6

Kiedy Nick po spotkaniu z Amandą i po starciu z Gretą wchodził do swojego mieszkania, właśnie zamigotało światło videofonu. Z powrotem wstawił do ubikacji torbę z trójzębem i włączył automatyczną sekretarkę. Na małym trzycalowym monitorze pojawiła się Juliannę. Nick uśmiechnął się pod nosem. Wszystkie informacje dla niego, choćby najbardziej błahe, zostawiała zawsze na video.

— Przepraszam, że ci to mówię Nick, ale właśnie odwołano twój czarter na jutro i niedzielę do Tampa. Powiedzieli, że słyszeli prognozę pogody z zapowiedzią burz. Ale i tak nie wszystko stracone, bo dostałeś od nich zaliczkę — na chwilę przerwała. — Przy okazji; Linda, Corinne i ja wybieramy się dzisiaj do Joego Łazęgi, żeby posłuchać Angie Leatherwood. Może byś wpadł na chwilę chociaż się przywitać? Mogłabym ci nawet postawić drinka.

Cholera, zaklął w duchu Nick. Potrzebuję pieniędzy.

Troy też. Machinalnie wystukał imię Troya na małym pulpicie obok telefonu i czekał, aż Troy podniesie słuchawkę i naciśnie włącznik video. — O, profesor, cześć. Cóż porabiasz w taki piękny dzień w tropikach? — Troy jak zwykle był w dobrym humorze. Nick nie pojmował, jak można być nieustannie w tak dobrym nastroju.

— Coraz gorsze wiadomości, przyjacielu — odpowiedział Nick. — Po pierwsze Amanda Winchester mówi, że nasz trójząb jest współczesny i prawie na pewno nie jest dawnym skarbem. Co do mnie, nie jestem całkiem przekonany. Ale to nie wygląda obiecująco. Po drugie i chyba ważniejsze na krótki dystans, nasz czarter został odwołany.

Nie mamy roboty na weekend.

— Hmm — mruknął Troy i grymas przemknął po jego twarzy — to znaczy, są problemy. — Przez chwilę wydawało się, że Troy nie wie, co powiedzieć. Potem wrócił do zwykłego, pogodnego uśmiechu. — Ej, profesorze, mam pomysł. Skoro dzisiaj po południu obaj nie mamy nic do roboty, to może byś przyszedł tutaj, do sanatorium Jeffersona na jakieś chipsy i piwo. I tak chcę ci coś pokazać.

W każdych innych okolicznościach Nick odrzuciłby propozycję Troya i spędził popołudnie czytając Panią Bovary.

Ale poranek był wystarczająco niespokojny i Nick coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że potrzebuje oddechu.

Uśmiechnął się pod nosem. Troy był bardzo zabawnym człowiekiem. Spędzić popołudnie na popijaniu i uciechach, to brzmiało zachęcająco. Poza tym Troy pracował u niego od czterech miesięcy i jeszcze nie mieli okazji, by się bliżej poznać, mimo że wiele godzin spędzali razem na łodzi.

Nick ani razu nie był u Troya w domu.

Dobra — Nick usłyszał swoją odpowiedź. — Przyniosę jedzenie, a ty zdobądź piwo. Spotkamy się za dwadzieścia, trzydzieści minut.

Gdy zatrzymał swój samochód przed małym bliźniakiem w jednej ze starszych dzielnic Key West, Troy właśnie nadchodził. Wracał ze sklepu niosąc dużą papierową torbę z trzema opakowaniami piwa po sześć sztuk. — To powinno nam wystarczyć na popołudnie — mrugnął witając się z Nickiem. Poprowadził go ścieżką przed frontowe drzwi, na których widniała przyklejona karteczka: „Profesorku, wracam migiem. Troy”. Zdjął karteczkę i sięgnął do małego występu nad drzwiami, by poszukać klucza.

Nick nigdy nie zastanawiał się, jak może wyglądać mieszkanie Troya. Z pewnością jednak nie wyobraziłby sobie takiego salonu, jaki ujrzał po wejściu do środka.

Pokój utrzymany był w czystości i umeblowany czymś, co można by nazwać jedynie wczesnobabcinym stylem. Zbieranina starych kanap i foteli nabytych na wyprzedaży bubli (żaden ze sprzętów nie był w tym samym kolorze. Dla Troya nie miało to znaczenia. O meblach myślał w kategoriach funkcjonalności a nie dekoracyjności.) Były ustawione w prostokąt, z długim drewnianym stolikiem do kawy pośrodku. Na stole leżały porządnie poukładane czasopisma elektroniczne i magazyny video. Przede wszystkim jednak rzucał się w oczy najnowszej generacji dźwiękowy sprzęt elektroniczny. Cztery wysokie kolumny starannie rozmieszczone w rogach tak, by wszystkie dźwięki skupiały się na środku pokoju. Jak tylko obaj znaleźli się w salonie, Troy podszedł do kompaktowego odtwarzacza płyt stojącego na szczycie elektronicznej wieży i włączył go. Pokój wypełnił cudowny, bogaty, czarny żeński głos z fortepianem i gitarą w tle.

