– Shaunee, Erin i Stevie Rae, zacznijcie zapalać świece. A ty, Damien jeśli jeszcze umieścisz na miejscu kolorowe świece przypisane żywiołom, ja sprawdzę, czy na stole Nyks jest wszystko co trzeba.
– Kaszka… – zaczęła Shaunee.
– … z mleczkiem. – dokończyła Erin.
– I rodzynkami – uzupełniła Stevie Rae, na co Bliźniaczki z cierpiętniczą miną wzniosły oczy do nieba.
– Czy świece są jeszcze w magazynie? – zapytał Damien.
– Aha – zawołałam w drodze do kuchni.
Dobrze, że zdążyłam wcześniej uszykować dużą tacę ze świeżymi owocami, serami i mięsem przeznaczonymi na stół bogini. Teraz wystarczyło tylko przynieść ją z lodówki, do tego butelkę wina. I wszystko ułożyć ładnie na stole w otoczeniu białych świec. Stał tam już ozdobny puchar, a także piękny posążek wyobrażający boginię, długa elegancka zapalniczka i fioletowa świeca symbolizująca ducha, czyli ostatni żywioł, który na koniec miałam przywołać do kręgu. Obfitość stołu symbolizowała bogactwo łask, jakimi Nyks obdarzała swoje dzieci, wampiry i adeptów. Z przyjemnością nakrywałam stół bogini. To mnie uspokajało, co szczególnie tego wieczoru było mi bardzo potrzebne. Ustawiłam jadło i wino, przepowiadając sobie bez przerwy słowa, których miałam użyć podczas odprawiania rytuału, co miało nastąpić – zerknęłam na zegar i Az jęknęłam – za kwadrans. Adepci zaczęli już przybywać do Sali rekreacyjnej, ale gromadzili się po kątach grupkami i zachowywali cicho, obserwując, jak Stevie Rae i Bliźniaczki zapalają białe świece, które utworzą obwód kręgu. Może nie byłam jedyną osobą mającą tego dnia tremę. Dla niektórych osób zmiana przewodniczącej była znacząca. Afrodyta przez ostatnie dwa lata przewodniczyła Córo Ciemności i w ciągu tego czasu grupa ta stała się organizacją snobistyczną, a osoby spoza niej traktowane były z góry, wykorzystywane i wyśmiewane.
Tego wieczoru wszystko miało się zmienić.
Rzuciłam okiem na przyjaciół. Musieliśmy jeszcze popędzić do pokojów, by się przebrać na uroczystość. Każdy wybrał głęboką czerń swego ubioru, by pasowała do wspaniałe sukni, jaką Erik przywiózł mi w prezencie z Nowego Jorku. Przeglądałam się raz po raz, ciągle nienasycona widokiem tej kreacji. Suknia była prosta, ale idealna. Miała okrągły dekolt, ale nie Az tak głęboki jak wyzywająca suknia, którą Afrodyta wkładała na te uroczystości. Z długimi rękawami, obcisła do pasa, od talii w dół spływała swobodnie do ziemi, układając się w miękkie fałdy. Srebrne punkciki, którymi była usiana, migotały w świetle świec przy każdym moim ruchu. Migotał także naszyjnik, który zawiesiłam na szyli na srebrnym łańcuszku. Podobny naszyjnik miała każda Córa Ciemności, mój jednak, przewodniczącej, różnił się od pozostałych dwoma szczegółami: po pierwsze, potrójny księżyc wysadzany był granatami, po drugie mój naszyjnik został znaleziony przy ciele martwego chłopca. No dobrze, to nie był m ó j naszyjnik, tylko taki sam jak mój.
Och, nie powinnam teraz myśleć o smutnych rzeczach. Powinnam się skoncentrować na pozytywach, przygotować się na swoje pierwsze publiczne przewodzenie uroczystościom i tworzenie własnego kręgu. Damien powrócił do głównej Sali z tacą, na której chybotały się cztery świece symbolizujące cztery żywioły: żółta – powietrze, czerwona – ogień, niebieska – wodę i zielona – ziemię. Fioletowa świeca oznaczająca ducha stała już na stole Nyks. Uśmiechnęłam się na widok swoich przyjaciół szykownie ubranych na czarno, ze srebrnymi naszyjnikami, które oznaczały przynależność organizacyjną. Stevie Rae zajęła już swoje miejsce na najdalej wysuniętym na północ miejscu kręgu, gdzie powinna znajdować się ziemia. Damien podał jej zieloną świecę. Akurat na nich patrzyłam, więc byłam świadkiem tego, co się stało. Gdy Stevie Rae dotknęła świecy, otworzyła szeroko oczy i wydała dziwny okrzyk, który wyrażał przerażenie pomieszane z bezgranicznym zdumieniem. Damien cofnął się tak gwałtownie, że świece niechybnie by pospadały z tacy, gdyby ich w porę nie złapał.
