Lyra czekała w ogrodzie heptarszego dworu. Oczywiste było, że przy wyborze stroju pomagała jej matka. Suknia dziewczyny stanowiła dziwaczną mieszaninę niewinności i uwodzicielskiej zachęty. Skromna od szyi aż po koniuszki palców u nóg, tylko z odrobiną koronki przy dekolcie i mankietach. Za to uszyta z prawie przezroczystego materiału, tak że pod światło kobiece ciało Lyry było w pełni widoczne.
— Och, Patience, tak się ucieszyłam, kiedy ojciec zgodził się, żebyś była moją tłumaczką. Błagałam go przez dwa dni, aż wreszcie dał się wzruszyć.
Czyżby swą obecność tutaj zawdzięczała tylko błaganiom Lyry? To niemożliwe — Oruc był zbyt silnym człowiekiem, by z takiego powodu narazić sukcesję tronu na niebezpieczeństwo.
— Cieszę się, że przystał na to. — Patience uśmiechnęła się. — Przykro mi będzie, gdy opuścisz dwór, ale przynajmniej powiem ci, czy to pochwalam.
Był to oczywiście żart. Trzynastoletnia córka niewolnika nie mogłaby powiedzieć poważnie czegoś takiego córce heptarchy. Ale Lyra była tak zdenerwowana, że nawet nie dostrzegła niestosowności uwagi.
— Mam nadzieję. I jeśli zauważysz w nim jakąkolwiek skazę, która ujdzie moim oczom, błagam, powiedz mi. Tak bardzo chciałabym sprawić ojcu przyjemność i poślubić księcia, ale jeśli jest naprawdę wstrętny, nie zrobię tego za nic w świecie.
Patience nie okazała pogardy, którą czuła. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, by prawdziwej potomkini Kapitana Statku choćby przemknęło przez myśl, że może odmówić małżeństwa, ponieważ kawaler wydał się jej nieatrakcyjny, a nie biorąc pod uwagę racji stanu. Postawić własną, osobistą przyjemność ponad dobrem królewskiego dworu było dowodem, że Lyra nie dorasta do stojącego przed nią zadania. Powinnaś mieszkać w jakimś wiejskim dworku, pomyślała Patience, córko zaściankowego lorda, bywać na wiejskich zabawach i chichotać z przyjaciółkami na widok pryszczatych chłopców o nieświeżych oddechach.
Jednak ani słowami, ani wyrazem twarzy nie zdradziła swych uczuć. Stała się doskonałym lustrem, w którym Lyra zobaczyła dokładnie to, co chciała zobaczyć.
— Na pewno nie będzie taki okropny, Lyro. Rozmowy nigdy by nie doszły do tego stadium, gdyby na przykład z ramienia wyrastała mu druga głowa.
— Teraz już nikt nie miewa drugiej głowy — oświadczyła Lyra. — Znaleźli na to szczepionkę.
Biedne dziecko. Gdyby nie zdenerwowanie, chyba zrozumiałaby ironię.
Patience wydawało się zupełnie naturalne, że myśli o Lyrze, starszej od niej o trzy lata, jak o dziecku. Dziewczyna była rozpieszczana i mimo dojrzałości ciała nie wyszła jeszcze z wieku dziecięcego. W przeszłości, kiedy bawiły się razem w komnatach królewskich, Patience tysiące razy marzyła o przespaniu jednej jedynej nocy w miękkim łóżku którejś z córek heptarchy. Ale teraz, widząc tak mierne rezultaty wydelikacającego wychowania, dziękowała w duszy ojcu za zimny pokój, twarde łóżko, proste jedzenie, nie kończącą się naukę i ćwiczenia.
— Masz, oczywiście, rację — potwierdziła. — Czy mogę cię pocałować na szczęście?
