10.

– Chyba należałoby o wszystkim opowiedzieć Neferet. Ona wykona kilka telefonów, tak jak w zeszłym miesiącu, kiedy Afrodyta miała wizję wypadku lotniczego w Denver – powiedział Damien, starając się mówić opanowanym głosem.

Wróciłam do internatu, zebrałam zaraz swoich przyjaciół i szybko zdałam im relację z wizji Afrodyty.

– Kazała mi przyrzec, że nie pójdę z tym do Neferet. Obie panie prowadzą coś w rodzaju wojny.

– Neferet w końcu zauważyła, jaka to małpa – przypomniała Stevie Rae.

– Bezczelna królowa – dodała Shaunee.

– Wiedźma z piekła rodem – uzupełniła Erin.

– Dobrze, w tej chwili to nieważne – uświadomiłam im. – Ważna jest jej wizja i niebezpieczeństwo, które grozi wielu ludziom.

– Słyszałem, że jej wizje nie są teraz wiarygodne, ponieważ Nyks cofnęła swoje łaski dla Afrodyty – powiedział Damien. – Może dlatego zmusiła cię do przyrzeczenia, że nie pójdziesz do Neferet, ponieważ wszystko to sobie wymyśliła, bo chciała cię nastraszyć, żebyś była bardziej skłonna do zrobienia czegoś, co wpędzi cię w kłopoty albo skompromituje.

– Też pomyślałabym o tym, gdybym nie widziała jej podczas przeżywania wizji. Jestem pewna, że nie udawała.

– Pytanie też, czy mówi całą prawdę – wyraziła wątpliwość Stevie Rae.

Zastanowiłam się. Afrodyta raz się przyznała, że część wizji ukrywała przed Neferet. Dlaczego więc nie bałam się, że i w tym wypadku tak się zachowa? Ale przypomniałam sobie jej bladość, sposób, w jaki złapała mnie za rękę, i strach w jej głosie, gdy była przy mojej umierającej Babci. Przeszedł mnie dreszcz.

– Mówiła prawdę – powtórzyłam. – Po prostu musicie zawierzyć mojej intuicji. – Popatrzyłam po twarzach czwórki swoich przyjaciół. Nikt z nich nie wyglądał na usatysfakcjonowanego, ale wiedziałam też, że każde z nich mi ufało mi mogłam na nich liczyć. – Więc tak sprawa wygląda. Już dzwoniłam do babci. Nie znajdzie się na moście, ale będzie tam kupa innych ludzi. Musimy coś wymyślić, by ich uratować.

– Afrodyta powiedziała, ze jakaś łódź podobna do barki uderzy w most, co spowoduje katastrofę? – upewnił się Damien.

Skinęłam głową.

– W takim razie mogłabyś udać, że jesteś Neferet, i zrobić to, co ona zazwyczaj robi w takich sytuacjach, czyli zadzwonić do kogoś odpowiedzialnego za barki i powiedzieć mu, że jedna z uczennic miała taką wizję. Ludzie zawsze słuchają Neferet, boją się ryzyka zaniechania. Powszechnie wiadomo, że jej informacje nieraz ocaliły wiele ludzkich istnień.

– Już myślałam o tym, ale to na nic, ponieważ Afrodyta nie widziała wyraźnie, co to za barka. Nie widziałabym więc nawet, od czego zacząć, by skontaktować się z kimś odpowiednim, kto byłby władny ją zatrzymać. Poza tym nie mogę udawać Neferet. To byłoby z wielu powodów nie porządku. Bardzo szybko narobiłabym sobie kłopotów. Nikt nie zaręczy, że osoba, do której bym zadzwoniła, nie zechce później zatelefonować do Neferet choćby po to, by zdać sprawę z tego, co zostało zrobione. A to by spowodowało całą lawinę wypadków.

– Nieciekawa perspektywa – zgodziła się Shaunee.

– No właśnie. Neferet odkryłaby, że wiedźma miała następną wizję, czyli złamałabyś jej daną obietnicę, że nic nie powiesz – wyszczególniła Erin.

– W takim razie wykreślamy wariant z barką, podobnie wykreślamy pomysł z podszywaniem się pod Neferet. Zostaje nam więc tylko opcja zamknięcia mostu – skonkludował Damien.

– Tak też pomyślałam – zgodziłam się z nim.

– Groźba podłożenia bomby – wpadała na pomysł Stevie Rae.

