3

Carol zafascynowana obserwowała, jak ośmiornica chwyta swoją ofiarę długimi mackami. — Ciekawe, jak by to było mieć osiem ramion — powiedział Oscar Burcham. — Wyobraź sobie tylko strukturę mózgu, jaka jest potrzebna, by oddzielić wszystkie wejścia, by określić, który bodziec pochodzi od którego ramienia, by skoordynować wszystkie macki w przypadku obrony albo w trakcie poszukiwania pożywienia.

Carol roześmiała się i odwróciła do swego towarzysza.

Stali przed szklaną ścianą we wnętrzu niewyraźnie oświetlonego budynku. — Ach, Oscarze — powiedziała do starego człowieka o jasnych oczach. — Nigdy się nie zmienisz. Tylko ty potrafisz myśleć o tych wszystkich żyjących istotach jak o biologicznych systemach wyposażonych w struktury. Czy nigdy nie zastanawiałeś się nad ich uczuciami, ich snami, nad tym jakie mają wyobrażenie o śmierci?

— Ależ zastanawiałem się — powiedział Oscar z błyskiem w oku. — Choć tak naprawdę nie jest możliwe, by ludzkie istoty, mimo że mają wspólny język i rozwinięte umiejętności komunikacyjne, mogły prawdziwie opisać ich uczucia. Jak na przykład możemy mówić o poczuciu samotności u delfinów? Jeżeli w nasz sentymentalny sposób przypiszemy im ludzkie uczucia, to będzie śmieszne — na chwilę przerwał i zastanowił się. — Nie — ciągnął dalej.

— Badania naukowe przynoszą owoce, jeżeli prowadzi się je na takim poziomie, który zapewnia nam rozumienie uzyskanych odpowiedzi. Ostatecznie sądzę, że wiedząc, w naukowym sensie, jak te stworzenia funkcjonują, łatwiej możemy dotrzeć do ich ilorazów emocji, aniżeli prowadząc psychologiczne eksperymenty, których rezultatów nie da się zinterpretować.

Carol zbliżyła się i czule go pocałowała. — Oscarze, tak poważnie traktujesz wszystko, co mówię. Nawet wtedy, gdy sobie zmyślam, zawsze przejmujesz się moimi uwagami. — Przerwała i odwróciła wzrok. — I tylko ty się przejmujesz.

Oscar cofnął się raptownie i obie ręce położył na prawym ramieniu Carol. — Jakaś zadra… wiem to na pewno… prawie zawsze tak jest… A, wiem — spojrzał na nią chytrze. — Nie przystoi. I to ty, wzięta, wręcz słynna reporterka jeszcze cierpisz na coś, co można by określić jedynie jako krańcową niepewność. Co do czego? Czy dzisiaj rano miałaś starcie z szefem?

— Nie — odpowiedziała Carol gdy przechodzili przez pokój do innej części akwarium. — No, chyba coś w tym rodzaju. Ty wiesz, jaki on jest, zwraca uwagę na wszystko.

Dalej pracuję nad tym reportażem z Key West. Dale przyjeżdża na lotnisko, żeby mnie zabrać. Bierze mnie na śniadanie i wciąż dokładnie mi mówi, co powinnam robić, żeby ukryć swoje zadanie. Jego sugestie są w większości trafne i doceniam jego pomoc w kwestiach technicznych, no ale w jaki sposób on ze mną rozmawia? Jakby myślał, że jestem głupia albo coś w tym stylu.

Oscar spojrzał na nią uważnie. — Carol, moja droga, on rozmawia w ten sposób ze wszystkimi, łącznie ze mną. To nic nie znaczy. Jest absolutnie przekonany o swojej wyższości, a w jego życiu nie zdarzyło się nic, co by zmieniło to przekonanie. Został milionerem sprzedając własne patenty, zanim ukończył MIT.

Carol była zniecierpliwiona i przygnębiona. — Ja to wszystko wiem, wierz mi. Ale ty znowu go bronisz. Dale i ja jesteśmy prawie od roku kochankami. Wszystkim opowiada, jaki to ze mnie jest dumny, jak wiele zawdzięcza inspiracji z mojej strony. Ale kiedy jesteśmy razem, traktuje mnie jak idiotkę. Dziś rano spierał się nawet o to, co powinnam zjeść na śniadanie. Chryste Panie, byłam nominowana do nagrody Pulitzera, a facet, który chce się ze mną ożenić myśli, że nie potrafię przyrządzić sobie śniadania.

