Znaleźć miejsce do parkowania obok domu Amandy Winchester w Key West w powszedni dzień było prawie niemożliwością. Przystań Hemingwaya ożywiła starą część miasta, w której mieszkała Amanda. Jak zwykle jednak nie uwzględniono konieczności parkowania. Wszystkie odmalowane i odnowione dziewiętnastowieczne rezydencje wzdłuż Eaton Street i Caroline Street miały tablice w rodzaju „Nie próbuj nawet parkować, jeżeli tu nie mieszkasz”. Było to jednak bezcelowe. Ludzie pracujący w sklepach wokół przystani parkowali, gdzie im było wygodnie. W ten sposób unikali wysokich opłat parkingowych na terenie przystani po bezowocnych poszukiwaniach miejsca do parkowania Nick Williams postanowił zostawić auto obok jakiegoś sklepu i dojść do domu Amandy. Był dziwnie niespokojny.
Część swojego podenerwowania zawdzięczał podnieceniu, ale także i temu, że, czuł się trochę winny, Amanda była głównym sponsorem ekspedycji Santa Rosa i, jak znaleźli skarb, Nick spędził z nią sporo czasu. Amanda, Nick i Jake Lewis, wszyscy troje sądzili, że Homer Ashford i jego obie kobiety ukryli gdzieś część skarbu, a potem wyłudzili od nich swoje udziały. Nick i Amanda wspólnie starali się znaleźć dowód, że Homer ich okradł. Nigdy jednak nie udało im się niczego dowieść w przekonujący sposób.
W tym okresie Amanda i Nick byli ze sobą dość blisko.
Widywali się właściwie co tydzień i przez pewien czas traktował ją jak swoją ciotkę czy babkę. Ale mniej więcej po roku przestał składać jej wizyty. W owym czasie nie zrozumiał tego, ale prawdziwa przyczyna, dla jakiej zaczynał jej unikać, była taka, że Amanda, jak dla niego, okazała się zbyt uczuciowa. A do tego zbyt nachalna. Zadawała mu zbyt wiele trudnych pytań o to, co robił w życiu.
Tego właśnie rana nie miał w zasadzie żadnego wyboru, Amanda była w Keys powszechnie znana jako ekspert w dziedzinie zatopionych skarbów. Jej życie składało się z dwóch części: skarby i teatr. A wiedzę w każdej z tych dziedzin miała wręcz encyklopedyczną. Nick nie uprzedził jej telefonicznie, ponieważ nie planował rozmawiać o trójzębie, jeżeli ona nie chciałaby spotkać się z nim. Dlatego z pewnym drżeniem nacisnął dzwonek u drzwi werandy jej okazałego domu.
Młoda kobieta tuż po dwudziestce podeszła do drzwi i uchyliła je. — Tak — powiedziała wciskając przezornie twarz w szczelinę.
— Nazywam się Nick Williams — powiedział. — Chciałbym się widzieć z panną Winchester, o ile to możliwe. Czy jest? — chwila wahania. — Jestem starym…
— Moja babcia jest dzisiaj od rana bardzo zajęta — ucięła. — Może pan zadzwoni i umówi się. — Zaczęła zamykać drzwi zostawiając go z torbą na werandzie. Potem Nick usłyszał inny głos, stłumioną rozmowę i drzwi rozwarły się na oścież.
— No, na miłość boską — powiedziała Amanda wyciągając ramiona. — Odwiedziny młodego dżentelmena.
Wejdź, Nick i ucałuj mnie. — Nick był zakłopotany.
Wszedł i przez grzeczność ucałował starszą kobietę.
Wyswobodziwszy się z jej objęć, zaczai się usprawiedliwiać. — Przepraszam, że cię nie odwiedzałem. Chciałem, ale tak jakoś, moje zajęcia…
— W porządku Nicki, rozumiem — przerwała mu uprzejmie Amanda. Wzrok miała tak przenikliwy, że wprowadzał w błąd co do jej wieku. — Wchodź i opowiadaj, co się z tobą do tej pery działo. Nie widziałam cię odkąd, do licha, to już parę lat upłynęło, odkąd piliśmy koniak po Tramwaju. — Wprowadziła go do pomieszczenia, które stanowiło kombinację studia i salonu. Posadziła go obok siebie na kanapie. — Wiesz, Nicki, myślałam o twoich uwagach na temat aktorki grającej rolę Blanche DuBois.
