17

Następnego dnia opuścili terytorium Samojedów.

Sławiono ich niczym bohaterów. Byłych więźniów pajęczycy rozwieźli po rodzinnych wioskach, odbyło się wzruszające pożegnanie z dwojgiem staruszków i ich pieskiem oraz z Kinigutem, który znalazł się w obcej sobie epoce, ale podejmował imponujące próby zaaklimatyzowania się pośród traktorów i skuterów śnieżnych. Ponad wszystko bowiem pragnął przeżyć resztę życia jak normalny człowiek.

Dawniejsze Taran – gai również otrzymało swoją porcję życiodajnego deszczu.

Duchy już dawno się pożegnały, cokolwiek zażenowane swoim bardzo nikłym wkładem w ostatnie wydarzenia. Czarny książę został jednak unieszkodliwiony, a to najważniejsze.

Ku wielkiemu zmartwieniu Dolga nie nadeszły żadne nowiny dotyczące losów Móriego i jego grupy.

Lilja wciąż jeszcze znajdowała się w szoku po spotkaniu z tą pierwotną siłą, którą jest zło samo w sobie.

Goram i Dolg zdawali sobie sprawę, jakie wielkie szczęście dopisywało im przez cały czas. Gdyby demon nie zgubił amfory w wodospadzie… Gdyby Kinigut jej nie zobaczył i gdyby nie był na tyle przyzwoitym człowiekiem, że potrafił przeciwstawić się złu w grotach, a potem opowiedzieć im o więźniach wampirzycy… Gdyby duchy nie przybyły na czas…

Wszystko jednak poszło jak najlepiej. Lilja zachowała się znakomicie podczas spotkania z potworem, Dolg we właściwy sposób korzystał z pomocy szlachetnych kamieni, a Goram dawał im to poczucie bezpieczeństwa, jakiego bardzo potrzebowali. Stanowili wspaniały zespół.

Niezwykle przyjemnie było mimo wszystko znaleźć się znowu w podróży.

Półwysep Kolski.

– O rany! – mruknął Dolg. – Tutaj siły natury są absolutnie niewinne. To wszystko dzieło człowieka. Chlapnij tu porządnie eliksirem, Liljo!

Zrobiła, co kazał.

– Dolg, pojemnik lada moment będzie pusty. Musimy zdobyć więcej preparatu.

– Została nam jeszcze tylko północna Skandynawia i Islandia.

– A Svalbard?

– Tam już nikt nie mieszka.

Lilja westchnęła.

– Rozumiem. Postaram się jakoś sobie poradzić.

Teraz bowiem bardzo chciała wracać do domu. Wolała więc, by nie musieli lecieć na Grenlandię i z powrotem. To już za wiele. Po ostatnich wydarzeniach nerwy miała napięte do ostateczności.

Okazało się, że pod ich nieobecność Indra, Ram i Marco zajęli się Półwyspem Skandynawskim, skoro już i tak byli w tych okolicach.

– Znakomicie, to na Islandię nam starczy – stwierdziła Lilja z ulgą.

W gondoli panował dość przygnębiający nastrój. Wszyscy byli śmiertelnie zmęczeni. Zauważyła, że Dolg siedział przeważnie pogrążony w głębokich rozmyślaniach. Na jego twarzy malował się smutek i tęsknota, co Lilję bardzo martwiło. Dolg wprawdzie zawsze żył we własnym świecie, do którego nikt nie miał dostępu, teraz jednak było to dużo bardziej widoczne niż kiedykolwiek.

Również Goram trzymał się na uboczu, przynajmniej na ile to możliwe, rzadko spoglądał w jej stronę. Zajmował się wyłącznie gondolą i sprawiał wrażenie, że ma mnóstwo problemów.


Tak jednak nie było.

Goram był po prostu bardzo milczący od chwili, gdy opuścili tereny nad Morzem Karskim.

W końcu wykorzystał moment, kiedy pozostała dwójka była zajęta, i nawiązał łączność z szefem elity Strażników. Tym, który kiedyś w więzieniu w Królestwie Światła odbył z Lilją rozmowę.

Goram oznajmił krótko i oficjalnie:

– Występuję z naszego stowarzyszenia.

Po tamtej stronie zaległa cisza.

– Nie możesz tego zrobić – usłyszał w końcu.