– Czułeś? – zapytała Stevie Rae nieswoim głosem, przytłumionym, ale jednak dobrze słyszalnym.
Damien, dygocząc, skinął głową i odpowiedział:
– Tak, i poczułem też zapach.
Obydwoje odwrócili się w moją stronę.
– Zoey, czy możesz przyjść tu do nas na chwilkę? – zapytał Damien. Jego głos brzmiał już normalnie i gdybym nie widziała tego całego zdarzenia, mogłabym pomyśleć, że nic szczególnego się nie dzieje i że najwyżej potrzebują mojej pomocy przy świecach.
Ponieważ jednak widziałam, nie zawołałam do nich przez całą długość Sali, czego chcą. Podbiegłam szybko i zapytałam przyciszonym głosem:
– Co się dzieje?
– Powiedz jej – zwrócił się Damien do Stevie Rae.
Nadal pobladła i z rozszerzonymi źrenicami Stevie Rae odpowiedziała pytaniem:
– Nie czujesz tego zapachu?
Zmarszczyłam czoło.
– Jakiego zapachu? – I wtedy poczułam zapach świeżo skoszonej trawy, lonicery i czegoś jeszcze, co mi się kojarzyło z dopiero co przeoraną ziemią na lawendowym poletku Babci. – Czuję – odpowiedziałam spłoszona. – Ale ja przecież nie przywoływałam jeszcze ziemi do kręgu. – Moja zdolność kontaktowania się z żywiołami, moc nadana mi przez Nyks, polegała na ich materializowaniu się, nawet po upływie miesiąca nie wiedziałam, jakie uprawnienia daje mi ta moc, jedno natomiast wiedziałam na pewno: za każdym razem gdy przywoływałam kolejny żywioł, fizycznie manifestował swoją obecność. Tak więc kiedy przywoływałam powietrze, czułam podmuchy wiatru wokół siebie. Ogień sprawiał, że twarz mi pałała, oblewała mnie gorąco i zaczynałam się pocić (to fakt!). Woda manifestowała swoją obecność chłodną nadmorską bryzą. Kiedy zaś przywoływałam ziemię, czułam ziemskie zapachy, a pod stopami miękkość trawy (nawet jeśli miałam na sobie buty).
Ale jak powiedziałam, jeszcze nie zaczęłam przywoływać żadnego z żywiołu, a jednak nie tylko ja, bo też Stevie Rae i /Damien czuli wyraźnie zapachy ziemi.
Wtedy Damien ze świstem wciągnął powietrze, szeroki uśmiech rozjaśnił mu twarz.
– Stevie Rae ma zdolność odczuwania żywiołu ziemi!
– Co? – zapytałam inteligentnie.
– W żadnym razie – zarzekła się Stevie Rae.
– Spróbuj tak zrobić – mówił rozgorączkowany Damien. – Stevie Rae, zamknij oczy i skup się przez chwilę, myśląc wyłącznie o ziemi. – Spojrzał teraz na mnie. – A ty nie myśl o tym.
– Dobra – zgodziłam się szybko. Udzieliło mi się jego podekscytowanie. Byłoby wspaniale, gdyby i Stevie Rae miała dar współgrania z żywiołem ziemi. Zdolność bliskiego odbierania żywiołów była wielkim darem Nyks, byłabym szczęśliwa, gdyby maja najlepsza przyjaciółka została w ten sposób wyróżniona przez naszą boginię.
– Okay – zgodziła się Stevie Rae. Wstrzymała oddech i zamknęła oczy.
– Co się dzieje? – zapytała Erin.
– Dlaczego ona ma zamknięte oczy? – chciała wiedzieć Shaunee. I zaraz pociągnęła nosem. – Dlaczego tu pachnie sianem? Stevie Rae, jeżeli wypróbowujesz na nas jakieś wieśniackie perfumy, to przysięgam, że cię rąbnę.
– Ćś! – Damien położył palce na ustach, by ją uciszyć. – Wydaje nam się, że u Stevie Rae rozwinęła się zdolność kontaktowania z żywiołem ziemi.
