Rozdział 6

Dolg i Cień znowu ruszyli w drogę. Noc była ciemna, księżyc krył się za chmurami, a nad horyzontem unosiła się mgła. Jedynie słaba nocna poświata pozwalała im widzieć drogę przez wzniesienia, które były wyższe, niż Dolg przedtem sądził.

Nic jednak dziwnego, że nie uświadomił sobie tego wcześniej. Szli przez teren pofałdowany i trudno było określić wysokość poszczególnych wzniesień, zwłaszcza przy tej mglistej pogodzie.

– Czy my się nie spóźnimy? – zapytał zdjęty nagłym niepokojem. – Tatuś może czekać tak długo?

– Nie wolno ci tak myśleć – odparł Cień tym swoim dziwnie dalekim głosem. – W ten sposób blokujesz pozytywne myśli, przestajesz wierzyć, że nam się uda. A ponadto problem nie polega na tym, czy twój tata może tak długo czekać, ale na tym, czy duchy zdołają go tak długo powstrzymać przed ostatecznym odejściem do krainy zimnych cieni.

– Dla mnie jest to różnica prawie niedostrzegalna – rzekł Dolg. – Ale… Zamierzałeś mi coś wytłumaczyć jakiś czas temu, tylko przerwały ci jęki na bagnach.

– Tak, wiem. Nie ma teraz czasu, żeby się zagłębiać w tamte sprawy, ale o jednym mogę cię zapewnić, Dolg ja też nigdy się nie zbliżyłem do twojej matki.

– Dziękuję – szepnął Dolg. – Wiesz, mama zawsze była dla mnie jak święta.

– Wiem. I zresztą to wcale nie jest dalekie od prawdy. Ale zdaje mi się, że większość dzieci tak myśli o swoich matkach.

– Też tak uważam. Chociaż nasza mama to żyje jakby wyłącznie dla taty. Dla nas, dzieci, oczywiście też, i dla babci, i Nera, i dla dworu. Ale najbardziej to dla taty. Ja bardzo lubię na nich patrzeć, kiedy są razem. Oni się nawzajem uwielbiają wciąż tak samo jak w czasach, kiedy byłem mały. Zawsze odnoszą się do siebie z wielkim szacunkiem, z oddaniem i… jak to babcia kiedyś powiedziała: z lojalnością. I każde ma swoje prawa. A poza tym śmieją się zawsze z tych samych rzeczy, lubią ze sobą żartować, czasami bawią się słowami, odmieniają je na wszystkie sposoby, przemieniają zwyczajne powiedzenia, aż kompletnie tracą sens i brzmią całkiem inaczej.

– Tak, om są ze sobą bardzo szczęśliwi, wielokrotnie to zauważałem. I masz rację, to zawsze wielka przyjemność widzieć, jak dwoje ludzi jest do siebie przywiązanych po wielu latach małżeństwa. A ja, rzecz jasna, obserwowałem też i was, dzieci. Rodzice i babcia stworzyli wam piękne i harmonijne życie. I dlatego tak chętnie ci pomagam.

– Dziękuję, Cieniu! Powiedz mi, czy ty współpracujesz z duchami tatusia?

Cień zastanawiał się, zwlekał z odpowiedzią.

– No, w każdym razie nie przeciwdziałam ich poczynaniom. Mamy ten sam cel, choć opieramy się na różnych założeniach. Założenia to warunki, punkt wyjścia.

– Wiem. Ja jestem mądry.

Dolg powiedział to z powagą, bez fałszywej skromności, po prostu stwierdził, że tak jest.

– Jesteś bardzo mądry jak na dwunastolatka – przytaknął Cień. – Uważam, że twoja babka, Theresa, nauczyła cię bardzo dużo. Babcia to wspaniały człowiek.

Teraz z kolei Dolg przez chwilę się wahał.

– Mówisz, że obserwowałeś nas uważnie. Czy zawsze jesteś przy nas?

– Zawsze jestem przy tobie, chociaż przez kilka lat mnie nie widywałeś. Ja czekałem, czekałem na to, co dzieje się teraz. I dlatego trzymałem się w niewidzialnym tle.

Z pewnością zamierzał powiedzieć „niewidzialny w tle”, pomyślał Dolg, ale nie chciał poprawiać przyjaciela.

Mój Boże, czy Cień jest przyjacielem? Chłopiec nie był o tym tak do końca przekonany, ale akurat teraz nie miał nikogo innego, na kim mógłby polegać.

Z tym „akurat teraz” też miał niejakie trudności. Wygląda na to, że aż nazbyt wielu oczekuje, by Dolg wypełnił swoje zadanie, cokolwiek by to było, a potem będą mogli rzucić się na niego. Wszyscy. Cień również.

Dolg pragnął, żeby Nero był przy nim. Ze wszystkich istot na całym świecie najbardziej ufał właśnie swojemu psu. Tak, bo teraz Nero należał do niego, Dolg,przejął” go z błogosławieństwem mamy. Nero kochał wszystkich w Theresenhof, łącznie z wujem Erlingiem, ale najbardziej przywiązany był do Dolga i z nim spędzał najwięcej czasu. Zgadzali się też obaj we wszystkim.

Teraz chłopiec bardzo tęsknił do przyjaciela.

– A więc ty wiedziałeś, że będę musiał tutaj przyjść, kiedy skończę dwanaście lat? – zapytał Cienia.

