14.

Na szczęście nie musiałyśmy długo czekać na nowiny. Stevie Rae, Bliźniaczki i ja oglądałyśmy Show doktora Pila, (ja ze Stevie Rae kończyłyśmy już druga porcję płatków, przy czym ja upajałam się trzecim piwnie), kiedy przerwano Show, by podać pilną wiadomość z ostatniej chwili.

Tu Chera Kimiko. Właśnie dowiedzieliśmy się, że tuż po drugiej trzydzieści oddział FBI w Oklahomie otrzymał informację o podłożeniu bomby przez grupę terrorystów, którzy podają się za Dżihad Przyrody. Nasza rozgłośnia dowiedziała się ponadto, że zgodnie z oświadczniem hrupy bomba została podłożona pod mostem na rzece Arkansas na trasie I-40 niedaleko Webber’s Falls. Łączymy się z Hanną Downs, która dostarczy nam najświeższych informacji na ten temat.

Cała nasza czwórka zastygła w oczekiwaniu na filmową reakcję. Na ekranie ukazała się młoda dziennikarka stojąca przed mostem, który wyglądałby całkiem zwyczajnie, gdyby nie roiła się na nim od umundurowanych policjantów. Odetchnęłam z ulgą. Oznaczało to, że most został zamknięty dla ruchu.

Dziękuję, Chero. Jak widać, most został zamknięty przez FBI i miejscową policję przy wsparciu licznego personelu ATF z Tulsy. Trwają poszukiwania owej bomby.

– Hanno, czy cos już znaleziono? – zapytała Chera.

– Za wcześnie, by cokolwiek pewnego można było powiedzieć. Niedawno zostały spuszczone na wodę łodzie należące do FBI.

– Dziękuję, Hanno. – Obecne ujęcie kamery pokazywało studio telewizyjne. – Będziemy informować was na bieżąco o rozwoju wydarzeń, kiedy zdobędziemy więcej informacji na temat podłożonej bomby oraz grupy terrorystów. A zatem do usłyszenia…

– Podłożona bomba. Sprytnie.

Te słowa zostały wypowiedziane dość cicho, a ja byłam jeszcze tak skoncentrowana na telewizyjnych informacjach, że dobrą chwilę trwało, zanim skojarzyłam, że wypowiedziała je Afrodyta. Wtedy odwróciłam się szybko w jej stronę. Stała tuż za kanapą, na której siedziałyśmy ze Stevie Rae. Spodziewałam się, że ujrzę jej drwiącą minę, tymczasem patrzyła na mnie niemal z szacunkiem.

– A ty czego tu chcesz? – zapytała Stevie Rae ostrym tonem. Dziewczyny oglądające w małych grupkach telewizję podniosły głowy i zaczęły się nam przyglądać. Afrodyta, sądząc ze zmiany jej postawy, usiała to też zauważyć.

– Od ciebie nic, lodówo! – prychnęła wzgardliwie. Poczułam, jak Stevie Rae sztywnieje na tę zniewagę. Wiedziałam, że nie znosiła, jak jej się przypominało o tym, że w ubiegłym miesiącu pozwoliła Afrodycie i jej najbliższym koleżankom użyć swojej krwi do rytuału, który tak fatalnie się skończył. Już samo to, że się służyło za lodówkę, było wystarczająco upokarzające, ale wypominanie Rego było obrazą.

– Słuchaj, ty nędzna wiedźmo z piekła rodem – odezwała się Shaunee słodkim tonem. – Właśnie nowy zarząd Cór Ciemności…

– Czyli my, a nie ty i twoje parszywa kolegówny – wtrąciła Erin.

– …ogłasza nabór na nowe lodówy do jutrzejszego rytuału – ciągnęła Shaunee tym samym niewinnym tonem.

– Aha, a ponieważ gówno teraz znaczysz, to jeśli chcesz wziąć udział w uroczystościach, jedynym sposobem dla ciebie będzie wejść w skład napoju. No to jak? Wchodzisz w to? – zapytała Erin.

– Jeśli tak, to fuj!… Niestety. Bo my nie lubimy paskudztwa – oświadczyła Shaunee.

– Pocałuj mnie w dupę – warknęła Afrodyta.

– A ty mnie – odcięła się Shaunee.

– Tak jest – dokończyła Erin.

