13.

Jego krew wzburzyła się w moich ustach. W zetknięciu ze śliną ranka zaczęła obficiej krwawić, krew płynąc szybciej. Z jękiem, w którym nie potrafiłam rozpoznać swojego głosu, przytknęłam usta do jego skóry, liżąc szkarłatną smakowitą kreskę. Poczułam, jak Heath otacza mnie ramieniem, tak abym mogła przyssać się do jego szyi. Odrzucił głowę do tyłu i jęczał: „Tak, tak”. Jedną ręką złapał mnie za pupę, drugą wsunął mi pod bluzkę i objął mą pierś.

Jego dotyk rozpalił żar w moim ciele. Rękę, jakby kierowaną przez jakieś nieznane mi siły, zsunęłam z jego ramienia w dół, aż do twardej wypukłości rysującej się z przodu dżinsów. Przyssałam się do jego szyi. Cały mój rozsądek gdzieś uleciał. Wszystkie doznania sprowadziły się do smakowania, czucia i dotyku. Gdzieś na dnie świadomości kołatała się myśl, że moje reakcje są na poziomie zwierzęcego zaspokajania potrzeb, ale niewiele mnie to obchodziło. Pragnęłam Heatha. Pragnęłam go, jak jeszcze nikogo i niczego na świecie.

– Och, Zoey, tak, tak – jęknął, poruszając się jednocześnie w rytm ruchów mojej ręki.

Rozległo się bębnienie w szybę.

– Ej, wy tam, tutaj nie można się gzić!

Czyjś głos raził mnie jak grom, tłumiąc żar rozpalony w moim ciele. Zobaczyłam mundur strażnika, na ten widok odsunęłam się od Heatha, ale on przycisnął mi głowę do swojej szyi i odwrócił się w taki sposób do strażnika, że tan, stojąc od strony pasażera, nie mógł mnie dobrze widzieć, tak jak nie mógł widzieć krwi nadal sączącej się z szyi Heatha.

– Słyszeliście, co powiedziałem? – grzmiał facet. – Zabierajcie się stąd, i to zaraz, żebym nie musiał was spisywać i powiadamiać waszych rodziców.

– Nie ma sprawy, proszę pana – odpowiedział grzecznie Heath. – Zaraz odjeżdżamy. – Mówił głosem tylko lekko zadyszanym, ale poza tym brzmiącym najzupełniej normalnie.

– Lepiej się pospieszcie. Mam was na oku. Cholerni smarkacze… – mruczał jeszcze, odchodząc.

– W porządku – uspokoił mnie Heath. – Odszedł na tyle daleko, że nie może zobaczyć krwi – zapewnił mnie, zwalniając uścisk.

Natychmiast odskoczyłam od niego, niemal przyklejając się do drzwi, starając się odsunąć jak najdalej. Drżącymi rękami odsunęłam zamek torebki, skąd wyciągnęłam chusteczki higieniczne i podałam Heathowi.

– Przyłóż je do szyi, żeby zatamować krwawienie.

Zrobił, jak mu kazałam.

Opuściłam szybę, zacisnęłam dłonie i zaczęłam głęboko wdychać świeże powietrze, aby nie reagować dłużej na zapach ciała i krwi Heatha.

– Zoey, spójrz na mnie.

– Heath, po prostu nie mogę – odpowiedziałam, stając się nie rozpłakać. – Najlepiej idź już.

– Nie, najpierw musisz na mnie spojrzeć i posłuchać, co chcę ci powiedzieć.

Odwróciłam głowę w jego stronę i popatrzyłam na niego.

– Jak ty to robisz do diabła, że jesteś taki spokojny i opanowany?

Nadal przyciskał chusteczkę do szyi. Policzki miał zaczerwienione, a włosy potargane. Uśmiechnął się do mnie, a ja pomyślałam wtedy, że nie znam nikogo, kto byłby bardziej uroczy niż on.

– To nic trudnego. Pieszczenie się z tobą to dla mnie normalka. Od lat szaleję za tobą.