— To nowy album Angie — poinformował Troy wręczając Nickowi otwarte piwo. Poszedł do kuchni do lodówki, podczas gdy Nick rozglądał się po pokoju. — Jej agent twierdzi, że będzie to złota płyta. Love letters przeszły ledwo zauważone, a mimo to wyciągnęła z tego przeszło ćwierć miliona dolarów nie licząc pieniędzy z trasy koncertowej.

— Jak sobie przypominam, mówiłeś, że ją znasz — powiedział Nick pociągając łyk piwa. Podszedł do stojaka z płytami obok stereofonicznej wieży, na którym znajdowało się sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt starannie ułożonych płyt. Z przodu otwartego stojaka widać było okładkę z fotografią pięknej czarnej kobiety. Miała na sobie długą, koktailową suknię. Memories of Enchanting Nights — brzmiał tytuł albumu. — Czy coś jeszcze z opowieści o pannie Leatherwood? — zapytał Nick spoglądając na Troya. — To wspaniała kobieta, jakby się kto pytał.

Troy zaprogramował odtwarzacz płyt na ósmy utwór albumu. — Nawet jakby się nie pytał — roześmiał się serdecznie. — Ta piosenka najlepiej ci wszystko opowie.

Nick usiadł na jednym z dziwnych foteli i słuchał cichej ballady z delikatnym rytmem w tle. Utwór był zatytułowany Let Me Take Care of You, Baby. Opowiadał historię żarliwego wielbiciela, który rozśmieszał piosenkarkę w domu i w łóżku. Pasowali do siebie, byli przyjaciółmi. On jednak nie mógł jej niczego przyrzec, bo jeszcze się nie zdecydował. Dlatego w ostatniej zwrotce kobieta śpiewająca pieśń prosi go, by porzucił pychę, aby mogła być o niego spokojna.

Nick spojrzał na Troya i pokręcił głową.

— Jefferson — powiedział. — Tego za wiele. Nigdy nie wiem, kiedy mówisz serio, a kiedy robisz sobie jaja.

Troy roześmiał się i wstał z kanapy.

— Ależ profesorze — zaprotestował — dzięki temu jest ciekawiej. — Podszedł do Nicka i wziął od niego pustą puszkę po piwie. — Trudno ci uwierzyć, nie? — powiedział wciąż się uśmiechając i patrząc Nickowi prosto w oczy że może twój pierwszy czarny kumpel ma parę wymiarów, których nie dostrzegłeś. — Odwrócił się i poszedł do kuchni. Nick słyszał, jak otwiera puszki z piwem i wrzuca chipsy do miseczki. — No — krzyknął Nick — czekam.

Co to za bomba?

— Angie i ja znamy się od pięciu lat — powiedział Troy z kuchni. — Po raz pierwszy spotkaliśmy się, gdy ona miała zaledwie dziewiętnaście lat i była zupełnie głupiutka życiowo. Pewnej nocy, zaraz po tym jak się tutaj sprowadziłem, byliśmy tutaj i słuchaliśmy albumu Whitney Huston. Angie zaczęła śpiewać.

Troy wrócił do salonu. Na małym drewnianym stoliczku postawił miseczkę napełnioną chipsami i usiadł na fotelu obok Nicka. — A reszta, jak mówią w Hollywood, to cała historia. Przedstawiłem ją właścicielowi miejscowego nocnego klubu. W ciągu roku podpisała kontrakt na nagranie i miałem problem. Była moją kobietą, ale nie stać mnie było na to, żeby ją utrzymywać. — Troy przez kilka chwil był niezwykle, jak na siebie, spokojny i milczący. — To naprawdę cholerna sprawa, kiedy duma stoi na przeszkodzie uczuciu do jedynej kobiety, jaką kiedykolwiek się kochało.

Nick był zaskoczony odkryciem, że intymne zwierzenia Troya poruszyły go. Wychylił się z fotela w geście zrozumienia i lekko dotknął ramienia Troya. Troy szybko zmienił temat. — A ty, profesorze? Ile złamanych serc jest na ścianie w twojej ubikacji? Widziałem, w jaki sposób Juliannę, Corinne a nawet Greta patrzą na ciebie. Dlaczego nigdy się nie ożeniłeś?

Nick roześmiał się i łyknął piwa. — Chryste, to musi być mój szczęśliwy dzień. Wiesz Jefferson, że jesteś drugą osobą, która mnie dzisiaj pyta o miłość mojego życia?

Pierwszą była siedemdziesięcioletnia kobieta.

Nick pociągnął następnego łyka. — Co do Grety — ciągnął — wpadłem dzisiaj na nią. I to nie był przypadek.

Czekała na mnie, gdy rozmawiałem z Amandą. Wiedziała, że coś wczoraj znaleźliśmy i chciała porozmawiać o spółce.

Wiesz coś o tym?

— Pewnie, że tak — odpowiedział ze swobodą Troy.

