Rozdział 16 ANGEL

Sken usiłowała rozwiązać Willa. Wreszcie zaczął się niecierpliwić.

— Czy nie byłoby prędzej przeciąć liny?

— O, teraz to potrafisz gadać. Dlaczego nie odezwałeś się wcześniej ani słowem? — Użyła tępego noża, którym posługiwała się przy jedzeniu. — Czemu ani słowem nie bąknąłeś, że jesteś niewinny, kiedy cię wiązałam?

— Ponieważ ktoś był winny, a nie wiedziałem kto.

Sznury wreszcie puściły.

— Angel.

— Tak mi się wydawało. — W chwili, gdy przecięła główny węzeł, uwolnił dłonie i stopy. Poderwał się zaraz na równe nogi — był dość krótko związany, więc mięśnie nie zdążyły mu jeszcze zesztywnieć.

Kiedy dochodził do drzwi, koło loży przebiegał właśnie kierownik sali. Wymachiwał pałką i prowadził grupę wysoce nieregularnej armii. Na pewno nie byli to strażnicy z prawdziwego zdarzenia, tylko zebrany ad hoc tłum gotów służyć życzeniu Nieglizdawca. Ale prawdziwi żołnierze na pewno zjawią się wkrótce za nimi. Will zdecydował, że nie ma sensu iść za nimi. Na tyle dobrze znał Patience i geblingi, że na razie jeszcze nie drżał o ich bezpieczeństwo. A miał co innego do załatwienia;

— Lady Sken, czy wystarczy ci sznura na związanie człowieka, zanim oprzytomnieje?

Sken podeszła do Willa, pochylonego nad ciałem Angela.

— Zostawili go?

— Nieglizdawiec ich ponaglał.

Sken szturchnęła Angela nogą.

— Wiesz na pewno, że jest nieprzytomny? On zna różne sztuczki.

— Jak jeszcze bardziej go będziesz szarpać, to wreszcie się otrząśnie. A wtedy nie chciałbym się znaleźć w jego rękach.

Sken związała Angela — Will wiedział z doświadczenia, że wspaniale to robi — i razem zanieśli starego człowieka do loży. Dopiero wtedy Will zwrócił uwagę na Kristiano i Stringa. Stary gaunt oprzytomniał.

— Co mi się stało? — dopytywał się.

— Angel uznał, że twoja opowieść staje się nazbyt osobista.

— Opowieść? O, tak. Tak… moja opowieść. Próbowałem kłamać. Czułem, jak bardzo pragnie, żebym skłamał.

— A jednak powiedziałeś prawdę?

— To przez dziewczynę. Pragnęła prawdy bardziej niż on pragnął kłamstwa. Nie było mi łatwo. Chyba zemdlałem.

— Ktoś ci dopomógł.

— Znałem go — powiedział Strings. — Znałem ich wszystkich. Ale Angel? On był dobry. Kiedy prowadziłem go na górę, nie było w nim nawet śladu zła.

— Nie mam pojęcia, co według kryteriów gaunta jest złem — wtrąciła się Sken.

— Nasze kryteria są takie same jak innych — wyjaśnił gaunt. — I tak jak w wypadku innych, nasze postępowanie nie ma związku z tym, co uważamy za dobre czy złe. Nieprzypadkowo zostałem wybrany na przewodnika Mądrych. Jestem bardzo sprytny.

— Twój taniec był niezwykle piękny.

— Sprytny. Tylko sprytny. To najwięcej, na co może liczyć gaunt. Prawda, Kristiano? — zmierzwił włosy pięknego gaunta. — Reprezentuję szczyt ambicji naszej rasy. Ale nie żałujcie nas, do końca pozostaniemy niewinni. Nasze czyny nie zależą od nas samych. To pozwala nam dożyć późnego wieku bez poczucia winy.

Willowi wydało się, że słyszy gorzką ironię w głosie gaunta.

— Czy wiedziałeś, gdzie ich prowadzisz?

Wzruszenie ramion wystarczyło za odpowiedź.

— Oni wszyscy chcieli tam pójść.

— Ja też chcę — powiedział Will. — Zaprowadzisz mnie?

— On nie chce, żebym cię tam zabrał — powiedział Strings. — A jego życzenia są najsilniejsze. Zawsze go słucham.

