Rozdział 20 NADEJŚCIE KRISTOSA

Plotki krążyły przez całą zimę, a na wiosnę huczał już cały dwór. Nawet król Oruc słyszał szepty. Nazywali ją Agaranthemem Heptek, a jej mężem był lord Will, który wziął do niewoli dziesiątki wielkich generałów i sam był największym generałem. Inni nazywali ją Kristosem i mówili, że zabiła własnymi rękami wielkiego szatana. Teraz Bóg daruje jej świat, a król Oruc najpierw będzie musiał patrzeć na śmierć wszystkich swoich dzieci, a potem sam zginie w męczarniach.

Mówiło się także o geblingach. Jak to wszystkie geblingi tego świata zamarły na chwilę z twarzami wykrzywionymi grymasem nienawiści, gdy córka z przepowiedni uczyniła cud w sercu świata. Teraz król geblingów stał się aniołem i nadchodził, by zniszczyć wszystkich ludzi na Imaculacie. Za nim stała Matka Glizdawców, wielki smok, który powstał ze szkieletu starszego od statku kosmicznego, jakim ludzie przybyli na tę planetę. To ona wzywała do oczyszczenia Imaculaty, do ostatecznej walki między ludźmi i geblingami.

Na wiosnę plotki stały się rzeczywistością. Zebrała się armia geblingów. Szpiedzy potwierdzali tę wiadomość. Widziano też Patience, ktoś nawet z nią rozmawiał. I on przyniósł od niej takie pisemne przesłanie:

— „Lordzie Orucu, mój przyjacielu” — cytował łącznik. Oruc zadygotał słysząc, że nie nazwała go królem i na tę jej gorzko ironiczną protekcjonalność. — „Przybywam wreszcie do ciebie, by podziękować, że dobrze się opiekowałeś mym królestwem. Zostaniesz sowicie nagrodzony za doskonale wykonaną pracę, ponieważ nigdy nie zapomnę niczego, co kiedykolwiek zrobiłeś”. Wiadomość podpisana była jej dynastycznym tytułem i dobrze znanym mu imieniem: Patience.

Wiedział, że to oznacza jego śmierć, i przygotował się do wojny. Wezwał innych królów i nakazał im stanąć wraz z nim przeciwko inwazji geblingów i zdrajczyni Patience. Miał to być kolejny w historii najazd geblingów i najstraszliwszy ze wszystkich. Jeśli chcieli, by ludzkość przetrwała, muszą połączyć siły.

Większość królów zgodziła się z nim i przywiodła swe armie pod chorągwie heptarchy. Ale świadomi byli, że w każdym obozie, w każdym namiocie mężczyźni i kobiety wymawiają szeptem imię Agaranthemem Heptek, przypominają przepowiednię o siódmej siódmej siódmej córce i zastanawiają się, czy nie popełniają bluźnierstwa, przystępując do walki przeciwko Bogu i jego Kristosowi. Jak mogę obronić ludzkość, myślał król, jeśli moi ludzie nie są pewni, czy chcą pobić wroga?

Zebrał swe dzieci i wnuki i powiedział o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Wszyscy postanowili trwać przy nim, wiedząc, że jeśli geblingi wygrają, nie znajdą dla siebie żadnej kryjówki.

Armie rozłożyły się obozami w odległości zasięgu wzroku w dzień przesilenia wiosennego. W obozie geblingów nie powiewały żadne flagi. Pokryte szarym futrem ciała zakrywały cały horyzont, szpiedzy powtarzali, że to, co widać, jest tylko forpocztą ich armii. Armia ludzi, największa, jaką udało się kiedykolwiek zebrać jakiemukolwiek heptarsze, wyglądała żałośnie: jak kamyk, ku któremu zmierzała fala powodzi. Oruc wybrał swe pozycje najlepiej jak umiał — wygodne do obrony wzgórze z otwartą przestrzenią przed sobą i osłonięte z tyłu gęstym lasem. Ale nie mógł liczyć na zwycięstwo w obliczu tak licznego wroga. W nocy przed bitwą ukrył się w namiocie i płakał nad śmiercią swych dzieci i wnuków.