Lyra z roztargnieniem wyciągnęła rękę. Patience uklękła i z uszanowaniem ucałowała jej palce. Już dawno temu nauczyła się, że taki hołd działa niezwykle łagodząco na córki Oruca. Angel zawsze powtarzał: twoja pokora łechce cudzą próżność.
Otworzyła się furtka w głębi ogrodu. Wleciał przez nią biały sokół. Wzbił się w górę i zaczął zataczać kręgi. Inny biały ptak, siedzący już na oparciu ławki, właśnie w tej chwili rozpoczął wyśpiewywać słodkie trele. Lyra krzyknęła cicho, ale zaraz z przestrachu zakryła usta dłonią, ponieważ oczywiste było, że sokół zauważył ptaka. Rzucił się w dół prosto na niego…
I został złapany w siatkę. Szarpał się, ale młody sokolnik sięgnął w głąb siatki zdecydowanym ruchem i wyciągnął ptaka za nogi. Sokolnik też był ubrany na biało, w biel tak doskonałą, że aż raziła oczy, kiedy słońce załamywało się na fałdach materiału. Młodzieniec zagwizdał i w tej samej chwili pojawiło się dwoje służących z klatkami. Zaraz też oba ptaki znalazły się w zamknięciu.
Mały śpiewak nie uronił w tym czasie ani jednej nuty. Scena ta musiała być ćwiczona wiele razy, pomyślała Patience, skoro białopióry ptaszek wyzbył się lęku przed sokołem.
Kiedy się jednak przyjrzała mu bliżej, odkryła całkiem odmienny powód jego odwagi. Ptak nie spłoszył się, ponieważ był ślepy. Wyłupiono mu oczy.
Służący cofnęli się ku drzwiom, a sokolnik padł na kolana przed Lyrą i zaczął przemowę po tassalińsku.
— Me kia psole o ekeiptu — powiedział.
— Tak zawsze będę cię bronił — przetłumaczyła Patience. Starała się stosować tę samą intonację, co Prekeptor.
— To było piękne — powiedziała Lyra. — Śpiew ptaka i jego ocalenie.
— Iptura oeenue — tłumaczyła Patience, naśladując pełen zachwytu głos Lyry. — Oeris, marae i kio psolekte.
— Mówisz tak samo jak ja — szepnęła Lyra.
Znowu odezwał się Prekeptor i Patience przetłumaczyła:
— Przyniosłem prezent dla córki heptarchy. Skinął na służącego, który podał mu księgę.
— To kopia Testamentu Ireny, córki Kapitana Statku — powiedział i wręczył podarek Patience, której ten gest wydał się całkiem niewłaściwy. Starający powinien w ogóle nie dostrzegać tłumaczki, tylko położyć księgę wprost w ręce obdarowywanej. Ale być może zgodnie ze zwyczajem Tassali kochankowie dawali sobie prezenty za pośrednictwem służących. Obcy miewali dziwne obyczaje.
Patience przekazała księgę Lyrze, która udała, że prezent ją ucieszył. Patience po cichu zwróciła uwagę dziewczyny na fakt, że strony książki wykonane zostały z liści papierowych tak doskonałych w kształcie, iż przy składaniu książki nie trzeba było ich przycinać.
— Bardzo trudno było wyhodować takie liście — powiedziała. Nie dodała jedynie, że jej zdaniem była to też idiotyczna strata czasu, ponieważ zwykły papier lepiej nadawał się do pisania i był trwalszy.
— Och — szepnęła Lyra. Po czym zdobyła się na krótkie podziękowanie.
— Nie myśl, że jestem dumny z moich umiejętności w dziedzinie hodowli roślin — zapewnił książę. — Mówi się często, że rośliny i zwierzęta na Imaculacie starają się zrozumieć, jakie są zamiary ludzi i dostosowują się do ich oczekiwań. Choć moje możliwości są skromne, z radością zrobię wszystko, czego zażąda córka heptarchy.
