9

Carol i Troy po raz ostatni omówili szczegóły. Spojrzała na swój zegarek. — Jest już ósma trzydzieści — powiedziała. — Jeśli bardzo się spóźnię, nabiorą podejrzeń. — Stała obok pontiaca Nicka na parkingu restauracji Pelican Resort leżącej trzy czwarte mili od posiadłości Ashforda w Pelican Point. — Gdzie on jest? — zaniepokoiła się Carol. — Powinniśmy skończyć piętnaście minut temu.

— Uspokój się aniołku — odparł Troy. — Najpierw musimy sprawdzić ten nowy mechanizm. W razie niebezpieczeństwa to może okazać się bardzo ważne. Właściwie nigdy go nie używałem — uściskiem dodał jej otuchy.

— Twoi przyjaciele z MOI ulepszyli go w oryginalny sposób.

Dlaczego musiałam podsunąć tak kretyński pomysł, mówiła do siebie Carol. Gdzie twój rozum, Dawson?

Postradałaś go…

— Słyszysz mnie? — przerwał jej zniekształcony głos-

Nicka. Brzmiał, jakby wydobywał się z dna studni.

— Tak — odpowiedział Troy używając małego walkie-

— talkie wielkości naparstka. — Ale niezbyt wyraźnie. Jak głęboko jesteś?

— Powtórz — nakazał Nick. — Nic nie zrozumiałem.

— Tak, słyszymy cię, ale niezbyt dokładnie — krzyknął Troy. Starannie wypowiadał każde słowo. — Musisz mówić powoli i wyraźnie. Jak głęboko jesteś?

— Jakieś osiem stóp — zabrzmiała odpowiedź.

— Zejdź do szesnastu i spróbuj jeszcze raz — powiedział Troy. — Zorientujemy się, czy to będzie działać w głębszej części groty.

— Jak mu idzie? — spytała Carol, kiedy czekali aż Nick się wynurzy.

— To jest całkiem nowy system wbudowany w regulator — odpowiedział Troy. — Pracuje wtedy, kiedy mówiąc wydychasz powietrze. To mały aparat nadawczoodbiorczy zamontowany w ustniku z przymocowaną słuchawką. Niestety, nie działa poniżej dziesięciu stóp.

Prawie minutę później Carol i Troy usłyszeli bardzo niewyraźny dźwięk. Ledwo można w nim było rozpoznać głos Nicka. Troy wsłuchiwał się przez chwilę. — Nie rozumiemy, Nick. Dźwięk słaby. Wracaj. Carol musi jechać. — Troy wcisnął w urządzeniu guzik, dzięki czemu wiadomość została powtórzona parokrotnie.

Wręczył aparat Carol. — Wszystko gra, aniele. Jesteś gotowa. Około dziewiątej powinniśmy być w wodzie. Pół godziny później, jak dobrze pójdzie, będzie po wszystkim.

Zajmij ich swoimi pytaniami. Powinnaś wyjść najpóźniej o dziesiątej trzydzieści i pojechać prosto do mieszkania Nicka. Będziemy tam z twoim samochodem. — Uniósł brwi. — I mam nadzieję, że ze złotem.

Carol wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się do Troya.

— Boję się — powiedziała. — Wolałabym się spotkać z dywanem lub nawet z którymś z tych strażników, niż z tą trójką. — Otworzyła drzwi samochodu. — Czy naprawdę uważasz, że powinnam jechać autem Nicka? Nie będą w związku z tym czegoś podejrzewali?

— Zastanawialiśmy się już nad tym, aniołku — odparł Troy ze śmiechem. Delikatnie wepchnął ją do samochodu.

— Oni już wiedzą, że jesteśmy przyjaciółmi. Poza tym potrzebujemy twojego kombi na ekwipunek do nurkowania, plecaki, złoto i ołów. — Zamknął drzwi i przez otwarte okno lekko pocałował ją w policzek. — Trzymaj się dzielnie — powiedział. — I nie ryzykuj niepotrzebnie.

Carol uruchomiła samochód i cofnęła na środek parkingu. Pomachała do Troya i zniknęła w ciemnej alei prowadzącej przez bagna na krańce wyspy. Drogę oświetlał jedynie widoczny ponad drzewami księżyc, który zbliżał się do pełni. W porządku, Dawson, pomyślała, teraz już nie możesz się wycofać. Bądź tylko spokojna i ostrożna.

Jechała bardzo powoli. Przemyślała jeszcze raz plan na wieczór. Potem zaczęła myśleć o Nicku. Nie popuści. Tak jak ja. Ciągle nienawidzi Homera i Grety za to, że go oszukali. Nie mógł się doczekać, żeby zanurkować po to złoto. Uśmiechnęła się, gdy skręcała na kolisty podjazd prowadzący do domu Homera Ashforda. Mam tylko nadzieję, że coś tam dla niego zostało.

Po chwili Carol dzwoniła do drzwi. Homer otworzył i przywitał ją. — Spóźniła się pani — powiedział uprzejmie.

— Myśleliśmy, że pani już nie przyjdzie. Greta pływa w basenie. Chce pani przebrać się i dołączyć do niej?

— Dziękuję, kapitanie, ale nie zamierzam dziś wieczorem pływać — odpowiedziała Carol. — Doceniam pańską propozycję, ale jestem tutaj przede wszystkim po to, żeby pracować. Wolałabym zacząć wywiad tak szybko, jak to możliwe. Nawet przed kolacją, jeśli nikt nie będzie miał nic przeciwko.