Shaunee przetarła oczy.
– Nie mów.
– Coś ty! – zdziwiła się Erin.
– Jak mam się skoncentrować, kiedy bez przerwy gadacie? – zdenerwowała się Stevie Rae i zgromiła wzrokiem Bliźniaczki.
– Przepraszam – mruknęły obie.
– Spróbuj jeszcze raz – poradziłam jej.
Kiwnęła głową na znak zgody. Znów zamknęła oczy i zmarszczyła czoła dla lepszej koncentracji, myśląc intensywnie o ziemi. Ja starałam się wyłączyć myślenie na ten temat, co wcale nie było łatwe, gdyż w jednej chwili powietrze zaczęło pachnieć świeżo skoszoną trawą i kwiatami, a ptaki ćwierkać oszalałe…
– O matko!… Stevie Rae kontaktuje z żywiołem ziemi! – wybuchnęłam.
Stevie Rae gwałtownie otworzyła oczy i przytknęła obie dłonie do ust, zaszokowana i zachwycona.
– Stevie Rae, to niesamowite! – orzekł Damien, a po chwili wszyscy rzuciliśmy się do niej z gratulacjami. Stevie Rae chichotała, ocierając łzy szczęścia.
Wtedy rozpoznałam wyraźnie przeczucie. Tym razem było to przeczucie czegoś dobrego.
– Damien, Erin, Shaunee, zajmijcie teraz swoje miejsca w kręgu.
Popatrzyli na mnie pytająco, ale poznali po moim tonie, że mają natychmiast wykonać, co im poleciłam. Oficjalnie nie byłam ich przełożoną, ale moi przyjaciele odnosili się z respektem do tego, że przygotowuję się do objęcia pewnego dnia pozycji starszej kapłanki. Bez szemrania więc poszli zająć wyznaczone im miejsca w kręgu, które określiłam jeszcze przed kilkoma tygodniami, kiedy tylko w piątkę tworzyliśmy krąg na próbę, bo chciałam się przekonać, czy rzeczywiście otrzymałam od bogini dar kontaktowania się z żywiołami, czy też był to wynik mojej bujnej wyobraźni.
Kiedy zajęli już swoje miejsca, rozejrzałam się po sali. Ewidentnie potrzebna mi była pomoc z zewnątrz. Wtedy zobaczyłam Erika, jak wchodzi do Sali rekreacyjnej wraz z Jackiem. Uśmiechnęłam się do nich i przywołałam do nas wymownym gestem.
– Co się stało, Z? – zapytał Erik. – Wyglądasz, jakbyś za chwilę miała pęknąć z wrażenia. – Nachylił się do mnie i przyciszonym głosem, przeznaczonym tylko dla moich uszu, dodał: – Świetnie wyglądasz w tej sukni, tak jak myślałem.
– Dziękuję! Bardzo mi się podoba! – Obróciłam się wokół zalotnie, tak by suknia zawirowała, szczęśliwa również z powodu czegoś, co za chwilę miało się wydarzyć, tego byłam pewna. – Jack, czy mógłbyś podejść do Damiena, wziąć od niego tacą ze świecami i przynieść je tu, na środek kręgu?
– Aha – odpowiedział ochoczo Jack i pogalopował zrobić to, o co go poprosiłam. Może nie dosłownie pogalopował, ale ruszał się bardzo energicznie.
– Co się dzieje? – zapytał Erik.
– Zobaczysz – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem, podekscytowana do granic możliwości.
Kiedy Jack wrócił ze świecami, odłożyłam tacę na stół Nyks. Skupiłam się, by posłyszeć co podpowiada mi instynkt, i po chwili już wiedziałam, że ogień będzie najbardziej odpowiednim żywiołem. Sięgnęłam po czerwoną świecę i podałam ją Erikowi.
– Okay, podaj ją Shaunee.
Erik zmarszczył czoło.
– Podaj ją Shaunee? Tylko tyle?
– Tak. Daj jej tę świecę i patrz, co się stanie.
– Co się ma stać?
– Na razie nie powiem.
Wzruszył ramionami z miną, która mówiła, że choć uważa iż wyglądam seksownie w tej sukni, to również uważa, że mogłam postradać zmysły. Niemniej spełnił moje życzenie: podszedł do najbardziej wysuniętej na południe części kręgu, czyli do miejsca, skąd przyzywałam żywioł ognia. Tam się zatrzymał. Shaunee spojrzała znad jego ramienia na mnie.
