Wędrówka trwała bez większych zakłóceń. Docierali już niemal do osłoniętej doliny, gdy mieszkańcy osady i Elja zareagowali na jakiś odgłos, dobiegający ze wzgórza z jednej strony. Cztery duchy natychmiast ich otoczyły, by dodatkowo ich ubezpieczać, nic więcej jednak się nie stało.
– Na pewno przestraszyło ich to, że idziemy taką wielką gromadą – Hannagarowi głos wyraźnie drżał.
Ram opiekuńczo otoczył Indrę ramieniem, ona zaś przytuliła się do niego z wdzięcznością, chociaż nie słyszała żadnego przerażającego odgłosu. Z oczu Lenore powiało chłodem. Ani Ram, ani Hannagar o niej nie pomyśleli.
Wreszcie dostrzegli wielki, brzydki kadłub Juggernauta i wszyscy odetchnęli z ulgą.
– To najbardziej przerażający pojazd, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem – stwierdził Hannagar. – Doprawdy nie posunęliście się dalej w rozwoju w Królestwie Światła?
– Juggernaut umie się obronić – krótko odparł Tell, ale gdy Elja i inni nowi ujrzeli Chora, który kołysząc się na nogach schodził z wieżyczki, wszyscy bez wyjątku uskoczyli w tył.
– Co to, na miłość boską, jest? – zdumiała się Elja.
– Superinteligencja techniczna, przed którą powinniśmy bić czołem o ziemię – oświadczył Tell.
Hannagar wybuchnął stłumionym śmiechem i Lenore zaraz się do niego przyłączyła, w przeciwieństwie do Indry i wszystkich pozostałych.
Nowe jelenie wprowadzono do środka i uśpiono, Indra przeraziła się, gdy zobaczyła, jak ciasno jest już w Juggernaucie. Jelenie należało ułożyć częściowi jedne na drugich, by wszystkie się zmieściły, a ludzie skazani byli na zajęcie miejsc pod ścianami, w wąskim przejściu przez środek i na wieżyczce. To bardzo niewiele.
Nie marnowano czasu. Pora snu dla wszystkich minęła, i to nie raz. Tęsknili też za domem. Indra wybrała sobie miejsce pod ścianą, chociaż właściwie większego wyboru nie miała, wieżyczka zapełniła się szybciej, niż miała czas o tym pomyśleć, gęsto było nawet na schodach.
Juggernaut ruszył z szarpnięciem i natychmiast rozwinął pełną prędkość. Ach, mój Boże i mnie przydałoby się oszołomienie, pomyślała Indra, gdy machina kołysząc się przemierzała morze piasku. Byle tylko nie było już żadnych zjaw, nie zniosę tego, to, co przeżyliśmy podczas podróży w tamtą stronę, upiory przenikające przez ściany Juggernauta, całkowicie mi wystarczy, ale Chor tak pędzi, że nawet ewentualna zjawa przemknęłaby tylko przez pojazd i nawet byśmy jej nie zauważyli.
Wiedziała, że Ram jest gdzieś w pobliżu, było jednak tak ciemno, że nie widziała gdzie. Z jednej strony miała Jaskariego, a z drugiej Móriego, nie było czasu ani miejsca na żadne przemeblowania, należało pozostać tam, gdzie się trafiło.
Poczuła nagle, jak strasznie jest zmęczona. W ciągu ostatniej doby niewiele też jedli, lecz brak snu znacznie bardziej dawał się we znaki. Indra skuliła się w najwygodniejszej pozycji, jaką mogła przybrać, z głową na ramieniu Móriego, i, o dziwo, pomimo wszystkich wstrząsów i szarpnięć zdołała zasnąć. Dobrze, że nie ma z nami Berengarii, pomyślała jeszcze, zanim zmorzył ją sen, z tym jej obolałym siedzeniem. A Miranda? Ta podróż to przecież najczystsze spędzanie płodu.
Spała tak głęboko, że nie słyszała, jak Juggernaut zatrzymuje się na chwilę i drzwi otwierają się, by wypuścić Tella i Gorama. Wrócili wkrótce do środka i podróż trwała dalej. Teraz rytm szarpnięć stał się równiejszy.
Indra nic z tego nie zauważyła, dopiero gdy głowa spadła jej z ramienia Móriego, podniosła się wystraszona i rozejrzała dokoła ze zdziwieniem.