Stevie Rae siedziała pobladła, zbyt wzburzona, by się odzywać. Miałam ochotę zderzyć je wszystkie głowami.

– Przestańcie – powiedziałam. Ucichły jak na komendę. Spojrzałam na Afrodytę. – Nigdy więcej nie nazywaj Stevie Rae lodówą. – Następnie zwróciłam się do Bliźniaczek: – Pierwsze, z czym zamierzam skończyć, to z wykorzystywaniem adeptów do sporządzania rytualnego napoju. Tak więc nie potrzebujemy więcej żadnych tego typu ofiar. – Mino że nie mówiłam podniesionym głosem, obie spojrzały na mnie z urazą. Westchnęłam ciężko. – Wszystkie tutaj jesteśmy na tych samych prawach – powiedziałam, starając się by mój głos brzmiał normalnie. – Więc może by tak zrezygnować ze sprzeczek?

– Chyba żartujesz. Nie jesteśmy na tych samych prawach, nawet w przybliżeniu – oświadczyła z sarkastycznym śmiechem Afrodyta, po czym odeszła z wyniosłą miną.

Patrzyłam na nią, jak odchodzi. Kiedy była już przy drzwiach, odwróciła się jeszcze do mnie, a napotkawszy mój wzrok, puściła do mnie oko.

Co to miało znaczyć? Wyglądała na niemal rozbawioną, jakbyśmy były w najlepszej komitywie i rozgrywały jakąś grę, bawiły się razem. Ale to przecież niemożliwe. Czy jednak na pewno?

– Na jej widok dostaję gęsiej skórki – wzdrygnęła się Stevie Rae.

– Afrodyta ma problemy – powiedziałam, a cała trójka spojrzała na mnie w taki sposób, jakbym oświadczyła, że Hitler nie był znowu taki zły. – Słuchajcie, chcę, żeby odmienione Córy Ciemności naprawdę łączyły nas, a nie stanowił elitarną organizację dla wybranych. – Nadal gapiły się na mnie oniemiałe. – Ona mnie ostrzegła i w ten sposób ocaliła dzisiaj moją Babcię i jeszcze parę osób.

– Powiedziała ci o tym, bo chciała coś w zamian uzyskać. To wstrętna baba, Zoey. Czy ty tego nie widzisz? – odezwała się Erin.

– Chyba nie chcesz powiedzieć, że zamierzasz przyjąć ją do Cór Ciemności? – upewniała się Stevie Rae.

Potrząsnęłam głową.

– Nawet gdybym chciała, a nie chcę – zastrzegłam się natychmiast – to zgodnie z nowymi zasadami ona się nie kwalifikuje. Członkowie Cór i Synów Ciemności muszą potwierdzać swoim zachowaniem wyznawanie pewnych ideałów.

Shaunee prychnęła wzgardliwie.

– Przecież ta wiedźma z piekła rodem za cholerę nie będzie prawdomówna, wierna, otwarta na innych, zacna i dobra. Dla niej liczą się tylko jej wredne zamiary.

– I żeby wszystkimi rządzić – dodała Erin.

– One wcale nie przesadzają – poparła je Stevie Rae.

– Stevie Rae, ona nie jest moją przyjaciółką, tylko… bo ja wiem?… – Grałam na zwłokę, nie mogąc znaleźć dobrej odpowiedzi i czekając, aż instynkt coś mi podszepnie i ubierze w słowa to, co powinnam zrobi. – Chyba rzeczywiście czasami jest mi jej żal. Może trochę też ją rozumiem. Afrodyta chciałby, żeby ją inni akceptowali, ale źle się do tego zabiera. Myśli, że kłamstwa i manipulowanie ludźmi zmuszą ich do tego, by ją lubili. To wyniosła z domu, tak ją rodzice ukształtowali.

– Bardzo cię przepraszam, Zoey, ale opowiadasz głupstwa – uznała Shaunee. – Ona już jest za stara na to, by postępować tak, jakby jej wszystko było wolno, tylko dlatego, że ma popieprzoną mamuśkę.

– No nie, dajcie spokój z tym schematem: może i jestem straszna małpa, ale to wszystko przez mamę – zirytowała się Erin.

– Nie gniewaj się, Zoey, ale ty przecież też masz popieprzoną mamuśkę, a nie pozwoliłaś, by ona czy ten twój ojciach namieszali ci w głowie – powiedziała Stevie Rae. – Damien też ma matkę, która go już nie lubi, bo jest gejem.