– Weź od niego świecę – zawołałam do niej ze środka kręgu, świadomie koncentrując swoje myśli wokół atrakcyjnego wyglądu Erika, byleby nie myśleć o ogniu.
– Okay – zgodziła się Erin.
Wzięła czerwoną świecę z rąk Erika. Uważnie je się przyglądałam, ale nawet nie było takiej potrzeby. To co nastąpiło, było tak oczywiste, że stojący najbliżej kręgu razem z Shaunee jęknęli zdumieni. Gdy tylko dotknęła świecy, zaszumiało, jakby ogień zassał powietrze i rozpalił się, jej długie włosy rozwiały się z cichym trzaskiem niczym naelektryzowane, a policzki koloru czekolady nabrały różowego blasku jakby rozpalone od wewnątrz.
– Wiedziałam, że tak będzie! – krzyknęłam, podskakując z radości i podniecenia.
Shaunee odwróciła wzrok od swojego pałającego ciała i spojrzała na mnie.
– To ja tak robię, prawda?
– Prawda!
– Współgram z ogniem!
– Tak! Odbierasz ten żywioł! – zawołałam, nie posiadając się z radości.
Otoczyło nas mnóstwo osób, zewsząd rozległy się ochy i achy, wciąż przybywali nowi adepci, ale nie miałam jeszcze dla nich czasu. Posłuszna podszeptom swojej intuicji kiwnęłam na Erika, żeby wrócił do kręgu. Zaraz się pojawił roześmiany od ucha do ucha.
– To chyba najfajniejsza rzecz, jaką w życiu widziałem – przyznał.
– Czekaj, to nie wszystko, jeżeli się nie mylę. – Podałam mu niebieską świecę. – Daj Erin tę świecę.
– Twoja prośba jest dla mnie rozkazem – powiedział szarmancko, składając staroświeckim obyczajem głęboki ukłon.
Gdyby ktoś inny tak się zachował, uznano by go za kompletnego świra. Tymczasem Erik wyglądał jak wcielenie męskiego seksapilu, połączenie dżentelmena z łobuziakiem. Właśnie rozmyślałam, jaki jest apetyczny, kiedy moje rozmarzenie przewały piski Erin i Shaunee.
– Patrzcie na podłogę! – Erin wskazała kafelki, którymi wyłożona była posadzka Sali rekreacyjnej. Tak gdzie stała, zarys kafelków falował, jakby pokryte były warstwą wody, miało się wrażenie, ze chlupocze pod stopami, chociaż buty pozostawały suche. Wyglądało to tak, jakby Erin stała na brzegu ducha oceanu. Rozpromieniona podniosła na mnie oczy.
– Z! Woda jest moim żywiołem.
– Tak, zgadza się! – odpowiedziałam uradowana.
Erik już stał przy mnie. Tym razem nie musiałam do długo namawiać, by wziął żółtą świecę.
– Teraz Damien, tak? – upewnił się.
– Tak.
Podszedł do Damiena, który dreptał na wysuniętej na wschód części kręgu, gdzie powinien się objawić żywioł powietrza. Erik podał Damianowi żółtą świecę, ale on nie od razu ją przyjął. Poszukał mego wzroku. Był przerażony.
– W porządku. Możesz ją wziąć – uspokoiłam go.
– Jesteś pewna, że nic się nie stanie? – Rozejrzał się nerwowo po Sali wypełnionej tłumem adeptów, którzy patrzyli na niego wyczekująco.
Wiedziałam, o co mu chodzi. Bał się, że zawiedzie, że magia zarezerwowana dla dziewcząt w jego przypadku nie zadziała. Wyczytałam w podręczniku socjologii wampirów, że tak ważny dar jak współgranie z żywiołami zastrzeżony jest wyłącznie dla płci żeńskim. Wyróżnieni przez Nyks męscy osobnicy obdarzeni byli siłą fizyczną, a ich zdolności dotyczyły cech również fizycznych, jak szybkość, zręczność, tężyzna. Na przykład Dragon, nasz instruktor szermierki, dysponował niezwykłym refleksem i dokładnością. Powietrze było żywiołem, który powinien przyciągać istotę żeńską, ale Nyks na pewno mogłaby obdarzyć Damiena zdolnością współgrania z nim. Była dziwnie spokojna, że tak się stanie. Z daleka starałam się przekazać mu wiarę, że się uda.
– Jestem pewna, nie bój się. Będę myślała o Eriku i jego urodzie, a ty przez ten czas przywołasz żywioł powietrza – powiedziałam.