Gdzie ona jest? Taki ostry zapach zwierząt i ból w całym ciele, ludzie wokół niej i szum silnika?
Juggernaut. Ach, tak, wraca do domu z tej koszmarnej ekspedycji, która tak się udała, wszystko się powiodło, lepiej nawet niż się spodziewali, uratowali…
Zamrugała oczami, żeby widzieć wyraźniej. Co to takiego? Na podłodze po drugiej stronie? Pod przeciwległą ścianą…
Móri spał, Jaskari także, jelenie leżały nieruchomo, nie słyszała też żadnego ruchu w głębi pojazdu. Niemiłosierne trzęsienie trochę ustało, kołysanie piekielnej machiny wydawało się teraz wręcz przyjemne.
Oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności, nie była już taka czarna, ale…
Mocno złapała Móriego za rękę.
Tam dalej, po drugiej stronie, zapłonęła czerwono para ślepi. Za moment zapaliła się jeszcze jedna, i jeszcze.
Indra nie zdołała zapanować nad krzykiem, obudziła wszystkich.
– One tu są! Zabraliśmy ze sobą czerwonookie bestie! Zapalcie światło, prędko, one nie mogą przedostać się do Królestwa Światła!
– Już jesteśmy w Królestwie Światła – rozległ się nie wiadomo skąd głos Rama. – Zmierzamy ku kwarantannie jeleni. Zapalić światło!
– Musimy osłaniać Hannagara i Elję! – zawołał ktoś.
Zapanował nieopisany tumult, Strażnicy chcieli zbiec po schodach, lecz nie mogli się przedostać, a na domiar złego krzycząca wniebogłosy Lenore usiłowała wedrzeć się na wieżyczkę.
Wreszcie w środku zrobiło się jasno. Wprawdzie znaleźli się już w Królestwie Światła, lecz na pokładzie Juggernauta wciąż panowała ciemność, a to dlatego, że zasłonięto wielkie okna z przodu i z tyłu. Nikt teraz nie myślał o ich odsłanianiu, a Juggernaut wciąż jeszcze nie był wyposażony w wewnętrzne oświetlenie. Wszyscy Strażnicy szybko włączyli swoje reflektory.
– Gdzie oni są? Gdzie są? – krzyczał laborant, próbując także dostać się na wieżyczkę. Potknął się o jelenie, które przez sen zaczęły się poruszać.
– Otwórzcie drzwi, wypuśćcie nas stąd!
Ale Móri nakazał z naciskiem:
– Bez względu na wszystko nie wolno otwierać drzwi!
Indra wstała, Ram był przy niej, nie wiedziała, w jaki sposób zdołał się tu przecisnąć. Usłyszała szept Móriego:
– Dobry Boże, to nie może być prawda.
Wpatrywał się w ścianę po przeciwnej stronie, właśnie stamtąd spoglądało na nich osiem par czerwonych ślepi. Indra nie mogła oderwać wzroku od Hannagara. Z pozostałymi siedmiorgiem działo się to samo, lecz ona patrzyła właśnie na niego.
Z wolna jego twarz zaczynała się odmieniać, broda wydłużała się, wyostrzała, kości policzkowe wysuwały się ostro do przodu, a nos zmniejszał się, aż wreszcie pozostały po nim tylko dwie dziurki. Natomiast oczy, gorejące czerwonym blaskiem, zapadały się w oczodoły, a z rozszerzających się ust wyłoniły się drapieżne kły. Paznokcie zamieniły się w długie szpony, wydłużające się ręce aż po czubki palców pokryła czerwonawa sierść.
Cała ósemka przemieniała się w identyczny sposób, lecz mieszkańcy osady okazywali podziw i poddańczość wobec Hannagara i Elji.
Podczas trwania przemiany nikt nie odezwał się ani słowem. Wszyscy stali jak sparaliżowani.
Teraz przemówił Hannagar. Mówił ochrypłym gardłowym głosem, którego nie mogli poznać:
– Nic się wam nie stanie, jeśli otworzycie drzwi i nas stąd wypuścicie i… Tak, chcę zabrać Lenore, żeby się z nią kochać. O, Lenore jest piękna.
Lenore, która nie zdołała przedostać się do wieżyczki, zawołała, przestając nad sobą panować.