— Homer chyba kazał nas śledzić. Ostatniej nocy, gdy kończyłem pracę na łodzi, Greta czekała na mnie, żeby wyciągnąć wiadomości. Obserwowała, jak wychodziłeś z torbą i albo domyślała się, albo wiedziała, że coś znaleźliśmy. Niczego jej nie powiedziałem, ale i nie zaprzeczałem.

Nie zapominaj, że Ellen widziała Carol i mnie w biurze przystani z całym tym pełnym bajerów sprzętem.

— Tak, wiem — powiedział Nick — i oczywiście nie spodziewałem się, że uda mi się całkiem zachować to w tajemnicy. Po prostu byłoby miło, gdybyśmy mogli znaleźć więcej skarbów, o ile one istnieją, zanim oni zaczną się wścibiać i śledzić każdy nasz ruch.

Obaj w milczeniu pili piwo. — Ale udało ci się uniknąć odpowiedzi na moje pytanie — odezwał się w końcu Troy ze złośliwym uśmieszkiem. — Było o kobietach. Jak to jest, że facet taki jak ty, przystojny, wykształcony, najwyraźniej nie pedał, nie ma stałej kobiety?

Nick przez chwilę zastanawiał się. Badawczo przyglądał się przyjaznej, szczerej twarzy Troya i postanowił skoczyć na głęboką wodę, — Nie jestem pewien, Troy — powiedział poważnie — ale myślę, że chyba je wszystkie odepchnąłem. Zawsze okazywało się, że coś w nich nie tak i miałem wymówkę. — Nowa myśl zakradła się do umysłu Nicka. — Może w jakiś sposób na tym zyskuję. Pytałeś o złamane serca. Największe z nich, u mnie w ubikacji, to moje własne. Zostało rozbite na kawałki, gdy byłem młodym chłopakiem. Przez kobietę, która pewnie nawet mnie nie pamięta.

Troy wstał i podszedł do odtwarzacza płyt, by zmienić muzykę. — Wysłuchajcie nas obu — powiedział żartobliwie — borykających się z nieskończoną złożonością żeńskiego gatunku. Może one zawsze będą zwariowane, tajemnicze i cudowne. A przy okazji, profesorze… — na twarz Troya powrócił charakterystyczny uśmiech — podjąłem ten temat, by cię przestrzec. O ile nie gubię się w domysłach, ta reporterka namierzyła cię. Lubi wyzwania. A ty, jak na razie, dajesz tylko negatywne sygnały, skromnie mówiąc.

Nick podskoczył na krześle w nagłym przypływie energii.

— Idę po następne piwo, chłoptasiu. Aż do tej chwili wydawało mi się, że rozmawiam z kimś, kto jest obdarzony intuicją i wyrozumiałością. Teraz natomiast okazało się, że rozmawiam z jakimś głupim czarnym, któremu wydaje się, że „gówniarz” to słowo pieszczotliwe. — W drodze do kuchni zatrzymał się na chwilę, by wziąć chipsa. — A tak przy okazji — krzyknął do Troya. — przez telefon mówiłeś, że chciałeś mi coś pokazać. Czy to był ten album Angie Leatherwood, czy coś innego?

Troy natknął się na niego w holu, gdy Nick wracał z piwem. — Nie — powiedział szczerze. — To było coś innego. Ale chciałbym najpierw z tobą porozmawiać, by się upewnić… no, nie jestem pewien dlaczego, może żeby się przekonać, że mnie nie zlekceważysz.

— O czym ty mówisz? — Nick był nieco zdezorientowany.

— O tym tutaj — powiedział Troy pukając w zamknięte drzwi w holu naprzeciw salonu. — To moje dziecko.

Pracowałem nad tym przecież ponad dwa lata. Przez większość czasu sam, trochę mi w tym pomagał Lanny, artystyczny młodszy brat Angie. Teraz chcę, żebyś to wypróbował. Będziesz moim pierwszym alfa testerem.

— Do diabła, pogubiłem się… Co to jest alfatester?

— Nick znowu zmarszczył brew usiłując nadążyć za tokiem rozmowy. Dwa szybkie piwa na pusty żołądek sprawiły, że miał już lekki szmer.

— Mój wynalazek — Troy powoli sączył każde ze słów — to gra komputerowa. Pracowałem nad nią prawie dwa lata. A ty zagrasz w nią jako pierwszy niewtajemniczony.

Nick wykrzywił twarz, jakby właśnie połykał szczególnie cierpki kawałek grapefruita. — Ja?! Chcesz, żebym zagrał w grę komputerową? Chcesz, żeby ktoś całkowicie pozbawiony koordynacji oka z ręką, nawet wtedy, gdy jest całkiem trzeźwy, usiadł i strzelał do wrogów albo do uciekających bomb, albo do toczących się w szalonym tempie kamiennych kuł. Temu mogą sprostać jedynie młodzieniaszkowie. JefTerson, straciłeś rozum. To ja, Nick Williams, facet którego nazywasz profesorem; człowiek, który siedzi i dla rozrywki czyta książki.

