Las wydawał się Lilji zimny, pusty i zły. Zimny, bo okropnie przemarzła, pusty, ponieważ nie było ani Gorama, ani gondoli, a zły, gdyż śmierć krążyła wokół nich, nie chciała się jednak pokazać.
– Chodź, Kinigut – powiedział Dolg, pociągnął też za sobą Lilję. – Musimy znaleźć butelkę.
Znowu do tego okropnego wodospadu! Lilja miała nadzieję, że już go więcej nie ujrzy. Jak to niekiedy bywa, ogarnęła ją straszna panika. Nigdy już stąd nie wyjdę! myślała przerażona.
Posłusznie jednak poszła. Za nic na świecie nie chciałaby się oddalić od tych dwóch, którzy tu jeszcze z nią zostali.
A co będzie, jeśli Goram wróci i nas nie zastanie?
Co za głupstwa! Nie należy się martwić na zapas, zwłaszcza jeśli się ma pod dostatkiem bieżących problemów.
Plask, plask, brnęła w rozmokłym śniegu. Zmęczona i smutna, pozbawiona wszelkiej chęci przeżywania przygód, daleko od Gorama.
Ostrożnie okrążyli wielkim łukiem miejsce, gdzie rozegrała się walka z pajęczycą, nikt nie chciał go już więcej oglądać.
Mozolnie schodzili do rozpadliny. Szary lód pokrywający wodospad dosłownie wisiał nad nimi, kiedy w końcu znaleźli się na samym dole z poocieranymi dłońmi i na pół odmrożonymi palcami.
Kinigut już się przygotowywał do nurkowania.
– Stop, stop! – krzyknął Dolg. – Już nie jesteś zdolny do życia w wodzie!
– Ale butelka leży tu niedaleko.
– Prąd pod lodem jest bardzo gwałtowny – powiedziała Lilja.
To prawda, Kinigut położył uszy po sobie. Któż może to wiedzieć lepiej niż on, żył przecież w tej wodzie. Wtedy prądy nie stanowiły dla niego przeszkody. Ale teraz? Nie, nie odważyłby się!
– Przydałaby się jakaś lina – westchnęła Lilja.
Dolg uśmiechnął się i wyjął z kieszeni kawałek szura.
– Sznur elfów! – krzyknęła Lilja zachwycona. – Kinigut, to nasz ratunek!
– Ten kawałek linki?
Oniemiały ze zdumienia patrzył, jak Dolg obwiązuje go sznurem w pasie i jak ten sznur się powoli wydłuża i wydłuża…
– Nie, dość, przecież spadnę na samo dno – protestował Samojed.
– Nie martw się, sznur będzie dokładnie taki długi jak potrzeba – uspokajał go Dolg. – No, teraz możesz wskakiwać do wody, przywiązałem cię do drzewa.
Kinigut zdjął z siebie większość ubrania. Dygotał z zimna i wiedział, że w wodzie nie będzie mu lepiej. Wciągnął jak najwięcej powietrza do płuc, po czym dzielnie zanurkował. Ze względu na grubą warstwę śniegu nie widzieli go pod lodem. Wkrótce jednak dał znak, że jest gotów, i Dolg z Lilją zaczęli go wyciągać.
Kinigut wynurzył się na powierzchnię. Śniada twarz mu zsiniała, dygotał z zimna, ze świstem łykał powietrze. Dyszał ciężko, a przyjaciele nacierali go dla rozgrzewki. Potem mógł włożyć suche ubranie. Tymczasem Dolg ostrożnie ukrył amforę w węzełku z własnego swetra. Nie odważył się odłożyć butelki do torby. Sąsiedztwo szlachetnych kamieni z wodą zła mogłoby doprowadzić do brzemiennej w skutki kolizji. Już i tak znajdowali się w wystarczająco niedobrej sytuacji.
– Butelkę poniesiesz ty, Kinigut – powiedział Dolg. – I musisz iść w dość dużej odległości ode mnie. Szafir nie będzie tego tolerował, a farangil mógłby nam narobić trudnych do przewidzenia kłopotów. Masz, weź węzełek!
– Na szczęście mamy butelkę – cieszyła się Lilja. – To twoja wielka zasługa, Kinigut!