Kiedy jednak nadszedł ranek, generałowie przynieśli niezwykłe wieści. Armia geblingów odeszła.

Oruc osobiście zszedł na pole, które miało być miejscem przelewu krwi. Tylko zdeptana ziemia świadczyła, że poprzedniego dnia stała tu wielka armia. Pozostał jeden namiot i jedna chorągiew.

Kiedy tak stał, odsłoniło się wejście do namiotu i ukazała się ona: Patience, dokładnie taka, jaką pamiętał. Minione lata nic jej nie zmieniły. U jej prawego boku stał ogromny mężczyzna ze zwisającą bezwładnie prawą ręką. Po jej lewej stronie stał mały, porośnięty futrem, niezwykle władczy gebling. Lady Patience, lord Will i król Ruin, sami, na jego łasce, Oruc przepłakał całą poprzednią noc. Teraz już nic nie rozumiał.

Lord Will krzyknął, a jego głos niósł się daleko, aż do pierwszych szeregów żołnierzy, którzy powtarzali te słowa stojącym dalej. Wieść była prosta:

— Oto córka z przepowiedni. Prawem dziedzictwa jest waszą królową. Nie przeleje nawet kropli ludzkiej krwi, by udowodnić swe prawa. Jeśli odrzucicie ją, z radością umrze. Jeśli przyjmiecie ją, wybaczy wam.

A kiedy był już pewny, że każdy w armii Oruca usłyszał jego słowa, krzyknął:

— Gdzie są żołnierze Agaranthemem Heptek? Gdzie są Czuwający?

Żołnierze Oruca nie zawahali się ani przez moment. Ich połączone głosy uderzyły w niebo jak wiatr wiejący od morza. Rzucili broń i zbiegli do niej, najpierw wykrzykując jej imię, a potem wyśpiewując:

— Kristos! Kristos! Kristos!

Oruc zebrał wokół siebie swą rodzinę, gotowy umrzeć z godnością. Ale kiedy Patience kazała go przyprowadzić do siebie, zobaczył, że dziewczyna uśmiecha się życzliwie. Nie znalazł na jej twarzy cienia dzikości lub śladu pragnienia zemsty w głosie.

— Miałeś trudne zadanie i wykonałeś je dobrze — powiedziała z prostotą. — Przybyłam jako heptarchini całej ludzkości. Proszę, byś rządził Korfu jako mój wicekról. Tytuł ten będzie dziedziczny, dopóki twoi potomkowie okażą się tego godni.

Wtedy pokłonił się przed nią, gdyż darowała życie jego dzieciom, a jemu — życie i królestwo. Rządził na Królewskim Wzgórzu jak dotąd, a ona odwiedzała go raz do roku. Służył jej dobrze i lojalnie, a ona wywyższyła go ponad wszystkich innych królów.

Ale Heptam nie był już centrum świata. Powstało nowe miasto w dole rzeki, o kilka dni drogi od Spękanej Skały. Miasto zbudowano wokół uniwersytetu, a uniwersytet wzniesiono koło pewnego domu na wzgórzu w pobliżu Żurawiej Wody. Miasto przejęło nazwę od uczelni, a ta z kolei od domu. I z tego nowego miasta, zwanego Domem Heffiji, rządzili król geblingów i heptarchini. Było to miejsce, do którego wszyscy ludzie i geblingi, i dwelfy, i gaunty z całego świata schodzili się w poszukiwaniu sprawiedliwości, mądrości, łaski i spokoju.

I każdego roku król Ruin i Agaranthemem Heptek opuszczali Dom Heffiji i płynęli Żurawią Wodą do Stopy Niebios. Co roku wdrapywali się do jaskini na skraju lodowca, który górował nad całym ich światem. A tam siadali z Matką Glizdawców i opowiadali jej, co się dzieje na świecie, i jak wszyscy inni pielgrzymi, którzy przybywali do tego świętego miejsca, słuchali jej mądrych słów i napełniali się jej miłością i radością. Tak też robiły ich dzieci i dzieci ich dzieci przez wszystkie wieki istnienia świata.

KONIEC
Загрузка...