— I bardzo, bardzo dobrze — odpowiedział Troy śmiejąc się serdecznie z wybuchu Nicka. — Jesteś idealnym alfatesterem. Moja gra nie należy do tych, które sprawdzają refleks. Chociaż jest w niej kilka miejsc, gdzie tempo jest bardzo szybkie. Mój wynalazek to gra przygodowa. Jest trochę jak powieść, z wyjątkiem tego, że jej uczestnicy decydują o zakończeniu. Adresuję ją do szerokiej rzeszy odbiorców. Jest w niej wiele niezwykłych, technicznych sztuczek. Z rozkoszą popatrzyłbym, jak sobie radzisz.

Nick wzruszył ramionami i Troy wziął to za powściągliwie wyrażoną zgodę. Otworzył drzwi do czegoś, co miało stanowić sypialnię. Zamiast niej oczy Nicka powitał omalże fantasmagoryczny widok kolekcji elektronicznego sprzętu, który wypełniał każdy kąt i zakamarek całkiem dużego pokoju. Nick miał wrażenie kompletnego chaosu. Po chwili jednak, gdy parę razy zamrugał oczami i potrząsnął głową, dostrzegł jakiś porządek w mieszaninie przyrządów obserwacyjnych, monitorów, kabli, komputerów i leżących luzem, nie połączonych części. Po jednej stronie pokoju, w odległości dziesięciu stóp od gigantycznego ekranu stało krzesło. Między tym krzesłem a ekranem znajdował się niski stolik z pulpitem. Troy skinął na Nicka, by usiadł.

Moja gra nazywa się Dziwna przygoda — powiedział w podnieceniu — i rozpocznie się, jak tylko zapakuję dyski a ty będziesz gotowy przy pulpicie. Ale zanim zaczniesz, muszę ci jeszcze parę rzeczy powiedzieć. — Uklęknął obok Nicka i wskazał na pulpit. — Tutaj znajdują się trzy główne klawisze, o których masz pamiętać, gdy będziesz planował grę. Pierwszy klawisz, X, zatrzymuje zegar.

Z chwilą rozpoczęcia gry — zegar zaczyna chodzić. Gdy chodzi, ty zużywasz swoje życiowe zasoby. Przyciśnięcie klawisza X pozwala zatrzymać się i pomyśleć. To jedyny sposób, by ochłonąć bez płacenia kary.

— Jeszcze ważniejszy od klawisza X jest klawisz R.

Pozwala ci wykupić czy, jak ty byś powiedział, uratować grę. Zaraz zrozumiesz, o czym mówię. Nie grałeś przedtem w skomplikowane komputerowe gry, ale wierz mi, musisz nauczyć się prawidłowo ratować grę. Gdy wciśniesz klawisz R, wszystkie parametry gry, w którą grasz, zostają wpisane do specjalnej bazy danych, która posiada jedyny w swoim rodzaju identyfikator. Potem w jakiejś chwili w przyszłości możesz odwołać się do identyfikatora i gra rozpocznie się dokładnie w tym miejscu, w którym ją uratowałeś. Tak można by scharakteryzować ratowanie życia. Jeżeli wybierzesz w tej grze drogę ryzykowną, a twoja postać skończy umierając, wówczas ratując życie unikniesz cofania się do początku gry.

Nick był zdumiony. To był zupełnie inny Troy, aniżeli ten, którego do tej pory znał. Prawda, że bywał zaskoczony, że niemałe wrażenie wywierały na nim zdolności jego mata, który potrafił naprawić właściwie każdą część elektronicznego wyposażenia łodzi. Ale w najśmielszych snach nie potrafiłby sobie wyobrazić, że Troy schodząc z jachtu idzie do domu, żeby popracować przy podobnych częściach, ale w znacznie bardziej twórczy sposób. Teraz ten sam uśmiechnięty Murzyn kazał mu usiąść na krześle przed gigantycznym ekranem i cierpliwie, jak dzieciaka, uczył go.

Nick ledwie mógł się doczekać, co będzie dalej.

— Wreszcie — powiedział Troy patrząc pytająco, czy Nick jeszcze za nim nadąża — jest klawisz P, klawisz pomocy. Kiedy po prostu zaczyna brakować ci wyobraźni i nie wiesz co zrobić, możesz nacisnąć P. Wtedy otrzymasz kilka rad, jak możesz postąpić. Ale muszę cię ostrzec przed jednym: gdy korzystasz z pomocy, zegar nieprzerwanie chodzi. A jest kilka miejsc w grze, na przykład podczas bitwy, gdy naciśnięcie klawisza P może być zgubne. Ponieważ w tym czasie, gdy otrzymujesz pomoc, jesteś w istocie pozbawiony obrony. P jest najbardziej użyteczne, gdy znajdujesz się w bezpiecznym miejscu i usiłujesz ułożyć ogólną strategię.