– Muszę. Nie poradzę sobie z tą sytuacją.

Może szef myślał teraz o tym, jak z dumą opowiadał Marcowi, że on także się kiedyś zakochał, ale zabił w sobie tę miłość, a Marco zapytał go dość wyniośle: „No a ta kobieta? Jak ona sobie poradziła?”

Poinformował więc Gorama krótko:

– Przyjadę na Ziemię. Spotkamy się na Islandii.

Goram bardzo spokojnie się z nim rozłączył. Żadne z jego współpracowników niczego nie zauważyło.

Oczywiście niepokoiło go to spotkanie z przełożonym. Podjął jednak decyzję i teraz musiał ją przeprowadzić.

Pokrywa lodowa znowu stawała się grubsza. Cały archipelag Svalbard zniknął pod masami lodu, zalegającymi od północnej Norwegii do bieguna północnego. Martwił ich ten widok. Do czego to wszystko doprowadzi?

Znajdowali się teraz nad pokrytym lodem morzem, więc Lilja mogła się trochę przespać. Była wiosenna noc, z tym szczególnym, lekko mieniącym się blaskiem, który przynosi zapowiedź lata. Lampki na tablicy rozdzielczej błyszczały niczym różnokolorowe latarenki.

Dolg przyszedł do Gorama i usiadł obok.

– Czy mogę cię o coś zapytać? – rzekł tym swoim łagodnym, jakby ostrożnym głosem.

– Naturalnie – odparł przyjaźnie Goram, który bardzo lubił i podziwiał Dolga.

– Słyszałem, że jakiś czas temu miałeś zamiar opuścić Królestwo Światła. Na zawsze. Że nie byłeś w stanie pełnić dłużej swojej elitarnej służby. Ale potem jednak zmieniłeś zdanie. Nie do końca zrozumiałem, o co to wtedy chodziło.

– O Lilję, jak zawsze – odparł Goram ochryple.

– Tak, no tak, to jasne. Ale dokąd zamierzałeś się wtedy udać? Nad tym się zastanawiam…

Goram opowiedział mu dokładniej o służbie elity Strażników dla Świętego Słońca. O tym, że ich obietnice są jak śluby, święte i absolutnie wiążące. Jest tylko jedno wyjście. Jeśli taki Strażnik stwierdzi, że nie jest już godzien pełnić służby, to powinien odejść do tego ogromnego światła, z którego powstało Słońce.

– Jak się to ma stać? – pytał Dolg, a Goram wyjaśnił, że trzeba wtedy polecieć na siostrzaną planetę, na której znajduje się przejście, tajemna droga do sfery wielkiego światła. Tam Strażnik zostaje opiekunem tych, którzy potrzebują pomocy. Wchodzi do grupy tych, którzy przyjmują umarłych, wspierają słabe duchy opiekuńcze…

Dolg się zamyślił.

– Żałujesz, że zmieniłeś zdanie?

To była dla Gorama trudna sprawa.

– Wiele razy się nad tym zastanawiałem. Nie, nie żałuję. Móc być razem z tobą i z Lilją… Bardzo się wtedy bałem ponownego z nią spotkania, ale za nic bym nie oddał tych dni. Niezależnie od tego, jakie straszne przeżycia czekały nas pod koniec, uważam…

Goram przerwał.

– Teraz jednak zastanawiam się nad porzuceniem naszego związku czy zakonu, jakby się to powiedziało dawniej. To znaczy nie chcę już należeć do elitarnych Strażników.

Dolg spoglądał na niego spod oka.

– Mógłbyś to zrobić?

– Chyba nie. Nasz przywódca ma się z nami spotkać na Islandii, żeby ze mną porozmawiać.

Dolg uśmiechnął się:

– A to znaczy, że musimy wylądować na Islandii!

– Tak.

– To najlepsze, co mogłeś mi powiedzieć! Znowu zobaczę Islandię! Wybacz mi, ty masz takie poważne problemy, nie powinienem się tak cieszyć.

– Ależ powinieneś, możemy sobie na to pozwolić. Sprawiasz wrażenie, jakby ci ubyło lat, cienie z twoich oczu gdzieś zniknęły. Czy wyspa sag naprawdę aż tak wiele dla ciebie znaczy?