– Prawdziwy wyczyn – potwierdził Dolg. Nie chciał im przypominać, że nie ma się jeszcze z czego tak cieszyć, bo najgorsze wciąż przed nimi.
Goram gnał na łeb, na szyję, biedni więźniowie trzymali się rozpaczliwie foteli, przerażeni straszną szybkością jazdy.
W końcu zorientował się w sytuacji i trochę zwolnił. Tak się spieszył, tak strasznie się spieszył, musiał jak najprędzej wrócić do Lilji, która potrzebuje jego ochrony.
Wysadził wszystkich przed domem starego Samojeda w Nor. Zaczynało już tam być tłoczno, a więźniowie widzieli z góry gromady ludzi idących ku osadzie, i z południa, i z zachodu. To tubylcy, którzy, widząc, że tundra po wycieczkach tych dziwnych pojazdów zrobiła się zielona jak nigdy przedtem, wracali do domów. Najzdrowsi z więźniów wyszli im na spotkanie, by co rychlej powiadomić, że trzy potwory ukrywające się w górach zostały wyeliminowane.
Może trochę za wcześnie, ale Goram ani nie mógł, ani też nie chciał tłumić ich radości takim drobiazgiem jak trzecie monstrum, i to najgorsze ze wszystkich, które jeszcze pozostawało na swobodzie.
Znowu ogarnął go lęk. Jego przyjaciele, sami, starają się podejść potwora. Trzeba się spieszyć, czas nagli! Oczyma duszy widział dziewczęcą twarzyczkę. Tę, która na zawsze pozostanie w jego myślach.
Jak się w końcu ułożą ich sprawy? Skąd on weźmie dość sił, żeby się z nią po tym wszystkim rozłączyć.
Pod nim przelatywał klucz dzikich gęsi. Gondola poruszała się bezszelestnie, nie płoszyła ptaków.
Żeby zająć myśli czym innym, zaczął cicho śpiewać. Pieśń, którą zwykł nucić Gabriel, była popularna na Ziemi za jego czasów. Goram śpiewał ją ku czci ptaków, które kierowały się na północ. Pieśń o innego rodzaju tęsknocie:
Dziś w nocy słyszałem krzyk dzikiej gęsi,
lecącej samotnie po niebie.
Chciałem spać, lecz to nie miało sensu,
bo jestem bratem starej dzikiej gęsi.
Moje serce wie to, co dzika gęś wie,
i muszę iść tam, gdzie ona chce.
Dzika gęś, moja siostra gęś,
ona wie, co w życiu najlepsze,
wieczna tęsknota, czy spokojne serce.
Do tego miejsca pieśń odpowiadała nastrojowi Gorama, była zgodna z jego myślami. Potem jednak zaczęła opowiadać o tęsknocie, która różniła się od jego tęsknoty.
Patrzył, jak klucz dzikich gęsi znika nad morzem, kierując się ku Nowej Ziemi, i uśmiechnął się sam do siebie. Życzył ptakom szczęścia w drodze i tam, dokąd lecą. Nie zastanawiając się nad tym, nucił dalej ten stary, zapomniany już przez ludzi szlagier:
Kabina jest ciepła, a śnieg głęboki.
I mam uśpioną kobietę przy boku.
Ona musi pojąć, że nie ma sensu
Kochać brata starej dzikiej gęsi.
Widział, że od południa zbliża się wielka chmara ptactwa. Całe szczęście, że one jeszcze żyją, pomyślał. Że nie wyginęły co do jednego.
Zakończył swoje śpiewanie:
Wiosna nadchodzi i lody topnieją,
nie mogę zwlekać z powodu kobiety.
Przeszłość zabrała wszelką nadzieję,
nie będzie z nas pary, niestety. *
Goram skulił się mimo woli… „Ona musi pojąć, że nie ma sensu kochać Strażnika Świętego Słońca?”
Dlaczego przyszła mu do głowy ta stara piosenka? Żeby go dręczyć?
Nareszcie w dole zamajaczyły wzniesienia, na których powinni się znajdować przyjaciele. Poczuł, że pierś ściska mu żelazna obręcz lęku. Czy jeszcze tam są? Gdzie jest ona? Gdzie?
Dolg przystanął nagle, gdy zbliżali się do miejsca, w którym niedawno stała gondola.
