6


Zarówno szanujący się czytelnik polski, jak i angielski highbrow na ogół nie splamią się gruntowniejszą znajomością literatury rozrywkowej i poważnym jej traktowaniem. Snobizm włada niepodzielnie w tych enklawach społecznych, gdzie obowiązkowe czytanie książek wynika z noblesse oblige.

Snobizm zastępuje w nich gust, intelekt, otwarte oczy i rzeczywiste poczucie wartości.

Typowym przedstawicielem tych enklaw jest, rzecz jasna, krytyk literacki, z racji swego zawodu najmniej wiedzący o literaturze. Więc tym bardziej w ocenie takich utworów jak A Clockwork Orange brakuje mu wstępnego systemu odniesień, jakim byłaby znajomość literatury sensacyjnej.

Fenomen się powtarza.

Ta niby „subliteratura” odkrywa coś i osiąga wysoką sprawność, niekiedy wręcz mistrzostwo w prezentowaniu swych odkryć. Nieraz bardzo ważnych! I później dopiero mainstream czyli tzw. literatura poważna rusza (pod osłony swej powagi i swych wyznawców) do akcji pasożytniczej i plagiatorskiej. Dobrze jeszcze, kiedy ta wtórność nie przemilczana zostanie, lecz określona jako nobilitacja. Wówczas pojawiają się takie fenomeny środowiskowe jak nagły snobizm na trzeciorzędnego autora science fiction nazwiskiem, dajmy na to, Kurt Vonnegut przy równocześnie trwającym kręceniu nosem na kilkudziesięciu takich samych i w tymże gatunku, a często bez porównania lepszych! i nieprzyjmowaniu do wiadomości w ogóle istnienia tych twórców.

Albo szum wokół słabej powieści Nevila Shute i osnutego na niej filmu On the Beach (po polsku Ostatni brzeg), z których uczyniono niemalże historiozoficzny traktat antynuklearny o naszych czasach. Albo przerobiony na słynne widowisko baletowe, niemniej przeto grafomański, szwedzki epos kosmonautyczny Aniara Harry Martinsona. Albo rozmamłany i nic rozumnego nie mówiący Nova Express Williama Burroughsa… zresztą w tych sprawach wystarczy odesłać do znakomitych i ważnych teoretycznie wstępów, które zamieszczał w kolejnych tomach antologii Spectrum (swojej i Roberta Conquesta) Kingsley Amis.

Również założenie odstręczających treści i adekwatnej do nich stylistyki nie jest nowe.

Znamy je z twórczości autorów takich jak Céline i z całych kierunków literackich, zaopatrzonych we własne nazwy i programy, jak hiszpański a niezłymi nazwiskami reprezentowany tremendyzm, rozkosznie zdefiniowany przez Angela del Río jako „styl, który wulgarnym językiem podkreśla odpychającą rzeczywistość” itd. Problem nieco podobny, tylko na odwrót: do saloniku literackiego Céline ma wstęp, ale tylko jako nazwisko. Substancja i wnioski z jego twórczości wstępu nie mają.

Gdzie na tej skali mieści się A Clockwork Orange?

Jeszcze raz chwała jej i Burgessowi. Znalazł on bowiem sposób na to, aby nie wypierając się expressis verbis tej ani tamtej literatury, poważnej ani rozrywkowej, korzystać w pełni z warsztatu i dystrybucji obu. Łączy je organicznie w każdym niemal utworze i spełnia warunki obydwu bez taryfy ulgowej.

Do formuł science fiction i dystopii sięgnął w czterech powieściach i zatrącił o nie jeszcze w wielu innych.

