Rozdział 17

Tego samego dnia późnym wieczorem dotarli do gospody Tobiasa Fredlunda w Ramundeboda.

W maleńkiej chacie na odludziu nie pomieściliby się wszyscy. Tiril i Arnego obudzono więc już po godzinie.

Poza tym Catherine wymagała starannej opieki. Przez Tiveden przewieziono ją w bardzo niegodnej pozycji – przerzuconą jak worek z mąką przez grzbiet wierzchowca Erlinga. Był to jedyny sposób, by możliwie najszybciej przejechać wraz z nią wąskimi ścieżkami.

Żona Fredlunda przeraziła się ich wyglądem i tym, że na wpół spali siedząc na koniach.

– Szykuj pokoje dla wszystkich – zarządził Fredlund. – I daj nam się wyspać, zanim zasypiesz nas pytaniami! Nie wystawiaj jedzenia, tylko wodę dla Nera!

Stało się wedle jego życzenia. Potem Tiril nic więcej już nie pamiętała, dopiero w środku nocy obudziła się nagle i siadła na łóżku, czując, że w gardle dławi ją strach. Śniło jej się, że znów jest sama w lesie i goni ją bezimienna mara.

Oszołomiona rozejrzała się po pokoju, przez moment przeraziła się, że zasnęła w starym zamczysku, w końcu jednak dotarło do niej, gdzie jest.

Wstała, przeszła nad śpiącym Nerem, który nawet nie uchylił powieki, i na palcach skierowała się do pokoju Móriego.

Bez ceregieli wsunęła się pod kołdrę obok niego. Móri ocknął się, wyjaśniła więc krótko:

– Miałam zły sen.

Móri przesunął się, robiąc jej miejsce. Otoczył ją ramieniem i przygarnął do siebie. Już wcześniej sypiali razem, na Islandii, na statku, w Bergen, i nie robiło to na nich wrażenia.

Nie brali jednak pod uwagę, że w miarę upływu czasu coraz bardziej się do siebie zbliżają. Łączące ich uczucia stawały się coraz gorętsze, nabierały mocy.

Tiril obudziło pianie koguta na tylnym podwórzu zajazdu.

Ciało jej pulsowało, jakby trawiła je gorączka, lecz nie od skaleczeń i siniaków; pożar wybuchł w podbrzuszu. Odetchnęła głęboko. Móri spał, ale tulił się do jej pleców, obejmował ją ramieniem, ręka spoczywała na jej piersi.

Tiril zastanawiała się, co mu się śni.

Mogła go zbudzić i pozwolić mu zaspokoić swoje podniecenie, a zorientowała się, że i jego także. Widać nie był śmiertelnie zmęczony…

Pokusa była wielka. Wiedziała jednak, że Móriego czeka ciężki dzień, musiał podejmować kolejne próby przywrócenia Catherine do życia, no i tyle spraw było do omówienia.

Westchnęła więc zrezygnowana, delikatnie rozluźniła jego uścisk, wymknęła się z łóżka – Móri się nie obudził – opuściła jego pokój.

Korytarz zajazdu był pusty. Za oknem z zachmurzonego nieba siąpił deszcz. Tiril, nie zauważona przez nikogo, wróciła do swojego pokoju. Nero nie ruszył się z miejsca. Znów dała krok przez niego i położyła się do łóżka.

Długo wpatrywała się w sufit, aż pożar w ciele wygasł sam. Zasnęła.

Fredlund chciał, by zostali tak długo, jak sobie życzyli. Podziękowali za zaproszenie, lecz Erling spieszył się do swoich interesów, a i pozostała trójka powinna jak najprędzej wracać do Norwegii. Nie bardzo mieli po co, nie chcieli jednak zbyt długo być komuś ciężarem.

Niepokoił ich stan Catherine, Móri zajmował się nią przez cały dzień, próbując ją obudzić. Pocieszało ich jedynie to, że, zdaniem Móriego, wyrwała się już spod władzy złego czarnoksiężnika i tylko kwestią czasu pozostawało, kiedy otworzy swe uwodzicielskie oczy.

