Rozdział 7

Sen nie przychodził tej nocy do księżnej Theresy. Zresztą to zrozumiałe. Skąd miał się brać spokój niezbędny do tego, by zasnąć? Jej córka została uprowadzona przez strasznych wrogów, a zięć znajdował się w objęciach śmierci. Najstarszy wnuk wyruszył w drogę, by pomóc rodzicom, małe dwunastoletnie dziecko znajdowało się teraz całkiem samo na nieznanych drogach. Chłopiec miał do wypełnienia zadanie, którego istoty nikt nie znał, a które będzie od niego wymagać wiele sił i poświęcenia.

Dwoje młodszych wnucząt księżnej zniknęło z domu wczesnym rankiem. Prawdopodobnie malcy wyruszyli za starszym bratem, którego uwielbiali.

Nawet wierny pies Nero opuścił dom. Towarzyszył swemu małemu panu w śmiertelnej wędrówce. Tak, Theresa nazywała w myślach tę wyprawę śmiertelną wędrówką, bo tak bardzo się bała o los swego wnuka.

Wcale też nie poprawiało sprawy to, że po obiedzie spała kilka godzin, bo tak strasznie była zmęczona wydarzeniami, jakie miały miejsce nad ranem.

Teraz myśli kłębiły jej się w głowie.

Dolg, ukochany wnuk. Próbowała sobie wyobrazić jego twarzyczkę. Te czarne jak sadza włosy, opadające w lokach na czoło i na kołnierzyk koszuli. Tę bladą skórę i niewiarygodnie piękne rysy twarzy. Dolg wyglądał jak cudowna istota nie z tego świata.

Oczy… Które najpierw tak wszystkich przeraziły, gdy stwierdzili, że jednolicie czarna tęczówka pokrywa niemal całą gałkę, a wąskie smużki białka widoczne są jedynie na obrzeżach. Dokładnie tak samo jak u zwierząt. Taran w gniewie zwykła mówią że Dolg ma focze oczy, ale to nieprawda. Foki mają oczy lekko wyłupiaste, czego nie można powiedzieć o Dolgu. Oczy Dolga są głębokie, czarne i nieprzeniknione.

Chłopiec ma też długie czarne rzęsy. Jest bajecznie wprost urodziwy i… taki obcy. Ale to dobre dziecko. Spokojne, miłe i życzliwe ludziom.

Dlaczego właśnie on musi być poddany takiej okropnej próbie?

Nie, trudno, wszelkie usiłowania na nic. Theresa dzisiejszej nocy i tak nie zaśnie.

Cichuteńko wyślizgnęła się z łóżka, by nie budzić wiernej pokojówki śpiącej w pokoju obok. Włożyła elegancki szlafroczek, a na nogi ranne pantofle i bezszelestnie wymknęła się za drzwi.

Było lato, noc ciepła, ale księżna nie miała ochoty wychodzić do ogrodu. Na schodach werandy leżały te potworne kamienne tablice z inskrypcjami na temat śpiących wielkich mistrzów. Erling i ona zbudzili kilku z nich… nie, nie do życia, to złe określenie, ale w każdym razie do jakiejś egzystencji pod postacią cieni.

Theresa strasznie się bała, że te cienie teraz tropią jej małego wnuczka Dolga. I to z jej winy.

Ale skąd oni mieli wiedzieć, czym się to skończy? Duchy chciały przecież, by Erling przyniósł tablice do Theresenhof, gdzie będą bezpieczne.

Ech, to wszystko takie skomplikowane, takie trudne!

Zeszła na dół do kuchni. Panowało tu nadal przyjemne ciepło po dziennym gotowaniu, było przytulnie i spokojnie. W kuchniach na ogół nic nie straszy.

Theresa odczuwała zbyt wielki niepokój, by siedzieć. Stała po prostu przy oknie i wyglądała na dwór.

Noc była ciemna, księżyc już zaszedł, ale na wschodzie niebo rozdzierały raz po raz błyskawice.

To dobrze, że burza tak daleko, myślała Theresa. I dobrze, że nie na zachodzie, dokąd poszły dzieci.

Sądziła, naturalnie, że musiały pójść ku szwajcarskim górom, gdzie czekał śmiertelnie zraniony ojciec. Nie przyszłoby jej do głowy, że dzieci mogły udać się na wschód.

W drzwiach pojawił się Erling. Theresa instynktownie poprawiła szlafroczek pod szyją i otuliła się nim szczelniej.

– Słyszałem, że schodziłaś po schodach. A później zobaczyłem światło w kuchni – powiedział. – Nie przeszkadzam ci?

– Nie, nie! Przeciwnie!

– Ty też nie możesz spać?

