Rozdział 6 RZEKA RADOSNA

W Zmykach nie zatrzymali się nawet na chwilę. Chociaż Patience zafascynowana przyglądała się lśniącym strojom ludzi ogarniętych pasją wydania w ciągu jednej nocy oszczędności całego życia, Sken poprowadziła ją od razu w stronę małej łódki z żaglem, którą przy dobrym wietrze można było popłynąć w górę rzeki, a nawet podjąć niewielką wyprawę w morze, gdyby zaszła taka potrzeba. Widok ciężkich wioseł tłumaczył, dlaczego ramiona kobiety były grube i muskularne. Patience zaczęła podejrzewać, że znalazłaby na nich o wiele mniej tłuszczu, niż pierwotnie sądziła. Sken wystarczyło parę ruchów, by wyspa zniknęła im z oczu.

— Tu poczekamy aż do zmierzchu — szepnęła Sken — kiedy to przypłynie następny prom. Wtedy wrócimy i zabierzemy Angela.

Nie potrwało to długo. Ruch łodzi z królewskiego portu w górę Rzeką Radosną do Zmyków był dość duży. Przebranie Angela okazało się tak dobre, że Sken rozpoznała go wcześniej niż Patience, która oczekiwała podstarzałego nauczyciela lub starej kobiety, takie bowiem postacie najczęściej przybierał w przeszłości. Tym razem przemienił się w męską dziwkę, z lekka pijaną i ostro wymalowaną.

— Myślałam, że najważniejsza zasada przy ukrywaniu się to stać się niewidocznym — powiedziała Patience. Wiosła zanurzały się w wodzie bez jednego dźwięku. Sken znała rzekę i wydawało się, że uderza wiosłami zupełnie bez wysiłku.

— Istotą przebrania jest pozostać nie rozpoznanym — odrzekł Angel. Zaczerpnął dłonią wody i umył twarz. — Można tego dokonać wcielając się w postać, której nikt nie zauważa lub wywołującą takie zakłopotanie, że ludzie wolą odwracać od niej wzrok. W jednym i drugim przypadku nikt jej się nie przygląda i wobec tego pozostaje nie rozpoznana.

— Dlaczego dopuściłeś, bym spędziła cały dzień w kramie? — zapytała Patience. Nie podobało jej się, że Angel jeszcze ciągle wie więcej niż ona.

— A gdzie ty byłaś wczoraj, głuptasie, kiedy czekałem na ciebie w Szkole, wystawiając twarz na widok wszystkich szpiegów króla?

— Rozmawiajcie ciszej — szepnęła Sken. — Królewskie patrole mają w zwyczaju cumować łodzie na rzece i nasłuchiwać w ciemnościach, o czym rozmawiają tacy głupcy jak wy.

Zapadło milczenie. Minęli wschodni brzeg wyspy i płynęli pomiędzy palami, na których wznosiły się ponad wodą domy. Ten okręg nazywano Szczudłaczym. Było to miasto rzecznych ludzi, o których powiadano, że od narodzin aż do śmierci nigdy nie postawili nogi na suchym lądzie. To oczywiście była przesada, ale rzeczywiście większość swego życia spędzali na wodzie. Mówiono, że na stałym lądzie dostają choroby morskiej. A kiedy pili alkohol, w ogóle nie mogli się poruszać, gdy nie mieli pod nogami kołyszących się desek. Patience zawsze podejrzewała, że rzeczni ludzie sami wymyślali te legendy na swój temat.

— Podczas przypływu — powiedziała Sken — woda dochodzi aż dotąd. — Wskazała jakiś metr ponad wodą na najbliższym palu. — Ale w czasie wiosennych powodzi miejscowi nieraz całymi tygodniami muszą mieszkać na strychach, bo w pokojach stoi woda po kolana.