– Nie, poczekajcie, poczekajcie chwilę! – zawołał pełen jak najgorszych przeczuć. – Coś mi się tu nie zgadza! Och, gdybym należał do Ludzi Lodu, wiedziałbym więcej!
Wezwał Farona, który był jego łącznikiem i kontaktem w Królestwie Światła, poprzez niego połączył się z Natanielem. Rozmawiali długo, Lilja i Kinigut cierpliwie czekali, przestępując z nogi na nogę w rozkisłym śniegu. W końcu rozmowa dobiegła końca i Dolg objaśnił im, gdzie tkwi błąd:
Otóż wtedy, kiedy Nataniel walczył z Tengelem Złym o naczynie z wodą zła, nie mógł się do tego naczynia za bardzo zbliżyć; każda ludzka istota, która by tego spróbowała, zostałaby natychmiast unicestwiona. Tymczasem oni wszyscy troje podają sobie z rąk do rąk amforę, opiekują się nią i nic się nikomu nie stało.
Są jeszcze dwie godne uwagi sprawy, wywodził Dolg: Nieziemsko urodziwy Tengel Zły, ten, który ukazał się zaledwie na minutę, miał na głowie koronę z ognia, z jego zmrużonych oczu także wydobywał się ogień. Natomiast owa istota z otchłani krążąca po tutejszym lesie ma na głowie koronę antracytowego koloru, zaś oczy… no właśnie, jakiego koloru są jego oczy?
– Lodowato zielone – odparł Kinigut pospiesznie, bo to przecież on widywał potwora z bliska.
Dolg podziękował za informację i zaczął roztrząsać trzecią kwestię, która budziła jego wątpliwości: Tengel Zły nigdy nie pił czarnej wody, jedynie się nią spryskał, a i to delikatnie. Nie stał się budzącą grozę piękną istotą, dopóki nie oblizał korka butelki i nie przełknął paru kropel.
Tutejszy piękniś musiał się napić wody. W takim razie po co mu ta amfora, która bez wątpienia należy do niego, opis się zgadza. Powstaje zatem podejrzenie, że ma on tam nie wodę zła, lecz coś innego. Tylko co? Musi to być ciecz, bo chlupie. Ale najwyraźniej jest całkowicie nieszkodliwa.
– Kinigut! Przychodzi ci do głowy jakieś wyjaśnienie?
Nieduży Samojed stał zbity z tropu.
– Nie, ja…
– Musiał nabrać tej cieczy w grotach – rzekł Dolg, gdy milczenie się przedłużało. – I to nie była ciemna woda! Ty tam byłeś, Kinigut, zastanów się! Jakie jeszcze ciecze znajdowały się w grotach?
– Gondola! – zawołała rozradowana Lilja.
Musiało chwilę potrwać, zanim Dolg wrócił do rzeczywistości i zrozumiał, o co chodzi. Tymczasem srebrzysty pojazd zniżył się, a potem łagodnie wylądował na wzniesieniu. Tak jak ustalono, była to większa gondola. Znajdowało się w niej o wiele więcej urządzeń niż w małej. Pobiegli w górę i w pół drogi spotkali Gorama. Lilja przyglądała mu się z daleka. Z perspektywy wydawał się jeszcze bardziej imponujący, taki spokojny, tak strasznie pociągający.
Patrzył jej w oczy. Uśmiechał się z ulgą. W tym momencie Lilja mogłaby za niego umrzeć.
Kiedy szli do gondoli i wsiadali do niej, Dolg pospiesznie wyjaśnił przyjacielowi, co się stało pod jego nieobecność.
– Doszliśmy do tego, a Kinigut się właśnie zastanawia, co może zawierać butelka.
– Ja widziałem tego diabła z powietrza – oznajmił Goram. – Krąży niedaleko stąd. Od południa. On mnie nie widział. Za jego czasów nie było samolotów, więc nie lęka się ataku z powietrza.
Jaka to nieopisana przyjemność znaleźć się znowu w gondoli. Trzeba było rozgrzać Kiniguta, więc włączono ciepło w kabinie, otulono go wełnianym kocem, poza tym dostał kielicha. Zasłużył sobie na to. Samojed rozglądał się za jeszcze jednym, w końcu Goram wlał mu parę kropli do kieliszka na pocieszenie.
Nareszcie Kinigut mógł mówić.