Popatrzyliśmy na nią pytająco.

– Że co? – zapytała Erin.

– Co masz na myśli? – chciała wiedzieć dokładniej Shaunee.

– Możemy się podszyć pod jednego z tych wariatów, którzy grożą podłożeniem bomby.

– To by mogło zadziałać – zgodził się Damien. – Ilekroć ktoś zgłasza, że podłożył bombę, zawsze się ewakuuje ludzi. Z tego wniosek, że jeśli istnieje niebezpieczeństwo, że w okolicach mostu podłożono bombę, to most zostanie zamknięty przynajmniej do momentu, w którym odkryją, że alarm był fałszywy.

– Jeśli zadzwonię ze swojej komórki, nikt nie będzie wiedział, że to ja, prawda? – chciałam się upewnić.

Damien potrząsnął głową z taką dezaprobatą, jakby miał do czynienia z zeznaniami kretynki.

– Jasne, że natychmiast dojdą do tego. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a nie lata dziewięćdziesiąte.

– To co mam zrobić?

– Możesz użyć innej komórki. Takiej jednorazowej – wyjaśnił.

– Jak jednorazowe aparaty fotograficzne?

– Gdzieś ty się podziewała? – zdziwiła się Shaunee.

– Wszyscy znają jednorazowe komórki – zapewniła nas Erin.

– Ja nie – przyznała Stevie Rae.

– No właśnie – wypunktowały Bliźniaczki.

– Masz. – Damien wyciągnął z kieszeni duży, bajerancko wyglądający aparat Nokii. – Możesz wykorzystać moją komórkę.

– Dlaczego masz jednorazowy telefon? – chciałam wiedzieć. Obejrzałam sprzęt uważnie. Wyglądał tak jak inne.

– Zafundowałem go sobie po tym, jak moi rodzice spanikowali, ze mają syna geja. Zanim zostałem Naznaczony, zachodziła obawa, że chcą mnie odgrodzić od życia na zawsze. Nie chce przez to powiedzieć, bym się spodziewał, że zamknął mnie gdzieś w szafie albo w innym odosobnionym miejscu, ale uznałem, że nie zawadzi przygotować się na każdą okoliczność. Od tego czasu na wszelki wypadek zawsze mam przy sobie taki aparat.

Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć. To naprawdę głupia sprawa mieć rodziców z obsesją na punkcie skłonności homoseksualnych swojego syna.

– Dziękuję ci, Damien – wykrztusiłam w końcu.

– Nie ma za co – odpowiedział. – Nie zapomnij wyłączyć telefonu po skończonej rozmowie, a potem mi oddać, bo powinienem go zaraz zniszczyć.

– Dobrze.

– I nie zapomnij im powiedzieć, że bomba została umieszczona pod wodą. Wtedy będą musieli zamknąć most na dłużej, żeby posłać tam nurków, którzy sprawdzą rzekę.

Kiwnęłam głową.

– Dobry pomysł. Powiem im też, że bomba ma wybuchnąć o trzeciej piętnaście, czyli dokładnie o tej godzinie, którą zobaczyła Afrodyta na zegarze w Babci samochodzie, kiedy się rozbijał.

– Nie wiem, ile czasu im zajmie sprawdzanie, ale wydaje mi się, że powinnaś do nich zadzwonić około wpół do trzeciej. Wtedy będą mieli dość czasu, aby dojechać na miejsce i zamknąć most, ale nie dość, by się przekonać, że alarm jest fałszywy, i otworzyć powtórnie most dla ruchu – powiedziała Stevie Rae.

– Ale kto z nas zadzwoni? – zapytała Shaunee.

– Holender, nie wiem. – Czułam się coraz bardziej zestresowana, byłam pewna, że zaraz dopadnie mnie gigantyczny ból głowy.

– Napisz w Google’u – podsunęła Erin.

– Nie – zaprotestował natychmiast Damien. – Nie możemy zostawiać żadnych śladów komputerowych. Musimy po prostu zadzwonić do miejscowego oddziału FBI. Numer można znaleźć w książce telefonicznej. Zrobią to co zawsze, kiedy otrzymują sygnał od jakiegoś czubka.

– Czyli złapią go i zapudłują do końca życia – dokończyłam ponuro.