— Teraz nie zwraca na nas uwagi.

Strings zastanawiał się przez chwilę.

— Masz rację, jednak przypuszczam, że to nic nie znaczy. Zostawił mnie w spokoju na dziesięć lat. Ale trzy dni temu odezwał się znowu. Nigdy w życiu nikt mnie tak nie poganiał. Przebywałem po drugiej stronie Spękanej Skały, grałem w przyzwoitym miejscu, gdzie przychodzili dobrze urodzeni, mądrzy ludzie. A on zmusił mnie do porzucenia tego wszystkiego. Kazał mi przybyć tu, do tej spelunki. Nie lubię pracować w takich miejscach. Tłum ma żałosny gust. Dlaczego chcesz, bym mówił dalej?

— Lubię dźwięk twego głosu.

— O nie, ty chcesz ode mnie znacznie więcej. Ty chcesz wiedzieć… Tak. No cóż, czy ktokolwiek może zrozumieć, kim naprawdę jest gaunt? Czy jestem dobry czy zły? Możesz mi zaufać czy nie? Czy ty potrafisz to powiedzieć, Kristiano?

Kristiano uśmiechnął się. Na jego twarzy malował się słodki spokój świętego. Albo idioty.

— Jak silne są twe namiętności, człowieku? Jesteś wielkości konia i masz jego siłę, ale dla mnie to nic nie znaczy. Dla mnie ważne jest twe pożądanie, żarłoczność i ambicja. Możesz mi zaufać, jeśli twe namiętności są wystarczająco silne i stałe.

— Z twojej listy namiętności wymieniasz tylko złe.

— Z mojego doświadczenia wynika, że jedynie one mają prawdziwą moc. Chyba że chodzi o fanatyka. Spotkałem kiedyś Czuwającego. Byłem wtedy jeszcze dzieckiem. Zmuszał mnie, bym go biczował, aż spływał krwią. A pewnego dnia opanował go taki religijny zapał, że od tego umarł. Wolę już pragnienia grzeszników niż czystość świętych.

— A co z twoimi własnymi pragnieniami? — zapytał Will. — Powiedziałeś, że również je czujesz.

— O, ja jestem namiętną istotą, samą namiętnością, która nigdy nie zostaje spełniona. Prowadziłem mych braci do żołądka Nieglizdawca. On nie jest łaskaw dla swych sług. Nigdy nie ukoił w nas wyrzutów sumienia.

— Budzisz się ze smakiem żalu w ustach i zasypiasz, gdy bolesny jęk wypełnia ci uszy.

Will i Sken spojrzeli na Angela, który się właśnie ocknął.

— Wiem, co znaczy być gauntem — dodał Angel. — Nieglizdawiec z nas wszystkich uczynił gaunty.

— Zaniknij się — rozkazała mu Sken. — Dziewczyna tak wierzyła w ciebie.

Will zmierzył ją takim wzrokiem, że zamilkła.

— Ze wszystkich poza tobą — dodał Angel. — Poza Willem. Strings, czy potrafisz w to uwierzyć? Will jest jednym z Mądrych. Tyle tylko, że on nigdy nie przyszedł do Nieglizdawca. Chociaż był w Spękanej Skale, nigdy nie był u Niego.

Will potrząsnął głową.

— Byłem w Spękanej Skale, ale wtedy nie czułem jeszcze wołania. To stało się potem. Kiedy nauczyłem się wystarczająco wiele, by stać się wartym wzywania.

— Nie mogę cię rozwiązać — westchnął z żalem Strings w odpowiedzi na pragnienie Angela. — On jest za silny.

Angel westchnął.

— Tak, bardzo silny. Ja próbowałem, wiesz przecież. Przez całą drogę ze Spękanej Skały do lorda Peace starałem się nie być mu posłusznym, próbowałem nawet się zabić. A potem wiele razy chciałem ostrzec lorda Peace, opowiedzieć mu o wężu, którego hoduje na własnym łonie. Ale przeważyło pragnienie pozostania z Patience. Chciałem się nią opiekować i przyprowadzić ją bezpiecznie do Niego. Gdybyś próbował się z nią przespać, zabiłbym cię.

— A teraz? Kiedy on już cię nie przyciąga?

