14

W końcu to Dolg trafił na lukę w kronikach Ludzi Lodu.

Wszyscy troje skulili się za kamiennym blokiem, nie chcieli ryzykować, że zostaną odkryci. Strasznie ciągnęło między głazami, chociaż na zewnątrz wiatr właściwie ustał.

Goram śmiertelnie się bał ze względu na Lilję. Ona bowiem najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, w obliczu jakiego potwornego niebezpieczeństwa się znaleźli ani że znajduje się ono dosłownie w zasięgu wzroku. Te dwa monstra, które udało im się unieszkodliwić, to nic w porównaniu z ową bosko piękną postacią na wzniesieniu.

Goram znowu wyjrzał na dwór.

– Poszedł sobie – szepnął. – Właśnie widziałem, jak zniknął w lesie.

Lilja odetchnęła z ulgą, nie byłaby w stanie znieść więcej wstrząsów.

W jakiś czas potem odebrali przygnębiającą wiadomość: Nie otrzymają żadnej pomocy. Gdy tylko będzie taka możliwość, zostanie wysłana do nich do Taran – gai, czyli na Jugorskij Połuostrow, jak to nazywają Rosjanie, grupa duchów.

Dolg łamał sobie głowę nad problemem, kim jest ów demon, którego widzieli, oraz w którym miejscu kronik Ludzi Lodu popełniono pomyłkę?

– Czy możemy wracać? – zapytał Goram. – Chyba trzeba nareszcie przetransportować więźniów do gondoli.

– Najpierw powinni by się raczej wykąpać – bąknął Dolg, który, wciąż zajęty swoimi myślami, wlókł się za Lilją przez długi korytarz. Nie odważyli się wyjść z drugiej strony. – Zresztą, jak chcesz ich wszystkich pomieścić w gondoli?

– No właśnie, jak?

– Szczerze powiedziawszy, to im jest najlepiej w tej niewidzialnej klatce. Mają tam ciepło, są bezpieczni.

Potem znowu zapomniał o bożym świecie i pogrążył się w rozpatrywaniu kronik Ludzi Lodu. Najpierw połączył się z Gabrielem, który je spisał, następnie z Natanielem.

Obaj byli równie zaskoczeni jak on sam.

W „szklanej klatce” toczyła się ożywiona rozmowa między najzdrowszymi z niedawnych więźniów a Kinigutem. Łatwo nawiązali kontakt i mieli sobie nawzajem dużo do powiedzenia.

– Ja myślę, że oni będą bezpieczni wszędzie – powiedział Kinigut o swoich nowych znajomych. – Ten metalicznie połyskujący książę otchłani nie przejmował się nimi przedtem, to dlaczego miałby to robić teraz? Mną zresztą też nie zaprzątał sobie głowy.

– Ile osób gondola jest w stanie unieść? – zapytała Lilja.

Dolg znajdował się we własnym świecie, więc odpowiedział jej Goram:

– To nie stanowi problemu, gondola uniesie tylu, ilu się zmieści na pokładzie. Uważam jednak, że powinniśmy ich przetransportować w dwóch turach, co ty na to? Najpierw najsłabszych.

– I co, odwieziemy ich do wioski, do tej pary staruszków z psem? Oni pewnie stamtąd pochodzą, a jest tam teraz czysto i bardzo ładnie.

Spoglądali pytająco na Dolga, który zdawał się przenikać wzrokiem na wskroś taran – gaiskie lasy, chciał cofnąć się w czasie i poznać dawno minioną przeszłość.

– Taaaak – rzekł w końcu przeciągle. – Tak! Tam mamy problem i tam znajduje się rozwiązanie!

– Gdzie? U starego Samojeda?

– Nie.

Nagle ożywiony odwrócił się ku nim.

– Posłuchajcie no, to przecież jasne jak słońce! Saga Ludzi Lodu opowiada o nocy, kiedy urodziła się Shira. Nie pamiętam słowo w słowo, ale brzmi to mniej więcej tak:

„Tamtej nocy wydarzyło się wiele niezwykłych rzeczy. Już wcześniej, w ciągu dnia, wielu rybaków z Taran – gai, którzy wyszli w morze, zauważyło coś osobliwego. Na wprost nich, skąpana w słonecznym blasku, wznosiła się Góra Czterech Wiatrów. Wydawało im się, że woda wokół wyspy dziwnie faluje, jakby dno morskie drgało, a kręgi na wodzie rozchodzą się coraz dalej i dalej w morze. Ale oślepiało ich słońce, więc mogło im się tylko wydawać.