– To nie tylko to, mój przyjacielu. Przeczuwam mianowicie, że nareszcie znalazłem ukojenie dla mojej wiecznej tęsknoty. Dzięki Lilji.

Dolg wrócił na swoje miejsce. Goram nic a nic z tego nie rozumiał.


Przywódca Strażników czekał na nich w umówionym miejscu, daleko od jakichkolwiek ludzkich siedzib, na od dawna opuszczonych terenach Raudnestadir u podnóża wulkanu Hekla. Opowiadano, że okropnie tam straszy. Do tego stopnia, że wszyscy osadnicy szybko zwijają swoje manatki i uciekają. Ale to chyba bliskość Hekli nadawała okolicy ten ponury wygląd i góra była także odpowiedzialna za złą sławę.

Lilja, która łatwo ulegała nastrojom, rozglądała się z lękiem wokół, przyglądała się porośniętym trawą ruinom zabudowań, wyglądającym teraz jak wzniesienia, i na równinie, i wyżej na zboczach wulkanu. Krajobraz był cudownie piękny, lecz taki smutny, że Lilja patrzyła głęboko wzruszona. Ale jej nadgarstek wciąż pokryty był rozległym sińcem po uścisku żelaznej ręki demona, a jej dusza znajdowała się po spotkaniu z nim w okropnym stanie.

Wolałaby, żeby Dolg nie wspominał o tutejszych strachach.

Skuliła się jeszcze bardziej na widok idącego im na spotkanie szefa Strażników. Taki był wysoki, surowy, pełen godności. Przy tym nie mógł być zadowolony z jej obecności w życiu Gorama, o, nie.

Przywitał się powściągliwie i najpierw zwrócił się do syna czarnoksiężnika, rozradowanego teraz, że znowu znalazł się „w domu”.

– Dolg, są wiadomości o twoim ojcu.

– Tak? – ucieszył się Dolg.

– Po tym, jak duchy natrafiły na jego ślad, usłyszeliśmy słabe sygnały. Wygląda na to, że żyją, wszyscy troje, chyba wkrótce ich zlokalizujemy. Jedno tylko nas niepokoi. Otóż oni na pewno nie znajdują się tam, gdzie powinni, czyli w Ameryce Środkowej.

– A gdzie?

Głębokie westchnienie.

– Nigdzie.

Ta odpowiedź na moment odebrała wszystkim zdolność rozumowania.

W końcu Dolg powiedział matowym głosem:

– No tak, to dająca do myślenia wiadomość.

Chętnie dowiedziałby się czegoś więcej, szef Strażników sprawiał jednak wrażenie, że najbardziej zajmuje go sytuacja Gorama, wobec czego Dolg zrezygnował.

Zamyślony chodził po okolicy. Miasta takie jak Reykjavik czy Akureyri nie bardzo go interesowały, ponad wszystko natomiast pragnął raz jeszcze zobaczyć centralne tereny wyspy. Lilja zdążyła z dużej wysokości rozpylić tutaj eliksir i rezultaty nie dawały na siebie czekać. Wczesnowiosenna roślinność bujnie pokrywała ziemię, śnieg topniał na potęgę. Islandia była piękniejsza niż kiedykolwiek.

W milczeniu pozdrawiał drogie, tak dobrze znane szczyty gór wokół Raudnefstadir. Tindafjallajökul. Thrihyrningur… Te trzy szczyty nosiły nazwy Ymir i Yma oraz imię małego synka tych dwojga postaci z mitologii nordyckiej, Sindri. Dolg znał Islandię bardzo dobrze dzięki swemu długiemu pobytowi u elfów. Elfy, rzecz jasna, miały na wszystko zupełnie inne określenia, on wiedział jednak także, jak mieszkańcy wyspy ochrzcili swoje góry i doliny, osady i jeziora.

Przyjazd tutaj napełnił go przekonaniem i stanowczością, której od bardzo dawna potrzebował.

Lilja podeszła nieśmiało, zaczekał na nią.

Dziewczyna była poważnie zmartwiona. Kiedy Goram rozmawiał na uboczu ze swoim przełożonym, ona zwierzyła się Dolgowi, że pojemnik na życiodajny eliksir jest już całkiem pusty.

– Ale przecież wypełniliśmy nasze zadanie?