— Czy naprawdę odszedł? Nic dziwnego, że czuję się taki pusty. Moja głowa jest jak wypełniony powietrzem balon. Nie mam już nic do powiedzenia. Z trudem pamiętam, kim byłem kiedyś. Czy naprawdę poszedł sobie? Ale ja ją nadal kocham.

Angel uśmiechnął się.

— Jestem wspaniałym łgarzem. Nie możesz mi wierzyć, kiedy wydaję się najbardziej wiarygodny. Ostrzegam cię. Zabijcie mnie teraz. To jedyny sposób, by mieć pewność, że nie będę wam zagrażał.

— Jest inny sposób — powiedział Will. — Będę cię trzymał przez cały czas przed sobą.

— Odszedł — powiedział Angel. — A ja wciąż kocham Patience. Tak bardzo się bałem, że gdyby go nie… ona była moim całym życiem. Wszystkim, na czym mi zależało. Ona jest moim dzieckiem tak samo, jak była dzieckiem swego ojca i swojej matki, ponieważ żyła również dzięki mnie. Nieglizdawiec nie potrafi przenieść wiedzy do ludzkiego umysłu — musiałem się sam tego nauczyć i to zrozumieć. Mądrzy przede mną powiedzieli, że tego się nie da zrobić, a ja to zrobiłem. Gdybym odkrył teraz, że ona mnie nigdy nie obchodziła, że zrobiłem to tylko dla Nieglizdawca, moje życie nie miałoby sensu. Kim w ogóle byłbym wtedy? — Nagle, ku zdziwieniu Willa, Angel zapłakał. — A przecież przez cały czas miałem nadzieję, że jej nienawidzę, że kiedy on ją zabierze ode mnie i wreszcie opuści mój umysł, odkryję, iż była godna nienawiści i zasługiwała na moją zdradę.

Teraz już łzy nie pozwoliły mu dalej mówić. Strings pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Tak to się z nami dzieje. Mamy świadomość tego, co robimy. Wiemy to, nie chcemy tego robić, ale nie potrafimy się powstrzymać. Tak naprawdę to jesteśmy bardzo żałosnymi stworzeniami.

Sken spojrzała na niego zdziwiona.

— Mówiłeś przecież, że nie czujecie się winni.

Strings westchnął.

— Kiedy tak mówimy, ludzie czują się lepiej. Ale to kłamstwo. Pamiętamy każdą rzecz, którą zrobiliśmy. Pamiętamy nawet to, co chcieliśmy zrobić. Jak moglibyśmy się rozgrzeszyć?

Kristiano zaczął delikatnie masować czoło Stringsa, jego palce tańczyły wdzięcznie po twarzy starego gaunta. Will ciekaw był, jakby się czuł, gdyby te palce dotykały jego czoła. Zanim jeszcze uświadomił sobie, czego pragnie, Kristiano podszedł do niego i obdarzył taką samą pieszczotą jak poprzednio swego ojca. Will poczuł wstyd. Kristiano natychmiast się wycofał, ukrył w kącie loży i zakrył twarz.

— Przepraszam — powiedział Will.

— O, Kristiano jest bardzo wrażliwy. A ty masz wielką siłę. — Strings uśmiechnął się. — Kiedy pragniesz czegoś, kiedy postanowisz, że tego naprawdę pragniesz, wtedy, no cóż, to jest po prostu zdecydowane.

Will wzruszył ramionami.

— Gdzie ona jest? — zapytał Angel.

— Odeszła. Z geblingami. Żeby się z nim zmierzyć.

— Ona nie może… ona nie rozumie… on jest o wiele silniejszy, niż kiedykolwiek jej ujawnił. Silniejszy niż geblingi, silniejszy niż ona. A mając tylko troje przeciwników może się na nich skupić, poradzi sobie z nimi…

— Dlatego właśnie — powiedział Will — Strings zaprowadzi mnie i Sken na górę.

— I mnie także! — zawołał Angel. — Jesteś Czuwającym, prawda? Na litość boską, pozwól mi odkupić moje winy.

— Nie zrozumiałeś zasad wiary. To Kristos je odkupi.

— Nie będzie żadnego Kristosa! Jego dzieci staną się parodiami ludzkich stworzeń!