Wciąż kucając Troy wręczył Nickowi mały kołonotatnik i dał mu znak, by go otworzył. Na pierwszej stronie widniał napis „Słownik komend”. Na każdej z następnych znajdowały się poszczególne hasła wypisane czytelnym pismem; pod nimi wyjaśnienie, jaki efekt wywoła naciśnięcie stosownego klawisza. — A tutaj pozostałe komendy, wszystkiego pięćdziesiąt — powiedział Troy. — Ale nie musisz uczyć się ich na pamięć. Pomogę ci. Niektórych nauczysz się, gdy przez chwilę pograsz. Najważniejsze komendy uruchamia się za pomocą naciśnięcia jednego klawisza, inne wymagają naciśnięcia dwóch.

Nick przewertował kołonotatnik. Zauważył, że klawisz P wywoływał komendę „patrz”, ale do określenia narzędzia, jakiego używało się patrząc, konieczne było jeszcze jedno hasło. P — po którym następowało l oznaczało na przykład patrzenie oczami. P-8 oznaczało patrzenie przez ultradźwiękowy spektrometr, bez względu na co się patrzyło. Nick był już zdruzgotany. Spojrzał na swojego przyjaciela, który był zajęty końcowym przeglądem sprzętu.

Troy podszedł i spojrzał na Nicka. — Teraz — powiedział — myślę, że jesteś już gotowy. Jakieś pytania?

— Tylko jedno, mój panie i przewodniku — odpowiedział Nick z udawaną potulnością. — Czy mogę prosić o jeszcze jedno piwo, zanim narażę swą męskość w niesamowitym, stworzonym przez ciebie świecie?

Nick właściwie nie był jeszcze gotów do rozpoczęcia samej gry, bo już po tym, jak Troy załadował trzy kompaktowe dyski, nastąpiły wstępne czynności. Na ekranie pojawiły się pytania i Nick w odpowiedzi musiał wprowadzić swoje dane: nazwisko, rasa, wiek, płeć. Spojrzał na Troya przekrzywiając w zaciekawieniu głowę i z osobliwym wyrazem twarzy. — W tej chwili nie zadawaj pytań — powiedział mu Troy. — Wkrótce wszystko się wyjaśni. Ekran wypełnił następnie obraz pięknej, otoczonej pierścieniami planety, który przypominał o tym, co artysta może zrobić z Saturna używając ulubionego przez siebie koloru purpury. Planeta była widoczna od strony bieguna. Pierścienie wyglądały jak pola tarczy do strzałek. Iskrzyły się na nich rozsiane sporadycznie niewielkie plamki światła wskazując, że obok obserwatora znajdowało się słońce, gwiazda albo coś innego, co stanowiło źródło odbitych świateł. Był to uroczy obrazek. Na trzy, cztery sekundy pojawił się na nim tytuł gry, Dziwna przygoda. W tle słychać było łagodną klasyczną muzykę. Z głośników dochodził poważny i najwyraźniej skrępowany głos Troya, który tłumaczył wstępne warunki gry. Nick powstrzymywał się, by nie zachichotać, gdy go usłyszał.

Podróżnik, bohater gry, znajdował się na kosmicznej stacji, na polarnej orbicie Gunny, największej z planet należących do innego układu słonecznego, którego centralnym ciałem była gwiazda typu G o nazwie Tau Ceti leżąca w odległości zaledwie dziesięciu lat świetlnych od Ziemi.

Tau Ceti posiada w swym systemie osiem głównych ciał, mówił głos Troya, w tym sześć planet i dwa księżyce.

Mapy układu są dostępne u komisarza stacji kosmicznej, ciągnął dalej głos Troya, chociaż pewne obszary nie zostały na nią w całości naniesione. Gdy zaczyna się twoja przygoda, śpisz w swojej kabinie na pokładzie stacji. W twoim osobistym odbiorniku słychać alarm… Głos zamarł i można było usłyszeć dźwięk alarmu. Na gigantycznym ekranie pojawił się obraz wnętrza kosmicznej kabiny prawie w caości wzięty z jednego z licznych, cieszących się powodzeniem filmów science fiction. W górnym prawym rogu ekranu znajdował się cyfrowy zegar gry, który co cztery sekundy przesuwał się o jednostkę. Nick bezradnie spojrzał na Troya, który podpowiadał mu, by wcisnął klawisz P.

W ciągu kilku sekund zorientował się, że klawisze kierunkowe, pomagają mu odnaleźć się pośród specyficznych sprzętów kabiny. Za każdym razem, gdy wciskał klawisz sterowania, obraz na ekranie zmieniał się i był zgodny ze zmieniającym się punktem widzenia. Nick zauważył, że obraz na jego małym telewizorze jest zamazany, skorzystał więc z uwagi Troya i patrzył, póki obraz nie stał się wyraźny.

Wtedy Nick zobaczył na ekranie młodą kobietę. Miała na sobie długi, jaskrawoczerwony płaszcz, który sięgał prawie do podłogi. Najwyraźniej nie pasowała do wnętrza, w którym się znalazła: nieduży, surowy pokój, na którego umeblowanie składało się pojedyncze łóżko, małe biurko i zwykłe krzesło; przez jedyne okno pod sufitem wpadało do pokoju niewiele światła; w okienne szkło wmontowane były grube, pionowe kraty.