– Ratuj mnie, Ram! Ratuj mnie, przecież jestem twoja! Nie oddawaj mnie!
Ram cichym głosem poprosił duchy, by przystąpiły do akcji. Aby oszczędzić miejsca, przed rozpoczęciem podróży stały się niewidzialne, teraz wciąż się nie ukazywały, lecz Indra usłyszała tuż obok szept Nauczyciela:
– Z wielką przyjemnością, Ramie, ale najpierw musimy się naradzić. Chcemy, żeby Dolg do nas przyszedł, postarajcie się w tym czasie zająć czymś te bestie.
Ram skinął głową i zwrócił się do Hannagara:
– A wiec mimo wszystko byliście w Górach Czarnych?
– Oczywiście – zarechotało monstrum. – Zbliżyliśmy się do źródła zła, napiliśmy się ciemnej wody, przynajmniej po kropli.
– A tamta piątka, która była z wami?
– Oni się bali, uciekli, tchórze.
– A potem próbowali wrócić do domu? Kiedy zginęli, ich dusze kontynuowały wędrówkę po morzu piasku przez kolejne lata, lecz i oni zarazili się złem, prawda?
– Nie można wejść w Góry Czarne bezkarnie.
– Czy właśnie tam byliście przez cały czas?
– Oczywiście – odparła Elja. Wyglądała teraz odrażająco. – Wysłano nas do Królestwa Światła, by zawładnąć nim i sprowadzić tam złe moce. Bardzo prędko dotarliśmy do tej osady w Ciemności, trwało to zaledwie kilka dni. Dalej się nie posunęliśmy, dopóki nie zjawiliście się wy.
Zaniosła się wstrętnym chichotem, ukazując przy tym paskudne kły.
– Wciągnęliście sześcioro mieszkańców osady w wasze piekło – stwierdził Ram z obrzydzeniem.
– To piekło jest naprawdę cudowne, Ramie – zaśmiał się Hannagar. – Ale tak właśnie zrobiliśmy z tymi, którzy już wcześniej mieli dość zła w sercach. Resztę pożarliśmy. Wypuśćcie nas teraz stąd, głupcy, inaczej rozgnieciemy tych, którzy stoją najbliżej.
Po tamtej stronie znajdował się jedynie Oko Nocy, a o niego Ram bał się nie na żarty, wszak to on był wybranym, który ma poprowadzić wyprawę w Góry Czarne. Ramowi na wspomnienie tej ekspedycji ciarki przeszły po plecach, widział wszak na własne oczy, co stało się z Hannagarem i Elją.
Dolg przyszedł do nich.
– Duchy już zaraz będą gotowe. Zaopiekujesz się w moim imieniu Fivrelde?
Ram wziął od niego wyraźnie roztrzęsioną panienkę z rodu elfów i ukrył ją w bezpiecznym miejscu.
– Marco także będzie uczestniczył w rozprawie – cicho rzekł Dolg.
– To dobrze, ale uważajcie na siebie, pamiętajcie, że wy należycie do żyjących.
Do Hannagara zaś, by zyskać na czasie, powiedział:
– Rozumiem już, co tak mnie w was zdziwiło. Ani trochę się nie zestarzeliście, a powinno się tak stać, skoro przebywaliście w Ciemności przez ponad dwieście ziemskich lat. Mówiliście także o mieszkańcu wioski, który został zabity dzisiaj, a może było to wczoraj czy przedwczoraj. To ten, którego kopnął jeleń, prawda?
– Przeklęte bestie! – syknął Hannagar. – Rozerwiemy je na strzępy, jeżeli nas stąd nie wypuścicie, i to zaraz!
– Dobrze już, dobrze. – Ram wyczuł, że duchy stoją gotowe. – Jeszcze tylko jedno. Tylko wy usłyszeliście dziś w lesie jakiś niepokojący odgłos. Powiedzieliście to jedynie po to, by nas zwieść, prawda? Baliście się, że nie zabierzemy was do Królestwa Światła?
– Mądry Ram wie wszystko – zadrwił Hannagar, a raczej obrzydliwa istota, którą się stał. – Przyprowadźcie Lenore!
– Zostaw tę Lenore! – wrzasnęła zazdrosna Elja obrzydliwym ochrypłym głosem. – Lepiej ją rozszarp albo weź Indianina, jest tu przy nas!
