23

Znaleźli swój nunatak, Lilja i Goram, i ukryli się koło czarnej góry na krańcach grenlandzkiego lądolodu.

Tak jak przewidywał Strażnik z bazy, możliwe było schowanie tutaj gondoli. Wokół górskiego szczytu znajdowało się coś w rodzaju wielkiej lodowej fosy i tam można było ukryć pojazd. Goram wprowadził go tak głęboko jak się tylko dało pod lodową pokrywę. Tam też postanowili przeczekać. Co prawda kusiło ich, by wyjść i zbadać dokładniej ów nunatak, wspiąć się może na niego, ale zrezygnowali ze względu na niebezpieczeństwo. Łatwo mogliby zostać odkryci, jeśli jest prawdą, co mówił Strażnik, że baza została zaatakowana z powietrza.

Goram próbował nawiązać łączność z przyjaciółmi z bazy, ale mu się to nie udało.

Bardzo zmartwieni opadli na swoje siedzenia w gondoli. To straszne, jeśli nie można nic zrobić, w niczym pomóc. Rozmowa z Faronem potwierdziła to, co już wiedzieli: Że jacyś nieznani ludzie odkryli bazę na Grenlandii i, jak się okazało, byli wrogo usposobieni.

– Szczerze mówiąc, na Ziemi powinno już być niewielu ludzi, którzy nie zostali poddani naszej kuracji – mówił Goram. – Nasze ekipy latały przecież nad całym globem.

– Pamiętaj, że Móri i jego grupa nie zdążyli spryskać krajów w Ameryce Środkowej, zanim stało się nieszczęście – przypomniała Lilja.

– Owszem, chyba masz rację. Poza tym nie wiemy wszystkiego, mogą być jeszcze terytoria nietknięte. Ale nie ma ich wiele ani nie są chyba zbyt rozległe.

– Myślisz, że dostaniemy za to Pokojową Nagrodę Nobla? – roześmiała się Lilja.

Goram także się roześmiał.

– Powinniśmy. A przynajmniej Madragowie.

– Tak, oni najbardziej zasłużyli na nagrodę.

W tej chwili obok nunataku przeleciał prawie bezszelestnie jakiś samolot.

Popatrzyli na siebie, wstali i wyszli na zewnątrz. Zdążyli zobaczyć jedynie smużkę dymu wysoko na niebie.

– Nie widzieli nas – stwierdził Goram. – Lecieli od strony bazy.

Lilja popatrzyła pytająco.

– To możemy ruszać?

– Nie wiem. Jeszcze trochę poczekamy. Czy musisz być taka czarująca? – dodał.

– Teraz to już sama nie wiem…

– Chodź – powiedział krótko.

Położył jej rękę na ramieniu i wprowadził do gondoli, po czym zamknął drzwi.

– Liljo, ja tego nie zniosę – powiedział zdenerwowany.

Patrzyła na niego smutna i zakłopotana.

– Będę cały czas siedziała z tyłu.

– Nie! – zawołał gwałtownie. – Ty potrzebujesz mojej bliskości, przecież widzę, jesteś blada ze strachu i zmęczenia, potrzebujesz kogoś, z kim mogłabyś rozmawiać, a ja jestem tu z tobą, tylko że istnieją granice wytrzymałości.

Lilja stała bez ruchu. To jest ten duży, małomówny, należący do elity Strażnik. Stoi oto przed nią i wypowiada te słowa z rozpalonym wzrokiem i rozpaczą w głosie. Jej Goram, o którym ona śni od chwili, gdy spotkali się po raz pierwszy i który sprawiał wrażenie całkowicie nieosiągalnego. Chociaż wszystkie znaki mówiły coś całkiem innego, ona jednak nie miała odwagi w nie wierzyć.

Nieświadomie zbliżyła się do niego odrobinkę, uczyniła to z przejęcia, dlatego, że zbierało jej się na płacz, i z długotrwałej tęsknoty właśnie za tym, co nieosiągalne.

Goram to dostrzegł i w następnej sekundzie utonęła w jego ramionach. Były silne i spokojne, obejmowały ją mocno, bardzo mocno, słyszała, że on coś mamrocze, że jego przełożony może się wynosi., gdzie pieprz rośnie, i że cala reguła elitarnych Strażników służy jedynie do dręczenia ludzi i że teraz on ma to wszystko w nosie.

Wiedziała jednak, że Goram cierpi z powodu zła mania ślubów. Chciała protestować, chciała go ostrzec, żeby nie robił nic, czego by później mógł żałować,, ale nie zdążyła powiedzieć ani słowa, nagle bowiem jego spragnione wargi zamknęły jej usta i biedna, stęskniona Lilja zapomniała o wszystkim.

Wydała z siebie tylko zdławiony jęk, nie miało to jednak nic wspólnego z jakimkolwiek ostrzeżeniem.

Teraz zemdleję, myślała oszołomiona. Ale czuła się tak niewypowiedzianie słodko, cudownie, taka była podniecona, pełna oczekiwania, że w końcu zapomniała o wszelkiej ostrożności.

Goram bardzo wolno wypuszczał ją z objęć, potem odsunął ją odrobinę od siebie i przyglądał się jej najszczęśliwszymi oczyma na świecie. Lilja wiedziała, że jej twarz jest odbiciem miłości malującej się na jego twarzy.

– Taka chwila warta jest wszystkiego – westchnął Goram. – Potem mogę już ponieść karę.