– Właśnie, a on nie stał się przez to jakimś potworem. On jest… on jest jak… – Shaunee zawahała się, nie mogąc sobie czegoś przypomnieć, więc zwróciła się do Erin o pomoc: – Bliźniaczko, jak się nazywa bohaterka filmu Dźwięki muzyki, którą gra Julie Anderws?

– Maria. Muszę ci przyznać rację, Bliźniaczko. Damien jest jak niewinna zakonniczka. Musi trochę poluzować, bo inaczej nikogo sobie nie przygrucha.

– Nie do wiary! Omawiacie moje życie intymne – odezwał się niespodziewanie Damien.

Zaskoczył nas.

– Przepraszam – wymamrotała każda z nas speszona.

Potrząsnął głową z wyrazem dezaprobaty, a ja i Stevie Rae skwapliwie zrobiłyśmy mu miejsce obok siebie.

– Trzeba wam wiedzieć – powiedział – że nie chcę sobie nikogo przygruchać, jak to paskudnie określiłyście. Chciałbym mieć trwały związek z kimś, na kim by mi naprawdę zależało, a na to jestem gotów zaczekać.

Ja, Fräulein – szepnęła Shaunee.

– Maria – mruknęła Erin.

Stevie Rae usiłowała kaszlem pokryć swój śmiech, którego nie mogła opanować.

Damien popatrzył na nie spod zmrużonych powiek. Uznałam, że pora, bym się włączyła.

– Nasz plan wypalił – powiedziałam spokojnie. – Most został zamknięty. – Wyciągnęłam z kieszeni jego komórkę i oddałam mu ją. Sprawdził, czy jest włączona, i kiwnął głową.

– Wiem. Oglądałem wiadomości i zaraz tu zszedłem. – Rzucił okiem na zegar cyfrowy umieszczony na odtwarzaczu DVD, który stanowił komplet wraz z telewizorem stającym w Sali rekreacyjnej, i uśmiechnął się do mnie. – Jest nawet dwadzieścia po trzeciej. Udało nam się.

Cała nasza piątka uśmiechnęła się z ulgą. Rzeczywiście, ja też odczuwałam ulgę, mimo to jednak nie mogłam się pozbyć niejasnego wrażenia, które nie było tylko martwieniem się o Heatha. Może potrzebowałam czwartego piwka.

– No dobrze, w takim razie sprawa załatwiona. Dlaczego więc siedzimy tu i omawiamy moje życie uczuciowe? – zauważył Damien.

– Albo jego brak – szepnęła Shaunee do Erin, która usiłowała (bez powodzenia) nie wybuchnąć śmiechem.

Ignorując je, Damien wstał i zwróciła się do mnie:

– Idziemy.

– Co?

Wzniósł oczy do góry, jakby przywołując niebo na świadka swojej anielskiej cierpliwości.

– Czy ja muszę o wszystkim pamiętać? Masz jutro przeprowadzać rytualne uroczystości, a to oznacza, ze powinniśmy przygotować do tego salę. Chyba się nie spodziewasz, ze Afrodyta zgłosi się na ochotnika, by to zrobić za ciebie?

– Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym – przyznałam się. Kiedyż miałam to zrobić?

– W takim razie teraz o tym pomyśl. – Szarpnął mnie za rękę i pociągnął, bym wstała. – Jest robota do zrobienia.

Złapałam swój browarem i wyszliśmy wszyscy za Damianem. Było bardzo zimne i pochmurne sobotnie popołudnie. Deszcze już nie padał, ale zrobiło się jeszcze ciemniej niż przedtem.

– Wygląda na to, że spadnie śnieg – powiedziałam, mrużąc oczy od szarego nieba.

– Ojejku, żeby padał! – wykrzyknęła Stevie Rae. – Tak bym chciała, uwielbiam śnieg! – Zachowywała się jak mała dziewczynka, gdy wykonała piruet i wyciągnęła przed siebie ręce.

– Powinnaś się przenieść do Connecticut – zauważyła Shaunee. – Wtedy byś miał więcej śniegu, niżbyś sobie życzyła. Kiedy przez kilka miesięcy jest zimno i mokro, to w końcu ma się tego dość. Dlatego ludzie z północnego wschodu są tacy gderliwi – przyznała w końcu.