Homer poprowadził Carol do olbrzymiego salonu i zatrzymał się obok okazałego baru. Na ścianie nad barem wisiała wspaniała rzeźba w drewnie przedstawiająca pływającego Neptuna. Carol poprosiła o trochę białego wina.

Homer bezskutecznie próbował ją namówić na coś mocniejszego.

Na jednym końcu ogromnego salonu stał bilardowy stół.

Po przeciwnej stronie znajdowały się rozsuwane szklane drzwi wychodzące na zadaszone patio, które zwężało się i przechodziło w cementowy chodnik. Carol szła za Homerem, w milczeniu pociągając wino. Chodnik rozgałęział się za wielkimi drzewami i oświetlonym balkonem z lewej strony, po czym okrążał ogromny basen pływacki.

Carol zauważyła, że były dwa baseny. Na wprost niej klasyczny, prostokątny, o wymiarach olimpijskich. Oświetlało go mocne światło. Na jednym jego końcu była zjeżdżalnia i kaskada spadająca na sztuczną skałę otoczoną wodą. Na drugim końcu, od strony oceanu i drugiego basenu, było podwodne jacuzzi wyłożone niebieskimi płytkami, takimi samymi jak te, które okalały górną część głównego basenu. Cały kompleks był tak przemyślnie zaprojektowany, żeby stworzyć wrażenie płynącej wody.

Wydawało się, że jest to ciągły strumień spływający od kaskady w kierunku dużego basenu, dalej w dół do jacuzzi, a potem przechodzący w strugę wijącą się w stronę domu.

Drugi basen był okrągły i ciemny. Kończył się na lewo, na granicy posiadłości, obok czegoś, co wyglądało na mały domek służący do przebierania się. Greta znajdowała się w prostokątnym basenie, na wprost Carol. Pływała pokonując kolejne długości. Jej sprężyste ciało rytmicznie poruszało się w wodzie. Carol, która również była znakomitą pływaczką, przez kilka sekund obserwowała Gretę.

— Jest niezła, co? — Homer szedł obok Carol. Jego podziw rzucał się w oczy. — Nie pozwoli sobie na duży posiłek, jeżeli wcześniej nie trenowała. Nie znosi otyłości.

Homer ubrany był w jasnobrązową hawajską koszulę i brązowe spodnie. Na nogach miał mokasyny, a w ręku trzymał wielką szklankę z drinkiem wypełnioną kostkami lodu. Sprawiał wrażenie odprężonego, nawet przystępnego.

Carol pomyślała, że mógłby uchodzić za emerytowanego bankiera lub prezesa korporacji.

Greta nadal niezmordowanie pływała. Homer wisiał nad Carol, która czuła się coraz mniej swobodnie, jakby ktoś naruszył jej osobiste terytorium. — Gdzie jst Ellen? — spytała zwracając się do potężnego mężczyzny. Odsunęła się od niego nieznacznie.

— Jest w kuchni — odparł Homer. — Kocha gotować, szczególnie kiedy mamy gości. Na ten wieczór przygotowała jedno z jej ulubionych dań. — Oczy zaczęły mu błyszczeć. Pochylił się do Carol. — Kazała mi przyrzec, że nie zdradzę, co mamy na kolację — szepnął poufale.

— Powiem pani tylko tyle, że jest to bardzo silny afrodyzjak.

Fuj, pomyślała Carol, kiedy dotarł do niej zapach oddechu Homera i usłyszała pożądliwy chichot. Jak mogłam zapomnieć, że on jest taki ohydny? Czy on rzeczywiście myśli, że… Carol przypomniała sobie, że ludzie z dużymi pieniędzmi często tracą kontakt z rzeczywistością. Prawdopodobnie część kobiet idzie na to, co on może im ofiarować. Niemal odebrało jej mowę. Myśl o jakimkolwiek erotycznym zbliżeniu z Homerem budziła w niej odrazę.

Greta skończyła pływać. Wyszła z basenu i osuszyła się.

Jej biały, sportowy kostium opinał ciało niczym przeźroczysta pończocha. Nawet z pewnej odległości Carol nie mogła nie widzieć wszystkich szczegółów jej piersi, a także dostrzegalnej przez cienki kostium kępki włosów. Równie dobrze mogła być naga. Homer stał obok Carol i bez skrępowania gapił się jak Greta szła chodnikiem.

— Bez kostiumu? — spytała Greta podchodząc do nich.

Jej oczy wierciły dziury w ciele Carol. Dziennikarka pokręciła przecząco głową. — Przykro mi — powiedziała Greta.

— Homer miał nadzieję, że będziemy się ścigać. — Popatrzyła na kapitana z dziwnym wyrazem twarzy, którego Carol nie zrozumiała. — On uwielbia patrzeć na rywalizujące kobiety.

— Tu nie byłoby żadnej konkurencji — odpowiedziała Carol. Wydawało jej się, że w twarzy Grety widzi napięcie.

— Łatwo by pani wygrała — dodała. — Pani doskonale pływa.

Greta uśmiechnęła się przyjmując ten komplement. Jej oczy wędrowały po ciele Carol. Nawet nie próbowała ukryć, że ją taksuje. — Pani ma również dobre warunki do pływania — powiedziała Greta. — No, może trochę za tłuste pośladki i uda. Radziłabym poćwiczyć…

— Zanim wejdziesz do środka i zmienisz strój — przerwał Homer — może pokażemy pannie Dawson drugi basen? Ruszył w kierunku małego domku. Greta zawróciła bez słowa i poszła za nim. Carol pociągnęła łyk wina. Kto wie, co tu się może dziać, pomyślała. Ci troje od ośmiu lat nie pracują. Zapraszają ludzi, łowią ryby i nurkują dla przyjemności. Zaczęła w niej wzbierać mieszanina odrazy i przygnębienia. Wymyślają rozrywki, żeby się nie nudzić.