Kamera zrobiła zbliżenie jej twarzy. Nick w pokoju Troya wychylił się z fotela. — Ależ… ależ to jest Juliannę — powiedział zaskoczony, gdy kobieta zaczęła mówić.

— Kapitanie Nicku Williams — odezwała się. — Nigdy się nie spotkaliśmy, ale w całej Federacji jest pan znany z niezrównanego męstwa i prawości. Jestem księżniczką Heather z Otheny. Gdy oczekiwałam na wielki bal z okazji intronizacji wicekróla Toom, zostałam porwana przez willensów i osadzona w ich fortecy na planecie Accutar.

Mojemu ojcu, królowi Melsonowi, powiedzieli, że nie zwolnią mnie, póki on nie odstąpi im bogatych w rudy asteroidów w rejonie Endelva.

Nie wolno dopuścić, by to zrobił — kontynuowała z przejęciem księżniczka, a kamera wykonała zbliżenie jej twarzy. — w przeciwnym razie pozbawi naszych ludzi jedynego źródła hanny, klucza do naszej nieśmiertelności.

Moi informatorzy mówią mi, że mój ojciec marnieje rozmyślając nad swym niesamowitym położeniem. Moja siostra, Samantha, odleciała z Otheny z naszą główną dywizją i z ogromnym zapasem hanny. Nie jest jasne, czy zamierza próbować uwolnić mnie, czy zbuntować się przeciw postanowieniom ojca, gdyby zdecydował się oddać asteroidy Endelvy w zamian za moje życie. Zawsze była nieobliczalna…

— Wczoraj willensowie przedstawili mojemu ojcu ultimatum: w ciągu miesiąca musi podjąć decyzję, w przeciwnym razie zostanę ścięta. Kapitanie Williams, proszę mi pomóc. Nie chcę umierać. Jeżeli pan przybędzie i wyratuje mnie, będę dzieliła z panem tron Otheny i tajemnicę naszej nieśmiertelności. Możemy żyć wiecznie jako król i królowa.

Nagle przekaz został przerwany, a obraz zniknął. Ekran ponownie pokazywał wnętrze kabiny Nicka na pokładzie kosmicznej stacji. Nick powstrzymał odruchowe oklaski i spokojnie siedział. Troyowi udało się w jakiś sposób zrobić z Juliannę bardzo wiarygodną księżniczkę Heather.

Ale jak moje imię dostało się do scenariusza? — zastanawiał się. Chciał zapytać, ale na gigantycznym ekranie błysnęła ostrzegawcza informacja mówiąca o tym, że czas mijał a podróżnik nie podejmował działania. Nick odnalazł klawisz X i cyfrowy zegar na ekranie zatrzymał się. Zwrócił się do Troya. — To co mam teraz robić?

Korzystając z pomocy Troya wyposażył się na podróż, odnalazł drogę do portu kosmicznego i wsiadł do małego wahadłowca. Mimo przytyków Troya, że ma małe szansę na przeżycie w „otwartej przestrzeni”, o ile nie poświęci więcej czasu na uważny przegląd innych udogodnień, Nick jednak wyruszył. Była to wspaniała zabawa. Z pulpitu wydawał komendy kontrolując prędkość i kierunek. To, co widział na ekranie, było tak doskonale zsynchronizowane, że miał pełne złudzenie, iż właśnie leci pojazdem w przestrzeń. Gdy manewrował w kierunku swego celu, ku planecie Gunna, dostrzegł na monitorze wiele innych pojazdów, z których żaden jednak nie zbliżył się do jego wahadłowca.

Dopiero tuż za sferą oddziaływania Gunny nadleciał jakiś pojazd o ostro zakończonym dziobie i bez ostrzeżenia wystrzelił w jego kierunku baterię pocisków. Nick nie był w stanie uciec. Ekran wypełnił się ogniem eksplozji, które rozerwały jego wahadłowiec. Potem na monitorze zrobiło się biało, czarno, wreszcie na środku ekranu pozostały tylko białe litery prostego napisu „Gra skończona”.

— Następne piwo? — zapytał Nick zaskoczony odkryciem, że właściwie rozczarowała go śmierć jego postaci.

— Jasne, kapitanie — odpowiedział Troy. Poszli do kuchni. Troy otworzył lodówkę i wyciągnął następne dwa piwa. Jedno wręczył Nickowi. Profesor nadal był pochłonięty myślami o grze. — O ile dobrze zapamiętałem, na mapie zaznaczono cztery sektory kosmicznej stacji — powiedział na głos Nick. — A ja wszedłem tylko do dwóch.

Czy zechciałbyś mi opowiedzieć o dwóch pozostałych?

— Pominąłeś bar samoobsługowy i bibliotekę — powiedział Troy zaskoczony, że Nicka wciąż to ciekawiło. — Bar nie jest aż tak ważny — dodał ze śmiechem — chociaż nie wiedziałem, że nigdzie się nie ruszasz, jeżeli najpierw nie zjesz. Ale biblioteka…

— Nie mów mi — powiedział Nick przerywając mu.

