Rozdział 19 KRYSZTAŁY

W Domu Mądrych buzował ogień. Było dopiero popołudnie, ale na zewnątrz panował mrok, niebo zasnuły ciężkie chmury niosące śnieg. Ogień na paleniskach rozpraszał chłód wdzierający się szparami. Sken, całkowicie naga, siedziała zanurzona aż po kark w ogromnej, parującej wannie, od czasu do czasu obrzucając przekleństwami Stringsa, który szorował jej plecy. Guant znosił to z całkowitym spokojem. Patience wiedziała, że służy on Sken tylko dlatego, gdyż Reck i Ruin sobie tego życzyli. Sken właśnie kolejny raz go sklęła, ale potem zaczęła mu opowiadać — już po raz trzeci — jak to zabiła ludzi Druciarza podczas potyczki w lesie kilka miesięcy wcześniej. Strings słuchał w sposób wręcz doskonały, wtrącał uwagi dokładnie wtedy, kiedy chciała usłyszeć od niego: „coś takiego” lub „odważny czyn” albo „wprost niezwykłe”.

Patience wiedziała również, że Sken opowiada o bitwie z Druciarzem, ponieważ to było coś, o czym mogła z przyjemnością myśleć. Na temat wydarzeń w jaskini Nieglizdawca niewiele miała do powiedzenia. Trudno było się chwalić, że zamierzała zabić konające niemowlę. Wszyscy wybieramy opowieści, z którymi chcemy dalej żyć, a resztę zapominamy, pomyślała Patience.

Podeszła do paleniska znajdującego się po wschodniej stronie pokoju. Siedzieli tam starzy ludzie, przypatrujący się w skupieniu, jak geblingi starannie pracują nad ogromnym kamieniem Nieglizdawca. Reck kierowała pracą oddzielania setek kryształów, które przywarły do siebie. Geblingi lały na nie jakiś roztwór, a potem starannie podważały kolejny kryształ. Wiele małych kamyków, wielkości tego, który Patience nosiła w swoim mózgu, leżało już na tacy koło ognia i wysychało.

— Czego szukacie? — zapytała Patience.

— Wszystkie te kamienie to kryształy Mądrych, które im odebrał i zjadł — powiedziała Reck. — Ale gdzieś w środku powinien być jego własny. Ten właśnie chcemy wydobyć.

— Co z nim zrobicie? — dociekała Patience.

— Zobaczymy, jak go znajdziemy. — Reck odciągnęła ją od ognia. — Widzisz, jak ci starcy patrzą? Oni wiedzą, skąd pochodzą kamienie, i chcieliby je odzyskać.

— Czy nie możemy tego zrobić? Oddać im kamienie umysłu. Przecież zostały im zabrane.

— A skąd mamy wiedzieć, który do kogo należał? Tak niewiele wspomnień im zostało — tylko pamięć tego domu i cień przeszłości — a przypadkowo oddany kamień zdominuje człowieka. Nie zrobimy im tym przysługi. A poza tym te kamienie równie długo tkwiły w głowie Nieglizdawca, jak w głowach swych prawowitych ludzkich właścicieli. Czy ci starcy wyglądają na tak silnych, by wytrzymać wspomnienia Nieglizdawca?

Patience potrząsnęła głową.

— Ale to tragiczne. Tak wielka wiedza staje się bezużyteczna.

— To? — zapytała Reck. — Te kamienie były tylko sposobem przekazywania wiedzy z pokolenia na pokolenie glizdawców. Wy, ludzie, przynieśliście na tę planetę inny sposób. I on nadal istnieje.

— Dom Heffiji — szepnęła Patience.

— To, czego nauczyliśmy się kiedyś, możemy poznać znowu — powiedziała Reck. — Ruin już teraz coś tam paple o założeniu uniwersytetu, administrowanego przez geblingi, którego głównym zadaniem byłaby opieka nad Heffiji i skatalogowanie informacji zebranych w jej domu. Nic nie zostanie stracone.

— Poza tymi starcami.