— Rozumiem — powiedział Will. — Ale nigdy nie pozwolę ci iść z nami w góry. Jeszcze chwilę temu prosiłeś, bym cię zabił. To był niezły pomysł.

— Nie, nie — jęknął Angel. — Potrzebujesz mnie.

— Nawet Nieglizdawiec nie potrzebuje cię teraz.

— Nie możesz mnie zabić. Jako Czuwający odrzucasz morderstwo, prawda?

— Przysięgałem także, że nigdy nie pozwolę niewiernemu wykorzystać mojej wiary przeciwko mnie.

— Potrafię pomóc.

— Nieglizdawiec zna wszystkie ścieżki twojego umysłu, Angelu. Ile to lat trwało? Pełzał każdym przejściem twojej czaszki i zna sekretne skrytki, których ty nigdy nie znajdziesz.

— Tak myślisz? Trzymałem ręce na jej głowie i karku, byłem gotowy ją uśpić. Mogłem powiedzieć, że zemdlała i odejść z nią i geblingami, a potem zabić je bez najmniejszego kłopotu, wtedy moglibyśmy pójść do niego sami, Patience i ja — i on chciał, żebym to właśnie zrobił, sprawił nawet, że ja tego chciałem. — Uśmiechnął się triumfująco. — Ale nie zrobiłem tego. Nie zrobiłem. Wytrzymałem, wytrzymałem tak długo, aż to ona mnie uśpiła. Nie trwało to latami, nie był to heroiczny opór, jaki ty wykazałeś, Willu, skoro nigdy mu się nie poddałeś. Nikt na ten temat nie napisze epickiego poematu. Ale Nieglizdawiec mógł zwyciężyć, gdybym mu się wtedy nie oparł. — Jego głos przeszedł w intensywny szept, błaganie, modlitwę. — Naprawdę ją kocham, Willu, i nawet jeśli mnie zabijesz, musisz pamiętać, że uratowałem ją, uratowałem…

— Jest silniejszy, niż na to wygląda — powiedział Strings.

— Cóż ty wiesz na ten temat? — zapytał cierpliwie Will. — Wy potraficie tylko pożądać. Jemu brakuje tego samego, co wam — własnej woli.

— Wiem swoje — powiedział Strings. — Możesz mi mówić, że się mylę, ale sam chcesz, żebym ci to powiedział. Ponieważ pragniesz mu przebaczyć.

— To jego pragnienie odczytujesz.

— Nie — powiedział Strings. — On chce, żebym go zabił. A ja mógłbym to zrobić. Mam sposoby.

— Cóż cię powstrzymuje? — zapytał Angel.

— On. — Strings wskazał na Willa. — To jest mistrz współczucia. On lituje się nad tobą.

— Jak mam to delikatnie załatwić — powiedział Will — jeśli mówisz mu, czego ja naprawdę pragnę.

— Ale przecież ty chcesz, żebym powiedział mu prawdę. Przyrzekam ci, że w chwili, kiedy naprawdę zechcesz, abym umilkł, tak się stanie.

Will roześmiał się.

— Przez lata milczałem i nikt nic o mnie nie wiedział. Teraz moja świadomość znalazła sobie głos.

Angel poruszył się niepewnie, napinając więzy.

— Nawet nie próbuj — ostrzegła go Sken. — To na nic się nie zda.

Angel powoli usiadł i wyciągnął przed siebie ręce. Był całkowicie wolny.

— Głupia — powiedział. — Nie ma takiego sznura, który mnie utrzyma, jeśli chcę się uwolnić.

Sken sięgnęła po nóż, ale w tej samej chwili spostrzegła, że trzyma go Angel.

— Przysięgam, że go związałam — tłumaczyła się. — I mój nóż, jak on…

— Mógłbym zabić was wszystkich — powiedział Angel. — Ale, jak widzicie, nie zrobiłem tego. Ponieważ nie jestem tym, którym byłem. On już mną nie rządzi. Chcę pójść z wami i nieść jej pomoc. Kocham ją bardziej niż którekolwiek z was i najbardziej ją skrzywdziłem, a teraz przyszedł czas, by to naprawić. Jeśli razem staniemy przeciw niemu, nie będzie już mógł nade mną zapanować i będę z nim walczył…

— Ani przez chwilę nie odpowiadasz za własne czyny — stwierdził Will.