To wydało się Patience wprost niezwykłe — domy wznosiły się przecież dobre cztery metry ponad poziomem wody. Brzeg po lewej stronie, gdzie powstawało właśnie nowe miasto, był na tyle wysoki, że wiosenna powódź mu nie zagrażała. Ale bagna po prawej stronie musiały znajdować się pod wodą przez dość długi czas. Patience zaczęła rozumieć, w jaki sposób rzeka kontrolowała życie ludzi. Korfu podnosił się i upadał wiele razy podczas siedmiu tysięcy lat swego istnienia. Heptam bywało prowincjonalnym miastem i centrum świata, ale przez cały czas rzeka narzucała mu swoją wolę.

Angel, jakby czytając w jej myślach, powiedział:

— Przez tysiące lat prawy brzeg chroniła grobla i wtedy obszar moczarów był gęsto zaludniony. Ale mniej więcej pięć tysięcy lat temu powstała w niej wyrwa, której już nikt nie naprawił. Nie minęło pięćdziesiąt lat i po grobli nie pozostało ani śladu. Czas działa przeciwko nam.

Łódź uderzyła z całym rozpędem o masywny pal. Dom zbudowany był na pojedynczym, potężnym szczudle, podtrzymywanym ustawionymi pod kątem deskami, tworzącymi triangul z solidnymi belkami.

— To tutaj — powiedziała Sken. Przycumowała łódź do pala i z zadziwiającą łatwością wdrapała się po deskach, tworzących coś w rodzaju trójkątnej drabiny, prowadzącej do wnętrza domu. Zanim Patience zdążyła podejść do dziobu łodzi i wejść na drabinę, z góry spadła sieć niby wielki pająk.

— Czy ona ma zamiar nas wciągać? — zapytała Patience.

— Wziąłem ze sobą nieco bagażu — wyjaśnił Angel. Patience rozpoznała niewielki kufer. Oczywiście. Jej rzeczy mógł gdzieś schować, ale nigdy na długo nie tracił z pola widzenia swej skrzynki. Wiedziała, że trzyma w niej warsztat charakteryzatora, ale także inne przedmioty, których nikomu nigdy nie pokazywał.

Skrzynia uniosła się szybko do domu i Angel popchnął Patience w kierunku drabiny.

Konstrukcja lekko kołysała się, kiedy ktoś przechodził z jednego końca na drugi. Dla ludzi żyjących na wodzie to bujanie mogło być nawet przyjemne, ale Patience raczej przeszkadzało. Przypominało jej nieustanne trzęsienie ziemi. Zwłaszcza gdy poruszała się Sken, której potężna masa wprawiała budynek w silne chybotanie. Kobieta w ogóle na to nie zwracała uwagi, więc Patience udawała, że również jej to nie wadzi.

— Przykro mi, że nie spotkałam się z tobą o umówionym czasie — zwróciła się do Angela. — Musiałam zadać kilka pytań ojcu. Pytań, na które mógł odpowiedzieć dopiero po śmierci.

— Tego się domyśliłem — odparł. — Powiedz mi, gdzie zostawiłaś głowę po skończonej rozmowie?

— Oruc wystarczająco wykorzystał go za życia — odpowiedziała. — Teraz już nie będzie miał z niego pożytku.

— Zabiłaś głowę swego ojca? — Sken była przerażona.

— Zamknij się i przygotuj nam posiłek — powiedział cicho Angel.

Sken poczerwieniała, ale poszła wykonać polecenie.

— Poprosił mnie o to — wyjaśniła Patience.

— Każdy przy zdrowych zmysłach by tak zrobił — stwierdził Angel. — Samo to, że potrafimy utrzymywać głowy przy życiu, nie oznacza, iż powinniśmy to robić. Jeszcze jedna obrzydliwość, za którą będziemy musieli któregoś dnia zapłacić.

— Bogu? Nie sądzę, by obchodziło go to, co robimy z naszymi głowami.

Sken nie potrafiła utrzymać języka za zębami.

— Gdybym wiedziała, że jesteście bluźniercami, leżelibyście teraz na dnie rzeki.

Tym razem odpowiedziała jej Patience.

