19.

Bębnienie do drzwi wyrwało mnie ze snu, akurat kiedy śniły mi się płatki śniegu w kształcie kotów.

– Zoey! Stevie Rae! Spóźnicie się! – Przez zamknięte drzwi głos Shaunee dochodził lekko przytłumiony, ale naglący. Tak jakby ktoś nakrył ręcznikiem budzik, który mimo to dzwonił.

– Dobrze, już dobrze, wstaję – zawołałam, jednocześnie mocując się z kołdrą, podczas gdy Nala miauczała niezadowolona.

Rzuciłam okiem na budzik, którego nawet nie nakręciłam. Cóż, nadchodzący dzień nie wydawała się normalnym dniem zajęć lekcyjnych, zresztą zazwyczaj nie spała, dłużej niż osiem czy dziewięć godzin…

– Tam do diabła! – Przetarłam oczy. Do dziesiątej wieczorem brakował tylko minuty. Czyżbym spała ponad dwanaście godzin? Potykając się, poszłam w stronę drzwi, zatrzymując się po drodze, by potrząsnąć Stevie Rae za nogę. Mruknęła w odpowiedzi.

Otworzyłam drzwi. Shaunee patrzyła na mnie zdumiona.

– Ja się przepraszam! Przestałaś cały dzień! Nie powinniście tak długo wysiadywać, jeśli potem nie możecie wstać. Za pół godziny jest występ Erika!

– Holender! – Potarłam twarz, chcąc szybciej się dobudzić. – Na śmierć o tym zapomniałam.

Shaunee przewróciła oczami.

– Lepiej się pośpiesz z ubieraniem. I nałóż sobie solidny makijaż, bo jesteś blada jak trup, zrób też coś z włosami. Twój chłopak cały czas rozgląda się za tobą.

– A niech to! Już idę. Mogłabyś z Erin…

Shaunee uniosła w górę rękę, nie dając mi dokończyć.

– Już cię usprawiedliwiłyśmy przed im. Erin siedzi w audytorium i trzyma dla was miejsca w pierwszym rzędzie, tak jak było powiedziane.

– To ty, mamusiu? Nie chcę iść dziś do szkoły… – mamrotała Stevie Rae jeszcze niedobudzona.

Shaunee parsknęła,

– Pospieszmy się. A wy trzymajcie dla nas te miejsca. – Szybko zamknęłam za nią drzwi i pobiegłam do Stevie Rae. – Obudź się! – potrząsnęłam ją za ramię. Skrzywiła się i popatrzyła na mnie mało przyjemnie. – Stevie Rae! Już dziesiąta! Spałyśmy jak zabite. Jesteśmy okropnie spóźnione!

– Co?

– Nie gadaj, tylko wstawaj! – huknęłam na nią, wyładowując w ten sposób złość na siebie, ze zaspałam.

– Co ty… – spojrzała na zegarek i w końcu dotarło do niej. – Rany koguta! Jesteśmy spóźnione!

Wzniosłam oczy do nieba.

– Właśnie próbuję ci to powiedzieć. Ja zaraz coś na siebie wrzucę, zrobię coś z włosami i twarzą, a ty tymczasem wskakuj pod prysznic. Wyglądasz okropnie.

– Dobra. – Poczłapała do łazienki.

Wcisnęłam się w dżinsy i czarny sweter, po czym zajęłam się uczesaniem i makijażem. Nie mogłam uwierzyć, ze zupełnie wyparowała mi z głowy to, że Erik wrócił z konkursu recytatorskiego poświęconego Szekspirowi. Prawdę mówiąc, nie myślałam o tym, które zajmie miejsce, co niezbyt dobrze o mnie świadczy jako o jego sympatii. Owszem, miałam na głowie mnóstwo innych spraw, ale mimo wszystko… wszyscy uważali mnie za szczęściarę, bo udało mi się złapać Erika po tym, jak wyrwał się z macek Afrodyty, a mówiąc dokładniej, z jej krocza. Ja też tak myślałam, ale chyba nie wtedy, kiedy ssałam krew Heatha ani gdy flirtowałam z Lorenem.