Chwilę później Homer otworzył domek. Na dnie drugiego basenu zapalił się teraz rząd reflektorów. Homer przynaglił Carol i dziewczyna weszła do domku. Poprowadzili ją schodami na dół. Poniżej poziomu ziemi był chodnik otaczający wielkie szklane akwarium, które w ciemnościach wyglądało podobnie jak drugi basen kąpielowy.

— Mamy teraz sześć rekinów — powiedział z dumą Homer — do tego trzy czerwone occi, parę mątew i oczywiście setki bardziej typowych ryb i roślin.

— Occi? — zdziwiła się Carol.

— To potoczne określenie ośmiornicy w liczbie mnogiej — wyjaśnił Homer z uśmiechem samozadowolenia. — Naprawdę, poprawna liczba mnoga to octopedes. Większość używa jednak formy octopi i ona występuje najczęściej.

Greta stała z twarzą przyciśniętą do szyby. Obok przepłynęły dwie dziwne ryby. Wyraźnie na coś czekała. Po jakichś dwudziestu sekundach pojawił się szary rekin. Wydawało się, że rozpoznał Gretę. Zatrzymał się tuż przy szybie i przyglądał się. Carol dostrzegła długie ostre zęby i rozpoznała w nim mąko, groźnego, mniejszego kuzyna wielkiego białego rekinaludojada.

— To pieszczoch Grety — powiedział Homer. — Nazywa się Timmy. Jakimś cudem wyćwiczyła go w rozpoznawaniu jej twarzy przez szybę. — Obserwował go przez chwilę. — Od czasu do czasu wchodzi tam popływać z nim, oczywiście wtedy, kiedy rekiny są najedzone.

Rekin trwał nieruchomo wpatrując się w Gretę ślepiami bez wyrazu. Zaczęła bębnić palcami w szybę, w regularnych odstępach.

— Teraz będzie coś podniecającego — powiedział Homer zbliżając się do Grety. — Zjawisko, które zaraz pani obejrzy, biolodzy nazywają typowym odruchem Pawiowa.

Nigdy tego wcześniej nie widziałem. Dopiero u tego rekina.

Mąko powoli stawał się agresywny. Greta zwiększyła tempo. Rekin zareagował bijąc gwałtownie ogonem w wodę. Nagle Greta znikła u szczytu schodów. Carol wydawało się, że w jej oczach dostrzegła obłęd. Spojrzała na Homera szukając wyjaśnienia. — Proszę podejść tu bliżej — skinął na Carol. — Nie chciałaby pani chyba tego przegapić. Greta sama troszczy się o króliki, a Timmy zawsze daje wspaniałe przedstawienie.

Carol nie była pewna, o czym mówi Homer. Z przyjemnością obserwowała piękne akwarium. Zawierało kryształowo czystą morską wodę, z pewnością regularnie wymienianą i oczyszczaną. Zauważyła wiele gatunków gąbek i korali, jeżówce i anemony. Ktoś zadał sobie wiele trudu i wydał mnóstwo pieniędzy odtwarzając środowisko raf koralowych z pełnego morza.

Nagle po przeciwnej stronie akwarium pojawił się biały królik z odciętą głową, wbity na długą pionową tyczkę.

Z jego arterii tryskała jeszcze krew. To rozegrało się błyskawicznie. Rekin doprowadzony do szaleństwa przez krew, zaatakował. Zębami oderwał połowę nieszczęsnego królika. Potem pochłonął resztę, razem z kawałkiem tyczki. Carol ledwie zdążyła odwrócić głowę. Gwałtownie odskoczyła oblewając bluzkę winem.

Próbowała zachować pozory spokoju i sięgnęła do torebki po chusteczkę. Wytarła nią bluzkę. Milczała. W jej wyobraźni pozostał obraz atakującego rekina i wciąż jeszcze nie mogła się uspokoić. Świetny sposób na rozpoczęcie proszonej kolacji, pomyślała. Dlaczego nigdy nie przyszło mi na myśl, że ci ludzie są szaleni?

Homer wciąż był podniecony. — Czy to nie było widowiskowe? Takie autentyczne. Dzika siła tych szczęk, kierowana czystym instynktem. Nigdy nie mam tego dosyć.

Carol wchodziła za nim po schodach. — Świetne widowisko, Greta — usłyszała głos Homera kiedy wychodzili z domku. — Dokładnie na wprost nas. Dwa kęsy i po króliku.

— Wiem, widziałam — powiedziała Greta. Trzymała maskę do nurkowania. To, co zostało z tyczki, leżało na ziemi obok niej. Greta wpatrywała się w Carol starając się odgadnąć jej reakcję. Carol odwróciła oczy. Nie chciała pokazać Greeie, że widowisko wzbudziło w niej obrzydzenie.

— Greta przygotowuje to wszystko w okamgnieniu — kontynuował Homer, gdy szli przez ogród w kierunku domu. Godzinę wcześniej oprawia żywego królika na klocku. Potem, kiedy Timmy jest gotów, ona…

Carol wyłączyła się i nie słuchała tej makabrycznej historii. Nie chcę tego słyszeć, pomyślała. Spojrzała na zegarek. Dziesięć po dziewiątej. No, chłopaki, szybko. Nie jestem pewna czy zniosę tych ludzi przez następną godzinę.