— A gdybym ja wiedziała, że nie potrafisz milczeć, zostawiłabym twoją głowę w kajucie.

— Wzięłaś ze sobą pętlę? — Angel uśmiechnął się.

— Użyłam jej dwa razy. Nie byłam zbyt delikatna.

— To pewne — mruknęła Sken.

— No dobrze, więc co powiedział ci ojciec?

Patience spojrzała chłodno na nauczyciela.

— To, co podobno miałam usłyszeć od ciebie.

— To znaczy?

— Ty mi powiedz, a ja porównam obie wersje.

— Patience, znam więcej sztuczek, niż zdołałem ciebie nauczyć. Jeśli wyjawisz mi sekrety, które ojciec ci przekazał, nie będę cię musiał oszukiwać przez następne trzydzieści lat.

— Czy wiedziałeś, jak umarła moja matka? — zapytała Patience.

Angel skrzywił się.

— Widzę, że nie zadawałaś mu łatwych pytań.

— Załamał się już po dwóch godzinach. Myślałam, że jest silniejszy.

— Był silniejszy niż ktokolwiek inny.

— Jęczał i zawodził, a kiedy czerwie dręczyły go dalej, zaczął nawet płakać.

— Oczywiście. — Angel skinął posępnie głową.

— Co ma znaczyć to oczywiście? On nauczył mnie wytrzymałości i ukrywania emocji, a sam…

Zamilkła, czując się jakoś głupio.

— Tak? — zapytał Angel.

— A on okazywał emocje i ja mu wierzyłam.

— Aha. Więc może były to emocje, których wcale nie czuł.

— Nie udało mu się okłamać mnie. Widziałam, kiedy próbuje mnie oszukać, a kiedy mówi prawdę. Nie mógł wszystkiego ukryć. A może?

— Nie. Przypuszczam, że wyznał ci prawdę. Co opowiedział ci poza tym, że przyznał się do zadania śmierci twojej matce?

— Czy to mało?

— A proroctwo?

— Już wcześniej usłyszałam o nim co nieco. Powiedział, co Kapitan Statku wystukał lewą ręką.

— Aha.

— Angelu, wiem gdzie chcę teraz pójść.

— Twój ojciec pozostawił mi dokładne instrukcje.

— Mój ojciec nie żyje i teraz należysz do mnie.

— To znaczy, że on jest twoim niewolnikiem? — wtrąciła Sken zdziwiona. — Słuchałam poleceń niewolnika?

— Jestem niewolnikiem królewskiego niewolnika. To stawia mnie tak wysoko ponad tobą, że niegodna jesteś wdychać moich pierdnięć. Czy wreszcie zamkniesz się, kobieto?

Właściwie, pomyślała Patience, teraz ja jestem heptarchinią. Więc ty, Angelu, jesteś królewskim niewolnikiem. Jedynym niewolnikiem heptarchini. To zapewnia ci zupełnie wyjątkową pozycję.

— Gdzie więc chcesz pójść? — zapytał Angel.

— Do Spękanej Skały — odparła Patience.

Angel był wyraźnie wstrząśnięty, ale odpowiedział z humorem:

— Pewne jak dwa razy dwa jest cztery, że dziewczyna zwariowała.

Sken aż podskoczyła z wrażenia.

— Dziewczyna! Dziewczyna? To kanciaste chłopaczysko miałoby być istotą rodzaju żeńskiego? Noszenie męskich strojów jest obrazą dla kobiety, podobnie jak dla mężczyzny kobiece szaty…

— Czy mam ją zabić, byśmy mogli mieć wreszcie kilka chwil spokoju? — zapytał Angel.

Sken zamilkła w jednej chwili i zaczęła wyciągać chleb z sakw i wrzucać do wody pachnące ziołami kiełbaski.

— Dziecko — powiedział Angel — to jedyne miejsce, do którego nie wolno ci nigdy pójść.

— Na pewno — odparła. — Ale jest też jedynym miejscem, gdzie muszę iść. Po to się właśnie urodziłam, nie rozumiesz?