Wiele dyskutowali tego dnia… Fredlund wezwał wójta, pastora i jeszcze dwie znaczące osoby, aby wszystko odbyło się jak należy. Bardzo dumny Arne także wziął udział w rozmowach.

Jednogłośnie uznali, że Móri powinien otrzymać wszystkie rzeczy związane z magią. W parafii po prostu nie życzono sobie, by były na jej terenie, obawiano się, że są zbyt niebezpieczne. Z ulgą przyjęto wiadomość, że zostaną wywiezione do Norwegii.

Tiril po minie Móriego poznała, że jest bardzo zadowolony z tej decyzji.

Wyjaśnił jej, że nie ma teraz czasu ani siły na przeglądanie materiałów zabranych z krypty, lecz gdy tylko gdzieś osiądzie na dłużej, przestudiuje je starannie.

Gdzie to będzie? ze smutkiem zastanawiała się Tiril.

Po skandalicznie późnym, zjedzonym już po południu śniadaniu Tiril i Móri siedli na ławeczce przed domem.

– Co się z tobą dzieje, Móri? – spytała dziewczyna. – Przez cały czas od kiedy wstaliśmy, dziwnie mi się przyglądasz.

– To prawda – odparł pogrążony w myślach. – Wiesz, miałem dziś w nocy bardzo realistyczny sen. Śniło mi się, że spałaś w moim łóżku!

Uśmiechnęła się szeroko.

– Bo taka właśnie jest prawda. Dręczyły mnie koszmary, przemknęłam się więc do ciebie.

– Koszmary są zrozumiałe. Ale rano cię nie było?

– Nie, o świcie wróciłam do siebie.

– Dlaczego?

W oczach Tiril zapłonęły iskierki wesołości.

– Naprawdę chcesz, żebym ci powiedziała? – szepnęła mu prosto do ucha. – Miałam na ciebie taką ochotę, że musiałam odejść.

– Dlaczego mnie nie obudziłaś? – prawie zawołał. Nagle oczy mu się zaświeciły. – A. do licha, rozumiem. Śniłaś mi się, a potem nawet…

Tiril uścisnęła go za rękę. Kiwnęła głową.

– Ty też mnie pragnąłeś. Ale gdybym cię obudziła… Co byś zrobił?

Móri westchnął.

– No cóż. Miałaś rację. Dobrze zrobiłaś, że poszłaś. Wiesz, czasami się zastanawiam, czy to dobrze, że wciąż jesteśmy razem.

– Chyba tak nie myślisz naprawdę?! – wykrzyknęła zrozpaczona.

– Och, oczywiście, że nie. Ale z każdym dniem jest nam, trudniej, prawda?

– To ty wyznaczasz granice.

– Jesteś jeszcze taka młoda. A ja obciążony. Powołanie czarnoksiężnika czyni ze mnie istotę, której powinnaś unikać, najmilsza.

– Widzę, że nie zamierzasz zrezygnować – zauważyła z goryczą. – Wcale zresztą tego nie chcę. Ale jeśli będziemy unikać podobnych pułapek jak dzisiejszej nocy, możemy chyba dalej się przyjaźnić? Bardzo cię potrzebuję, wiesz chyba o tym.

Pogładził ją po policzku. W jego ciemnych oczach lśniła niewypowiedziana czułość.

– Wiesz, że ja także potrzebuję ciebie. Zostaniemy więc razem jeszcze przez jakiś czas. A teraz chodź, chcą, abyśmy wzięli udział w spotkaniu dotyczącym skarbu z Tiersteingram.


Okazało się, że skarb miał raczej wartość zabytkową niż pieniężną. Decyzja, co z nim zrobić, należała do Tiril – spadkobierczyni. Rozważali, czy należy brać pod uwagę szlachciców, krewnych Gustafa Wetleva, lecz doszli do wniosku, że im nic się nie należy.

