16


Dając do zrozumienia lub wyraźnie informując tu i gdzie indziej, że uczył się rosyjskiego i że ma o nim pojęcie, dopuszcza się Burgess całkowitej mistyfikacji.

Jej może najbardziej szokujące przykłady znajdziemy w innej, o ćwierć wieku późniejszej książce: w powieści Any Old Iron (1989, Byle stare żelastwo). Epatując niezliczonymi błyskotkami wtrąceń obcojęzycznych, od słowa po zdanie lub frazes, po walijsku, niemiecku, hebrajsku i po wszelakiemu, znów najskwapliwiej popisuje się Burgess rosyjskim. Co tam się nie wyprawia! Mogła jeszcze być wątpliwym dowcipem stschigreshnevaikache (jak zapewnia: in French transliteration! też lipa) jak gdyby pochodna od kapuśniaku z kaszą gryczaną. Ale choroszo teraz wymawiane khoroshcho i nazwisko Struve źle odczytane jako Strube, zaimek ich z przymiotnikiem smugłych „transkrybowane” jako ish smuglish oraz bolszoj ogoń jako balshiyiy agon tudzież „objaśnienie” do wiersza, że w wietrożogie (czyli: ogorzałe od wiatru) znaczy: z twarzami w czarnych sadzach od ogniska, czy dufna i nie sprawdzająca pewność, że od nazwiska Szwernik można urobić formę żeńską Marya Shvernika i od wyrazu gospoża nie istniejący męski gospoż… wystarczy! oto pełna nieznajomość nawet i rudymentów języka, od liter cyrylickich po gramatykę i słowotwórstwo.

W tych popisach ignorancji nie oszczędził również polszczyzny. Pojawia się na przykład i nie przypadkiem, bo kilkakrotnie, miejscowość (z naciskiem: że to po polsku) nazwana Żyto (czyli Roggen na wschód od Odry: chyba szło mu o Żytno) i takoż miejscowości Ziemniak i Kapusta.

Smacznego.

W artykule Firetalk Burgess opisał, jak to projektował na bazie ścisłej lingwistyki ów język jaskiniowców do filmu Walka o ogień. I dopiero tu się kompletnie demaskuje. Aby się nie wdawać w detale i pryncypia, na których absurdalność rykiem śmiechu może odpowiedzieć lingwista, lecz tylko znudziłby się laik, ograniczę się do księżyca. Jak tu jaskiniowcy mogli nazywać księżyc? Burgess fantazjuje na temat jego krągłości i szuka jej odbicia w nazwach zaczerpniętych na oślep z 26 języków, ignorując fakt, że wszystkie są prawie o 100 tysięcy lat późniejsze, a co trzeci nie wiąże się ani rusz z praindoeuropejskim, którego jakby zamierzchłą rekonstrukcję sobie założył. Tak czy siak wynika mu jaskiniowy odgłos: huuun! z malajskiego bulan i różnych europejskich moon itp. Ale niestety: wszelkie moon, Mond. maan jak też miesiąc, mundus i monde (w różnych znaczeniach) wywodzą się przecież opisowo z indoeuropejskiego pierwiastka me, który znaczył: mierzyć! bo mierzono nim czas. Względnie najdosłowniej zaś służył księżycowi pierwiastek leuk: coś jasnego, skąd i białość, i wszelkie światła na niebie, aż po łacińskie luna i słowiańskie łuna (też w różnych znaczeniach). Burgess jednak zgarniał na oślep, jak i skąd (tylko nie z litewskiego! o którym lada student by wiedział: że jest głównym i najważniejszym źródłem dociekań praindoeuropejskich) i co tylko popadnie: z niewiarygodną wręcz ignorancją lingwistyczną włączając do swych rozważań nawet i polski księżyc, nie domyślając się, że to przezwisko: mały książę! w przeciwieństwie do wielkiego księcia: czyli słońca; zresztą zapożyczenie z tegoż wyrazu germańskiego co king i ksiądz. A skąd mu się ubrdało, że księżyc po czesku to komar? tego już nie sposób się domyślić.

Takie to i językoznawstwo.

W sukcesywnie poprawianych wydaniach cieszył się niejaką popularnością jego wstęp do językoznawstwa Language Made Plain (1964 i 1975, Język prosto wyłożony). Wydał go pod prawdziwym nazwiskiem jako John Burgess Wilson., Ale nikt ze specjalistów nie traktuje go serio: i nic dziwnego.


Загрузка...