— Odpowiadam. Jestem silniejszy, niż myślisz.

— Ja również. — Strings kierowany życzeniem Angela podszedł do niego powoli i cicho. Zarzucił mu pętlę na szyję i zacisnął mocno. — Rzuć nóż — rozkazał.

Angel upuścił nóż. Kristiano podniósł go. Strings uwolnił Angela z pętli.

— Nikomu jeszcze to się nie udało — powiedział Angel. — Nikt nigdy mnie tak nie zaskoczył.

— Jestem tancerzem — rzekł Strings. — I to dobrym.

— Nie miałem zamiaru nikogo skrzywdzić — odparł Angel. — Po prostu chciałem pokazać, co mógłbym zrobić i z czego sam zrezygnowałem.

— A ja tylko chciałem ci pokazać, że nie mógłbyś.

— To wszystko jest szalone — oznajmiła Sken. — Jak dobrze byłoby znowu być na rzece.

— Czy zanim go zabijesz — Strings zwrócił się do Willa — pozwolisz mi zadać mu jedno pytanie?

Will skinął głową.

— Tak wielu do niego zaprowadziłem, ale żaden z nich nigdy nie wrócił — powiedział Strings. — Co Nieglizdawiec z nimi zrobił? — Malująca się na twarzy gaunta ciekawość nagle znikła. Spojrzał na Willa zmęczonymi oczami. — Czy nie mógłbyś zostawić mnie teraz w spokoju, Willu? Przez ciebie nie chcę usłyszeć odpowiedzi na to pytanie. Ale ja wiem, że chcę ją poznać. I jak tylko cofniesz przymus, będę chciał tego znowu. To pytanie będzie mnie dręczyło, tak samo jak dotąd. Błagam cię więc, oddaj mi pragnienia mego serca i pozwól mi chcieć wiedzieć.

Ale Will uważał, że nie byłoby dobrze, gdyby Strings znał los ludzi, których poprowadził na górę. Gdyby go zaczął dręczyć żal, nie byłby w stanie poprowadzić Willa do legowiska Nieglizdawca.

— Willu — wyszeptał Strings — jeśli nie pozwolisz mi teraz zadać tego pytania, to będzie znaczyło, że jesteś taki sam jak Nieglizdawiec, ponieważ manipulujesz pragnieniami innych istot wtedy, gdy ci to dogadza.

Porównanie do Nieglizdawca mocno zabolało Willa. Strings widząc to, uśmiechnął się.

— Powiedz mi, Angelu — poprosił.

— Jesteś przebiegły — stwierdził Angel. — Ty też znasz sztuczki, które pozwalają ci manipulować umysłami ludzi.

— Widzisz, my, gaunty, posiadamy wolę. Jest ona słaba i nie bardzo możemy na niej polegać. Przypomina stare, wyschłe ciasto, które kruszy się, gdy tylko jakiś człowiek, gebling lub nawet, choć to już po prostu obrzydliwe, dwelf pragnie od nas czegoś. Ale kiedy jesteśmy sami, nie wpatrujemy się tępo w niebo, wyglądając jakiegoś następnego stworzenia. Samotni potrafimy myśleć, planować, a niekiedy nawet działać. Odpowiedz na moje pytanie, proszę, choć wiem, że nie chcesz, bym znał odpowiedź.

Will skinął na Angela.

— Ja też chciałbym się dowiedzieć.

— To nie było nic… bolesnego — powiedział Angel. — On implantował w nich, w nas, we mnie… wydaje mi się, że to był rodzaj wirusa, który powoduje, że w mózgu rośnie kryształ. To wszystko. Większości dał rok lub dwa, by kryształ miał czas na penetrację, zebrał wspomnienia i mądrość ze wszystkich zakątków mózgu. A potem zabierał te kryształy.

— W takim razie musiał ich zabijać — szepnął Kristiano.

— Nie — powiedział Angel. — Oni byli ludźmi, nie pochodzili z Imaculaty. Potrafią żyć bez kamienia. Nie umierają, kiedy zabiera się im kryształ. Oni po prostu zapominają. Wszystko. Ale dopóki żyją, pozostaje coś niby cień w ich umysłach, w ich myślach pojawiają się jakieś przypadkowe informacje. Niekiedy mogą nawet znaleźć jakieś ścieżki, odkryć część ze swej osobowości. Nie wiem. Ale on ich nie zabija. Pozwala im umrzeć w naturalny sposób.