Kiedy miałam piętnaście lat, a on szesnaście, przeprowadziliśmy ze sobą rozmowę, której głównym tematem była myśl, że nie jestem jeszcze gotowa na seks. Odpowiedział, że rozumie i gotów jest poczekać – oczywiście nie znaczyło to, że w ogóle nie mieliśmy się nie podpieszczać, ale to co zaszło dziś w samochodzie, było zupełnie inne od dotychczasowych doświadczeń. Więcej było w tym namiętności, pożądania. Wiedziałam, że jeśli nadal się będę z nim spotykać, to już wkrótce przestanę być dziewicą, i wcale nie dlatego, że Heath mógłby bardziej nalegać. Raczej dlatego, że nie zdołam zapanować nad pożądaniem jego krwi. Ta myśl w równym stopniu mnie przeraziła, co zafascynowała. Zamknęłam oczy i potarłam czoło. Ból głowy powrócił. Znów.

– Czy boli cię szyja? – zapytałam, zerkając na niego spod palców jak dzieciak oglądający horror, który go przerażał.

– Nie, Zo. Nic mi nie jest. – Wyciągnął rękę w moją stronę i odgiął mi palce. – Wszystko będzie dobrze. Przestań się ciągle martwić.

Chciałam mu wierzyć. Chciałam też, co sobie właśnie uświadomiłam, nadal się z nim spotykać. Westchnęłam.

– Spróbuję. Ale teraz naprawdę muszę już iść. Nie mogę spóźnić się do szkoły.

Ujął mnie za ręce. Poczułam jego tętno, wiedziałam, że bije w tym samym rytmie co moje serce, jakbyśmy oboje zsynchronizowali się na zawsze.

– Obiecaj, że zadzwonisz do mnie – poprosił.

– Obiecuję.

– I spotkasz się ze mną tutaj w przyszłym tygodniu.

– Nie wiem, kiedy będę mogła wyjść. Ten tydzień będzie dla mnie trudny.

Spodziewałam się, że będzie się ze mną targował, ale on tylko skinął głową i ścisnął moją dłoń.

– Dobrze. Rozumiem. Przebywanie w szkole na okrągło musi być upierdliwe. A może zrobimy tak: w piątek gramy na naszym boisku z Germańcami, może moglibyśmy się spotkać w Starbucksie po meczu?

– Może.

– Postarasz się?

– Tak.

Nachylił się i pocałował mnie.

– Moja Zo! W takim razie do piątku. – Wysiadł z samochodu i zanim zamknął drzwi, wsadził głowę do auta i powiedział: – Kocham cię, Zo.

Kiedy odjeżdżałam, widziałam go jeszcze we wstecznym lusterku. Stał na środku parkingu, przyciskał chusteczkę do szyi i machał mi na pożegnanie.

– Nie wiesz, co robisz, Zoey Redbird – powiedziałam do siebie głośno, a wtedy szare niebo się otwarło i zimne strugi deszczu spadły na ziemię.


Była druga trzydzieści pięć, kiedy wróciłam cichutko do swojego pokoju. Właściwie dobrze się stało, że miałam tak mało czasu, bo nie mogłam zastanawiać się dłużej nad tym, co powinnam zrobić. Stevie Rae i Nala nadal smacznie spały. Nala nie została w moim pustym łóżku, tylko przeniosła się do Stevie Rae, gdzie zwinięta w kłębek ułożyła się tuż przy jej głowie. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nala to niepoprawny poduszkowiec. Ostrożnie otworzyłam górną szufladę swojego komputerowego biurka i wyciągnęłam stamtąd telefon Damiena i kartkę papieru, na której nagryzmoliłam numer telefonu FBI. Z tym ekwipunkiem w ręku udałam się do łazienki.

