Rozdział 13

W blasku wczesnego poranka piąty wielki mistrz stał pomiędzy małym Dolgiem a rozległymi bagnami. Wiodła przez nie powrotna droga chłopca do domu, którą powinien był pokonać jak najszybciej. Czas naglił. Wkrótce nie będzie można uratować jego ojca, może nawet już teraz jest za późno. Dolg w żadnym razie nie miał czasu na kolejną walkę.

Ale sytuacja wyglądała poważnie.

Zauważył, że światełka elfów na bagnach są bardzo zaniepokojone. Czekały, być może przez setki, a nawet tysiące lat, na uwolnienie z tej ponurej „egzystencji” w postaci błędnych ogników. Teraz ratunek był już tak blisko i oto pojawia się przeszkoda.

Zły wielki mistrz wznosił się nad chłopcem niczym góra. Był pochylony, miał świdrujące, ciemne oczy, tyle w każdym razie Dolg dostrzegał.

Chłopiec był śmiertelnie przerażony. Ten mistrz stanowił dużo większe zagrożenie niż tamci czterej razem wzięci. Co to powiedziała strażniczka szafiru?

Próbował przypomnieć sobie słowa, lecz jego mózg był pusty. Znajdowało się w nim jedynie miejsce na przerażenie.

Ale jedno wiedział mimo wszystko: nie wolno mu użyć wielkiego szafiru. To najgorsze, co mógłby uczynić.

Kamień bowiem działał pozytywnie, jeśli nawet sprawiał, że jakieś istoty znikały, to działo się tak dlatego, że one chciały zniknąć.

A wielki mistrz, którego miał przed sobą, nie żywił tego rodzaju pragnień, na to Dolg mógłby przysiąc. Do czego ta ponura zjawa miała zamiar wykorzystać magiczny kamień, nie wiadomo, ale Dolg zdawał sobie sprawę, że do niczego dobrego, ani dla świata, ani dla samego kamienia. Wyłącznie dla wielkiego mistrza.

W głowie zaczynało mu się rozjaśniać. Powróciły słowa strażniczki: „Jeszcześmy się go do końca nie pozbyli. W nim nagromadziło się niewiarygodnie dużo zła. Jeśli chcesz się z nim…”

Dolg cofał się, starając się odejść jak najdalej od mary.

I nagle przypomniało mu się! „Jeśli chcesz się z nim rozprawić ostatecznie, musisz przycisnąć go do muru jego własnymi grzechami”.

Tak powiedziała strażniczka!

Ale na co mu się to zda? Dolg i tak nie orientował się, kim był ten wielki mistrz. To, czego się wcześniej dowiedział, nie wystarczało.

– Cieniu! – zawołał. – Zejdź tu do mnie! Potrzebuję twojej pomocy! Szybko!

Sam słyszał W swoim głosie panikę.

– Jestem przy tobie – rozległo się tuż za nim. – Ale bardzo mi przykro, nad nim nie mam władzy.

Dolg powtórzył szeptem wszystko, co mówiła strażniczka, i zapytał Cienia, czy wie coś o tym człowieku.

– Mógłbym odszukać historię jego życia w księdze wieku świata – odparł Cień. – Ale to ty będziesz musiał sobie dalej z nim radzić. Ja tylko przekażę twoim myślom informacje o nim. A ty powtórzysz głośno wszystko, czego się dowiemy z księgi!

Wielki mistrz wyciągnął rękę, by porwać tornister Dolga, ale chłopiec uskoczył w bok. Po chwili informacje zaczęły dosłownie bombardować jego myśli, w końcu musiał poprosić Cienia, by nieco zwolnił, bo nie był w stanie przyjmować wszystkiego do wiadomości.

Jakim wspaniałym odkryciem dla historyków musiałaby być ta „księga wieku świata”, przemknęło mu przez głowę. Ale, oczywiście, żadna taka księga nie istniała, po prostu Cień chciał wyrazić się obrazowo.

– Wy pochodzicie z niższego stanu szlachty hiszpańskiej – powiedział Dolg wysokim dziecięcym głosem. – Już w dzieciństwie nienawidziliście wszystkich, o których sądziliście, że robią wam krzywdę. Nienawidziliście Żydów, bo, waszym zdaniem, zajmowali oni najlepsze stanowiska, jakie przysługiwały szlachcicom niższego stanu. Wy sami jesteście wnukiem Żydówki i z tym upokorzeniem nigdy nie zdołaliście się pogodzić. Wasze nazwisko brzmi Tomas de Torquemada. Nie, nie podchodź bliżej! Proszę stać z daleka i posłuchać o swoich przestępstwach wobec ludzkości!