Po głębokim namyśle Tiril wybrała po jednej rzeczy dla każdego, kto brał udział w koszmarnej wyprawie. Kalervo miał także coś otrzymać – Fredlund zobowiązał się, że zamieni klejnot starego na gotówkę. Sama Tiril wy- brała sobie jeszcze jedną rzecz, a resztę przekazała wójtowi, który obiecał dopilnować, aby znalezione przedmioty trafiły do muzeum. Wszystko spisano, by później nie było żadnych wątpliwości.

– Nie powinniśmy się wzbogacić na tej wyprawie – oświadczyła Tiril zdecydowanie. – Była na to zbyt przykra.

Catherine być może nie zgodziłaby się z nią, lecz baronówny nie pytano o zdanie. Miała otrzymać swoją, część, kiedy się obudzi.

Jeśli to w ogóle nastąpi.

Tego wieczoru Erling nie mógł sobie znaleźć miejsca.

Gnębił go los Catherine. Tiril nie odstępowała Móriego.

Erling poczuł się opuszczony.

W Bergen zawsze miał pod ręką skuteczny środek przeciwko samotności. Dość tam było pięknych dziewcząt, gotowych na każde jego skinienie. W ten sposób młody potomek Hanzeatów znajdował kilka godzin zapomnienia.

Starym zwyczajem tak samo uczynił i tutaj. Jedna ze służących w zajeździe przez cały dzień słała mu tęskne spojrzenia. Była ładna i wyglądała na doświadczoną, wiedział więc, że nie zrywa niewinnego kwiatka, na to nie pozwalało mu sumienie.

Dziewczyna bardzo chętnie przyszła wieczorem do jego pokoju.

Ofiarowała mu kilka chwil przyjemności, była łagodna, chętna i pozwoliła mu na wszystko.

Ale kiedy wyszła, Erling pogrążył się w myślach.

Czuł się oszukany.

Wszystko było dobrze, ale czegoś mu brakowało.

Poczucie niezaspokojenia długo nie pozwalało mu zasnąć.

Kiedy wreszcie zrozumiał, w czym rzecz, zaczęło mu się robić na przemian zimno i gorąco.

To przecież niemożliwe!

Zirytowała go dziewczyna, która podczas zbliżenia sprawiła na nim wrażenie drewnianej lalki.

Nie, to niesprawiedliwe, panna była bardzo wprawną kochanką.

Ale gdzie podział się ogień, ta iskra, ten diabelski błysk, który…

Który miała Catherine!

Prawda raziła go niczym piorun.

Ten ciągły dokuczliwy lęk o nią, troska, strach, kiedy zniknęła…

Erling poderwał się z łóżka i zapukał do drzwi Móriego. Spieszyło mu się tak, że nie mógł się doczekać zaproszenia.

Czarnoksiężnik siedział przy stoliku i oglądał zwój pergaminu.

– Móri! Musisz uratować Catherine! Teraz, natychmiast!

– Ależ, mój drogi, co się stało? Czy jej stan się pogorszył?

– Nie, o tym nic nie wiem. Ale… Do diabła, Móri, ja kocham tę szaloną dziewczynę!

Umysł Móriego pracował jakby na zwolnionych obrotach.

– Catherine?

– Tak, do diabła, czy tak trudno ci to zrozumieć?

– A co z Tiril?

Erling trochę się uspokoił.

– Tiril poza tobą świata nie widzi, dobrze o tym wiesz. Nie potrafię jej dać tego, czego pragnie, bo spotkała ciebie. A przy tobie wszyscy inni bledną.

– Jest bardzo do ciebie przywiązana.

– Wiem O tym. Mnie także jest bliska, lecz nie w ten, sposób jak powinna. Catherine to ogień, kaprysy i humory, egoizm i bezczelność, i… Ona jest po prostu cudowna!