– Przepraszam, że zaspałam – usprawiedliwiła się Stevie Rae, która zdążyła już wziąć prysznic i teraz wycierała ręcznikiem swoje jasne krótkie loczki. Ubrana była podobnie jak ja, ale musiała być jeszcze nie zanadto obudzona, ponieważ miała bladą cerę i ogólnie zmęczony wygląd. Ziewnęła szeroko i przeciągnęła się jak kotka.

– Och, to moja wina. – Poczułam wyrzuty sumienia, że tak na nią naskoczyłam. – Wiedząc, jakie miałam zaległości w spaniu, powinnam była nastawić budzik. – Prawdę mówiąc, Stevie Rae też niewiele ostatnio spała. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i ona wie, kiedy jestem zestresowana. Obu nam potrzebny był długi, regenerujący sen.

– Za sekundę będę gotowa. Jeszcze tylko kapka tuszu i błyszczyku. Włosy same mi wyschną w dwie minuty – powiedziała Stevie Rae.

Po pięciu minutach byłyśmy gotowe. Na śniadanie już czasu nie starczyło. Wypadłyśmy z internatu i puściłyśmy się biegiem do audytorium. Dopadłyśmy naszych miejsc w ostatniej chcili, gdy światła na przemian zapalały się i gasły, co oznaczało, że za dwie minuty program się rozpoczyna. – Erik cały czas tu czekał na ciebie, wyszedł dopiero przed minutą – poinformował mnie Damien. Z przyjemnością zauważyłam, że obok niego siedział Jack. Ta dwójka tworzyła naprawdę dobraną parę.

– Jest na mnie zły? – zapytałam.

– Raczej speszony – sprecyzowała Shaunee.

– Albo zmartwiony. Tak, wyglądał na zmartwionego – dodała Erin.

Westchnęłam.

– Nie powiedziałyście mu, że zaspałam?

– Dlatego był zmartwiony, jak już powiedziała moja Bliźniaczka – wyjaśniła Shaunee.

– Powiedziałam mu o śmierci twoich dwóch przyjaciół. Erik rozumie, że to dla ciebie musiało być ciężkie przeżycie, i właśnie tym się zmartwił – powiedział Damien, gromiąc wzrokiem Shaunee i Erin.

– No właśnie mówię – nie dawała za wygraną Erin – że Erik jest zbyt seksowny na to, by go wystawiać do wiatru.

– Jasne, Bliźniaczko – zgodziła się Shaunee.

– Przecież ja go nie… – zaczęłam, ale światła przygasły i już było za późno na jakiekolwiek wyjaśnienia.

Profesor Nolan, nauczycielka dramatu, wyszła na scenę i zaczęła wyjaśniać, jak wielka to rzecz uczyć sztuki aktorskiej, a zwłaszcza dramatu klasycznego, oraz jak prestiżową imprezą jest konkurs monologów Szekspirowskich dla wszystkich wampirów na całym świecie. Przypomniała nam, że każdy z dwudziestu pięciu Domów Nocy rozsianych na różnych kontynentach wysłał po pięciu zawodników na ten konkurs, co oznacza, że o palmę pierwszeństwa walczyło stu dwudziestu pięciu utalentowanych adeptów.

– O rany, nie miałam pojęcia, ze Erik rywalizował z tyloma uczestnikami – szepnęłam do ucha Stevie Rae. – Jest niesamowity – dodała, po czym ziewnęła i zaczęła kaszleć.

Zasępiłam się. Wyglądała okropnie. Nie powinna już czuć się zmęczona.

– Przepraszam. – Uśmiechnęła się niepewnie. – Chyba mam w gardle żabę.

– Ćśś – uciszyły nas Bliźniaczki.

Znów zaczęłam słuchać z uwagą profesor Nolan.