Stali przed wielkim zbiornikiem z krystalicznie czystą wodą. Jakieś pół tuzina małych wielorybów kręciło się w zbiorniku czasami podpływając pod powierzchnię dla nabrania powietrza. — Na samym początku przyszłaś i zapytałaś mnie o zdanie, moja młoda przyjaciółko — ciągnął spokojnie. — A ja ci powiedziałem, że wasze dusze nie pasują do siebie. Czy pamiętasz, co mi powiedziałaś?

— Tak — odpowiedziała z ponurym uśmiechem. — Zapytałam cię, co naukowy szef MOI może w ogóle wiedzieć o duszy. Przykro mi, Oscarze. I wtedy było mi przykro, byłam taka uparta. Czarno na białym Dale wyglądał na wielkiego, a ja potrzebowałam twojej aprobaty.

— Zapomnij o tym — przerwał jej. — Wiesz, jak mi na tobie zależy, ale naukowca nigdy nie oceniaj zbyt nisko.

Niektórzy z nich — powiedział uogólniając — chcą poznać fakty i koncepcje, żeby móc zrozumieć ogólną naturę wszystkiego, włączając w to domniemaną duszę. Weź takie wieloryby — Oscar rozpędzał się zręcznie zmieniając teat — Od prawie dziesięciu lat robimy mapę ich mózgu wyznaczając miejsca właściwe różnego rodzaju funkcjom i usiłując odnieść strukturę mózgu wieloryba do mózgu istoty ludzkiej. W zasadzie udało nam się. Wydzieliliśmy funkcję języka, która kieruje ich śpiewem: umiejscowiliśmy ośrodek fizycznej kontroli wszystkich części ciała. I rzeczywiście, znaleźliśmy w mózgu wieloryba obszar, który odpowiada równoważnej funkcji w mózgu ludzkim, ale wciąż pozostaje problem, czy tajemnica, jeżeli wolisz.

Jeden z wielorybów przerwał regularny okrężny ruch po zbiorniku. Wydawało się, że ich obserwuje. — Istnieje duży obszar ich mózgu, któremu nie jesteśmy w stanie przypisać jakiejś szczególnej funkcji. Parę lat temu pewien błyskotliwy naukowiec, po wysłuchaniu pieśni wielorybów podczas ich wędrówki, skojarzył te pieśni z ich zachowaniem.

Założył, że ta duża, nie oznaczona na mapie część ich mózgu stanowi obszar wielowymiarowej pamięci. Jego hipoteza opierała się na tym, że wieloryby gromadzą w tym obszarze wszystko co postrzegają, włączając w to dźwięki, brzmienia, widoki a nawet uczucia i że ożywiają je podczas wędrówki, by uniknąć nudy. Nasze testy zmierzają do potwierdzenia tej teorii.

Carol była zaintrygowana. — Myślisz, że one składają w tym obszarze cały zespół wrażeń zmysłowych poczynając od czegoś tak ważnego jak to, że się cielą, a potem w czasie szczególnej nudy na trasie swej wędrówki mają w jakimś sensie powtórkę na żądanie? To fascynujące, moja pamięć pobudza mnie przez cały czas. Byłoby wspaniale, gdybym w jakiś sposób potrafiła tam wejść, dosłownie, i mogła wyciągnąć co chcę, łącznie z uczuciami — roześmiała się.

— Bywało tak, że w lecie nie mogłam sobie przypomnieć, jak to wspaniale jeździć na nartach i byłam prawie przerażona, że podobne odczucie powtórzy się nadchodzącej zimy.

Oscar pomachał wielorybowi, który odpłynął. — Bądź ostrożna — powiedział. — Inni ludzie także myśleli, że byłoby fantastycznie, gdyby nasza pamięć była pełniejsza.

Jak w komputerze. Ale przypuśćmy, że mamy doskonałą, wielowymiarową pamięć, jak ta, którą hipotetycznie posiadają wieloryby i przyjmijmy, że tak samo brakuje nam kontroli wejścia, która cechuje ludzką pamięć w jej obecnej postaci. Wiesz, to co sobie przypominamy nie podlega naszej indywidualnej kontroli, a więc byłyby problemy, jako gatunek moglibyśmy być wręcz niefunkcjonalni.

Pieśń, obraz, zapach, nawet smak ciasta mógłby nas nagle zmusić, żebyśmy na nowo całkowicie poddali się emocjom związanym ze śmiercią kogoś ukochanego. Moglibyśmy znowu doświadczać bolesnej walki między naszymi rodzicami albo nawet bólu swoich własnych narodzin.