– Ja nie popełniłem żadnych przestępstw – wysyczała postać. – To byli heretycy, niewierni, którzy dokonywali przestępstw przeciwko Panu. Ja jestem Mu bardzo bliski i Pan był ze mną, kiedy mnie prześladowano. Kiedy prześladowali mnie wszyscy!

Dolg udawał, że nie słyszy. Powtarzał wszystko, co wpływało do jego głowy. I bardzo się wystrzegał, by nie patrzeć ponurej istocie w oczy.

– Byliście jedynym, który mógł dać kontynuację swemu rodowi. Ale wy zrezygnowaliście z tego za prawo „służenia Panu” na wasz straszliwy sposób. Tak więc ród wymarł wraz z waszą śmiercią.

Dolg mówił szybko, bardzo szybko, tak żeby okropna postać nie zdołała wtrącić ani słowa. Uważał ponadto, że te pierwsze informacje są mało interesujące, i nie pojmował, w jaki sposób mogłyby zranić duszę wielkiego mistrza.

– Mając piętnaście lat zostaliście dominikańskim zakonnikiem w klasztorze świętego Tomasza w Segowii, a w wieku lat trzydziestu dwóch zostaliście jego przeorem. W tym czasie w Hiszpanii zapanowała inkwizycja. Królowa Izabella długo się jej przeciwstawiała, ponieważ ona i jej małżonek, król Ferdynand, czerpali znaczne dochody od miejscowych Żydów. W końcu jednak para królewska zażądała, by inkwizycja znalazła się pod jej bezpośrednią kontrolą, zamierzała bowiem czerpać wielkie zyski, przejmując złoto i majątki skazanych Żydów. Papież się na to nie zgadzał, bo w takim razie on tracił poważne dochody, lecz Ferdynand i Izabella trwali przy swoim i wyznaczyli was jako wielkiego inkwizytora dla całej Hiszpanii. Działo się to w roku tysiąc czterysta osiemdziesiątym drugim…

Jeszcze raz chłopiec musiał uskoczyć w bok przed atakami wielkiego mistrza. Tym razem udało mu się zbliżyć do granicy bagna.

– Żyliście bardzo ascetycznie i skromnie po to, by inni czynili podobnie. Byliście spowiednikiem Izabelli i dzięki temu wasz wpływ na sprawy Kościoła w Hiszpanii był wielki. W końcu jednak tkwiące w was zło wyszło na jaw, zaczęły się fanatyczne prześladowania Żydów, Maurów oraz innych niechrześcijan, a także tych wszystkich, którzy chcieli zerwać z Kościołem katolickim, czyli heretyków.

W tym właśnie momencie Dolg spojrzał na upiora i mógł sam stwierdzić, jak niebezpieczna to postać. Czuł, że bez najmniejszego oporu podporządkowałby się władzy tego despotycznego człowieka, a to by oznaczało koniec wszelkich rozmów i z pewnością musiałby oddać mu szafir.

Nie wolno do tego dopuścić.

Mówił więc dalej. W większości były to mało interesujące informacje, ale nie mógł zacząć się zastanawiać, które wybrać, a które odrzucić. Musiał powtarzać wszystko, co przekazywał mu Cień.

– Przekonaliście Ferdynanda i Izabellę, by wypędzić z kraju wszystkich Żydów. Izabella wahała się, w koń – cii jednak również i tutaj wasza wola została spełniona. Uchodźcy byli bardzo, bardzo biedni, wasza trójka jednak wzbogaciła się niezmiernie, bo przejęliście wszystkie ich majątki. Aby przekonać naród, że wasze postępki są dobre i służą Panu, zorganizowaliście fałszywy proces sądowy. Pamiętacie tych ośmiu znamienitych Żydów, którym zarzuciliście, że uprowadzili hiszpańskiego chłopca, ukryli go w grocie, gdzie jakoby mieli go torturować, a potem zabić? Działo się to w La Guardia. Sprowadziliście wszystkich ośmiu do Segowii, gdzie znajdował się wasz dom, tam byli torturowani, a na koniec spaleni na stosie.

– Milcz, ty bezczelny! Popatrz mi w oczy i oddaj mi nareszcie drogocenny kamień – wymamrotał wielki mistrz, a zarazem wielki inkwizytor, Dolg jednak nadal szczęśliwie unikał jego ataków.

– Czy pamiętacie, jak w każdy dzień świąteczny kazaliście mnichowi wspinać się na kościelną wieżę i patrzeć, z których kominów unosi się dym, bo dzięki temu wiedzieliście, gdzie mieszkają heretycy?

Do tej chwili Torquemada najwidoczniej nie brał chłopca poważnie. Teraz nareszcie Dolg usłyszał lęk w jego głosie, gdy wysyczał:

– Zamilknij nareszcie! Zamilknij!