– Teraz my przejmujemy pałeczkę – prędko zdecydował Nauczyciel.
– Dziękuję – szepnął Ram.
Juggernaut, rzecz jasna, już wcześniej się zatrzymał, Chor zawrócił ciężki pojazd i czym prędzej cofnął się znów pod mur, by mogli usunąć straszydła z Królestwa Światła.
Przydałaby nam się teraz jasna woda Shiry, pomyślała Indra. Chyba tylko ona zdołałaby pokonać tych tutaj.
Lenore przez cały czas nie przestawała histerycznie się drzeć, aż wreszcie ktoś ręką zasłonił jej usta. Móri, który jako żyjący nie powinien zbliżać się do straszliwych istot, nucił cicho stare islandzkie zaklęcie.
Oko Nocy siedział skulony w kącie, plecami wciskał się w ścianę, ale najbliżej stojący stwór podkradł się do niego, Indra widziała, że wargi chłopaka się poruszają, zapewne modlił się o pomoc do duchów swoich przodków.
A potem wszystko nagle jakby wydarzyło się jednocześnie.
Między Okiem Nocy a poczwarą ktoś nagle stanął. Żaden z diabłów w ludzkiej skórze nie zrozumiał, że w wyprawie biorą udział również duchy. Widzieli, jak wchodzą na pokład, lecz niczym nie wzbudziły ich podejrzeń, a później nie zastanawiali się, co się z nimi stało, dlaczego zniknęły.
To Nauczyciel odgrodził bezbronnego śmiertelnika Oko Nocy od stwora, który – a był to jeden z mieszkańców osady – z sykiem wyciągnął ohydną łapę, by rozerwać na strzępy powstrzymującego go czarnoksiężnika. Szpony monstrum natrafiły jedynie na opór powietrza, kiedy jednak chciało ono przemieścić się dalej, okazało się to niemożliwe, jakby zatrzymała je stalowa ściana.
Stwór jeszcze raz zaatakował szponami, i znowu nic. Ponieważ tymczasem Nauczyciel zniknął, groźne straszydło rzuciło się na Oko Nocy. Wpadło jednak z impetem na niewidzialną ustawioną pionowo deskę nabitą gwoździami, nadziewając się na nie.
Dolg, ostrożnie stąpając między nogami jeleni, przemieścił się blisko Oka Nocy, poprosił, by chłopak ułożył się wśród zwierząt, i skierował farangil na tkwiącą na gwoździach maszkarę. Wnętrze Juggernauta zalała gorejąca ciemnoczerwona poświata i stwór zniknął. Nauczyciel odmówił jeszcze zaklęcie nad kupką prochu, by stwór nie pojawił się jako upiór.
Oko Nocy poderwał się i pognał w bezpieczne miejsce na wieżyczkę.
Siedem pozostałych bestii w tym czasie zajmowało się czym innym.
Hannagar paroma zaskakująco długimi skokami dotarł do przejścia w środku, gdzie był po dwakroć bardziej niebezpieczny. Zmierzał ku Lenore, która całkiem straciła panowanie nad sobą, tak że dwaj Strażnicy musieli ją przytrzymywać. Bestia, odrzucona jakąś niewidzialną siłą, upadła w korytarzyku, a nad nią kłapało paszczą rozwścieczone Zwierzę. Hannagar poczuł na szyi gorący oddech a silne wilcze łapy przytrzymały w uścisku jego ręce.
Czworo dawnych mieszkańców osady miało wrażenie, że coś, jakby niewidzialny mur, przesuwa ich w kąt pod drugą ścianą. Tu działał Nidhogg, którego jedynym pragnieniem było teraz powstrzymać tę czwórkę.
Elja zorientowała się już, że nie pójdzie im tak łatwo. Już wcześniej zauważyła miłość wszystkich tych ludzi do zwierząt i błyskawicznie schyliła się nad nowo narodzonym cielątkiem, by w ten sposób zmusić przeciwników do wpuszczenia ich do Królestwa Światła. Staliby się tam zabójczą, unicestwiającą siłą, która otworzy drogę władcom Gór Czarnych.