Spuściła głowę.

– Nie całkiem. Zostały jeszcze dwa cyple w Fiordach Zachodnich.

– Latrabjörg? Snaefellness?

– Nie, nie o nie chodzi. To te dwa zamykające Arnarfjördur. Nagle pojemnik okazał się pusty. Ale może to nie takie ważne? Jeśli tam nikt już nie mieszka, to…

– Natychmiast to sprawdzę – obiecał Dolg. – Kiedyś tam byłem i chętnie jeszcze raz zobaczę fiord.

Szukał poprzez sieć telefoniczną, aż trafił na ludzkie głosy w Thingeyri i Bildudalur. Pochwalono go za znakomity islandzki, trochę staroświecki, ale bardzo poprawny. O, tak, staroświecki, pomyślał Dolg rozbawiony. To było przecież trzysta pięćdziesiąt lat temu!

Powiedziano mu, że owszem, na każdym z obu cyplów mieszkają jacyś samotnicy. Jeden przez okrągły rok, drugi tylko latem ze swoim inwentarzem. Ostatni człowiek w Lokinhamrar.

We wzroku Dolga pojawiło się rozmarzenie. Lilja zrozumiała, że tęskni do tych miejsc, zdawało się jednak także, że jego wzrok kryje coś jeszcze. Nie chciała mu przeszkadzać, czekała więc w milczeniu. Wiatr szeleścił w wysokiej zeszłorocznej trawie, pośród której krzewiła się już wiosenna zieleń. Kompletnie zapomniała o strachach, teraz wchłaniała jedynie piękno Dolgowej Islandii. Czyste powietrze, światło, to niezwykłe, osobliwe światło, jakie nigdzie indziej nic istnieje. I zapach, mocny, ostry, ale bardzo przyjemny. Białe kratery Hekli tak strasznie blisko.

Ocknęła się na dźwięk głosu Dolga.

– Mamy niewielką rezerwę eliksiru – powiedział zamyślony.

– Ale za mało, żeby go przelać do pojemnika, nie uda się go rozpylić.

– Wiem, ale sam go zawiozę na cyple.

– Możemy tam wylądować.

Dolg spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, jak zaczarowany.

– Ale ja nie chcę latać nad Islandią. Chcę być na tej ziemi, czuć ją całym ciałem i duszą.

Lilja sądziła, że go rozumie.

– Takie światło zdążyliśmy już poznać. Od dość dawna znajdujemy się na terenach polarnych. Ale len zapach? Co to jest?

– Pola lawowe. Porastający je mech, to wszystko razem…

– Bardzo lubię twój kraj, Dolgu. Bardzo dobrze rozumiem, że taki kraj ciągnie człowieka z powrotem. – Uśmiechnęła się szeroko. – Już zaczynam tęsknić za twoją Islandią.

Bardzo go ucieszyły jej słowa.

Spod oka zerkali na elitarnych Strażników, stojących na ruinach starego domostwa. Twarze obu mężczyzn pociemniały od gwałtownych uczuć: gniewu, rozpaczy, smutku, desperacji, rozczarowania.

Lilję ogarnęły wyrzuty sumienia.

– To wszystko przeze mnie.

– Niech ci nie będzie przykro – rzekł Dolg swoim łagodnym głosem. – Bo mnie pomogłaś bardziej, niż możesz przypuszczać.

Zaskoczona spojrzała na niego.

– Naprawdę?

– Tak. I myślę, że nareszcie znalazłem rozwiązanie. I moich problemów, i Gorama, i jego przełożonego.

– No, nieźle – bąknęła Lilja. – Chociaż pojęcia nie mam, jak mógłbyś tego dokonać.

Nieświadomie podeszli bliżej do tamtych dwóch. Słyszeli gniewne słowa:

– Zerwij z tym, Goram, proszę cię! Nakazuję ci!

– W każdej chwili tęsknię za jej bliskością. Każda moja noc wypełniona jest snami o niej.

A sny nie zawsze są cnotliwe, tego jednak głośno nie powiedział.

– Jestem już na skraju wytrzymałości – mówił dalej. – Związek elitarnych Strażników nie będzie już ze mnie miał żadnego pożytku.

– W takim razie powinieneś przejść do sfery wielkiego światła.