Erik cały czas zerkał na mnie szeroko uśmiechnięty, a Damien w końcu zebrał się na odwagę i z miną, jakby sięgał po bombę, wziął wreszcie świecę z rąk Erika.
– Wspaniale! Cudownie! Pysznie! – Damien zaprezentował wachlarz swojego bogatego słownictwa, kiedy jego kasztanowe włosy zburzył podmuch, a poły marynarki załopotały na wietrze, który się nagle zerwał wokół niego. Kiedy spojrzał na mnie, zobaczyłam, jak łzy szczęścia spływają mu po policzkach. – Nyks obdarzyła mnie swoim darem. Mnie! – oświadczył z wahaniem. Wiedziałam, co chciał powiedzieć przez to jedno słowo: „mnie”. Nyks uznała, że wart jest jej wyróżnienia, podczas gdy rodzice go odrzucili, a większość ludzi, z którymi miał do czynienia, naśmiewała się z niego, ponieważ lubił chłopców. Musiałam mocno zaciskać powieki by nie rozryczeć się jak małe dziecko.
– Właśnie ciebie – powiedziałam z mocą.
– Masz niezwykłych przyjaciół, Zoey. – Głos Neferet unosił się nad gwarem tłumnie zgromadzonych adeptów, którzy zbiegli się podziwiać objawione talenty.
Nie wiem, jak długo starsza kapłanka stała w drzwiach prowadzących do Sali rekreacyjnej. Widziałam tylko, że wraz z nią stało kilkoro profesorów, ale nie rozpoznałam dokładnie kto, gdyż skrywał ich mrok. Okay, dasz sobie radę. Możesz spojrzeć jej prosto w twarz. Odchrząknęłam i spróbowałam skupić uwagę na przyjaciołach i cudzie, jaki się właśnie nich dokonał.
– Tak, mam niezwykłych przyjaciół – odpowiedziałam z entuzjazmem.
– Nyks w swej nieskończonej mądrości obdarzyła ciebie, adeptkę wykazująca niezwykłe przymioty, gronem przyjaciół również obdarzonych niezwykłymi przymiotami. – Wyciągnęła ramiona teatralnym gestem. – Przepowiadam, że ta grupa adeptów odegra historyczne role. Nigdy przedtem nie zdarzyło się, by Sary spadły na tyle osób w jednym czasie i w jednym miejscu. – Uśmiechnęła się do nas jak kochająca mateczka. Pewnie i mnie ujęłaby jej uroda i bijące od niej ciepło, gdyby nie to, że kątem oka zauważyłam świeżą rankę po skaleczeniu widoczną na jej przedramieniu. Z trudem odwróciłam wzrok od dowodów zdarzenia, którego byłam świadkiem, teraz już ponad wszelką wątpliwość nie było to wytworem mojej wyobraźni.
Na szczęście Neferet zwróciła się teraz do mnie:
– Zoey, uważam, że to najlepsza pora, by zapowiedzieć twoje plany związane z odnowieniem Cór i Synów Ciemności. – Już otworzyłam usta, by zacząć wyjaśniać, jakie są moje zamierzenia (chociaż nie planowałam omawiać projektowanych zmian przed odprawieniem całego obrzędu, tak by „starzy” członkowie mogli najpierw się przekonać o moich niezwykłych darach otrzymanych od Nyks), nikt jednak nie zwracał teraz na mnie uwagi. Wszyscy patrzyli na Neferet, gdy majestatycznie weszła do Sali i zatrzymała się obok Shaunee, której współgranie z ogniem sprawiło, że żar przeszedł w kapłankę, rozświetlając ją, jakby stanęła w świetle reflektorów. Tym samym tonem, władczym i uwodzicielskim, jakiego używała podczas obrzędów, Neferet przemówiła. Tyle że teraz posługiwała się moimi słowami, przedstawiała moje pomysły.
– Nadeszła pora, by Córy Ciemności zaczęły działać na nowych zasadach. Zostało postanowione, że Zoey Redbird, obejmując przewodnictwo, otworzy nowy rozdział w ich działalności. Utworzy radę starszych składającą się z siedmiu adeptów i stanie na jej czele. Pozostałymi członkami rady będą: Shaunee Cole, Erin Bates, Stevie Rae Johnson, Damien Maslin i Erik Night. Dokooptowana zostanie jeszcze jedna osoba z kręgu osób zbliżonych do Afrodyty, by w ten sposób zamanifestować moją wolę utrzymania jedności wśród adeptów.