— I jakaż jest w tym tragedia, heptarchini? — zapytała Reck. — Czy to, co się im przydarzyło, jest gorsze niż śmierć? A przecież nią kończy się każde życie. Ich wiedza żyje nadal w domu Heffiji. O większej nieśmiertelności trudno marzyć. A ci staruszkowie na dodatek żyją. Nieważne, co teraz o tym myślisz, to jednak życie jest dobre i słodkie, nawet kiedy mamy za sobą wielką stratę i głęboki żal.

— Straciłam obu moich ojców — wyszeptała Patience — obu ich zabiłam własnymi rękami.

— Byłaś w rękach Nieglizdawca, kiedy umierał Angel.

Patience skierowała się w stronę drugiego paleniska.

Will leżał na sienniku, wyciągnięty przed ogniem. Kristiano klęczał koło olbrzyma, wycierając jego nagi, spocony tors wilgotną szmatką. Patience uklękła obok chłopaka.

— On to lubi — powiedział Kristiano. — Ale boi się.

Patience ujęła dłoń gaunta w swoje ręce.

— Czy ja mogę?

Kristiano upuścił szmatkę, uśmiechając się słodko, ale enigmatycznie. Przez chwilę Patience zobaczyła siebie oczami gaunta: ta ludzka kobieta przyszła usłużyć Willowi przez moment, ale to gaunt służył mu wiele godzin, bez przerwy. Jeśli miłość polega na dawaniu tego, co najbardziej pożądane, w takim razie tylko gaunty kochają prawdziwie. Ale Patience odrzuciła niemą ironię tego pięknego dziecka. Jesteś, kim jesteś. Ja mam inne zadania do wykonania i nie mogę ofiarować wszystkiego jednemu człowiekowi. A nawet nie wiem, czy mogę obdarować czymkolwiek pojedynczego człowieka.

Oczy Willa patrzyły na nią, ale nie odezwał się ani słowem. Ani Patience nie przesłała mu uśmiechu, ani on jej. Nieglizdawiec zginął. To było zwycięstwo. Ale Patience zabiła Nieglizdawca i trzymała w rękach jego jedyne dziecko, kiedy umierało. Jej pamięć wypełniało tyle okropności i bólu, że już nie była pewna, czy zostało w niej miejsce na miłość.

Ruin siedział w pobliżu, jego złamana noga była mocno poharatana, a twarz posępna, kiedy tak patrzył w ogień. Po chwili podeszła Reck z karafką wody i dała Ruinowi się napić. Pił długo i chciwie, potem dotknął jej ręki w milczącym podziękowaniu. Reck podała karafkę Patience, która uniosła głowę Willa i wlała mu wodę do ust. Will chłeptał z wdzięcznością. Wreszcie delikatnie położyła go znowu na sienniku.

Teraz Will odezwał się:

— Skąd wzięłaś siłę, żeby to zrobić? — wyszeptał.

— To nie była moja siła — odpowiedziała mu Patience. — Użyczono mi jej. Geblingi wołały do mnie. Razem, jednym głosem. Na tyle uwolnili mnie od Nieglizdawca, że potrafiłam znaleźć własne ja. A więc wykonałam zadanie swego życia.

— Uratowałaś świat.

— Zamordowałam wroga, który mi ufał. Do końca pozostałam skrytobójczynią.

— Wykonałaś wolę Boga — wyszeptał Will. A potem zamknął oczy.

— On ma rację — odezwał się Ruin — i ty to wiesz. To prawda, co mówił o woli Boga. W każdym razie takiego Boga, w którego ja wierzę. Pragnienie życia nas wszystkich — ludzi, geblingów, gauntów i dwelfów — było silniejsze niż dążenie Nieglizdawca do naszej śmierci. Każdy element był potrzebny. Ty nie mogłaś wcześniej zabić Angela, bo musiał przynieść w miejsce narodzin noże, przeznaczone do zadania ciosu Nieglizdawcowi, który uważał, że odebrał ci już wszelką broń. Strzała Reck uratowała ciebie. Will złamał mi nogę i w ten sposób uratował mnie. Sken, bezużyteczna i głupia, powstrzymała Reck przed popełnieniem samobójstwa pod wpływem Nieglizdawca. Mnóstwo elementów, zawiła i trudna do powiązania sieć; pajęczyna, która mogła się zerwać w każdym miejscu.