Oscar milczał przez chwilę. — Nie — powiedział w końcu. — Ewolucja oddała nam przysługę. Nie mógł rozwinąć sę mechanizm kontroli wejścia do naszej pamięci. Ewolucja wyposażyła naszą pamięć w proces naturalnego zacierania się. Po to, by nas chronić, by nie mogły nas zniszczyć nasze pomyłki i w ogóle to, co się już zdarzyło.

— Carol Dawson, Carol Dawson, proszę niezwłocznie zgłosić się do sali konferencji audiowizualnych obok biura dyrektora.

Głośnik zakłócił spokój akwarium w MOI. Carol uściskała Oscara. — Było wspaniale, Ozi, jak zwykle — powiedziała. Oscar skrzywił się, jak zawsze, gdy zdrabniała jego imię. — Wygląda na to, że skończyli już wywoływanie zdjęć. Nawiasem mówiąc wydaje mi się, że cała ta sprawa z pamięcią wielorybów jest fascynująca. Chciałabym wrócić i zrobić o tym film. Może któregoś dnia w przyszłym tygodniu. Przekaż, proszę, moje pozdrowienia dla córki i wnuka.

Carol tak była pochłonięta dyskusją z Oscarem, że na chwilę zapomniała, po co tak wcześnie z rana przyleciała do Miami. Teraz na nowo poczuła przenikające ją podniecenie, gdy z akwarium pojechała z powrotem do głównego budynku administracji MOI. Przy śniadaniu Dale był przekonany, że przegląd obrazów w podczerwieni ujawni coś interesującego. — Poza tym — wnioskował — urządzenie, które sygnalizuje pojawienie się obcych obiektów, zostało uruchomione powtórnie. A na wizualnych obrazach niczego nie widać. Zatem albo obserwacja w podczerwieni wywołała alarm, albo algorytm nie zadziałał prawidłowo.

Druga możliwość jest bardzo mało prawdopodobna, skoro osobiście zaprojektowałem przepływ danych, a moi najlepsi programiści sprawdzili go, jak już został zakodowany.

Dale był nadzwyczaj podniecony, gdy szedł do sali konferencyjnej. Carol zaczęła mu zadawać pytania, ale została uciszona przez energiczny przeczący ruch głową, po którym nastąpił uśmiech i powitanie. Dale rozmawiał z dwoma technikami od przetwarzania obrazu. — W porządku, to znaczy wszystko gra? Pokazujcie obrazy w tej kolejności. Każdy z nich będę wywoływał. — Technicy wyszli z pokoju.

Dale podszedł i chwycił Carol. — Nie uwierzysz w to — powiedział. — Co za traf, co za pieprzony traf! — uspokoił się nieco. — Ale najpierw jedna rzecz. Przyrzekłem sobie, że ci tego nie popsuję. — Wskazał jej miejsce przy konferencyjnym stole naprzeciw wielkiego ekranu, a potem usiadł obok niej.

Wcisnął przełącznik zdalnego sterowania. Na górze, na dużym ekranie pojawił się nieruchomy kadr z trzema wielorybami w okolicach rafy pod łodzią. Na prawo wyraźnie było widać szczelinę. Dale spojrzał na Carol. — Widzę — wzruszyła ramionami. — W czym rzecz? Robiłam zdjęcia moją podwodną kamerą i po prostu są dobre.

Dale odwrócił głowę z powrotem na ekran i jeszcze parę razy nacisnął przycisk. Kolejne kadry przedstawiały otwór w rafie. W końcu pojawiło się zbliżenie niewielkiego refleksu świetlnego z lewej strony pod szczeliną. Dale znowu spojrzał na Carol. — Mam podobne powiększenie — powiedziała w zamyśleniu. — Ale nie można stwierdzić, czy to coś istnieje rzeczywiście, czy też jest to wytwór procesu fotograficznego. — Na chwilę przerwała. — Chociaż fakt, że dwie zupełnie różne techniki odnajdują światło dokładnie w tym samym miejscu, nasuwa przypuszczenie, że nie jest to zniekształcenie powstałe w czasie obróbki. — Zaciekawiona pochyliła się do przodu. — No i co dalej?

Dale nie mógł zapanować nad sobą. Podskoczył i zaczął chodzić po pokoju. — Co jeszcze? — zaczął. — Może zaproszenie dla ciebie na obiad u Pulitzera w Nowym Jorku? Teraz pokażę ci taką samą sekwencję obrazów z tym jednak, że wykonanych w podczerwieni z sekundowym opóźnieniem. Obserwuj uważnie, zwłaszcza sam środek szczeliny.

