Rozdział 13

Księżna Theresa nie mogła zmrużyć oka, choć po dwóch dobach bez snu zmęczenie dawało o sobie znać bólem całego ciała. Dopiero nad ranem udało jej się zdrzemnąć.

Moja córka… Nareszcie spotkałam swe jedyne dziecka. Cóż za przemiłe stworzenie! Śliczne w tak trudny do określenia sposób. Jakby w dość przeciętnych rysach odbijała się piękna dusza.

Tak bardzo już ją polubiłam, gotowa jestem nieba jej przychylić.

Ona jednak okazuje pewną rezerwę. Nie może być inaczej wszak upłynęła zaledwie doba, odkąd się poznałyśmy, lecz i tak jej dystans sprawia ból. Ona wszystko robi z wahaniem. Wprawdzie pozwała mi trzymać się za. rękę, pozwała się uściskać, ale zachowuje się biernie, sama nie bierze w tym udziału.

Jak mam do niej dotrzeć?

Jak zdołam wszystko naprawić? Te długie lata, kiedy nawet nie wiedziała o moim istnieniu? Ileż zła doświadczyła!

Ale czy w zamku Gottorp byłoby jej lepiej?

– Nie, z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć: nie!

Theresa zorientowała się, że nagle przemówiła na głos. Oby tylko nie usłyszała jej pokojówka w sąsiednim pokoju!

Takie długie pasmo tęsknoty! Skończyło się, nie chcę już nigdy rozstawać się z moim dzieckiem. Nigdy, nigdy więcej!

Ach, wszystko jest takie nowe, dzieje się tak szybko!

Na dobitkę śmierć Adolfa…

Theresa nie chciała precyzować stanu swych uczuć, zastanawiać się, czy odczuwa żal, czy też tylko ulgę. Bała się własnych myśli.

Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ogarniał ją niepokój na myśl o tym, co ją czeka w najbliższych dniach.

Dlaczego nie pozwalają mi pochować go tutaj, w Christianii? zadawała sobie pytanie. Dlaczego krewni nalegają, by złożyć ciało do grobu w Holsteinie-Gottorpie? A jeśli tak bardzo sobie tego życzą, dlaczego sami nie towarzyszą zwłokom? Stwierdzili, że to moja powinność. Prosiłam o dodatkowy powóz, który mógłby jechać za karawanem, lecz odmówili twierdząc, że tak nie uchodzi. Wdowa musi towarzyszyć zmarłemu mężowi aż do samego domu, przynajmniej tyle powinnam uczynić dla biednego Adolfa, skoro odmawiałam mu dziecka! Ach, jak mało wiedzą! Nie, to nieprawda, wiedzieli o wszystkim. Wiedzieli, że jest bezpłodny, widzieli, aż za często, jak mnie bije. Za wszelką cenę jednak pragnęli zachować pozory. Moim kosztem. Bo jestem z rodu Habsburgów, przewyższam ich urodzeniem, dlatego chcą mnie zniszczyć, zdeptać.

Właściwie nigdy nie wybaczyłam rodzicom, że zmusili mnie do poślubienia księcia Adolfa. Nie chciałam go za męża! Marzyłam…

Nie, o tym nie wolno mi myśleć!

A dlaczego? Mój ukochany. Jedyna miłość mego życia. On dał mi Tiril. Dziecko, które musiałam porzucić. Teraz jednak je odzyskałam.

A Adolf nie żyje.

I chociaż muszę towarzyszyć coraz bardziej cuchnącej trumnie do zamku Gottorp, nic więcej pod słońcem nie wiąże mnie już z tym miejscem. Zrobię, co zechcę, a to oznacza, że przyłączę się do Tiril i zatroszczę o jej przyszłość.

Tylko gdzie zamieszkamy?

Ten dwór świetnie by się do tego nadawał, ale stara jędza żąda za niego fortuny.

Aurora…

Biedna, zniewolona Aurora, wiem, że i ona chętnie osiadłaby tutaj, z daleka od swej potwornej matki.

Nigdy nie spotkałam osoby równie okropnej jak ta stara czarownica. W dodatku wygląda na to, że dożyje setki.

Przyjaciele Tiril budzą mój niepokój. Zaopiekowali się nią, prawda, i są wobec niej bardzo lojalni. Ale kim oni właściwie są?