– Wyniki konkursu trzymane były w tajemnicy aż do obecnej chwili, czyli do czasu powrotu wszystkich uczestników do ich macierzystych szkół. Wyniki naszych uczestników podam do publicznej wiadomości, kiedy ich będę zapowiadała. Każdy z nich zaprezentuje monolog, który brał udział w konkursie. Na początek jednak muszę wam powiedzieć, jak bardzo jestem dumna z naszych reprezentantów. Każdy z nich dokonał czegoś niezwykłego. – Profesor Nolan promieniała. Następnie zapowiedziała pierwszego z wykonawców, czyli Kaci Crump. Kaci uczęszczała za czwarte formatowanie, ale niezbyt dobrze ją znałam, ponieważ w internacie zachowywała się spokojnie i nieśmiało, mimo że wydawała się całkiem miła. Chyba nie należała do Cór Ciemności, zatem zakonotowałam sobie, że zaproszę ją do naszego grona. Profesor Nolan powiedziała, ze Kaci zajęła pięćdziesiąte drugie miejsce za monolog Beatrice z Wiele hałasu o nic.

Najpierw myślałam, że jest dobra, ale zakasowała ją następna uczestniczka, Cassie Kramme z piątego formatowania, która zajęła dwudzieste piąte miejsce. Zaprezentowała słynną mowę Portii z Kupca weneckiego, zaczynającą się od słów: „Dla miłosierdzia nikt przymusu nie ma”. Rozpoznałam ten fragment od razu, ponieważ uczyliśmy się go na pamięć w mojej starek szkole. Och, Cassie za swoją wersją zostawiła mnie daleko w tyle. I ona chyba też nie należała do Cór Ciemności. Ha. Znaczy to, że Afrodyta w dziedzinie przedstawień nie życzyła sobie konfrontacji ani rywalek. Nic dziwnego.

Następnego wykonawcę znałam, ponieważ przyjaźnił się z Erikiem. Cole Clinton był wysokim, bardzo przystojnym blondynem. On uplasował się na dwudziestym drugim miejscu ze swoją interpretacją monologu Romea: „Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!…”. Był naprawdę dobry. Usłyszałam, jak Shaunee i Erin (zwłaszcza Shaunee) wydawały pełne uznania okrzyki, a gdy skończył, oklaski długo nie milkły… Hm, będę musiała porozmawiać z Erikiem na temat skojarzenia Shaunee z Cole’em. Moim zdaniem więcej białych chłopców powinno się umawiać z kolorowymi dziewczętami. To by im dobrze zrobiło, poszerzyło horyzonty (szczególnie chłopaków pochodzących z Oklahomy).

A skoro mowa o kolorowych dziewczynach, to następną wykonawczynią okazała się Deino. Niesamowitej urody dziewczyna z pysznymi włosami i skórą w kolorze kawy z mlekiem należała do bliskiego kręgu osób otaczających Afrodytę. Ten szczegół należał raczej do przeszłości. Poznałam ją podczas prowadzonego przez Afrodytę rytuału Pełni Księżyca. Deino była jedną z trzech najbliższych przyjaciółek Afrodyty. Wybrały sobie imiona mitologicznych sióstr Gorgon i Scylli – Deino, Enyo, Pemphredo. W tłumaczeniu znaczy to: Straszna, Wojownicza i Osa.

Te imiona bardzo do nich pasowały. Bo to były wstrętne babska, które zostawiły Afrodytę podczas obchodów święta Samhain i – o ile mi wiadomo – od tej pory nie odzywały się do niej. Owszem, Afrodyta była sekutnicą i spieprzyła dokumentnie te obchody, ale gdybym ja okazała się sekutnicą i spieprzyła uroczystość, nie wyobrażam sobie, żeby Stevie Rae, Bliźniaczki czy Damien odwrócili się do mnie plecami. Na pewno byliby na mnie wkurzeni, powiedzieliby, że na głowę upadłam, ale nie odwróciliby się ode mnie, nigdy w życiu.