— Pozostają więźniami do śmierci? — zapytał Will.

— Nie. Niezupełnie więźniami. Kochają go.

— Dziękuję — powiedział Strings. — Uczyniłem źle, ale nie aż tak źle, jak myślałem.

— Ty nigdy nie robisz źle — wyszeptał Kristiano. Dotknął dłoni Stringsa. — Masz za dobre serce. — Stary gaunt uśmiechnął się i skinął głową.

— Z tobą było inaczej — zwrócił się Will do Angela. — Nie zabrał twojego kamienia.

— Potrzebował mnie w świecie ludzi. Musiałem doprowadzić do urodzin Patience.

— Na czym polegała twoja mądrość? — zapytał Will. — Co takiego studiowałeś, że on cię wezwał?

— Studiowałem powstawanie życia. Sposób, w jaki rosną różne organizmy od stadium genetycznych komórek w ciele rodziców do finalnej postaci — narodzonego potomka.

— Nie różne organizmy. Ty studiowałeś ludzi.

— Wiem wszystko, co można wiedzieć ma temat ludzkiego niemowlęcia, płodu, embriona, jaja i spermy. Wiedziałem już wtedy.

— Nie zabrał ci kamienia, ale i tak przekazałeś mu swoją wiedzę. Angel potrząsnął głową.

— Nie.

— Tak — powiedział Will. — Jeśli chciał zebrać informacje potrzebne mu do zniszczenia rasy ludzkiej, musiał dowiedzieć się tego, co ty wiedziałeś.

— O, tak — potwierdził Angel. — Ale ja go nie nauczyłem. Ja studiowałem z nim. Badałem komórki, które wytworzył sam w sobie, gotowe połączyć się z żywymi genami ludzkimi, które przyniesie mu Patience. Chciał być pewien, że jest już przygotowany na tę chwilę. Chciał wiedzieć, że potomstwo spełni jego oczekiwania.

— A czego się spodziewał?

— Nie chodziło mu o to, jak potoczy się ich życie. Badałem je tylko po to, by przewidzieć możliwości wzrostu. On zdziałał cuda. Jego wspaniała molekuła genetyczna zmieniała się sama, a ciało wytwarzało nowe hormony, które wnikały w gamety i powodowały zmiany. Brakowało im ludzkiego komponentu jako stymulatora. Ale komórki były gotowe, choć bez ludzkiej dominanty. Mogłem stymulować sztuczny wzrost, klonować życie z samej jego spermy. Ale żadna z tych istot nie żyła dłużej niż kilka minut. Nie jestem cudotwórcą.

— Czego się nauczyłeś?

— W ciągu tych kilku minut potrafiły dokonać tego, co ludzka zygota osiąga w czasie sześciu miesięcy. Dlatego też umierały. Zamęczał je, zmuszając pojedyncze komórki do reprodukowania się w niesamowitym tempie. Roztwór odżywczy, którym je żywiłem, był zbyt słaby, choć go w nie wtłaczałem. Rosły w oczach, a potem obumierały. To go przerażało. Parę razy nawet sprawił, że chciałem się zabić.

— Czy to znaczy, że on jest jałowy? — zapytał Will. — Jego dzieci umrą w łonie?

— Nie. Już teraz nie.

— Co masz na myśli?

— Wyjaśniłem mu, czego potrzebują jego komórki. Przede wszystkim powinny rosnąć wolniej, ale nie zgodził się na takie rozwiązanie. Chciał, by jego dzieci stały się dorosłe w ciągu godzin, minut, a potem zjadły jego kamień, posiadły całą jego wiedzę i odeszły z miejsca urodzenia.

— Rozmawiał z tobą?

