, nie ma chyba nic bardziej martwego od umarłej miłości!

Objął ją i pociągnął w głąb korytarza. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ idąc tutaj nie spotkała żywego ducha.

Tam za rogiem, w jakiejś niszy, Kent położył przed nią papier.

– Tutaj. Podpisuj!

– Co mam podpisywać? – zapytała przestraszona jego lodowatym głosem.

– Że zanim umrzesz, anulujesz tamten idiotyczny testament.

Czy on musi się wyrażać tak brutalnie?

– Ale czemu to ma służyć? – zapytała Oriana. – Nigdy przecież nie wrócimy do zewnętrznego świata, czy ty tego nie rozumiesz? Kent, uspokój się, masz tu wszystko, czego potrzebujesz, na co ci pieniądze?

– Kto ci nawbijał do głowy tych głupstw? Skoro tutaj przyszliśmy, to możemy również stąd wyjść, to chyba proste. Jeśli masz wszystko, czego ci potrzeba, to nie istnieje żaden powód, byś nie oddała mi tego, na co czekałem przez wiele lat. Jak myślisz, dlaczego wytrzymałem tak długo ze starą makaroniarą, która jeszcze na dodatek zrobiła się brzydka? Spadek musi być mój, i tak się stanie, jeśli anulujesz tamten testament. Wtedy ja będę mógł zacząć nowe życie z młodszą i ładniejszą kobietą.

– Ona jest dla ciebie za młoda, prawdopodobnie wkrótce cię rzuci. Nie ośmieszaj się, Kent, to naprawdę niegodne! Masz pięćdziesiąt dwa lata. A ona… Ile ona ma lat? Dziewiętnaście?

Ścisnął ją jeszcze mocniej za ramię.

– Nie ma we mnie nic śmiesznego, dobrze o tym wiesz! Potrzebujemy pieniędzy.

– Panienka jest, zdaje się, kosztowna.

– Zamknij się! Pisz!

Oriana patrzyła na niego przestraszona. Choroba sprawiała, że czuła się potwornie zmęczona, te wszystkie badania i analizy, przez które tutaj przeszła… Była też zmęczona rozmową z tym człowiekiem, chciała po prostu spać. Jakie znaczenie ma kawałek papieru? Kent zdawał się nie pojmować, że nigdy stąd nie wyjdzie.

Bardzo by chciała, żeby zniknął. Wtedy wszystko byłoby idealnie.

Z westchnieniem ujęła pióro i napisała własne nazwisko na tym pozbawionym znaczenia papierze.

– Teraz jesteś zadowolony?

– Nie, nie całkiem.

– Muszę wracać, będą mnie szukać.

Kent mówił teraz łagodnym głosem.

– Nie sądzę. Nie zamierzam ryzykować, że oni cię wyleczą i że wrócisz do normalnego świata. Chcę moje pieniądze wydawać w spokoju.

– Ale…

– Droga Oriano, podpisałaś właśnie swój wyrok śmierci.

Gwałtownie jedną ręką otoczył od tyłu jej szyję i mocno przycisnął.

Oriana zareagowała spontanicznie. Kiedyś przeszła kurs samoobrony i teraz wbiła mu mocno łokieć w bok. Kent jęknął i zwolnił uścisk na tyle, że mogła mu się wyrwać i uciec.

Ale nie miała prawie wcale siły. Rozpaczliwie starała się przyśpieszyć kroku, wkrótce uświadomiła sobie jednak, że nie zdoła mu uciec. Gorączkowo chwyciła telefon komórkowy i wciąż biegnąc wzywała Jaskariego. Telefon połączony był bezpośrednio z jego aparatem.

Kent deptał jej po piętach, nogi odmawiały jej posłuszeństwa, rozpaczliwie wykrzykiwała jakieś oderwane słowa do słuchawki.

Kent jednym uderzeniem wytrącił jej aparat z ręki. Oriana z głośnym jękiem próbowała podnieść telefon z podłogi, ale Kent był od niej silniejszy i szybszy.

Загрузка...