Ruin kiwnął głową, czując gniew na samego siebie, że tak mocno wierzy we własne słowa.

— To my jesteśmy Bogiem, jeśli Bóg jest. Nieglizdawiec padł przed nami.

Patience przypomniała sobie niewyobrażalną radość, jaką czuła, leżąc pod ciałem Nieglizdawca. A potem znowu lejącą się na nią posokę i nóż zagłębiający się we wnętrzu jego ciała. I nie było teraz ważne, co wtedy czuło jej ciało, ale to, co działo się w jej umyśle. Kiedy nadeszła śmierć, Nieglizdawiec krzyknął do niej swym niemym głosem, tym samym, który tak długo rządził jej życiem. Krzyknął: ja żyję! Chcę żyć! Muszę żyć! I był to jednocześnie desperacki krzyk jej własnego serca. Przecież nie chciał niczego więcej niż każdy człowiek. Żyć, przekazywać swe geny własnym dzieciom, oddalać od siebie śmierć tak długo, jak tylko się da. Życie glizdawców trwało całe wieki, ale on żył najdłużej ze wszystkich, czekając na chwilę, gdy zostanie zbawcą swojej rasy. A jego śmierć stała się śmiercią dziesięciu tysięcy pokoleń glizdawców.

Jego śmierć była śmiercią cudownego dziecka, które trzymała w ramionach, nowego kształtu umierającej rasy, która próbowała się dostosować i przeżyć. Zobaczyli, jak nadciągamy, i wiedzieli, że okażemy się chorobą, na którą nie ma lekarstwa. Zrobili wszystko, co było w ich mocy. Ich ostatnia nadzieja narodziła się w moim łonie, przybierając ludzki kształt, aby przypodobać się temu Boga, który przybył ich zniszczyć. Ale my nie przyjęliśmy ich hołdu, o nie. Zabiłam Nieglizdawca, zanim płód ukształtował się, a kiedy dziecko się urodziło, pozwoliłam mu umrzeć w swych ramionach.

Czy to lepiej, że my przeżyjemy, a oni zginą? Nie umiała tego ocenić inaczej niż patrząc z punktu widzenia człowieka. To nie była walka o sprawiedliwość, tylko bijatyka dzikusów. Wygrywa okrutniejszy. Okazała się doskonała w roli zbawczym świata.

— Nieglizdawiec trzymał w kamieniu pamięć o tej planecie — powiedziała Reck. Tak jakby czytała myśli Patience. — Jego wspomnienia sięgały do pierwszego glizdawca, który pomyślał. Wszystkie wspomnienia wszystkich pokoleń naszego gatunku. Mieliśmy przecież tyle samo przodków glizdawców, co i on.

— Spójrzcie życzliwie na linię ludzką — wyszeptał Will.

— Uczyniła nas pięknymi, wystarczy spojrzeć — powiedział Ruin.

— Jesteście piękni — rzekła Patience, mierząc wzrokiem Reck. — Pamiętam, jak sama byłam geblingiem. Zachowałam o tym pamięć wewnątrz mojego ciała. Pamiętam głosy moich bliskich w drugim umyśle. I jeszcze coś. Byłam samotna, bo nigdy nie znałam swego ojca. A potem, kiedy dostałam kamień władzy, wreszcie dowiedziałam się, jak wyglądało jego życie. Zobaczyłam je jego własnymi oczami.

— O mało przez to nie straciłaś zmysłów — przypomniał jej Ruin.

— Chciałabym, żeby każdy człowiek mógł przeżyć takie szaleństwo. A przynajmniej przez chwilę, by naprawdę poznać swą matkę lub ojca. To byłby wielki dar.

— Znać ich, ale nie być nimi — odezwał się Will. — Jesteś bardzo silna, lady Patience. Niewielu by wytrzymało posiadanie w swym umyśle wspomnień innych ludzi. Ja nie mógłbym.

— Ty? — zdziwiła się Patience, — Ty jesteś najsilniejszy. Jego oczy wpatrywały się w dal, odrzucając pochwałę.

— Czy zachowam rękę? — zapytał.

— Będzie na swoim miejscu pięknie połączona z resztą ciała — odpowiedział Ruin. — A jeśli chodzi o jej ożywienie, zrobiłem, co mogłem, by nerwy mogły się zregenerować.