Patience czuła się coraz bardziej niezręcznie, ponieważ Prekeptor kierował swe słowa bezpośrednio do niej. A przecież tłumacz jest meblem. Każdy dyplomata się tego uczy. Najwyraźniej każdy, poza księciem Tassali.
Prekeptor podał jej następny prezent. Był to szklany pręt, wydrążony w środku i wypełniony światłem, widocznym nawet w świetle dnia. Kiedy osłonił go ręką, pręt wyraźnie pojaśniał. Książę znowu uśmiechnął się skromnie i oznajmił, że jest tylko prostym inżynierem.
— Gdyby na świecie żyli jeszcze Mądrzy, mógłbym stworzyć ten przedmiot znacznie szybciej, metodą zmian struktury genetycznej, ale ponieważ nie miałem innej drogi, przekształciłem ziele zwane zjadaczem statku w coś całkiem użytecznego. — Uśmiechnął się. — Będziesz mogła czytać Testament do poduszki, nawet gdy ojciec każe ci pogasić wszystkie świece.
— Nigdy nie czytam w łóżku — odparła zdziwiona Lyra.
— To był żart — wyjaśniła Patience. — Uśmiechnij się chociaż. Lyra zaśmiała się. Za głośno, ale przynajmniej starała się sprawić gościowi przyjemność. I to z oczywistych powodów. Białe ubranie nie ukrywało gibkości i siły obleczonego weń ciała, zaś twarz młodzieńca mogła być modelem dla rzeźbiarza pragnącego przedstawić w kamieniu wizerunek Odwagi, Męskości lub Prawości. Kiedy uśmiechał się, blask jego oczu zdawał się być pieszczotą. Nic z tego nie uszło uwagi Lyry.
Tyle tylko, że Prekeptor nie odrywał oczu od Patience, która wreszcie zrozumiała, jak niebezpieczną grę prowadzi książę.
— Córka heptarchy dowie się, że przepowiednia radości zawarta w Testamencie wypełni się za jej życia — powiedział Prekeptor.
Patience posłusznie przetłumaczyła, ale teraz wiedziała już, że każde jego słowo skierowane było do niej, prawdziwej córki heptarchy. Bez wątpienia w Testamencie musiała znajdować się wzmianka o siódmej siódmej siódmej córce. Prekeptor chciał zmusić Patience, by uznała los przypisany jej przez przepowiednię.
Książę miał jeszcze trzeci prezent. Była to plastikowa osłona dla szklanego prętu. Na jej powierzchni pojawiały się kolorowe, przezroczyste zwierzęta. Oświetlone od wewnątrz zdawały poruszać się z gracją. Prekeptor i tym razem wręczył prezent Patience.
— Córka heptarchy zobaczy, że może to nosić jak koronę, by cały świat ją podziwiał — powiedział. — To jest tak jak z przyszłością — można wybrać kolor i podążyć za nim. Jeśli córka heptarchy wybierze mądrze, odzyska wszystko, co straciła.
W końcu tej wyrafinowanej przemowy słowa straciły podwójne znaczenie. Teraz wyraźnie książę zwracał się tylko do Patience i proponował jej odzyskanie tronu.
Dziewczyna w żaden sposób nie mogła przetłumaczyć ostatniego zdania Prekeptora. Lyra domagałaby się wyjaśnień. Z drugiej jednak strony nie wolno jej było pozostawić wypowiedzi nie przetłumaczonej ani zmienić jej znaczenia, ponieważ to zostałoby zrozumiane przez podsłuchujących szpiegów Oruca jako przyjęcie propozycji zdrady.
Wobec tego milczała.
— Co on powiedział? — zapytała Lyra.
— Nie wiem — odparła Patience. Po czym zwróciła się do Prekeptora. — Przepraszam, ale moja znajomość tassalińskiego jest tak słaba, że nie byłam w stanie zrozumieć tego, co książę mówił. Błagam, aby książę rozmawiał o sprawach, które biedna tłumaczka może pojąć.
