Zapomniał już, dlaczego tu jest. Skóra zaczynała mu powoli odrastać.
Zastanawiał się, gdzie się podział Mark.
Ludzie przychodzili, poddawali torturom bezimienne i bezcielesne stworzenie, a potem znów odchodzili. Przyjmował ich różnie. Jego świeżo ukształtowane formy stały się odrębnymi osobami, którym ostatecznie nadał imiona i nauczył się je rozpoznawać. Byli to Żarłok, Burk i Wyjęć, i jeszcze jeden, milczący, który czaił się gdzieś z boku i czekał.
Żarłok wychodził, żeby dawać się karmić siłą, ponieważ jako jedyny naprawdę to lubił. Zresztą Żarłokowi nigdy nie pozwolono by robić tego, co robili technicy Ryovala. Burka wysłał, gdy zjawił się Ryoval z hiporozpylaczem afrodyzjaku. Sądził, że Burk jest również odpowiedzialny za tamten atak na Maree, uformowany żeński klon, choć gdy Burk nie był pobudzony, zwykle się wstydził i niewiele mówił.
Pozostałe zadania wykonywał Wyjęć. Zaczął podejrzewać, że Wyjęć w niejasny sposób może odpowiadać za to, że znalazł się u Ryovala. Wreszcie trafił tam, gdzie mogli go wystarczająco surowo ukarać. Nigdy nie stosuj terapii awersyjnej wobec masochisty. Skutki bywają nieprzewidywalne. Tak więc Wyjęć dostawał to, na co zasłużył. Nieuchwytny czwarty po prostu czekał i mówił, że kiedyś wszyscy będą go najbardziej kochać.
Nie zawsze trzymali się wyznaczonych sobie zadań. Wyjęć miał zwyczaj podsłuchiwać ćwiczenia Żarłoka, które odbywały się w innych porach niż jego ćwiczenia; kilka razy Żarłok towarzyszył Burkowi w jego przygodach, które stawały się wówczas wyjątkowo osobliwe. Wyjcowi nikt z własnej woli nie dotrzymywał towarzystwa.
Kiedy już nadał każdemu z nich imię, drogą eliminacji odnalazł w końcu Marka. Żarłok, Burk i Wyjęć, i ten Czwarty kazali lordowi Markowi schować się jak najgłębiej i przespać to wszystko. Biedny, delikatny lord Mark, miał zaledwie dwanaście tygodni.
Ryoval nie widział lorda Marka. Nie mógł mu nic zrobić. Żarłok, Burk i Wyjęć, i ten Czwarty bardzo uważali, żeby nie obudzić dziecka. Bronili go z troską i wielką uwagą. Byli do tego dobrze przygotowani. Banda odrażających i zahartowanych w boju najemników jego duszy. Nie byli sympatyczni, ale dobrze wypełniali swoje obowiązki.
Od czasu do czasu nucił im cichutko skoczne melodie.