9

Lilja przyspieszała kroku. Goram nie wyszedł im na spotkanie. Im dłużej szli z Dolgiem, tym bardziej ją to niepokoiło.

Ślady wodnego potwora i Dolga były jeszcze widoczne, choć wyglądały jak lekkie wgłębienia w śniegu, w każdym razie zabłądzić nie mogli. Dziwaczne stopy potwora z błonami pławnymi zostawiały rozległe wgłębienia, ślady syna czarnoksiężnika były bardziej normalne.

Lilja zastanawiała się, jak ten człowiek – ryba radzi sobie na lądzie, więc Dolg wyjaśnił jej, że z pewnością należy do amfibii.

– Tak jak żaby, które mogą żyć i w wodzie, i na lądzie?

– Właśnie tak!

– Uff, biedny człowiek!

Kiedy w końcu dotarli na miejsce, Lilja padła przy Goramie na kolana i wybuchnęła szlochem.

– Tak strasznie się bałam! Myślałam, że ty…

– No już, już dobrze – uspokajał ją. – Dziękuję ci, Dolg, że całą i zdrową przyprowadziłeś ją do domu!

Dom? Ten wymarły las pełen czających się wszędzie potworów? I jeden ranny Lemuryjczyk, ten, który znaczy dla niej więcej niż cokolwiek na świecie.

Goram nie mógł wyrwać korzenia i sam się wydostać z pułapki, znajdował się bowiem w bardzo niewygodnej pozycji, uniemożliwiającej mu wszelki ruch. Teraz pracowali wszyscy troje, by go uwolnić. Kiedy się to już stało, Dolg ujął w dłonie stopę towarzysza i trzymał tak przez jakiś czas. Pomogło. Goram mógł iść o własnych siłach, potrzebował tylko trochę wsparcia. Na szczęście nie doznał poważnej kontuzji, po prostu skręcił nogę w kostce, a to jest zawsze bardzo bolesne.

Wprawdzie był nie do końca sprawny, ale nie chciał o tym mówić.

Dolg przedstawił mu teorię Lilji i jej pomysł, by spróbować pomóc potworowi z wodospadu. Goram jednak potraktował to równie sceptycznie jak Dolg, jeśli nie bardziej.

– To jasne, że musimy go jeszcze raz odszukać – powiedział Goram. – Ale jaką widzisz dla niego przyszłość, gdybyśmy się nad nim ulitowali? W ogóle podejrzewam, że on świadomie starał się na ciebie wpłynąć, żeby się potem rzucić także na nas.

Lilja nie znajdowała na to odpowiedzi. Wiedziała tylko, że w tym strasznym potworze musi też istnieć jakaś dusza. Dusza, która cierpiała przez setki lat. Ale w jakim stanie jest teraz? Nikt nie potrafiłby na to odpowiedzieć.

– Jestem głodny – oznajmił Dolg.

Lilja i Goram również, jak się okazało. Ale śnieg wciąż sypał, a oni nie odnaleźli wzgórza, na którym zostawili gondolę i smaczne jedzenie, jakie w niej mieli. Na szczęście pojawiła się nadzieja, pamiętali bowiem, gdzie mniej więcej w stosunku do wodospadu znajduje się to wzgórze.

– Nie uważacie, że odnalezienie gondoli to teraz najważniejsza sprawa? – zapytał Goram. – Potrzebujemy jedzenia, ciepła, wypoczynku, a także suchych ubrań i opatrzenia ran. Potem będziemy mogli znowu podjąć polowanie na potwory.

Wszyscy uznali, że to wspaniała propozycja. Ożywieni myślą o przytulnej gondoli, powlekli się przez głębokie zaspy. Wiało teraz porządnie i wiatr zawodził smutne pieśni w koronach drzew, a śnieg zacinał w twarze.

Goram nie chciał pokazać, jak bardzo się boi, ale trzymał Lilję przy sobie, próbował też osłaniać ją przed największym wiatrem. Ponieważ mimo wszystko mieli już wiosnę, to powietrze nie było specjalnie zimne. Uznali, że wszystko się więc ułoży, zwłaszcza jeśli odnajdą gondolę i nie będą musieli spędzić nocy pod gołym niebem.

Ale wędrówka mogła być za trudna dla dziewczyny, która nie miała takiego treningu, jak większość członków grupy „Poszukiwaczy Przygód” z Królestwa Światła.

Goram widział, że Lilja jest bardzo zmęczona, a także wstrząśnięta strasznymi przeżyciami, dzielnie jednak szła naprzód i nie narzekała.

I nagle… znowu usłyszeli te stłumione odgłosy.

– Nie – jęknął Dolg. – Najpierw musimy odzyskać siły!

