Sala jadalna dla wampirów nie wyglądała jak kafeteria. Usytuowana tuż nad jadalnią do adeptów, bardziej przypominała elegancki lokal. Tak jak na niższej kondygnacji, i tu łukowate okna ciągnęły się wzdłuż całej ściany. Na balkonie wychodzącym na dziedziniec również ustawione były stoliki z kutego krzesła. Resztę urządzonej gustownie sali zajmowały różnej wielkości stoliki, niektóre oddzielone parawanikami z drewna z ciemnej wiśni. Na blatach gustownie rozmieszczono porcelanową zastawę i lniane serwetki. W kryształowych świecznikach jarzyły się smukłe świeczki. Przy kilku stolikach siedzieli już nauczyciele po dwoje lub w małych grupkach. Na widok Neferet skłaniali głowy w pełnym uszanowania pozdrowieniu, a do mnie uśmiechali się krótko, po czym wracali do przerwanego posiłku.
Próbowałam wypatrzyć dyskretnie, co jedli, ale nie zauważyłam niczego innego poza tą samą sałatką wietnamską, jaką mieliśmy tam na dole, oraz sajgonkami o wyszukanych kształtach. Nigdzie ani śladu surowego mięsa czy też czegokolwiek, co by przypominało krew (nie licząc oczywiście wina). W tym wypadku nawet nie musiałam się martwić, ze mogłabym gapić się niegrzecznie, przecież natychmiast wyczułabym zapach.
– Czy chłód nocy nie będzie ci przeszkadzał, jeśli usiądziemy na balkonie? – zapytała Neferet.
– Nie, chyba nie. Teraz już nie jestem tak wrażliwa na zimno jak przedtem. – Uśmiechnęłam się do niej promiennie starając się nie zapominać, że Neferet miała niezwykłą intuicję i mogła słyszeć głupie myśli, jakie przelatywały mi przez głowę.
– To dobrze, bo ja o każdej porze roku wolę jeść na zewnątrz. – Poprowadziła mnie na balkon do stolika nakrytego już na dwie osoby. Nie wiadomo skąd pojawiła się natychmiast kelnerka, z pewnością wampirzyca, choć wyglądała młodo, miała jednak na twarzy wypełniony kolorem tatuaż, który cienką linią obramowywał jej twarz w kształcie serca.
– Ja poproszę o bun cha gio oraz dzbanek tego samego wina, które piłam wczoraj. – Zrobiła krótką przerwę, po czym uśmiechnąwszy się porozumiewawczo do mnie, dodała – A dla Zoey przynieś piwo, wszystko jedno jakie, byle niedietetyczne.
– Dziękuję – powiedziałam.
– Staraj się nie pić tego za dużo. To nie jest zdrowe. – Mrugnęła do mnie, obracając przestrogę w żart.
Uśmiechnęłam się do niej szeroko, wdzięczna że pamiętała co lubię. Zaczęłam się czuć swobodniej. Przecież Neferet,, nasza starsza kapłanka, a moja mentorka, osoba mi przyjazna, w ciągu ostatniego miesiąca, czyli od kiedy tu jestem, zawsze była dla mnie miła. Owszem, w rozmowie z Afrodytą wydała mi się przerażająca, ale przecież Neferet to potężna kapłanka, a ponieważ Afrodyta, o czym bez przerwy przypominała mi Stevie Rae, była zapatrzoną w siebie egoistką i dręczycielką słabszych, zasłużyła na to, by mieć teraz nieprzyjemności. Cholera, pewnie już na mnie nagadała.
– Już lepiej? – zapytała Neferet.
Napotkałam jej uważny wzrok.
– Tak, lepiej.
– Kiedy dowiedziałam się o zaginięciu ludzkiego nastolatka, zaczęłam się o ciebie martwić. Ten Chris Ford to twój przyjaciel, prawda?
Nic nie powinno mnie zdziwić. Neferet była niesłychanie inteligentna i obdarzona przez boginię wieloma zdolnościami. A jeśli do tego dodać jeszcze ów szósty zmysł, który mają wszystkie wampiry, jest więcej niż pewne, że wiedziała dosłownie wszystko (przynajmniej z rzeczy najważniejszych). Pewnie też wiedziała, że mam swoje przeczucia dotyczące zniknięcia Chrisa.
– Właściwie nie byliśmy przyjaciółmi. Spotkaliśmy się parę razy na kilku imprezach, także nie znałam go dobrze.