Kiedy pogłoski o tym zjawisku dotarły później do Irovara, przypomniał sobie, co kiedyś powiedziała Tun – sij. Właśnie o Górze Czterech Wiatrów. Jak to pewnego razu u zarania dziejów – nie była w stanie bliżej tego określić – wydarzyło się coś podobnego. Wtedy Taran – gaiczycy także słyszeli odgłosy dochodzące z morza. Trudno było powiedzieć, co to za odgłosy, co przypominają, ale wielu twierdziło potem, że brzmiało to jak dochodzące z daleka bicie w bęben. Uderzenia powtarzały się w różnych odstępach czasu; na przykład co pięć minut, a potem mogły minąć i dwie godziny między jednym a drugim. Naliczono jedenaście takich uderzeń tamtej okropnej nocy, kiedy nikt nie mógł zmrużyć oka. Ostatnie uderzenie to był już potężny huk, po którym wyspa ponownie zadrżała, a potem usłyszeli krzyk jakiejś istoty w najwyższej potrzebie; krzyk ten niósł się ponad wodą, spływał na ziemię i zapadał się w nią pod stopami ludzi jak jęk lub ciężkie westchnienie.

Tak opowiadała Tun – sij o wydarzeniach sprzed wielu setek lat.

A tej nocy, kiedy urodziła się Shira i jej matka umarła, przytrafiło się coś podobnego. Miało się już ku wieczorowi, kiedy jakiś niewytłumaczalny strach ogarnął mieszkańców jurackiej osady Nor, ale jeszcze większego niepokoju doświadczali ludzie w Taran – gai. Raz po raz kierowali wzrok ku morzu, jakby stamtąd ten strach na nich spływał. Zbierali się w grupy i rozmawiali ze sobą półgłosem, w ich szeroko otwartych oczach malował się lęk, a serca biły niespokojnie.

Kiedy w końcu zapadła noc, poczuli nagle jakby lekkie drżenie ziemi, a owi rybacy, którzy wypłynęli w morze, opowiadali potem, że woda burzyła się, tworząc wielkie, wysokie fale. Z największym trudem udało im się wydostać na ląd.

A później stało się coś, czego nikt nie mógł pojąć: skądś, z bardzo daleka, dał się słyszeć jakiś głuchy, jakby pełen skargi ton. Przeciągły i gwałtowny, niósł się znad morza na ląd.

Ale wczesnym ranem, kiedy Irovar stał ze swoją osieroconą, nowo narodzoną wnuczką w ramionach, rozległo się ciężkie stukanie w jego drzwi. Na dworze stały cztery milczące postacie, jedna w ziemistobrunatnym płaszczu, okrycie drugiej przypominało płomień…” I tak dalej, znacie opowieść o wizycie duchów czterech żywiołów. One to powiedziały Irovarowi, że czas się dopełnił i godzina wybiła, i prosiły go o dziecko, które znajdowało się w jego domu, dziecko, które miało mieć na imię Shira, czysta. Bowiem wielki niepokój zagraża ludzkości. Demon w ludzkiej skórze dotarł do źródła czarnej wody…

– Tak, oni mówili o Tengelu Złym – stwierdził Goram. – To przecież on dotarł do źródła czarnej wody wiele setek lat temu.

– Oczywiście. Ale co to był za niezwykły ton, który brzmiał nad Górą Czterech Wiatrów owej nocy, kiedy urodziła się Shira? Co to za lęk ogarnął mieszkańców Nor i Taran – gai? Co to za wibracje pod ziemią, grzmoty? I ten gwałtowny a przeciągły ton?

– No właśnie, jak Ludzie Lodu to tłumaczyli?