— Przyszłaś na świat, bo masz przed sobą ważniejsze zadanie niż wypełnianie jakiegoś idiotycznego proroctwa.

— W jaki sposób mnie powstrzymasz? Zabijesz mnie? To jedyny sposób.

— Dotknął cię zew Spękanej Skały. Dlatego tak bardzo chcesz tam pójść. W ten sposób się zawsze objawiał, szaloną irracjonalną determinacją, której nic nie mogło zachwiać.

— Myślisz, że tego nie wiem?

Angel zastanawiał się przez moment.

— A więc uważasz, że okażesz się silniejsza niż to, co tam znajdziesz.

— Myślę, że jeśli zew potrafił wezwać najmądrzejszych z mądrych i skłonić moją matkę, by chciała złożyć w ofierze córkę, to ktoś musi wreszcie temu położyć kres. Dlaczego nie ja? Czy proroctwo nie głosi, że ludzkość zostanie odnowiona?

— Kiedy przyjdzie Kristos — szepnęła Sken.

— Prorocy opowiadali o swoich wizjach, które coś podsuwało ich umysłom — powiedział Angel. — To mogą być kłamstwa, mające cię tam zwabić.

— W takim razie zostałam omamiona. Jeśli jesteś taki mądry, Angelu, dlaczego nigdy nie słyszałeś wezwania ze Spękanej Skały?

Wydało się, że twarz Angela zastygła nagle w lodową maskę. Zawsze potrafiła mu dopiec do żywego.

— Nikt nigdy nie dowiódł, że wszyscy Mądrzy usłyszeli zew.

Nie było potrzeby mocniej go ranić. Użyła dyplomatycznej sztuczki wobec człowieka, którego uczciwej rady będzie potrzebować jeszcze wiele razy. Więc uśmiechnęła się i dotknęła jego dłoni.

— Angelu, poświęciłeś życie, by uczynić mnie tak mądrą i niebezpieczną, jak jest to w ogóle możliwe. Kiedy nadejdzie taki moment, że będę lepiej przygotowana niż teraz? Gdy ty zestarzejesz się i nie dasz rady mi towarzyszyć? Albo kiedy zakocham się w jakimś nicponiu i zajmę trójką dzieci, które on mi zrobi?

— Może na to, co cię tam czeka, nigdy nie będziesz gotowa?

— A może jestem gotowa już teraz, kiedy potrafię zaryzykować swoje życie? Gdy straciłam po raz pierwszy ojca, a kolejny matkę? Gdy jestem gotowa zabijać, bo płonie we mnie ogień zemsty za to, co skradziono mnie, memu ojcu i mojej matce? Teraz właśnie jest czas, by zmierzyć się z tym, co mnie czeka. Cokolwiek to jest. Z tobą lub bez ciebie, Angelu. Ale lepiej z tobą.

— Dobrze — Angel uśmiechnął się.

Patience obrzuciła go uważnym spojrzeniem.

— To było zbyt łatwe. Od początku chodziło ci o to, żebym cię przekonała.

— Daj spokój, Patience. Twój ojciec oboje nas przestrzegł, że nie ma nic gorszego nad to, co cię czeka w Spękanej Skale. Znaliśmy lorda Peace bardzo dobrze, równie dobrze, jak on nas, czy więc nie myślisz, że od początku wiedział, iż dojdzie do tej rozmowy?

Patience przypomniała sobie głowę ojca. Czy naprawdę był tak przewidujący, że pozwolił córce wydrzeć z siebie siłą informacje, które pragnął jej przekazać?

— Nieważne, czy to zaplanował — powiedziała. — Pójdę tam nawet, jeśli on tego chciał.

— Dobrze. Wyruszymy dzisiaj. Nie musimy tu spędzać kolejnego dnia. — Sięgnął po sakiewkę zawieszoną przy pasie i wyciągnął dwie duże, stalowe monety. — Sken, czy wiesz, ile to jest warte?

— Jeśli są prawdziwe, to jesteś cholernym głupcem, nosząc je przy sobie i chodząc bez straży.

