16

PONOWNIE BERENGARIA

Na nowego przywódcę grupy poszukującej łani wyznaczono Jaskariego.

Wędrowali długo i daleko. Oko Nocy bez trudu wytropił ślady zwierzęcia, budząc prawdziwy zachwyt wśród towarzyszących mu Jaskariego, weterynarza, Berengarii i Sol. Dlaczego wcześniej nie wpadli na pomysł wezwania Indianina na pomoc?

W końcu jednak pojawiły się trudności. Z daleka dobiegł ich szum wody i zaczęli domyślać się najgorszego.

I rzeczywiście, przez las płynęła rzeka, Oko Nocy podążał tropem aż do samej wody, ale na tym koniec.

Teren był tu lekko pofałdowany, kawałek dalej, i w górę, i w dół rzeki, znajdowały się nieduże wodospady. Akurat tu, gdzie stali, rzeka rozlewała się szeroko i możliwość, że olbrzymie zwierzę przeszło ją w bród, była bardzo prawdopodobna. Łania mogła wyjść na drugi brzeg w dowolnym miejscu,

– Oko Nocy, przeniesiesz mnie na drugą stronę? – poprosiła Berengaria z przesadną kokieterią. Lubiła zabawę w teatr.

– Oczywiście – odparł krótko.

Weterynarz tylko prychnął. Wywodził się z ludzkiego rodu i był bardzo świadom znaczenia swojej profesji. Jaskariego traktował jak niepoważnego żółtodzioba. Zgodził się na wyprawę w Ciemność wyłącznie dlatego, że mówiono, iż jest najlepszym weterynarzem w całej krainie. Musieli uciec się do takich pochlebstw, żeby go nakłonić do wyjazdu. Nie było wcale przypadkiem, że pochodził z miasta nieprzystosowanych, w dodatku za udział w wyprawie zażądał zapłaty.

Nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że źle się czuje w Królestwie Ciemności, wynajdował wiele argumentów, byle tylko nie zmuszano go do opuszczenia bezpiecznej doliny, w której stał Juggernaut. Niejeden podejrzewał go o wybór zawodu weterynarza, ponieważ było to dość lukratywne zajęcie, a w mieście nieprzystosowanych płacono gotówką, co nie miało miejsca w żadnej z pozostałych części krainy. Miranda oskarżała go wręcz o zbyt chłodne uczucia wobec zwierząt.

Rzeka okazała się głębsza niż sądzili i gdy wreszcie zeszli na ląd po drugiej stronie, wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki. Berengarię ogromnie to rozbawiło, za to weterynarz nie krył kwaśnej miny.

Podczas gdy pozostali wyżymali ubrania i wylewali wodę z butów, Oko Nocy szukał śladów łani. Berengaria oczywiście nie odstępowała go na krok.

Gdy znaleźli się już poza zasięgiem wzroku reszty grupy, dziewczyna szepnęła:

– Oko Nocy, jesteśmy sami.

– To prawda – odparł z rezerwą, nie podnosząc oczu znad wilgotnej ziemi, którą badał.

– Od dawna z tobą nie rozmawiałam, nie powiedziałam ci, czym się zajmuję.

Złożyła buzię w ciup.

– A czym się zajmujesz? – spytał roztargniony.

Starała się, by zabrzmiało to bardzo poważnie.

– Uczę się indiańskiego, języka twojego plemienia.

Oko Nocy podniósł głowę.

– A dlaczego?

– Dlatego… Ależ, mój drogi, chyba byłoby dobrze, gdybym umiała mówić twoim językiem. Nauczę się waszych rytuałów i wszystkiego o waszej kulturze, tyle przynajmniej mogę zrobić, w dodatku bardzo mnie to interesuje.

Oko Nocy nie odpowiedział, sprawiał wrażenie przygnębionego.

Berengaria zaczęła się niecierpliwić.

– Oko Nocy, co się z tobą dzieje? Jesteś taki małomówny podczas tej wyprawy, że wprost cię nie poznaję!

Indianin zebrał się na odwagę.

– Berengario, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.

– Tak?

Ogarnięta zapałem stanęła tuż przy nim i patrzyła na niego błyszczącymi oczyma.

W głosie Oka Nocy dało się słyszeć zmęczenie.

– Gwiazdooka…

Często ją tak nazywał, a ona bardzo to lubiła. Mówiła, że to jej indiańskie imię.

– Gwiazdooka, nie możemy być już dłużej razem, przestaliśmy być dziećmi.

– O tym dobrze wiem – odparowała szybko.

Oko Nocy mówił z takim smutkiem, że i ją ścisnęło w sercu.

– Nie wiem, jak mam to powiedzieć, myślałem, że uda mi się to odłożyć, aż wrócimy z wyprawy, ale ty wymusiłaś tę niebezpieczną sytuację.