– Ale z jakiegoś powodu zmartwiłaś się jego zniknięciem.
Potaknęłam.
– To tylko takie dziwne przeczucia. Dziwne. Pewnie pokłócił się z rodzicami, może dostał jakąś karę od ojca i chłopak uciekł. Domyślam się, że do tej pory już wrócił do domu.
– Gdybyś w to wierzyła, tobyś się tak nie martwiła. – Neferet odczekała, aż kelnerka skończy nalewać nam napoje i podawać dania, po czym dodała jeszcze: – Ludzie uważają, że wampiry mają nadprzyrodzone zdolności. Tymczasem chociaż wielu z nas ma dar jasnowidzenia, zdecydowana większość nauczyła się po prostu słuchać własnej intuicji, czego ludzie na ogół boją się stosować. – Teraz jej głos brzmiał tak, jak na lekcji, a ja pilnie słuchałam tego wywodu.- Pomyśl o tym Zoey. Jesteś dobrą uczennicą. Na pewno pamiętasz z lekcji historii, co w przyszłości działo się z ludźmi, a zwłaszcza z kobietami, kiedy zbytnio zawierzały swojej intuicji i zaczynały słuchać głosów rozbrzmiewających im w głowach albo nawet przepowiadać przyszłość.
– Na ogół uważano, że pozostają w zmowie z diabłem lub innymi siłami nieczystymi, zależy, kiedy to się działo, w każdym razie dawano im cholerny wycisk. – Zaczerwieniłam się, gdy to powiedziałam, bo w obecności nauczycielki użyłam słowa na „ch”, ale Neferet zdawała się tego nie zauważać, tylko kiwała potakująco głową a znak, że się ze mną zgadza.
– Tak, właśnie tak. Występowali nawet przeciwko swoim świętym, jak Joanna d'Arc. Sama widzisz, ze ludzie nauczyli się wyciszać własne instynkty. A wampiry przeciwnie, nauczyły się iść za głosem instynktu. Przeszłości, kiedy ludzie ścigali nas, starając się wytępić cały nasz rodzaj, właśnie to ocaliło wielu naszych przodków.
Zadrżałam na myśl, jakie to musiały być okropne czasy dla wampirów.
– Och, nie martw się tym, Zoey, ptaszyno – powiedziała z uśmiechem Neferet. Kiedy usłyszałam, że nazywa mnie jak moja babcia, też się uśmiechnęłam. – Czasy palenia na stosie minęły i już nie wrócą. Może nie cieszymy się powszechnym szacunkiem, jak to kiedyś bywało, ale ludzki ród już nigdy nie będzie nas ścigał i tępił. – W jej zielonych oczach pojawiły się groźne błyski. Pociągnęłam łyk piwa, nie chcąc mierzyć się z tym strasznym spojrzeniem. Kiedy znów się odezwała, jej głos brzmiał jak przedtem, a wszelkie groźne akcenty zniknęły z głosu i spojrzenia, znów była moją mentorką i przyjazną osobą.- A mówię to po to, by cię przekonać do tego, ze powinnaś słuchać swojej intuicji. Jeśli będziesz miała niedobre przeczucia co do jakiejś sytuacji, uważaj. A poza tym, jeśli poczujesz potrzebę porozmawiania ze mną, nie krępuj się, możesz przyjść w każdej chwili.
– Dziękuję, Neferet, to dla mnie bardzo wiele znaczy.
Machnęła ręką lekceważąco.
– Na tym polega rola mentorki i kapłanki, rola, którą mam nadzieję, pewnego dnia ode mnie przejmiesz.
Zawsze kiedy mówi o mojej i o tym, że zostanę kapłanką, mam mieszane uczucia. Z jednej strony ta perspektywa mnie ekscytuje, z drugiej wzbudza niejasne obawy.
– Właściwie trochę mnie zdziwiło, ze nie przyszłaś do mnie po zajęciach w czytelni. Czyżbyś jeszcze się nie zdecydowała co do nowych kierunków działania organizacji Cór Ciemności?
– Hmm, tak, coś postanowiłam… – Zmusiłam się, by nie rozpamiętywać tego, co zaszło w czytelni, i nie myśleć teraz o Lorenie. Neferet z tą swoją intuicją nie powinna się dowiedzieć o mnie i o… nim.