Profesor Nolan przedstawiła Deino jako laureatkę zaszczytnego jedenastego miejsca, a wtedy Deino zaczęła monolog Kleopatry za sceną śmierci. Muszę przyznać, że była dobra, naprawdę dobra. Patrzyłam na nią i zastanawiałam się, czy czasem nie stała się wiedźmą z piekła rodem pod wpływem Afrodyty. Od chwili, w której przejęłam prowadzenie Cór Ciemności, żadna z jej przyjaciółek nie sprawiała mi kłopotu. Prawdę mówiąc, wszystkie trzy: Straszna, Wojownicza i Osa, od tej pory kryły się po kątach. Postanowiłam, że wezmę którąś z dam dworu Afrodyty do nowego zarządu. Może Deino byłaby właściwą kandydatką? Muszę poradzić się w tej kwestii Erika. Pozbawiona złego wpływu Afrodyty Deino otrzymałaby nową szansę (wolałabym też, żeby nosiła imię nie tak jednoznacznie wymowne).

Nadal się zastanawiałam, jak powiedzieć swoim przyjaciołom, którzy poza tym byli członkami rady starszych, że zamierzam dokooptować Straszną do naszego grona, kiedy profesor Nolan powróciła na scenę i czekała, aż zebrani ucichną. Jej oczy błyszczały z dumy i podniecenia, gdy zaczęła mówić. Poczułam też dreszcz emocji, Erik musiał się znaleźć w pierwszej dziesiątce!

– Erik Night wystąpi jako ostatni uczestnik. Kiedy został Naznaczony przed trzema laty, już wykazywał niecodzienny talent. Jestem dumna, że przypadło mi bycie jego nauczycielką i mentorką – mówiła rozpromieniona. – Przyjmijcie go oklaskami, jak się wita powracającego bohatera, Erik bowiem zdobył pierwsze miejsce w Międzynarodowym Konkursie na Monolog Szekspirowski.

Na Sali zapanował ogromny entuzjazm, gdy na scenę wszedł uśmiechnięty Erik. Zaparło mi dech w piersi. Jak mogłam nie pamiętać jego niezwykłego uroku i urody? Wysoki – wyższy nawet niż Cole – z czarnymi włosami, które były uroczo poskręcane jak u Supermana, i z niebieskimi oczami w kolorze nieba. Wzorem pozostałych aktorów ubrany był na czarno, tylko na jego lewej widniał emblemat słuchacza piątego formatowania: złoty rydwan Nyks ciągnący kometę gwiazd. Pięknie wyglądał w czerni.

Wszedł na środek sceny i patrząc wprost na mnie, uśmiechnął się i mrugnął porozumiewawczo. Wyglądał zabójczo. Skłonił głowę, a gdy ją podniósł, nie był już tym samym osiemnastoletnim Erikiem Nightem, wampirem adeptem, uczestnikiem piątego formatowania w Domu Nocy. Na naszych oczach przeistoczył się w mauretańskiego wojownika, który próbował przekonać do siebie nieprzychylnych mu ludzi, opowiadając o tym, jak księżniczka wenecka zakochała się w nim, a on w niej.


Jej ojciec lubił mnie; często, bywało,

W dom mnie zapraszał, badał mnie o dzieje

Mojego życia w tych a w tamtych epokach,

O bitwy, szturmy, przebyte koleje.


Nie mogłam oderwać od niego wzroku, AK jak pozostali słuchacze, widząc, jak przedzierzga się w Otella… nie mogłam też powstrzymać się przed porównaniem go z Heathem. Na swój sposób Heath był równie uzdolniony jak Erik. Gwiazdor w drużynie Broken Arrow miał n swoim koncie znaczące osiągnięcia i być może przed sobą wielką karierę piłkarską. Obaj byli najlepsi w swojej dziedzinie. Od dzieciństwa śledziłam grę Heatha, cieszyłam się jego sukcesami, byłam niego dumna, dopingowałam go. Nigdy jednak jego talent nie zachwycał mnie tak jak talent Erika. Ale raz zdarzyło się, ze Heath zadziwił mnie do utraty tchu: wtedy gdy się skaleczył i zaoferował mi swoją krew.

Erik przerwał na chwilę, postąpił krok naprzód i teraz stał na skraju sceny, tak blisko mnie, ze mogłam wyciągnąć rękę i dotknąc go. Wtedy spojrzał mi prosto w oczy i dokończył monolog Otella, adresując go do mnie, jak gdybym to ja była tę nieobecną Desdemoną, o której mówił.