– Różnie – odparł Dolg. – Niektórzy uważali, że góra wyłoniła się wtedy z morza, ale przecież ona była już od dawna. Inni sądzili, że wiązało się to z przybyciem duchów. Duchy jednak należały do Taran – gai, pokazywały się tam często. Jeszcze inni byli zdania, że to miało podkreślać wielkość wydarzenia, jakim było przyjście na świat Shiry. Tymczasem żadne z tych tłumaczeń nie znajduje uzasadnienia.

– Oj, chyba się domyślam, do czego zmierzasz!

– Otóż to, to był prawie taki sam dźwięk jak przed kilkuset laty.

– O rany – szepnęła Lilja. – Teraz to i ja chyba się domyślam! Ale moim zdaniem duchy naprawdę brały w tym udział. Na wyspie.

– Właśnie tak – potwierdził Dolg.

– Matka Shiry, Sinsiew, wcale nie była zainteresowana urodzeniem dziecka. Nienawidziła go i chciała się go pozbyć. Shira tymczasem była „własnością” duchów, które z troską patrzyły na to, co się dzieje. Musiały być tamtej nocy wyjątkowo aktywne. Bo miały też inny problem…

– Nowego kandydata na wycieczkę do źródła zła? – zapytał Goram.

– Tak właśnie myślę. I to bardzo niebezpiecznego kandydata. Był bardzo blisko źródła, a właściwie to do niego doszedł, my o tym wiemy, bośmy go widzieli. Ten głośny, budzący grozę dźwięk, który tamtej nocy słyszano od strony morza, to był jego triumf. Duchy jednak musiały go powstrzymać. Nie chciały jeszcze jednego demona w ludzkiej skórze, z którym musiałyby walczyć. Dość miały kłopotu z Tengelem Złym. Upatrzyły już sobie oczekiwane dziecko Sinsiew i Vendela Gripa, oboje rodzice pochodzili z Ludzi Lodu, dziecko było spokrewnione z Tengelem Złym i dlatego mogło być wybrane.

Sinsiew w ostatniej próbie zgładzenia płodu wywołała przedwczesny poród. Duchy tamtej nocy pracowały gorączkowo. Przede wszystkim zamknęły śmiałka w grocie czarnej wody. Nie, to nie to spowodowało gwałtowny wypływ wody i zalanie grot, to przyszło później. Duchy musiały widzieć wstrętną Elzebet, nią się jednak nie przejmowały, ta kobieta bowiem zabłądziła i było oczywiste, że do źródeł nigdy nie dotrze.

Poza tym duchy musiały spieszyć do domu Irovara, ponieważ poród już się zaczął. Sinsiew jednak przeliczyła się, jeśli chodzi o ilość trucizny, którą zażyła dla zabicia dziecka. To ona umarła. Duchy odetchnęły z ulgą.

– No a Kinigut? On także był w grotach.

– Nie, nie wtedy. On przecież współzawodniczył z dorosłą Shirą, nie pamiętasz?

– No tak, przepraszam. Zbyt wiele informacji jak na jeden raz.

– Owszem, a jak ty się o tym wszystkim dowiedziałeś, Dolg? – zapytał Goram.

– Niektóre informacje znajdują się w kronice Ludzi Lodu, innych domyśliłem się sam.

– Musisz być dobry, jeśli chodzi o logiczne myślenie.

– Po prostu nie ma innego wyjaśnienia obecności tutaj tego makabrycznego księcia.

– Masz rację. Ale powiedz mi, kogo oni mieli na myśli, mówiąc o demonie w ludzkiej skórze?

– Tengela Złego. Tego drugiego się nie obawiali, został przecież zamknięty. – Zawsze opanowany Dolg był teraz niebywale podniecony. – Tylko dlaczego on wciąż znajduje się w tych okolicach? Jest przecież władcą całego świata!

Nikt nie potrafił mu na to odpowiedzieć.


Goram i Lilja wnieśli dwóch nieprzytomnych więźniów do gondoli. Kinigut pomógł im wymyć ich do czysta.

Oczywiście rzucali niespokojne spojrzenia w stronę, gdzie zniknął zły książę, ale było to tak daleko od gondoli, że chyba nie istniało rzeczywiste zagrożenie. Kinigut zapewniał, iż ów potwór nie interesuje się nikim z zewnątrz.

– To dlaczego wszyscy są tacy spłoszeni? – zapytała Lilja.