– Nie! – krzyknął Tsi ze schodów, rzucając się w jej stronę, lecz na szczęście ktoś zdołał go powstrzymać. – To mój cielaczek, mój i księżniczki! To my go uratowaliśmy i żadna paskudna wiedźma…
Urwał. Elję pociągnęła w tył jakaś siła, to Sol wykręciła jej ręce i trzymała w żelaznym uścisku. Duchy bowiem, gdy chciały, dysponowały naprawdę ogromną siłą.
– Ty paskudna, obrzydliwa babo! – Sol wiedziała, jak najbardziej urazić istoty kobiecego rodzaju. – Jesteś taka ohydna, że brzydzę się ciebie dotknąć! Widzisz, że twój gach wziął cię tylko dlatego, że żadnej innej nie miał pod ręką? Teraz ma ochotę wrócić do swej dawnej kochanki.
– Nigdy nie byłam niczyją kochanką! – krzyknęła Lenore. – Jestem wybranką Rama, będę teraz należeć do niego! Och, Ram, otwórz drzwi i pozwól nam stąd wyjść!
Elja kręciła paskudną głową na wszystkie strony, starając się wbić kły w Sol, lecz na próżno.
Ostatnia z mieszkańców osady, młoda kobieta, próbowała uciec, ale Sol podstawiła jej nogę. Maszkara upadła i nie mogła się już podnieść, usiadł bowiem na niej Nauczyciel.
– Dość już tego, duchy! – Marco ostrożnie stąpał między nogami zwierząt. – Doskonała robota! Czy jesteśmy już przy murze?
Tak, Juggernaut zdążył się nawet zatrzymać, Goram i Tell zeskoczyli z wieżyczki, żeby otworzyć mur.
Marco westchnął:
– Dolg, ani ty, ani ja nie lubimy zbyt często posługiwać się farangilem, lecz tym razem to bardziej niż konieczne. Odsuńcie się wszyscy, zróbcie miejsce i uważajcie, żeby nie zrobić krzywdy żadnemu jeleniowi. Dolgu, zajmij się najpierw tą czwórką w kącie. Przesuń się, Nidhoggu.
Cztery bestie zaniosły się przeraźliwym krzykiem na widok czerwonego blasku znów zalewającego wnętrze pojazdu. Kątem oka dostrzegły już wcześniej, co przytrafiło się ich kompanowi. Gdy Nidhogg odsunął się na bok, pomyślały przez moment, że są wolne, jednak nie zdążyły uciec, bo śmiercionośne promienie trafiły je i unicestwiły.
Elja i druga kobieta krzyczały rozdzierająco, lecz nawet im nie mogli okazać łaski. Obie kolejno zmieniły się w kupki popiołu, Nauczyciel bez sprzeciwów przekazał je Dolgowi, żadna nie uszła.
Pozostawał Hannagar, trzymany w szachu przez Zwierzę.
– Lenore! – wrzasnął ten nieczłowiek. – Ty mi pomożesz, zawsze przecież mnie kochałaś! Każ temu idiocie Ramowi zaprzestać wygłupów. Będę dla ciebie…
– Odsuń się, Zwierzę – spokojnie poprosił Marco.
W momencie gdy tylko poczuł, że jest wolny, Hannagar przetoczył się w bezpieczne miejsce wśród jeleni, gdzie blask farangila nie mógł go dosięgnąć, nie wyrządzając przy tym krzywdy zwierzętom.
– Lenore! We dwoje podbijemy cały świat! Najpierw Królestwo Światła, a potem świat na powierzchni Ziemi – wrzeszczał straszny głos. – Ja mam władzę, rozumiesz? Moc zła jest większa od wszystkiego innego!
– Widzę – rzekł Dolg łagodnie, gdy niewidzialne ręce uniosły Hannagara w górę. Odsunęły go od stanowiących ochronę jeleni i z powrotem ułożyły w przejściu, gdzie farangil położył kres jego mocy.
Czerwona kula zgasła, zapadła cisza.
– Otwórzcie drzwi! – nakazał Ram.
Za pomocą zwykłej zmiotki i śmietniczki usunięto wszystkie najdrobniejsze nawet ziemskie szczątki potwornych bestii. Najpierw jednak Nauczyciel, Móri i Marco odmówili nad nieszczęsnymi zaklęcia i błogosławieństwa.
Wiatr porwał popioły na piaskową pustynię.
Juggernaut znów wziął kurs na dom, a mur cicho zamknął się za nimi.