Wiedzieli jednak, że nie powinni zaprzepaścić szansy schwytania jednej ze złych istot. Trudno byłoby ją ponownie odnaleźć, już i tak stracili człowieka – rybę.

Rozglądali się uważnie dookoła. Goram obejmował Lilję, chroniąc ją przed nieoczekiwanym atakiem. Bardzo mu się nie podobało to, co słyszeli. Przede wszystkim dlatego, że było to coś absolutnie nieznajomego. Nigdy jeszcze nie słyszał czegoś podobnego, a jako Strażnik należący do elity miał sporo doświadczenia.

Po chwili odgłosy ucichły. Wędrowcy znajdowali się na kamiennym osypisku, tylko że pod śniegiem kamienie były niewidoczne. Instynktownie zaczęli się wycofywać.

To nie było to samo miejsce co przedtem, ale osypisko miało liczne odgałęzienia.

A może jest tak, jak mówi Lilja? Że pod kamieniami znajdują się groty i korytarze.

Przygotowali pistolety z usypiającymi pociskami, obraz złej kobiecej twarzy mieli świeżo w pamięci.

Dolg szepnął:

– Gdyby tu była Indra, to z pewnością starałaby się ją sprowokować. Wołałaby pewnie coś w rodzaju: „Ach, tak, ukrywasz się, ty wstrętna poczwaro, ty stara paskudna czarownico!”

Goram słuchał z uśmiechem.

– Tak, Indra niczego się nie boi.

Ze zdumieniem stwierdzili, że Lilja postanowiła oddać im przysługę. Znalazła jakąś gałąź i zanim zdążyli zaprotestować, wetknęła ją pod najbliższy kamień i wrzasnęła na cały głos:

– Więc to tak? Siedzisz tam i gdaczesz, ty stara potworo! Chcesz nas przestraszyć, ty Babo Jago!

Przerażony Goram odciągnął ją jednym szarpnięciem od kamienia.

– Nie jesteś Indrą, Liljo! Nie wolno ci robić takich rzeczy!

Twarz mu zbielała.

Spod kamieni dobiegło potworne gdakanie, mamrotanie, gulgotanie. Rozlegało się coraz bliżej.

Dolg pochylił się nad szczeliną z pistoletem gotowym do strzału.

Teraz dało się słyszeć jakieś wściekłe miauczenie, przywodzące na myśl koty w marcu, ale najwyraźniej się oddalało. Dolg odskoczył zaszokowany.

– A niech to diabli – wykrztusił. – To najgorsze, co przyszło mi oglądać!

– Udało ci się strzelić?

– Nie, zniknęła, zanim… Spójrz w górę, Lilja!

Za późno! Stworzenie o budzącym grozę wyglądzie wypadło z innego otworu. Zdążyli dostrzec długie, poziomo ułożone ciało, jak u czworonogów, ale z mnóstwem nóg po obu bokach, dziwacznych, sterczących, długich jak u pająka, zgiętych w kolanach. Głowa była ludzka, to ta sama okropna kobieta, którą widzieli przedtem.

Poruszała się błyskawicznie, ledwo zdążyli się zorientować, w którą stronę zmierza, gdy pierwsze pary rąk, czy nóg, czy co to było, wytrąciły mężczyznom pistolety. Niemal równocześnie potwór zwrócił się do Lilji i zadał jej cios. Nie tak, jak to robi skorpion, ta istota nie uderzała ogonem, ale błyskawicznym ruchem odwróciła się i zaatakowała żądłem umieszczonym w tylnej części ciała.

Goram zdążył chwycić Lilję, żeby ją odciągnąć, ale i tak została trafiona w udo. Wrzasnęła przeraźliwie z bólu i strachu, czuła bowiem, że ciało jej drętwieje.

Dolg złapał jakąś gałąź i zdzielił nią bestię po gębie. Najwyraźniej nie przywykła do oporu, bo natychmiast z gniewnym syczeniem odskoczyła na osypisko. Dolg rozpaczliwie szukał pistoletów, one jednak zniknęły gdzieś daleko pod śniegiem.

Goram był całkowicie przybity i załamany, utracił wszelką wolę walki. Klęczał na śniegu i trzymał w ramionach swoją najdroższą przyjaciółkę. Przytulał twarz do jej bladego policzka, całował jej czoło i płakał nad jej losem. Cichy szloch niósł się ku górom i wracał odbity od skał niczym żałobna pieśń nad tysiącami pomordowanych ludzi.

