18

Śnieżna czapa Hekli zniknęła we mgle. Zgodnie ze starą legendą nie był to dobry znak. Obaj mężczyźni się tym jednak nie przejmowali. Mieli inne uprawy do omówienia.

Całkowicie czarne oczy Dolga płonęły.

– Uważasz, że to niemożliwe? Bym to ja zajął miejsce Gorama w zakonie Świętego Słońca, a on odzyskał wolność?

Przełożony elitarnych Strażników długo wpatrywał się w syna czarnoksiężnika i bił się z myślami. W końcu jednak wykrztusił kilka słów:

– Chyba nikt nie jest bardziej godzien, by służyć Świętemu Słońcu, Dolg. Ale czy coś takiego udałoby się przeprowadzić…? Trzeba lat nauki, by wejść do grupy elitarnych Strażników.

Dolg potrząsnął głową.

– Ja nie o tym myślałem. Mnie chodzi o alternatywne rozwiązanie. To ja pójdę do sfery wielkiego światła, jak to niedawno chciał uczynić Goram.

Myśl o tym, że Królestwo Światła mogłoby stracić Dolga, przeraziła Strażnika. Pospiesznie odparł:

– Nie, to niemożliwe. Trzeba bardzo długo czekać, zanim kolejny statek kosmiczny wyruszy w drogę na siostrzaną planetę.

– Wiem – rzekł Dolg łagodnie. – I też nie to miałem na myśli. Popatrz jednak na Lilję! Ona rozpaczliwie walczy o zachowanie równowagi życiowej i spokoju ducha po ostatnich strasznych przeżyciach. Najbardziej ze wszystkiego potrzeba jej teraz, żeby mogła się przytulić do Gorama, odnaleźć bezpieczeństwo w jego ramionach. Wypłakać strach, stać się znowu normalnym człowiekiem. Tymczasem musi rozmyślać nad tym, co zaraz utraci tylko z tego powodu, że on nie ma prawa być przy niej.

Przełożony skinął głową.

– Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, ile kobiet musiało cierpieć dlatego, że my jesteśmy elitarnymi Strażnikami. Ale co możemy zrobić? Reguły zostały ustanowione przed wieloma setkami lat, a poza tym to wielki honor służyć Świętemu Słońcu.

Dolg z całej siły zacisnął szczęki, by nie wyrazić swego, jakże uzasadnionego protestu. Narzucając sobie spokój, powiedział:

– Chciałbym tylko wiedzieć, czy jestem godzien zająć miejsce Gorama.

– W najwyższym stopniu. Ale…

– I możliwe jest przyjęcie godności elitarnego Strażnika?

Choć z pewnym wahaniem, przełożony musiał przyznać, że jest. Co prawda nie przez każdego, kto miałby na to ochotę. Trzeba spełniać wiele warunków. Dolg z rodu islandzkich czarnoksiężników odpowiada wszelkim wymaganiom. Jego czyste serce i wspaniały charakter są szeroko znane.

– W takim razie – Dolg odetchnął z ulgą. – W takim razie uwolnij Gorama od złożonej przysięgi!

– Ale nie rozumiem…

Dolg położył mu dłoń na ramieniu. Teraz nie mogę odnaleźć przejścia do wielkiego światła, tyle pojąłem. Mogę jednak próbować się tam dostać stąd, prawda? Nie mówię o Świętym Słońcu, lecz o samym jądrze, o wielkim świetle.

– Nikt nie zna drogi, która wiedzie tam z Ziemi!

– Może ja znam?

Przełożony przyglądał mu się pytająco. Nie nadążał za myślami Dolga.

Zdawało się, jakby te wymarłe przestrzenie Islandii w jakiś sposób paraliżowały przełożonego Gorama. Przywykł do przyjemnej, domowej atmosfery Królestwa Światła, z sąsiadami w pobliżu, życiem i gwarem wokół. A tutaj jest tak cicho, tak cicho; miał wrażenie, że ludzie z dawno minionych czasów nadal krążą pośród ruin. Było to uczucie, na jakie potężny Strażnik nigdy dotychczas sobie nie pozwolił.