— Na niewiele się zdam bez prawej ręki.

Patience położyła dłoń na czole Willa, potem przesunęła palcami po policzku, a wreszcie dotknęła opuszkami jego ust.

— Każdy z nas musi wybrać teraz nową drogę życia — powiedziała. — Żadne przepowiednie nie mówią, kim będę po śmierci Nieglizdawca. Nie skończyłam jeszcze nawet siedemnastu lat, a już wypełniłam zadanie swego życia. Czy to oznacza, że muszę nauczyć się handlu?

Reck zachichotała, a Will uśmiechnął się blado.

— Jesteś heptarchinią — rzekł Ruin.

— Pewien mężczyzna na Królewskim Wzgórzu na pewno nie zgodzi się z tym — odparła Patience. — A nie jest to zły człowiek ani zły heptarcha.

— On jest dzierżawcą — odparł Will. — Miał rządzić do chwili, aż twoje zadanie zostanie wypełnione.

— Kiedy armia złożona z milionów geblingów stanie u jego granic, być może zechce pomyśleć o abdykacji — powiedział Ruin.

— Nie! — krzyknęła Patience.

— Chyba nie myślisz, że kierowałby nami altruizm? Dla geblingów najlepiej będzie, jeśli na tronie heptarchii zasiądzie ktoś, kto był geblingiem. Dla ciebie nie jesteśmy już podludźmi.

— Nawet kropla krwi moich ludzi nie zostanie przelana w moim imieniu — stwierdziła Patience.

— Masz rację — potwierdził Ruin. — Praca twojego życia została zakończona.

— Zamknij się, Ruin — powiedziała Reck.

Podeszła do nich Sken, zapinając ostatnie guziki czystej sukni, która leżała na niej jak rękawiczka. Rumiana twarz aż lśniła w blasku ognia.

— Heptarchini, geblingi przyniosły ciało twego niewolnika. Chcą wiedzieć, co chcesz z nim zrobić.

— Chcę go pochować z honorami — odparła Patience. — Tutaj. Pomiędzy Mądrymi. Wszystkie te groby są grobami zasłużonych.

— Przykro mi, że nie odłączyliśmy na czas jego głowy — wtrąciła się Reck. — Wiemy, że zachowujecie głowy najmądrzejszych, by służyły wam radą, gdyż nie macie kamienia, który można zjeść.

— Byliśmy zajęci — dodał Ruin — i czas minął.

— Ależ on miał kamień — powiedziała Sken. — Czyż nie, Willu? Tak przecież powiedział. Miał kamień w mózgu, podobnie jak ci wszyscy starcy. Tylko jemu Nieglizdawiec nie wyjął kamienia. Czy nie mam racji, Willu?

Will zamknął oczy.

— Angel miał kamień? — zapytał Ruin.

— Niech z nim umrze — odezwał się Will.

— Przynieście tutaj jego ciało. Przynieście go do mnie! — krzyczał Ruin. Pozostali milczeli. Gebling wstał, opierając się o komin. Na jego twarzy tańczyły refleksy ognia. — Król geblingów będzie miał jego kamień.

— Nie! — krzyknęła Reck. — Nie możesz tego zrobić.

— Kiedy nasz przodek umarł, heptarcha człowiek zabrał jego kamień i umieścił go w swoim mózgu. Niektórzy heptarchowie byli tak słabi, że tracili zmysły, ale nie wszyscy. Czy uważasz, siostro, że jestem słaby?

— Ale ty jesteś królem geblingów — powiedziała. — Nie możesz wziąć na siebie takiego ryzyka.

— Ty także jesteś królową geblingów — odparł. Odwróciła wzrok.

— Czy myślisz, że nie wiem, co planujesz? — zapytał Ruin. — Ja to rozumiem, Reck. Rozumiem, zgadzam się i wiem, że zdołasz znieść wszystko, co ofiaruje ci kamień, a potem przekazać go swoim dzieciom. Ale kim ja będę w takim razie? Niepozornym królikiem geblingów, słabym cieniem ludzkiego heptarchy, który ma w swoim mózgu obie rasy i jeszcze słabszym twoim cieniem. Będą cię nazywali Matką Glizdawców. A jak będą nazywać mnie, jeśli nie zrobię tego, na co ciebie stać?