– Nie, nie! Miałem co prawda nadzieję, że ta wyprawa się odbędzie, ale dopiero kiedy dorośniesz, trwałoby to pewnie jeszcze wiele, wiele lat. I może nigdy by nic z tego nie wyszło. Może moje nadzieje by się nie spełniły. Ale stało się coś, czego nikt nie zakładał, twój ojciec został śmiertelnie zraniony. I wtedy ja uderzyłem.

Dolgowi nie bardzo się podobało to wyrażenie.

– To znaczy, że duchy nie wiedziały o tych bagnach ani o błędnych ognikach, ani o niczym innym?

– Nic nie wiedziały, to właśnie staram się ci wytłumaczyć.

Chłopiec milczał zasępiony.

– To znaczy, że tak jak mówiliśmy przedtem, duchy miały wobec mnie inne plany? Na później?

– Tak jest.

– Czy one są złe z powodu tego, co się stało?

– Wprost przeciwnie! Bo choć same jeszcze o tym nie wiedzą, to zgadza się także z ich planami, z ich zadaniem dla ciebie, tyle tylko że tamto zadanie będziesz musiał wypełnić w innym czasie.

– Nic a nic nie rozumiem.

– I wcale nie musisz. Powodem, dla którego duchy są wdzięczne losowi, że ja się włączyłem do sprawy, jest oczywiście to, że tylko ty i ja możemy pomóc twemu ojcu, czarnoksiężnikowi Móriemu. Tylko my dwaj.

– Tak, rozumiem, chociaż to trochę dziwne. Zawsze słyszałem, że urodziłem się jako czarnoksiężnik. Ale niczego nie umiem, nie mam żadnej wiedzy czarnoksiężnika i tatuś wcale nie chce mnie niczego nauczyć. Jedyne, co mi pokazał, to kilka magicznych run. Teraz też mam przy sobie różne czarodziejskie runy.

– To dobrze – rzekł Cień, ale myślami był gdzie indziej.

– Uff! – jęknął Dolg. – O mało nie wpadłem na drzewo! Czy jesteśmy teraz w lesie?

– Wkrótce znajdziemy się na szczycie wzgórza, a tutaj wszystkie wzniesienia porasta las. Las liściasty.

Kroki Dolga stały się powolniejsze. Wokół było bardzo ciemno. Noc wkroczyła w swoją najciemniejszą fazę, chmury pokryły niebo gęstą powłoką, a las liściasty jeszcze pogłębiał mrok. Nad horyzontem przewalił się grzmot.

– To burza?

– Tak. Idzie w naszą stronę.

Przenikliwe, żałosne jęki stały się teraz głośniejsze. Zdawało się, że pochodzą z głębi lasu. Dolg odwrócił się nieznacznie i spojrzał na północny kraniec bagien, który znajdował się na lewo od nich. Tam również dostrzegał błędne ogniki, chociaż znajdowały się bardzo daleko. Zdawało się, że burza pobudza je do życia, świeciły znacznie jaśniej i były bardziej niebieskie niż poprzednio. To właśnie wtedy Cień powiedział mu, że wzgórze, na którym się znajdują, jest ze wszystkich stron otoczone mokradłami. Dolg nie mógł tego widzieć, ale tam, gdzie las się kończy, zbocze znowu obniża się ku bagnom, tak samo jest po ich prawej stronie, od południa, gdzie bagna podchodzą do samego podnóża góry.

Niezależnie od tego, którędy pójdą, i tak droga do domu wiedzie przez bagna.

Droga do domu? Od czasu do czasu Dolg zastanawiał się, czy jeszcze kiedykolwiek odnajdzie tę drogę. Dom rodzinny zdawał się niewypowiedzianie daleko. W innym świecie.

– Tam właśnie zmierzamy – powiedział Cień krótko i szorstko.

Chłopiec przełknął ślinę.

Nie wiedział, jaki to instynkt nakłonił go, by się obejrzał, ale nagle doznał nieprzyjemnego uczucia, że ktoś wpatruje się w jego kark.

W tym samym momencie pierwsza błyskawica rozdarła niebo i na krótko oświetliła okolicę.

Dolg krzyknął, nie z powodu błyskawicy, lecz dlatego, że zobaczył, którędy podążają czterej śpiący wielcy mistrzowie.

Szli tuż za Cieniem i za nim. Tak blisko, że gdyby mieli płuca, to z pewnością czułby na karku ich oddechy.

Mignęły mu tylko ich długie do ziemi opończe i dwa lub trzy nakrycia głowy – czarne płaskie kapelusze o szerokich rondach, z całkiem innej epoki.

Wyglądali potwornie groźnie, kiedy tak posuwali się za nim. Jakby mieli zamiar wbić w jego szczupłe barki swoje wychudłe szponiaste palce.

Tak, nie ulegało wątpliwości, że ich obecność przeraża chłopca. Wkrótce jednak miał przeżyć kolejny szok. Znacznie gorszy od tamtego.

Znacznie, znacznie gorszy!

Wyglądało na to, że Cień również czerpie nowe siły z wyładowań atmosferycznych. Przede wszystkim stał się dużo wyraźniejszy, wyglądał prawie tak, jakby kontury należały do żywej osoby.

W zimnym świetle błyskawicy Dolg widział… Nie, nie twarz Cienia, na to oczy chłopca znajdowały się zbyt nisko, a poza tym błyskawice przelatywały zbyt szybko, ale zobaczył jakiś dziwny blask na piersi Cienia, jakby światło odbijało się w czymś połyskliwym, co było ukryte pod szeroką czarną opończą.

Znak promienistego Słońca.

Z gardła Dolga wyrwał się krzyk przerażenia i chłopiec rzucił się do ucieczki. Na oślep w czarny las.

Загрузка...