Że lepiej było jej tego nie słyszeć:

A jednak, jednak chciałaby się była

Urodzić takim mężczyzną, i czule

Podziękowała mi, i oświadczyła,

Że jeśli kiedy kto z moich przyjaciół

Kochać ją będzie i pozyskać zechce,

Niechby się tylko ode mnie nauczył

Tego opisu, a cel go nie minie.

Taką wskazówkę mając, przemówiłem.

Ona mnie pokochała za przebyte

Niebezpieczeństwa, a jam ją pokochał

Za okazane nad nimi współczucie.


Erik prztyknął do ust palce jednej ręki, następnie drugą wskazał w moja stronę, jak gdyby oficjalnie kierował do mnie swój pocałunek, potem przeniósł palce z ust na serce i skłonił głowę. Rozległy się gromkie brawa, zebrani zgotowali mu owację na stojąco. Obol mnie Stevie Rae wiwatowała na jego cześć, ocierając łzy z oczu i śmiejąc się jednocześnie.

– chyba się posiusiam, takie to romantyczne – zawołała do mnie.

– Ja też – odpowiedziałam.

Wtedy profesor Nolan ponownie weszła na scenę, zamykając występy laureatów i zapraszając wszystkich na przyjęcie składające się z sera i wina, przygotowane w holu.

– Idziemy, Z – zarządziła Erin, łapiąc mnie za jedną rękę.

– Idziemy z tobą – dopowiedziała Shaunee, chwytając mnie za drugą rękę. – Przyjaciel Erika, który grał rolę Romea, jest niesamowicie seksowny. – Bliźniaczki torowały mi drogę w tłumie wysunięte do przodu niczym małe holowniki. Spojrzałam za siebie, szukając wzrokiem Damiena i Stevie Rae. Będą musieli sami przepchać się przez tłum. Bliźniaczki pruły do przodu niepowstrzymywane przez nikogo.

Wysunęłyśmy się przed stłoczoną gromadę uczestników, zanim zakorkowali wejście. Nagle pojawił się Erik, wchodząc do holu wejściem dla aktorów. Nasze oczy się spotkały, Erik urwał w pół słowa rozmowę z Cole’em i podszedł wprost do mnie.

– O rany, jak fajnie – piszczała zachwycona Shaunee.

– Jak zwykle, muszę się z tobą zgodzić, Bliźniaczko. – Erin westchnęła rozmarzona.

Stałam roześmiana, czekając, aż Erik do nas podejdzie. Z błyskiem w oku ujął mnie za rękę i pocałował, co czym wykonał szarmancki ukłon i nadal deklamatorskim tonem wypowiedziała głośno, tak że wszyscy zebrani go usłyszeli:

– Witaj, moja miła Desdemono.

Poczułam, ze się czerwienię, zachichotałam jak idiotka. Kiedy Erik przyciągnął mnie do siebie, by uściskać mnie w sposób przyjęty za dopuszczalny w miejscu publicznym, usłyszałam za sobą dobrze mi znany, nienawistny śmiech. Afrodyta, wyglądająca zabójczo w krótkiej czarnej spódniczce, obcisłym sweterku, w butach na wysokich obcasach, mijała nas, maszerując fertycznie i trzęsąc zadkiem, w czym była naprawdę dobra. Zza pleców Erika spojrzałam na nią i posłyszałam, jak mówi głosem, który nawet mógłby brzmieć przyjaźnie, gdyby nie pochodził od niej:

– Skoro on nazywa cię Desdemoną, radzę, byś się miała na baczności. Nawet jeśli tylko wydawać się będzie, żeś nie była mu wierna, i tak cię udusi w twoim łóżku. Ale przecież byłaś mu wierna, prawda? – roześmiała się, odrzuciła do tyłu swoje wspaniałe włosy i odeszła, kręcąc zadkiem, jak to ona.

Przez chwilę nikt się nie odezwał, ale zaraz Bliźniaczki powiedziały jak zwykle jednocześnie:

– Ona ma drobne kłopoty.