– Nie, nie złapią cię. Nie zostawisz żadnych śladów. Nie będą mieli najmniejszego powodu, by podejrzewać kogokolwiek z nas. Zadzwoń do niech o wpół do trzeciej. Powiedz, że umieściłaś bombę pod mostem, ponieważ… – zawahał się Damien.

– Z powodu zanieczyszczenia – wychrypiała Stevie Rae.

– Zanieczyszczenia? – zdziwiła się Shaunee.

– Chyba niekoniecznie z tego powodu. Moim zdaniem lepiej będzie, jak powiesz, że masz już dość wtrącania się władz w prywatne życie obywateli – zaproponowała Erin.

– Świetny pomysł, Bliźniaczko – pochwaliła ją Shaunee.

Erin rozpromieniła się.

– Mój tata na moim miejscu właśnie tak by powiedział. Byłby ze mnie dumny. Nie z powodu fałszywego alarmu z wysadzeniem mostu, ale z powodu całej reszty.

– Jasne, Bliźniaczko – zapewniła ją Shaunee.

– A mnie się bardziej podoba pomysł z zanieczyszczeniem środowiska – nie ustępowała Stevie Rae. – Przecież to poważny problem.

– W takim razie może powiem, że chodzi mi o wtrącanie władz do prywatnego życia obywateli i zanieczyszczanie rzek? To by wyjaśniało, dlaczego bombę umieszczamy pod mostem. – Patrzyli na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Westchnęłam ciężko. – Bomba będzie pod mostem, by zwrócić uwagę na zanieczyszczanie rzek.

– Aha – westchnęli z ulgą. Teraz zrozumieli.

– Wystąpimy w roli porąbanych terrorystów – zachichotała Stevie Rae.

– W gruncie rzeczy to dobrze – uznał Damien.

– Czyli wszystko już ustalone? Ja zadzwonię do FBI, a nikt z nas nie piśnie ani słówkiem o wizji Afrodyty.

Potakująco skinęli głowami.

– Dobra. W takim razie ja poszukam książki telefonicznej, znajdę numer FBI, a wtedy…

Kątem oka zauważyłam, ze ktoś się zbliża w naszym kierunku. Była to Neferet w towarzystwie dwóch mężczyzn w garniturach, a cała trójka zmierzała w stronę internatu. Wszyscy natychmiast zamilkliśmy. Przez salę przeszedł szmer, z którego mogłam wyłowić powtarzające się słowa: To ludzie…

Nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ zobaczyłam, że Neferet z dwoma panami kierują się prosto w moją stronę.

– A, tu jesteś, Zoey. – Neferet jak zwykle uśmiechnęła się do mnie ciepło. – Panowie chcieliby z tobą porozmawiać. Chyba wstąpimy do biblioteki. To zajmie tylko krótką chwilę. – Neferet władczym gestem poleciła nam iść za sobą do znajdującego się za główną salą bocznego pokoju, który nazywaliśmy biblioteką, mimo, że był to raczej pokój komputerowy z kilkoma wygodnymi krzesłami i półkami z broszurowymi wydaniami książek. W bibliotece siedziały tylko dwie dziewczyny, które Neferet wyprosiła jednym gestem ręki. Zamknęła za nimi drzwi, po czym zwróciła się do nas. Rzuciła okiem za zegar wiszący nad komputerami. Było sześć po siódmej, sobotni poranek. Co się stało?

– Zoey, to jest detektyw Marx. – Neferet wskazała wyższego z mężczyzn. – I detektyw Martin z wydziału zabójstw policji w Tulsie. Chcą ci zadać kilka pytań na temat zabitego chłopca.

– Okay – powiedziałam, zastanawiając się jednocześnie, o co mogliby mnie pytać. Przecież, do diabła, o niczym nie wiedziałam. Nawet nie znałam go dobrze.

– Panno Montgomery… – zaczął detektyw Marx, ale Neferet natychmiast mu przerwała.

– Redbird – poprawiła go.

– Słucham?

– Zoey zgodnie z prawem zmieniła nazwisko na Redbird, kiedy przed miesiącem wstępując w progi naszej szkoły, uzyskała status osoby pełnoletniej. Wszyscy nasi uczniowie według prawa stanowią sami o sobie. Uznaliśmy, że tak jest lepiej, wziąwszy pod uwagę szczególny charakter naszej szkoły.

Gliniarz kiwnął głową. Nie wiedziałam, czy Neferet go wkurzała czy nie, ale sądząc po tym, jak na nią spoglądał doszłam do wniosku, że nie.