Baronównę van Zuiden znają wszyscy, doprawdy nie jest ona odpowiednim towarzystwem dla mojej Tiril. A przecież nie mogę powiedzieć: „Nie wolno ci się już z nami spotykać”. Catherine van Zuiden zbyt wiele uczyniła dla mojej córki.

Dzięki Bogu wkrótce wyjedzie już do Bergen, razem z Erlingiem Müllerem.

Theresa uśmiechnęła się leciutko. Erling Müller! Nazwał się von Müller, byle dostać się na bal! Cóż za śmiałość. Lubię tego człowieka, jest uczciwy, przystojny i bogaty, ma dobry charakter. I tak wiele pomógł Tiril.

Niestety, nie jest szlachcicem.

W dodatku Tiril nie łączą z nim żadne cieplejsze uczucia. Kiedyś bardzo się nią interesował, sam mi to wyznał, lecz uczucie zgasło, nie miało się czym karmić.

I ten ostatni, najdziwniejszy z nich wszystkich! Móri. Doktor Móri. Nie jest właściwie medykiem, przyznał to, gdy opowiadali mi swą historię. Ale kim wobec tego jest? A może czym?

Najgorsze, że Tiril żywi dlań bezgraniczny podziw. Czy nie widzi, że jest niebezpieczny?

Obawiam się, że właśnie ta strona jego natury ją pociąga. Można chyba mówić o swoistej miłości, jaka ich łączy. Jego ciemne oczy niczego nie zdradzają, ale sposób, w jaki jej dotyka…

Niepokoi mnie to.

Trzasnęły drzwi wejściowe…

Właśnie weszli, razem, słyszę, jak rozmawiają w sieni. Ale Tiril nie zabawiła długo poza domem, zaledwie kilka minut, nie mogli zdążyć…

Cóż za paskudne myśli! Sama przecież wiem, jak to jest być młodą i zakochaną. Nie lepiej się zachowałam, miałabym więc ich osądzać?

Na pewno do niczego nie doszło w tak krótkim czasie, głowę dam sobie uciąć.

Rozchodzą się, mówią sobie dobranoc, Tiril przywołuje swego wielkiego psa.

Nero. Naprawdę wspaniały pies, najlepszy stróż dla mojej córki.

Jutro muszę pomówić z Mórim, dowiedzieć się, jak się sprawy mają.

Słyszałam, że w sieni wspomnieli o Tiersteingram. Znów Tiersteingram! Nie rozumiem, jak to się ze sobą, wiąże. I ta stara opowieść, co oni próbują odkryć?

Prosili, bym postarała się przypomnieć sobie więcej szczegółów. Oczywiście zrobię wszystko, by spełnić ich życzenie, choć nie rozumiem, dlaczego.

Co ten Móri właściwie powiedział? „Sama widzisz, Tiril Pudełko w pudełku, w pudełku, w pudełku, w pudełku…”

Co mógł mieć na myśli?

Wymienił też parę dziwnych słów, starała się je zapamiętać. Coś jakby „ordogno”? I „deobrigula”?

Całkiem niezrozumiałe wyrazy.

Theresa mocniej otuliła się kołdrą i próbowała zasnąć. Myśl o podróży do Holsteinu-Gottorpu napawała ją strachem.


Następnego dnia w porze obiadowej pojawiła się Aurora.

Udało mi się wymknąć – mówiła z radością. – Droga matka miała znów ciężką noc, odbijało jej się żółcią, dokuczały gazy w żołądku. Położyła się więc po śniadaniu, na które jak zwykle zjadła za dużo, i zasnęła. Lizuska wyszła coś załatwić, a ja wtedy postanowiłam przyjechać tutaj. Jak się macie?

– Doskonale – odparł Erling. – Móri jest u księżnej, która chciała z nim mówić. I coś jest nie w porządku z wielkim piecem kuchennym, służący narzekają, że muszą przygotowywać posiłki na małym piecyku w przedpokoju.

– To przecież niemożliwe! – zafrasowała się Aurora. – Ale oto pokojówka, spytajmy ją, co da się zrobić.

Okazało się, że jeden ze służących, tutejszy, sugerował, by wezwać sąsiada, zręcznego, znającego się na rzeczy mężczyznę. Aurora poprosiła, by natychmiast się tym zajęli.