— Co wy planujecie? — zapytała Patience.

W tym momencie zbliżyły się do nich geblingi, które pracowały nad kamieniem Nieglizdawca. Jeden trzymał pojedynczy kryształ na swojej dłoni.

— Oto on — powiedział. — Był w samym środku, najstarszy ze wszystkich.

— Nigdy nie widziałam tak dużego kamienia — szepnęła Reck.

— Sporo większy niż twój własny — przypomniał jej Ruin.

Reck wzięła kamień, włożyła do ust i połknęła.

— Nie! — krzyknęła Patience.

— Już to zrobiła — powiedział spokojnie Will.

— On był taki silny! Czy zdoła wytrzymać…

Reck uśmiechnęła się.

— Nasi przodkowie nie mieli racji, niszcząc cały swój świat. Więc ja muszę go pamiętać, a po mnie moje dzieci. Nie chodzi mi akurat o Nieglizdawca — kimże on był w porównaniu z tysiącami generacji przed nim? One są wszystkie tutaj, wszystkie we mnie. A teraz je poznam i będę mówić ich głosem.

Kiedy Will odezwał się z siennika na podłodze, jego głos był nabrzmiały goryczą.

— A co z moją przyjaciółką Reck? Czy zachowa swój własny głos?

— Jeśli tak — odpowiedziała mu Reck — będzie nim głosić mądrość. Ruin upierał się, by przygotować dla niej posłanie. Reck śmiała się tylko, ale kiedy łóżko było już gotowe, położyła się, ponieważ działanie kryształu się rozpoczęło.

Potem przynieśli z dworu ciało Angela i położyli je na stole. Patience podeszła do niego, spojrzała na zesztywniałą twarz, maskę obojętności, którą ćwiczył przez całe życie.

— Nigdy nie miałeś szansy dowiedzieć się, kim naprawdę jesteś — powiedziała. — Już nigdy cię nie poznam.

Posadzili Ruina obok stołu, na którym leżało ciało.

— On był twoim niewolnikiem — zwrócił się do Patience. — Muszę mieć twoje pozwolenie.

— Był niewolnikiem Nieglizdawca, ale uwolnił się przed śmiercią — odpowiedziała. — Powiedz mi tylko, jeśli rzeczywiście musisz mieć ludzką pamięć, to dlaczego właśnie ma to być jego pamięć? Przecież leży tu pięćset kamieni.

— One wszystkie były połączone z mózgiem Nieglizdawca — powiedział Ruin. — Nie chcę mieć w sobie nic z niego. Ten krzyż wzięła na siebie moja siostra. Tak długo go nienawidziłem, ona nigdy. Jeśli więc mam zrozumieć ludzką istotę, to czemu nie Angela właśnie? Strings powiedział, że zanim znalazł się w mocy Nieglizdawca, był dobrym człowiekiem. Czy nie wolisz, by król geblingów stał się po części istotą ludzką przez pamięć dobrego człowieka?

Jeden z geblingów przetoczył ciało na bok, wziął nóż Ruina i przeciął czaszkę, dostając się do kamienia, który wrósł w mózg. Patience nie patrzyła. Odwróciła się w stronę Willa, który ciągle leżał koło ognia. Podeszła do niego, ujęła lewą rękę, tę nie uszkodzoną, i ścisnęła ją mocno.

— Nie zakończyliśmy naszych spraw — powiedziała.

— Teraz nie jestem mężczyzną dla ciebie — odparł.

— Jeśli mam być prawdziwą heptarchinią, a nie tylko tytularną, potrzebuję człowieka, który poprowadzi moją armię.

— Będę ci służył, jak tylko będę potrafił.

— Tę armię dopiero trzeba stworzyć. Z wolontariuszy i zabijaków, jakich uda mi się zebrać. Potrzebuję mężczyzny, który ich wyszkoli, by mogli wywalczyć należne mi miejsce.

— A więc teraz już chcesz tego?

