Zaszła ich od tyłu, tupiąc, ciężko dysząc, z gębą wykrzywioną potworną wściekłością.
Ale nie poruszała się już tak zwinnie ani tak szybko. Utraciła tyle nóg, że tylna część ciała wlokła się po śniegu.
Ona jest nieśmiertelna, pomyślał Dolg. O rany, jak my sobie z nią poradzimy?
Bestia kierowała się w stronę Gorama, a ściślej biorąc, Lilji. I teraz nie przebierała w środkach, jeśli kiedykolwiek zamierzała to robić.
Rzuciła się na nich, ale chybiła, bo Goram błyskawicznie runął na ziemię i trzymając mocno Lilję, po – turlał się po śniegu. Dawna hrabina, zła niczym babka samego diabła, także utraciła sporo sił.
Nie wzięła tego pod uwagę. Z przerażającym rykiem zniecierpliwienia szykowała się do następnego ataku, ale Dolg był teraz na to przygotowany.
Uniósł czerwony farangil wysoko ponad głową i wykrzykiwał coś głośno do kamienia.
Obrzydliwa Elzebet natychmiast zwróciła się ku niemu, gotowa do uderzenia i… napotkała krwistoczerwone, niszczące promienie.
Zaczęła krzyczeć tak, że w górach dzwoniło i grzmiało echo jej wrzasków, widzieli, jak paskudne cielsko gnie się i pręży w ognistych, trzaskających płomieniach farangila.
Kiedy z monstrum został już tylko słup dymu unoszący się między drzewami ku niebu, Dolg zebrał kawałki połamanych kości i badał, czy nie grozi im jeszcze jakaś niespodzianka, potem ułożył wszystko na kupkę i teraz tam skierował wciąż rozogniony kamień. Zapłonęło nieduże, ale ładne ognisko.
Bestia została definitywnie unicestwiona.
– Tak… No a co zrobimy z tym drugim? – zapytał Goram.
Dolg sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego.
– Tymczasem nic. Nie jestem takim znakomitym czarownikiem jak mój ojciec, ale z pomocą kamieni spróbuję zbudować wokół niego mur ochronny, żeby mu się w nocy nic nie stało albo żeby nam nie uciekł. Damy mu też dozę… nie, nie z pistoletu, to będzie coś o przedłużonym działaniu. Prześpi spokojnie noc, a jutro jakoś rozwiążemy jego problem. Dzisiaj mój mózg jest całkowicie pusty. Żadnej energii, nic potrafię wykrzesać ani jednej rozsądnej myśli.
– To znaczy, że obaj jesteśmy w takiej samej sytuacji. – Goram popatrzył na olbrzyma. – Ale czy on powinien się znajdować w wodzie?
– Nic mu nie będzie, on może żyć zarówno w wodzie, jak i na lądzie. Postaram się jednak, żeby miał trochę wilgoci.
Goram obserwował, jak Dolg za pomocą magii i swoich niezwykłych kamieni wznosi wokół nieprzytomnego potwora niewidzialny mur. Potwór resztą wyglądał teraz całkiem niegroźnie. Paskudny ponad wszelkie wyobrażenie, ale spokojny. Na zakończenie dostał zastrzyk uspokajający o przedłużonym działaniu.
Goram sam wypróbował mur. Szedł prosto na niego, choć go nie widział. W pewnym miejscu musiał się zatrzymać, a jedynym widomym znakiem istnienia zapory był odcisk jego ręki, który wyglądał tak, jakby po prostu zawisł w powietrzu.
W końcu mogli ruszyć w stronę gondoli.
Tym razem znaleźli ją bez trudu, wystarczyło iść po całkiem jeszcze wyraźnych śladach Dolga między drzewami. Śnieg prawie ustal, a niebo przybrało czystą barwę, jak to wiosną na dalekiej północy.
W dalszym ciągu jednak mocno wiało, ale oni byli tak przemarznięci, że nie miało to już wielkiego znaczenia. Wysoko ponad nimi leciał na północ klucz dzikich gęsi. Dolg, który niósł Lilję, naliczył trzydzieści dwa ptaki w drodze do Nowej Ziemi.
– A zatem istnieją jeszcze na świecie jakieś zwierzęta – stwierdził Goram. Był kompletnie pozbawiony sił, bał się, że nie wejdzie na wzgórze, gdzie czekała na nich gondola.
– Na szczęście to już niedaleko. I nikt w niej nie zamieszkał! Co prawda gondola jest tak przysypana śniegiem, że prawie jej nie widać, ale czeka na nas! Jak najszybciej do środka!
To Dolg musiał się zająć wszystkimi wieczornymi pracami w gondoli. Dwoje jego towarzyszy odpoczywało, każde na swoim posłaniu. Podzielili się przecież krwią przypadającą na jednego człowieka.
Dolg nie wiedział po prostu, od czego zacząć. Sam był tak potwornie zmęczony, przemarznięty i głodny, że nie miał sił zebrać myśli. Poruszał się jak automat, włączył ogrzewanie w gondoli, ściągnął z obojga przyjaciół mokre ubrania i otulił ich ciepłymi kocami, a tymczasem w piecyku odgrzewało się jedzenie. Lilja powiedziała kiedyś „pyszne jedzenie”, ale to gruba przesada. W małej gondoli czekały na nich jedynie tak zwane kryzysowe porcje, paczki suszonego jedzenia, które trzeba było zmieszać z wodą i zagotować. Dawało się wprawdzie rozróżnić, czy to mięso, ryba czy warzywa, ale smakosz biegłby nawet bardzo daleko, żeby trafić do przyzwoitej restauracji.