Pierwszy ze zrobionych w podczerwieni obrazów obejmował ten sam obszar pod łodzią, jaki pokazywał pierwszy obraz wizualny. Jednak na obrazie w podczerwieni widać było termiczne zróżnicowanie. W przetworzeniu, każdemu pixelowi, jako jednostkowemu elementowi obrazu, przypisano właściwą mu temperaturę w oparciu o promieniowanie podczerwone obserwowane w tej części kadru. Punkty o podobnej temperaturze były potem grupowane w trakcie komputerowego przetwarzania i przypisywano im ten sam kolor. Dzięki temu procesowi tworzyły się izotermiczne obszary o tej samej z grubsza temperaturze, które łączył ten sam kolor. W rezultacie na pierwszym obrazie wieloryby były czerwone. Większość roślinności rafy była niebieska a woda o ustalonej temperaturze tworzyła mroczne szare tło. Chwilę trwało, zanim Carol przyzwyczaiła się do obrazu. Dale uśmiechał się triumfująco.

Nim Carol miała okazję skupić się na dwóch małych obszarach, jednym czerwonym, drugim brązowym, na dole, w środku otworu w rafie rozpoczął się proces kadrowanią. W ciągu kilku sekund zbliżenie szczeliny w podczerwieni jasno pokazało, dlaczego Dale był taki podniecony.

— Mówiłem ci, że coś jest pod łodzią. — powiedział podchodząc do ekranu i wskazując na brązowy, wydłużony obiekt. Z jednego końca był cylindrycznego kształtu, a stożkowaty z drugiego. Obraz szczeliny został powiększony tak, że prawie całkowicie wypełniał ekran. Nawet przy powiększeniu jakość obrazu w podczerwieni była znakomita. Wewnątrz otworu można było dostrzec trzy lub cztery różne — kolory. Jednak tylko dwa, brązowy i czerwony, zachowywały ciągłość dzięki znaczącej liczbie pixli.

— Jasna dupa — powiedziała Carol mimowolnie podnosząc się z miejsca i podchodząc do Dale’a. — Ten brązowy przedmiot to chyba ten zaginiony pocisk. Przez cały czas był pod nami. — Wzięła wskaźnik i pokazywała nim miejsca na ekranie. — Ale ten czerwony obszar?

Wygląda jak uśmiech bez kota z Alicji w Krainie Czarów.

— Nie jestem do końca przekonany — odpowiedział Dale. — Ale prawdopodobnie nie jest to coś, co ma zasadnicze znaczenie. Ale mam szalony pomysł. Właściwie opiera się on na tym, co mi powiedziałaś o dziwnym zachowaniu wielorybów tam na dole. Może to jest głowa innego wieloryba ustawiona tyłem do światła, wychylona z jaskini. Chyba że ten otwór to co innego. O, tutaj, spójrz na to. Wykonując niewielkie zbliżenie otrzymujemy pojedynczy obraz, który pokazuje oba czerwone izotermiczne obszary. Zobacz, że czerwony obszar pośrodku szczeliny i czerwień twoich wartujących wielorybów wyglądają tak samo. Jeżeli to trochę naciągnąć, to oba obszary mają porównywalną temperaturę. Nie jest to dowód, ale z pewnością podtrzymuje moje przypuszczenia.

Myśli Carol gnały do przodu. Planowała już swój następny ruch. Ważne było, że to ona odnalazła ten pocisk, zanim ktokolwiek dowiedział się, że on tam jest. Musiała wracać do Key West tak szybko, jak tylko to możliwe.

Zabrała swoją torebkę i teczkę. — Czy ktoś może mnie podwieźć na lotnisko, Dale? Zaraz zadzwonię do porucznika Todda i znowu trochę go postraszę. Rozumiesz, żeby był trochę ostrożniejszy i żebyśmy trochę zyskali na czasie.

— Przerwała, myśląc o tysiącu rzeczy naraz. — Ale nie mogę zadzwonić do niego nie wzbudzając żadnych podejrzeń… i muszę podjąć jakieś kroki, żeby załatwić łódź na jutro rano, a przy okazji, myślę że znajdziesz dla mnie jakieś wydruki tych fotografii.

Dale kiwnął głową. — Znajdę — powiedział. — Ale najpierw usiądź i odpręż się przez chwilę. Chcę ci coś jeszcze pokazać. Nie wiem, czy to jest zjawisko rzeczywiste, ale jeżeli jest… — Carol zaczęła protestować, ale w sposobie jego zachowania było coś, co kazało jej się zgodzić.

Usiadła. Wdał się w rozważania o algorytmach wyjaśniając, w jaki sposób informacje na fotografiach mogą być opracowywane tak, by uwydatnić poszczególne zjawiska i umożliwić łatwiejszą interpretację.