— Widzę, co chcą uczynić Reck i Ruin, i wiem, że mają rację. Nadszedł czas, by na wzór geblingów zjednoczyć całą ludzkość. Pod panowaniem królowej, która pamięta, że była geblingiem. Podobnie jak geblingi będą rządzone przez króla, który pamięta, że był człowiekiem. A z kolei ci władcy będą potrafili rozmawiać z kobietą, która pamięta, że była glizdawcem. Każdym glizdawcem, który kiedykolwiek żył na tej planecie.

— Będę ci służył.

— To za mało — powiedziała Patience.

— Cóż więcej mogę ci dać? Cała moja mądrość sprowadza się do umiejętności dowodzenia wojskiem.

— Z mojego łona narodziło się dziecko, ale okazało się potworem i teraz nie żyje. Potrzebuję dziedzica. Nieglizdawiec nie będzie już czuwał nad nieprzerwanym trwaniem linii heptarchów. A więc potrzebuję małżonka, który da mi dzieci duże i silne, bystre i zręczne. Potrzebuję małżonka, który nauczy moje dzieci, co to jest siła i mądrość.

Nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w sufit.

— I jeszcze coś — dodała. — On odszedł ze mnie. Pożądanie, które paliło mnie tyle tygodni, znikło. Wtedy na łodzi, kiedy dotykałeś mnie, a ja ciebie pragnęłam, bałam się, że jest to tylko odbicie pożądania, które wzbudzał we mnie Nieglizdawiec. Teraz, kiedy odszedł, widzę, że nadal cię kocham. Bóg pozwoli chyba swemu Czuwającemu odpowiedzieć na potrzebę słabej i przestraszonej dziewczyny.

Uśmiechnął się.

— Słaba i przestraszona.

— Czasami — powiedziała. — A tobie to się nie zdarza?

— Jestem przerażony. Tobą. Nigdy nie myślałem, że mógłbym poślubić kobietę, która jest w stanie zabić mnie kawałkiem sznurka.

— Czy to znaczy, że poślubisz mnie? — zapytała.

— Zrobię wszystko, by ci służyć.

Pochyliła się nad nim i pocałowała go w usta. Za nimi leżeli spoceni Reck i Ruin, rzucając się na swych posłaniach w gorączce. Strings i Kristiano krzątali się koło nich — związali im ręce, by nie mogli uszkodzić sobie oczu, wycierali ich czoła i śpiewali cicho, by odpędzić przerażające majaki.

Will i Patience czuwali, a gdy geblingi odzyskiwały przytomność, przemawiali do nich. Niekiedy Ruin stawał się Angelem i Patience mogła z nim rozmawiać. Po stokroć błagał ją o wybaczenie, a ona jego. Zdradziłem cię, mówił. Zabiłam cię, odpowiadała. I wybaczali sobie do kolejnego razu, kiedy straszliwe wspomnienia wracały nową falą.

Reck nie wyrażała swego szaleństwa słowami, chyba że przedzierały się do jej mózgu nauki Mądrych. Leżała wpatrując się w sufit, w ogień, w ściany, tam gdzie akurat spoczął jej wzrok. Kristiano i Strings śpiewali jej starożytne pieśni geblingów o chwalebnych czynach bitewnych, zakazanych miłościach, grzechach ojców, za które odpowiadają ich dzieci, wielkich władcach geblingów i ich wojnach o duszę tego świata. Nikt nie wiedział, czy Reck słyszała muzykę lub czy pomogła jej ona podążać jakąś ścieżką w ciemności. Aż pewnego zimowego dnia, kiedy śnieg zasypał dom na trzy metry i po jedzenie musieli wychodzić przez drzwi na piętrze, Strings nagle przestał śpiewać i odwrócił się od Reck.

— Ona chce, bym nucił dalej — wyszeptał.

Will i Patience podeszli i słuchali, jak Kristiano także dołącza swój głos. Zapłakali z ulgi, widząc uśmiech na twarzy Reck. Odnalazła drogę. Glizdawce nie zabrały jej całkowicie w swój świat.