— Śniłem o tym. Sprawił, że również pragnąłem widzieć, jak rosną tak szybko. Więc powiedziałem mu, że jego dzieci potrzebują jaja. Źródła materiału i energii na tyle bogatego, by pozwolił im rosnąć w niezwykłym tempie. Nie będzie mógł mieć tak wielu dzieci, jak początkowo planował. Ale staną się dorosłe w godzinę. Boi się o nie, wie, że nie potrafi im zapewnić bezpieczeństwa. Więc ze swego własnego ciała wytworzy bardzo gęste, bardzo bogate żółtko, które implantuje wraz ze swą spermą…

— W lady Patience.

— Czuwający, czy wierzysz w Boga? Módl się za nią.

— A więc dzieci będzie tylko kilkoro.

— Lepiej, żeby te dzieci nigdy nie zostały spłodzone — powiedział Angel. — Bo w przeciwnym razie po godzinie od swego urodzenia zejdą z góry. Ze zdolnością porozumiewania się między sobą, którą odziedziczą po glizdawcach, nieporównanie silniejszą niż mają geblingi. Starożytne glizdawce były jednym jestestwem. Niezależnie, jak wiele ciał wyjdzie z jego oblubienicy, to będzie jedno dziecko. I jeśli zapanują nad tym światem, będą jednością, wiedzącą wszystko, co wie każde z nich osobno. Jeśli któreś przeżyje…

— Żadne — rzekł Will.

— Już ja tego przypilnuję — zagrzmiała Sken. — Małe potworki.

— Potworki? — powtórzył Angel. — O tak, ujrzysz potworki.

— Strings, jak szybko możesz nas zaprowadzić do legowiska Nieglizdawca? — zapytał Will.

— Tuż za Wolnym Miastem znajdują się platformy, które biegną cały czas w górę. Jeśli Nieglizdawiec nie spróbuje nas powstrzymać, możemy tam dotrzeć w ciągu dwunastu godzin. Jeśli wyruszymy o świcie, o zmierzchu będziemy na miejscu.

— Mogę się założyć, że to nie okaże się takie łatwe — powiedział Will. — Nie możemy stanąć w szranki z Nieglizdawcem bez odpoczynku. Strings, czy gdzieś tutaj można by się przespać kilka godzin?

— Zapłaciłeś za lożę — powiedział Strings.

— I nie będziemy zapewne pierwszymi, którzy zostaną tutaj na całą noc.

— Za to pierwszymi, którzy będą tu spali. — Strings uśmiechnął się.

— Sken, zostanę teraz na dwugodzinnej wachcie — powiedział Will. — Potem obudzę ciebie.

— Miałam nadzieję na więcej snu — mruknęła.

— To wszystko, na co możemy sobie pozwolić. A ty, Angelu, śpij przez cały czas. I choć uważasz się za niepokonanego mordercę, pamiętaj, że byłem kiedyś żołnierzem i moje ciało jest równie sprawne jak twoje.

— Powiedziałem ci, jego we mnie nie ma.

— Ostrzegam cię tylko na wypadek, gdyby wrócił. — Will uśmiechnął się.

— Czy to znaczy, że nie masz zamiaru zabić Angela? — zdziwiła się Sken.

— Właśnie — odparł Will.

— A zabierzesz mnie ze sobą? — zapytał Angel.

— Znam wołanie Nieglizdawca — powiedział Will — i nie czuję pogardy dla tych, którzy go posłuchali. Każda urodzona dusza dostaje jakieś zadanie od Boga. Masz prawo do odkupienia samego siebie. Ale obiecuję ci, że zginiesz z mojej ręki, kiedy tylko zobaczę, że Nieglizdawiec znowu nad tobą zapanował.

— Wiem — stwierdził Angel — i chcę, żebyś to zrobił.

— Zrobi — zapewnił go Strings.

— Cztery godziny — oznajmił Will. — O świcie wyruszamy na szczyt. Nie jesteśmy potężną armią, ale z bożą pomocą Nieglizdawiec nie poradzi sobie z nami.

— Skąd wiesz, że Bóg nie zechce zwycięstwa Nieglizdawca?

— Jeśli wygra, będziemy wiedzieli, że Bóg tego właśnie chciał. — Will uśmiechnął się. — Rzeczywistość jest najdoskonalszym przedstawieniem woli Boga. Tylko przewidywanie jego zamiarów powoduje wszystkie kłopoty.

— Przyszłość ludzkości spoczęła w rękach fanatyka — westchnął Angel. — Jak zwykle.

Загрузка...