– Chyba rzeczywiście, skoro trzeźwy przedsiębiorca Erling Müller stracił dla niej głowę.

Erling zasępił się.

– Widzisz, zakochałem się w Tiril właśnie dlatego, że była inna. Inna niż wszystkie te panny z dobrych rodzin, które znałem w Bergen. Te, które kokieteryjnie poklepywały mnie po ręku i szelmowsko, w ramach panieńskich zabaw, udawały, że dają się uwieść. Odgrywały cnotliwe, lecz do łóżka dawały się wciągnąć bez najmniejszego trudu, a to stawało się wręcz nudne. Tiril różniła się od nich, pokochałem ją za jej szczerość, miłość do ludzi, lojalność i naturalność. Potem jednak pojawiła się Catherine, jeszcze dziwniejsza. I widzisz, Móri, ją moja mieszczańska rodzina przyjęłaby z otwartymi ramionami. Baronówna, mój ty świecie, posiadająca tak znaczących przodków, i te maniery – kiedy oczywiście sama tego chce – dobry smak, i uroda. A Tiril? Moja siostra nigdy jej nie zaakceptuje, bo Tiril ubiera się, jak jej przyjdzie na to ochota. Takie zachowanie nie jest tolerowane. Aby być oryginalną i samodzielną, należy trzymać się mody. Przynajmniej takie jest zdanie mej matki i siostry. One niczego nie pojmują!

Móri przyglądał mu się z podziwem.

– To dopiero była przemowa! Tak długo nigdy jeszcze nie mówiłeś. Owszem, rozumiem twoje zainteresowanie Catherine. Ale to, co powiedziałeś o rodzinie… Tiril wszak znacznie przewyższa Catherine urodzeniem?

– Tiril jest nieślubnym dzieckiem jakiejś księżny i nieznanego wielmoży. W tym tkwi cała różnica. Moja rodzina nigdy nie zaakceptowałaby Tiril, gdyby dowiedziała się, że nie jest ona w ogóle dzieckiem konsula.

Móri znów pochylił się nad kawałkiem pergaminu.

– Wobec tego cieszę się, że nie mam żadnej rodziny – mruknął cierpko.

Erling zamilkł.

– Kochasz Tiril, prawda? – spytał wreszcie.

Móri odrzekł dopiero po pewnym czasie:

– Jesteśmy sobie bardzo bliscy.

O tym wiem. Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Nie mam prawa na nie odpowiadać.

– A więc znam odpowiedź.

. Usiadł na łóżku Móriego.

– Wiesz, ty i ja bardzo różnimy się od siebie. Zbliżyła nas troska o Tiril. Muszę przyznać, że często bywałem zazdrosny, bo zawsze mi się wydawało, że ona woli ciebie. Chciałem ci tylko powiedzieć, że nigdy nie miałem tak wspaniałych przyjaciół jak ty i Tiril, i Nero. Tak dobrze mi było przez te wszystkie dni, które spędziliśmy razem. Nie mam ochoty wracać do Bergen.

– Doskonale cię rozumiem. Nigdy nie potrafiłbym żyć tak jak ty. Wielka odpowiedzialność, dokumenty, sprawy, o których musisz pamiętać, ludzie, którym musisz okazywać uprzejmość. Ale z drugiej strony to bezpieczne życie. Moje życie nie jest godne zazdrości. A już na pewno nie wolno mi wciągać w nie Tiril.

– Pewnie masz rację, Móri… Co będzie z Catherine?

Czarnoksiężnik uśmiechnął się leciutko.

– Teraz, kiedy wiem, ile ona dla ciebie znaczy, uczynię dla niej, co w mojej mocy. Muszę przyznać, że do tej pory zajmowałem się nią raczej z obowiązku, jest bowiem kontrowersyjną postacią. Pytanie tylko…

Umilkł.

– Proszę, dokończ – poprosił przejęty Erling.

– Pytanie, jak wielkich szkód doznała.