– Nieważne. Mnie to nie przeszkadza. Śnieg ma w sobie jakąś magię, czar. Kiedy napada go sporo, wygląda, jakby cała ziemia pokryta była białym puszystym kocem. – Rozłożyła szeroko ręce i zawołała: – Chcę, żeby spadł śnieg!

– A ja chcę mieć haftowane dżinsy za czterysta pięćdziesiąt dolarów, które zobaczyłam w nowym katalogu Victoria Secret – powiedziała Erin. – A to znaczy, że nie zawsze możemy dostać to, czego chcemy, wszystko jedno, czy marzy się nam śnieg czy bajeranckie dżinsy.

– Ojej, Bliźniaczko, może zostaną przecenione. Nie ma co rezygnować, są świetne.

– W takim razie dlaczego nie weźmiesz swoich ulubionych dżinsów i nie spróbujesz sama wyhaftować na nich tego wzoru? To wcale nie takie trudne, przekonasz się – powiedział Damien logicznie (i jak typowy gej).

Już otwierałam usta, by go poprzeć, kiedy poczułam na czole pierwsze płatki śniegu.

– Widzisz, Stevie Rae? Twoje życzenie się spełniło. Pada śnieg.

Stevie Rae pisnęła za szczęścia.

– Aha! I to coraz gęstszy!

Bez wątpienia jej życzenie się spełniło. Zanim dotarliśmy do Sali rekreacyjnej, wielkie płatki śniegu pokryły ziemię. Rzeczywiście Stevie Rae miał rację. Wyglądało to, jakby ziemię otulił czarodziejski koc. Wszystko stało się miękkie i białe i nawet Shaunee ze śnieżnego Connecticut, zamieszkanego przez ponuraków, śmiała się i na wysunięty język próbowała łapać płatki śniegu.

Rozchichotani weszliśmy do Sali rekreacyjnej. Siedziało już tam kilkoro młodzików. Jedni grali w bilard, inni tkwili przy wyglądających na zabytkowe szafach zaabsorbowani grami wideo. Nasze śmiechy i otrząsanie śniegu z ubrań oderwały ich od zajęć, parę osób podeszło do okien, bu odciągnąć grube zasłony odgradzające nas od światła dziennego.

– Aha! Pada śnieg! – wykrzyknęła Stevie Rae, choć wszyscy to już wiedzieli.

Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę kuchni znajdującej się z tyłu budynku, a za mną cała nasza gromadka: Damien, Bliźniaczki i mająca bzika na punkcie śniegu Stevie Rae. Wiedziałam, że za kuchnią znajduje się spiżarnia, gdzie Córy Ciemności trzymają rekwizyty do swoich rytuałów. Mogłabym zacząć przygotowania, udając, że wszystko mam przemyślane.

Usłyszałam trzask otwieranych i zamykanych drzwi, a zaraz potem głos Neferet.

– Śnieg rzeczywiście jest uroczy, prawda?

Młodziaki stojące przy oknie zgodnym chórem przytaknęły. Zaskoczyła mnie nuta zniecierpliwienia, którą posłyszałam w głosie Neferet, ale zaraz stłumiłam to wrażenie, kiedy odwróciłam się, by przywitać swoją mentorkę. Za mną gęsiego jak świeżo wyklute pisklęta podążyła grupka moich przyjaciół.

– O, Zoey, dobrze, że cię tu widzę. – Słowa te Neferet wypowiedziała z taką sympatią, że zniecierpliwienie, którego doszukałam się w jej głosie przed chwilę, uznałam za złudzenie. Neferet była dla mnie kimś więcej niż tylko mentorką. Była dla mnie jak matka, a ja powinnam się wstydzić, że mogłam jej mieć za złe, że za mną tu przyszła.

– Witaj, Neferet – powiedziałam serdecznie. – Właśnie zaczęliśmy przygotowywać salę do jutrzejszej uroczystości.

– Doskonale! To jeden z powodów, dla których chciałam się z tobą zobaczyć. Jeśli potrzebujesz czegoś do przeprowadzenia rytuału, nie krępuj się i proś. Ja na pewno przyjdę tu jutro, ale nie martw się – znów się do mnie uśmiechnęła – nie zostanę na całej uroczystości, tylko tak długo, by pokazać swoje poparcie dla twojej koncepcji odnowienia organizacji Cór Ciemności. Potem zostawię Córy i Synów Ciemności w twoich dobrych rękach.