— Rozumiem — powiedział z uśmiechem. Ręce mu drżały. — Ja także czuję lęk, tutaj, w samym sercu dworu heptarchy. Ty jednak nie wiesz, że ludzie, którzy cię popierają, to wyszkoleni żołnierze i zamachowcy. Są gotowi wniknąć do najtajniejszych zakamarków siedziby wroga i zniszczyć go.
Każda odpowiedź Patience byłaby równoznaczna z podpisaniem na siebie wyroku śmierci. Po pierwsze, ją również wyszkolono na zamachowca i wiedziała, że plan Prekeptora został zniweczony w tym samym momencie, kiedy o nim wspomniał na głos w ogrodzie. Natychmiast bowiem wszyscy Tassalianie przebywający na dworze heptarchy zostaną aresztowani, skoro ich zbrodnicze plany wyjawił sam książę. Jeśli wierzył, że nie jest podsłuchiwany tutaj, na otwartej przestrzeni ogrodu, musiał być, zdaniem Patience, głupcem, któremu nie warto powierzać życia.
Ale nie mogła powiedzieć nic, co by go powstrzymało, a ją oczyściło z ewentualnych zarzutów współuczestnictwa w spisku. Gdyby stwierdziła, że ona nie ma wrogów na heptarszym dworze, przyznałaby, że książę ma prawo nazywać ją córką heptarchy. Nie pozostało jej nic innego, jak nadal udawać, że nie rozumie, iż cała ta przemowa jest skierowana właśnie do niej. Czyli że nie rozumie najprostszych zwrotów w tassalińskim. Najprawdopodobniej nikt jej nie uwierzy, ale na tym jej nie zależało. Wystarczyło tylko stworzyć Orucowi możliwość udawania, że jej wierzy. Tak długo, jak oboje będą mogli udawać, że ona nie wie, kim naprawdę jest, ma szansę przeżycia.
Przywołała na twarz wyraz zmieszania.
— Przykro mi, ale chyba się pogubiłam — powiedziała. — Myślałam, że opanowałam język Tassalian wystarczająco biegle, ale najwyraźniej byłam w będzie.
— Co on mówi? — zapytała Lyra. W jej głosie brzmiało teraz prawdziwe zaciekawienie. A sytuacja była rzeczywiście interesująca, ponieważ Prekeptor nie przybył wcale z zamiarem poślubienia Lyry, tylko w celu zabicia jej ojca, a bez wątpienia przy okazji także i jej.
— Przykro mi — powiedziała Patience — ale prawie nic nie zrozumiałam.
— Myślałam, że znakomicie władasz tym językiem.
— Ja też tak myślałam.
— Matko Kristosa — wyszeptał Prekeptor. — Matko Boska, dlaczego nie widzisz w moim zjawieniu się ręki przeznaczenia? Jestem aniołem, który stanął u drzwi i puka. Zwiastuję ci: Bóg narodzi się z twego łona.
Już same jego słowa budziły lęk, a żarliwość, z jaką je wymawiał, przerażała. Jaką rolę przeznaczył dla niej w swojej religii? Matka Boska — to była starożytna dziewica z Ziemi, a przecież mówił do Patience tak, jakby to było jej imię.
Nadal panowała nad sobą i ukrywała zaskoczenie. Pozwoliła sobie tylko na lekko zdziwioną minę.
— Święta Matko, czy nie widzisz, w jaki sposób Kristos przygotował drogę swego przyjścia? — Postąpił krok w jej stronę. Lecz widząc, jak stężała jej twarz, zatrzymał się, a potem cofnął dwa kroki. — Nieważne, co myślisz, nie pokrzyżujesz ścieżek Boga. On poświęcił siedem razy siedem razy siedem pokoleń, aby stworzyć ciebie, matkę jego syna, który narodzi się na planecie Imaculata. Dłużej czekaliśmy na ciebie, niż na Ziemi oczekiwali Dziewicy.