– To sprawia zło – odparł Kinigut z drżeniem. – A poza tym ja… widziałem, jak on zabija. To było na początku, kiedy trafiliśmy tu zaraz po wybuchu. W okolicy kręcił się jakiś myśliwy i podszedł do niego za blisko. Wszystko rozegrało się momentalnie. Wystarczył jeden gest bestii i nieszczęsny człowiek zmienił się w kupkę popiołu. Po tym incydencie pajęczyca i ja trzymaliśmy się z daleka od niego, każde w swoim rejonie, bo jej też nie znosiłem.

– To akurat rozumiem – mruknął Goram.

Potem on i Lilja odwieźli dwóch nieprzytomnych wciąż chłopców do byłej osady Nor, gdzie w dużej gondoli znajdował się zapas plazmy i lekarstw. Goram upierał się, by Lilja z nim pojechała, nie był w stanie sobie wyobrazić, że mógłby ją tu zostawić.

Mały staruszek dobrze znał obu rannych chłopców, pomagał zmartwiony, a zarazem dumny, uważał się za kogoś w rodzaju współwłaściciela gondoli. Kiedy młodzieńcy dostali plazmę, oprzytomnieli i powoli wracali do życia. Goram zostawił ich pod opieką gospodarzy, zwłaszcza że staruszka czuła się znacznie lepiej, i dużą gondolą wrócił do Dolga. Próbował nakłonić Lilję, by została w Nor, ona jednak zdecydowanie odmówiła. Dolg prosił, bym wróciła, oznajmiła Goramowi. Przyjął to bez słowa, wcale jednak mu się to nie podobało.


W tym czasie Dolg i Kinigut zaciągnęli resztę ocalonych do wodospadu i wyszorowali ich do czysta w lodowatej górskiej wodzie. Niedawni więźniowie dygotali, prychali i krzyczeli, w gruncie rzeczy byli jednak zadowoleni, że w końcu będą czyści. Dolg przez cały czas zachowywał czujność, zawsze miał pod ręką gotowy do strzału pistolet – choć nie wiedział, czy w razie czego byłby z niego pożytek – na szczęście żaden groźny książę czarnej wody się nie pojawił.

Wrócił Goram i wszyscy podopieczni zostali załadowani do dużej gondoli. Uwolnieni więźniowie robili wielkie oczy. Oczywiście, że widywali samoloty, znali dobrze takie pojazdy, podobnie jak samochody czy traktory. Żyli przecież w epoce techniki, każdy miał przed domem skuter śnieżny. Czegoś takiego jednak nie znali. Niektórzy bali się wejść na pokład, ale kiedy uświadomili sobie, że w przeciwnym razie musieliby pozostać tutaj, przestali protestować. Poza tym był to bardzo wygodny pojazd, jak się zaraz okazało.

Zanim Goram wystartował, przez jakiś czas rozmawiał z Dolgiem, Lilją i Kinigutem przed gondolą. Kinigut zachowywał się teraz tak, jakby był jednym z nich, oni zaś nie protestowali, stanowił przecież nieocenioną pomoc.

Dolg oznajmił:

– Wydaje mi się, że wiem, dlaczego on tu wciąż siedzi, Goram. Ten trzeci potwór, chciałem powiedzieć.

– Tak, dlaczego? Nic z tego nie rozumiem.

– Czy pamiętacie Tengela Złego? Był taki niepewny, że butelkę z czarną wodą zakopał, schował na lepsze czasy na ziemi, a kiedy w końcu otrzymał absolutną władzę, to nie wiedział, co miałby z nią zrobić. Roztrwonił wszystko i ostatecznie pozwolił Natanielowi zwyciężyć. Nie dlatego, że właśnie tego pragnął. On po prostu nie pojmował, jaką władzę posiada. A pamiętacie tę paskudną, przejedzoną kobietę w Górach Czarnych, która tylko siedziała i nieustannie piła wodę z czarnego źródła? Od czasu do czasu opluwała siarką innych, od czego oni ginęli. Nie potrafiła zrobić nic innego, w ogóle nie wykorzystywała swojej władzy.

– A więc inteligencja najwyraźniej nie idzie w parze z darami złego źródła?