– Naturalnie, że coś kapało ze ścian – rzekł z wahaniem. – Ale przeważnie była to woda z topniejącego lodu. A potem nastąpiła ta wielka powódź, kiedy Góra Czterech Wiatrów pogrążyła się w morzu.
– Daj temu spokój, wiemy już przecież, że musiały powstać jakieś nisze powietrzne. Pajęczyca przetrwała w jednej z nich. On też musiał na coś takiego trafić!
Goram podpowiedział:
– A czy Shira nie miała takiej próby, że była nakłaniana do wypicia wody? Słyszała głos, który nie przestawał śpiewać: „Napij się wody, a znajdziesz prawdziwą miłość”, czy coś w tym rodzaju.
Twarz Kiniguta rozjaśniła się.
– Oczywiście! Ja też tego doświadczyłem. To było przy takim perliście bijącym źródełku górskim, na samym początku wędrówki przez groty.
Trochę był speszony, kiedy tak siedział owinięty kocem pod sam nos.
– Ja się z tego źródełka napiłem, chociaż nie powinienem. I to właśnie dlatego zabłądziłem, ta woda sprowadziła mnie na manowce!
– Widocznie pajęczyca również uległa namowom – stwierdziła Lilja.
– Oczywiście, tak zrobiła, wiem o tym – zawołał Kinigut. – Jeszcze tutaj, w lesie, krzyczała głośno: „To przeklęte górskie źródełko! To przez nie wszystko straciłam!” Od razu wiedziałem, o co jej chodzi.
– I tobie też jakiś głos śpiewał o miłości? – zapytał Dolg sceptycznie.
– Nie, nie o miłości.
– No tak, o miłości to on śpiewał Shirze, wiedział, że tym jedynie mógłby ją skusić. Była to bowiem grota pokus, którym należało się oprzeć. Ale co takiego ten głos obiecał tobie, że się napiłeś?
Kinigut uśmiechał się zawstydzony.
– Bogactwo. No i połknąłem haczyk.
– Jasne – rzekł Goram. – Dla słabych dusz wieczne życie i władza nic nie znaczą bez bogactwa. Przepraszam, nie chciałem cię urazić.
– Nic nie szkodzi, to jest, niestety, prawda, szczera prawda – westchnął Kinigut. – Pajęczyca też wpadła w tę pułapkę. Ale on…
Twarz mu się rozjaśniła.
– Tak, oczywiście, przed skalnym źródełkiem było takie samo naczynie, jak to!
Dolg słuchał zakłopotany.
– W opowiadaniu Shiry nic na temat naczynia nie ma. Ona widziała tylko mały, srebrny pucharek, z którego mogła się napić. Ale nic więcej.
– Bo tej butelki nie było widać, dopiero jak się podeszło do źródła – tłumaczył Kinigut z zapałem. – Ona mogła jej nie widzieć, skoro nie zamierzała pić wody.
– Tak, to chyba racja.
Lilja zapytała:
– Więc uważacie, że ten potwór się nie napił, tylko zanim stamtąd wyszedł, nabrał sobie wody na później? Że jest taki przebiegły i chciał zapewnić sobie bogactwo, nie rezygnując z szansy dotarcia do prawdziwego źródła zła?
– Tak – właśnie myślę – potwierdził Dolg. – I to nam wyjaśnia, dlaczego teraz z takim uporem szuka tej swojej amfory. Jest w końcu na powierzchni ziemi, mógłby się nareszcie napić wody i stać się strasznie bogaty.
– Nie mógłby – oznajmił Kinigut sucho.
– Nie mógłby, wiem, ale on myśli, że może, i to jest najważniejsze.
Goram zastanawiał się:
– Z powodu tej wody dwoje innych zabłądziło. On jednak dotarł do źródła zła i tam dopiero duchy go zamknęły. A potem przyszła Shira i skalista wyspa zapadła się w morzu.
– Wyobrażam sobie, jak się wściekał – skomentował Dolg.
Wszyscy musieli się uśmiechnąć, choć sytuacja wcale do wesołości nie nastrajała.
– No to co teraz zrobimy? – zapytała Lilja.
Goram ożywił się:
– Mamy przecież wszelkie możliwości, żeby go pokonać. Jeśli wylejemy zawartość amfory, a na jej miejsce wlejemy jasnej wody, to…
– Tak! – zawołała Lilja. – Wspaniały pomysł!