I wszyscy się roześmiali.

Wszyscy oprócz mnie. Nie mogłam zapomnieć, że afrodyta widziała mnie z Lorenem w centrum informacji, co mogło wyglądać na moją niewierność. Czyżby chciała mnie ostrzec, ze może powiedzieć o tym Erikowi? Nie bałam się, że on mnie udusi w łóżku, ale czy je uwierzy? Poza tym idealny wygląd Afrodyty uświadomił mi, że miałam na sobie pomięte dżinsy i pośpiesznie narzucony na grzbiet sweter. Włosy i makijaż wyglądały trochę lepiej, ale niewykluczone, ze moje policzki nosiły jeszcze ślady odciśnięte przez poduszkę.

– Nie daj się jej – powiedział spokojnie Erik.

Spojrzałam na niego. Trzymał mnie za rękę i uśmiechał się miło. Otrząsnęłam się wewnętrznie.

– Nie ma obawy, nie dam się – odrzekłam pogodnie. – W końcu kto na nią zwraca uwagę? Ty wygrałeś konkurs! To niesamowite! Taka jestem z ciebie dumna!

Znów go uściskałam, z rozkoszą wdychając jego zapach, czując się przy nim krucha i mała. Wtedy nasza krótka chwila intymności skończyła się, bo do audytorium zaczęło napływać coraz więcej osób.

– Erik, fajnie, że wygrałeś – zawołała Erin. – Co nas zresztą wcale nie dziwi. Dałeś czadu!

– Ale ich wymiotłeś! I ten koleś też! – Shaunee ruchem głowy wskazała na Cole’a. – Świetny z niego Romeo.

Erik uśmiechnął się szeroko.

– Powiem mu, że ty tak uważasz.

– Powiedz mi też, że jeśli chce dodać swojej Julii trochę opalenizny, to nie musi daleko szukać. – Wskazała na siebie i wymownie zakołysała biodrami.

– Wiesz, Bliźniaczko, gdyby Julia była kolorowa z pewnością ich romans nie zakończyłby się tak parszywie. My okazujemy więcej zdrowego rozsądku i stać nas na coś lepszego niż wypicie trutki tylko dlatego, że nasi starzy mają jakieś problemy.

– No właśnie – zgodziła się Shaunee.

Nikt z nas nie powiedział rzeczy oczywistej, mianowicie że Erin ze swoimi jasnymi włosami i niebieskimi oczami ponad wszelką wątpliwość nie był kolorowa. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego, ze ona i Shaunee są jak rzeczywiste bliźniaczki, że nawet nie zdziwiła nas niezwykłość jej oświadczenia.

– Erik, byłeś niezrównany! – wykrzyknął Damien, który zdążył do nas dotrzeć wraz z podążającym za nim Jackiem.

– Moje gratulacje – powiedział Jack trochę nieśmiało, ale z widocznym entuzjazmem.

Erik uśmiechnął się do nich.

– Dziękuję, chłopcy. Jak się masz, Jack. Byłem zbyt przejęty konkursem, żeby ci powiedzieć, że cieszę się z twojego przybycia. Będzie mi miło mieć ciebie za współmieszkańca.

Ładna twarzyczka Jacka rozpromieniła się, na ten widok ścisnęłam dłoń Erika. Między innymi dlatego go polubiłam. Facet był nie tylko naprawdę bardzo przystojny i utalentowany, ale też autentycznie miły, mnóstwo chłopaków na jego miejscu (czyli będąc tak popularnym jak on i mając na swym koncie takie sukcesy) nie zawracałoby sobie głowy młodocianym trzecioformatowcem albo nawet okazywałoby niezadowolenie, że muszą dzielić pokój z jakimś pedzikiem. Erik taki nie był, znów chcąc nie chcąc porównałam go do Heatha, który przypuszczalnie wydziwiałby, że ma mieszkać razem z chłopakiem o gejowskich skłonnościach. Z Heatha był dobry dzieciak, ale z klapkami na oczach i homofonią. To mi uświadomiło, że nigdy nie zapytałam Erika, skąd pochodzi. Niezbyt dobrze to o mnie świadczyło, jeśli miałam uchodzić za jego dziewczynę.