– Na to wygląda. I tak też pewnie jest z tym pięknym łobuzem. Chodzi po prostu po okolicy, nie mając nawet pojęcia, gdzie się znalazł. Jest śmiertelnie niebezpieczny, ale nie potrafi posługiwać się swoją mocą. Musimy go powstrzymać, zanim…

– Nie, nie, zaczekaj chwilkę – przerwał mu Kinigut. – Wielki, szanowny szamanie, pozwól, że się z tobą nie zgodzę, ale to wcale nie jest tak. Ten łobuz tam bardzo dobrze wie, co robi, jest straszliwie niebezpieczny i o tym też wie.

– Dobrze, ale dlaczego on się wciąż tutaj plącze? Dlaczego nie wyruszy do bardziej zamieszkanych okolic, dlaczego nie weźmie świata we władanie?

– Dlatego, że on tutaj czegoś szuka.

Dolg oniemiał.

– Szuka czegoś? Czego mianowicie? – wykrztusił w końcu.

Kinigut wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Kiedy zostaliśmy wszyscy troje wyrzuceni z morza i spadliśmy w te góry, to widziałem, że coś mu wyleciało spod ubrania. Machał rękami, żeby to schwytać, ale on spadł w inne miejsce, a to coś w inne. Potem wielokrotnie widziałem, że chodzi tu i szuka.

– Aha – rzekł Goram cicho.

– Może byś wyjaśnił to swoje „aha” – poprosił Dolg.

– Tengel Zły miał przy sobie butelkę z czarną wodą. Może on też miał coś podobnego?

Taki pomysł dotychczas nie przyszedł Dolgowi do głowy.

– Tego nie wiemy, ale to możliwe. Shira też przyniosła butelkę z jasną wodą. Goram, jesteś geniuszem! Ty, Kinigut, również!

Lilja, która przez cały ten czas nie powiedziała ani słowa, uznała, że powinna się jednak przyłączyć:

– Jak wyglądała ta butelka Tengela Złego?

– To właściwie była nie tyle butelka, co mała amfora – powiedział Dolg. Pochylił się i narysował na śniegu kształt i wielkość tamtego naczynia.

Kinigut przyjrzał się uważnie rysunkowi.

– Właśnie coś takiego widziałem!

– Gdzie? Gdzie? – wołali wszyscy pozostali.

– Pływała w wodzie pod wodospadem. Dopiero co obudzona nadzieja zgasła, butelka może się teraz znajdować gdzieś daleko na równinie.

Kinigut wyjaśnił jednak, że nic podobnego. Naczynie wplątało się w korzenie przy brzegu, a on żył przecież wtedy pod postacią wodnego trolla, więc się nią nie interesował, zostawił, gdzie była.

W Dolga znowu wstąpiła energia. W jego umyśle toczyła się jakaś walka. Lilja zastanawiała się, o co chodzi.

– Kinigut, natychmiast wskażesz nam drogę! A ty, Goram, odwieziesz więźniów do Nor. W tej chwili!

– Dolg, ty chyba nie myślisz…?

– Ja zostaję tutaj, Goram, mój przyjacielu. Musimy znaleźć butelkę, zanim on to zrobi. A potem się do niego dobierzemy. Ja i Lilja.

– Nie – wykrztusił Lemuryjczyk. – Nie możesz tego zrobić!

Nie, nie, wszystko w nim protestowało. Był bliski szaleństwa ze strachu o ukochaną. Ten potworny, taki urodziwy demon go przerażał, Lilja zdawała się być nim zafascynowana. Nic o tym nie mówił, bo przecież sam nigdy nie widział niczego podobnego. Ze strachu rozbolał go brzuch.

– Nie możesz tego od nas wymagać, Dolg!

– Owszem, musimy unieszkodliwić trzeciego potwora oraz złą wodę, która znajduje się w butelce. Dobrze wiesz, że ta woda może podwoić jego siłę. Odwieź tych ludzi do osady i wracaj najszybciej jak to możliwe.

– Ale oni pochodzą z różnych osad, na to trzeba mnóstwo czasu.

– Zostaw ich wszystkich u starych Samojedów, później się nimi zajmiemy.

– Ale nie możesz zatrzymać tutaj Lilji – błagał Goram zrozpaczony.