– Wyczuwam twoje wahanie, Zoey. Czy wolisz nie ujawniać przede mną tego, co postanowiłaś?
– O nie. To znaczy… tak. Prawdę mówiąc przyszłam wczoraj do ciebie, ale byłaś… – szukałam właściwego słowa -…zajęta z Afrodytą. Więc odeszłam.
– A, rozumiem. Teraz twoje zdenerwowanie w moim towarzystwie zaczyna być zrozumiałe. – Afrodyta sprawia pewne problemy, wielka szkoda. Tak jak mówiłam, podczas obchodów Samain, kiedy zdałam sobie spraw, jak daleko zabrnęła, ja również czuję się w jakimś stopniu odpowiedzialna za jej postępowanie i przedzierzgnięcie się w ponure indywiduum. Wiedziałam, że to egoistka, od samego początku, gdy tylko do nas nastała. Powinnam była wkroczyć wcześniej i twardszą ręką nią pokierować. – Napotkała moje spojrzenie. – Co doszło do ciebie z naszej rozmowy?
Poczułam na grzbiecie ostrzegawczy dreszcz.
– Właściwie niewiele – pośpiesznie ją zapewniłam. – Afrodyta głośno płakała. Posłyszałam, jak mówisz, żeby wejrzała w głąb siebie. Domyśliłam się, ze wolisz, by ci nie przeszkadzać. – Na wszelki wypadek nie powiedziałam wyraźnie, że to nie wszystko, co usłyszałam. Wolałam otwarcie nie kłamać. Wytrzymałam jej badawcze spojrzenie. Neferet ponownie westchnęła i pociągnęła następny łyk wina.
– Zazwyczaj nie omawiam przypadku jednej adeptki z drugą, ale ta sprawa jest wyjątkowa. Wiesz, że Afrodyta miała dar od bogini przewidywania katastrof i nieszczęść?
Skinęłam głową, nie przeoczywszy faktu, że Neferet użyła czasu przeszłego.
– Otóż wydaje mi się, że swoim zachowaniem, doprowadziła do tego, ze Nyks cofnęła swój dar. Coś takiego niesłychanie rzadko się zdarza. Na ogół jeśli raz obdarzy kogoś jakąś zdolnością, to już tego nie odbiera. – Neferet mruknęła, w ten sposób wyrażając swój żal. – Któż jednak może zgłębić zamysły Wielkiej Boginii Nocy?
– To musi być okropne dla Afrodyty – zauważyłam bezwiednie, nie zamierzając specjalnie komentować tego, co mówiła Neferet.
– Doceniam twoje współczucie, ale nie powiedziałam ci tego po to, byś się nad nią użalała. Raczej po to, byś się miała na baczności, ponieważ jej wizje nie są już wiarygodne. Afrodyta może mówić coś, czy tylko wprowadzi zamęt. Natomiast twoim zadaniem jako przewodniczącej Cór Ciemności będzie pilnowanie, by nie zakłóciła ona delikatnej harmonii panującej wśród adeptek. Oczywiście zawsze zachęcamy was do samodzielnego rozwiązywania waszych problemów, skoro reprezentujecie sobą więcej niż ludzkie nastolatki, ale też więcej od was wymagamy. Niemniej nie krępuj się i przychodź do mnie, jeśli zachowanie Afrodyty stanie się… – przerwała, jakby ważąc następne słowo… – nieobliczalne.
– Dobrze – zgodziłam się, ale żołądek znów zaczął mnie boleć.
– To świetnie. A teraz może mi coś powiesz na temat zmian, jakie planujesz wprowadzić jako przełożona Cór Ciemności?
Oderwałam myśli od Afrodyty i opowiedziałam i swoich planach utworzenia rady starszych jako gremium doradczego Cór Ciemności. Neferet słuchała z uwagą; moje poszukiwania w bibliotece wyraźnie jej zaimponowały, a plany reorganizacji uznała za logiczne.
– Rozumiem, że oczekujesz ode mnie, że przeprowadzę wybory dwóch brakujących członków rady, bo wskazani przez ciebie przyjaciele dowiedli już, jak bardzo zasługują na zaufanie i jak znakomicie wykonują swoje zadania.
– Tak. Rada wystąpiła z wnioskiem, żeby na jedno z wakujących miejsc zaproponować Erika Nighta.
Neferet z uznaniem skinęła głową.