Nick i Troy milcząc płynęli wzdłuż wybrzeża przy blasku księżyca. Wcześniej dokładnie powtórzyli plan. Żadnego dodatkowego oświetlenia do czasu, aż znajdą się w grocie Homera lub przynajmniej dziesięć stóp pod wodą. Troy miał prowadzić i szukać systemów alarmowych, które mógłby unieszkodliwić używając narzędzi wetkniętych w kieszenie stroju do nurkowania. Miał także zwracać uwagę na roboty pełniące funkcję strażnic. Nick natomiast miał płynąć za nim z niezatapialnymi workami. Zamierzali ich użyć do transportu złota. Z parkingu Pelican Resort przeszli na plażę. W odległości stu jardów od ogrodzenia otaczającego posiadłość Homera ubrali stroje do nurkowania i założyli plecaki. Potem przygotowali pojemniki na ubrania i spuścili je do wody. W czasie drogi Troy miał jakieś problemy z przyrządami. Z tego powodu na wyznaczone miejsce przybyli pięć minut później. Zanim weszli do wody, Nick chwycił Troya za ramiona. — Mam nadzieję, że to pieprzone złoto tam jest — powiedział zmienionym przez emocje głosem. — Nie mogę się doczekać widoku ich twarzy, jak je ukradniemy.

Czas naglił. Trzymając się za ręce w ciemnościach zanurzyli się na głębokość około pięciu stóp. Zatrzymali się, wyrównali ciśnienie i powtórzyli tę czynność, kiedy znaleźli się na głębokości około dziesięciu stóp. Wtedy Troy włączył latarkę. Szybko znaleźli właściwy kierunek, skierowali się za róg skały i zagłębili w grocie, która łączyła się z posiadłością Homera.

Troy prowadził. Nie miał kłopotów ze znalezieniem wejścia do naturalnego tunelu wiodącego do podziemnej groty. Tak jak planowali, Nick czekał na zewnątrz tunelu, podczas gdy Troy wpłynął do środka w poszukiwaniu alarmu. Podwodne przejście, którego skalne sklepienie zamykało się nad głową Troya, miało około pięciu stóp szerokości i cztery stopy wysokości. Od razu znalazł metalową skrzynkę przymocowaną do ściany po lewej stronie.

Kiedy ją sprawdził, odkrył, że emitowała dwa laserowe promienie oddzielone od siebie o trzy stopy. Po przeciwnej stronie naturalnego tunelu znajdowały się płytki odbierające promienie. Podpłynął ostrożnie, wyciągnął śrubokręt i rozebrał obudowę. Układ był bardzo prosty. Zakłócenie odbioru promieni przez płytki powodowało otwarcie przekaźnika. Gdy oba przekaźniki były otwarte, prąd mógł płynąć do urządzenia alarmującego. Aby uruchomić alarm, obiekt musiał być na tyle duży, żeby przerwać obydwa promienie równocześnie. Troy uśmiechnął się do siebie.

Przecinając dłonią jeden z promieni upewnił się, że sprawnie przeprowadził akcję. Następnie zamknął na stałe jeden z przekaźników. Zadowolony z efektów swojej pracy przepłynął tunel tam i z powrotem przerywając obydwa promienie równocześnie i przekonując się w ten sposób, że unieszkodliwił system alarmowy.

Wrócił do Nicka. Pokazał mu uniesiony do góry kciuk.

Po przepłynięciu pięćdziesięciu jardów znaleźli się w grocie.

Kiedy wąskie przejście rozszerzyło się, Troy ponownie dał Nickowi znak, żeby się zatrzymał. Sam wpłynął do groty, żeby sprawdzić, czy nie ma w niej pułapki. Nick opuścił stopy na dno tunelu i włączył małą latarkę. Było to idealne miejsce na zasadzkę. Tunel był tutaj tak wąski, że zupełnie uniemożliwiał jakiekolwiek manewry. Zastanawiał się, jak mogą wyglądać podwodne strażnice. Co za miejsce na śmierć, pomyślał nagle. Ogarnął go lęk. Wyłączył latarkę i spojrzał na oświetloną tarczę zegara płetwonurka. Od odejścia Troya minęły już trzy minuty. Dlaczego tak długo go nie ma? — zastanawiał się. Musiał chyba coś znaleźć.

Minęła kolejna minuta. I następna. Przeżywał ciężkie chwile z trudem opanowując początki paniki. Co zrobię, jeśli on nie wróci?

Właśnie gdy już zamierzał na własną rękę wpłynąć do groty, dostrzegł sygnał nadany latarką. Troy wzywał go do siebie i Nick popłynął. Po trzydziestu sekundach byli w tej części groty, gdzie głębokość wody wynosiła zaledwie cztery stopy. Obaj stanęli opierając się płetwami o skały dla zabezpieczenia przed przypadkową falą przypływu. Nick wyjął z ust swój regulator. Zanim się odezwał, Troy przytknął palec do jego ust. — Mów bardzo cicho — szept Troya był ledwie słyszalny. — W tym miejscu może być również alarm dźwiękowy.

W jaskini nie było żadnego oświetlenia; jedynie latarka Troya. Jednakże nad ich głowami widniały dwa rzędy fluorescencyjnych świateł. Jaskinia miała kształt owalu.

W najdłuższym miejscu mierzyła około trzydziestu jardów, w najwęższym — około piętnastu. Obok wylotu tunelu, którym wpłynęli, powierzchnię wody od sklepienia dzieliły zaledwie trzy stopy. Oni natomiast stali w rogu groty, gdzie woda była płytka, a sklepienie znajdowało się na wysokości dziesięciu stóp.

— No, profesorze — Troy nadal szeptał — mam dobrą i złą wiadomość. Zła wiadomość to to, że nie ma skarbu w tej grocie. Dobra — że są dwa inne tunele, wydrążone przez ludzi, które wychodzą z tego miejsca i prowadzą pod posiadłość kapitana Homera. — Przerwał na chwilę i spojrzał na swego towarzysza. — Idziemy po to?

