Na głębokim czarnym tle usianym gwiazdami, nitki galaktyki Mlecznej Drogi wyglądają jak cieniutkie wiązki światła domalowane przez artystę. Tu, na dalekim krańcu Zewnętrznej Muszli, obok początku tego, co Koloniści nazywają Przełęczą, nic nie nasuwa myśli o nadmiernej aktywności Kolonii, która ma miejsce około dwudziestu czterech cykli świetlnych stąd. Przeraźliwa, nieprzerwana cisza stanowi tło zapierającego dech w piersiach piękna czarnego nieba, nakrapianego migocącymi gwiazdami.
Nagle z pustki wyłania się mały, międzygwiezdny kurierski robot. Szuka i w końcu odnajduje ciemnego sferycznego satelitę o średnicy około trzech mil, którego łatwo byłoby przeoczyć w wielkiej panoramie nieboskłonu. Czas mija. Zbliżenie ujawnia ruch na satelicie. Łagodne, sztuczne światła rozjaśniają teraz część jego powierzchni. Automatyczne pojazdy pracują na obrzeżach obiektu, najwyraźniej zmieniając jego kształt. Zewnętrzne struktury są rozmontowywane i zabierane do odległego rejonu tymczasowego składowania. W końcu pierwotny kształt satelity zupełnie znika i ostają się jedynie dwie równoległe szyny stopu metali zbudowane z części o długości około dwudziestu jardów każda; z tych części, które pozostały po znikającym właśnie satelicie. Każda z równoległych szyn ma dziesięć jardów szerokości; odpowiadające sobie segmenty dzieli odległość okołu stu jardów.
Trwają regularne loty do rejonu składowania — dopóty, dopóki nie wyczerpią się użyteczne zapasy materiału a szlak nie osiągnie długości prawie dziesięciu mil. Potem ruch zamiera. Szyny znikąd donikąd trwają w przestrzeni niby milczące pozostałości jakiejś gwałtownie przerwanej, wielkiej inżynierskiej roboty. Czy tak było? Tuż spod pary odznaczających się jasnym blaskiem na wschodniej części nieba szyn wyłania się jakaś plama. Rośnie, aż opanowuje wschodnią ćwiartkę nieba. Dwanaście, nie, szesnaście wielkich międzygwiezdnych transportowych statków błyskających jasnoczerwonym światłem wprowadza do rejonu defiladę automatycznych pojazdów. Widmowe szyny donikąd zostają teraz otoczone przez nowych przybyszy. Otwiera się pierwszy statek transportowy wyłaniając osiem małych wahadłowców; każdy z nich podąża tyłem w kierunku wielkich transportowych kontenerów. Wahadłowce oczekują w ciszy na zewnątrz potężnych statków.
Ostatni pojazd, jaki przybywa, to malutki kosmiczny holownik, który ciągnie długi, wysmukły obiekt. Wygląda on jak dwa połączone końcami japońskie wachlarze. Pokryty jest przeźroczystą, zabezpieczającą osłoną z bardzo cienkiego materiału. Osiem małych, jak kolibry ruchliwych pojazdów tańczy wzdłuż obiektu, tak jakby go zarazem strzegły, prowadziły i badały stan jego zdrowia.
Wielkie statki transportowe o kształtach przypominających dawne sterówce otwierają się ujawniając swoją zawartość. Większość z nich przewozi części szyn poukładane w ogromne stosy. Małe wahadłowce wyładowują części a potem zestawiają je w grupy ciągnące się milami w obu kierunkach istniejących już szyn. Kiedy części szyn są już prawie wyładowane, cztery wahadłowce zbliżają się do boku jednego z gigantycznych transportowych statków i oczekują, aż otworzą się na oścież ukryte w środku drzwi.