– Zoey, słyszysz, co mówię?

– Co? – Pytanie Damiena przerwało moje bujanie w obłokach, ale nie dosłyszałam, co mówił.

– Hej. Wracaj na ziemię! Pytałem cię, czy wiesz, która jest godzina. I czy pamiętasz, że o północy zaczynają się obchody Pełni Księżyca.

Spojrzałam na zegar ścienny.

– Do diabła! – Było pięć po jedenastej. A ja jeszcze musiałam się przebrać, potem przyjść przed wszystkimi do Sali rekreacyjnej, sprawdzić, czy świece, którymi będę przywoływać pięć żywiołów, znajdują się na swoim miejscu i czy nakryty jest stół dla bogini. – Erik, bardzo cię przepraszam, ale powinnam już iść. Musze jeszcze zrobić milion rzeczy, zanim zaczną się obchody. – Wymieniałam spojrzenia z czwórką swoich przyjaciół. – A wy musicie pójść ze mną. – Pokiwali głowami jak chińskie laleczki. – Przyjdziesz na obchody, prawda? – zapytała Erika.

– Tak. Ά propos, coś mi się przypomniało. Mam coś dla ciebie. Poczekaj chwileczkę.

Wybiegł z audytorium przez wejście dla aktorów.

– Słowo daje, on jest za dobry, żeby był prawdziwy – powiedziała Erin.

– Miejmy nadzieję, ze jego przyjaciel też taki jest – dodała Shaunee, uśmiechając się zalotnie do Cole’a, który stał w przeciwległym końcu Sali. Widać jednak było, że uśmiechnął się do niej w taki sam sposób.

– Damien, przyniosłeś mi eukaliptus i szałwię? – zapytałam już lekko zdenerwowana. Holender! Nic nie jadłam. Miałam pusty żołądek, który skurczami dopominał się o swoje prawa.

– Nie martw się, Zoey – zapewnił mnie Damien. – Przyniosłem eukaliptus i nawet splotłem go z szałwią.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała Shaunee.

– Będziemy przy tobie – dodała Erin.

Uśmiechnęłam się do nich szczęśliwa, ze byli moimi przyjaciółmi. Tymczasem wrócił Erik. Wręczył mi duże białe pudło. Zawahałam się, zanim je otworzyłam, ale Shaunee mnie zdopingowała, mówiąc:

– Jeśli ty go zaraz nie otworzysz, ja to zrobię za ciebie.

– Święta racja – Poparła ją Erin.

Skwapliwie rozplątała, ozdobny sznureczek i zdjęłam wieko. Okrzyk zachwytu wydarł się z piersi moich i pozostałych świadków, którzy stali przy mnie. W pudle spoczywała najpiękniejsza suknia, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam. Czarna, ale przetykana srebrną nitką, która rzucała świetlne refleksy, gdy tylko padło na nią światło, migocząc i mieniąc się tysiącem błysków niczym rozgwieżdżone nocne niebo.

– Erik, jak piękna – wykrztusiłam ze ściśniętym gardłem, ponieważ usiłowałam nie wygłupić się i nie rozpłakać przy wszystkich ze szczęścia.

– Chciałem, żebyś miała coś wyjątkowego na uroczystość prowadzoną przez ciebie po raz pierwszy w roli przewodniczącej Cór Ciemności – powiedział.

Znów padliśmy sobie w objęcia w obecności moich przyjaciół, po czym musiałam zaraz biec do Sali rekreacyjnej. Przyciskałam do serca nową suknię, próbując odsunąć od siebie, myśl że podczas gdy Erik kupował dla mnie ten niesamowity prezent, ja albo wysysałam krew Heatha, albo flirtowałam z Lorenem. Tłumiąc tę myśl, próbowałam jednocześnie zignorować inną, która kołatał mi w głowie: Nie jesteś go warta… Nie jesteś go warta… Nie jesteś go warta…

Загрузка...