Jedynym człowiekiem, który teraz mógłby pomóc Lilji, był Dolg. On jednak wszystkie swoje siły koncentrował na trzymaniu w szachu bestii. Ponieważ pojawiła się znowu, tym razem wyżej, gotowa w każdej chwili rzucić się całym swoim długim, zniekształconym cielskiem, z tymi poruszającymi się nieustannie, koślawymi nogami. Przypominała wielką osę pozbawioną skrzydeł, za to wyposażoną w długie rzędy wysokich, pajęczych nóg.

Wyglądało jednak na to, że żywi pewien respekt dla Dolga, wyjątkowego, na pozór bardzo młodego człowieka o czarnych, smutnych oczach. On zaś wciąż stał w tym samym miejscu i emanował taką siłą, jakiej Goram nigdy jeszcze u niego nie widział. Widocznie Dolg jest bardziej niezwykły, niż się przypuszcza.

Bestia na zboczu zazwyczaj chyba się nikim nie przejmuje. Teraz sprawiała wrażenie jakby zakłopotanej.

Dolg zaczął do niej przemawiać, prawdopodobnie po to, by skłonić ją do odstąpienia od morderczego ataku, do którego się z całą pewnością szykowała.

Goram słyszał, że Dolg mówi w swoim skandynawskim języku, nie wiedział tylko, czy to norweski, czy islandzki, monstrum mówiło w swoim. Sądząc po melodii i akcencie Goram, ulokowałby je gdzieś w Europie południowo – wschodniej. Tamtych dwoje rozumiało się nawzajem, on także mógł śledzić rozmowę, ponieważ i on, i Dolg mieli aparaciki mowy.

Musiał siedzieć tam, gdzie był. Najchętniej pobiegłby szukać gondoli, by położyć nareszcie Lilję w bezpiecznym miejscu. Ale nie mógł. Gdy tylko się poruszył, ogromna bestia natychmiast odwracała się w jego stronę, gotowa do ataku.

Tak więc Goram siedział jak skamieniały.

Nie wiedział nawet, czy Lilja jeszcze żyje. Jego serce pogrążone było w czarnej rozpaczy.

Słyszał, że Dolg prowadzi z bestią ożywioną dyskusję.

– Jestem najpiękniejsza – syczała kobieta. – Jestem najsilniejsza. Wszyscy mężczyźni mnie pożądają, ale ja ich nie chcę.

Dolg najwyraźniej ją drażnił, raz po raz musiał uskakiwać w tył, gdy groziła, że zaatakuje.

– Kiedy to mężczyźni cię pożądali?

– Teraz, oczywiście, ty beznadziejny ignorancie!

– A który to jest rok?

– Co za głupie pytania! O co ci chodzi?

Dolg sam nie wiedział. Musiał po prostu przeciągać to wszystko, chciał zyskać na czasie, zastanowić się, coś wymyślić. Nie miał jednak nic do pomocy, nie sądził, by islandzkie runy podziałały na coś tak przeżartego złem, jak ten potwór na górze.

– Kim ty jesteś?

Pytanie bardzo ją zirytowało. Prychnęła ochryple i zamierzała się na niego rzucić, ale Dolg wciąż trzymał przed sobą gałąź. Widocznie nie chciała, żeby ją znowu uderzył w twarz. Może się bała, że uszkodzi jej niezwykłą urodę.

Bestia nieoczekiwanie wysyczała odpowiedź:

– Jestem Elzebet, potężna hrabina, wszyscy to wiedzą. Udało mi się zachować młodość, kąpałam się bowiem we krwi młodych dziewic. U stóp mojego zamku pogrzebano tysiące tych istot, które zadręczyłam osobiście za pomocą nożyczek. Teraz tam wracam.

To musiało być dawno, dawno temu, pomyślał Dolg.

– Chyba widzisz, jaka jestem młoda – powiedziała bardzo z siebie zadowolona.

Chciałbym mieć lusterko, pomyślał. Wtedy byś inaczej śpiewała.

– Zyskałam właśnie nowe źródło świeżej krwi. To ta gąska. Rozkoszna kąpiel dobrze mi zrobi!

Goram mocniej przycisnął Lilję, gotów bronić jej życia do ostatniego tchu.

Dolg również zbladł, ciągnął jednak spokojnie:

– Po co przyszłaś do Góry Czterech Wiatrów?

Złe ślepia rozbłysły.

– Tu można zdobyć władzę nad wszystkimi głupimi ludźmi i nad całym światem. A do tego wieczne życie i wieczną młodość. Jestem właśnie w drodze do źródła. Jeszcze tylko kawałek.

Czy ona nie ma poczucia czasu, żadnej orientacji? zastanawiał się Dolg. Mówił jednak dalej bardzo spokojnie:

– Ja mam czterysta lat, a nigdy nie szukałem tego wstrętnego źródła.