– Dobrze. A o czym to Theresa chciała rozmawiać z doktorem Mórim?

– Nie wiem – odparła Tiril żałosnym głosikiem. – Ale chyba się domyślam.


Tiril snuła słuszne przypuszczenia. Rozmowa, która toczyła się w pokoju Theresy, była dość trudna dla obu biorących w niej udział stron.

– Wasza wysokość, pani pytanie zmusza mnie do uprzedzenia biegu wypadków – rzekł Móri. Siedział w obitym jasnoniebieskim jedwabiem fotelu, stanowiącym odpowiednie tło dla jego ciemnej postaci. Theresa zasiadła naprzeciwko w takim samym fotelu.

Spoglądała na swego rozmówcę z wyczekiwaniem. Sińce na jej twarzy zabarwiły się odcieniami żółci i zieleni, natomiast opuchlizna nieco się zmniejszyła. Podobieństwo Tiril do matki stawało się coraz wyraźniejsze.

– Pyta mnie pani o moje zamiary względem pani córki. Czy wolno mi będzie odpowiedzieć szczerze?

– Oczywiście, o to właśnie proszę.

– Gdy ujrzałem Tiril pierwszy raz, a było to w bergeńskiej kuźni, natychmiast zauroczyła mnie jej osobowość. Wiem, że. to może zabrzmi banalnie, lecz było w niej coś, co wywołało moje wzruszenie. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że stanowimy jedność, jesteśmy nierozerwalnie ze sobą połączonymi częściami całości. Czy wasza wysokość to rozumie?

– Sama doznałam podobnego uczucia. Wówczas gdy spotkałam ojca Tiril.

Móri kiwnął głową.

– Z początku usiłowałem trzymać się na uboczu. Próbowałem opiekować się nią tak, by się nie zorientowała, skąd płynie pomoc. To jednak nie było możliwe na dłużej. Okazało się, że Tiril rozpaczliwie potrzebuje wsparcia, opowiadaliśmy o tym już wcześniej. Niemal jednocześnie ze mną pojawił się Erling Müller. I on zakochał się w Tiril, najbardziej prawej osobie, jaką znam. Ona widziała w nas przyjaciół, w pełni nam zaufała i zawierzyła. Wszystko szło nieźle, starałem się zapanować nad swymi uczuciami tak, aby ona się o nich nie dowiedziała, by się,tym nie dręczyła… Tak było do czasu wypadków na Islandii, Ta młoda dziewczyna pojechała tam całkiem sama i ocaliła mi życie. Już pani o tym wspominaliśmy.

– Owszem, nigdy jednak nie opowiedzieliście mi, co właściwie spotkało cię na Islandii, Móri. Jesteś bardzo tajemniczą osobą. Mam wrażenie, że wiele przede mną ukrywacie.

Móri zamyślił się. Powoli, głęboko odetchnął.

– Ponieważ rozważamy dość istotne kwestie, dotyczące przyszłości Tiril, chciałbym, aby wasza wysokość dowiedziała się, kim jestem. Na Islandii takich jak ja zwą galdrameistare, czyli czarnoksiężnikami. I jeśli wolno mi tak o sobie powiedzieć, jestem potężnym czarnoksiężnikiem.

Theresa nawet się nie skrzywiła.

– Udowodnij mi to!

– Zwykle nie chcę nadużywać swej mocy, lecz dla pani… Proszę wziąć do ręki tę miseczkę, wasza wysokość!

Po chwili wahania usłuchała. Podniosła śliczną chińską czarno-czerwoną miseczkę z laki. Była pusta.

– Proszę teraz na nią spojrzeć!

Theresa przeniosła wzrok na naczynie.

Na jej oczach powoli wypełniało się wodą, która w końcu przelała się przez brzeg i zaczęła skapywać na stół. Zdumiona księżna wypuściła miseczkę z rąk. Naczynko upadło na blat, znów puste, nigdzie nie było widać ani kropli wody.

Theresa zacisnęła usta, starała się oddychać spokojnie, nie mogła jednak nad sobą zapanować.