– Jak to niebezpieczną? Przecież jest tak miło.

– No cóż, jesteśmy sami i nikt nas nie widzi…

– To najprzyjemniejsza sytuacja, jaką znam. Dobrze wiesz, że lubię, kiedy nikt mnie nie widzi. Uwielbiam zamykać drzwi, zasłaniać okna i siedzieć po ciemku, tak jak tu w Ciemności, albo chować się w jakimś mrocznym kącie. To wcale nie znaczy, że robię coś zakazanego, po prostu lubię, kiedy nikt mnie nie widzi, wprost uwielbiam.

– Berengario, posłuchaj mnie – rzekł Oko Nocy zduszonym głosem. – Wybrano już dla mnie narzeczoną, wyznaczono też datę.

Blask w oczach dziewczyny zgasł, kąciki ust opadły.

– Nienawidzę cię ranić, Gwiazdooka, ale tak już jest.

– Możesz chyba odmówić? – spytała żałośnie.

– Nie, nie mogę. Muszę być posłuszny prawom mojego plemienia.

– Ale ty jej nie kochasz?

– Nie chcę na to odpowiadać. Nie odpowiem ze względu na nią.

– A ze względu na mnie? – prosiła Berengaria. Temperament znów zaczynał brać w niej górę.

Oko Nocy zacisnął usta.

Berengaria długo nic nie mówiła, oddychała ciężko, Oko Nocy w jej oddechu wychwycił rozpacz i wzbierający szloch.

Wreszcie pisnęła:

– Poślubisz więc paskudną starą babę, która ani trochę się tobą nie interesuje? Poświęcisz dla kogoś takiego naszą miłość?

Oko Nocy odparł z udawanym spokojem:

– Ona ma tyle samo lat co ty i jest bardzo miłą, dobrą dziewczyną. Nie chcę wyrządzić jej żadnej krzywdy.

– Ale nie jest taka ładna.

– Wygląda całkiem przyjemnie.

– No to cię nie kocha.

– Kocha mnie, odkąd była mała jak piąstka. Ona przez cały czas wiedziała, że wybrano ją na moją żonę, ale mnie nikt nie uprzedził, to dla mnie wielkie zaskoczenie.

– A co zrobiłeś, kiedy się o tym dowiedziałeś? Kiedy się to stało?

– Tuż przed wyruszeniem na wyprawę. Przypuszczam, że zaniepokoili się na wieść, że i ty bierzesz w niej udział.

Ucieszyło to Berengarię, lecz tylko na krótką chwilę, cała jej dusza pociemniała ze smutku, ale dziewczyna jeszcze się nie poddawała.

– Co powiedziałeś? Muszę to wiedzieć! Uciekłeś od nich z krzykiem, że nie chcesz żadnej innej oprócz Berengarii? Powiedz, że tak właśnie zrobiłeś!

– Ja nic nie zrobiłem, Gwiazdooka, a co sobie pomyślałem, wolałbym zachować w sercu.

– Ale powiedz to mnie!

– Nie.

– To mi wystarczy za odpowiedź – wykrzyknęła triumfalnie.

– Gdybym powiedział, że pragnę ciebie, uraziłbym ją, a gdybym odparł, że ona znaczy dla mnie tyle samo co ty, zraniłbym ciebie, nie mam więc prawa odpowiadać na takie pytanie.

W oczach Berengarii wezbrały łzy.

– Ach, Oko Nocy – załkała zrozpaczona. – Nie możesz ot, tak po prostu przekreślać wszystkiego, co nas łączyło.

– Wcale tak nie jest – odrzekł łagodnie. – Znaczysz dla mnie więcej, niż sama jesteś w stanie to zrozumieć. Twoja przyjaźń była niczym słońce w moim życiu, ale żyliśmy jak brat i siostra, nie rozumiesz? Nigdy nie była nam pisana wspólna przyszłość, wiedziałaś o tym przez cały czas.

– Ale moje uczucia dla ciebie się odmieniły – zaszlochała.

– Tak nie wolno ci mówić.

– Wciąż traktujesz mnie jak młodszą siostrę?

– Musisz przestać prowokować mnie do odpowiedzi, którą chcesz usłyszeć. Mam teraz pewne zobowiązania.

Berengaria patrzyła na niego oniemiała. Wyglądała czarująco, nawet z otwartymi ustami i oczami czerwonymi, zapuchniętymi od płaczu, czerwony nos też nie zakłócał uroku całości.

– Pocałuj mnie, Oko Nocy – szepnęła cicho, niewyraźnie. – Nigdy mnie nie całowałeś.

– Prosisz o zbyt wiele.