– Panno Redbird – ciągnął. – Wiadomo, że znasz Chrisa Forda i Brada Higeonsa. Zgadza się?

– Aha, to znaczy, tak – poprawiłam się zaraz. Z pewnością nie był to stosowny moment, by zgrywać głupią nastolatkę. – Znaczy… to znaczy: znałam ich obu.

– Znałam? – podchwycił natychmiast niższy gliniarz.

– Tak, bo nie zadaję się teraz z ludzkimi chłopakami, ale nawet zanim zostałam Naznaczona, nieczęsto miałam okazję spotkać Chrisa czy Brada. – Początkowo zdziwiło mnie, ze tak się przyczepili do tego słówka, ale zaraz sobie uświadomiłam, że skoro Chris nie żyje, a Brad zaginął, użycie przeze mnie czasu przeszłego mogło zabrzmieć podejrzanie.

– Kiedy po raz ostatni widziałaś obu chłopców?

Zagryzłam wargi, starając się sobie przypomnieć.

– Nie tak znowu dawno, może na początku sezonu piłkarskiego, a potem byłam na dwóch czy trzech imprezach, w których oni też byli.

– Żaden z nich nie był twoim chłopakiem?

Skrzywiłam się.

– Nie, umawiałam się przez jakiś czas z jednym z rozgrywających z Broken Arrow. Stąd znałam graczy z Unii. – Uśmiechnęłam się, usiłując wprowadzić trochę lżejszą atmosferę. – Na ogół uważa się, ze chłopaki z Union nienawidzą tych z BA, ale to nieprawda. Większość z nich zna się do dzieciństwa. Wielu przyjaźni się ze sobą.

– Panno Redbird, od jak dawna jesteś w Domu Nocy? – zapytał niski gliniarz, nie zauważając, że staram się być miła.

– Zoey jest u nas prawie dokładnie od miesiąca – odpowiedziała za mnie Neferet.

– Czy w ciągu tego miesiąca Chris albo Brad odwiedzili cię tutaj?

– Nie – odpowiedziała zaskoczona tym pytaniem.

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że żaden z ludzkich chłopaków cię tu nie odwiedzał? – wypalił Martin.

To mnie całkiem zbiło z pantałyku. Zaczęłam się jąkać i musiałam wyglądać na winną, ale na szczęście Neferet przyszła mi z odsieczą.

– Dwójka przyjaciół Zoey odwiedziła ja tutaj podczas pierwszego tygodnia jej pobytu u nas, chociaż nie sądzę, by można to nazwać oficjalną wizytą – powiedziała z miłym uśmiechem osoby dorosłej zwracającej się do policjantów, jakby chciała powiedzieć: „Dzieci to zawsze dzieci”. Potem spojrzeniem i gestem dodała mi otuchy. – Opowiedz panom o dwójce przyjaciół, którym wydawało się, że wdrapywanie się na mur i skakanie przez płot to zabawny sposób składania wizyt.

Spojrzała na mnie znacząco. Wiedziała ode mnie wszystko o tym, jak Heath i Kayla wdrapali się na mur, by dostać się na nasz teren i wyciągnąć mnie ze szkoły. Przynajmniej Heath miał taki pomysł. Kayla natomiast, moja była przyjaciółka, chciała zobaczyć, jak zareaguję na to, że ona zagięła parol na Heatha. O tym wszystkim opowiedziałam Neferet. I o czymś jeszcze. O tym, jak przez przypadek spróbowałam smaku jego krwi, jak Kayla mnie na tym złapała i jak w końcu straciłam panowanie nad sobą. Patrząc w zielone oczy Neferet, odczytałam z jej spojrzenia równie jednoznacznie, jakby wyraziła to słowami, że mam przemilczeć cały incydent z krwią.

– Niewiele jest to do opowiadania, a poza tym to było już miesiąc temu. Heath i Kayla wyobrażali sobie, że się tu zakradną i wyciągną mnie stąd. – Zamilkłam i potrząsnęłam głową ciągle jeszcze zdumiona absurdalnością takiego pomysłu.

A wtedy wysoki gliniarz wciągnął się z pytaniem:

– Kayla i Heath… Nazwiska?