– Zgódź się tylko, bym jeszcze odwiedził Fiordy Zachodnie – prosił wiecznie młody syn czarnoksiężnika. – A potem wszystko się ułoży.

– Chcesz lecieć tą małą gondolą?

– Nie, nie, jak już powiedziałem Lilji i Goramowi, chciałbym jeszcze raz wtopić się w ukochaną Islandię, odczuć ją całym moim jestestwem. Nie pójdę, naturalnie, piechotą. To by za długo trwało. Ani nie pojadę konno, bo droga jest zbyt niebezpieczna dla koni. Muszę zdobyć jakiegoś jeepa, z pewnością dostanę coś w Keldur, Faron wyposażył nas odpowiednio w pieniądze, będę więc mógł kupić.

Ale dlaczego musiał kupić jeepa, nie powiedział.

Naczelny Strażnik stal i wciąż rozmyślał, jak ta zamiana w elitarnym stowarzyszeniu Strażników powinna być przeprowadzona. Nie miał ochoty pójść do Gorama i powiedzieć: no to jesteś wolny. Uważał, że to by była kapitulacja w najbardziej upokarzającym stylu. Bolesna porażka.

Napotkał spojrzenie ciemnych oczu Dolga, był w nich jakiś cudowny blask, coś, czemu nie potrafił się oprzeć. I wargi młodego mężczyzny poruszały się niemal niedostrzegalnie…

Wielki Strażnik westchnął.

– No w porządku. Zgadzam się.

Cóż innego mógłby zrobić? Kiedy Dolg wypowiada zaklęcia, które podporządkowują innych jego woli, milkną wszelkie protesty.

Musiał jednak obiecać, że nie powie Goramowi o zamianie. Przełożony sam o tym poinformuje swego Strażnika w odpowiednim czasie. Kiedy Dolga już tu nie będzie.


Dolg pożegnał się z nimi serdecznie. Tulił Lilję do siebie tak długo, że aż Goram poczuł w sercu ukłucie bólu. To w jego ramionach tak powinna stać, to on powinien ją pocieszać.

Lilja przeżywała to jednak inaczej. Bardzo opanowana, powstrzymała dreszcz, ale była bliska szoku. Kiedy bowiem Dolg przytulił ją do siebie, zaczęła nieoczekiwanie patrzeć na otoczenie jego oczyma.

Czy tak on żyje przez cały czas? Czy wciąż widzi to, co minęło?

Lilja dostrzegała niewyraźne postaci na łące wokół. Spoglądały na ludzi pełnym żalu wzrokiem. Tuż obok przeszła młoda dziewczyna w staromodnym ubraniu, dźwigając bardzo ciężkie wiadro z wodą. Poślizgnęła się, uginała pod ciężarem. Lilja widziała też mężczyzn pracujących w miejscu, które teraz było zaniedbanym, porzuconym, zarośniętym bagniskiem. Kiedyś pewnie rozciągały się tu poła uprawne, w każdym razie ci ludzie posługiwali się narzędziami rolniczymi.

Owce pasły się na pobliskich zboczach, a kiedy Dolg wypuścił ją z objęć, zniknęły, wraz z nimi wszyscy ci dawno zmarli ludzie, i ziemia wyglądała dokładnie tak samo jak w chwili, kiedy tu wylądowali, z delikatną, wiosenną zielenią porastającą ruiny.

Goram też został uściskany.

– Nie przyniosę wam wstydu – powiedział Dolg cicho.

Goram nie bardzo zrozumiał, natomiast przełożony nie chciał go jeszcze o niczym informować. On też nie wiedział, co zamierza zrobić syn czarnoksiężnika, ten jednak działał z taką stanowczością, że Goram nie pytał o nic więcej.

– Powiedz tylko, skąd mamy cię zabrać – próbował ustalić.

Przyjaciel potrząsnął głową.

– Znikąd. Wracajcie po prostu do bazy na Grenlandii!

– A jak ty się stąd wydostaniesz? Gdzie cię szukać?

– Nie przejmuj się tym. Ja was znajdę.

Lilję przeniknął nagły łęk.

– Dolg! – zawołała. – Czy mamy cię już nie spotkać?