– Ale gdybyś nie wiedział o tamtym okropieństwie, a ja poprosiłabym, żebyś mnie pocałował, to czy wtedy byś to zrobił? – dopytywała się w nagłym przypływie agresji. Berengaria zawsze bowiem miała swoje humory i jej nastrój zmieniał się z minuty na minutę. – Nie, nie odpowiadaj, wiem, że znów powiesz coś głupiego, więc i tak nigdy się nie dowiem, czy to tylko moje uczucia się pogłębiły.

Oko Nocy złapał ją za ramię.

– Berengario, musisz zrozumieć…

Wyrwała mu się i rzuciła na niego z pięściami, przepełniona bezsensowną nienawiścią do całego świata.

– Nie chcę niczego rozumieć, wiem jedynie, że okropnie mnie zdradziłeś, tak okropnie, że nie chcę dłużej żyć! Nienawidzę tej głupiej dziewczyny, nienawidzę twoich krewniaków i nienawidzę ciebie za to, że mnie nie uprzedziłeś! Róbcie sobie co chcecie, ale moja śmierć będzie wam ciążyć na sumieniu i niech was wszystkich razem diabli porwą!

Oko Nocy starał się przed nią bronić, próbował złapać ją za nadgarstki, ale Berengaria uderzała dziko, na oślep, nie miał więc żadnych szans, by ją powstrzymać.

Zanim zdążył jej cokolwiek odpowiedzieć, odwróciła się i pobiegła w ciemny las.


Słyszała, że on idzie za nią, woła do innych, że Berengaria uciekła, ale nie chciała tego słuchać. I Oko Nocy, i Jaskari wzywali ją przez telefon, nie miała jednak zamiaru odpowiadać. Jej zakochane serce zostało śmiertelnie zranione, lecz chociaż Berengaria była bardzo świadomą własnej wartości dziewczyną, wcale nie jej duma ucierpiała najbardziej. Nie widziała świata poza Okiem Nocy i wbrew wszystkiemu, co podpowiadał zdrowy rozsądek, uważała, że muszą mieć prawo, by się kochać. Dalej pomyśleć raczej nie zdążyła. Najbliższym celem, jaki sobie wyznaczyła, był podbój serca młodego Indianina, dopiero teraz zrozumiała, jak pewna była zwycięstwa. Być może nie zamierzała uwodzić go tu, w Ciemności, sądziła jednak, że dojdzie do jakiegoś romansu.

Liczyła na to, że usłyszy jego wyznanie miłości, że poczuje na wargach jego usta… Dalej się nie posuwała, może jeszcze chciała tylko poczuć jego pożądanie, ale to miejsce nie nadawało się na nic więcej, w lesie wszak pełno było przyjaciół i…

Berengaria nagle coś sobie uprzytomniła i zdyszana stanęła jak wryta.

Och, bestie o rozpalonych czerwonych ślepiach! Całkiem o nich zapomniała.

Odwróciła się, lecz nie słyszała już żadnego nawoływania. Wiedziona wściekłością i rozpaczą biegła bardzo prędko, przed chwilą wspinała się dość wysoko w jakiejś szczelinie skalnej, bo chciała, by Oko Nocy jej nie odnalazł, a on na pewno nie wierzył, że może być zdolna do tak karkołomnych działań, zapewne więc szukał jej raczej w lesie. Przypominała sobie, że przez jakiś czas słyszała głosy przyjaciół, lecz trwało to zaledwie krótką chwilę. Potem zaś wszystko ucichło.

Zapadła iście grobowa cisza.

Nagle coś zobaczyła, przeniknęła ją fala strachu, aż wreszcie zrozumiała, co to jest.

Na płaskowyżu przed nią wspaniałe zwierzę uniosło łeb i przyglądało jej się zdumione, czujne, gotowe do ucieczki.

Samiec samotnik.

Myśl, Berengario, myśl! Cóż za wspaniałe odkrycie, nie mogę go stracić, chociaż na chwilę trzeba zapomnieć o rozpaczy.

Miranda, jak to robiła Miranda?

Berengarii przyszło coś do głowy, miała nadzieję, że się nie myli. Wydawało jej się, że ma do czynienia z cielątkiem, które Miranda uratowała przed siedmioma laty! Zwierzę, stojące przed nią, na pewno nie było już cielęciem, Berengaria wiedziała o zwierzętach dostatecznie dużo, by domyślać się, że ten kolos może stanowić poważną konkurencję dla starego szarogrzywego samca. To dlatego chodził sam, odrzucony przez stado, i wciąż nie mógł znaleźć partnerki. Stary na pewno umiał przypilnować swoich łań.