– Nie, przewracałam się tylko z boku na bok. Usiądź przy stole, Erlingu. Dobrze jest mieć towarzystwo w takim niepokoju.

Erling zrobił, jak prosiła. Siedzieli każde po swojej stronie stołu ustawionego pośrodku kuchni, a wielkiego tak, że mogłoby przy nim zasiąść z pięćdziesiąt osób. To była bardzo ładna i przytulna kuchnia, z wypolerowanymi do połysku miedzianymi rondlami na ścianach i z warkoczami czosnku zwieszającymi się spod sufitu. Ogromny, pomalowany na biało piec chlebowy zajmował jedną całą ścianę i znaczną część pomieszczenia.

Theresa postawiła na stole świecę. To było dla niej zupełnie nie znane uczucie, siedzieć w środku nocy w kuchni, a na dodatek w towarzystwie mężczyzny!

Jakie to dziwne – rzekła filozoficznie nastrojona. – W strachu, niepokoju i napięciu człowiek na ogół nie płacze. Jakby wszystkie zmysły i uczucia zostały zablokowane. Chociaż moi bliscy rozpierzchli się gdzieś po świecie i grozi im wielkie niebezpieczeństwo, ja nie płaczę. Nie mogę, ale też i nie mam potrzeby.

Erling skinął głową.

– To przyjdzie później. Człowiek w takim napięciu nawet nie jest w stanie odczuwać smutku.

Theresa spoglądała na niego ukradkiem. Wydawał się taki spokojny i bezpieczny, Theresa była mu szczerze wdzięczna, że jest teraz przy niej. Nagle uświadomiła sobie, że nie zniosłaby tego wszystkiego, gdyby Erlinga nie było w Theresenhof.

Ze smutnym uśmiechem przypomniała sobie, jak niegdyś pragnęła, by Tiril poślubiła Erlinga zamiast tajemniczego Móriego. Teraz już tak nie myślała. Tiril i Móri stanowili jedno, byli nierozłączni.

Inna przelotna myśl pojawiła się w jej głowie. Była rada, że Tiril nie wybrała Erlinga. Z jakiegoś powodu teraz ta ewentualność nie wydawała jej się sympatyczna.

Drgnęła na dźwięk jego głosu.

– Thereso… Czy byłabyś w stanie rozmawiać o czymś innym niż ten rozdzierający serce niepokój gnębiący zarówno ciebie, jak i mnie?

– Z pewnością byłaby to pociecha, móc rozproszyć choć na chwilę bolesne myśli. Bo przecież i tak nic zrobić nie możemy. I to właśnie jest najbardziej rozpaczliwe. Nie możemy pomóc, natomiast zdołaliśmy zaszkodzić. Mam na myśli to, co się stało, kiedy próbowaliśmy odczytywać inskrypcje na kamiennych płytach.

– Ja powinienem teraz być przy Dolgu – rzekł Erling jakby sam do siebie. – On tam samotnie zmaga się z losem, a ja, dorosły, silny i zdrowy mężczyzna, siedzę tu bezczynnie.

– Wróciłeś za późno, żeby mu towarzyszyć, wiesz o tym. Poza tym tam też niewiele byś mógł zrobić.

– Mógłbym chociaż dodawać mu otuchy, żeby nie czuł się taki samotny. Ale teraz takie rozmyślania nie mają sensu. Właśnie tego powinniśmy unikać. Chciałem ci powiedzieć, że zanim tu przyszedłem, leżałem nie śpiąc i zastanawiałem się, jak to się człowiek miota w tym życiu. Nie wierzę w przeznaczenie, uważam, że mamy wiele możliwości wyboru. Jeśli ja na przykład powinienem iść w lewo, a zamiast tego pójdę w prawo, to zmienię przez to całe swoje życie. Tylko ten jeden jedyny ruch decyduje o wszystkim.

– To przerażające, kiedy się pomyśli, jak niewiele trzeba, by wszystko ułożyło się inaczej – potwierdziła Theresa swoim melodyjnym głosem. – Ty wiesz, że ja głęboko wierzę w Boga i dawniej byłam przekonana, iż we wszystkim, cokolwiek się zdarza, jest głęboki sens, ale teraz już tak nie myślę. Ciągle przecież dzieją się rzeczy najzupełniej bezsensowne.

– No właśnie – zgodził się Erling. – Niby wiemy, czego byśmy chcieli, a nieustannie zbaczamy z kursu.

– To prawda.

– I ty, i ja przeszliśmy w życiu swoje, Thereso. Żadne z nas nie doświadczyło takiego szczęścia, jakie jest udziałem Tiril i Móriego.

– A które teraz źli ludzie chcą unicestwić. Dlaczego, Erlingu? Dlaczego?