„Jeśli chcesz się z nim rozprawić ostatecznie, musisz przycisnąć go do muru jego własnymi grzechami i ohydnymi postępkami”, powiedziała strażniczka szafiru. Kiedy Dolg o niej pomyślał, przeniknął go dreszcz wzruszenia i tęsknoty. Ona była podobna do niego. Była jedyną istotą na ziemi, która…

Nie, teraz zapomniał o wszystkich małych błędnych ognikach, którym przywrócił pierwotną postać, a które też były takie jak on. I zwrócił uwagę jeszcze na coś innego. Błędne ogniki na wielkich bagnach niepostrzeżenie zbliżały się. Znajdowały się w pół drogi do stałego gruntu i gromadziły się wokół… wielkiego inkwizytora!

Chyba nikt nie byłby w stanie pomóc strasznemu upiorowi. Co to Cień powiedział Dolgowi jakiś czas temu? „Błędne ogniki na wielkich bagnach czekały długo”.

A może one również były… z rodu Dolga?

Te myśli rozproszyły jego uwagę. Zapomniał, że powinien nieustannie mówić, i nieoczekiwanie poczuł działanie siły woli wielkiego mistrza. Ręka trzymająca tornister zrobiła się słaba i bezwolna, jakby sama chciała oddać szafir.

Ale jednocześnie dotarły też do niego myśli Cienia: „Słuchaj, co mówi historia, Dolg!”

Skupił się znowu i zaczął gorączkowo mówić:

– Wasza pożądliwość rzeczy była nienasycona. Umieszczaliście szpiegów w celach prześladowanych. Wszędzie było wielu waszych zaufanych. Wieści o procesie w La Guardia rozeszły się szybko po całym kraju, wzniecając nienawiść do Żydów. Wasza pycha, nietolerancja i złość były tak wielkie, że papież chciał odebrać wam władzę. Kiedy się to nie udało, papież przysłał z Rzymu czterech asystentów, aby wraz z wami wykonywali wasze zadania i mieli oko na to, co się dzieje. Dwóch z nich odmówiło współpracy z wami. Dwaj inni byli równie źli jak wy. A teraz zostanie opowiedziane, jakimi metodami się posługiwaliście, panie wielki inkwizytorze…

Mara wydała z siebie okropny, głuchy krzyk i rzuciła się na Dolga. Znalazła się tak blisko, że chłopiec poczuł mdły odór zgnilizny. Pospiesznie odskoczył i zapytał Cienia, dlaczego ten upiór tak się boi słuchać o swoich przestępstwach.

Zaraz potem usłyszał głos Cienia.

– To dlatego, że szafir służy dobremu. Jest to święty kamień, kamień książąt Kościoła. Wspiera miłość, wiarę i przyjaźń, pomaga współczuciu, lecz przeciwdziała wszelkiemu złu. Dlatego Tomas de Torquemada nie chce, by jego straszne postępki wyszły na jaw. Bo wtedy kamień nigdy nie będzie należał do niego.

– Jedyne, co z tego można odnieść do Torquemady, to tylko to, że był księciem Kościoła, prawda?

– Tak, ale ten tytuł nie zawsze oznacza dobro. A teraz słuchaj!

Dolg przyjmował wiadomości przekazywane przez Cienia i powtarzał je głośno:

– Co najmniej dwa tysiące heretyków zostało przez was skazanych na śmierć, tortury i spalenie żywcem. Jeszcze więcej otrzymało równie straszne kary. Zachowali co prawda życie, ale byli dręczeni ponad wszelkie wy – obrażenie. Czy chcecie teraz posłuchać, jakie to metody były stosowane z waszego rozkazu?

Chłopiec znowu odskoczył, by uniknąć kolejnego ataku. Wyglądało na to, że wielki mistrz w swojej obecnej postaci nie jest specjalnie szybki w działaniu. Nietrudno było mu umknąć.

– Kiedy uznaliście, że więzień jest winien herezji, był on rozbierany i przywiązywany do stołu tortur. Ponownie wymuszano na nim przyznanie się do winy, w imię miłosierdzia Pańskiego, bo nikt nie chce patrzeć, jak cierpi, twierdzili wasi pomocnicy, którzy byli takimi samy mi nędznikami, jak wy. (Te ostatnie słowa wywołały kolejny ryk Torquemady). Jeśli nieszczęśnik w dalszym ciągu odmawiał przyznania się do winy, to na przykład wieszano go za związane na plecach ręce. Żeby bolało go jeszcze bardziej, od czasu do czasu potrząsano liną, na której wisiał. Kiedy indziej przywiązywano ofiarę do drabiny, głową w dół. Wpychano jej w usta szmatę, którą polewano wodą, Kiedy ciecz spływała do gardła i wciskała szmatę do przełyku, nieszczęśnik dostawał potwornych torsji i, bliski uduszenia, szamotał się rozpaczliwie, w wyniku czego mocno naciągnięte liny wrzynały się w ciało i… Nie, Cieniu, ja nie chcę już więcej słuchać o potwornościach tego tchórzliwego szczura.

