17


Więc jaki ma być po naszemu ten język?

Zacznę od wspomnień.

Trzydzieści lat temu zapoczątkowałem w literaturze polskiej nowy styl tłumaczenia, wprowadzając do kryminału Petera Cheyneya Kat czeka niecierpliwie (Warszawa 1958 Iskry) w dialogach elementy mowy potocznej i substandartu jako odpowiednik angielskiego slangu i kolokwializmów. Eksperyment mój okazał się produktywny i zwrócił na siebie uwagę. Owszem: rozpętała się krótkotrwała walka na ostre w redakcji (była to bodajże czwarta moja książka i nie mogłem jeszcze narzucać swych warunków ani postawić ultimatum, a jeżeli, to ryzykując dalszym ciągiem swej kariery pisarskiej). Owszem: zakwękał w paru zdaniach jeden czy drugi (wtedy jak i dziś nikomu nie znany) recenzent. Owszem: rozmaici tłumacze (jako że sytuacja obiektywna domagała się tego) podchwycili z miejsca mój wynalazek i zaczęli go powszechnie stosować nie tylko w przekładach kryminałów, lecz i nowszej klasyki zwłaszcza amerykańskiej, nie kwitując niczym swego długu i nie powiedziawszy mi nawet dziękuję.

Ale najcenniejszym sygnałem powagi zagadnienia i tego, że ją doceniono, stało się obszerne i drobiazgowe studium, jakie memu przekładowi poświęcili docent Tadeusz Skulina w nrze 4/XXXVIII „Języka Polskiego” z 1958 roku. Badacz ten podkreślił wagę sprawy i nowatorstwo rozwiązania, dokonał szczegółowej analizy wprowadzonego przeze mnie języka i stwierdził, że nowatorstwo polega tu głównie na słownictwie, w niewielkim stopniu na idiomatyce i prawie nie tyka składni.

Niestety miał rację.

Był to jednak mój i w ogóle pierwszy krok do formuł translatorskich dotąd nieznanych i zabronionych.

Czy wygrałbym 30 lat temu walkę o druk tej książki, gdybym się był posunął o krok dalej? Wątpliwe. I tak musiałem wziąć ze sobą świadka (był to mój niezawodny przyjaciel Staszek Werner) i zagrozić wydawnictwu sądem, jeśli unicestwi w moim przekładzie to, co w nim odkrywcze i najcenniejsze. Zlękli się. Po czym zmuszono mnie w tych samych Iskrach do rezygnacji z następnego przekładu z góry stawiając mi ultimatum: żadnych eksperymentów! A nastąpiło to już po ukazaniu się rozprawki docenta Skuliny i w momencie gdy racja moja w sprawie Cheyneya została triumfalnie i definitywnie udowodniona

Dla mnie te kłopoty należą do historii.

Ale rozglądam się wokół: ilu z takich dysponentów kultury ma do dzisiaj w ręku bat i tępy nóż, którymi wciąż pozwala im się w zalążku niszczyć niepojęte dla nich wartości?


Загрузка...