– Dziękuję, Neferet – odpowiedziałam.

– Drugi powód, dla którego chciałam zobaczyć się z tobą i twoimi przyjaciółmi – tu posłała im swój uroczy uśmiech – to że chciałam wam przedstawić naszego nowego ucznia. – Skinęła ręką i na ten znak z wolna wynurzył się z mroku jasnowłosy chłopak. Wyglądał naprawdę sympatycznie ze zmierzwioną czupryną płowych włosów i miłym wejrzeniem błękitnych oczu. Z pewnością należał do indywidualistów, ale tych powszechnie;lubianych, trochę wygłup, ale niezłośliwy, abnegat, ale cywilizowany (czyli myje zęby, kąpie się i nie ubiera się niechlujnie). – Poznajcie się, to jest Jack Twist. Jack, to moja adeptka, Zoey Redbird, która przewodniczy Córom Ciemności, a wokół niej członkowie rady: Erin Bates, Shaunee Cole, Stevie Rae Johnson i Damien Maslin.

Neferet wskazywała każdego po kolei, czemu towarzyszyło nieodmienne „cześć”. Nowy uczeń wyglądał na lekko speszonego, był blady, ale poza tym uśmiechał się sympatycznie i nie robił wrażenia osoby społecznie niedostosowanej. Już zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Neferet specjalnie mnie szukała, żeby przedstawić nowego ucznia, ale ona zaraz zaczęła to wyjaśniać.

– Jack jest poetą i pisarzem, a Loren Blake będzie jego mentorem, ale niestety dopiero jutro wróci z podróży do wschodnich stanów. Jack będzie mieszkał z Erikiem Nightem, a Erika też nie ma w szkole aż do jutra. Pomyślałam więc, że dobrze byłoby, gdyby wasza piątka oprowadziła Jacka po naszej szkole, tak by nie czuł się dziś zagubiony.

– Oczywiście, zrobimy to z przyjemnością – odpowiedziałam bez wahania. Wiedziałam, że to nic przyjemnego być nowym.

– Damien, pokażesz Jackowi jego pokój, który będzie dzielił z Erikiem, dobrze?

– Jasne, nie ma problemu – zgodził się skwapliwie Damien.

– Wiedziałam, że na przyjaciołach Zoey można polegać. – Neferet uśmiechała się urzekająco. Od jej uśmiechu robiło się jaśniej w całym pomieszczeniu, poczułam się dumna, widząc, jak pozostali uczniowie gapią się na nas i widzą, ze niewątpliwe nas wyróżnia. – Pamiętaj, że gdybyś potrzebowała czegokolwiek na jutrzejsze obchody, zaraz mi o tym mów. Aha, jeszcze jedno. Ponieważ będzie to twoja pierwsza uroczystość, poprosiłam w kuchni, żeby przygotowali coś dobrego dla was jako specjalny poczęstunek po rytualnych obchodach. Zoey, na pewno wszystko pójdzie jak z płatka.

Byłam pod wrażeniem jej troskliwości, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie porównać jej stosunku do mnie z obojętnością mojej mamy. Mama w ogóle już się mną nie przejmowała. Widziałam ją tylko raz, kiedy ten jej niewydarzony facio urządził scenę Neferet, i nie wyglądało na to, żeby się znów tu wybierała. Czy mnie to obeszło? Nie. Nie, dopóki otaczali mnie moi przyjaciele i moja wspaniała mentorka Neferet.

– Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna, Neferet – powiedziałam ze ściśniętym gardłem.

– Cała przyjemność po mojej stronie, przynajmniej tyle mogę zrobić dla swojej adeptki, która po raz pierwszy jako przewodnicząca Cór i Synów Ciemności będzie odprawiać rytuał obchodów Pełni Księżyca. – Uścisnęła mnie na pożegnanie, po czym wyszła, skinąwszy głową reszcie zgromadzonych, którzy odpowiedzieli jej pełnym szacunku ukłonem.

– No, no – odezwał się Jack. – Ona jest niesamowita.