Jej wolę? Zacisnęłam zęby, próbując znaleźć dla siebie miejsce, podczas gdy Neferet przerwała mowę, by wiwatujące audytorium mogło się uspokoić. (Bliźniaczki, Stevie Rae, Damien i Erik i Jack wiwatowali najgłośniej). O Jezu. Przecież ona najwyraźniej sugerowała, że wszystko to, z czym ja zmagałam się przez kilka tygodni, to jej pomysł!
– Rada starszych będzie odpowiedzialna za działalność odnowionej grupy Cór i Synów Ciemności, a w szczególności ma pilnować, by członkowie spełniali następujące kryteria: byli prawdomówni – to dla żywiołu powietrza, otwarci na innych – jak żywioł ognia, wierni – dla wody, zacni – dla ziemi i dobrzy – dla ducha. Gdy któryś z członków Cór i Synów Ciemności, sprzeniewierzy się tym zasadom, wówczas rada zdecyduje, jaką winny poniesie karę, do wykluczenia z organizacji włącznie. – Neferet ponownie przerwała, by się przekonać, jakie wrażenie wywołują jej słowa i czy wszyscy słuchają z należytą uwagą (właśnie to chciałam zrobić, tyle że podczas uroczystości Pełni Księżyca). – Postanowiłam też, że adepci włączą się w życie społeczności zewnętrznej, co powinno okazać się dla nas korzystne. W końcu to niewiedza rodzi strach i nienawiść. Chcę więc, by Córy i synowie Ciemności zaczęli pracować dla miejscowych ośrodków dobroczynności. Po dłuższych rozważaniach uznałam, że idealną dla nas organizacją będą Uliczne Koty, stowarzyszenie dobroczynne zajmujące się bezdomnymi kotami.
Na te słowa rozległ się śmiech, tak samo zareagowała Neferet, kiedy przedstawiłam jej ten plan. Nie mogłam uwierzyć, że przejęła wszystko, co jej zrelacjonowałam podczas wspólnej kolacji.
– Teraz zostawiam was samych. To rytuał Zoey, ja przybyłam tu tylko po to, by okazać swojej utalentowanej podopiecznej szczere poparcie. – Uśmiechnęła się do mnie miło, a ja odwzajemniłam uśmiech. – Najpierw jednak chcę nowej radzie wręczyć prezent.
Klasnęła w ręce i na ten znak wynurzyło się z cienie czterech wampirów, których nigdy przedtem nie widziałam. Każdy niósł coś w rodzaju prostokątnej płaskiej cegiełki i powierzchni około jednej stopy kwadratowej i grubości może kilku cali. Złożyli je u stóp Neferet i natychmiast zniknęli tam, skąd przyszli. Patrzyłam na te rzeczy. Były kremowego koloru i wyglądały na mokre. Nie miała pojęcia, co to mogło być. Neferet parsknęła śmiechem. Znów zacisnęłam zęby. Czy nikt nie widzi, że ona traktuje nas z góry?
– Zoey, jestem zdumiona, że nie poznajesz własnego pomysłu!
– Nie, nie poznaję. Nie wiem co to jest.
– To klocki mokrego betonu. Pamiętam, jak mi mówiłaś, że chciałabyś, aby każdy członek rady zostawił odcisk ręki i został w ten sposób uwieczniony. Dzisiaj sześciu spośród członków zarządu może zostawić odciski swoich dłoni.
Popatrzyłam na nią zdumiona. Coś podobnego. Wreszcie gotowa była mi coś przyznać, tymczasem był to pomysł Damiena.
– Dziękuję za prezent – powiedziałam i zaraz dodałam: – A pomysł z odciskami dłoni był Damiena, a nie mój.
Uśmiech Neferet było olśniewający, a kiedy zwróciła się do Damiena, nawet nie musiałam patrzeć, by wiedzieć na pewno, że rozpływa się ze szczęścia.
– Damien, to był świetny pomysł – pochwaliła, a potem przemówiła znów do całej sali. – Cieszę się, że Nyks tak hojnie obdarzyła tę grupę. Ja zaś mówię wam wszystkim: bądźcie pozdrowieni. Dobranoc. – Skłoniła się niemal do ziemi w dworskim ukłonie. Następnie, żegnana chóralnie przez adeptów, wyprostowała się, zaszeleściła spódnicą i wyszła godnie niczym królowa.
A ja stałam na środku niestworzonego kręgu, czując się wystrojona jak na bal, ale nie mając dokąd pójść.