Dolg szlochał. Był chory od tych wszystkich okropnych wizji, które Cień wywoływał w jego myślach.

– A najgorsze było to, że ten nędznik mówił ludziom, którzy nie akceptowali jego metod, że nie ma nic ważniejszego, jak służyć Panu.

– To prawda – wysyczał ochrypły głos wielkiego inkwizytora. – Wszystko to robiłem na chwalę Pana i w dniu sądu zostanę wezwany i posadzony po Jego prawicy!

– Wątpię – prychnął Dolg. – Ale kara spotkała was już za życia. Odwołano was z najwyższego stanowiska, pozbawiono również innych godności państwowych oraz tytułu biskupa. Zachowaliście jedynie tytuł wielkiego inkwizytora. Dali wam pięćdziesięciu konnych rycerzy i setkę piechurów, by odprowadzili was z powrotem do klasztoru świętego Tomasza w Segowii. Bo teraz wasza wrodzona podejrzliwość ujawniła się z największą siłą. Baliście się nieustannie, że was otrują. Wy, ważny człowiek Kościoła, żyliście w przesądach i zabobonie. Nigdy nie usiedliście do posiłku nie mając w ręce, dla ochrony przed trucizną, rogu jednorożca lub języka skropiona. Zmarliście w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat, więc musieliście przeżyć wiele lat w strachu i przerażeniu. W pełni na to zasłużyłeś, ty mały, podły gadzie!

Dolg był tak wstrząśnięty, że ostatnie słowa wykrzyczał, dławiony szlochem.

Doszedł do niego przeciągły, daleki ryk. Kiedy przetarł oczy, zobaczył, że z upiorem, który niegdyś był wielkim mistrzem, dzieje się coś bardzo złego. W momencie gdy wstrząśnięty do głębi chłopiec był niemal bezbronny, tamten próbował go zaatakować, ale wtedy rzuciły się nań błędne ogniki. Wokół mary zaroiło się od małych, niebieskich płomyków. Pełzły w stronę głowy, aż go dosłownie oblepiły. Wszystko to działo się niebezpiecznie blisko krawędzi bagna i Dolg zrozumiał, że oskarżenia osłabiły starego despotę tak, iż nie był już w stanie stawiać oporu.

Światełka elfów powlokły go na bagno i utopiły; jedyne, co Dolg zobaczył, to szara, przezroczysta ręka, wystająca ponad powierzchnię błota. Tylko tyle zostało z upiora, który kiedyś był wielkim inkwizytorem. Ręka nie zdążyła się pogrążyć w błocie, bo szybciej rozwiała się w nicość.

Dolg osunął się bez sił na trawę. Skulony szlochał rozpaczliwie jak małe dziecko, którym przecież mimo wszystko był.

– Mój chłopcze – usłyszał głos Cienia. – Ranek mija, a wielu wciąż czeka na zbawienie.

Dolg wyczyścił nos, otarł oczy i podniósł się niepewnie.

– Zapomniałem o najważniejszym – powiedział z drżeniem.

– Nie sądzę. Co masz na myśli?

– Zapomniałem tego przeklętego diabła zapytać o Zakon Świętego Słońca. On był przecież jego wielkim mistrzem.

– Nie przypuszczam, by się na tym stanowisku jakoś wyróżniał. Miał pod dostatkiem zajęcia z zagarnianiem cudzych majątków i złota oraz chronieniem swojej nędznej osoby, by nikt mu nie zrobił krzywdy.

– Tak, ale może mógłby mi odpowiedzieć, dlaczego wszyscy tak pragną zdobyć wiadomości o Słońcu. Czego w gruncie rzeczy poszukują?

Cień milczał.

Dolg nie ustępował.

– A czy ty nie mógłbyś znaleźć w księdze świata, czy jak się tam ona nazywa? Księga wieku świata, prawda? Czy nie mógłbyś znaleźć czegoś więcej na temat ich tajemniczego zakonu rycerskiego?

– Nie, nie mógłbym. Wszystko, co dotyczy tego Zakonu, jest zamknięte na siedem magicznych pieczęci. Nikt nie może posiąść tej wiedzy.

Dolg w milczeniu pociągał nosem. Gdyby był nieco bardziej uważny, dotarłyby do niego z pewnością i chęć uniknięcia tego tematu, i udana obojętność w głosie Cienia.

Zastanowiłby się też może nad faktem, że przecież i Cień nosi na piersiach znak Słońca. A jako ktoś pochodzący z najdawniejszych czasów, powinien na temat Zakonu Świętego Słońca wiedzieć więcej niż wszyscy nowi wielcy mistrzowie razem wzięci.

Загрузка...