Już w One Hand Clapping (1961, Klaskać jedną dłonią) fabuła opiera się na prekognicji. W tajemnicze rejony umysłu i w pobliże futurologii zapuszczają się mimochodem dwie awantury o tematyce sowieckiej: Honey for the Bears (1963, Miód dla niedźwiedzi) i Tremor of Intent (1966, Dreszcz premedytacji), przy czym błyskotliwe bogactwo tej drugiej sensacji umieszcza ją w rzędzie najlepszych dzieł Burgessa. Za to krytyka, prawie nieomylna w wybieraniu tego co najgorsze, chętnie wymienia 4-tomowy cykl o zmyślonym poecie nazwiskiem Enderby, ogłaszany z początku pod pseudonimem Joseph Kell, dla mnie tylko pretensjonalny i odstręczający: oparty na epatowaniu odgłosami chrapania, pierdzenia i klozetu, bujnie ilustrowany własną twórczością poetycką, zawiera on w swej pierwszej części Inside Mr Enderby (1963, W panu Enderby) szkic poematu o minotaurze, wedle którego nakręcono fantastyczny film Son of the Beast from Outer Space (Syn bestii z kosmosu). The Eve of Saint Venus (1964, Wigilia przed św. Venus) to współczesny wariant znanej od Williama z Malmesbury w XII wieku po Prospera Mérimée legendy o zaślubinach z posągiem bogini, której na palec włożono pierścień. Powieść o życiu miłosnym Szekspira Nothing Like the Sun (1964, Nic jak słońce) posługuje się konwencją równoległego wszechświata, do którego trafia szekspirolog i zapętla bieg czasu, przywożąc tam dzieła Szekspira. Jest wreszcie M F czyli M/F (1971, obie formy autor uznaje za poprawne) z zawiłym kluczem już w tytule. Zamierzony przez kogoś film o Edypie pod nazwą Mother Fucker (czyli Matkojebca, normalnie i po angielsku w pisowni łącznej) dostarczył bodźca, lecz zarazem to inicjały bohatera: Miles Faber (po łacinie żołnierz i rzemieślnik, czyli dwa główne atrybuty ludzkie: walka i tworzenie). Tej podstawowej opozycji zaś sekunduje druga: male/female. I tak właśnie do obsesji dziergana siatka przypadkowych, symbolicznych czy jakichkolwiek odniesień jest fabułą tej powieści, wykoncypowanej na modłę strukturalizmu Lévi-Straussa: opartej na syndromie zagadek i kazirodztwa jak w micie Edypa i w podobnych tradycjach algonkińskich. Nie da się oddzielić od science fiction u Burgessa ten rodzaj barokowej fantastyki i przepływa w jej coraz to inne formy, nasączając jego twórczość całą i bez wyjątku.

Na koniec ta czwórka najłatwiej się klasyfikująca jako przynależna do science fiction.

Równocześnie z A Clockwork Orange wydane The Wanting Seed (1962, Jałowe nasienie) znów łączy jedne z większych w dorobku Burgessa walorów intelektualnych i literackich z rozrywkowymi: nakaz i kult homoseksualizmu zwalcza tu przeludnienie i prowadzi do kolejnej rewolucji.

Tego poziomu nie osiąga (wydana w 1978 roku) nawiązująca do I984 Orwella książka zatytułowana 1985. Jej pierwszą połowę stanowi przepyszny esej o zaletach, słabościach, aktualności oraz źródłach społecznych i historycznych książki Orwella. Dalszy ciąg to kontrapunktowa względem Orwella powieść o beznadziejnej walce szarego człowieka przeciw państwu w Anglii zdominowanej przez Arabów, islam i dezintegrację stosunków międzyludzkich. Już niedaleka przyszłość raczej nie potwierdziła tych prognoz i refleksji: mimo to rzecz jest frapująca jako przestroga i wizja alternatywna oraz jako ćwiczenie intelektualne.

Natomiast The End of the World News (1982, Koniec wiadomości ze świata) to zupełny niewypał. Ziemia ginie w zderzeniu z przybłąkaną planetą Lynx i z całej literatury powszechnej ratują się, na uchodzącej w przestrzeń rakiecie, tylko dwa utwory: opowieść o Freudzie wydobywanym z Austrii hitlerowskiej i musical o Trockim w New Yorku, cytowane we fragmentach jako kontrapunkt do satyrycznej relacji o nadchodzącej zagładzie. Kiepska science fiction z pretensjami do czegoś więcej i niestety nic więcej.


Загрузка...