– Kayla Robinson i Heath Luck – odpowiedziałam. (Heath naprawdę miał na nazwisko Luck, ale jedyne szczęście, jakim może się wykazać, to że dotychczas nie został złapany za jazdę pod wpływem alkoholu czy narkotyków). – Prawdę mówiąc, Heath czasami ciężko myśli, a Kayla… cóż, zna się na fryzurach i butach, ale poza tym nie może się pochwalić zdrowym rozsądkiem. Więc w ogóle sobie nie przemyśleli całej akcji i nie wzięli pod uwagę faktu, że gdybym opuściła Dom Nocy, gdzie przeistaczam się w wampira, po prostu bym umarła. Więc im wytłumaczyłam, że nie tylko nie chcę opuszczać tego miejsca, ale i nie mogę. I to wszystko.

– Nie zaszło nic niezwykłego podczas tego spotkania z przyjaciółmi?

– To znaczy, kiedy wróciłam do internatu?

– Nie. Inaczej sformułuję to pytanie. Czy nie zaszło nic niezwykłego podczas spotkania z Kaylą i Heathem? – zapytał Martin.

Poczułam gulę w gardle. Przełknęłam z trudnością.

– Nie. – I właściwie nie było to kłamstwo. Widocznie nie ma nic niezwykłego w tym, że adept odczuwa pragnienie krwi właściwie wampirom. Może nie powinno się to zdarzyć na tak wczesnym etapie Przemiany, ale też nie zdarza się by adept miał wypełniony kolorem cały Znak i dodatkowy tatuaż, jakie spotyka się tylko u dorosłych wampirów. Nie mówiąc już o tym, ze jeszcze jeden adept nie miał tatuażu na ramionach i plecach, a ja miałam. Widać nie jestem typową adeptką.

– Nie skaleczyłaś tego chłopaka i nie piłaś jego krwi? – Niższy gliniarz zadał to pytanie lodowatym tonem.

– Nie! – krzyknęłam.

– Czy oskarżacie o coś Zoey? – zapytała Neferet, podchodząc do mnie bliżej.

– Nie, proszę pani. My tylko zadajemy jej pytania, starając się dociec, jaki był charakter kontaktów Chrisa Forda i Brada Higeonsa z przyjaciółmi. Istnieje kilka aspektów tej sprawy, raczej niezwykłych, więc… – Niższy gliniarz nawijał dalej w tym stylu, podczas gdy mnie gorączkowe myśli wirowały w głowie.

O co chodzi? Nie skaleczyłam Heatha, ja go tylko zadrapałam. I to nienaumyślnie. Nie można też powiedzieć, że „piłam” jego krew, a raczej ją zlizywałam. Ale skąd do diabła ci gliniarze dowiedzieli się o tym? Heath nie był specjalnie lotny, ale nie wyobrażam sobie, żeby rozpowiadał wokół (zwłaszcza policjantom), że babeczka, w której się bujał, piła jego krew. Nie, Heath by nic nie powiedział, ale…

Olśniło mnie, już wiedziałam, dlaczego detektywi zadawali takie pytania.

– Powinniście dowiedzieć się czegoś na temat Kayli Robinson – powiedziałam, przerywając nudny wywód niższego gliniarza. – Ona zobaczyła jak się całujemy z Heathem, a właściwie że Heath mnie pocałował. – Patrzyłam to na jednego, to na drugiego gliniarza. – Wiecie, Heath naprawdę jej się podoba, więc chcąc się z nim umawiać stale, musiała mnie usunąć z drogi. A kiedy zobaczyła, że on mnie całuje, wkurzyła się i zaczęła się na mnie wydzierać. Przyznaję, że nie zachowywałam się odpowiednio, ale ona mnie też wkurzyła. Przecież to nie w porządku, kiedy najlepsza przyjaciółka zaczyna latać za twoim chłopakiem. W każdym razie… – Przerwałam, niby wzdrygając się przed tym, co za chwilę miałam im wyznać. – Powiedziałam Kayli coś przykrego, co ją przestraszyło. Spanikowała i odeszła.

– Co przykrego jej powiedziałaś? – chciał wiedzieć detektyw Marx.

Westchnęłam ciężko.

– Że jeśli nie usunie się zaraz, to sfrunę z muru i wypiję jej krew.

– Zoey! – zganiła mnie Neferet ostrym tonem. – Wiesz, że tak nie można. I tak krążą o nas krzywdzące opinie, a ty jeszcze straszysz w taki sposób ludzkie nastolatki. Nic dziwnego, że wystraszone dziecko poskarżyło się policji.