Z wnętrza tego statku wyjeżdża osiem maszyn, które rzucają się na każdą z czterech par wahadłowców, ostrożnie łamią na części i zabierają z powrotem do ciemnej wnęki ładowni. Parę chwil później wyłania się z tego wielkiego statku podłużne urządzenie, zespół połączony. Po ukończeniu jednego zadania system konstrukcyjny podlega kolejnej przemianie. Poczynając od dwóch końców długiego ramienia rozdziela się na kawałki i monolityczna struktura znika przekształcając się w tysiące oddzielnych, ale podobnych składników. Te małe urządzenia łączą się w grupy z poszczególnymi odcinkami szyn. Uważnie mierzą wszelkie wymiary i sprawdzają wszystkie złącza między sąsiadującymi odcinkami. Potem, jakby na sygnał, szyny na czterech końcach segmentu torów zaczynają zakręcać i wznosić się. Skręcają do góry, ciągnąc za sobą resztę torów. Dwie długie równoległe linie przekształcają się ostatecznie w gigantyczny podwójny pierścień o promieniu ponad stu mil, który wygląda jak zawieszony w przestrzeni kosmicznej diabelski młyn.
Gdy podwójny pierścień zostaje ukończony, układ konstrukcji ponownie zmienia konfigurację. Jego części podnoszą długi wysmukły obiekt, który kształtem przypomina dwa złączone końcami japońskie wachlarze. Pod troskliwym nadzorem kolibrów obiekt zostaje dźwignięty i ustawiony na swoje miejsce jako oś północpołudnie podwójnej pierścieniowej budowli. Niektóre z kolibrów wytwarzają niedostrzegalne, cienkie kable i przymocowują oś z obu końców do struktury pierścienia. Pozostałe malutkie mechaniczne ścigacze produkują sieć, która oplata się wokół środkowego odcinka i łączy wielką antenę z osią wschód— zachód.
Antena, teraz połączona z podtrzymującą ją strukturą, otwiera się w kierunku północnego i południowego bieguna pierścienia. Przy bliższym zbadaniu okazuje się, że kolibry właśnie rozdzielają poszczególne zwoje. Rozwierają się one, aż całe wnętrze pierścienia pokrywa się mieszaniną sieci, ożebrowań. Wstępne rozwinięcie zostaje ukończone.
Zespół komunikacyjny przechodzi z kolei przez dokładny autotest. Wypada on pomyślnie i stacja zostaje uznana za gotową do działania. W ciągu kilku godzin falanga robotów z zamieszkałego wszechświata zbiera porozrzucane wokół przypadkowe części i załadowuje je do wielkich statków transportowych. Potem roboty znikają w ciemnościach otaczających stację tak szybko, jak przybyły, zostawiając samej sobie pierścieniową budowlę, jako świadectwo obecności istot myślących we wszechświecie.
Wokół bezmiernej Zewnętrznej Muszli, której każda z dwustu pięćdziesięciu sześciu sekcji jest większa od Kolonii, wykonano — w czasie Cyklu 446 — ponad tysiąc podobnych budowli próbując w ten sposób rozszerzyć możliwości komunikacyjne. To ostatnie z grupy bardzo trudnych przedsięwzięć w rejonie Przełęczy. Budowę siedmiokrotnie wstrzymywano z powodu niemożliwej do przyjęcia ilości wad produkcyjnych, które były dziełem odległej o ponad dwa świetlne milicykle głównej fabryki. Po parokrotnych próbach rozwiązania problemu zakłady trzeba było w końcu zamknąć i właściwie zbudować od podstaw.
Opóźnienia w wykonaniu projektu wyniosły w sumie czternaście milicykli, mniej więcej tyle, ile Rada Inżynierów zakładała w analizie możliwych niepowodzeń, załączonej do Proklamacji Cyklu 446.
Gdy zbliża się wielka chwila, w sercu Kolonii zamiera wszelka normalna działalność. W ostatnim nanocyklu nie prowadzono działalności finansowej, zawieszano działalność rozrywkową. Pustoszały nawet porty kosmiczne. Dokładnie o 446.9, po trwającej dwieście milicykli debacie i dyskusji prowadzonej w Radzie Przywódców, ma być przedstawiony rządowy plan na następną erę, z którym zapozna się wszelkie rozumne stworzenia w Kolonii.