Nick spojrzał na zegarek. Było już dwadzieścia po dziewiątej. Skinął głową. — Drań wydał na to masę pieniędzy.

Musieli ukraść więcej niż przypuszczałem. — Poprawiał swój ekwipunek.

— Zaczniemy od tunelu po lewej stronie. Poprowadzę i tak jak przedtem poszukam przeszkód. — Troy omiótł sklepienie światłem latarki. — Dziwne miejsce, ale piękne.

Wygląda jak z innej planety, co? — Z powrotem zanurzył się w morskiej wodzie. Już pod wodą pokazał Nickowi drogę do pierwszego sztucznego tunelu. Zaczynał się po drugiej stronie groty, jakieś dwanaście stóp poniżej poziomu wody, w jej najniższym punkcie. Był wykonany ze zwykłej okrągłej rury kanalizacyjnej. Jej średnica wynosiła około pięciu stóp, co upodobniało ją do naturalnego przejścia między oceanem a grotą. Troy wpłynął ostrożnie do tunelu. Pływał tam i z powrotem sprawdzając co kilka jardów to jedną, to drugą ścianę. W ostatniej chwili zauważył długą, wąską skrzynkę alarmową. Była osadzona w sklepieniu w miejscu złączenia dwóch części rury. Troy na szczęście zdążył spojrzeć w górę, zanim włączył się alarm.

Ten układ działał na innych zasadach. Kamera lub inny przyrząd optyczny umieszczony w skrzynce na suficie odbierał obrazy z dna tunelu, z powierzchni stopy kwadratowej; dno było przemyślnie podświetlone — źródło światła znajdowało się pod betonową podłogą. Procesor alarmu najwyraźniej zawierał zespół danych porównujących oraz mechanizm, dzięki któremu nieprzerwanie odbierane obrazy mogły być oceniane pod kątem stopnia zagrożenia. To był najbardziej skomplikowany system tego typu, jaki Troy kiedykolwiek widział. Od razu dostrzegł podobieństwo miedzy tym układem, a oceanicznym teleskopem zamontowanym na pokładzie Flońda Queen. To znaczy, że MOI zaprojektował i udoskonalił go, pomyślał. Lepiej, jak będę ostrożny. Założyłbym się, że algorytm jest ustawiony tak, że alarm włącza się również w wypadku uszkodzenia kamery.

Nick płynął wzdłuż ściany tunelu i obserwował, jak Troy próbował otworzyć skrzynkę alarmową nie naruszając instrumentów optycznych. Wyjęcie skrzynki o szerokości prawie dwóch cali spomiędzy części rury sprawiło, że na całym obwodzie powstała szczelina. Dziwne, pomyślał Nick.

Małą latarką poświecił w ciemności szczeliny. Nie spodziewał się zobaczyć niczego poza skalnymi skałami. Co to jest u licha, zdziwił się, kiedy światło padło na coś, co wyglądało jak duże rusztowanie. Było ono ustawione na fragmencie starych torów kolejowych. Nick przyjrzał się jeszcze uważniej. Rozpoznał skrzynię biegów i koło napędowe, ale nie miał pojęcia, do czego te wszystkie mechaniczne urządzenia, razem z tamtymi, mają służyć.

W tym czasie Troy poradził sobie z obudową skrzynki alarmowej, którą usunął nie naruszając kamery. Usiłował zrozumieć wewnętrzny mechanizm układu. Hm, pomyślał, to jest stanowczo zbyt skomplikowane, żeby to rozgryźć w pięć minut. Jeśli uda mi się odizolować alarm, powinno to wystarczyć. Praca pod wodą była ciężka, ale Troy był bystry, a podzespoły elektroniczne ułożono w przejrzysty sposób. Udało mu się w końcu znaleźć alarm i wyłączyć go. Potem Troy przez parę chwil zastanawiał się, dlaczego do układu alarmu podłączono dodatkowo inne podzespoły.

Nick zamierzał pokazać Troyowi, co znalazł w szczelinie między rurami, ale gdy zobaczył jak przyjaciel zmaga się z obwodami w skrzynce, zaczął ponownie niepokoić się upływem czasu. Była już prawie za piętnaście dziesiąta.

Wymienił spojrzenie z Troyem i wskazał na zegarek. Troy niechętnie porzucił swe dociekania i popłynął w głąb tunelu.

Trzydzieści jardów dalej, po lewej stronie znajdowało się coś, co wyglądało jak wejście do łodzi podwodnej. Próbowali razem otworzyć wielkie i ciężkie okrągłe drzwi, ale bez powodzenia. Troy dał Nickowi znak, żeby dalej próbował, a sam popłynął w głąb tunelu.

Trzydzieści jardów od miejsca, w którym znajdowały się okrągłe drzwi, na dnie tunelu spoczywały sztabki złota i inne przedmioty, jakie zostały ze skarbu Santa Rosa. Sam tunel kończył się nagle skalną ścianą. Pod nią leżały złote i srebrne przedmioty, poukładane na wysokość stopy na prawie całej szerokości tunelu. Skarby wcale nie były ukryte. Po prostu rozłożono je na betonowym dnie. Troy niemal wpadł w ekstazę. Dużo tego, pomyślał. Wystarczy dla kosmitów i dla Nicka. Może nawet zostanie trochę dla mnie i dla Carol.