– Wiem. Przepraszam – powiedziałam ze skruszoną miną. Mimo że zdawałam sobie sprawę z tego, że Neferet odgrywa pewną rolę w mojej obronie, byłam pod wrażeniem władczości jej tonu. Podniosłam wzrok na detektywów. Obaj patrzyli na nią szeroko otwartymi oczami. Dotąd widzieli w niej tylko miłą panią, jej oblicze przeznaczone dla zewnętrznego świata, teraz otarli się o jej moc, o jakiej nie mieli pojęcia.

– I od tamtej pory nie widziałaś żadnego ze znanych ci nastolatków? – zapytał ten wyższy po pełnej skrępowania chwili ciszy.

– Tylko raz, Heatha, ale wtedy był sam, podczas naszych obchodów święta Samhain.

– Przepraszam, czego?

– Samhain to starodawna nazwa nocy, którą zapewne zna pan jako Halloween – pospieszyła z wyjaśnieniem Neferet. Stała się na powrót niezwykle piękna i uprzejma, rozumiałam, dlaczego gliniarzy to zmyliło, ale teraz się do niej uśmiechnęli, jakby nie mieli wyboru. Jak znam władzę Neferet, to chyba rzeczywiście nie mieli. – Mów dalej, Zoey – zwróciła się do mnie.

– Było nas dużo podczas obchodów. To trochę jak odprawianie nabożeństwa na dworze – wyjaśniłam. Wprawdzie w rzeczywistości niewiele to miało wspólnego z odprawianiem nabożeństwa na dworze, ale przecież nie zamierzałam wyjaśniać dwóm przedstawicielom świata ludzi, jak się tworzy krąg i wywołuje duchy mięsożernych wampirów. Spojrzałam na Neferet. Kiwała do mnie głową zachęcająco. Wzięłam głęboki oddech i dałam nura w przeszłość. Wiedziałam, że właściwie nie miało znaczenia, co powiem. Heath i tak nie zapamiętał niczego z tej nocy, w której omal nie został zabity przez duchy starożytnych wampirów. Już Neferet o to zadbała, by jego pamięć została całkowicie zablokowana. Wiedział tylko, że odnalazł mnie w grupie innych młodziaków, po czym stracił przytomność. – W każdym razie Heathowi udało się wkręcić na nasze obchody. Było to żenujące, zwłaszcza, że… no cóż… był… całkiem ululany.

– Heath był pijany? – zapytał Marx.

Skinęłam głową.

– Tak. Był pijany. Chociaż nie chcę, by miał z tego powodu jakieś kłopoty. – Postanowiłam nie wspominać o jego doświadczeniach, mam nadzieję, że tylko chwilowych, z marychą.

– Nie będzie miał kłopotów.

– To dobrze. To znaczy, on nie jest już moim chłopakiem, ale w gruncie rzeczy nie jest zły.

– Możesz się o to nie martwić, panno Redbird. Po prostu opowiedz nam, co się dalej wydarzyło.

– Właściwie nic takiego. Przerwał nasze obchody, co było żenujące. Powiedziałam mu, by wracał do domu i nie przychodził to więcej, i że z nami koniec. Wygłupił się, a zaraz potem zemdlał. Zostawiliśmy go tam i to wszystko.

– Ok. tej pory go nie widziałaś?

– Nie.

– Kontaktował się z tobą w jakiś sposób?

– Tak, dzwoni do mnie stanowczo za często, zostawia mi wiadomości w skrzynce głosowej, co mnie denerwuje. Ale chyba robi postępy – dodałam pospiesznie. Naprawdę nie chciałam, by miał przeze mnie jakiekolwiek kłopoty. – Chyba zaczyna rozumieć, że z nami koniec.

Wysoki gliniarz skończył robić notatki, po czym sięgnął do kieszeni i wyciągnął plastikową torebkę.

– A co powiesz na to, panienko Redbird? Widziałaś to kiedyś?

Kiedy podał mi torebkę, zrozumiałam, co zawiera. Była tam czarna aksamitna wstążka ze srebrnym wisiorkiem przedstawiającym dwa półksiężyce zwrócone do siebie grzbietami na tle w pełni zdobionego granatami. Symbol w trzech wcieleniach: matki, panny i staruszki. Miałam taki sam wisiorek, ponieważ taki naszyjnik nosiła przewodnicząca Cór Ciemności.

Загрузка...