– Cielesnych?

– Nie, z pewnością dojdzie do siebie, to silna dziewczyna, nie laleczka z porcelany. Bardziej niepokoję się o jej duszę. Nie wiemy, co przeżyła, ile z tego zrozumiała.

– Chodzi ci o to, kim on był? Pozostaje nam tylko czekać… – Erling zadrżał. – Na jej miejscu z całą pewnością bym zwariował.

– Ja także – przyznał Móri. – Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie.

Przyjaciel wahał się.

– Hmmm… czy nie moglibyśmy iść do niej teraz?

– Niedawno do niej zaglądałem, a przez cały czas czuwa nad nią służąca. Lepiej, byśmy pozwolili jej w spokoju nabrać sił.

Erling skinął głową. Wiedział, która służąca czuwa nad Catherine. Nie miał już ochoty się z nią spotkać. Ze spuszczoną głową wyszedł z pokoju Móriego.

Jakie brudne było moje prywatne życie, pomyślał dokonując rachunku sumienia, kiedy wrócił do łóżka. Nie mam prawa oskarżać Catherine.

Móri i Tiril pasują do siebie. Oboje są tacy czyści. Podczas gdy Catherine i ja…

Wrócił pamięcią do ich wspólnie spędzonej nocy, do wstrząsu, jaki wywołała w nim jej swoboda i wyuzdanie. To jego ciasne konserwatywne wychowanie! Kobieta powinna być bierna i wdzięczna. Ot, i wszystko.

Kiedy myślał o szalonej Catherine, poczuł, że tęskni za nią całym ciałem. Wstrząsającym przeżyciem były jej pocałunki, swawolne zachowanie. Wspominał swoje kochanki, dziewczęta, na których twarzach pojawiał się wy- raz cierpienia, i te, które patrzyły nań z uwielbieniem jak na pana i władcę…

Erling po prostu potrzebował czasu, by zaakceptować fakt, że i kobiety mają swoje potrzeby, że wolno im folgować. własnym pragnieniom. Erling przypomniał sobie, jak Catherine ustami zbliżyła się do…

Zaczerpnął oddechu. Wtedy zawstydził się i rozgniewał, teraz na samą myśl zalała go fala rozkoszy, jakiej nie zaznał nigdy przedtem.

Móri, błagał w duchu. Uzdrów ją! Muszę przeżyć jeszcze wiele takich nocy!

Boże, przecież ja kocham tę szaloną czarownicę!

Która, jak twierdzi Móri, wcale nie jest prawdziwą czarownicą A on przecież wie najlepiej.

W każdym razie na niego, Erlinga, rzuciła czar.

Ten łajdak z lasu być może ją zhańbił! Erling wiedział, że Móri rozkazał dziewkom służebnym umyć baronównę od stóp do głów. Jeśli została zgwałcona, z pewnością umyły ją wszędzie bardzo dokładnie.

Czy Móri widział Catherine nagą? Ta myśl sprawiła mu przykrość. Ale nie, raczej nie, pewnie do takich zabiegów wyznaczył kobiety. Zawsze odznaczał się wielką delikatnością. Nigdy nie uczyniłby czegoś podobnego.

Erling zorientował się, że jego myśli uporczywie krążą wokół tego samego tematu.

A najdziwniejsze, że nie miał ochoty na żadne inne młode dziewczęta. Tak samo jak wówczas, gdy zakochał się w Carli, a potem w Tiril, stał się mężczyzną jednej kobiety.

Zaczął zbliżać się do innych dopiero gdy sądził, że Tiril nie żyje, a później – gdy z goryczą stwierdził, że przedkłada ona towarzystwo Móriego.

Na jego ustach pojawił się nieco drwiący, lecz pobłażliwy uśmieszek. Głowę dam, że oboje są wciąż nietknięci!

Zaraz jednak spoważniał. Dobry Boże, wróć życie Catherine!

Загрузка...