Popłynął z powrotem, żeby odszukać Nicka. Uśmiech na twarzy Troya mówił wszystko. Nick nie posiadał się z radości. Ruszył z przyjacielem w stronę końca tunelu. Kiedy znalazł się przy skarbie, przez kilka minut opływał go dookoła podnosząc każdy wyróżniający się przedmiot i rzucając go z powrotem na dno. Jasna cholera, pomyślał z radością, gdy wraz z Troyem zaczęli wkładać złote sztabki do worków, miałem rację, same sztabki muszą ważyć około stu funtów. Przed wypłynięciem uzgodnili, że wezmą tylko sztabki, pod warunkiem, że one same wystarczą. Były to jedyne przedmioty, co do których mieli pewność, że są z czystego złota. Nawet jeśli weźmiemy pięćdziesiąt osiem dla kosmitów, pięćdziesiąt lub więcej może zostać dla nas. Przeliczył szybko w pamięci. Wypadłoby ponad trzysta tysięcy dolarów na głowę. Uuua!

Przepełniała go radość. Był podniecony i trudno mu było się opanować. Chciało mu się śpiewać, tańczyć, skakać.

Dranie ukradły większą część skarbu, a teraz on odzyskał go z powrotem. Nie ma większego szczęścia, niż wyrównanie starego i bolesnego rachunku. I do tego zrobić to z fasonem. Nick w duchu już świętował. To był jego dzień.

Napełnienie worków nie zajęło im dużo czasu. Obydwaj czuli, że mają nieograniczone zapasy energii. Kiedy skończyli zbierać złote sztabki, Troy wskazał na koniec tunelu.

Nick spojrzał na inne drogocenne przedmioty pozostałe na spodzie. Powinniśmy wziąć wszystko, pomyślał, i nic nie zostawić Homerowi i Grecie. Kompletnie nic. Musiał jednak być praktyczny. Oba worki już prawie wypełnili; i tak były już wystarczająco ciężkie.

Nick popłynął w kierunku oceanu holując za sobą niezatapialny worek pełen złota. Za nim podążał Troy. Gdy minęli masywne drzwi po prawej, Troy znów zaczął myśleć o obwodzie prowadzącym do alarmu w skrzynce pomiędzy dwiema częściami rury. Do czego służą te pozostałe połączenia? Nagle przypomniał sobie schemat, jaki widział kiedyś w fachowym magazynie, przedstawiający nowoczesne mechanizmy zegarowe, które mogły regenerować podzespoły i wymieniać uszkodzone części. Element unieszkodliwiony przez Troya mógł więc, za pośrednictwem procesora w skrzynce alarmowej, zgłosić uszkodzenie. Wobec tego albo mógł zostać wymieniony przez uzupełniającą część systemu, albo jej usunięcie mogło być sterowane przez system. Czyli że w obu przypadkach, pomyślał Troy, system może znowu zadziałać.

Było już jednak za późno. Nick znalazł się w zasięgu optycznego urządzenia i tunel wypełniło światło. Za Nickiem i jego workiem pełnym złota zaczęte zamykać się metalowa brama. Troy tylko dzięki gwałtownemu przyśpieszeniu zdążył dostać się za kratę, która całkowicie zagrodziła tunel. Jego worek został po drugiej stronie.

Nick wpatrywał się w worek Troya, który opadał na dno. Sięgnął przez kratę, chwycił go i próbował ciągnąć.

Nie na wiele się to zdało. Szarpnął bramę, ale metal stawiał zdecydowany opór. Wściekły i zawiedziony zaczął tłuc w nią pięściami. Kiedy przerwał, zaniepokoił go dziwny, wibrujący dźwięk. Odwrócił się, żeby odszukać Troya, ale nigdzie go nie dostrzegł.

Troy był wyczerpany ucieczką. Uszła z niego cała energia. Opadł na dno groty w jej najgłębszym miejscu, w połowie drogi między dwoma sztucznymi tunelami. Wziął kilka głębokich oddechów i sprawdził poziom powietrza. Pozostało mu około dziesięciu minut. Przez moment obserwował Nicka — który, prawie niewidoczny — próbował wyciągnąć worek zza bramy. Cholera, powiedział w myślach Troy przygnębiony utratą złota. Gdybym tylko pomyślał.

Powinienem wiedzieć… Raptem usłyszał niezwykły dźwięk dochodzący z lewej strony. Zaciekawiony podpłynął w kierunku wejścia do drugiego tunelu: wpadł wprost na robotastrażnika.

Jak tylko Troy się pojawił, strażnik sterowany mechanizmem naprowadzającym ruszył na niego. W pierwszej chwili Troy nawet nie usiłował uniknąć napaści, tak był zaskoczony i zafascynowany urządzeniem. Było w kształcie pocisku i miało trzy stopy długości i stopę szerokości w części środkowej. Kiedy znalazło się w odległości około ośmiu stóp od Troya, wystrzeliło mały, ale mocny harpun wielkości kuchennego noża. Troy w ostatniej chwili zrobił unik. Harpun roztrzaskał się uderzając w ścianę obok niego.

Troy czuł, że podniósł mu się poziom adrenaliny. Odpłynął na środek groty. Strażnik nie ruszył jego śladem, skierował się natomiast w stronę naturalnego tunelu prowadzącego do oceanu, jakby zamierzał odciąć drogę ucieczki. Następnie zawrócił i zaczął systematycznie przeszukiwać teren. Do diabła, pomyślał Troy, dlaczego nie odpłynąłem, kiedy była okazja? Zastanawiał się, czy Nick nadal Jest obok bramy.