Pozwoliła, by na jej twarzy znowu pojawiło się niepewne, zdziwione spojrzenie, a jednocześnie w popłochu zastanawiała się, co powinna zrobić. Czuła się trochę tak, jak podczas jednej z ulubionych zabaw Angela. Dawał jej do rozwiązania w pamięci złożone zadanie matematyczne, żadne pisane znaki nie mogły pomagać jej w koncentracji — po czym natychmiast zmieniał temat i zaczynał opowiadać jakąś niezwykle zagmatwaną historię. Po paru minutach, a niekiedy nawet dobre pół godziny później kończył opowieść i bezzwłocznie żądał wyniku wyliczeń. A kiedy podała go, wymagał od niej powtórzenia całej historii. Ze szczegółami. Po latach ćwiczeń koncentrowanie się na dwóch sprawach jednocześnie nie sprawiało Patience kłopotu. Choć, oczywiście, nigdy wcześniej jej życie nie zależało od żadnej gry.
— Widzę, że nic ci nie powiedzieli. Nie chcieli, byś dowiedziała się, kim naprawdę jesteś. Nie udawaj, że nie znasz mojego języka. Wiem dobrze, że rozumiesz znaczenie każdego słowa. Powiem ci. Bóg stworzył Imaculatę jako najbardziej boską ze wszystkich planet. Tutaj, na tym właśnie świecie, siły stworzenia są głębokie i pełne mocy. Na Ziemi potrzeba było tysięcy pokoleń, by dokonała się ewolucja. Tutaj wystarczą nam trzy czy cztery pokolenia dla wygenerowania poważnych zmian gatunkowych. Jakby genetyczne cząsteczki rozumiały, czego od nich chcemy, i zmieniały się zgodnie z oczekiwaniami. Te trzy drobiazgi, które złożyłem w darze — to nowe, doskonałe gatunki, wykreowane przez człowieka na Imaculacie. Ta zasada dotyczy zarówno gatunków, które przybyły z Ziemi, jak i miejscowych. Tylko tutaj, na Planecie Bożej Kreacji, cząsteczka genetyczna każdego stworzenia jest zwierciadłem woli człowieka i zmieni się zgodnie z każdą komendą. Wystarczy zastanowić się, czy emisja światła zwiększy szansę rozrodczości rośliny i natychmiast wszystkie rośliny wydzielają dużo więcej energii promieniotwórczej. Nawet te, które nie biorą udziału w eksperymencie i rosną dobre pół mili dalej. Czy rozumiesz, co to znaczy? Tutaj, na Imaculacie, Bóg pozwolił nam skosztować swojej władzy.
Patience przez chwilę bawiła się myślą, czy nie zabić księcia, ale odrzuciła ten pomysł. Gdyby był to zwykły poddany heptarchy, jej obowiązkiem byłoby zgładzić go za wszystko, co już zdążył powiedzieć, choćby dlatego, że zagrażał życiu Lyry. Ale do prerogatyw tłumacza nie należało mordowanie dziedzica tronu Tassali. Król Oruc mógłby potraktować taki nieszczęsny incydent jako wtrącanie się do polityki zagranicznej.
— Ale dzieło hodowania ludzkiej rasy Bóg zarezerwował dla siebie — ciągnął dalej Prekeptor. — Ludzie jako jedyna forma życia na Imaculacie pozostali nie zmienieni. Gdyż to Bóg czuwa nad naszą drogą. A jego koronnym osiągnięciem jesteś ty — ponieważ zgodnie z wolą Boga masz urodzić Kristosa, jedynego Człowieka doskonałego, który będzie odbiciem Boga, tak jak cząsteczka genetyczna jest odbiciem woli, mózg jest lustrem świadomości, a układ limfatyczny obrazem namiętności. Mądrzy myśleli, że mogą ingerować w cząsteczkę genetyczną, że zmienią boży plan, uczyniwszy twego ojca niezdolnym do spłodzenia córki, by przepowiednia nie mogła się spełnić.