– Teraz już za późno. Przez bardzo długi czas żaden statek kosmiczny nie wyleci z Ziemi.

Przełożony próbował przemówić mu do rozsądku:

– Goram, to tylko zakochanie, to przejdzie! To twoje pierwsze prawdziwe uczucie, dlatego tak poważnie to przeżywasz.

– Niespełnioną miłość trudniej stłumić.

– Więc niech to będzie dla ciebie pięknym, przechowywanym w sercu wspomnieniem!

– Teraz sam sobie przeczysz. Przecież nieustannie namawiasz mnie, bym o niej zapomniał. Nie zapomina się wspomnień.

Dolg uznał, że na tym powinni zakończyć. Naprawdę zabrnęli w ślepą uliczkę.

Uniósł ręce.

– Przyjaciele, to do niczego nie prowadzi. Żaden z was nie zamierza ustąpić. Ale ja miałbym propozycję dla najwyższego przełożonego elitarnych Strażników, gdybyśmy mogli przez chwilę porozmawiać.

Wszyscy przyglądali mu się zdumieni. Tutaj, na Islandii, Dolga otaczało niezwykłe, jasne światło. Och, nie, on nie może wrócić do świata elfów, myślała Lilja przejęta. Ale przecież powiedział, że akurat tego nie pragnie.

Ona i Goram spacerowali pośród tajemniczych wzniesień i wzgórków porośniętych trawą i skrywających w swoich wnętrzach zrujnowane, dawno temu opuszczone domostwa. Doznawała przemożnego uczucia, że stąpa po historii tego kraju, że otacza ją nieskończoność, że mają tu do czynienia z wiecznością. Powiedziała o tym Goramowi.

– Wiem, co masz na myśli – przytaknął. Wzburzenie po rozmowie z szefem jeszcze go nie opuściło.

– Domyślam się, że nie zdołałeś go przekonać – szepnęła Lilja.

– Niestety, nie. Zobowiązania elitarnych Strażników są wieczne i nie można ich zerwać. Chociaż parokrotnie on zaczynał się wahać. Wiem, że kiedyś znajdował się w takiej samej sytuacji jak ja i zawsze potem się chwalił, że potrafił stłumić w sobie uczucie, teraz jednak nie wspomniał ani razu o swojej nieszczęśliwej miłości. Myślę, że dlatego się wahał.

– Tak. Znam powody. Marco zapytał go kiedyś, jak sobie poradziła jego była ukochana, kiedy on podjął swoją szlachetną decyzję.

– Oj – zmartwił się Goram. – Szkoda, że o tym nie wiedziałem. Tak, bo ja najwięcej myślę o tym, jak bardzo zranię ciebie; gdybym wiedział o nim, wyraźniej mógłbym doprowadzić mu do świadomości mój problem. Może wówczas by ustąpił.

– Ze względu na własne doświadczenie? Tak, to możliwe.

– Ech, chyba nie. On jest naprawdę uparty.

Spojrzeli na tamtych dwóch. Najwyraźniej nie toczyli już żadnej ożywionej dyskusji, obaj pogrążeni byli w jakichś rozważaniach o głęboko duchowym charakterze, tak się przynajmniej wydawało Goramowi i Lilji, którzy, trzymając się za ręce, wędrowali po zielonych łąkach. Oboje mieli świadomość, że już wkrótce będą się musieli rozstać na zawsze.

Nie żywili żadnych poważniejszych nadziei, jeśli chodzi o zdolność Dolga rozwiązania za jednym zamachem wszystkich problemów. Na to bowiem trudności wydawały się zbyt wielkie.

– Lilja, Lilja, kocham cię – powiedział Goram cicho, z wielkim uczuciem. – Nie mam prawa ci tego mówić, ale ty masz prawo o tym wiedzieć.

Stłumiła uśmiech. Jego miłość nie była przecież dla nikogo tajemnicą. Tak samo zresztą jak jej.

– W moim sercu na zawsze pozostanie pewien Lemuryjczyk imieniem Goram – odpowiedziała równie cicho.

Grupa łabędzi krzykliwych przeleciała ponad ich głowami w drodze do podmokłych terenów na północno – wschodnich krańcach Islandii. Ale oni, pogrążeni w smutku, nie zwrócili na to uwagi.

Загрузка...