Zrobiłam kilka głębokich wdechów, pamiętając o przestrogach Damiena, by się streszczać. Mam zrobić wrażenie osoby rozeźlonej, może nawet niespełna rozumu, ale nie wolno mi się zachowywać niepoważnie jak podfruwajka. Wybrałam numer. Kiedy zgłosił się dyżurny oficer, mówiąc: „Federalne Biuro Śledcze, w czym mogę pomóc?”, nastroiłam swój głos na niskie tony i ucinając końcówki słów, jakbym połykała je, dusząc się od kipiącej we mnie złości, powiedziałam:

– Chcę powiadomić o podłożeniu bomby. – Rada, że tak właśnie powinnam się zachować, pochodziła od Erin, która całkiem niespodziewanie objawiła polityczną orientację. Mówiłam bez przerwy, by nie dać mu okazji do przerwania mojej wypowiedzi, ale słowa artykułowałam powoli i wyraźnie, wiedząc, że są nagrywane. – Moje ugrupowanie, Dżihad Przyrody (ta nazwa to pomysł Shaunne), podłożyło ją tuż pod powierzchnią wody przy jednym z pylonów (to słowo to wkład Damiena) na moście na rzece Arkansas w pobliżu Webber’s Fall. Zapalnik nastawiony został na piętnastą piętnaście (użycie wojskowych określeń czasu pochodziło również od Damiena). Bierzemy na siebie pełną odpowiedzialność za niesubordynację obywatelską (to następny wkład Erin, chociaż twierdziła, że terroryzm właściwie nie jest niesubordynacją obywatelską, że to całkiem coś innego), protestując w ten sposób przeciwko ingerencji rządu w nasze życie oraz przeciwko zanieczyszczeniu wód amerykańskich rzek. Ostrzegamy, że jest to nasz pierwszy akt sprzeciwu. – Rozłączyłam się. Po czym chwyciłam kartkę, na której po drugiej stronie zapisałam następny numer, i wystukałam go na klawiaturze komórki.

– Fox News Tulsa – odezwał się rezolutny damski głos.

Ta część działania była moim pomysłem. Doszłam do wniosku, że jeśli powiadomimy miejscową rozgłośnię, bardziej prawdopodobne stanie się szybkie podanie tej informacji do wiadomości publicznej, wtedy jeśli będziemy śledzili aktualne doniesienia radiowe, dowiemy się od razu, czy powiódł się nasz plan zamknięcia mostu.

– Grupa terrorystów zwana Dżihadem Przyrody powiadomiła FBI o podłożeniu bomby na trasie I-40 pod mostem na rzece Arkansas przy Webber’s Falls. Ma wybuchnąć dziś po południu o piętnastej piętnaście.

Popełniłam błąd, robiąc przerwę w swoim meldunku, którą wykorzystała moja rozmówczyni nie sprawiająca już wrażenia takiej rezolutnej, kiedy zapytała:

Kim pani jest i od kogo otrzymała tę informację?

– Precz z wtrącaniem się rządu i z zanieczyszczaniem, niech żyje władza ludowa! – wrzasnęłam i wyłączyłam komórkę. Poczułam wielką słabość w kolanach i z ulgą osunęłam się na klapę sedesu. Już po wszystkim. Zrobiłam to.

Rozległo się delikatne pukanie do drzwi łazienki, a po chwili usłyszałam pytanie zadane ze śpiewnym oklahomskim akcentem:

– Zoey? Nic ci nie jest?

– Nie – odpowiedziałam słabym głosem. Zmusiłam się, by wstać i otworzyć drzwi łazienki. Za nimi stała Stevie Rae, zaspana i węsząca jak króliczek.

– Zadzwoniłaś do nich? – zapytała szeptem.

– Aha. Nie musisz mówić szeptem. Jesteśmy tu tylko my dwie. – W tym momencie Nala ziewnęła przeciągle, nadal leżąc na poduszce Stevie Rae. – No i Nala – dodałam.

– Jak poszło? Mówili coś?

– Nic prócz: „Tu FBI”. Pamiętasz, jak Damien radził, żebym nie dała im szansy na wtrącanie się?

– Powiedziałaś im, że jesteśmy Dżihadem Przyrody?

– Stevie Rae, my nie jesteśmy Dżihadem Przyrody. My tylko udajemy.

– No dobrze, ale usłyszałam, jak krzyczysz: precz z rządem i zanieczyszczaniem, więc pomyślałam… może… właściwie nie wiem, co pomyślałam. Akurat natrafiłam a ten moment.

Wzniosłam oczy ku górze.