– Ależ spotkamy się! I to niedługo – odparł głosem pełnym czułości. – Nie martw się, wiem, co robię, i nigdy was nie opuszczę. Pozwólcie mi tylko odbyć tę podróż w samotności. Jest coś, co chciałbym jeszcze raz zobaczyć. Poza tym – dodał w zamyśleniu – poza tym w ten sposób łatwiej będę mógł pomóc memu ojcu i jego współpracownikom.

Potem odszedł między ruinami, w stronę Keldur, a oni stali i patrzyli w ślad za nim.

Lilja rozejrzała się z drżeniem wokół. Chociaż znajdowali się w bajecznie pięknym miejscu, to po odejściu Dolga zrobiło się strasznie pusto. Cała trójka wyglądała bezradnie. Jakby przeżyli wielki zawód.

Długo po tym jak sylwetka Dolga zniknęła za jednym z licznych na Islandii łańcuchów wzniesień, Goram powiedział:

– Dolg zostawił swoje szlachetne kamienie. Chociaż one otworzyłyby mu wstęp wszędzie, gdzie chciałby wejść. On jednak zostawił je nam. Powiedział, że mamy wystarczająco czyste serca, by przekazać je Shirze lub Oku Nocy, którzy przejmą za nie odpowiedzialność.

– Tak – potwierdziła Lilja, gdy Goram pogrążył się w rozmyślaniach. – Ale nie powinniśmy ich dotykać.

– Bardzo długo się z nami żegnał – westchnął przełożony Strażników. – Nie rozumiem tego, a zwykle żywimy podejrzenia w stosunku do spraw niepojętych. Ale musimy ruszać. Ja wezmę moją małą gondolę i wrócę do bazy. Wy też tam zmierzacie, prawda? Do Angmagssalik na Grenlandii? A więc pewnie się zobaczymy i razem wrócimy do Królestwa Światła. Bo wasze zadanie zostało wykonane, o ile wiem?

– No, jeśli nie przydzielą nam nowego – powiedział Goram ku wielkiemu zmartwieniu Lilji. Ona chciała już wracać razem z Goramem. Spotkanie z czarnym księciem głęboko nią wstrząsnęło, zostawiło ślady nie tylko na nadgarstku, lecz także w duszy. Była kompletnie wyczerpana, jeszcze jedno zadanie teraz, to ostatnie, czego mogła sobie życzyć.

Idąc w stronę gondoli, wciąż jeszcze patrzyli w ślad za Dolgiem. On jednak odszedł.

Przez ostatni kawałek drogi Goram prowadził Lilję za rękę.

– Miałem nadzieję, że będę już wolny – powiedział cicho. – A zamiast tego utraciliśmy Dolga. Liljo, nie odzyskam spokoju, dopóki się nie dowiem, co z nim.

– O tym samym myślałam – odparła. – Pojawiła się mała iskierka nadziei, ale zaraz zgasła, pozostawiając wielki zawód.

Wtedy Goram uśmiechnął się ciepło, choć ze smutkiem. Rozumieli się znakomicie. Gdyby tak leszcze mieli przed sobą jakąś wspólną przyszłość!

Przełożony Gorama natomiast zmagał się z wielkimi wyrzutami sumienia. Nie wiedział, czy postąpił źle czy dobrze. Dać Dolgowi prawo wstąpienia do elity Strażników? I nie powiedzieć o tym Goramowi?

W głębi duszy czuł się nędznie. Nagle Lilja zawołała:

– Patrzcie! Tam idzie Dolg! Wrócił!

Uradowani czekali na niego.

– I co, zrobiło ci się żal? – krzyknął Goram, kiedy Dolg był już tak blisko, że mógł go słyszeć.

– Trochę tak – odparł tamten. – Chyba ogarnął mnie zbyt wielki zapał. Kiedy jednak się zastanowiłem, uznałem, że bardzo stąd daleko do Fiordów Zachodnich. Wy szybciej znajdziecie się na Grenlandii, niż ja dojdę do pierwszego cypla. A może nie kupię jeepa w Keldur i musiałbym iść do Hvolsvöllur lub Helia? Więc ograniczyłem trochę swoje ambicje. Pojadę z wami jeszcze kawałek pod warunkiem, że wysadzicie mnie pod Dynjandiheidi, w pobliżu tamtejszego wspaniałego wodospadu. Zdążę się naoglądać islandzkiego krajobrazu po drodze stamtąd do cypli, poczuję ziemię pod stopami, pooddycham powietrzem znad morza…

– Więc nie wybierasz się do Gjáin? – zapytała Lilja.