Ale Bóg zniszczył Mądrych i twój ojciec spłodził córkę, a ty urodzisz syna bożego, i ani ty sama, ani nikt inny nie może pokrzyżować tych boskich planów.
Teraz już Patience nie mogła odejść. Musiała wyraźnie pokazać, że odrzuca wszystko, co zostało powiedziane. Poza tym nie była pewna, czy Prekeptor pozwoliłby jej odejść. Jego wiara była wiarą szaleńca. Dygotał i płonął takim żarem, że i w niej rozpalał ogień. Nie śmiała słuchać go dłużej, gdyż obawiała się, że zwątpi we własną niewiarę. Nie miała odwagi odejść ani uciszyć go ostatecznie. Pozostawało jej tylko jedno.
Sięgnęła do włosów, gdzie trzymała ukrytą pętlę.
— Co ty robisz? — zapytała Lyra, którą jako córkę heptarchy nauczono rozpoznawać każdą broń, jaką mógł się posłużyć zamachowiec.
Patience nie odpowiedziała. Zwróciła się do Prekeptora:
— Książę, wydaje mi się, że zrozumiałam cię na tyle, by pojąć, że samym swym istnieniem zagrażam życiu mego szlachetnego heptarchy, króla Oruca. Skoro stanowię zagrożenie dla mego króla, jedyne, co mogę zrobić jako wierna poddana, to zakończyć moje życie.
Gwałtownym ruchem zacisnęła pętlę na własnej szyi, a potem nagłym szarpnięciem przecięła skórę na głębokość dwóch milimetrów. W pierwszej chwili prawie nie poczuła bólu. Cięcie nie było jednolite — w niektórych miejscach głębsze. Na szyi pojawiła się krew niby czerwony kołnierz.
Przerażenie Prekeptora prawie ją rozbawiło.
— Mój Boże! — krzyknął. — Mój Boże, cóż ja najlepszego uczyniłem!
Nic nie zrobiłeś, ty głupcze, pomyślała Patience. Ja to zrobiłam. Wreszcie cię uciszyłam. Teraz już czuła prawdziwy ból, a od nagłego upływu krwi zakręciło jej się w głowie. Mam nadzieję, że cięcie nie jest zbyt głębokie, pomyślała. Nie chciałabym, żeby została blizna.
Lyra wrzeszczała. Patience poczuła, jak nogi się pod nią uginają. O, tak. Muszę upaść, jakbym naprawdę umierała, pomyślała. I pozwoliła sobie osunąć się na ziemię. Złapała się za szyję, delikatnie rozluźniając ucisk pętli. Zdziwiła ją ilość krwi, ciągle wypływającej z rany. Czy nie byłoby głupio, gdybym przecięła sobie skórę nazbyt głęboko i wykrwawiła się na śmierć, tu, na trawniku?
Prekeptor rozpaczał głośno:
— Święta Matko, nie chciałem cię skrzywić. Boże, dopomóż jej, Panie na Niebiesiech, pogromco bluźnierców, wybacz głupcowi, który oddał siebie na służbę Tobie, i uratuj Matkę twojego Syna…
Świat zatrzasnął wokół Patience czarne ściany, widziała przed sobą tylko tunel. Ujrzała dłonie, które odsunęły od niej Prekeptora. Słyszała krzyki i płacz Lyry. Czuła unoszące ją z ziemi delikatne ręce i usłyszała czyjś szept:
— Nie było dotąd nikogo tak lojalnego wobec heptarchy, by wolał raczej odebrać sobie życie, niż wysłuchać zdrajcy.
Czy właśnie to zrobiłam? — pomyślała Patience. Odebrałam sobie życie?
A potem, kiedy wynosili ją z ogrodu, zaniepokoiła się, czy Angel uzna, że dobrze rozwiązała zadanie. Bo jeśli chodzi o opowieść, to zapamiętała każde słowo. Co do jednego.