– Proszę mi wybaczyć, księżno – cicho powiedział Móri. – Z pewnością jednak rozumie pani teraz, dlaczego starałem się okazać wstrzemięźliwość w moich stosunkach z Tiril, chociaż nie zdawałem sobie sprawy, że jest ona tak wysokiego rodu.

– Za to ona zaczęła okazywać ci cieplejsze uczucia, prawda?

– Tak. Z początku starałem się skrywać, co do niej czuję, lecz ona i tak wiedziała. To zazwyczaj się nie udaje.

– Wiem o tym.

– Zapewniam jednak waszą wysokość na honor i sumienie, że nigdy jej nie skrzywdziłem. Tiril jest dziewicą i pozostanie nią, dopóki nie wyjdzie za mąż.

– Dziękuję!

– Muszę jednak przyznać, że kilka razy było mi naprawdę trudno. Zawsze obawiałem się, by nie pociągnąć jej za sobą w mroczne światy, po których czarnoksiężnik taki jak ja, pokusiwszy się o to, co zrobiłem na Islandii, musi się poruszać. Najstraszniejsze, że z otchłani przywiodłem ze sobą pewne istoty…

– Aha – pokiwała głową Theresa. – Teraz już pojmuję!

– Wasza wysokość wyczuwa ich obecność, prawda?

– Tak, ale nie mogłam zrozumieć, co to jest.

Przygryzł wargi.

– Przed kilkoma dniami poprosiłem je o radę. Uznały, że mogę wziąć na siebie tę odpowiedzialność i poślubić Tiril. Wyraziły swoją zgodę. Wyjaśniły także, że nie spotka jej nic złego, ona bowiem nigdy nie odwiedziła doliny zimnych cieni.

Napięcie księżnej dało się wyraźnie zauważyć. To było dla niej trochę za dużo jak na jeden raz.

– Ale następnego dnia dowiedzieliśmy się, z jak szlachetnego rodu wywodzi się naprawdę moja wybranka. Zrozumiałem, że nie mogę się oświadczyć bezpośrednio jej, tylko muszę zwrócić się do waszej wysokości, prosząc o rękę Tiril. Miałem zamiar wstrzymać się do chwili, gdy pani wyraźniej wytyczy jej przyszłość, chciałem sprawdzić, jak Tiril zachowa się w nowym otoczeniu. Gdyby się okazało, że w jej nowym życiu nie ma miejsca dla mnie, natychmiast bym się wycofał. Pani pytanie jednak o moje zamiary względem Tiril zmusiło mnie do tych wyznań. Mam nadzieję, że wasza wysokość okaże zrozumienie dla mojej sytuacji.

– Oczywiście, w pełni to rozumiem. Ale nie mogę podjąć żadnej decyzji, na to zbyt wcześnie.

– To bardzo mądra odpowiedź. Dziękuję, że nie wskazuje mi pani od razu drzwi.

– Dlaczego miałabym tak postąpić? Kto z nas dwojga więcej zrobił dla dobra Tiril, ja czy ty?

– Wasza wysokość zrobiła tyle, ile mogła.

Księżna zamyśliła się. Móri widział, że targają nią sprzeczne uczucia, odbijało się to na jej twarzy.

– Tiril jest taka młoda – rzekła z wahaniem. – Nie wolno nam nic czynić w pośpiechu. Rozumiem, że potrzebuje twojej opieki, Móri, zwłaszcza gdy ja wyruszę do Gottorpu, a Erling i Catherine powrócą do Bergen…

Uśmiechnęła się.

Nie traktuj mego pytania jak zachęty, lecz co masz zamiar ofiarować Tiril?

I Móri leciutko się uśmiechnął, zaraz jednak spoważniał.

– Bezgraniczną miłość, czułość, troskę i wierność. A poza tym… nic! Nie mam nawet domu, do którego mógłbym ją wprowadzić, nie zapewnię jej bezpieczeństwa pod względem materialnym. I kiedy już tak szczerze rozmawiamy, nie należy zapominać o ciężarze, jaki dźwigam na barkach. Czarnoksiężnik nie we wszystkich kręgach jest równie mile widziany, jak już mówiłem, żyję na granicy świata chłodnych cieni, a moi niewidzialni towarzysze mogą wzbudzić trwogę. Ale w Tiril nie budzą przerażenia, sądzę nawet, że darzą ją większą sympatią niż mnie. Nazywają mnie nudziarzem, a dla niej gotowi są chyba uczynić wszystko.