„Jestem twoją przyjaciółką” – zaczęła Berengaria. – „Jestem też przyjaciółką Mirandy, to ona kiedyś wyciągnęła cię z dołu, w który wpadliście ty i twoja matka. Bardzo chcielibyśmy, abyście poszły z nami do pięknej krainy, gdzie jest mnóstwo pożywienia i panuje cudowna swoboda. Chodź, las w tych dniach jest pełen zła…”

Olbrzymi jeleń zbliżył się do niej, Berengaria otrzymała obraz Mirandy.

„Tak, to ona, właśnie ona, przyjaźnimy się! Szukałyśmy ciebie”.

Ach, jakiż on ogromny!

Berengaria uświadomiła sobie nagle, że jest całkiem sama w niegościnnej puszczy ze zwierzęciem, które zdołałoby ją rozgnieść w ułamku sekundy.

Uciekaj, Berengario!

Jeleń zatrzymał się, to była zła myśl.

„Chodź, przyjacielu” – zachęcała. – „Chodź, Miranda czeka!”


– Och, nie! – zawołał Jaskari do Oka Nocy i uderzył pięścią w wilgotny, oślizgły pień drzewa. – Nie, nie, nie! Kolejna osoba do szukania! Jak gdyby nie wystarczyło, że wciąż brakuje czterech jeleni i zgubiła się też gdzieś grupa Kira, a poza tym zniknęli mieszkańcy całej osady. Teraz jeszcze ta głupia, szalona, pozbawiona jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności Berengaria. Nigdy nie wrócimy do domu!

– To była moja wina – cierpko powiedział Oko Nocy.

Nawet na dole, w lesie, gdzie się zebrali, widać było, jak bardzo nieszczęśliwy jest Indianin.

– Nie przypuszczałem, że ona tak to przyjmie.

– O czym właściwie mówisz?

Wszyscy, Jaskari, weterynarz i Sol, otoczyli Oko Nocy.

– O tym, że niedługo… mam poślubić Małego Ptaszka.

Wpatrywali się w niego zdumieni, aż wreszcie Jaskari nie wytrzymał i wybuchnął:

– Jak mogłeś być taki… – W porę przypomniał sobie, że Indianina nigdy nie wolno obrażać. – Przepraszam. Rozumiem, że wymagała tego twoja uczciwość, i o ile dobrze znam Berengarię, to ona cię sprowokowała. Tylko pora na to… No cóż, będziemy szukać dalej. Gdzie widziałeś ją ostatnio?

Oko Nocy wskazał kierunek, twarz miał przy tym jak wyrzeźbioną w kamieniu. Wszyscy wiedzieli, jak głęboka przyjaźń łączy go z Berengarią.

Poszli we wskazaną przez niego stronę, tylko weterynarz mruknął przez zęby coś o wygłupach nastolatków.

Sol ze złością kuksnęła go w bok.

– Zamknij gębę, ty zimny draniu, nic z tego nie pojmujesz, uczucia najbliższego namiętności zaznałeś pewnie wtedy, gdy dostałeś pierwszą wypłatę.

– Uciszcie się! – poprosił Jaskari. – Po raz ostatni spróbuję wezwać ją przez telefon.

– Najpierw zawołajmy – zaprotestował Oko Nocy. – Mnie przez telefon odpowiedzieć nie chciała.

Wspólnie zakrzyknęli głośno:

– Berengario!

Ich głosy rozpłynęły się po lesie. Ruszyli naprzód.

Nagle Sol się zatrzymała.

– Pst! Wydawało mi się, że coś słyszałam.

– Co?

– Nie wiem, może jakieś wołanie.

Jaskari wyjął telefon i zaczął mówić głosem nie znoszącym sprzeciwu:

– Berengario, to poważna sprawa, gdzie ty jesteś?

Ku ich wielkiemu zdumieniu otrzymali odpowiedź. W głosie dziewczyny dźwięczała radość.

– Jestem tutaj, widzę was!

– Gdzie?

– Tutaj, spójrzcie w górę.

Podnieśli głowy. Na tle nieba ujrzeli Berengarię, a obok niej wspaniałego olbrzymiego jelenia z przeogromnymi rogami. Ręka dziewczyny spoczywała na karku zwierzęcia, prawdę powiedziawszy dość nisko, bo w stosunku do niego była taka maleńka. Widok wprost teatralnie dramatyczny, w pełni godny Berengarii.

– Schodzimy na dół – oznajmiła przez telefon.

– Nie, nie – szeptem odpowiedział Jaskari, ogarnięty paniką. – Nie schodźcie!

Na zboczu dostrzegli kilka mrocznych cieni wdrapujących się pod górę do Berengarii. Cienie odwróciły się, spoglądając na dolinę, i wtedy ukazał się straszny błysk czerwonych ślepi.

– O Boże, nie – szepnął weterynarz i ręką zasłonił usta. Oko Nocy nie odezwał się ani słowem, ale twarz pobielała mu jak kreda.

Загрузка...