— Czy kupię za nie twoją łódź?

Sken spojrzała na niego krzywo.

— Wiesz doskonale, że kupisz za nie dziesięć moich łodzi. Jeśli to stal.

Wręczył jej obie monety. Ugryzła jedną i sprawdziła jej ciężar na dłoni.

— Nie jestem głupia — powiedziała.

— Jeśli sądzisz, że nie są prawdziwe, to jesteś — stwierdził Angel.

— Nie sprzedam ci łodzi, jeśli nie kupisz także i mnie.

— Kupić ciebie!? Te pieniądze są wystarczającą zapłatą za twoje milczenie, a tylko tego mi potrzeba.

— Nie jestem głupia — powtórzyła. — To nie jest cena, którą się daje za łódź. Wiem, że będziesz chciał mnie zabić, zanim odejdziesz.

— Jeśli mówię, że kupuję, to kupuję.

— Pozwoliliście mi usłyszeć zbyt dużo i nie ośmielicie się zostawić mnie żywej. Dziewczyna w przebraniu podróżująca z mężczyzną, który rozdaje stal, jakby to było zwykłe srebro? Jej ojciec właśnie zmarł, a oboje ukrywają się przed królem? Czy myślisz, że my tu na rzece nie słyszeliśmy o śmierci lorda Peace? I o królu poszukującym jego córki Patience, prawowitej heptarchini, córki z proroctwa? Wszystko zrozumiałam, ale wy nie dbacie o to, bo dla was jestem już trupem.

Patience zbyt dobrze znała swojego nauczyciela, by wiedzieć, że Sken nie myli się.

— Myślałam, że rozmawiamy tak otwarcie, bo kobieta jest zaufana, nie dlatego, że ma umrzeć.

— A co jeśli masz rację? — Angel zwrócił się do Sken. — Co, jeśli rzeczywiście chcę cię zabić? Dlaczegóż miałbym teraz zmienić zdanie?

— Znam rzekę, jestem bardzo silna i potrafię wiosłować.

— Jeśli zajdzie taka potrzeba, wynajmiemy wioślarza.

— Ale oboje jesteście obyczajnymi ludźmi, którzy nie zabijają nie zasługujących na śmierć.

— Uczciwość nie jest naszą główną cnotą — odparł Angel. — Praworządność zostawiamy księżom.

— Weźmiecie mnie ze sobą, bo ta dziewczyna jest moją prawdziwą heptarchinią i będę jej służyć do końca moich dni. I prędzej umrę, niż pozwolę, by stała się jej jakaś krzywda.

W głosie Sken brzmiała uczciwość. Szkoleni w sztuce przebiegłości, potrafili poznać naiwność. Sken nie umiałaby dobrze kłamać, nawet gdyby chciała.

— A więc? — zapytał Angel.

Patience postanowiła wyrazić zgodę. Lojalność Sken potrąciła jakąś czułą strunę w jej sercu. Nigdy wcześniej nie przyszło jej na myśl, że odkrywając prawdę o sobie, może pozyskać więcej przyjaciół niż używając przebrania.

— Już wcześniej o mało nie odcięłam jej głowy. Możemy ją wziąć ze sobą.

— Zostaniesz z nami, dopóki będziesz nam potrzebna — dodał Angel. — A po tym odprawa będzie na pewno lepsza niż wyrok śmierci.

— Co mam zrobić z tymi monetami?

— Zatrzymaj je — powiedział Angel. — To pierwsza z nagród.

Łódź została zapakowana w kilka minut. Kiedy mijali posterunki straży, śpiewali sprośne piosenki, a Sken rzucała bezwstydne uwagi, kierując je imiennie do poszczególnych żołnierzy. Znali ją doskonale i pozwolili im przepłynąć. Zrobiło się chłodniej, ponieważ tutaj oba brzegi rzeki zacieniał las. Heptam pozostało za nimi. Ruszyli w długą drogę do Spękanej Skały.

Загрузка...