Światło rzucało delikatny blask na uczernione sadzą garnki i pięknie rzeźbione szafy, odbijało się ciepłymi refleksami w wypolerowanej miedzi, a kuchenne kąty tonęły w mroku.

Erling przyglądał się księżnej. W jej ciemnych włosach pojawiły się już dawno srebrne nitki, nadal jednak wyglądała bardzo młodo. Zresztą wcale też nie była jeszcze stara.

– Twoje małżeństwo z Catherine… – rzekła niepewnie. – Kiedyś musiałeś chyba być z nią szczęśliwy?

– Owszem, w pierwszych miesiącach tak. Ale to było jakieś gorączkowe i bolesne szczęście, ponieważ nigdy nie wiedziałem, czy mogę na niej polegać i jej ufać. Nie była w stanie spojrzeć na mężczyznę, by nie zaczynać podboju. Nigdy nie miałem pewności, jak daleko się w tym posuwa, trzeba było roku, zanim stało się to dla mnie jasne. Dowiedziałem się wtedy, że nader często przekracza wszelkie granice.

Grymas bólu przemknął po twarzy Theresy.

– Czy myślisz, że ja tego nie znam? Ja nie kochałam mego męża, a mimo wszystko sprawiało mi to ból.

– To upokarza i uwłacza człowiekowi – powiedział kiwając głową. – Czujemy się wtedy podeptani. Jakby nasze uczucia nie miały żadnej wartości i można je było odrzucić, zlekceważyć. Zresztą wtedy, kiedy odkryłem, że Catherine zdradzała mnie przez cały czas, moje uczucia dla niej już zdążyły wygasnąć.

Theresa nic na to nie powiedziała. On wiedział bardzo dobrze, że żadnych cieplejszych uczuć do księcia Adolfa nigdy nie żywiła. I jeszcze teraz doznawała wy – rzutów sumienia z tego powodu. Adolfowi też nie musiało być lekko, chociaż nigdy mu nie powiedziała, jak źle się czuje w tym małżeństwie. Jedyne, co mu okazywała, to obojętność.

Ukradkiem znowu popatrzyła na Erlinga.

Właściwie to powinna go była zapytać, jak długo zamierza zostać w Theresenhof. Pewnie musi niebawem wracać do Bergen, do swojej firmy, jest przecież poważnym przedsiębiorcą.

Nie miała jednak odwagi. Nie zniosłaby teraz jeszcze jednego rozczarowania. Pragnęła, żeby został tu długo, jak najdłużej…

Ale też dręczyło ją inne pytanie, już dawno chciała mu je zadać. Teraz się w końcu odważyła.

– Erlingu… Czy mogę zapytać o twój wiek?

Odpowiedział natychmiast.

– Ale… – Theresa zrobiła wielkie oczy. – W takim razie byłbyś ode mnie młodszy zaledwie o rok. Tak, tak, bo widzisz, ja miałam siedemnaście lat, kiedy urodziłam Tiril.

– Jak to miło, że jesteśmy równolatkami. – Erling z uśmiechem ujął jej dłoń spoczywającą na stole. – My, staruszkowie! Dowiedziałem się też, ile lat ma Móri, bo nam się zawsze wydawało, że jest mniej więcej w tym samym wieku co Tiril. A tymczasem nieprawda, on jest dwanaście lat od niej starszy.

Theresa spoglądała w okno.

– Móri wydaje się jakby bez wieku – rzekła w zamyśleniu. – Jakby czas nie miał dla niego znaczenia. Niekiedy sprawia wrażenie młodzieńca, a innym razem znowu jakby miał tysiąc lat.

Żadne z nich nie mówiło o Mórim jako o umarłym. Nie dopuszczali do siebie takiej myśli, dla nich on nadal żył.

Theresa nie cofała swojej dłoni. Dobrze jej było tak czuć na niej delikatnie, lecz stanowczo obejmującą ją rękę Erlinga.

Siedzieli w milczeniu, a błyskawice dalekiej burzy wciąż przecinały niebo. Nigdy jednak nie słyszeli grzmotów.

– To najdłuższa noc w moim życiu – szepnęła w pewnej chwili Theresa.

– W moim także – westchnął Erling. – Ale mimo wszystko… niezależnie od rozpaczy i niepokoju, chyba nigdy też nie przeżyłem piękniejszej nocy.

– Ani ja – zgodziła się Theresa cicho. – Chociaż nie roztrząsamy poważnych problemów i mówimy tylko o aktualnych sprawach, o naszym niepokoju, to czuję, że nawiązała się między nami bardzo piękna przyjaźń, Erlingu.

– Ja odczuwam dokładnie to samo.

Theresa uśmiechnęła się.