Były najtrafniejsze z tych, jakie słyszałam przez ten cały czas, jak sztuka szła. Co do niej, miałeś rację, nie powinna była grać Blanche. Ta kobieta po prostu nie miała pojęcia co to jest pożądanie seksualne u kobiety.
Nick rozejrzał się. Pokój niewiele zmienił się od ośmiu lat, gdy odwiedził go po raz ostatni. Wysoki sufit, może piętnaście stóp; wzdłuż ścian szafy z książkami, których pełne półki piętrzyły się do sufitu. W pokoju uwagę przyciągało wiszące naprzeciw drzwi olbrzymie płótno przedstawiające Amandę i jej męża, jak stoją przed swoim domem na przylądku Cod. W tle częściowo był widoczny nowy ford 1955. Amanda na obrazie promieniała urodą.
Była tuż po trzydziestce, ubrana w białą, długą wieczorową suknię. Jej mąż był w czarnym smokingu. Prawie łysy, na skroniach krótkie, jasne, siwiejące włosy. Miał dobre, ciepłe oczy.
Amanda zapytała Nicka, czy chce herbaty. Skinął głową, jej wnuczka, Jennifer, zniknęła w korytarzu. Amanda odwróciła się i ujęła ręce Nicka. — Cieszę się, że przyszedłeś, Nicki. Tęskniłam za tobą. Od czasu do czasu słyszę coś tu i tam o tobie albo o twojej łodzi, ale takie wiadomości z drugiej ręki często są zupełnie nieprawdziwe.
Co porabiałeś? Nadal przez cały czas czytasz? Masz dziewczynę?
Roześmiał się. Amanda wcale się nie zmieniła. Nigdy nie była amatorką banalnych rozmów. — Dziewczyna? — powiedział Nick. — Ten sam problem co zwykle. Te, które są inteligentne, okazują się albo bezczelne, albo uczuciowo głupie, albo jedno i drugie. Te, które są wrażliwe i uczuciowe, nigdy nie czytają książek. — Z jakiegoś powodu przyszła mu na myśl Carol Dawson i nie zastanawiając się dodał — Z wyjątkiem może… — ale nie dokończył, a w zamian powiedział: — Potrzebuję kogoś takiego jak ty.
— Nie, Nicki — zaprzeczyła Amanda nagle poważniejąc. Złożyła ręce na kolanach i przez chwilę patrzyła po pokoju. — Nie — powiedziała po cichu, a jej głos nabrał siły, gdy z powrotem odwróciła się, by spojrzeć na Nicka.
— Nawet ja nie jestem wystarczająco doskonała dla ciebie.
Pamiętam dobrze wszystkie twoje fantastyczne wizje pięknej, młodej boginki. W jakiś sposób połączyłeś wszystko to, co najlepsze w kobietach z twoich ulubionych powieści z twoimi młodzieńczymi marzeniami. Zawsze wydawało mi się, że stawiasz kobiety na piedestale. Muszą być królowymi lub księżniczkami. Ale w dziewczynach, z którymi akurat się spotykasz, poszukujesz słabości, znaków pospolitości i oznak tego, co w zachowaniu najbardziej zwykłe.
Zupełnie jakbyś liczył na to, że okaąą się niedoskonałe, że wykryjesz rysy w ich urodzie tak, żeby usprawiedliwić swój brak zainteresowania.
Nadeszła Jennifer z herbatą. Nick poczuł się nieswojo.
Zapomniał już, jak to jest rozmawiać z Amandą. Zgłębianie uczuć i jej spontaniczne obserwacje wyjątkowo niepokoiły go tego rana. Nie przyszedł do niej po to, by analizowała jego nastawienie do kobiet. Zmienił temat.