– To mądra propozycja. Erik cieszy się poparciem wśród adeptów i czeka go świetlana przyszłość. A kogo być sugerowała na ostatnie miejsce.
– Tu ja i reszta rady nie jesteśmy zgodni. Ja uważam, że powinniśmy dokooptować kogoś z wyższego roku, a w dodatku moim zdaniem, powinien być to ktoś z najbliższego dotąd otoczenia Afrodyty. – Neferet uniosła brwi, mocno zdziwiona. – Owszem, ktoś z kręgu jej przyjaciół czy popleczników. Bo jak już mówiłam, nie objęłam przywództwa dlatego, że jestem spragniona władzy, albo że zaczaiłam się by wykraść to, co należało do Afrodyty, ale by postępować słusznie. Nie zamierzam wszczynać walki stronnictw ani nic z tych rzeczy. Jeśli ktoś z jej otocznia wejdzie do naszej rady, może reszta zrozumie, że nie chodzi mi o pokonanie Afrodyty, tylko o coś znacznie ważniejszego.
Neferet zastanawiała się w nieskończoność. W końcu zapytała:
– Czy wiesz, ze nawet jej przyjaciółki odwróciły się od niej?
– Zauważyłam to dzisiaj w jadalni.
– W takim razie jaki jest sens przyjmowania kogoś z nich w skład rady?
– Nie do końca jestem pewna, że to już tylko byłe przyjaciółki. Ludzie inaczej zachowują się w miejscach publicznych, a inaczej w odosobnieniu.
– Znów muszę ci przyznać rację. Już zapowiedziałam gronu pedagogicznemu, ze w niedzielę odbędzie się uroczyste zebranie Cór i Synów Ciemności podczas obchodów Pełni Księżyca. Spodziewam się, ze przybędzie większość dotychczasowych członków, wiedziona ciekawością i chęcią przekonania się o twoich niezwykłych zdolnościach.
Kiwnęłam głową. Wiedziałam, aż za dobrze, że będę główną atrakcją w tym cyrku.
– Niedziela to również odpowiednia pora, by poinformować Córy Ciemności o twojej nowej wizji organizacji. Ogłoś, ze zostało jedno wolne miejsce w planowanej radzie i ze powinien je zająć ktoś z szóstego formatowania. Przejrzymy we dwie zgłoszenia i zdecydujemy, kto jest najbardziej odpowiedni.
Nachmurzyłam się.
– Ale ja nie chcę, byśmy to my wybrały. Chciałabym, żeby grono pedagogiczne głosowało, ale uczniowie również.
– Będą głosować – odpowiedziała łagodnie. – A potem my wybierzemy.
Chciałam jeszcze coś dodać, ale powstrzymało mnie spojrzenie jej zielonych oczu, które stało się tak zimne, że zaczęłam się bać. Zamiast więc wdać się z nią w sprzeczkę (co i tak było niemożliwe), wybrałam inną ścieżkę (jak mawiała Babcia).
– Chciałabym też, aby Córy Ciemności włączyły się w działalność dobroczynną na rzecz miejscowej społeczności.
Tym razem jej brwi sięgnęły linii włosów.
– Masz na myśli społeczność ludzi?
– Tak.
– Uważasz, że ucieszą się z twojej pomocy? Przecież brzydzą się nami. Unikają nas. Boją się nas.
– Może dlatego, że nas nie znają – odpowiedziałam. – Może jeśli zaczniemy postępować jak część Tulsy, zaczniemy być traktowani jak reszta Tulsy.
– Czytałaś o buncie w roku tysiąc dziewięćset dwudziestym? Afroamerykanie byli częścią Tulsy, ale Tulsa ich zniszczyła.
– Rok tysiąc dziewięćset dwudziesty dawno minął. – Trudno mi było wytrzymać jej wzrok, ale byłam przekonana, że mam rację. – Neferet, moja intuicja mi podpowiada, że muszę to zrobić.
Zauważyłam, że staje się mniej nieprzejednana.
– A ja ci radziłam postępować zgodnie z podszeptami intuicji, tak?
Kiwnęłam z głową.
– Jaki rodzaj działalności byś wybrała, zakładając, że ludzie ci na to pozwolą?
– Och uważam że nam pozwolą. Postanowiłam skontaktować się z Ulicznymi Kotami, organizacją ratującą koty.
Neferet odrzuciła głowę do tyłu i zaniosła się śmiechem.