Ale oto strażnik znalazł się w polu widzenia Nicka, który nie zdawając sobie sprawy, że nie są w grocie sami, wolno płynął w kierunku wyjścia. Gdy dostrzegł strażnika, dzieliło go od niego zaledwie piętnaście stóp. Stanowił łatwy cel dla podwodnej broni. Troy obserwował, jak robot ładuje harpun. O nie, krzyknął w duchu, uważaj Nick!

Nic więcej nie mógł zrobić.

To stało się tak szybko, że ani Troy, ani Nick nie wiedzieli dokładnie, co się wydarzyło. Troy wyjaśniał później, że poczuł nagłe, ciepłe mrowienie w nadgarstku, a następnie coś, promień światła, laser, lub może strumień plazmy wypalił z jego bransolety i zniszczył robotastrażnika, który znieruchomiał. Do Nicka dotarło tylko to, że najpierw Troy odwrócił uwagę robota, który już miał wystrzelić i że potem robot wywrócił się, jakby od uderzenia. Cokolwiek to było, robot przestał działać. Zaraz potem obaj popłynęli w kierunku płytkiej części groty.

Chwilowo byli bezpieczni.

Carol nie mogła uwierzyć, że ostrygi mogą być tak pulchne i soczyste. Ellen siedziała naprzeciwko niej, po drugiej stronie stołu i rosła w dumę.

— Kochanie, czy miałaby pani ochotę na więcej? — uśmiechnęła się podnosząc ogromny garnek z gulaszem z ostryg. Mam zamiar zjeść drugą porcję, pomyślała Carol, do tego ryba zjedzona z Nickiem. Greta byłaby oburzona.

Uśmiechnęła się i skinęła Ellen głową. Tego wieczoru odkryła przynajmniej jedno: ta kobieta była z pewnością znakomitą kucharką. A przy tym bardzo smutną osobą, pomyślała, kiedy Ellen podawała jej kolejną porcję pikantnego gulaszu pełnego bajecznych ostryg Appalachiola.

Przed kolacją, w trakcie dwudziestominutowego wywiadu, Homer osobiście odpowiadał na każde pytanie. Ilekroć było ono kontrowersyjne lub niewygodne, jak wtedy gdy Carol podniosła zarzut, że część wyłowionego skarbu została przez nich troje skradziona i ukryta, zanim odpowiedział, spoglądał na Gretę. Nic dziwnego, Ellen przez cały czas się obżera, została więc wyeliminowana. Czy to jest jeszcze kobieta?

— Ten gulasz jest bajeczny — Carol zwróciła się do Ellen. — Czy byłaby pani tak miła i dała mi przepis?

Ellen była zachwycona. — Oczywiście, kochanie — powiedziała. — Z największą przyjemnością. Carol przypomniała sobie uwagę Dale’a o jej zachowaniu na uroczystym rozdaniu nagród MOI. Zastanawiała się, czy w ciepłej Ellen była choćby szczypta seksu. Nie widzę, stwierdziła Carol, to tylko samotna i głęboko sfrustrowana kobieta.

Nie wyczuwam w niej ani na jotę seksualnego napięcia.

— Proszę pani — odezwał się Homer — przez cały wieczór pani zadawała pytania. Teraz my chcielibyśmy zadać kilka. — Od czasu sceny z rekinem był zaskakująco uprzejmy. Oni czasami muszą być normalni, myślała Carol. W przeciwnym razie nie przetrwaliby. Ale kto wie, kiedy znowu pojawi się Mr Hyde.

— Ja — powiedziała Greta. Pierwszy raz podczas posiłku zwróciła się bezpośrednio do Carol. — Homer mi mówił, że pani jest z doktorem Dałem. Jesteście kochankami, nie?

Nie lubisz owijać w bawełnę, Greta, co? — pomyślała Carol i częściowo uchyliła się od odpowiedzi na to pytanie.

— Doktor Dale Michaels i ja jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Spędzamy ze sobą dużo czasu, towarzysko i zawodowo.

— To mądry człowiek — powiedziała Greta. Utkwiła w Carol przeźroczyste oczy, w kącikach jej ust pojawił się uśmiech. Co ona usiłuje mi powiedzieć?

Rozmowę przerwał ostry dźwięk alarmu. Carol natychmiast zorientowała się, że stało się coś złego. — Co to jest, u licha? — spytała niewinnie podczas gdy przenikliwy dźwięk rozlegał się coraz głośniej.

Homer i Greta już wstali od stołu. — Przepraszamy — powiedział Homer. — To nasz anty włamaniowy alarm.

Prawdopodobnie fałszywy. Pójdziemy jednak sprawdzić.

Wybiegli z jadalni zostawiając Carol z Ellen. Skierowali się do holu. Muszę pójść za nimi i zorientować się, co się dzieje, pomyślała Carol. Tak nakazywało jej i serce, i rozum. Spojrzała na zegarek. Było pięć po dziesiątej. Powinni już skończyć. Idę do toalety — powiedziała do Ellen.

— Niech pani sobie nie robi kłopotu — dodała kiedy ta chciała wskazać jej drogę. — Jestem pewna, że trafię.

Pobiegła szybko do holu nasłuchując głosów Homera i Grety. Stąpając cicho szła za nimi aż do drzwi dużego pokoju po przeciwnej stronie domu. Były uchylone. — Pojawi się za chwilę — słyszała głos Homera. Potem zapadła cisza. — Cholera — krzyknął — wygląda, że sztabki złota zniknęły. Musieli działać bardzo szybko… obraz jest rzeczywiście bardzo niewyraźny. Tutaj, spójrz.