Dolg był bardziej powściągliwy.
– To niewątpliwie dobre rozwiązanie. Widzę jednak pewne ale, i to nawet dwa.
– Co znowu? – zapytał Goram.
– Po pierwsze, nie powinniśmy ruszać zawartości amfory. Pochodzi ona z grot zła i z pewnością nie zawiera w sobie niczego dobrego, ani dla nas, ani dla ziemi, na którą musielibyśmy ją wylać. Po drugie: Jak wręczymy mu amforę?
Lilja jęknęła. Piękny plan runął niczym domek z kart.
Dolg jednak chował asa w rękawie. Jego twarz rozjaśniała się coraz bardziej.
– Może mógłbym posłużyć się czarami. Nie znam run ani zaklęć odpowiednich akurat dla takiej sytuacji, ale czarować można i w inny sposób. Dobry czarownik potrafi odmieniać i rzeczy, i stworzenia. Ja jestem wprawdzie tylko czarnoksiężnikiem z Islandii, zaś takie czary to sztuka staronordycka, a także fińska i lapońska, spróbujmy jednak. Czy my mamy jakąś odpowiednio dużą butelkę, Goram?
Lilja pomagała Lemuryjczykowi szukać. Kinigut tymczasem zasnął, zmorzony ciepłem i alkoholem. Nie budzili go, nie miał zresztą żadnego zadania do wypełnienia.
Jedyne, co znaleźli, to słoik mniej więcej tak samo wysoki jak amfora. Dolg ustawił oba naczynia przed sobą, po czym zaczął cichutko śpiewać, kształtując jednocześnie słoik rękami. Zdumieni patrzyli, jak spod jego dłoni powoli wyłania się druga amfora. Zabrało to wprawdzie sporo czasu, Kinigut mógł się przespać, w końcu jednak na stole stały dwa identyczne naczynia.
Lilja odetchnęła głośno, Dolg wyprostował się z dumą. Trzeba przyznać, że to nie byle jaki wyczyn.
– No, a co zrobimy z oryginałem? – zastanawiał się Goram.
– To zmartwienie na później – odparł Dolg i zamknął starą amforę w szafie. – Teraz musimy się postarać, żeby znalazł nową. Nie możemy jej położyć za bardzo na widoku, bo mógłby zwęszyć pismo nosem; szukał przecież wszędzie, i to nie raz.
Wstrzymywali dech, kiedy Dolg ostrożnie przelewał jasną wodę do amfory.
– W starej było znacznie więcej cieczy – zauważyła Lilja.
– Wiem. Nie mogę jednak rozcieńczać wody dobra, powinna pozostać skondensowana. Zabuduję więc trochę wnętrze nowej amfory i będzie wyglądać jak prawie pełna. Nie jest przecież przezroczysta, nie można widzieć zawartości.
– Tak więc rozwiązałeś sprawę punktu pierwszego – rzekł Goram. – Pozwól teraz, że pójdę i ułożę butelkę w miejscu, w którym on ją znajdzie jak najszybciej, ale nie nabierze żadnych podejrzeń. Musimy być pewni, że został unieszkodliwiony, zanim opuścimy te góry.
– Masz rację, tylko że ty iść nie możesz. Sam mówiłeś, że on jest tu niedaleko, a jeśli cię zobaczy, nie ujdziesz z życiem.
– Już raz mnie widział i wcale na mnie nie zareagował.
– Tak, bo wtedy byłeś mu absolutnie obojętny, natomiast teraz miałbyś tę jego ukochaną butelkę. A to istotna różnica. To będzie zadanie dla Lilji!
– Nie! – wrzasnął Goram tak głośno, że Kinigut się obudził. – Nigdy w życiu!
– Ale tylko ona ma szansę podłożyć butelkę i ujść cało. Ani ty, ani ja, ani Kinigut takich możliwości nie mamy. Natomiast niewinna, ładna, młoda panienka…
– Dolg, ty nie wiesz, co mówisz!
– Mogę pójść – oznajmiła Lilja stanowczo. – Czas najwyższy, bym i ja coś zrobiła.
– Nie, ja nie pozwalam!
Właśnie wtedy stwierdzili, że nie są w gondoli sami.