Tylko czy istnieją jakiekolwiek restauracje w tych stronach?
Dolg ustawił kroplówki przy łóżkach swoich pacjentów, podawał im oprócz preparatów odżywczych również plazmę. O Gorama się nie martwił, wiedział, że wkrótce odzyska formę. Ale Lilja?
Przyglądał się dziecinnie delikatnym rysom jej twarzy i bardzo dobrze rozumiał rozterkę Gorama. Dziewczyna nie była wprawdzie miss świata, ale życie z rozpieszczoną, skoncentrowaną wyłącznie na sobie superpięknością nie należy przecież do najłatwiejszych, więc po co to komu? Lilja natomiast posiadała wszystkie te cechy, których mógłby pragnąć mężczyzna. No i teraz znalazła się w niebezpieczeństwie, zawieszona między życiem a śmiercią.
Zła krew i trujący jad zostały co prawda usunięte z jej żył. Ale czy to wystarczy?
Przecież taki potwór jak hrabina Elzebet nie ma prawa odbierać życia młodej, niewinnej dziewczynie. Dolg podjął decyzję.
Znowu wyjął szafir. Podziękował mu za to, co już uczynił, potem ostrożnie ułożył klejnot na piersiach Lilji.
– Zwróć jej siłę, przyjacielu. Pozwól jej żyć, dla Gorama, dla niej samej i dla nas wszystkich! Nie zasłużyła sobie na tyle zła!
Rurki zawieszone na statywie wprowadzały odżywcze substancje do żył dziewczyny. Miarowo i skutecznie. Dolg poprosił niebieski kamień jeszcze raz.
Szafir odpowiedział, ale nie w taki sposób, jakiego Dolg oczekiwał.
Światło pulsowało. Mocno, ciężko.
Dolg był zaskoczony.
– Mówisz, że potrzebujesz pomocy? Oczywiście, dostaniesz natychmiast.
Wstał i przyniósł farangil.
– Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Czy ona naprawdę jest taka nieoceniona?
Dolg położył oba kamienie na piersiach dziewczyny, jeden obok drugiego. To zupełnie niezwykłe. Farangil jest przecież kamieniem do obrony oraz do ataku, zawsze wszyscy się go bali. A jednak łagodny szafir prosił, by farangil mu pomógł.
Widocznie z Lilją jest naprawdę źle!
Tylko Dolg potrafił interpretować zmiany barw kamieni. Potrafił też z nimi rozmawiać, właśnie tak jak teraz.
Bogu dzięki, Goram spał głęboko.
Kamienie, wielkie jak pięści Dolga, idealnie okrągłe, leżały przez jakiś czas obok siebie, a potem zaczęły się powoli rozjarzać. I Dolg zobaczył coś, czego nigdy jeszcze nie widział. Serce Lilji zostało oświetlone jak w aparacie rentgenowskim, tylko dużo wyraźniej. O życie dziewczyny toczyła się zaciekła walka, teraz włączyła się do niej siła obu kamieni. Dolg spostrzegł, że mało brakowało, a wszystkie wewnętrzne organy Lilji przestałyby działać. Mógł także obserwować proces oczyszczenia dokonujący się w jej krwi, zły jad bowiem dostał się nie tylko do naczyń krwionośnych, ale przesycił całe ciało dziewczyny. Farangil walczył o jej życie równie stanowczo jak szafir. I powoli, powoli wszystkie organy zaczęły pracować normalnie.
W końcu Lilja otworzyła oczy.
Dolg ucałował oba kamienie i odłożył je na miejsce.
– Dziękuję, najdrożsi przyjaciele, bardzo wam dziękuję – szeptał wzruszony.
Teraz wrócił do Lilji, która, jak obudzona ze zwykłego snu, uśmiechnęła się i znowu zasnęła. Nagle Dolg uświadomił sobie, że magiczne kamienie nie pomogły dziewczynie bez specjalnego celu. Już niedługo jego życie zostanie związane z losem Lilji.
Ale w jaki sposób? Tego nie umiał sobie wyobrazić.
Lilja bowiem, cokolwiek by mówić na temat cnoty wybranych Strażników, należy do Gorama. Więc nie na tym froncie sprawa się rozegra.
Tu chodzi o coś innego.
Lilja, Goram i on, Dolg.
Co to za powiązania?
Uniósł głowę.
Poczuł, że do całej sprawy zostanie włączony ktoś jeszcze. Ale kto?
Niepojęte!
Dolg westchnął i uświadomił sobie, jak bardzo jest zmęczony. Nie budząc pozostałych, przełknął parę kęsów odgrzanego jedzenia. Tamci dadzą sobie radę, w ciągu nocy otrzymają odpowiednio dużo pożywienia. A jutro rano wszyscy zjedzą porządne śniadanie.
Wpełzł na swoje posłanie między Goramem i Lilją. Długo trwało, zanim ułożył się wygodnie, w gondoli było bardzo ciasno.
Zasnął momentalnie.
Na dworze północny wiatr szeptał żałośnie jakieś ostrzeżenia.