Późną zimą, kiedy śnieg stał się szary od sadzy lecącej z komina. Will odzyskał nieco czucia w prawej ręce. Potrafił zacisnąć dłoń w pięść. Nie utrzymałby wprawdzie miecza, ale nie był już zdany jedynie na lewą rękę. Czuł taką dumę, że uznał się godnym zadania wyznaczonego mu przez Patience. Jako heptarchini ogłosiła go swoim małżonkiem. Kochali się w promieniach zimowego słońca wpadającego przez okna.

Jakiś czas potem wezwał ich Kristiano, gdyż obudził się Ruin. Kiedy weszli do pokoju, klęczał koło posłania siostry, a na jego twarzy malował się niepokój. Widząc Patience i Willa wstał i uściskał ich. Spoglądał na nich z jakimś nowym szacunkiem.

— Znosicie to przez całe życie — powiedział. — Samotność.

Ale dłoń Willa właśnie dotykała jej ramienia, więc Patience pomyślała, że samotność ta nie jest ani tak kompletna, ani tak nieznośna, jak myśli Ruin. On znał tylko Angela, dobrego, złamanego bólem Angela, którego izolacja od ludzkości była większa, niż można to sobie wyobrazić. Ale tak przecież powinno być. Król geblingów musi poznać tragiczną stronę egzystencji ludzkiej. Nie miała zamiaru mu powiedzieć, że nie każdy człowiek jest tak okrutnie samotny.

Później, kiedy wiatry zmieniły kierunek przynosząc ciepło z południa, śnieg zaczął topnieć i pierwsze pąki pokazały się na drzewach, obudziła się Reck. Jej spojrzenie było odległe, błądziła myślami gdzieś daleko i często zamierała wpatrzona w jakiś punkt, jakby nie do końca rozbudzona. Jej głowę wypełniały myśli, których nie dało się wyrazić słowami. Nie opowiadała im opowieści o swym życiu pomiędzy glizdawcami, ponieważ nie istniały na to odpowiednie słowa. Ale kiedy snuli plany na temat przyszłego rządu, przysłuchiwała się i od czasu do czasu odzywała się spokojnie i rozwiązywała skomplikowane problemy przyszłości.

Teraz już nie nazywali jej Reck. Ona nawet nie pamiętała tego imienia, ponieważ glizdawce nie mają imion i nigdy ich nie potrzebowały. Lecz choć straciła imię w labiryncie swego umysłu, ich nie zapomniała. Kochała gaunty, geblingi, dwelfy i ludzi, tak jak matka kocha swoje dzieci. Zaczęli nazywać ją Matką Glizdawców i chociaż Ruin opłakiwał swą straconą siostrę, kochał przecież również nową duszę, która wypełniła jej ciało. Pocieszała go po stracie, tak jak pocieszała każdego z nich.

Wkrótce wszyscy uświadomili sobie, że Matka Glizdawców stała się silniejsza dzięki wspomnieniom Nieglizdawca. Strings i Kristiano mówili, że ona jest cały czas z nimi, nie mogli zrobić nic bez jej zgody. O dziwo, niczego jednak od nich nie wymagała i w rezultacie otrzymali wolność, jakiej nie posiadali nigdy wcześniej. Nadal znali potrzeby wszystkich mieszkających w Domu Mądrych, ale nie musieli im ulegać. Czuli w sobie Matkę Glizdawców, która budziła ich własną wolę i umacniała ją.

— Związani z nią — powiedział Strings — jesteśmy wolni.

Słysząc to Ruin rozgłosił wieść po całej Spękanej Skale, że gaunty powinny przybyć do Domu Mądrych. Zjawiali się jak płatki kwiatów niesione ciepłym wiatrem — niewolnicy w chwili przybycia, opuszczali dom jako uwolnieni. I nie tylko gaunty. Za nimi ciągnęły geblingi, dwelfy i ludzie. Matka Glizdawców nie należała już do małej grupy, która przyszła z nią do Stopy Niebios. A oni wiedzieli, że kiedy opuszczą Spękaną Skałę, żeby podjąć czekające ich zadania, Matka Glizdawców zostanie tutaj, ponieważ jej praca już się zaczęła i na zawsze zatrzymają w tym miejscu.

Drzewa wiśniowe były w pełnym rozkwicie, kiedy król geblingów, heptarchini i Will, jej małżonek i dowódca armii, zeszli z góry.

Загрузка...