Dolg patrzył gdzieś w dal i długo nie odpowiadał.

– Nie. Nie tym razem – rzekł w końcu. – Tak łatwo tam zostać.

U elfów tak, rzeczywiście bardzo łatwo. Lilja uspokoiła się.


Przełożony elitarnych Strażników udał się do bazy na Grenlandii, podczas gdy druga gondola kierowała się ku zachodniej Islandii. Kiedy zbliżyli się do wodospadu Dynjandi, który był widoczny z bardzo daleka, Dolg powiedział rozmarzony:

– Po drugiej stronie tej wielkiej równiny, od północy, leży Isafjördur. Eyri. Kyrkjubol. Tak więc krąg się zamyka.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała Lilja niespokojnie.

Dolg odwrócił głowę i popatrzył na nią tymi swoimi jakby nie mającymi dna oczyma.

– Tam zaczęła się historia czarnoksiężników. Tam dziadek i pradziadek mojego ojca zostali spaleni na stosie przez fanatycznych pastorów i przesądnych, histerycznych ludzi.

Nic podobały im się słowa „krąg się zamyka”, nic jednak nie powiedzieli. Dolg podjął decyzję, oni zaś mogli tylko żywić nadzieję, że znowu go spotkają, kiedy misyjna wyprawa na cyple dobiegnie końca.

Zrobił się tymczasem późny wieczór, postanowili więc wszyscy przenocować w pobliżu wodospadu. Daleko od ludzi, w pięknym otoczeniu. Zjedli razem pyszną kolację, znowu tylko we troje, jak w tamtych nudnych dniach nad Morzem Karskim, a potem poszli oglądać wodospad. Wieczór wciąż był jasny, a wodospad wspaniały. Śmiali się i żartowali, robili sobie nawzajem zdjęcia, Goram i Lilja chcieli mieć zdjęcia na tle wodospadu, nie odważyli się jednak stanąć zbyt blisko siebie.

– Och, dajcie już spokój – powiedział Dolg, który przecież wiedział więcej niż oni, ale obiecał, że będzie milczał. – Przysuńcie się do siebie! Ty, Goram, obejmij ją ramieniem, a ty, Liljo, przytul się do niego, i śmiejcie się, cieszcie, że wieczór taki piękny!

To prawda, wieczór był piękny, śmiech pojawił się sam z siebie, a potem trudno już było przestać. Powoli przepełniała ich radość, poczucie bliskości drugiego człowieka, a islandzkie „krie”, czyli rybitwy czerwonodziobe, krzyczały przejmująco nad brzegami fiordu.

To także taka chwila, której się nie zapomina, pomyślała Lilja. Zdążyła nazbierać już sporo takich chwil. Gromadziła je i chowała na później, żeby mieć co wspominać, kiedy już w domu, w Królestwie Światła, tęsknota za Goramem dokuczy zbyt mocno.

Jeśli kiedykolwiek tam jeszcze wrócą.

Chociaż, dlaczego by nie? Problem polega tylko na tym, czy będą mieć sumienie wyjechać, pozostawiając własnemu losowi zaginionych: Móriego, Berengarię i Armasa.

Lilja była pewna, że nie potrafią się tak zachować.

Kiedy następnego ranka obudzili się w gondoli, Dolga nie było. Wiedzieli, że zamierzał pójść do osad leżących nad fiordem, by kupić tam jeepa.

– Mam wrażenie, że on coś przed nami ukrywa – westchnęła Lilja. – Dlaczego nie pozwolił, byśmy odwieźli go na miejsce?

– On wie, co robi – odparł Goram krótko. – Ma swoje powody.

Wznieśli się gondolą bardzo wysoko i wypatrywali z góry jego sylwetki. Dolga jednak nigdzie nie było.

Загрузка...