— Tak — powiedziała Greta — sztabki zniknęły. Ale złoto jest bardzo ciężkie, może złodzieje wpadli w pułapkę w tunelu. Timmy mógłby ich wytropić. — Załatwiłby tych drani — Homer zaśmiał się nerwowo i Carol poczuła ciarki na plecach. Wycofała się powoli do głównego holu. Usłyszała trzaśniecie drzwi. Jezu, poszli wypuścić rekiny. Muszę ostrzec Nicka i Troya.

Weszła do najbliższej łazienki, zamknęła drzwi i odkręciła kurek z wodą. Potem spuściła wodę w muszli i wyjęła małe walkietalkie, które miała pod bluzką, przymocowane taśmą. Przytknęła aparat do ust. — Alarm, alarm — powiedziała. — Wiedzą, że tam jesteście. Grozi wam niebezpieczeństwo. — Powtórzyła wiadomość i wcisnęła guzik tak, żeby przekaz mógł zostać jeszcze parokrotnie powtórzony. Mam nadzieję, że to diabelstwo działa, pomyślała.

Zaczęła chować aparat z powrotem pod bluzką i przykleiwszy go taśmą, spojrzała w lustro. Serce jej zamarło.

W drzwiach stała Ellen. Wlepiła w nią pełne nienawiści oczy. Ich wyraz wskazywał, że wszystko widziała i słyszała.

Zrobiła krok w stronę Carol.

— Zatrzymaj się, Ellen — powoli unosiła ręce do góry.

— Nic do ciebie nie mam. — Tłusta kobieta zawahała się.

— Homer i Greta wykorzystują cię tylko — dodała Carol cicho. — Dlaczego ich nie zostawisz i nie urządzisz sobie życia po swojemu?

Na twarzy Ellen pojawił się gniew. Jej oczy zwęziły się, policzki poczerwieniały. Podniosła swoje wielkie pięści wygrażając nimi Carol. — Nie twój cholerny interes, jak ja żyję — powiedziała groźnie. Ruszyła w kierunku dziewczyny.

Carol chwyciła masywny metalowy wieszak na ręczniki i pociągnęła z całej siły. Pręt wyskoczył ze ściany. Dwa brzoskwiniowe ręczniki i drewniana końcówka spadły na podłogę. Carol potrząsała prętem nad głową. — Nie zmuszaj mnie, żebym cię uderzyła — powiedziała. — Odsuń się i zejdź mi z drogi! Ellen nie ustępowała. Carol starannie wycelowała i uderzyła ją mocno w prawe ramię. Kobieta upadła. — Greta — jęknęła przeraźliwym głosem. — Greta, na pomoc!

Carol wciąż wymachując prętem ostrożnie obeszła Ellen i odwróciła się w stronę drzwi. W holu ruszyła biegiem do salonu i skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Tuż obok baru ktoś pochwycił ją od tyłu. Carol upadła ciężko do przodu uderzając twarzą o dywan. Próbowała wywinąć się z rąk Grety, jednak bezskutecznie. Była przygwożdżona. Kilka kropli krwi spłynęło jej z nosa i spadło na dywan.

Obie kobiety ciężko dyszały. Carol starała się przekręcić ciało tak, aby być twarzą do Grety. Na próżno usiłowała się wyswobodzić. Greta silnie przyciskała jej nadgarstki do podłogi. Pochyliła się tak nisko, że ledwie cale dzieliły jej twarz od twarzy Carol. — Próbowałaś uciec, to dlatego tak ci się śpieszyło.

W oczach Grety było coś dzikiego. Carol nie zastanawiając się nad tym, co robi, podniosła głowę i pocałowała ją w usta. Greta zaskoczona zwolniła na chwilę uścisk. Tego właśnie potrzebowała Carol. Wytężając wszystkie siły grzbietem dłoni uderzyła Gretę w bok głowy. Napastniczka była ogłuszona. Carol odepchnęła ją i rzuciła się do drzwi.

Greta za chwilę będzie na nogach. Nie wystarczy mi czasu nawet na otwarcie drzwi samochodu, kalkulowała Carol zbiegając po schodach.

Niemka była zaledwie piętnaście jardów za nią i nabierała rozpędu, kiedy Carol skręciła w alejkę prowadzącą z domu Homera do Pelican Resort. Przez dziesięć lat biegałam trzy razy w tygodniu. To jedyny raz w życiu, kiedy wszystko od tego zależy. Próbowała przyśpieszyć. Greta nadal zmniejszała dystans. Carol była pewna, że za minutę zostanie dopadnięta. Miała przez moment wrażenie, że czuje rękę Grety na swojej bluzce.

Po dwustu jardach Niemka zaczęła odstawać. Carol odważyła się spojrzeć przez ramię dopiero wtedy, kiedy była prawie ćwierć mili od podjazdu prowadzącego do domu Homera. Jej prześladowczyni jeszcze walczyła, ale teraz była pięćdziesiąt jardów za nią. Carol poczuła nowy przypływ energii. Uda mi się, naprawdę uda mi się uciec, pomyślała.

Greta przeszła do marszu. Carol także w końcu zwolniła, ale dopiero gdy już prawie dotarła do restauracji.

Nawet wtedy jeszcze oglądała się za siebie próbując w świetle księżyca dostrzec rywalkę. Teraz wezmę taksówkę i pojadę do mieszkania Nicka, pomyślała. Mam nadzieję, że usłyszeli moje ostrzeżenie i że są bezpieczni.

Zatrzymała się i wytężyła wzrok, ale nie mogła już dojrzeć Grety. Musiała zawrócić, pomyślała. Kiedy patrzyła w kierunku drogi, poczuła na ramionach chwyt silnych rąk. Odwróciła się i zobaczyła roześmiane oczy porucznika Todda.

Загрузка...