— W porządku, w porządku — skwitowała — wystarczą mi podstawy. Już i tak wiem, że ty i twoi inżynierowie jesteście bystrzy.

Dale ponownie puścił na ekran pierwszy obraz w podczerwieni, który przedstawiał trzy wieloryby pod łodzią w pełnym ujęciu. — Ten obraz nie posiada zbytniej termicznej ziarnistości. Każdy pixel obszaru koloru czerwonego, na przykład, nie odpowiada ściśle tej samej temperaturze.

W rzeczywistości rozrzut temperatur w granicach tego samego koloru wynosi w przybliżeniu pięć stopni. Jeżeli teraz rozciągniemy obraz i sprawimy, że izotermiczne obszary będą miały rozrzut jedynie dwóch stopni, wówczas otrzymamy ten obraz.

Na nowym obrazie widniały trzy różne kolory. Trudno było dostrzec indywidualne rysy, a dodane punkty sprawiały, że obraz był niesłychanie trudny do zinterpretowania. Część przodu jednego z wielorybów była teraz w innym kolorze aniżeli reszta zwierzęcia.


— Granica dokładności sprzętu po przełożeniu danych widm na temperatury wynosi około jednego stopnia. Gdybyśmy teraz pokazali inny fragment tego samego obrazu wraz z odnoszącymi się do niego izotermicznymi obszarami, które teraz pokrywają całkowity zakres jednego stopnia, wówczas obraz stałby się omalże groteskowy. A jest dwadzieścia różnych kolorów na oznaczenie izotermicznych obszarów i ponieważ zakłócenia lub błąd w każdym punkcie mają tę samą wielkość co rozrzut w izotermicznych obszarach, jest właściwie niemożliwe zobaczyć trzy wieloryby o znanych nam kształtach. Opowiadam ci o tym wcześniej, by się upewnić, że wiesz, że to co mam ci do przekazania, może być zupełną pomyłką. Niemniej jest to fascynujące.

Kolejny obraz rzucony na ekran stanowił zbliżenie oceanicznego dna tuż ponad rowem, wzdłuż którego podążała Carol, gdy zawróciła, by znaleźć początek śladów. Znajome równoległe linie ledwie były widoczne na obrazie w podczerwieni. Szczelina znajdowała się tuż przy lewym krańcu obraz. Po obu stronach rowu niebieski kolor przechodził czasami w zielony, który oznaczał dwie rafy. Carol, zdziwiona, spojrzała na Dale’a.

— To zbliżenie ma taką samą pięciostopniową ziarnistość jak obraz w dużej skali. Tu nie ma nic godnego uwagi.

— Wyświetlił kolejny obraz. — Ani tutaj. Liczba kolorów z powrotem rośnie tu do dziesięciu. Ale spójrz na to. — Na ekran wjechał jeszcze jeden obraz. Trudno było zrozumieć, co obraz przedstawia, jeszcze trudniej go zinterpretować.

Nie mniej niż dwadzieścia kolorów łączyło różne płaszczyzny w na pozór przypadkowych układach. Bodaj jedyną rzeczą regularną na tym obrazie były skały w tle. Żyły na niej korale i inne morskie stworzenia. I to te skały w tle tak podnieciły Dale’a.

— To właśnie chciałem, żebyś zobaczyła — powiedział wskazując ręką na skały po obu stronach rowu. — Rafy różnią się kolorem. Z jakiejś nieznanej i zupełnie niewytłumaczalnej przyczyny całe skalne tło tej rafy jest zakodowane na żółtozielono. A po przeciwnej stronie, parę stóp za rowem, skalne tło rafy jest żółte. Różnica jednego stopnia.

Przecież jeżeli żółte fragmenty przeplatają się z żółtozielonymi i odwrotnie, to powiedziałbym, że dane są najwyraźniej nieczytelne a to, co widzimy, to zakłócenia. Jednak ten obraz jest nie do podważenia.

Carol pogubiła się. Widziała, że skały w jednej rafie są żółtozielone a po przeciwnej stronie żółte. Ale nic to jej nie mówiło. Potrząsnęła głową. Domagała się dalszych wyjaśnień.

— Nie rozumiem — powiedział Dale kończąc gwałtownym gestem. — Jeżeli te dane są prawdziwe, to znaleźliśmy coś nadzwyczaj ważnego. Albo tam na dole struktury rafy jest coś, co sprawia, że rafa jest jednolicie cieplejsza, albo — i przyznaję, że zabrzmi to niewiarygodnie — jedna z tych dwóch wcale nie jest rafą a czymś innym, co udaje rafę.

Загрузка...