— Co do skarbu — powiedział schylając się, by podnieść torbę. — Wczoraj, gdy nurkowałem, znalazłem coś bardzo interesującego. Pomyślałem, że może ty wcześniej widziałaś już coś takiego. — Wyjął trójząb i podał go Amandzie. Omalże go nie upuściła, ponieważ nie była przygotowana na to, że jest taki ciężki. — Na litość boską — powiedziała. Jej chuda ręka, w której trzymała przed sobą złoty trójząb, drżała z wysiłku. — Z czego to może być zrobione? — zdziwiła się. — To jest za ciężkie na złoto.
Nick pochylił się do przodu i zabrał przedmiot. Trzymał go, podczas gdy Amandą wodziła palcami po wyjątkowo gładkiej powierzchni. — Nigdy niczego takiego nie widziałam, Nicki. Nie potrzebuję wyjmować wszystkich książek i fotografii dla porównania. Taka doskonałość wykończenia była nieosiągalna w technologii, jaka panowała w Europie w czasie lub po erze galeonów. To musi być współczesne, ale nie umiem powiedzieć ci nic więcej. Gdzieś ty to znalazł?
Opowiedział jej zaledwie zarys historii, jak zwykle starannie uważając, by nie dać jej zasadniczych informacji.
Nie była to kwestia umowy z Carol i Troyem. Poszukiwacze skarbów tak naprawdę nikomu nie ufają. Ale podzielił się z Amandą myślą, że być może ktoś ukrył właśnie ten przedmiot, a i pozostałe, żeby je później wydobyć. Nick uparł się, że ten jego pomysł stanowi bardzo wiarygodne wytłumaczenie śladów na dnie oceanu.
— Twój scenariusz wydaje mi się bardzo nieprawdopodobny — powiedziała Amandą. — Chociaż muszę przyznać, że jestem zbita z tropu i wcale nie mam lepszego — wyjaśnienia. Może panna Dawson ma jakieś informacje, Piątek które rzucą trochę światła na pochodzenie tych rzeczy. Ale prawie na pewno się nie pomyliłam. Osobiście widziałam czy przeglądałam fotograficzne zbliżenia każdego co bardziej znaczącego fragmentu skarbu odkrytego w Keys w ciągu ostatniego wieku. Mógłbyś mi dzisiaj pokazać jakąkolwiek rzecz a prawdopodobnie powiedziałabym ci, w którym z europejskich krajów została wykonana i w której dekadzie. Jeżeli ten przedmiot pochodzi z zatopionego statku, to jest to współczesny statek. Prawie na pewno po drugiej wojnie światowej. Prawie na pewno nie mogę ci pomóc.
Nick włożył z powrotem trójząb do torby i zbierał się do wyjścia. — Poczekaj chwilę, zanim pójdziesz Nicki — powiedziała Amanda i wstała. — Chodź tu. — Wzięła go pod rękę i podprowadziła tuż przed wielki obraz. — Polubiłbyś Waltera, on także był marzycielem. Uwielbiał poszukiwać skarby. Co roku spędzaliśmy tydzień albo dwa na jachcie na Karaibach pod pozorem szukania skarbów. A tak w ogóle po to, by wzajemnie dzielić się marzeniami. Od czasu do czasu znajdowaliśmy na dnie oceanu różne przedmioty, których nie znaliśmy i snuliśmy dziwaczne domysły, żeby wyjaśnić ich pochodzenie. Prawie zawsze znajdowało się jakieś prozaiczne wyjaśnienie, które było poniżej naszych wyobrażeń.
Nick stał obok niej z torbą na prawym ramieniu. Amanda odwróciła się do niego i miękko położyła rękę na jego przedramieniu. — Ale to nieważne. Nieważne, mimo że po tych wszystkich latach zostaliśmy prawie z pustymi rękami.
Bo zawsze odnajdywaliśmy prawdziwy skarb. Naszą wzajemną miłość. Zawsze wracaliśmy do domu odnowieni, roześmiani i pełni wdzięczności, że życie umożliwiło nam wspólne spędzenie kolejnego tygodnia, dziesięciu dni, w czasie których roiliśmy sobie, fantazjowaliśmy i razem tropiliśmy skarby.