Zgodnie z harmonogramem uruchomiono gigantyczne przekaźniki i Proklamacja Cyklu 447 zaczęła wypływać z informacyjną prędkością stu trylionów bitów informacji na jeden pikocykl. Rzeczywista szybkość danych wypływających z potężnego źródła jest znacznie wyższa, ale redukują by ją dostosować do wymagań skomplikowanego systemu kodowania oraz wewnętrznej kontroli błędów.
Tylko w Kolonii, odbiorcy wyposażeni w specjalne algorytmy dekryptażu mogą uporządkować przekaz na każdym poziomie. A wewnętrzna kontrola spójności każdego pakietu danych w transmisji zmniejsza prawdopodobieństwo otrzymania błędnej informacji, nawet z wielkiej odległości, praktycznie do zera. Zgodnie z zaleceniami organizacji i agend na rzecz Proklamacji powstałych w Erze Geniuszu między Cyklem 371 a 406, pierwszy mikrocykl transmisji stanowi pełne streszczenie całego planu. Dwieście nanocykli tego streszczenia jest poświęconych każdemu z pięciu działów kierowanych przez Radę Przywódców: administracji, informacji, komunikacji, transportu i eksploracji. Po zaplanowanej przerwie, która trwa czterysta nanocykli i ma umożliwić odbiorcy dostrojenie pasma sygnału, rozpoczyna się Proklamacja bieżącego Cyklu 447.
Trwa długo. Zakończy się dopiero po dwudziestu mikrocyklach. Cztery pełne mikrocykle zostają wykorzystane na szczegółowe omówienie głównych projektów, które mają być podjęte w każdej z pięciu dziedzin. W kręgu szczególnego zainteresowania Komitetu do spraw Zewnętrznej Muszli, grupy która zarządza olbrzymim zewnętrznym regionem na kresach obszaru w jurysdykcji Kolonistów, znajduje się plan Działu Eksploracji, który zapowiada repatriację do Zewnętrznej Muszli prawie miliona gatunków z Zoosystemu # 3.
Transmisja Proklamacji, bogata w informacje, które można przekładać na język, obrazy, dźwięki i inne wrażenia zmysłowe w zależności od tego, jakie istoty ją odbierają, na ile zaawansowany jest ich sprzęt deszyfrujący, stanowi początek rządowych działań w każdym cyklu. Terenowe ciała czy administracyjne agencje wraz z podporządkowanymi im komórkami wykonawczymi układają następnie, w oparciu o Proklamację, swoje plany tak, by były one zgodne z planami ogłoszonymi przez Radę Przywódców.
Procedurę tę szczegółowo określają Artykuły Kolonialnej Konfederacji.
Proklamację transmituje się na całą Kolonię i na pobliskie rubieże Wewnętrznej Muszli za pośrednictwem gigantycznych stacji komunikacyjnych usytuowanych wzdłuż szlaków transportowych. Owe stacje, a właściwie centra informacji, gdzie w rozbudowanych bibliotekach przechowuje się przez okres stu cykli wszelkie przekazy informacyjne Kolonii, wzmacniają sygnał i retransmitują go do następnej stacji, odległej o około dziesięć mikrocykli świetlnych.
Rubieże Kolonii (a tym samym skraj Wewnętrznej Muszli) poszerzano na mocy Dekretu o Granicach zawartego w Proklamacji Cyklu 416. Do Kolonii włączono wszystkie obszary w promieniu trzech świetlnych milicykli od administracyjnego centrum. W ten sposób na przykład, zanim Proklamacja dotrze do Kompleksu Zoologicznego Mamutów (układ trzech gwiazd i dziewiętnastu planet, z których cztery są sztuczne) na skraju Kolonii, wiadomość musi zostać przekazana przez trzysta stacji.
Komitet Kuratorów Zoologicznych niecierpliwie oczekuje Proklamacji, w której spodziewa się znaleźć odzew na swój postulat rozszerzenia Kompleksu Zoologicznego. Już wcześniej, w Cyklu 429, Komitet planował ekspansję Kompleksu chcąc poradzić sobie z nagłym wzrostem populacji, jaki odnotowano w cyklach 426, 427 i 428 za sprawą wielkiego przełomu w dziedzinie inżynierii genetycznej.