— Niech pomyślę. W bibliotece mógłbym dowiedzieć się o willensach i o Otheńczykach, czy jak tam oni się nazywają, którzy mogą żyć wiecznie a także tego, kto to właściwie jest wicekról Toom. — Pokręcił głową. — No, no, Troy.

Muszę przyznać, że wywarło to na mnie więcej niż niejakie wrażenie. Nie mam pojęcia, jak można coś takiego wymyśleć. I chyba właśnie trochę w tym zasmakowałem.

Rozumiem, że jesteś gotów do dalszej gry, profesorze? odpowiedział Troy dziękując szerokim uśmiechem za pochwałę. — Jedna rada: gdy znajdziesz się w bibliotece, zajrzyj do Encyklopedii pojazdów kosmicznych, żebyś mógł potem przynajmniej rozpoznać wrogi statek. Inaczej nigdy nie dotrzesz do najbardziej podniecających części gry.

Popołudnie mijało szybko. Nick stwierdził, że wyprawa w wymyślony świat gry Troya znakomicie go odprężyła: to pokrzepienie, jakiego potrzebował po porannych wspomnieniach Moniąue. Troy wiedział, że Nick wciągnął się w grę i że był nią przejęty. Poczuł przypływ twórczej dumy, a jego wiara w to, że Dziwna przygoda stanie się jego biletem do krainy sukcesu, odrodziła się.

Nick umierał parokrotnie w trakcie swych bezskutecznych poszukiwań księżniczki Heather. Raz, gdy wylądował na nie oznaczonej na mapie planecie Thenii, Murzyn o jaszczurczej głowie podszedł do niego i powiedział, by opuścił planetę, bo na Thenii spotkają go same kłopoty.

Nick zlekceważył go i wyjechał ze swego wahadłowca łazikiem. O włos uniknął erupcji wulkanu, ale tylko po to, by zostać pochwyconym i pożartym przez gigantycznego, zaślinionego grzyba, który wypływał z ziemi tuż obok miejsca lądowania jego wahadłowca.

W innym wcieleniu Nick spotkał Samanthę, siostrę księżniczki Heather, którą w tych paru scenach grała przyjaciółka Juliannę, Corinne. Tak naprawdę to Troy upozował Corinne, by wyglądała jak Susie Q, słynna królowa porno z początku lat dziewięćdziesiątych, a większość obrazów, które pojawiały się na ekranie, wziął z jej świńskiego klasyka „Przyjemnie, że aż boli”. Zręczna kombinacja oryginalnych obrazów z ujęciami zapożyczonymi dawała iluzję uczestnictwa w filmie z Susie Q., w którym oferowała ona swoje seksualne rozkosze nie do odrzucenia.

Samantha, czyli Susie Q., czyli Corinne uwiodła Nicka a potem zadźgała go na śmierć małym sztyletem, gdy nagi, pełen oczekiwań leżał na łóżku. Przy tej sposobności obaj mężczyźni wypili ostatnich sześć puszek piwa, a połączenie pornograficznych scen z alkoholem sprawiło, że ich rozmowa stała się ordynarna i zdegenerowana. — Cholera — krzyknął Nick błagając Troya, by powtórzył scenę, w której naga Samantha/Susie Q. zbliża się do kamery, by wziąć do ust jego stojącego penisa. — Nigdy, przenigdy nie słyszałem o grze komputerowej, w której prawie cały czas się dmucha. Człowieku, jesteś zboczony. Geniusz, tak, zgoda.

Ale absolutnie popaprany. Co cię skłoniło, na Boga, żeby włączyć do tej gry sceny erotyczne?

— Ech, stary — roześmiał się Troy obejmując ramieniem Nicka, gdy prawie zataczając się wchodzili do pokoju — nazwa gry robi obroty. I właśnie tutaj w Entertainment Software (wziął ze stołu magazyn) stoi, że siedemdziesiąt dwa procent, siedemdziesiąt dwa pieprzone procenty, mój przyjacielu, wszystkich ludzi, którzy kupują gry komputerowe, to osoby płci męskiej w wieku od szesnastu do dwudziestu czterech lat. I czy wiesz, że ta grupa lubi do tego science fiction? Seks, stary. Nie widzisz, jak jakiś nastoletni łebek czmycha do swojego pokoju, żeby zagrać w taką grę i sobie dymnąć? Hejaaaa! — Troy padł na jeden z foteli i grzmotnął się w pierś.

— Jesteś pomylony, Jefferson — powiedział Nick obserwując popisy Troya. — Nie wiem, czy jeszcze kiedy będę mógł zostać z tobą sam na sam na łodzi. Ty jesteś patentowany bzik. Już widzę recenzje: „Dziwna przygoda” przedstawia spotkanie z Susie Q., królową pornografii, w podziemnym zamku na asteroidzie Vitt. No właśnie, jak u licha zdobyłeś te wszystkie filmowe sceny?