Oczy miała czułe i pełne oddania, głos niski, ale pełen uczucia. — Nie wiem, kiedy i czy w ogóle przyjdziesz, Nicki, ale jest parę spraw, o których swego czasu chciałam ci powiedzieć. Jak chcesz, możesz o nich nie myśleć, bo to bredzenie starej moralizatorki, ale już nigdy mogę nie mieć okazji, by ci o nich powiedzieć. Masz wszelkie zalety, które kochałam w Walterze. Inteligencję, wyobraźnię, wrażliwość, ale coś jest nie tak. Jesteś samotny z wyboru. Twoje marzenia o skarbie i intensywność twojego życia, to nie ty.
Bardzo mi przykro, że to widzę. — Na chwilę przerwała i z powrotem spojrzała na obraz. Potem pozbierała myśli i mówiła jakby do siebie. — Bo kiedy będziesz miał siedemdziesiąt lat i spojrzysz wstecz na to, czym było twoje życie, nie będziesz pamiętał o tym, co robiłeś sam. Będziesz sobie przypominał nieznaczne dotknięcia, chwile gdy twoje życie wzbogacało się dzięki sekundom spędzonym z przyjacielem czy z ukochaną. Właśnie to wspólne odczuwanie cudu zwanego życiem pozwala nam pogodzić się z tym, że jesteśmy śmiertelni.
Nick nie był przygotowany na poruszające spotkanie z Amandą. Myślał, że skończy się w minucie, że zapyta ją o trójząb, a potem odejdzie. Patrząc wstecz zdał sobie sprawę, że przez te wszystkie lata traktował Amandę bardzo niedelikatnie. Ofiarowała prawdziwą przyjaźń, a on nią wzgardził wyrzucając ją zupełnie ze swojego życia, kiedy ich wzajemne stosunki przestały mu już odpowiadać.
Skrzywił się, gdy zrozumiał, jakim jest samolubem.
Kiedy szedł powoli ulicą bezmyślnie patrząc na wygodne, stare domy zbudowane ponad sto lat temu, wziął głęboki oddech. Zbyt wiele wrażeń, jak na jeden poranek.
Najpierw Moniąue, potem Amandą. I zanosi się na to, że trójząb nie rozwiąże żadnego z moich problemów. Zabawne, jak to sprawy zawsze się składają.
A jednak zastanowiło go, że może było sporo prawdy tym, co mówiła Amanda. Przyznał, że później czuł się samotny i dumał, czy niezmierna samotność rzeczywiście idzie w parze z nurtującą świadomością własnej śmiertelności z przejściem do tej fazy życia, o której Thomas Wolfe powiedział: „Byliśmy młodzi i tylko dlatego wydawało nam się, że nigdy nie możemy umrzeć. „Nick poczuł zmęczenie; doszedł do końca drogi i skręcił na chodnik prowadzący do parkingu przy sklepie.
Zobaczył ją, zanim ona go spostrzegła. Stała obok swego nowiutkiego czerwonego mercedesa sport coupe. W ręku miała małą, brązową papierową torbę i zaglądała przez okno do samochodu, który stał obok. Był to pontiak 1990 należący do Nicka. Poczuł nagły przypływ adrenaliny wywołany przez gniew. Nabrał podejrzeń. Gdy w końcu dostrzegła go, odezwał się: — No, Greta, cóż za niespodzianka. To chyba zbieg okoliczności, że jesteśmy w tej samej części Key West dzisiaj i to dokładnie o tej samej porze.
— A, Nick, tak mi się wydawało, że to twój samochód.
Jak się masz? — Położyła papierową torbę na masce swego samochodu i podeszła do Nicka z przyjaznym nastawieniem. Albo nie zauważyła, albo zlekceważyła złośliwy ton jego powitania. Miała na sobie żółtą koszulkę bez rękawów i obcisłe, niebieskie szorty. Jej jasne włosy były ściągnięte do tyłu w dwa małe warkoczyki.