– Czy ty musisz tyle mówić? Przecież nie zrobiliśmy nic złego, w ogóle nic nie zrobiliśmy.

– Nie, ale też nic więcej wydarzyć się nie może! Chcę ci jednak powiedzieć, że to było… najlepsze, co kiedykolwiek przeżyłem.

Nie mógł sobie zakazać, musiał pocałować ją jeszcze raz.

Tym razem trwało to dłużej. Niebezpiecznie długo. Nagle Goram uwolnił się z jej objęć i wybiegł na dwór.

Lilja starała się opanować. Bardzo dobrze go rozumiała, sama miała wielką ochotę się ochłodzić.

Potykając się, wyszła na polarne powietrze. Goram był daleko, widziała go między brązowoczarnymi kamieniami u podnóża nunataku. Wyglądał na bardzo wzburzonego, chodził tam i z powrotem, jakby nie wiedział, co robi.

Lilja czuła się urażona. Wierzyła, że Goram zerwał z tą głupią obietnicą, ale ktoś taki obowiązkowy, dotrzymujący danego słowa jak on, widocznie nie był w stanie tak postąpić. To głupie, głupie, głupie!

Zaciśniętą pięścią tłukła w bok gondoli, jakby chciała przypieczętować swoje słowa.

Nagle zamarła. Goram zniknął jej z oczu, ale było coś… w powietrzu? Czy w pobliżu niej?

Słońce świeciło jej w oczy, więc nic nie widziała, miała wrażenie, że coś tu jest, albo ktoś…

Kiedy coś dotknęło jej policzka, Lilja podskoczyła, ale nie ze strachu. Poczuła jakby łagodny powiew wiatru, choć przecież tutaj, pod tym lodowym dachem, było zacisznie.

Nie, to nie wiatr, dotknęła jej czyjaś przyjazna dłoń. I równocześnie jakby w głębi własnej głowy usłyszała głos, którego nie mogła pomylić z innym.

– Goram! – zawołała przejęta.

Ukazał się pośród kamieni.

– Wiem, co się stało – wołał w odpowiedzi, a echo śpiewało odbite od nunataku. – Dolg tutaj jest, widziałem go.

Widział go? Entuzjazm Lilji osłabł nieco, opuściła ręce. Ona tylko słyszała. I…

– A ja czułam! – zawołała, odzyskując dobre samopoczucie. – Dotknął ręką mojego policzka.

Goram wrócił, jego oczy mieniły się z radości.

– On mi coś powiedział.

– Mnie także.

Patrzyli na siebie uszczęśliwieni i uśmiechali się niepewnie. Każde czekało na to, co powie drugie.

Lilja najpierw miała ważne pytanie:

– Czy to naprawdę był Dolg? To znaczy, czy to był prawdziwy Dolg?

– I tak, i nie. Nie potrafię ci tego wytłumaczyć. Bo sam nie rozumiem.

– Ani ja. Czy tobie powiedział to samo, co mnie?

– Tak myślę. Coś przyjemnego?

– Bardzo przyjemnego – uśmiechnęła się Lilja. – Że my powinniśmy…

– Wiem. Powinniśmy spełnić nasze pragnienia. Nie musimy dłużej tęsknić, bo to znaczy tyle samo, co zmarnować życie. Tak mi Dolg powiedział.

Lilja przytaknęła.

– Mnie powiedział coś podobnego. Że nie robimy nikomu krzywdy. Tylko sobie zrobimy krzywdę, jeśli pozwolimy, żeby inni decydowali o naszej miłości.

Goram wciąż się wahał. Rozumiała to, wiedziała, że znalazł się w pułapce, między uczciwością wobec zakonu, obowiązkiem dotrzymania danego słowa, a tym, co Dolg mówi o spełnieniu pragnień, zaspokojeniu tęsknot.

W żaden sposób nie chciała na niego wywierać nacisku. Sam musi podjąć decyzję.

Stała, drżąc. Czekała.

W końcu jego twarz rozjaśniła się w serdecznym uśmiechu.

– Dolg jest mądry – powiedział cicho. – Uważam, że powinniśmy go posłuchać.

Lilja odetchnęła z wielką ulgą. Zaraz jednak spłoszyła się.

– Czy myślisz, że wciąż tu jest?

– Dolg? Nie, to bardzo taktowny człowiek.

– Oczywiście, przecież wiem.

– Poza tym powiedział mi, że wybiera się na poszukiwanie swego ojca i jego towarzyszy.

– Tak, to mu bardzo leżało na sercu. – Umilkła. – Uff, dlaczego ja powiedziałam „leżało”? Miałam na myśli „leży”.

– No jasne – rzekł Goram pospiesznie.

Spoglądali na siebie niepewnie. To, że duchy przychodzą i odchodzą, jakby rozpływały się w powietrzu, nie robiło na nich wrażenia. Ale Dolg? Był przecież żywym człowiekiem.

Przypomnieli sobie jego poważne pożegnanie.

Goram otrząsnął się z przygnębienia i przytulił Lilję. Sięgała mu akurat do brody, pod warunkiem zresztą, że wspięła się na palce. Z trudem obejmowała jego potężną klatkę piersiową. Czuła ciepło jego ciała przez ubranie.

Goram dotykał wargami włosów dziewczyny, potem wziął ją na ręce i zaniósł do gondoli.

Nie widziała jego twarzy, nie widziała malującego się na niej zwątpienia. Łamał przecież teraz świętą obietnicę. Nie mógł jednak dłużej walczyć ze swoją najgłębszą tęsknotą.

Загрузка...