Księżna starała się przyjąć to z godnością i życzliwie, lecz z trudem panowała nad sobą.

– Wdzięczna jestem za twoją szczerość, Móri, choć nie wszystko, o czym mówisz, rozumiem i akceptuję. To świat całkiem mi obcy. O materialne potrzeby Tiril martwić się nie musisz, ja się tym zajmę. Ale niezbędne jej jest kobiece towarzystwo. Wprawdzie ufam ci, ale nie możecie zamieszkać tu tylko we dwoje. Gdybyż Aurora…

Urwała.

– Odwiedziliśmy w Christianii pani pośrednika, księżno – powiedział Móri – aby dowiedzieć się, kto ujawnił tajemnicę pochodzenia Tiril. To on, owładnęła nim skleroza. Jego gospodyni natomiast życzliwie udzieliła nam cennych informacji, które naprowadziły nas na ślad prześladowców Tiril. Wspomniała też o czymś, czym wasza wysokość jak najszybciej powinna się zająć: wielka suma, jaką przed laty przeznaczyła pani dla córki, jest w niebezpieczeństwie. Bankier nie ma już kontroli nad samym sobą i w swej naiwności gotów jest wypłacić wszystkie pieniądze oszustom, w ostatnich latach przechwytującym wypłaty.

– Ależ przecież bankier miał zaufanego kuriera! – wykrzyknęła Theresa.

– Kuriera zabili ci, którzy teraz nastają na życie Tiril. Przejęli jego zadanie.

– Cóż za straszna historia! Muszę natychmiast udać się do bankiera.

– Sądzę, że to właściwa decyzja. Uważam też, że Tiril powinna pani towarzyszyć.

Theresa popatrzyła na niego badawczo. Z oczu bił wielki niepokój.

– Ci prześladowcy… Znacie ich nazwiska?

– Owszem. Jeden już nie żyje, trafiony przypadkowym strzałem. Nazywał się Georg Wetlev. Drugi to Heinrich Reuss.

– Heinrich Reuss? Słyszałam, oczywiście, o tym starym rodzie książęcym, w którym wszyscy mężczyźni noszą imię Heinrich. Żadnego z nich jednak nie znam osobiście. Obiecuję, ze będę czujna i dam znać, gdy tylko usłyszę coś, co może was zainteresować.

– Doskonale!

– Jeśli natomiast chodzi o odpowiednie towarzystwo dla Tiril na czas, kiedy tu zamieszkacie… Spróbuję znaleźć damę, która się tego podejmie. Poza tym wrócę tu jak najprędzej, gdy tylko uporam się ze wszystkimi sprawami i definitywnie zerwę wszelkie związki z Holsteinem-Gottorpem. W tym czasie na pewno zdołamy się zastanowić nad przyszłością mej córki, i moją także.

Móri zrozumiał, że audiencja dobiegła końca, i pożegnał się dwornie.

Kiedy wyszedł, Theresa długo stała koło lóżka, nakrytego piękną narzutą. Potem uklękła i złożyła dłonie.

– Drogi Ojcze w niebie – wyszeptała. – Dzięki Ci za to, że pozwoliłeś mi spotkać moją córkę, że będę się mogła nią zająć tak wiele trzeba nadrobić. Dzięki Ci za to, że strzegłeś jej przez te lata, kiedy ja ją zawiodłam. Tak bardzo ją kocham! Poprowadź mnie teraz, abym zrozumiała, co będzie dla niej najlepsze. Wiesz, Ojcze, że jestem głęboko wierząca. Udziel mi rady, jak mam postąpić wobec tego niezwykłego człowieka, który tak wiele dla niej uczynił, a teraz pragnie pojąć ją za żonę. Obcy jest mojej wierze, a w twoich oczach z pewnością wyklęty, lecz oni się kochają, on pragnie tylko jej dobra. Nie chcę ich zranić, daj mi znak, wskazówkę, jak powinnam postąpić. On nie jest także szlachcicem, to jeszcze pogarsza sprawę. Ale z drugiej strony córka moja to owoc grzechu, w twoich oczach ciężkiego grzechu, arystokracja także nigdy jej nie zaakceptuje. Moje wahanie nie jest więc bezpodstawne.