– Stevie Rae, ja tylko odgrywałam taką rolę. Facetka od wiadomości zapytała mnie, kim jestem, i chyba wtedy spanikowałam. Ale poza tym powiedziałam im wszystko, co sobie zaplanowaliśmy. Mam nadzieję, że to zadziała. – Ściągnęłam z siebie przemoczoną bluzę z kapturem i powiesiłam na krześle, by wyschła.

Dopiero teraz Stevie Rae zauważyła, że mam mokre włosy i zamaskowany Znak, o czym zupełnie zapomniałam, spiesząc się, by zdążyć wszędzie zatelefonować. Cholera!

– Wychodziłaś gdzieś?

– Tak – przyznałam niechętnie. – Nie mogłam spać, poszłam więc na Utica Square do American Eagle i kupiłam sobie nowy sweter. – Wskazałam przemoczoną firmową torbę, którą cisnęłam w kąt.

– Trzeba było mnie zbudzić, to bym poszła z tobą.

Najwyraźniej było jej przykro, a ja, chcąc zatrzeć to wrażenie, nie zastanawiałam się, ile mogę jej powiedzieć, i wypaliłam:

– Spotkałam swojego byłego chłopaka!

– Rany koguta! Opowiadaj! – Klapnęła na łóżko gotowa wysłuchać rewelacji, czy jej płonęły z ciekawości.

Nala burknęła niezadowolona i przeskoczyła z powrotem na moją poduszkę. Sięgnęłam po ręcznik i zaczęłam osuszać nim włosy.

– Poszłam do Starbucksa. A on rozlepiał ulotki ze zdjęciem Brada.

– No i co dalej? Co zrobił, jak cię zobaczył?

– Rozmawialiśmy ze sobą.

Wymownie wzniosła oczy do nieba.

– Ale co dalej? Mów!

– Rzucił palenie i picie.

– No. To już jest coś. Czy rzucił palenie i picie, żeby móc się z tobą znów spotykać?

– Aha.

– A co z nim i tą małpą Kaylą?

– Heath twierdzi, że się z nią nie widuje, ponieważ ona rozpowiada różne rzeczy o wampirach.

– A widzisz! Mieliśmy rację, że to przez nią gliniarze tu przyszli, aby cię przesłuchać – przypomniała Stevie Rae.

– Na to wygląda.

Stevie przyglądała mi się badawczo.

– Nadal jesteś z nim, co?

– To nie takie proste.

– Wiesz, po części jest proste. Co gdyby ci się nie podobał, tobyś się z nim nie spotykała. Proste. – Stevie Rae rozumowała logicznie.

– Nadal mi się nie podoba – przyznałam.

– Wiedziałam! – zawołała triumfalnie Stevie Rae. – O rany, ty masz chłopaków na pęczki! I co z tym zrobisz?

– Pojęcia nie mam – odpowiedziałam.

– Jutro wraca Erik z konkursu szekspirowskiego.

– Wiem. Neferet mówiła, że Loren pojechał wspierać Erika i pozostałych naszych uczniów, w takim razie on też jutro wróci. Obiecałam też Heathowi, że się z nim spotkam w piątek po południu po meczu.

– Powiesz o nim Erikowi?

– Bo ja wiem…

– Wolisz Heatha czy Erika?

– Bo ja wiem…

– A co z Lorenem?

– Stevie Rae, nie wiem. – Potarłam czoło, bo ból głowy zdawał się mnie nie opuszczać. – Czy mogłybyśmy nie rozmawiać na ten temat przez jakiś czas, przynajmniej dopóki czegoś nie wymyślę?

– Okay. Chodźmy.

– Dokąd? – Przetarłam oczy całkiem zdezorientowana. Przerzucała się od Heatha do Erika, a potem do Lorena w takim tempie, że nie mogłam za nią nadążyć.

– Ty musisz zjeść swoje Count Chocula, a ja Lucky Charms. A potem obie powinnyśmy posłuchać wiadomości CNN i lokalnej rozgłośni.

Powlokłam się do drzwi. Nala przeciągnęła się, miauknęła kapryśnie, po czym niechętnie poszła w moje ślady.

– I trochę browaru – dodałam.

Stevie Rae skrzywiła się, jakby spróbowała cytryny.

– Na śniadanie?

– Czuję, ze mamy odpowiedni dzień na browarek na śniadanie.

Загрузка...