— Mnóstwo poszukiwań i ciężka praca, profesorze odpowiedział Troy nieco już spokojniej. — Lanny z trójką swoich przyjaciół spędził chyba z tysiąc godzin oglądając dla mnie filmy, starając się znaleźć odpowiednie ujęcia. I nic z tego oczywiście by nie wyszło, gdyby nie nowoczesne metody przechowywania danych. Teraz możemy przechowywać doskonałe cyfrowe wersje wszystkich filmów, jakie kiedykolwiek wyprodukowano w Stanach Zjednoczonych, w magazynie nie większym od tego domu.

Możliwości bazy danych wykorzystałem do cna.

Nick zgniótł w rękach puszkę po piwie. — To fantastyczne. Naprawdę. Tylko, że ja nie znam się na sexbiznesie.

Ale dlaczego chcesz, żeby gracz na początku gry podawał do rejestru swoją rasę? Czy nie sądzisz, że to niektórych zrazi? Wcale nie zauważyłem w tej grze czegoś, co opierałoby się na informacji o rasie.

Troy, mimo że był pijany, w momencie spoważniał i prawie wytrzeźwiał. — Posłuchaj, stary — powiedział dobitnie. — I seks, i rasa stanowią część życia. Może i prawda, że ludzie grają w gry komputerowe przede wszystkim dla rozrywki i że wolą, by pewnych kwestii nie podsuwać im wtedy, gdy się bawią, ale mogłem sobie chyba pozwolić na pewną swobodę twórczą. Rasa to zwykła rzecz i wydaje mi się, że pomijanie jej tylko powiększa problem.

Troy ożywił się: — Ej, profesorze. Człowiekjaszczurka, który cię ostrzegał na Thenii, był czarny. A ty i tak zrobiłeś swoje, mimo ostrzeżenia. A jakby był biały? Zawróciłbyś i poszedł z powrotem do wahadłowca? Murzyn grający w grę spotyka na Thenii białego człowiekajaszczurkę.

To część zabawy, stary. W scenariuszu jest ze dwadzieścia takich urozmaiceń, które są oparte na informacjach o rasie.

Nick najwyraźniej nie dowierzał. — Naprawdę — powiedział Troy wstając, by wrócić do pokoju, w którym grali. — Pokażę ci. Zobacz, jak zacznie się gra, jeżeli wprowadzisz informację, że jesteś Murzynem płci męskiej.

Nick poszedł za Troyem. Jego ciekawość wyraźnie rosła.

Troy włączył grę i Nick wprowadził dane biograficzne zmieniając swoją rasę z białej na czarną. Tym razem, gdy telewizyjny obraz kabiny na stacji kosmicznej nabrał ostrości, okazało się, że księżniczka Heather jest czarna! Księżniczką była sama Angie Leatherwood. — No, niech mnie — powiedział Nick patrząc na rozpromienionego Troya.

— Bystrzak z ciebie, panie Jefferson. — Wyszedł z pokoju znowu kręcąc głową i chichocząc. Troy wyłączył grę i wyszedł za nim.

— W porządku — zaczął Nick, gdy już z powrotem znaleźli się w salonie Troya i zasiedli na kanapie. — Już ostatnie pytanie, a potem na jakiś czas zapomnimy o grze.

Jak wprowadziłeś do tego moje nazwisko? Przyznaję, że to robiło wrażenie.

— To oryginalny pomysł Lanny’ego oparty na filmie o terapii mowy. Lanny spędził cały dzień na ćwiczeniach wymawiając dźwięki wszystkich samogłosek i spółgłosek.

Potem te głoski zestawiliśmy razem przy pomocy tego, co się nazywa audioanalityczną techniką ciągłości. — Troy roześmiał się. Pławił się w komplementach i rósł. — Ale ma to swoje wady. Nasz interpreter umie czytać tylko proste angielskie słowa. Trzeba będzie to poprawić, jeżeli sprzedamy tę grę dalej.

Nick wstał. — Zabrakło mi superlatywów. Przy okazji, czy jest was więcej, bracia, siostry, co? Chyba powinienem ostrzec resztę świata.

— Na razie tylko ja — odparł Troy, a nieobecny uśmiech przemknął po jego twarzy. — Miałem brata Jaimiego, sześć lat starszego ode mnie. Byliśmy sobie bardzo bliscy. Zginął w wypadku samochodowym, gdy miałem czternaście lat.

Zapadło niezręczne milczenie. — Przykro mi — powie dział Nick ponownie poruszony szczerością Troya. Ten wzruszył ramionami z trudem panując nad powracającym nagle wspomnieniem.

Nick zmienił temat. Mówił o łodzi, a potem przez kilka minut o Homerze i jego załodze. Nagle spojrzał na zegarek.

Jezu Chryste — jęknął. — Jest po czwartej. Czy aby o czwartej nie mieliśmy się spotkać z Carol Dawson?

Troy podskoczył na fotelu. — No pewnie. Wyszło na to, że tacy z nas wspólnicy, co całe popołudnie spędzają pijąc piwo i grając w gry.

Uścisnęli się, wyrzucili do śmieci puste puszki po piwie i wyszli z domu kierując się w stronę samochodu Nicka.

Загрузка...