W owym czasie jednak prośba została odrzucona, a Rada Przywódców zarządziła repatriację, zamierzając w ten właśnie sposób rozwiązać problem liczebności populacji.
W cyklach 430–436 populację Kompleksu Zoologicznego utrzymywano na nie zmienionym, w przybliżeniu, poziomie dzięki temu, że pospolite gatunki odsyłano regularnie z powrotem do miejsc, z których pochodziły.
Ale oto w początkach Cyklu 437 nastąpił gwałtowny wzrost zainteresowania biologią porównawczą. Pobudziło je odkrycie w Sektorze 28 Zewnętrznej Muszli piątej kategorii form życia, nazwanej przez Radę Biologów „Typem E”. Ekspedycje do tego rejonu, jakie miały miejsce po odkryciu, wykazały nie tylko to, że Typ E stanowił w sektorach 28–33 dominującą formę życia, ale także i to, że w tych sektorach obecny był również, co zaskakujące, Typ A. I oto po raz pierwszy zdarzyło się, że naturalna ewolucja w którymś z rejonów sprzyjała powstaniu innych form życia aniżeli Typ A i doprowadziła do wykształcenia się hybryd. Pragnienie poznania tych niezwykłych stworzeń zaowocowało, w cyklach 440 i 441, ekspedycjami podjętymi na rzecz zagrożonych gatunków kierowanymi do Zewnętrznej Muszli oraz stworzeniem, w Cyklu 442, kilku światów specjalnie po to, by zbadać nowe formy życia Typu E.
Wiele spośród tych nowych gatunków świetnie rozwijało się w Systemie Zoologicznym # 3, co Komitetowi Kuratorów ponownie przysporzyło problemów z wielkością populacji i przestrzenią. Zwłaszcza brak przestrzeni stanowił dotkliwy problem, tym większy, że trzeba było posegregować wszystkie gatunki reprezentujące Typ E, i dlatego, że nastąpiła ich gwałtowna reprodukcja. Stąd, gdy zaczęto planowanie działań na Cykl 447, Komitet Kuratorów Zoologicznych zaproponował niewielki rozrost Kompleksu sugerując nie tylko to, by czwarty system zoologiczny przeznaczyć wyłącznie na formy życia Typu E, ale także i to, by podjąć energiczną kampanię na rzecz zakończenia repatriacji z Kolonii oraz z Wewnętrznej Muszli wszystkich gatunków o współczynniku agresji poniżej 14.
Komitet Kuratorów był zdumiony skalą repatriacji z Zewnętrznej Muszli, jaką zakładano w planie Proklamacji Cyklu 447. W trakcie ożywionej roboczej dyskusji, której katalizatorem była ta nieoczekiwana propozycja, ponównie okazało się, że niebezpieczeństwo, iż formy życia umieszczone w Wewnętrznej Muszli powrócą na planety, z których pochodziły, istnieje nadal. Komitet decyduje się tymczasowo na niezwykły krok — przedstawia Radzie Przywódców „Proklamację Niezgody”. W jej projekcie Kuratorzy wykazują, że nad nowymi formami życia Typu E przeprowadzono wiele eksperymentów genetycznych, że ewolucyjne możliwości nowych gatunków są niepewne, że obserwacja miejsc ich występowania w Zewnętrznej Muszli oraz badania warunków są nieadekwatne i że współczynniki agresji nie są jeszcze dla wielu grup odpowiednio zestawione.
Komitet Kuratorów Zoologicznych doszedł do wniosku, że o tych wszystkich czynnikach należy powiedzieć już w trakcie pierwszych debat. Dlaczego więc nadal propagowano taktykę repatriacji? Czyżby stanowiła część jakiegoś nowego dalekosiężnego projektu, który całkiem obniży rangę zoologicznej informacji? Chyba że owa taktyka miała znaczenie ściśle polityczne i możliwe, że wiązała się z Orędziem Mocarstwa Nr 2.