Bestia podeszła bliżej, zsuwała się po kamieniach. Z tej odległości wyglądała jeszcze straszniej, jak najgorszy senny koszmar. Zółtoblada, o wodnistych szarych oczach, które już dawno zmętniały. Twarz poorana zmarszczkami, groteskowa. Spróchniałe zęby cuchnęły na odległość, wargi zaczynały przemieniać się w potężne szczęki jak u drapieżnych owadów. Wyglądała na kilkaset lat, co też pewnie było prawdą, nie miała w sobie nic łagodnego, nic, co mogłoby wzbudzać choćby cień sympatii. Włosy długie i żółtoszare, ale tak przerzedzone, że sterczało tylko kilka kosmyków na łysej czaszce. Najbardziej odpychające było jednak zło ziejące z jej oczu.

– Jak znalazłeś źródło młodości? – zapytał nieludzki, tym razem jakby przymilny głos. – I gdzie?

– Tego się nigdy nie dowiesz.

Dolg nie wiedział, jak się to wszystko skończy. Chociaż zawodzenie Gorama ucichło, dosłownie wyczuwał rozpacz towarzysza, że nie może mu pomóc i że nie może nic zrobić dla Lilji. Pistolety ze znieczulającymi pociskami leżały poza ich zasięgiem. Nie mieli naprawdę nic, czym mogliby się bronić, a wstrętna bestia gotowa była użądlić Dolga w każdej chwili. Chciała tylko przedtem poznać jego tajemnicę, a mianowicie, jak zdołał zachować młodość.

To była teraz jego ostatnia deska ratunku, ostatnie źdźbło, którego mógł się chwycić.

– A dlaczego nie doszłaś do źródła zła? – zapytał.

– Powierz mi swoją tajemnicę, piękny młodzieńcze, to ci powiem.

– Tak, tak, nigdy nie dotarłaś do źródła – skonstatował.

Straszna gęba pociemniała w potwornym gniewie.

– Gdzie znajdę wieczną młodość? – ryknęła bestia.

– Dlaczego nie dotarłaś do źródła? – upierał się Dolg, chociaż zaczynał się bać nie na żarty. Bo gdyby posunął się za daleko…?

Potwór tłukł śnieg tylną częścią swego cielska tak, że biały puch rozsypywał się gwałtownie na wszystkie strony; pajęcze nogi tupały wściekle. W końcu bestia wrzasnęła z furią:

– Bo jakiś idiota pozamykał wszystkie bramy. Byłam właśnie w kamiennym piekle, już miałam się stamtąd wydostać, zresztą już prawie byłam na zewnątrz, gdy nagle ciemności zapadły nad źródłem zła i popłynęła stamtąd zwyczajna, zasrana woda!

Aha, pomyślał Dolg. To mamy wyjaśnienie, dlaczego człowiek – ryba wykształcił skrzela!

Kobieta, nie panując już nad sobą, krzyczała dalej:

– Nie mogłam ani iść naprzód, ani wracać. Udało mi się w końcu znaleźć jakąś półkę nad kamieniami. Woda tam nie sięgała.

– I tak stałaś się stworem, który pełza między i pod kamieniami.

Kolejny syk zabrzmiał złowieszczo. Lepiej zachować ostrożność.

Shira, myślał Dolg, to Shira zdołała dotrzeć do źródła jasnej wody i sprawiła, że Góra Czterech Wiatrów na zawsze pogrążyła się w morzu.

No ale ta Elzebet? Ona musiała się znaleźć w grotach na wiele lat przed Shirą.

I nie udało jej się, ale nie chciała się do tego przyznać.

Kiedy rozmawiali, Dolg zdołał tak wymanewrować bestię, że była teraz odwrócona plecami do Gorama. Strażnik natychmiast zrozumiał intencje przyjaciela i z Lilją w ramionach ostrożnie wstał, gotów ruszać na poszukiwanie gondoli oraz czegoś, co by zapewniło im wszystkim bezpieczeństwo, uratowało Dolga.

Ale diabelska baba musiała chyba mieć oczy na karku, natychmiast zorientowała się w sytuacji i błyskawicznie niczym łasica zbiegła z osypiska. Dolg nie zdążył unieść gałęzi, gdy przemknęła obok niego i rzuciła się na Lilję, nowe źródło świeżej krwi.

Goram wrzeszczał i próbował uciekać z dziewczyną, ale nie miał na to szans. Dolg rozpaczliwie szukał pistoletów, wszystko na próżno.

I wtedy nad bestią pojawiła się wielka płaska stopa, uniosła się w górę, a potem opadła, łamiąc i miażdżąc tysiące członków.

Do akcji wkroczył wielbiciel Lilji.

Загрузка...