– Na pewno – przytaknęłam. Potem uśmiechnęłam się do swoich przyjaciół i nowego kolegi. – To jak, gotowi do pracy? Mnóstwo rzeczy trzeba będzie stąd zabrać. – Zauważyłam, że nowy wygląda na całkiem zdezorientowanego. – Damien, zrób Jackowi krótkie wprowadzenie do rytuałów odprawianych przez wampiry, bo bez tego będzie się czuł zagubiony. – Ruszyłam z powrotem do kuchni, słysząc po drodze, jak Damien udziela swojemu podopiecznemu pierwszych lekcji na temat rytuału Pełni Księżyca.

– Cześć, Zoey, może ci w czymś pomożemy?

Obejrzałam się. W barczystym chłopaku rozpoznałam Drew Partina, uczęszczaliśmy razem na lekcje szermierki (był znakomity, niemal równie dobry jak Damien, a to już duży komplement). Stał wraz z grupą kolegów pod ścianą z zasłoniętymi na czarno oknami. Uśmiechał się do mnie, ale zauważyłam, że stale zerka na Stevie Rae. – Trzeba przenieść wiele rzeczy – powiedział. – Wiem, bo zawsze pomagamy Afrodycie przygotować salę do obchodów.

– No pewnie – mruknęła pod nosem Shaunne, więc zanim Erin zdążyła dodać ze swej strony coś ironicznego, odpowiedziałam szybko:

– Tak, chętnie skorzystamy z waszej pomocy. – I żeby go sprawdzić, dodałam też: – Tylko, że mój rytuał będzie wyglądał trochę inaczej. Damien pokaże ci, o co mi chodzi.

Czekałam na lekceważące miny i gesty, jakimi zazwyczaj chłopaki obdarzały Damiena i kilku innych gejów, ale Drew tylko wzruszył ramionami i odpowiedział:

– Bez różnicy. Chcę tylko wiedzieć, co mamy robić. – Uśmiechnął się i puścił oko do Stevie Rae, która zaczerwieniła się i zachichotała.

– Damien, masz ich do swojej dyspozycji.

– Chyba piekło zaczęło zamarzać – odpowiedział niemal bezgłośnie, po czym zaraz dodał normalnym głosem: – Zacznijmy od tego, że Zoey nie lubi, żeby sala wyglądała jak kostnica z szafami odsuniętymi pod ściany i przykrytymi czarnymi płachtami. Spróbujmy więc je przenieść do kuchni i na korytarz.

Drew i jego kompania wraz z nowym uczniem wzięli się do roboty, podczas której Damien wrócił do rozpoczętej lekcji.

– Weźmiemy świece i wyniesiemy stąd stoły – zarządziłam i dałam znać Bliźniaczkom i Stevie Rae, żeby poszły za mną.

– Damien umarł i poszedł wprost do gejowskiego nieba – powiedziała Shaunne, kiedy oddaliłyśmy się na bezpieczną odległość.

– Może już czas, żeby przestali się zachowywać jak ciołki i zaczęli postępować normalnie – odpowiedziałam.

– Nie o to chodzi – sprostowała Erin. – Shaunne miała na myśli, ze Jack Twist jest ślicznym chłopaczkiem gejaczkiem.

– Skąd ci to przyszło do głowy, że Jack jest też gejem? – zapytała Stevie Rae.

– Stevie Rae, pora, byś poszerzyła nico swoje horyzonty myślowe, dziewczyno – zauważyła Shaunne.

– Dobra, ale ja też nie chwytam. Dlaczego myślisz, że Jack jest gejem?

Shaunne i Erin wymieniły długie znaczące spojrzenia, po czym Erin wyjaśniła:

– Jack Twist jest kochasiem Jake’a Gyllenhaalla z Brokeback Mountain.

– A poza tym musisz wiedzieć, że jak ktoś ma wygląd takiego małego zucha, musi grać w tej samej co Damien drużynie.

– Aha – zgodziłam się.

– Ja też nie miałam pojęcia – przyznała Stevie Rae. – Nigdy nie widziałam tego filmu. Nie wyświetlali go Cinema 8 w Henrietcie.

– Nie mów! – zdumiała się Shaunee.

– Zaskakujesz mnie – zawtórowała Erin.

– W takim razie, Stevie Rae, najwyższy czas, żebyś zobaczyła ten świetny film na DVD – oświadczyła Shaunee.

– Chłopaki się w nim całują? – dopytywała się Stevie Rae?

– Z języczkiem – odpowiedziały chórem Shaunee i Erin.

Na widok miny Stevie Rae nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.

Загрузка...