— Nie graj przede mną niewiniątka, fraulein — natarł na nią Nick. — Wiem, że nie przyszłaś tu na zakupy — prawie krzyczał. Wolną ręką podkreślał to, co mówił i bronił Grecie dostępu do siebie. — To nie jest przystanek na twojej trasie. Przyszłaś tu, żeby mnie odnaleźć. Więc czego chcesz? — Nick opuścił ramię. Paru przechodniów zatrzymało się, by obserwować wymianę zdań.
Greta przez chwilę wpatrywała się w niego tymi krystalicznie przeźroczystymi oczami. Nie miała żadnego makijażu. Wyglądała jak mała dziewczynka, wyjąwszy zmarszczki na twarzy. — Ciągle jesteś taki wściekły, Nick? Po tych wszystkich latach? Podeszła bliżej i chytrze uśmiechała się patrząc mu w oczy: — Pamiętam pewną noc prawie pięć lat temu — powiedziała figlarnie — gdy nie byłeś taki wściekły i cieszyłeś się, że mnie widzisz. Zapytałeś mnie, czy chcę cię na jedną noc, nie owijając w bawełnę. I ja się zgodziłam.
Byłeś wspaniały.
W chwilowym przebłysku Nick przypomniał sobie deszczową noc, gdy zatrzymał Gretę, jak opuszczała przystań.
Przypomniał sobie także, jak tej właśnie nocy rozpaczliwie pragnął kogoś dotknąć, kogokolwiek. — To był dzień po pogrzebie mego ojca — powiedział szorstko. — I do tego było bez znaczenia. Odwrócił wzrok. Nie mógł znieść jej przeszywającego spojrzenia.
— Nie odniosłam takiego wrażenia — ciągnęła dalej Greta tym samym figlarnym, niemniej jednak pozbawionym emocji tonem. — Czułam cię w sobie, smakowałam twoje pocałunki. Nie powiesz mi…
— Słuchaj — przerwał jej Nick najwyraźniej rozdrażniony. — Czego chcesz? Nie chcę tutaj stać całe rano sprzeczając się z tobą o jakąś głupią noc sprzed pięciu lat.
Przecież wiem, że po coś tu jesteś. Co to takiego?
Greta zrobiła krok do tyłu i rysy jej stwardniały.
— Z ciebie jest bardzo trudny facet, Nick. To byłaby świetna sprawa robić z tobą interesy, gdybyś nie był taki, jak ty to mówisz, gdybyś nie miał drzazgi w dupie. — Na chwilę przerwała. — Przychodzę od Homera. Ma dla ciebie propozycję. Chce wiedzieć, co znalazłeś wczoraj w oceanie.
Chce pogadać o spółce.
Nick roześmiał się triumfująco. — A więc przez cały czas miałem rację. Nasłał cię, żebyś mnie odnalazła. A teraz drań chce rozmawiać o spółce. Ha, nic z tego. Nie obrobicie mnie znowu. Powiedz swojemu chlebodawcy czy kochankowi, czy kim tam on jest, żeby swoją propozycję wsadził sobie w dupę. A teraz, jeśli wybaczysz…
Chciał obejść Gretę i otworzyć drzwi swojego samochodu JLJ mocna ręka chwyciła go za przedramię. — Robisz błąd, Nick. — Jej oczy znowu go przewierciły. — Wielki błąd. Nie stać cię, żeby to zrobić na własną rękę. To co znalazłeś, prawdopodobnie nie ma żadnej wartości. Jeżeli ma, daj mu wydać pieniądze. — Jej oczy kameleona jeszcze raz się przesunęły. — A tak miło byłoby znowu razem pracować.
Nick wsiadł do samochodu i włączył silnik. — Nie da rady, Greta. Tracisz czas. Teraz muszę jechać. — Wycofał z parkingu a potem wyjechał na ulicę. Skarb znowu zajmował jego myśli. Przez chwilę był przygnębiony tym, co powiedziała mu Amanda o trójzębie, ale fakt, że Homer chciał go zobaczyć, dawało Nickowi poczucie siły. Ale, pytał siebie, skąd to wie? Kto wygadał? A może ktoś nas widział?