14 Loveless

— Chcesz jeszcze jedno piwo, kochany?

Kobieta za barem miała skomplikowany czarny wzór po bokach podgolonej głowy, aż do miejsca, które Yamazaki uznał za jej linię włosów. Tatuaż składał się z celtyckich runów i zygzakowatych błyskawic. Włosy powyżej były jak futerko jakiegoś nocnego zwierzęcia, żywiącego się wodą utlenioną i wazeliną. Lewe ucho miała poprzebijane, chyba w tuzinie miejsc, jednym kawałkiem cienkiego stalowego drutu. Zazwyczaj Yamazaki uznałby taki styl za interesujacy, lecz teraz był zatopiony w pracy, a przed nim leżał otwarty notebook.

— Nie — odrzekł. — Dziękuję.

— Chyba nie chcesz stąd wypieprzać, co? — spytała uprzejmym tonem. Podniósł wzrok znad notebooka. Czekała.

— Tak?

— Jak chcesz tu siedzieć, musisz coś zamówić.

— Proszę piwo.

— To samo?

— Tak, poproszę.

Otworzyła butelkę meksykańskiego piwa i kawałki lodu osunęły się po szkle, gdy postawiła ją przed nim na barze, po czym podeszła do klienta siedzącego obok. Yamazaki ponownie zajął się notebookiem.

Skinner kilkakrotnie podkreślał, że nie ma tu żadnej organizacji, żadnej wewnętrznej struktury. Tylko szkielet, most, sam w sobie Thomasson. Kiedy przyszła „Little Grande”, nie była „Godzillą”. Rzeczywiście, w tym miejscu i kulturze nie istnieje odpowiednik tego mitu (chociaż może nie jest to prawdą w odniesieniu do Los Angeles). Bomba, na którą tak długo czekano, nie spadła. Jej miejsce zajęły plagi, najpowolniejsze z katastrof. Jednak kiedy „Godzilla” w końcu zaatakowała Tokio, oddaliśmy się niedowierzaniu i głębokiej rozpaczy. Prawdę mówiąc, powitaliśmy ją aż nazbyt chętnie. Czując, nawet kiedy opłakiwaliśmy naszych zmarłych, że znów stanęliśmy przed jedną z najbardziej zdumiewających okazji.

— Naprawdę ładny — powiedział mężczyzna po lewej, kładąc dłoń na notebooku Yamazakiego. — Jest tak ładny, że musi być japoński.

Yamazaki podniósł wzrok, uśmiechając się niepewnie, napotykając kompletnie puste oczy. Żywe, bystre, a jednak dziwnie pozbawione głębi.

— Tak, z Japonii — rzekł Yamazaki. Dłoń powoli, pieszczotliwe, puściła komputer.

— Loveless — powiedział nieznajomy.

— Przepraszam?

— Loveless. To moje nazwisko.

— Yamazaki.

Oczy, bardzo wyblakłe i szeroko osadzone, były ślepiami czegoś czającego się pod nieruchomą taflą wody.

— Taak. Domyślałem się czegoś takiego.

— Tak? Czego?

— Czegoś japońskiego. Kończącego się na zaki lub zuki. Takiego chłamu. — Uśmiech stał się dziwnie drapieżny. — Niech pan pije swoje piwo, panie Yamazuki. — Dłoń obcego zacisnęła się na jego przegubie. — Robi się ciepło, no nie?

Загрузка...