– Wiesz, tak niewielu ludzi mówi mi po imieniu. Nawet mój drogi zięć nigdy tego nie robi. Ale bardzo chcę, żebyś właśnie ty tak się do mnie zwracał.

– Dziękuję, Thereso – powiedział wzruszony.

Księżna znowu się uśmiechnęła zakłopotana.

– Aż dziwne, że znalazłam sobie takiego dobrego przyjaciela, i to jeszcze mężczyznę w moim wieku!

– Ty bywałaś w życiu bardzo samotna, prawda?

– O, tak! Bardziej niż możesz przypuszczać. Prawdę powiedziawszy to zaczęłam żyć dopiero, kiedy pojawili się przy mnie Tiril i Móri. – Spoważniała. – A dzisiejszej nocy potrzebuję twojej obecności bardziej niż kiedykolwiek.

– Oczywiście, Thereso! Ofiarowałaś mi przyjaźń i powinnaś wiedzieć, że ja ze swej strony pozostanę twoim przyjacielem do końca życia. Zawsze możesz na mnie liczyć i polegać na mnie. Gdybyś kiedykolwiek znowu miała jakieś kłopoty albo czuła się samotna i pozbawiona przyjaciół, natychmiast nawiąż ze mną kontakt! Zjawię się niezwłocznie.

– Wiesz, jak miło słyszeć takie słowa? I ty także pamiętaj, że zawsze możesz na mnie polegać. Jeśli będziesz miał jakiekolwiek zmartwienia, wezwij mnie, będę przy tobie.

– Dziękuję.

Milczeli długo. Theresa nigdy nie miała zapomnieć tej chwili. To była najtrudniejsza doba jej życia, a siedzi oto w towarzystwie Erlinga w ciepłej kuchni, z ręką w jego dłoni.

Spojrzała na niego i poczuła, że serce ze szczęścia omal jej się nie wyrwie z piersi, choć przecież pogrążona była w najczarniejszej rozpaczy. Theresa zapamiętała Erlinga takim, jakim go widziała po raz pierwszy wiele lat temu w Norwegii. Była urzeczona jego powierzchownością i manierami, myślała wtedy, że byłby to najbardziej odpowiedni mąż dla jej nieszczęśliwej córki.

Szybko jednak uświadomiła sobie, że tak nie jest. Tiril wybrała Móriego, Erling natomiast elegancką, lecz pozbawioną charakteru Catherine. Catherine żyła chwilą i bardzo łatwo nawiązywała przyjaźnie, szczególnie z mężczyznami. Theresa wtedy była rozczarowana ze względu na Tiril. Teraz nie miała wątpliwości, że córka wybrała właściwie.

Erling się zmienił. Z pewnością stał się bardziej dojrzały. Świadomość, że są równolatkami, wprawiła ją w zakłopotanie. Zdawała sobie sprawę z tego, że Erling pije za dużo, choć tego wieczora przecież nie pili. Sam jednak jej się zwierzył, że to okropna sytuacja z Catherine sprawiła, iż szukał pocieszenia w winie. I sam też powiedział, że teraz już żadne wino nie jest mu potrzebne. Rzeczywiście, w ostatnich dniach bardzo zmniejszył ilości wypijanego trunku.

To bardzo Theresę uspokajało.

Za czyściutko wymytymi oknami Theresenhof wciąż jeszcze trwała noc. Księżna spoglądała w ciemność i czuła w sercu dojmujący ból. Postanowili, że nie będą o tym rozmawiać, ale ilekroć pomyślała o swoich bliskich, którzy są gdzieś teraz w tych ciemnościach, do oczu napływały jej łzy.

– Moje małe wnuki – szeptała. – Niech wszystkie moce niebieskie chronią je dzisiejszej nocy!

– Powinienem być z Dolgiem – powtórzył znowu Erling. – Ale, Thereso, my oboje jesteśmy tylko zwyczajnymi śmiertelnikami. W niczym nie przypominamy Móriego i Dolga. I czujemy się tacy bezsilni.

– Jestem ci wdzięczna, że należysz do zwyczajnych śmiertelników i nie masz żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Cieszę się, że jesteśmy razem dzisiejszej nocy, ty i ja. Cieszę się, że tak po ziemsku martwimy się, czy dzieci teraz nie marzną i nie są głodne albo przestraszone.

Erling uścisnął jej rękę. Długo wsłuchiwali się w nocną ciszę, a ich myśli krążyły wokół tych, na których czekali.

Gdzie jest Tiril? I Móri, i Dolg? Co robią Villemann i Taran, a także Nero?

Przede wszystkim jednak martwili się o zbyt jeszcze młodego, samotnego Dolga.

Загрузка...