– Muszę. Posłuchaj mnie, Goram, co mogłoby powstrzymać tę złowieszczą istotę?

– Nie wiem. Może twoje zaklęcia?

Dolg tylko prychnął.

– No to może eliksir Madragów – zastanawiał się Goram.

– Eliksir zawiera materię Świętego Słońca, jeszcze wzmocni jego zło.

– Szafir?

– Czyś ty zwariował?

– No to farangil? Farangil sobie z nim poradzi.

– Nic z tego, jest za słaby. Pamiętasz, co powstrzymało Tengela Złego?

Goram zastanawiał się.

– Jasna woda.

– Tak jest, jasna woda. I ja ją mam. W tej malutkiej buteleczce, w mojej torbie.

Siedzący w gondoli mężczyźni zaczęli stukać w okno, chcieli jak najprędzej wydostać się z tego piekła. Goram, nie odwracając się, pomachał im ręką, nie mógł przerwać tej rozmowy z Dolgiem.

– Ty chyba postradałeś zmysły! W jaki sposób chcesz dać mu tę wodę, nie budząc podejrzeń?

– Ja nie mogę. Do mnie nigdy by nie podszedł wystarczająco blisko. Ty też nie możesz. Kinigut nie może ani nie powinien, ale może Lilja?

– Nie! Nie, zabraniam ci!

Chciał wziąć Lilję za rękę, ale Dolg mu przeszkodził.

– Musimy.

– Ale ona jest wszystkim, co mam, Dolg.

– Naprawdę? Czyż nie składałeś jej na ołtarzu jakiejś staroświeckiej klasztornej reguły?

Goram poczuł się urażony.

– To był cios poniżej pasa, Dolg. Nie poznaję cię, mój przyjacielu, nie masz zwyczaju zachowywać się okrutnie.

Twarz Dolga wykrzywiła niechęć.

– Tak, jestem wzburzony, jestem taki wzburzony, że zaczynam przeklinać, a tego też nigdy nie robię. Nie przysłano nam nikogo z pomocą, duchy gdzieś się pochowały, tak, tak, duchy czterech żywiołów się pochowały, chociaż to one są wszystkiemu winne, więc niech, do diabła, teraz przyjdą i zrobią z tym porządek! Ale tego właśnie się wystrzegają!

Goram uspokoił się.

– Więc ty nie na nas się złościsz?

– Nie, jak mogłeś pomyśleć coś takiego? Serce mi się kraje, że musicie brać w tym udział. Ale teraz już jedź, Goram, i wracaj jak najszybciej, żebyśmy mogli zacząć poszukiwania! Spiesz się, jesteś nam potrzebny!

– Czy nie mógłbym się najpierw pożegnać z Lilją?

– Nie, bo jeśli ci pozwolę, to na pewno zabierzesz ją ze sobą. Jedź już!

Goram posłał Lilji spojrzenie pełne tęsknoty, na co ona odpowiedziała z całą miłością, jaką nosiła w sercu. W końcu Goram wsiadł do gondoli, co więźniowie przyjęli westchnieniem ulgi. Zaraz potem gondola wzniosła się ku niebu.

Lilja patrzyła w ślad za nią, czując na karku zimny oddech samotności.

Czy on nas widzi, ten demon w uwodzicielskiej postaci? Czy on nas obserwuje z ukrycia? Zastanawia się, jak nas wyłapać, jedno po drugim?

Nie, nie wierzyła, żeby tak było. Goram powiedział, że odczuwał zimno tak straszne, że o mało nie umarł. Lilja niczego takiego nie zauważyła u siebie. Tylko naturalne fantazje przestraszonej młodej dziewczyny, która wszędzie dostrzega duchy oraz istoty nadprzyrodzone.

Strasznie tęskniła za Goramem. Za poczuciem bezpieczeństwa, jakie jej stwarzał, za jego… tak, tak, miłością do niej, która dawała jej absolutny spokój. I tęskniła za gondolą, która była teraz ich domem, ich bezpieczną przystanią. Bo co więcej im pozostało?

Dolg odwrócił się do niej i Kiniguta.

– A więc zostaliśmy sami. Bez możliwości ucieczki.

Загрузка...