Umilkła. Długo się namyślała.

– Panie, przyjmij dobrze mego nieszczęsnego małżonka Adolfa! Wiem, że nie zawsze miałam dla niego dość cierpliwości, jak przystało żonie. Teraz, kiedy umarł, lepiej rozumiem, jak trudne musiało być jego życie. Poślubił kobietę, która nigdy nie zdołała go pokochać. Starałam się być posłuszna, wypełniać jego wolę, rozumiem jednak, że moja zamknięta twarz wiele mu mówiła. Bardzo musiał cierpieć, wiedząc, że nie może spłodzić dzieci, sądzę, że jego humory, brutalność i niewierność w tym właśnie miały swe przyczyny. Boże, naucz mnie boleć nad jego śmiercią, z takim trudem przychodzi mi okazywanie żalu! W głębi serca odczuwam tylko ulgę, a tak przecież być nie powinno! Owszem, współczuję mu, lecz nic ponad to. Daj mi siłę, bym potrafiła okazać wyrozumiałość wobec Jego złych cech, pozwól wspominać tylko dobre chwile, które wspólnie przeżyliśmy.

Chociaż żadnej takiej nie pamiętam, pomyślała ze wstydem.

– Panie, daj mi silę! Uczyń mnie dobrym, pokornym człowiekiem, widzę, że czeka mnie długa droga!

Zakończyła modlitwę:

– I chroń ode złego moje ukochane, tak rozpaczliwie wytęsknione dziecko! Amen.

Podniosła się z klęczek i wyjrzała przez okno.

– Heinrich Reuss – szepnęła. – Nieznajomy, nie spokrewniony z nami. I Georg Wetlev, nawet o nim nie słyszałam. Dwaj obcy. Dlaczego?


W sieni rozbrzmiewał głos donośny jak dźwięk rogu:

– Tak, tak, panienko Auroro, ten piec zaraz się rozpali, będzie ciągnął tak, że diabli zechcą pożyczyć go do piekła!

– Jak miło, że zgodziliście się przyjść, Mikalsen, pewnie w zagrodzie sporo teraz roboty?

– Nie, nie, panieneczka się myli, bo widzi panienka, ja nie jestem gospodarzem, tylko młodszym bratem. A oto moja siostra Seline, przyszła zapytać, czy do czegoś by się nie przydała.

– O, tak miło, że na dworze nareszcie ktoś zamieszkał – zawtórował mu przyjemny kobiecy głos. – Przykro patrzeć na takie ciche, ciemne sąsiedztwo.

Theresa wyszła do sieni, by przywitać nowo przybyłych.

Brat gospodarza odznaczał się niecodziennym wyglądem. Potężny jakich mało, niemal tak samo szeroki jak wysoki, górował nad wszystkimi mieszkańcami dworu zebranymi w sieni. Jego siostra, również wysoka, miała wesołe, ciekawie spoglądające oczy. Theresa polubiła oboje od pierwszego wejrzenia.

Aurora także poczuła do nich sympatię.

Kiedy się już przywitali, Theresa oświadczyła:

– Oczywiście, bardzo mi się przyda wasza pomoc, pani Seline. Czy pani jest związana jakimiś obowiązkami?

– Nie, mąż nie żyje, a dzieci wyprowadziły się na swoje. Wałęsam się po domu z kąta w kąt, bez żadnego pożytku.

Księżna szczerze się uradowała. Seline prędko wprowadzono w sytuację. Czy zgodzi się pełnić funkcję przyzwoitki dla dwojga młodych, którzy muszą zamieszkać pod jednym dachem? Być damą do towarzystwa młodziutkiej Tiril? Oczywiście Móri mógłby zamieszkać gdzie indziej, lecz Tiril potrzebuje jego ochrony, bo na jej życie nastają dwaj tajemniczy mężczyźni.

Seline i jej brat, August, zgodzili się zamieszkać we dworze. „Chciałbym zobaczyć tego, który mi się wymknie”, oświadczył olbrzym.

.Erling objaśnił, że przestępcy są uzbrojeni w broń palną.

– To znaczy, że będę musiał przynieść swój muszkiet – spokojnie powiedział August.

Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wyglądało na to, że sprawy ułożą się jak najlepiej. Theresa i Aurora mogły spokojnie opuścić Norwegię w przekonaniu, że Tiril znajduje się pod dobrą opieką. Obie żywiły nadzieję, że wkrótce tu powrócą. W jaki sposób Aurora miałaby się wyrwać spod władzy matki-jędzy, nie chciała się na razie zastanawiać.

August człapał za Aurorą po domu, słuchając poleceń, co należy zreperować, z miną znawcy obmacywał ściany, piece i zbiorniki na wodę i wypowiadał się ze ~spokojem na temat napraw. Aurora, niezwyczajna męskiego towarzystwa, wsłuchiwała się w jego głęboki glos z radością pomieszaną ze strachem.

Oprowadziła go po wszystkich zakątkach domu, zajrzeli nawet do piwnicy i na strych, tak chciała przeciągnąć te przyjemne chwile. Obsypywała go pytaniami, szczebiotała przechylając głowę i z zachwytem obserwowała potężne mięśnie Augusta, poruszające się pod koszulą.

Ani jednej myśli nie poświęciła przy tym swej wiecznie ubolewającej nad sobą matce.

Kiedy dokonali już przeglądu całego dobytku, Aurora z zarumienionymi policzkami wróciła do sieni, szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Bo czyż August nie powiedział, w związku z pojemnikami na śmieci, które należało odnowić: „Jest pani porządną damą, poznaję to po pani oczach, panienko Auroro”.

Czyż więc należy się dziwić, że spragnionej sympatii kobiecie, skutej przez matkę kajdanami strachu, życie w jednej chwili wydało się wspaniałe?


W końcu dwór opustoszał. Wielkim czarnym karawanem, na którym z tyki umieszczono trumnę, odjechała Theresa razem z nieodłączną pokojówką Jedynie myśl o przyszłości i cudownie odnalezionej córce ratowała księżną przed całkowitym załamaniem.

Kilka dni później Aurora siedząc w powozie starała się nie słyszeć nieprzerwanych narzekań matki, jej kąśliwych uwag i mieszania bliźnich z błotem. Próbowała uchylić drzwi powozu, by wywietrzyć i pozbyć się nieprzyjemnego fetoru, bijącego od smoczycy, lecz stara skarżyła się, że zanadto wieje.

Jak, na miłość boską, zdołam się od niej uwolnić i wrócić do Norwegii? zastanawiała się przejęta Aurora, kiedy powóz toczył się po błotnistych drogach południowej Jutlandii. Chcę powrócić do moich przyjaciół!

Na nadmiar przyjaciół nigdy nie narzekała.

Zaczęła także snuć nowe marzenia. Marzenia, które czasami ją szokowały, lecz za żadną cenę nie chciała się z nimi rozstać.

Ale przecież on nie jest szlachcicem, starała się myśleć trzeźwo. A zatem to niemożliwe. Chyba jednak wolno mi marzyć?

Lizuska jakby potrafiła czytać w jej myślach. Młoda dziewczyna siedziała naprzeciwko, na jej ustach igrał złośliwy uśmieszek, a w oczach zapalał się diabelski błysk.

Erling był gotów do powrotu do Bergen. Musiał jechać, choć miał wielką ochotę zostać w Christianii jeszcze przez jakiś czas. Tym razem miał podróżować statkiem w towarzystwie Catherine, której nie trafiła się okazja rozprawienia się z wdową-jędzą. Zatroszczył się o to Móri. Nie żywił cieplejszych uczuć dla starej, podjął po prostu skazaną na niepowodzenie próbę sprowadzenia Catherine na dobrą drogę.

Dla Erlinga.


Wyglądało na to, że wszystko pomału się ułoży. Pieniądze Tiril ulokowano bezpieczniej, razem z Mórim radowali się, że oboje nareszcie mają miejsce, które da się nazwać domem. Nero nie mógł się nacieszyć swym nowym rozległym terenem i głośnym szczekaniem płoszył włóczęgów.

Mimo to jednak właśnie teraz Tiril i Móri wpadli w naprawdę poważne tarapaty. Tym najgroźniejszym w dużym stopniu sami byli winni, pozostałe, równie groźne, nadeszły z zewnątrz.

Oblicze zła zaczęło wyłaniać się z mroku.

Загрузка...